Odcinek 20 cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

13.10.2009 | 13.04.2023

Jaki ze mnie idiota. Uciekłem! A mogłem po prostu wybuchnąć śmiechem i w ten sposób ukryć zażenowanie. Teraz to musiało zajebiście wyglądać... Ale mogłem też... Skorzystać z okazji. Był tak blisko, mogłem go pocałować! Niby na pożegnanie, przypadkowo i z uśmiechem odejść. Pewnie wziąłby to za żart... Matko... Ja tylko przejechałem moimi wargami po jego ustach. Tylko o nie zahaczyłem! Ale to było takie... Słodkie i niewinne. On ma takie delikatnie usteczka!

Rozmarzyłem się, ale jednocześnie mogłem napluć sobie brodę, za to, że tam nie zostałem.

Wbiegłem do domu. Otwierając drzwi, wleciałem na Itachi'ego.

— A ty co taki napalony? — zapytał, unosząc brew.

— J-j-j-j-a-j-aa-ja? — jąkałem się. — Niby cze-emu?

— Jesteś cały czerwony, a twoje oczy wyglądają jakbyś się czegoś ostro naćpał. Mówiłem ci już parę razy, że nie masz palić tych najmocniejszych fajek. — rzucił obojętnie i wszedł do kuchni.

Itachi wie, że palę. Trochę go to drażni, ale nigdy nie wydał mnie przed rodzicami.

Ja stałem w przedpokoju, niedokładnie rozumując, co się stało. Po chwili dotknąłem swoich policzków, wręcz parzyły.

— Ale-alellale to nie to-to! — krzyknąłem w jego stronę, kiedy ze znudzoną miną nalewał sobie kawy.

— To co? — zapytał spokojnie.

— No bo ja pocało-

E! CHWILA! SASUKE, NIE WYGADAJ SIĘ!

— Co zrobiłeś? — zapytał, przyglądając mi się.

— Eeee... Bo ja... Biegłem! I dlatego jestem czerwony.

— A oczy? Z czego takie duże? — kontynuował, pijąc kawę.

— Oczy z... Z... Eee... No z papierosów jak mówiłeś. I w ogóle w Tokio dziwne powietrze i mi oczy drażni. — tłumaczyłem, nerwowo chichocząc.

Itachi przyjrzał mi się z inteligentną miną.

Cicho, Itachi analizuje. Zaraz usłyszę jakąś twórczą dedukcje. Sasuke, oto twoja chwila prawdy.

— Aha. — rzucił po chwili. Odetchnąłem z ulgą.

Usiadłem przy stole naprzeciwko niego, sięgając obiema rękami po dzbanek z kawą, jak małe dziecko po kubeczek, kiedy Itachi mi go zabrał. Zrobiłem minę zawiedzionego pięciolatka.

— Lepiej zrób sobie herbatkę na uspokojenie, bo większej bzdury jak ta nigdy nie słyszałem. — syknął.

Ups...

Itachi, razem z dzbankiem, wyszedł z kuchni. Skrzywiłem się. Zrezygnowany wyciągnąłem ręce wzdłuż stołu i położyłem się na nim. Nagle poczułem wibracje, spojrzałem w bok. Itachi zostawił na stole swój telefon. Wychyliłem się lekko, żeby zobaczyć nadawcę wiadomości.

Skarb ;* 

PRZESYŁA WIADOMOŚĆ

SKARB?!

Wręcz rzuciłem się na telefon. Prawie miałem go w rękach, kiedy nagle do kuchni wbiegł Itachi i błyskawicznie zwinął telefon ze stołu. Ja zjechałem na ziemię.

— Jeden, zero dla mnie. — rzucił wychodząc z kuchni i pokazał mi język.

Pozbierałem się z ziemi i rzuciłem się w pogoń za nim. Itachi wbiegł po schodach na górę i zamknął drzwi swojego pokoju przed moim nosem. Usłyszałem tylko ciche chichotanie zza drzwi.

— Dopadnę cię gnoju! — wrzasnąłem.

— Taa... Na pewno. Prędzej wieprzki będą fruwać. — śmiał się.

— To ty latasz? — zakpiłem.

Nagle śmiech Itachi'ego ucichł. Stałem przed drzwiami, czekając na odpowiedź. Po chwili drzwi się otworzyły, a Itachi wychylił się z poważną miną.

Przestraszyłem się.

Podszedł do mnie dwa kroki, a ja dwa kroki się odsunąłem. Jednym ruchem przydusił mnie do ściany i z powagą spojrzał mi w oczy. Przełknąłem ślinę. Podniósł rękę do góry, tak jakby chciał mnie uderzyć. Spiąłem się.

Po chwili poczułem tylko jak daje mi pstryczka w nos. Otworzyłem oczy. Itachi stał naprzeciwko mnie w bananem na twarzy.

Wkurzyłem się.

Chciałem złapać go za te długie kudły, ale ponownie zwiał do pokoju, zamykając mi drzwi przed twarzą.

— Dwa, zero dla mnie! — krzyknął.

Małpa.

*

Stałem właśnie w łazience i szorowałem ząbki. Czas na podsumowanie dzisiejszego dnia.

Spotkanie z Naruto było... No nie powiem, że straszne. Było słodko. Szczególnie wtedy, kiedy Naruto obkleił się tym wielkim lizakiem, którego kupiliśmy na Harajuku. I wtedy, kiedy wystraszył się klauna przed McDonald'em. I też wtedy, kiedy przytulał tego małego kotka, który pałętał się na stacji. I wtedy, kiedy chciał sobie zrobić ze mną zdjęcie. Oczywiście się nie zgodziłem, bo na zdjęciach wychodzę koszmarnie, ale zrobił wtedy taką słodką, obrażoną minkę. I wtedy, gdy stałem przed nim na tej polnej drodze, jego blond czupryna tak pięknie prezentowała się na tle zachodzącego słońca...

I wtedy, gdy na pożegnanie poczułem jego wargi... Ale "to tylko wada serca...", te słowa odbijały się w mojej głowie.

Co mi odbiło? Rzuciłem się pod ciężarówkę?! Dla kogoś takiego?! Znam go kilka dni, co chwilę się z nim kłócę, a chciałem go uratować, narażając własne życie?! A po tym wszystkim jeszcze na niego nawrzeszczałem...

Jestem dziwny. Cholernie dziwny. I tak beznadziejnie zakochany...

Podniosłem głowę i spojrzałem w lustro.

Czy ja właśnie pomyślałem zakochany?

*

Wstałem dziesięć po szóstej. Zrobiłem wszystko wokół siebie i zszedłem na dół, by napić się kawy.

W salonie znalazłem Itachi'ego, zasnął na stole z okularami na nosie i stosem papierów wokół siebie. Przypomniała mi się sytuacja z wczoraj, te nasze "rodzinne gierki", dziecinne zabawy. Brakuje mi tego. Mimo że prawie mam szesnaście lat, to chciałbym go wziąć przed dom i obrzucić go błotem, poskakać po kałużach, albo zakopać go w liściach. Powygłupiać się ze swoim starszym bratem.

Ale chyba już nie będzie takiej możliwości, jesteśmy na to już trochę za starzy. A nasze relacje nie wyglądają za ciekawie. Kiedyś wiedzieliśmy o sobie wszystko. A teraz? Nie pamiętam już, kiedy ostatnio tak szczerze i długo gadaliśmy o... Wszystkim.

Wszedłem do kuchni i zrobiłem dwie kawy. Jedną postawiłem na stoliku obok Itachi'ego i szturchnąłem go lekko. Otworzył oczy.

— Wstawaj. — rzuciłem. Itachi podniósł głowę i ziewnął.

Wygląda zabawnie, kiedy był taki zaspany.

— Dzięki... — rzucił i wziął łyk świeżej kawy.

Uśmiechnąłem się. Zwykła, braterska opiekuńczość.

Wszedłem do kuchni dokończyć moją kawę.

Dziś dowiemy się coś na temat wycieczki i to mnie w pewnym stopniu cieszy.

*

Staliśmy pod klasą czekając na wychowawcę. Było już jakieś dziesięć minut po dzwonku, ale to fizyka, lekcja z Kakashi'm. A on zawsze się spóźnia wymyślając jakieś genialne usprawiedliwienie typu: kibel się zatkał, woźny jest starszym człowiekiem, a on jest młody i musiał mu pomóc.

Ta, na pewno, a w rzeczywistości siedział z nogami na biurku w pokoju nauczycielskim, wsuwając batonik i czytając romansidła.

Ale i tak go kochamy.

Cieszy mnie to, że jest taki, a nie inny – luźny, nowoczesny i młody. Wszyscy nauczyciele chodzą po naszej szkole ubrani jak na pogrzeb, a on ostatnio przyszedł w neonowo-zielonych tenisówkach z dwoma niebieskimi pasemkami we włosach.

Nie dziwie się, że dziewczyny ślinią się na jego widok.

Ale jemu, mimo tych romansideł, romanse nie w głowie, jest od pięciu lat żonaty i ma czteroletnią córeczkę, Kumiko-chan.

I życzę im jak najlepiej.

— Sasuke! — usłyszałem jak ktoś mnie woła.

Nim zdążyłem się obrócić, czy cokolwiek zrobić, poczułem delikatne usta na policzku. Zesztywniałem. Nagle w moje nozdrza wdarł się ten zapach, przez który mój mózg i ciało wariuje.

— N-Naruto? — zapytałem zszokowany. — C-Co robisz?

— Daje całuska w ramach podziękowania. — rzucił z uśmiechem, gdy już odkleił się od mojej twarzy.

— Z-za co? — zapytałem.

Czułem, jak ciśnienie mi wzrasta i jak robię się czerwony. Serce chciało wyskoczyć mi z piersi.

— Zapomniałem podziękować ci wczoraj za herbatę! Gdy wróciłem do domu, to sobie przypomniałem, a nie miałem nic na telefonie i nie mogłem napisać ci SMS z podziękowaniami. Nie dawało mi to spokoju i od razu jak cię zobaczyłem to sobie o tym przypomniałem. — tłumaczył, słodko wymachując przy tym rękoma.

— A-aha. — wykrztusiłem cienkim głosem. Naruto tylko uśmiechnął się od ucha do ucha.

— Nooo, to wchodźcie do klasy. Przepraszam za spóźnienie. — powiedział Kakashi, gdy pojawił się przy sali.

Ja dalej wpatrywałem się w Naruto.

— Teee, anorektyk, do klasy. — pchnął mnie Kiba.

— Nie mów tak do mnie... — warknąłem po chwili.

*

— Ok, więc na wycieczkę jedziemy teraz w poniedziałek. — rzucił optymistycznie Kakashi, a po klasie rozniosło się głośne "juhu!!". — Wyjeżdżamy o godzinie... Piątej. — powiedział, a chwilowy wybuch optymizmu zamienił się w jęk niezadowolenia. — O ósmej powinnyśmy być na miejscu, na śniadaniu. Wtedy dostaniecie klucze do pokoi i się rozpakujecie.

— A jak nas przydzielono? — zapytał ktoś w przednich ławek.

— Aaa, już. Więc tak... Zajmiecie cztery sześcioosobowe pokoje. Pierwszy pokój, Shikamaru, Naruto, Hikaru, Isamu, Sai i Hajime. — wyczytał Kakashi.

Rozejrzał się po klasie, czy nie słychać żadnych sprzeciwów. Gdy nikt się nie odezwał ponownie spojrzał na kartkę.

— Pokój drugi, Hinata, Ayano, Temari, Tayuya, Seki, Yoko. — wyczytał i ponownie rozejrzał się po klasie.

Dziewczyny wymieniły się spojrzeniami i zaczęły piszczeć, co znaczyło, że są z takiego przydziału zadowolone. Kakashi uśmiechnął się pod nosem.

— Pokój trzeci, Kiba, Sasuke, Neji, Lee, Shino, Chouji.

Spojrzeliśmy na siebie. Kiba uśmiechnął się, pokazując nam rząd białych ząbków. Mi też taki układ pasuje.

— Pokój czwarty, Ino, Sakura, Sadako, Yaeko, Michi, Norie. Ok, to tyle z pokoi. Jakieś pytania do tej kwestii? — zapytał z uśmiechem nauczyciel.

Spojrzeliśmy na Ino, która na nieszczęście wylądowała z Sakurą i z resztą klasowych Barbie w pokoju, nie wyglądała na zadowoloną.

— Ok, jak nie ma pytań to dalej. Plan ogólny wygląda tak, poniedziałek przyjazd, czwartek powrót. W poniedziałek zapoznamy was tylko z planem zwiedzania i damy wam dzionek wolny, bo raczej nie będziecie chętni do nauki po trzech, może czterech godzinach jazdy. Ale żeby mi się czasem któryś nie zgubił. — pogroził nam palcem. — We wtorek wstaniemy około siódmej. O ósmej śniadanie i zaraz po śniadaniu pójdziemy zwiedzać... Obiekty górskie. — czytał z kartki. — Potem trochę się nasłuchacie... Bla, bla, bla... I test. — rzucił optymistycznie.

— Z czego!? — zapytał oburzony Kiba, który na dźwięk słowa test omal nie spadł z krzesła, na którym się bujał.

— Z informacji o obiektach, zwiedzonych w danym dniu. Mówiłem już. Ta wycieczka nie ma mieć charakteru relaksacyjnego tylko historyczno-geograficznego i jest w ramach lekcji, moi kochani. — rzucił, a klasa jęknęła niezadowolona. — W środę tak samo, wstajecie o siódmej i na spacerek. — kontynuował nauczyciel. — Chyba do jakiegoś parku narodowego czy coś... — powiedział, przyglądając się kartce, którą trzymał w ręce. — I oczywiście test.

— Ja pierdole... To będzie gorsze od szkoły! Codziennie test! To jest wbrew prawom ucznia! — warknął Kiba.

— I pewnie dlatego wycieczka jest darmowa. – zaśmiał się Hatake. — W czwartek tak samo, idziecie nad jakieś jezioro. Mam nadzieje, że nie będzie z tego żadnych ofiar. — zażartował Kakashi. — I wieczorkiem powrót. Wyjedziemy około dziewiętnastej, czyli dwudziesta druga, dwudziesta trzecia powinniście być w domu.

— I jeszcze powiedz mi, że w piątek do szkoły. — warknął Kiba.

— Tak! — klasnął w ręce z uśmiechem Kakashi.

— Ale nie damy rady wyrobić się z nauką. Ja jak przyjadę, od razu idę spać. — rzucił Chouji.

— Dlatego też w piątek nie ma lekcji, tylko dzień wypieków. — uśmiechnął się Kakashi.

— Dzień wypieków? — zapytałem zdziwiony.

— Co roku organizują to gówno. Pierwsze i drugie klasy pieką ciasta i rywalizują o puchar "Najlepszych kucharzy roku szkolnego". — wytłumaczył mi Kiba, obojętnie wymachując ręką.

— A co w tym dniu robią trzecie klasy?

— Niektórzy są przydzieleni do różnych stoisk z ciastami, czy jakoś tak. I oczywiście sędziują. — wytłumaczył znudzony Kiba.

— No to... Ktoś chętny? — zapytał optymistycznie Kakashi i wyjął notatnik. — Chouji na pewno, czekam rok na twoje miśki z budyniem! — rozmarzył się i z uśmiechem wpisał Chouji'ego na listę. Chłopak tylko kiwnął głową. — Sasuke? — zapytał.

— Co? Ja?

— Potrafisz gotować?

— Ta, chyba wodę w czajniku. — rzuciłem.

Książę Shikamaru wybuchł śmiechem.

— Niech go pan zapisze, jeśli chce pan, żeby szkoła poszła z dymem lub spadła w rankingu szkół. — zaśmiał się. — To beztalencie niczego nie potrafi, oprócz chwalenia się swoim brakiem inteligencji. Choć w sumie... To też mu nie wychodzi. — zakpił ze mnie.

Mam ochotę się na niego rzucić, ale zachowam resztki godności.

— Powiedział chłopak z łańcuchem na szyi. Mamusia zawiesza ci na niego steki i wpuszcza do klatki z psami? To by wyjaśniało, dlaczego jesteś taki szpetny. — zaśmiałem się. To nie spodobało się Shikamaru.

— No, no, chłopaki przestańcie. — uspokajał nas Kakashi. — Sakura, ty wiesz, że jesteś prowadzącą? — kontynuował.

— Oczywiście. — odpowiedziała z dumą i odgarnęła włosy z ramienia.

— Dobrze. — rzucił z uśmiechem nauczyciel. — Dziewczyny, wy też wiecie? — zapytał Barbie, siedzący wokół Sakury, które tyko kiwnęły głowami.

— Ok, to by było tyle ze spraw organizacyjnych. W poniedziałek o 4:45 zbiórka przed szkołą. — podsumował i zamknął notes.

— Sasuke... — zawołał Kiba.

— No?

— Nocujesz u mnie w niedziele?

— Czemu? — zapytałem.

— Bo ktoś musi mnie obudzić...

*

Trzy lekcje za sobą: fizyka, matematyka i japoński. Jeszcze tylko angielski, w-f i biologia.

Nagle podeszła do mnie Sakura.

— Sasukeeee. — jęknęła, gdy złapała mnie pod rękę. — Seksowna prowadząca powinna mieć seksownego pomagiera. Piszesz się? — zapytała, trzepocząc rzęsami i przybliżając do mnie twarz.

— A weź spier-

— Uchiha! — usłyszałem wrzask Shikamaru.

— Czego? — zapytałem. Sakura odskoczyła ode mnie.

— Odwal się od MOJEJ laski! — krzyczał, wymachując mi palcem przed twarzą.

— Powiedz to swojej dziewczynie. — rzuciłem spokojnie i kiwnąłem głową na Sakure. Shikamaru spojrzał na nią wściekły.

— No ale Shikuś, ty przecież nie masz czasu, a ja muszę z kimś być na tej scenie... — tłumaczyła się dziewczyna, klejąc się teraz do niego.

— A Naruto? — zapytał. — Do tej sieroty mam zaufanie, bo wiem, że go nie trawisz i u takiej laski jak ty nie ma szans. A do tego to ja nie mam pewności. — rzucił i kiwnął na mnie głową.

Zatkało mnie.

"A Naruto? Do tej sieroty mam zaufanie, bo wiem, że go nie trawisz."

Nie wytrzymałem. Złapałem Shikamaru za koszulę i podciągnąłem go do góry.

Sakura pisnęła przerażona.

— Czy ty słyszałeś, co właśnie powiedziałeś?! O swoim przyjacielu?!

— Tee, a co ty taki śmiały, co? O wpierdol się prosisz? — zapytał z tym jego perfidnym uśmiechem.

— Sasuke! Zostaw go! — wrzasnął Kiba, podbiegając do nas.

— Nie! Dopóki tego nie odwoła!

— Czego? — zapytał Sai, który właśnie przybiegł do nas z Temari.

— Naruto to nie sierota! Tylko twój przyjaciel! Zabraniam ci o nim tak mówić! — wrzasnąłem na cały korytarz, dalej trzymając Shikamaru w górze.

Nagle wokół zrobiło się cicho.

Rozejrzałem się po korytarzu, kilka osób zatrzymało się i przyglądało tej scence, Kiba stał z otwartymi ustami, patrząc raz na mnie, raz na Shikamaru, Sakura zaniepokojona stała w boku, Naruto stał przy ścianie, a Neji i Hina-

NARUTO STOI PRZY ŚCIANIE!?

Spojrzałem na niego przerażonymi oczyma. On również patrzył w moją stronę z pytającą miną.

Po chwili odstawiłem Shikamaru na ziemię. Bez słowa wziąłem plecak i zakłopotany tą sytuacją, ze spuszczoną głową, uciekłem bez słowa na pierwsze piętro.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro