Odcinek 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

12.09.2009 | 03.04.2023

Byłem zdziwiony zachowaniem Itachi'ego, ale postanowiłem, że nie odpuszczę. Wszedłem na górę i zerknąłem do jego pokoju. Wszystkie papiery leżały na biurku, a Itachi gorączkowo rozkładał zgniecioną przed chwilą kartkę.

To nie było takie ważne, co?

Po chwili wszedłem do mojego pokoju.

Przy najbliższej okazji dorwę tę kartkę...

*

Jak na tę porę roku dzień był wyjątkowo chłodny. Niebo było zachmurzone i nie wróżyło optymistycznego popołudnia.

Siedziałem w kuchni przy otwartym oknie, pijąc kawę i wsłuchiwałem się w rozmowy przechodni. Zdziwił mnie ich optymizm.

Pogoda nie daje powodów do radości, ciśnienie spada, a prognozy na najbliższy tydzień są dobijające. Ostatnio Japonii nie wychodzi w sporcie, o notowaniach giełd nie wspominając. W centrum budują kolejny bezsensowny pasaż handlowy, przez co drogi są zakorkowane, a metro zatłoczone bardziej niż zwykle.

Chociaż w sumie... dzisiaj piątek.

Na sobotnie popołudnie i niedzielę czeka większość Japończyków. Nigdy nie cieszyłem się na weekend, bo nie miałem co robić w czasie wolnym.

Ale jutro mam.

Spotkanie na mieście po szkole. Mam nadzieje, że będzie miło. Ale trochę się boję, Ino ćwierkała coś o wypadzie na zakupy i zabawieniu się w stylistkę. Mam nadzieje, że nie będę jej pierwsza ofiarą.

Lecz gdyby spojrzeć na to z drugiej strony... Mała zmiana raz na jakiś czas nie jest czymś złym, prawda? Jakaś kolorowa koszula albo...

NIE.

Nie, nie, nie, nie! Nie zamierzam udawać kogoś kim nie jestem.

Dopiłem kawę i włożyłem kubek do zmywarki.

Od rana myślałem o jutrzejszym wypadzie i o tym, że Itachi wczoraj... nie przyszedł. Zaraz po tym, gdy wziąłem prysznic, wybiegł z domu z torbą i płaszczem w ręku.

Gdy rodzice wrócili około dwudziestej drugiej, a jego dalej nie było, zmartwieni zadzwonili, a on odpowiedział, że mają się nie martwić, nocuje u kolegi.

Ciekawe u jakiego to kolegi nocuje.

Z tego co mi wiadomo nie ma przyjaciół w Tokio, a on nie jest typem osoby, która w tak krótkim czasie zaufałaby nowo poznanej osobie na tyle, by u niej nocować.

06:41

Będziemy się zbierać, Sasuke.

Po cichu pozbierałem swoje rzeczy, by nie obudzić rodziców i wyszedłem z domu.

*

— Może wziąć parasol? — zapytał Kiba, gdy już mieliśmy odchodzić spod jego domu.

— Jak chcesz. — rzuciłem w jego stronę, wyciszając telefon, by nie zrobić jakieś wpadki na lekcji.

— A co ty taki dziwny dzisiaj? — zapytał.

— Ja? Zdaje ci się. — odpowiedziałem mu, na co Kiba pokręcił głową z uśmiechem. Rzucił tylko "zaraz wracam" i pobiegł do domu, zapewne po parasol. Ja zostałem na zewnątrz i obserwowałem okolice.

W pewnym momencie usłyszałem motor nadjeżdżający z mojej lewej strony. Z ciekawości spojrzałem na niego, pomarańczowy kolor pojazdu rzucał się w oczy z daleka. W pierwszej chwili wydawał się dziwnie znajomy, ale stwierdziłem, że teraz co druga osoba w Japonii ma taki i muszę się mylić.

Obróciłem się w stronę Kiby, który właśnie wychodził z domu, kiedy kierowca owego pojazdu, przejeżdżając obok nas, zatrąbił.

Kiba z uśmiechem na twarzy pomachał odjeżdżającemu motorowi. Dopiero teraz zauważyłem, że kierowca ma na sobie mundurek naszej szkoły.

— Kto to był? — zapytałem.

— Jak kto? Naru. — odpowiedział mi i zaczęliśmy iść w stronę metro.

— On ma motor?

— No jak widzisz. Dojeżdża nim do szkoły. — odpowiedział mi i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnął w moim kierunku rękę. — Częstuj się.

Uśmiechnąłem się pod nosem i wyciągnąłem jednego papierosa.

— Od kiedy palisz wiśniowe Black Stons'y[1]? — zapytałem, kiedy Kiba odpalał mi papierosa.

— Od wczoraj. Po waniliowych mnie mdli. — odpowiedział, na co ja się zaśmiałem.

— I z czego rżysz? — zapytał, śmiejąc się. Ja nic nie odpowiedziałem, tylko wziąłem papieros do ręki i pokazałem mu język. Kiba na ten gest dał mi pstryczka w nos. — Ej, nie rób tak. Nie lubię tego. — powiedziałem z miną pięcioletniego, obrażonego dziecka.

— Oj, przepraszam, przepraszam. — śmiał się i poprawił mi szalik, którym nadal zakrywałem siniak.

Dziś jest chłodniej, więc szalik nie będzie wyglądał aż tak idiotycznie.

Po chwili, paląc papierosy i lejąc na spojrzenia wszechogarniającej nas publiki, ruszyliśmy w stronę metro.

*

— Shino, jaka rada na dzisiaj? — zapytałem w połowie drogi do szkoły.

Nigdy wcześniej o tym nie wspominałem, ale Shino dzień w dzień, w drodze do szkoły, daje nam jakąś radę czy maksymę, która nasuwa mu się na myśl zaraz po przebudzeniu i ma nam pomóc w przetrwaniu dnia.

Trochę to przerażające, ale zawsze zdaje rezultat.

Nie daj ponieść się emocjom. — odpowiedział mi.

— Czyli dzionek zapowiada się wesoło. — rzucił optymistycznie Chouji.

— Tsa, na pewno. — powiedział Kiba, marszcząc brwi.

Spojrzeliśmy na niego pytająco, na co Kiba tylko wskazał głową na budynek szkoły, a raczej na osoby stojące pod nim. — Wielki Książę Shikamaru na dzień dobry. — rzucił z przekąsem.

Nie daj ponieść się emocjom. — powtórzył Shino, ale było widać, że on też nie jest zadowolony z widoku Pana i Władcy Shikamaru.

Tylko Chouji starał się nie okazywać niezadowolenia.

— Jakby co to mnie łapcie. — rzuciłem w stronę chłopaków, gdy zobaczyłem, że Shikamaru szczerzy do mnie swoje kły.

— Tylko bez gwałtownych ruchów. — powiedział Kiba, wyprzedzając mnie. Shino ustawił się w mojej lewej strony, gdyż z tej strony mijaliśmy Shikamaru, a Chouji szedł za mną, obserwując sytuacje. Śmiesznie to musiało wyglądać, ale jeśli ten dupek odezwie się choćby jednym słowem, nie ręczę za siebie.

— No witam synów marnotrawnych. — rzucił z uśmiechem w naszą stronę.

Już chciałem wystartować w jego stronę, kiedy Shino ścisnął moją rękę i przyciągnął z powrotem. Spojrzałem na niego, a on tylko pokiwał głową na "nie".

— Witam Pana Nare. — rzucił w jego stronę Kiba, nie zatrzymując się.

— Po nazwisko to po pysku, Inuzuka. — odpowiedział mu Shikamaru niezadowolony nieposłuszeństwem Kiby.

— Nie każ mi cię krzywdzić. — odpowiedział mu Kiba, po czym weszliśmy do szkoły.

*

— Anielska cierpliwość, gratuluje. — rzuciłem w stronę Kiby, gdy staliśmy już pod klasą.

— Lata wprawy. — odpowiedział mi. — A ty się tak szybko nie dawaj sprowokować, bo to się może źle skończyć.

— Wiem, wiem, ale dzisiejszy dzień ogólnie mnie wkurwia. I ta pogoda i jeszcze ten czop na dzień dobry.

— Czop? — zaśmiał się Kiba. — Tego określenia jeszcze na niego nie mieliśmy.

— To będzie nowość. — rzucił Chouji, na co ja uśmiechnąłem się pod nosem.

— Jaka nowość? — zapytała Ino, podchodząc do nas z Temari, Hinatą i Tayuyą.

— Mamy nowe określenie na Shike, czop. — wytłumaczył jej Kiba, na co T&T wybuchnęły śmiechem.

— Idealnie do niego pasuje. — śmiała się Temari.

Jedynie Ino nie było do śmiechu. Rozumiem, ona siedzi w elicie, a tam jest też Shikamaru i nie wypada jej się śmiać z "kolegi".

Więc czemu nie wisi teraz na ramieniu Czop- eee, to znaczy Nary, jak wszystkie jego laski, tylko stoi tu z nami?

— Czemu nie siedzisz z nimi? — zapytałem ją.

— Jeśli chcesz, mogę odejść. — rzuciła po cichu i już zaczęła iść, kiedy złapałem ją za rękę.

— Nie o to chodzi. Mi nie przeszkadzasz. Pytam z ciekawości. — powiedziałem, na co ona tylko spuściła głowę.

— Jeszcze cię nie wezwali, co? — zapytała po chwili, a może raczej stwierdziła, Temari.

— Nie wezwali? — zapytałem zdziwiony. — A to ty kurwa psem jesteś, za przeproszeniem?

— Tylko nie "kurwa psem". Psy są fajne. — uderzył mnie Kiba. — Pokłóciliście się? — zapytał.

— Nie, nie. Wszystko w porządku... Wiecie, już nie umiem się doczekać jutrzejszych zakupów. — odpowiedziała po chwili ze sztucznym uśmiechem, zmieniając temat. Wszyscy wymieniliśmy spojrzenia.

No cóż... W tej kwestii jesteśmy bezsilni.

— Cześć wszystkim. — usłyszeliśmy głos Naruto.

Spojrzałem na niego. O dziwo nie spuścił wzroku. Podszedł do mnie i stanął przede mną.

— Możemy pogadać? — zapytał, patrząc mi w oczy, co wszystkich, łącznie ze mną, zaskoczyło.

— Możemy. — odpowiedziałem mu po chwili ciszy.

Naruto złapał mnie za rękę, przeprosił w naszym imieniu resztę i zaczął ciągnąć mnie w kierunku męskiej toalety.

"W naszym". Jak to dziwnie brzmi...

Przez całą drogę byłem wpatrzony w jego czuprynę. Zdarzyło mi się spojrzeć na jego tyłek, ale w miarę szybko się opamiętałem.

Dziwiło mnie jedno – jego opanowanie.

Otworzył drzwi łazienki, w środku nikogo nie było. Puścił moją rękę, obrócił się do mnie przodem i spojrzał mi w oczy. Dopiero teraz zauważyłem, że był niższy ode mnie.

— Chce pogadać.

— To już wiem.

— Ale nie wiesz o czym.

— Więc słucham.

— Czujesz coś do niej?

— Do kogo? — zapytałem zdziwiony.

— Do Sakury. — powiedział, na co ja początkowo zamarłem, a później wybuchnąłem śmiechem.

— Do tej dziwki!? Chyba kpisz.

— Nie mów tak o niej. — powiedział cicho. — Dużo o tym myślałem i chce tylko...

— Czego? — zapytałem, gdy przez dłuższą chwilę Naruto nic nie mówił.

— Jej szczęścia. — powiedział.

Byłem zaskoczony jego odpowiedzią.

— Możesz mi coś obiecać? — zapytał po cichu i spojrzał na mnie. Jego oczy napełniały się łzami. Stałem i patrzyłem w nie, nie mogąc nic z siebie wydusić. — Możesz czy nie? — zapytał po chwili, śmiejąc się, a ruchy policzków spowodowały, że łzy wypłynęły z jego oczu.

— Zależy co... — odpowiedziałem po cichu, dalej patrząc w jego oczy.

— Obiecaj, że jej nie skrzywdzisz. — rzucił, a mnie zamurowało.

— Co? — zapytałem z niedowierzaniem.

— Obiecaj. — powtórzył.

— Naruto, czy ty jesteś ślepy?! — nie wytrzymałem i krzyknąłem w jego stronę.

On tylko się uśmiechnął, dalej patrząc mi w oczy. Jego policzki robiły się coraz bardziej mokre.

Co on pierdoli!? Mam jej nie skrzywdzić!? Ona bawi się nim jak pluszowym, bezmózgim króliczkiem, a on co?

Miałem ochotę wykrzyczeć to, że... Sam nie wiedziałem co! Byłem w szoku.

Zabrakło mi słów i nie umiałem się uspokoić. Nie umiem nawet określić, co mnie tak rozzłościło. Czy to, że on broni tę różową szmatę, czy to, że jest taki głupi.

Potrząsnąłem głową i obróciłem się do niego plecami. Zakryłem twarz dłońmi.

— Nie rozumię cię, Naruto. — wydusiłem po chwili. — Czy ty tego naprawdę nie widzisz?! Nie widzisz co się dzieje!? Jesteś jedną z wielu zabawek w jej rękach! Ty jeszcze chcesz jej szczęścia!? Brałeś coś!? — krzyczałem w jego stronę. Stałem przed nim i dyszałem ze złości. A on? Nic. Dalej stał z tym niezrozumiałym dla mnie uśmiechem na twarzy.

— Masz ładne rzęsy. — powiedział po chwili, co zupełnie wyprowadziło mnie z równowagi.

— Co? — zapytałem.

— Rzęsy. Te włoski na powiece. — odpowiedział mi i jeszcze bardziej się do mnie uśmiechnął.

Złapałem się za głowę i potrząsnąłem nią.

Nie... Ja chcę się obudzić!

— On coś brał, on coś brał, on naprawdę coś brał... — mówiłem sam do siebie. Naruto zbliżył się do mnie i chciał złapać moją twarz w swoje dłonie, ale odepchnąłem je.

— Nie, nie, nie. Zostaw mnie. — powiedziałem i położyłem rękę na czole. Zamknąłem oczy.

Wdech, wydech, wdech, wydech...

— Więc? — zapytał po chwili.

— Co "więc"?

— Obiecujesz? — zapytał mnie ponownie.

— Jesteś niemożliwy. — powiedziałem już spokojniej. — Co za idioci cię robili? — zapytałem po cichu, na co on spuścił wzrok.

Pokręciłem tylko głową, ominąłem go i wyszedłem z łazienki.

— Sasuke, proszę! Ona cię kocha! — krzyknął i w ostatniej chwili złapał mnie za rękę.

— Naruto, nie. Zostaw mnie. — zażądałem i starałem się wyrwać moja rękę z jego.

— Nie! — wrzasnął i szarpnął moja rękę, przez co z powrotem znalazłem się w łazience na dodatek w jego ramionach.

— Obiecaj! — krzyknął, oplatając mnie rękoma i wtulając się w moją pierś. — Obiecaj, obiecaj, obiecaj... — cicho prosił.

Moja koszula robiła się coraz bardziej wilgotna przez jego łzy. Wydawał się teraz taki bezsilny, kruchy...

— Dlaczego ci tak zależy? — zapytałem po chwili, delikatnie odpychając go od siebie.

— Bo ją kocham. — odpowiedział i spojrzał na mnie zapłakanymi oczami.

Gdy mówił "kocham", aż ścisnęło mi w gardle i poczułem ogromny smutek. Już chciałem coś powiedzieć, kiedy w drzwiach łazienki pojawił się Kiba.

Stał, opierając się o framugę drzwi z rękoma w kieszeni.

— Nie chce przerywać tej podniosłej chwili, ale ludzie na zewnątrz trochę się niepokoją. — powiedział po cichu, patrząc na nas.

— Kiba ma racje. — rzuciłem i odepchnąłem Naruto od siebie, nawet na niego nie patrząc.

Ominąłem Kibe i zostawiłem ich samych w łazience.

*

Czwarta lekcja.

Siedzę jak na szpilkach, nie potrafię się na niczym skupić, złamałem długopis z nerwów, a jedyna rzecz, która mogłaby ukoić moje stargane nerwy to kubek łagodnej kawy.

Nie, lepiej nie. Lepiej od razu walnijcie mnie maczugą.

— Sasuke! — usłyszałem nagle głos nauczyciela, Kabuto.

— T-Tak?

— No nareszcie. Odpowiesz mi na moje pytanie? — zapytał, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę.

Pytanie? Jakie kurwa pytanie?

Już czułem zbliżająca się pałę do dziennika, kiedy Naruto podsunął mi kartkę. Spojrzałem na nią: co to jest biosfera.

— Aaa... Biosfera! Eee... To znaczy... To jest ten, no... — jąkałem się, patrząc na zdenerwowanego nauczyciela, kiedy Naruto podsunął mi drugą kartkę: w jej skład wchodzą wszystkie organizmy żyjące. Obejmuje litosferę, hydrosferę i dolne warstwy atmosfery. — W jej skład wchodzą wszystkie organizmy żyjące. Obejmuje litosferę, hydrosferę i dolne warstwy atmosfery. — powiedziałem jednym tchem.

— Dobrze. Dalej, biogeografia zajmuje się badaniem biosfery, która dzieli się na neografie roślin i geografię zwierząt. Biocenoza są to wszy... — tłumaczył dalej Kabuto.

Ja złapałem się za pierś i odetchnąłem z ulgą.

Spojrzałem w stronę mojego wybawcy. Uważnie słuchał nauczyciela, nie zwracając na mnie uwagi.

Złapałem za jedną z kartek, którą mi podsunął.

Dzięki – napisałem i podsunąłem mu ją.

Nie ma za co – odpisał mi. Nie chcę się wtrącać, ale jakieś 20 minut temu podyktował notatkę do zeszytu, a z tego co widzę, to jej nie masz.

A co ci do tego? Ja sobie poradzę i bez jego notatki.

Dlaczego dzisiaj jesteś taki wytrącony z równowagi?

Ktoś mnie z niej rano wytrącił. – napisałem mu. Gdy to przeczytał, spuścił głowę.

Przepraszam, trochę mnie dzisiaj poniosło...

"Trochę"?

Wiem, wiem, przepraszam. Możemy kiedyś pogadać na spokojnie jeszcze raz?

Nie, nie możemy. Chyba że masz jakiś ciekawszy temat.

Ale my nie mamy innych tematów.

O, widzisz, już mamy jeden.

Jaki?

Brak wspólnych tematów. – odpisałem mu, kiedy zadzwonił dzwonek.

Zanim Naruto zdążył mi odpowiedzieć, wziąłem swoje rzeczy i wyszedłem z sali.

— Jaka teraz lekcja? — zapytałem Kiby, podchodząc od niego.

— Tyyy, nieźle się wkopałeś na lekcji. — rzucił Chouji.

— Na chwilkę się wyłączyłem.

— Haha, szczere. Teraz angielski. — odpowiedział mi Kiba.

— Ok, to chodźcie pod sale. — rzuciłem w stronę chłopaków, kiedy nagle zostałem "wezwany".

— Uchiha! Przyczołgaj tu swój nędzny odwłok. — usłyszałem głos Shikamaru.

Siedział na parapecie pod oknem. Kilka osób, słysząc te słowa, stanęło z boku i obserwowało obrót akcji.

— Sasuke, siedź tu. — powiedziała Tayuya, łapiąc mnie za rękę. — On chce cię sprowokować.

Spojrzałem na nią.

Nagle poczułem mały przypływ... Adrenaliny?

Uśmiechnąłem się do niej.

— Ohoho, uśmiech psychicznej pielęgniarki, nie podoba mi się to. — usłyszałem Neji'ego, ale nim zdążył mnie zatrzymać, wyrwałem rękę z dłoni dziewczyny i ruszyłem w stronę Shikamaru.

— Sasuke, wracaj, nie warto. — zawołał za mną Kiba.

Nie posłuchałem go i przyspieszyłem kroku. Stanąłem przed Shikamaru. Po jego obu stronach stały dwie dziewczyny – pierwowzory Barbie.

— Słucham, IDIOTO. — rzuciłem w jego stronę z kpiącym uśmiechem, akcentując słowo idioto. Shikamaru spojrzał na mnie zniesmaczony. Wokół nas, zbierało się coraz więcej ludzi.

Nagle Shikamaru odepchnął swoje "partnerki", zeskoczył z parapetu i stanął przede mną.

— Słyszałem, że źle potraktowałeś moją damę.

— Damę? — zapytałem z uśmiechem.

— Tak, moją Sakurę-chan.

— Ooo, to jest według ciebie dama? Nooooo tak, faktycznie, ideał. Szkoda, że między wami się nie układa.

— Nie układa? Jest wręcz bajecznie.

— Tak? Ciekawe, która część waszego związku jest bajeczna, skoro ta twoja dama rzuca się na pierwszego, lepszego faceta. Chyba masz jakieś niedociągnięcia tu i ówdzie. — rzuciłem w jego stronę, na co się skrzywił, a to wywołało u mnie ogromną satysfakcję.

— Hej, chłopaki, przestańcie. — prosiła Hinata, ciągnąc mnie za rękaw.

Odeszliśmy kawałek, kiedy Shikamaru zawołał:

— Oooo, właśnie. Hinatko, co się stało? Już mnie nie kochasz? Nie pamiętasz jak było bajecznie? — zapytał. — Chyba moje możliwości cię przerosły, skoro rzucasz się na taki tani towar. — zaśmiał się i kiwnął głową na mnie.

Spojrzałem na Hinate. Stała do nas tyłem ze spuszczoną głową, coraz bardziej zaciskając palce na moim rękawie.

— No to słucham? — śmiał się. — Ach, rozumiem! Jestem dla ciebie za ostry, co? Nie jesteś w stanie mnie ujarzmić? — zakpił z dziewczyny.

Widziałem, że stan Hinaty po każdym jego słowie się pogarsza.

— Dobra, Shika, starczy. — powiedział Kiba, podchodząc do nas.

Objął Hinate i odsunął ją od niego.

— Hinata! Kiba też? — zdziwił się Shikamaru. — I kto by pomyślał, że przewodnicząca szkoły jest taką puszczalską szmatą. Kuzyna też obrabiałaś? — śmiał się.

Wkurzyłem się.

Ze mnie może się naśmiewać ile ta jego szpetna morda będzie chciała, ale od moich przyjaciół wara.

Wyprostowałem się i spojrzałem na niego z poważnym wyrazem twarzy. Nagle wokół zrobiło się cicho.

— O, pedałek się obudził. Poopowiadasz mi jakieś pikantne szczegóły z waszego pożycia? Aj, zapomniałem... Przy takich znajomych nie można przeżyć niczego pikantnego. To może... Pójdziesz na taki układ: pozwolę ci zrobić mi loda. Gwarantuje, że to będzie najbardziej seksowne przeżycie w twoim życiu. Jeśli chcesz, Kiba i Hinatka mogą się dołączyć. — śmiał się w moja twarz.

Teraz puściły mi nerwy.

Obróciłem się do niego plecami. Przelotnie spojrzałem na dziewczyny wokoło.

— Panie, wybaczcie. — rzuciłem w ich stronę, na co wszyscy spojrzeli na mnie pytająco.

Szybkim i zdecydowanym ruchem obróciłem się w stronę Shikamaru i uderzyłem go z całej siły pięścią w twarz. Upadł na ziemię.

Całe to zajście wywołało ogromne poruszenie wśród widzów.

Spojrzałem na moją pięść, potem na Shikamaru. Złapałem go za koszule i podniosłem na moją wysokość. Jego twarz była cała umazana krwią, która ciekła mu z nosa. Wszyscy na ten widok aż pisnęli.

Shikamaru mimo tego, dalej miał na twarzy ten kpiący uśmiech.

— No, Sasuke... Widzę, że lubisz na ostro. — śmiał się.

— Zaraz ściągnę ci ten uśmiech z twarzy. — syknąłem w jego stronę i ponownie zamachnąłem się w jego stronę, kiedy Kiba złapał moją rękę i pociągnął mnie do tyłu.

— Sasuke, wyluzuj! — wrzasnął, próbując mnie utrzymać, ale wyrwałem się z jego uścisku i ponownie uderzyłem Shikamaru, na co tym razem tylko się zachwiał.

Krew z jego ust prysnęła na białą ścianę korytarza. Spojrzał na mnie i wypluł krew, znajdującą się w jego ustach, na ziemię.

— No to się zabawimy. — rzucił i zaczął iść w moja stronę.

Zamachnął się ręką, którą w porę zdołałem zatrzymać i wykręciłem ją tak, że teraz ja znajdowałem się za Shikamaru. Kopnąłem go w plecy, po czym wylądował na ścianie. Ruszyłem w jego stronę, kiedy jedną moja rękę złapał Kiba, a drugą Chouji i pociągnęli mnie do tyłu.

— Sasuke, wystarczy! — krzyczał Chouji, kiedy próbowałem wyrwać się z jego uścisku.

Po chwili mi się to udało, ale zostałem zatrzymany przez nauczyciela, Ibiki'ego, tym razem skutecznie. Złapał moja lewą rękę i wykręcił mi ją do tyłu, a ja poczułem, jak przeskakują mi kości.

Spojrzał na zbiorowisko uczniów, potem na mnie, a na końcu na zakrwawionego Shikamaru, który stał pod ścianą, uśmiechając się.

— Wytłumaczy mi któryś, co tu się dzieje? — zapytał spokojnie nauczyciel, dalej trzymając moją rękę.

— Sasuke się nudził. — rzucił Shikamaru, śmiejąc się.

— Żebyś zaraz ty się nie znudził. — wysyczałem i już chciałem ponownie go uderzyć, kiedy Ibiki złapał moją drugą rękę.

— Uspokój się, Sasuke. Chodź stąd. — powiedział do mnie i pociągnął mnie w stronę sali od chemii.

*

— Co się stało, Sasuke? — pytała mnie po raz kolejny dyrektorka szkoły, Tsunade.

— To, co widać.

— Sasuke... — uspokajał mnie Kiba.

Siedziałem już drugą godzinę w sali razem z Kibą, Ino, Chouji'm, Shino i Hinatą.

Tsunade spojrzała na mnie, a potem na Kibe.

— Kto zaczął? — zapytała go.

— Książę, jak zawsze. — odpowiedział jej.

Tsunade pokręciła głową.

— Och, dzieciaki, dzieciaki... — mówiła do nas zrezygnowana, siadając na krześle obok mnie.

— Ja wiem, że z Narą zawsze takie problemy, ale czegoś takiego jeszcze nie było. Co się stało, Sasuke?

— Nie pozwolę by ten śmieć wyzywał moich przyjaciół. — odpowiedziałem jej.

Dyrektorka spojrzała na nas wszystkich. Hinata pod wpływem jej wzroku spuściła głowę. Przez ten gest Tsunade już wiedziała, o co chodzi.

— No dobrze. — powiedziała optymistycznie i wstała. Spojrzałem na nią zdziwiony. — Z racji, że to twój pierwszy raz, dam ci spokój. Nie wiem co powie na to Nara, bo chyba złamałeś mu nos... Ale jakby co, to dostałeś jakąś karę. — rzuciła w moją stronę, a ja, zdziwiony jej zachowaniem, nie wiedziałem, o co chodzi. — Ale następnym razem, Sasuke, spróbuj się powstrzymać, bo gwarantuje ci, że to nie był pierwszy i ostatni raz, kiedy Nara będzie cię podpuszczać. Wierz mi, wiem to z doświadczenia. Rozumiemy się?

— Tak, pani dyrektor. — opowiedziałem po chwili ze skruchą. Spojrzała na resztę. Odpowiedzieli to samo.

— No ja mam nadzieję, bo następnym razem będę musiała zawiesić cię w prawach ucznia. — rzuciła ze znudzonym wyrazem twarzy, przeglądając jakieś papiery porozrzucane na biurku. Po chwili przesunęła je i usiadła na nim.

— A tak to, co słychać? Jedziecie na wycieczkę? — zapytała, śmiejąc się.

— Eee... — tylko tyle zdołałem z siebie wydusić.

Kiba zaczął się ze mnie śmiać.

— Tak, jedziemy. A u nas po staremu. — odpowiedział za mnie, a wszyscy mu przytaknęli.

— A jak Naruto? Polepszyło mu się? — zapytała nas po chwili.

— No raczej tak. — odpowiedział jej Chouji.

— To dobrze. Już się bałam, że z powrotem wyląduje w szpitalu... — powiedziała zmartwiona.

— Nie, tym razem nie było aż tak źle. — pocieszył ja Kiba.

W szpitalu? O co chodzi?

— No to dobrze... Dobra, wracajcie na lekcje. — rzuciła, ale po chwili spojrzała na zegarek. — Do dzwonka zostało dwadzieścia pięć minut... ile macie jeszcze lekcji? — zapytała nas.

— Zero. — odpowiedziała jej Ino.

— Dobra, niech stracę. Idźcie już do domu. — powiedziała, na co wszyscy odetchnęli z ulgą. — I niech nigdy więcej taka sytuacja jak dzisiaj się nie powtórzy, rozumiemy się, Sasuke? — zapytała, grożąc mi palcem.

— Oczywiście. — odpowiedziałem, a Tsunade uśmiechnęła się z satysfakcją.

— Oj, dzieciaki, dzieciaki... — zaśmiała się i poczochrała mi włosy. — Do jutra! — pomachała nam, wychodząc z sali.

— Do widzenia! — opowiedzieli jej chórem.

Tylko ja byłem trochę zdezorientowany.

— Teee... Młody, zbieramy się. — zawołał do mnie Kiba, kiedy w ogóle nie ruszyłem się z miejsca.

— Ona tak zawsze? — zapytałem.

— Nooo, to klawa babka jest. Ale nie naskrobaj sobie drugi raz, bo poznasz jej mroczne oblicze. — machał mi palcem przed twarzą Kiba.

— Bardzo śmieszne... — rzuciłem i pacnąłem go w głowę.

— A mówiłem "Nie daj ponieść się emocjom". — powiedział Shino.

— Shino?

— Hmm? — zapytał.

— Zamknij się. — odpowiedziałem mu.

Wszyscy razem wyszliśmy z sali.

*

W drodze do naszej budki z mlekiem, wszyscy się śmialiśmy.

Z byle czego.

Z tego, że na wystawie sklepowej stoi manekin.

Z tego, że drzewo rośnie.

Czy z tego, że ludzie chodzą i mają dwie ręce.

Mimo wydarzeń dzisiejszego dnia staraliśmy się o tym nie myśleć i zachować jak najwięcej pozytywnej energii.

W końcu - dzisiaj piątek.

Jutro idziemy na miasto.

A za tydzień w poniedziałek... Wycieczka.

* * *

[1]Black Stons – marka papierosów, charakteryzująca się ciemnobrązową bibułką, a nie tak jak u zwykłych papierosów - białą. Yasu z mangi/anime NANA je uwielbia; Z tego co mi wiadomo są wiśniowe, waniliowe i wiśniowe z miętą czy jakoś tak. - not. od autorki - Shoko Yoshida

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro