Odcinek 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25.08.2009 | 30.03.2023

— Sasuke... — usłyszałem ten ściszony, delikatny głos.

Poderwałem głowę do góry i moje oczy napotkały te piękne, porażająco niebieskie tęczówki.

Światło latarni padało z lewej strony na twarz Naruto. Dopiero teraz zauważyłem delikatne blizny na jego policzkach.

To znaczy - zauważyłem "coś" na jego twarzy w szkole, ale pomyślałem, że się pobrudził albo że to taki makijaż "na żarty".

Muszę przyznać, że te blizny dodawały mu uroku...

— Czego? — warknąłem, gdy w końcu ocknąłem się z transu.

Naruto założył ręce z tyłu głowy, wyprostował się i szeroko uśmiechnął, starając się ukryć zakłopotanie zaistniałą sytuacją.

— Nic, po prostu chciałem się przywitać i zapytać, co słychać? — powiedział z uśmiechem.

— A co może słychać? To samo co rano w szkole. — rzuciłem obojętnie.

— No w sumie masz racje... Ale w szkole nie byłeś zbyt rozmowny... — posmutniał i spuścił głowę.

— I raczej nie będę.

Chłopak spojrzał na mnie.

— Jak ramię? — zapytał.

Zaskoczył mnie.

Czyżby się troszczył?

— Dobrze, dzięki. — rzuciłem, odwracając głowę w przeciwną stronę, by nie patrzeć mu w oczy.

Przez chwilę tkwiliśmy w tej krępującej ciszy.

Nagle, poczułem, że przybliża się swoim ciałem do mojego.

— A udo? — wyszeptał mi prosto do ucha, tak jakby czuł, że nie chce, żeby ktokolwiek inny o tym usłyszał.

Już chciałem powiedzieć coś w tylu "odsuń się" czy "spadaj", ale gdy poczułem, jak przesuwa opuszkami palców po moim rannym udzie, zesztywniałem.

Pod wpływem impulsu, zapewne spowodowanego przez jego dotyk, odwróciłem głowę w jego stronę, a nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.

Jego oddech drażnił moje wargi, a opuszki jego palców przesuwające się po moim udzie doprowadzały mnie do szaleństwa i nie pozwalały się na niczym skupić.

Starałem się zachowywać normalnie, ale nie potrafiłem opanować drżenia ciała.

Naruto po chwili zauważył to i oderwał swoją rękę. Odsunął się.

— Przepraszam, nie chciałem sprawić ci bólu...

Ulżyło mi.

Na szczęście niczego nie zauważył.

— Ok. — rzuciłem, wracając do mojej "miny twardziela", obierając pełną kontrolę nad moim ciałem, co w jego obecności, było cholernie trudne.

*

Narracja: Naruto

Siedziałem z Akinori'm i Hikaru na ławce przy huśtawkach.

Nudziło mi się w domu, a sms od Hikaru, że mam wyjść przed dom, był dla mnie zbawieniem.

Rozmawialiśmy właśnie o meczu – Japonia vs Niemcy – kiedy usłyszałem głos Kiby.

Spojrzałem w jego stronę i zauważyłem, że nie jest sam tylko z... Sasuke.

Od razu przypomniałem sobie tę sytuację w szkole.

Dlaczego tak mnie potraktował? Nie przypominam sobie, żebym kiedyś go obraził... Pierwszy raz widziałem go w parku, potem tu... A potem w szkole. Co mogłem zrobić źle? Gdy spotkałem go tu pierwszy raz, już się tak zachowywał. Może go czymś uraziłem? Ale czym? Może tym, że w parku nie odezwałem się do niego słowem? A może tym, że na rozpoczęciu roku szkolnego nie powiedziałem nawet "cześć"?

Zauważyłem, że Kiba gdzieś odchodzi i zostawia Sasuke samego.

Teraz mam okazję! Zapytam go, o co mu chodzi.

— Sorka, zaraz wrócę. — rzuciłem w stronę chłopaków, a oni potaknęli głowami.

Wstałem z ławki i zacząłem iść w jego stronę.

Muszę przyznać, że im bliżej niego byłem, tym bardziej się wahałem i miałem ochotę uciec, dopóki mnie nie zauważył, ale wziąłem się w garść.

Gdy byłem już przy nim zaschło mi w gardle.

— Sasuke... — wydusiłem w końcu.

Chłopak poderwał głowę do góry i spojrzeliśmy sobie w oczy.

Muszę przyznać, że Sasuke jest... niezwykły.

Jego piękne, onyksowe oczy podkreślały długie i smoliste rzęsy, a kosmyki czarnych włosów wręcz idealnie kontrastowały z jego bladą cerą.

Nie widziałem jeszcze takiego chłopaka. Jakby urwał się z jakiegoś dopracowanego rysunku, idealny pod każdym względem.

— Czego? — warknął po chwili.

Gdy to usłyszałem moja determinacja nagle gdzieś wyparowała i nie wiedziałem, co powiedzieć.

Ta sytuacja była strasznie kłopotliwa...

— Nic, po prostu chciałem się przywitać i zapytać, co słychać? — rzuciłem zakłopotany, zakładając ręce z tyłu głowy, szeroko się uśmiechając... Jak idiota.

— A co może słychać? To samo, co rano w szkole. — rzucił obojętnie.

Nie ma co, zabłysłem...

— No w sumie, masz racje... Ale w szkole nie byłeś zbyt rozmowny... — rzuciłem, spuszczając głowę.

— I raczej nie będę. — powiedział.

Zastanawiałem się, co powiedzieć, kiedy nagle przypomniałem sobie o jego rannym ramieniu.

— Jak ramię? — zapytałem. Sasuke spojrzał na mnie zaskoczony.

— Dobrze, dzięki... — odpowiedział już spokojniej i odwrócił głowę w przeciwną stronę.

Już nie miałem szans na ciągnięcie tego tematu, ale była jeszcze jedna sprawa, która nie dawała mi spokoju.

Zbliżyłem się do niego, by nikt nas nie usłyszał i dotknąłem jego uda.

— A udo? — wyszeptałem mu do ucha.

Przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz dostanę od niego w pysk, bo spojrzał mi w oczy z takim dziwnym wyrazem twarzy i zaczął drżeć. Dopiero po chwili zorientowałem się, że wciąż dotykam jego uda, a jego ranna najprawdopodobniej jeszcze się nie zagoiła.

— Przepraszam, nie chciałem sprawić ci bólu... — powiedziałem i oderwałem rękę, odsuwając się.

— Ok. — rzucił, a jego wyraz twarzy wrócił do normy.

— A tak właściwie, co ci się stało? — zapytałem.

— Czy to ważne? — szepnął, powracając do turlania nogą kamieni na ziemi.

— Dla mnie ważne. — rzuciłem pewnym głosem, na co on podniósł głowę i spojrzał na mnie pytająco.

Dopiero teraz do mnie dotarło, jak to zabrzmiało.

— Znaczy... Wiesz... Nie, że ja coś tego, tylko tak... Z ciekawości. — mówiłem zakłopotany.

— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. — powiedział, a jego twarz nagle znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Widziałem na niej ogromną pewność siebie.

Już nie był tym Sasuke, którego pierwszy raz zobaczyłem w parku.

Przybliżał się do mnie coraz bardziej. Zrobiłem krok w tył, a on krok naprzód.

Nie wiem czemu, ale głównie byłem skoncentrowany na jego ustach.

Sasuke przejął całkowicie kontrolę nad sytuacją.

Teraz to ja drżałem.

— Boisz się mnie? — powiedział cichutko, dmuchając ciepłym powietrzem na moje wargi, przechylając głowę w bok tak jak do pocałunku.

Nasze twarze dzieliły góra trzy, może cztery centymetry. Po plecach przeszedł mnie dreszcz. Zadrżały mi ramiona.

Sasuke uśmiechnął się z satysfakcją.

— Jednak boisz. — zaśmiał się, odsunął się ode mnie, obrócił na pięcie i odszedł z powrotem pod drzewo.

Ja stałem jak słup soli, bo nie do końca dochodziło do mnie, co przed chwilą miało miejsce.

— I czego tak stoisz? Spadaj. — rzucił oschle, jakby nigdy nic.

Spojrzałem na niego zły.

— Nie przesadzasz czasem? Jestem przed MOIM domem i będę tu robić co mi się podoba.

— Przepraszam bardzo, pójdę gdzie indziej, nie będę stał pod TWOIM domem. — powiedział i już zaczął odchodzić, kiedy jakiś impuls kazał mi chwycić go za rękę, by mu się to nie udało.

— Poczekaj.

Sasuke spojrzał na mnie przez ramię.

— Na co?

*

Narracja: Sasuke

Już chciałem odejść, kiedy Naruto złapał mnie za rękę.

— Poczekaj. — powiedział spokojnie, a mnie przeszedł miły dreszcz spowodowany jego dotykiem.

— Na co? — rzuciłem szybko.

Naruto spojrzał na mnie, by po chwili przyciągnąć mnie do siebie. Wylądowałem w jego objęciach z jedną ręką na jego klatce piersiowej, a jedną dalej w jego dłoni.

Takiego obrotu spraw się nie spodziewałem.

— Uważaj na siebie. — powiedział i delikatnie przejechał palcami wolnej ręki po moim policzku.

Gdy to usłyszałem, moje dotąd zmrużone oczy, powiększyły się do rozmiarów talerzy.

Lekko rozchyliłem usta.

Moje serce biło jak oszalałe. Miałem wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Widziałem, że Naruto już chciał coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy głos Kiby.

— Ej, a co wy się tu tak jak jakieś pedały muskacie, co? — zapytał z poważną miną.

Automatycznie się od siebie odsunęliśmy.

— Nie pierdol bez sensu. — rzuciłem oschle w jego stronę, a on się roześmiał

— No przecież żartuje, jezz, wyluzujcie. — powiedział i podał mi cole. — A tak w ogóle to hej, Naru. — rzucił i na przywitanie, w charakterystycznym geście, zderzyli się zaciśniętymi pięściami. — Z kim tam siedzicie? — zapytał i wziął łyk coli.

— Z Akinori'm i Hikaru. Rozmawialiśmy o wczorajszym meczu... — odpowiedział Naruto, ale mimo to, że mówił do Kiby, cały czas patrzył na mnie

— Meczu? To było żałosne! Podania koszmarne, ja nie wiem, co oni na treningach robią. W połowie zasnąłem! — wyrażał swoją opinię Kiba. — Ej, Sasu, to chodź, pogadamy z nimi. Hikaru chyba jeszcze nie znasz, nie? — zaproponował, już odchodząc z Naruto.

— Sorka, ale ja już będę się zbierać. — rzuciłem.

— Czemu? — zapytał Kiba.

— Wiesz... Jak byłeś w sklepie dostałem sms od ojca, że mam wracać. — rzuciłem pierwsze co mi wpadło do głowy.

— Aaaa, ok. Przyjdziesz jutro po mnie przed szkołą?

— Tak, przyjdę. Na razie. — rzuciłem odwracając się i szybko idąc w stronę domu.

— Cześć... — usłyszałem zdziwiony głos Kiby za plecami.

Idąc, czułem wzrok Naruto na moich plecach.

*

— Wróciłem! — rzuciłem, wchodząc do domu.

— Witaj w domu, synku! — usłyszałem głos mamy. — Gdzie byłeś tak długo? — zapytała z troską, tuląc mnie na przywitanie.

— W okolicy. — rzuciłem.

— Sam? Po ciemku? — zapytała zdziwiona.

— Nie sam, z kolegami. A poza tym, mamo, nie jestem już dzieckiem.

— Aj, przepraszam, ty mój mężczyzno. — rzuciła, śmiejąc się i pogłaskała mnie po głowie. — Siadaj i opowiadaj, jak w szkole i co to za koledzy. — powiedziała, ciągnąc mnie za rękę do salonu. Usiedliśmy. Mama podała mi herbatę.

— W szkole dobrze. A koledzy z klasy mieszkają niedaleko. A gdzie jest ojciec i Itachi? — zapytałem.

— Wyszli jakiś czas temu do sklepu, zaraz powinni wrócić. A jak się nazywają koledzy?

— Kiba, Shino, Chouji, Naruto... — ostatnie imię prawie wyszeptałem.

— A ładne macie dziewczyny w klasie? — zapytała z uśmiechem, a ja zakrztusiłem się herbatą.

— Mamo... — zaczerwieniłem się i spuściłem głowę.

— Nie wstydź się! Matka powinna wiedzieć takie rzeczy. — powiedziała, chichocząc. — A właśnie, szukała cię jedna, bardzo ładna dziewczyna.

— Mnie? Jaka? — zdziwiłem się.

— Hinata-chan.

— Aaaaa... Mówiła coś? — zapytałem, biorąc łyk herbaty.

— Lubisz ją?

— Lubię. Jest miła. Pomagała mi przy zakupach do szkoły i też jest ze mną w klasie.

— To dobrze. Kazała tylko przekazać, że tu była. — powiedziała, a ja tylko potaknąłem głową. — Cieszę się, że tak szybko znalazłeś sobie przyjaciół. — powiedziała z uśmiechem. — A jak nauczyciele?

— Wychowawca jest w porządku. Reszta nauczycieli raczej też.

W tym momencie usłyszeliśmy otwierające się drzwi.

— Wróciliśmy! — usłyszałem radosny głos Itachi'ego.

— Witajcie w domu. — rzuciła z uśmiechem mama.

— Bra-ci-szeeek. — krzyknął i rzucił mi się na szyję. — Jak tam w szkole, co? Fajnie dziewczyny macie? — zapytał, śmiejąc się.

Spojrzałem na jego sztuczny uśmiech.

— Tak... Są. — rzuciłem z kamiennym wyrazem twarzy.

Nie czułem się najlepiej w jego uścisku, już nie...

— No to fajnie. — rzucił, śmiejąc się.

Pocałował mnie w policzek, uśmiechając się do mamy, na co ona odpowiedziała mu tym samym.

Mistrz sztucznego uśmiechu...

Itachi odszedł do ojca, pomagając mu wypakować torby.

— Ja idę na górę. — rzuciłem.

—Nie jesteś głodny? Kupiłem twoje ulubione dango[1]. — zapytał Itachi, wychylając się z kuchni.

— Nie jestem głodny. — rzuciłem, wchodząc na górę.

*

Wziąłem szybki prysznic, naszykowałem wszystko na jutro do szkoły i postanowiłem zapytać Hinaty co się stało, że u mnie była.

Napisałem jej sms.

Sasuke:
Byłaś dzisiaj u mnie. Stało się coś?

Hinata:
Nie, nie. Po prostu chciałam zapytać jak tam po pierwszym dniu szkoły, bo nie mieliśmy okazji porozmawiać.

To prawda. Hinata spędzała każdą przerwę na spotkaniach samorządu.

Sasuke:
A ok, dzięki. Nie zamęczą Cię tymi spotkaniami?

Hinata:
Mam nadzieje, że nie... A tak właściwie, gdzie byłeś cały dzień?

Sasuke:
Haha, jak to zabrzmiało. Z Kibą i chłopakami, mamusiu (* ^ ω ^)

Hinata:
Bardzo śmieszne. Ej, to prawda, że pokłóciłeś się z Naru?

Sasuke:
Co zrobiłem? Sorry, ale ja nawet z nim porządnie nie pogadałem.

Hinata:
No właśnie słyszałam... Więc?

Sasuke:
Kurde, kasa na fonie mi się kończy... Pogadamy jutro w szkole. Pa ☆ミ(o*・ω・)ノ

Hinata:
Oj, Sasuke, Sasuke... Papa ( ̄ω ̄;)

Skłamałem.

Po prostu nie miałem ochoty dzisiaj tego wałkować. Rozciągnąłem się wygodnie na łóżku, wsłuchując się w ciszę panująca w moim pokoju. Nagle przed moimi oczami pojawił się obraz Naruto, wpisującego swój numer do mojego telefonu.

Zdałem sobie sprawę, że on nie zna jeszcze mojego numeru. Wziąłem telefon do ręki i wszedłem na spis numerów. Puszczę mu sygnał.

Zjeżdżałem coraz niżej, mijając inne numery, aż najechałem na...

Naru ;*

Nie wiem czemu, ale uśmiechnąłem się sam do siebie. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.

Beep... Beep...

Rozłączyłem się. Odzew był natychmiastowy.

Naru ;*:
Kto tam? \( ̄▽ ̄)/

Sasuke:
Święty Mikołaj. Pod choinkę dostaniesz rower i czekoladę.

Naru ;*:
Sasuke, od kiedy robisz za świętego? (╯✧▽✧)╯

Sasuke:
O, kurde. Szybko mnie rozgryzłeś. Ciekawe... W rzeczywistości nie wyglądasz na tak inteligentnego.

Naru ;*:
Sasuke - zgryźliwy jak zawsze. ( ̄︿ ̄)

Sasuke:
Skąd Ty możesz wiedzieć jaki ja jestem "zawsze"?

Naru ;*:
Jeśli mi pozwolisz, to z chęcią odkryje, jaki jesteś zawsze. ( ' ▿ ' )

Sasuke:
Zastanowię się. A w ogóle - co Ty masz w tymi "buźkami"?

Naru ;*:
Lubię je (─‿‿─) A Ty nie?

Sasuke:
No raczej nie. Jak Ty mi się na telefonie zapisałeś? Jak ktoś to zobaczy to pomyśli, że jesteśmy ze sobą.

Naru ;*:
(=^・ω・^=)

Tsa, bardzo inteligentne.

Odłożyłem telefon na szafkę obok łóżka i podszedłem do okna.

Otworzyłem je. Wziąłem poduszkę i wygodnie ułożyłem się na parapecie.

W domach na przeciwko mnie światła świeciły się tylko w pojedynczych oknach. Na całej długości drogi świeciły latarnie oświetlające okolice.

Spojrzałem przed siebie.

W oddali widać było bardzo dobrze oświetlone najwyższe wieżowce, stojące w centrum Tokio. Tam, zapewne, mimo późnej godziny, dalej tętni życie. Tu na przedmieściach od czasu do czasu przejechał tylko jakiś samochód lub zaszczekał pies.

I to właśnie jest piękne...

*

Siedziałem w oknie jakieś dwie godziny, paląc papierosy i rozmyślając o tym, co się dzisiaj wydarzyło: jak omal nie przejechało mnie auto, jak poznałem Shino, Chouji'ego, Neji'ego, Ino, Sai'a, bliźniaczki T&T - Tayuya i Temari, jak planowaliśmy spotkanie w sobotę.

Wspólnie spędzony czas z chłopakami i mlekiem truskawkowym, poznanie "władczyni" szkolnej elity, spotkanie Naruto...

Tak, dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do udanych.

Ale tylko jedna sprawa nie daje mi spokoju...

Wybacz Kiba, że nie mogę powiedzieć ci prawdy.

Nie powiem ci przecież, że tak potraktowałem Naruto, bo inaczej... Nie dałbym rady.

Nie powiem ci, że specjalnie ubrałem moją dopracowaną do perfekcji maskę obojętności.

Nie powiem, że specjalnie raniłem Naruto, żeby go do siebie zrazić.

Musiałem go do siebie zniechęcić, jak najbardziej się da, byle tylko nie utrzymać wspólnego kontaktu.

Przepraszam Kiba, ale nie mogę Ci powiedzieć, że czuję coś do tego niego...

* * *

[1]Dango – tradycyjne japońskie kluski robione z mochiko, czyli mąki ryżowej, podobne do mochi. Często są serwowane z zieloną herbatą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro