Odcinek 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

03.11.2009 | 15.04.2023

— Naruto to nie sierota! Tylko twój przyjaciel! Zabraniam ci o nim tak mówić! — wrzasnąłem na cały korytarz, dalej trzymając Shikamaru w górze.

Nagle wokół zrobiło się cicho.

Rozejrzałem się po korytarzu, kilka osób zatrzymało się i przyglądało tej scence, Kiba stał z otwartymi ustami patrząc raz na mnie, raz na Shikamaru, Sakura zaniepokojona stała w boku, Naruto stał przy ścianie, a Neji i Hina-

NARUTO STOI PRZY ŚCIANIE!?

Spojrzałem na niego przerażonymi oczyma. On również patrzył w moją stronę z pytającą miną.

Po chwili odstawiłem Shikamaru na ziemię. Bez słowa wziąłem plecak i zakłopotany tą sytuacją, ze spuszczoną głową, uciekłem na pierwsze piętro bez słowa.

*

Ukryłem się w sali chemicznej. Jest w niej potwornie cicho. O tej porze w poniedziałki nie ma lekcji na pierwszym piętrze. Piętnaście minut temu usłyszałem tylko sprzątaczkę, szurającą miotłą po korytarzu. Za oknem delikatnie świeciło słońce, a wiatr co jakiś czas leciutko kołysał czubkami drzew, przez co płatki sakury latały w powietrzu. Okno było otwarte, dzięki czemu kilka z nich wlatywało do sali i opadało na podłogę niedaleko mnie. Miały delikatny, różowy kolor.

Siedziałem skulony pod tablicą. Rękoma obejmowałem kostki, a brodę opierałem na kolanach. Starałem się skupić wzrok na zielonym regale, który stał przede mną. Kurenai trzymała w nim różne fiolki i płyny potrzebne do wykonywania doświadczeń na zajęciach. Niedaleko mnie, w donicy, stała jakaś roślina, której liście przypominały liście palmy.

Cała sala była utrzymywana w odcieniach zieleni, Kurenai uwielbia ten kolor. Ściany, rolety, plakaty, nawet układ okresowy pierwiastków był wydrukowany na lekko zielonej tekturze.

Jedynie krwiście czerwona gazetka pierwszej klasy, gospodarzy sali, psuje klimat tej pracowni. Nie wiem która już jest godzina, ale na pewno uciekłem z angielskiego.

Zacisnąłem pięści.

Co ja wyprawiam!? Pierw rzucam się na Shikamaru za to jak nazwał Naruto, a potem widząc go uciekam bez jakichkolwiek wyjaśnień?! Dlaczego? Dlaczego to spotkało akurat mnie?! Dlaczego zakocha-

A właściwie... Co ja czuję do Naruto? Ja się w nim... Zakochałem? Nie... To jest... Niemożliwe... Może mnie... Zauroczył?

Obróciłem głowę w stronę okna. Kilka kosmyków przysłoniło mi oczy. Nie miałem ochoty ich odgarniać. Jeden płatek sakury wpadł do sali i opadł na mój nos. Dmuchnąłem na niego. Spadł.

Tak, myślę, że to jest to. Naruto mnie zauroczył. To tylko zauro- NIE!

Schowałem twarz w dłoniach.

Co ja mówię?! "Zauroczył mnie Naruto"?! Mnie, Sasuke, zauroczył Naruto? Mnie, faceta, zauroczył facet!? Ja... Jestem chory! Powinienem się leczyć! Jestem gejem! NIE! Nie jestem... Nie chce być!

Starzy mnie zabiją... Chwila. Od kiedy interesuje mnie co myślą o mnie starzy?

Ale Kiba, Hinata... Mimo że są moimi przyjaciółmi, to nie mogę wymagać od nich tego, by to zaakceptowali. Oni na pewno są homofobami... Nie no, Hinata może nie i jakoś by to przełknęła, ze zwykłej grzeczności, ale Kiba na pewno nie. Nie przyznałby się, że mnie zna.

Ale... Przecież ja jestem homofobem!

Złapałem się za głowę.

Matko, co ja odpierdalam... To nie powinno mieć miejsca! Muszę skończyć studia, znaleźć sobie żonę, mieć z nią dwójkę dzieci, a potem zostać dziadkiem i mieć wnuki.

Muszę?

Czemu ja się oszukuję? To jest plan moich rodziców, nie mój. Nie chce iść na studia. Nie chce żony. A tym bardziej nie chce dzieci!

Ale... I tak nie będę z Naruto. On ma tylko jedno w głowie. A może raczej jedną, Sakure. Gdzie mu tam do bycia... Gejem. Pedałem. Ciotą.

Jest przystojny, przyjacielski, zawsze uśmiechnięty. Modny, zabawny, świetny z biologii. Popularny, pożądany przez płeć przeciwną, idealny materiał na chłopaka jakieś cheerleaderki.

Zakochany na zabój... Czemu nie we mnie? Czemu nie mógłby być mój? Czemu ja nie mógłbym być jego? Właśnie!? Czemu to ja nie mógłbym być pierwszą osobą, którą widzi rano i ostatnią, którą widzi wieczorem? Czemu to mnie nie mógłby tulić, kiedy jest mu smutno? Czemu to mnie nie mógłby całować, kiedy miałby na to ochotę? Czemu to ze mną nie miałby dzielić życia? Co z tego, że mam jaja...?!

Odwróciłem głowę w prawą stronę. Opuszkami palców przejechałem po liściu palmo-podobnego kwiatka. Był szorstki. Zupełnie jak...

Moja ręka opadła bezwładnie na ziemię.

Sam nie wierzę w to co mówię.

— O, tu się schowałeś! A ja już myślałem, że cię kosmici porwali. — rzucił radośnie Kiba, wchodząc do sali i zamykając za sobą drzwi.

Ja tylko posłałem mu krótki uśmiech i ponownie oparłem brodę na kolanach.

Chłopak spojrzał na mnie i rozczulająco się uśmiechnął. Podszedł do mnie i usiadł obok.

— Oj, Sasu, Sasu... — westchnął i oparł się plecami o ścianę. — Z tobą to nic tylko do lasu. — powiedział i wyciągnął nogi przed siebie.

Spojrzałem na niego pytająco. Zaśmiał się.

— Czemu nie jesteś na lekcji? — zapytałem po chwili.

— Kakashi wszystko widział. — rzucił.

Poderwałem głowę i spojrzałem na niego przerażony. Kiba tylko westchnął i wbił wzrok w czubki swoich butów.

Zrezygnowany opuściłem głowę. Zacisnąłem pięści.

Pewnie czeka mnie wykład na temat mojego zachowania... Rewelka.

— Stwierdził, że pewnie działałeś pod wpływem emocji. Przeprowadzka, nowa szkoła, nowe miasto i w ogóle. Kazał mi cię poszukać i gdzieś wyciągnąć, żebyś ochłonął. Zwolnił nas obu z lekcji. — powiedział, machając przy tym nogami.

Spojrzałem na niego zaskoczony.

— Poważnie? — zapytałem.

— Niom. Oj, Sasuke... Z tobą to tylko same problemy... — westchnął, zakładając ręce za głowę. Spojrzał na mnie i po chwili zaczął się śmiać.

— Z czego rżysz? — zapytałem.

— Z niczego. — odpowiedział z uśmiechem. — A co byś powiedział na jakąś imprezę, co? Laski, głośna muzyka, karaoke, alkohol... Wyluzujesz się. — zapytał.

— Przemyślę tę propozycję. — odpowiedziałem zainteresowany.

Po chwili ciszy oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

— No to co? Mleczko? Ja stawiam. — zaproponował.

Spojrzałem na niego i pokręciłem nosem.

— No chodź, marudo, siedzieć tu do usranej śmierci nie ma zamiaru. By the way, omówiłem całe zajście z naszymi ziomkami i ustaliliśmy, że mam cię tam wyciągnąć, a oni zaraz po szkole do nas uderzą.

— Z naszymi ziomkami? A dokładniej?

— Ło matko... — westchnął i zrezygnowany opuścił ręce w dół, wywracając oczami. — Hina, Cho, Shi, Sai, Neji, Ino, Tema, Tayu. — wyliczał na palcach, przeskakując przy tym z nogi na nogę po każdym wymienionym imieniu, przy okazji rozśmieszając mnie tym widokiem. — No... To tyle. To zbierasz tę płaską dupę czy mam ci kopa zasadzić? — zapytał, opierając się o blat, wypychając przy tym biodro do przodu, co wywołało u mnie niemałe rozbawienie. — No ja wiem, że cię moje bioderka kręcą. — rzucił z uśmiechem, przejeżdżając ręką po swojej nodze, by ukazać jej ponętność, przez co ja roześmiałem się na cały głos. — No ale dobra, przyjemności później, teraz się zbieraj. Ja stawiam mleko, więc korzystaj, bo taka okazja się już nigdy więcej nie powtórzy. — powiedział, grożąc mi palcem.

Uśmiechnąłem się i kiwnąłem głową na "tak". Poderwałem się z ziemi i razem udaliśmy się do wyjścia. Kiba to jest jednak taki "do rany przyłóż". Nie ważne w jaką depresję popadnę, on zawsze mnie z niej wyciągnie tym jego wiecznym uśmiechem i rozbrajającą gadką.

— Kiba? — zawołałem, gdy mieliśmy już wychodzić ze szkoły.

— Hmm? — mruknął, idąc przede mną.

— Dzięki, że jesteś.

Kiba, nie zatrzymując się, przyciągnął mnie do siebie i lekko przyduszając, potargał mi włosy.

— Oj, Sasu, Sasu... – westchnął, kiedy wypuścił mnie z uścisku.

*

— Złaź! — wrzasnąłem, kiedy Kiba usiadł na moich kolanach.

— No eeeeej, przecież chcesz moje bioderka, nieeee? — zaśmiał się, kręcąc się na moich kolanach.

— Chcesz mnie w ten sposób podniecić? — zapytałem z kpiną w głosie.

— Przecież już ci stoi. — śmiał się, dalej kręcąc się na moich nogach.

— Uwielbiam słuchać jak się besztacie. — usłyszeliśmy głos Neji'ego.

Odwróciliśmy głowy w lewą stronę, cała paczka szła w naszym kierunku.

— Neji powiedz mu, że mam ładne biodra! — krzyknął Kiba, podbiegając do niego z miną zbitego psa. Neji spojrzał na niego pytająco.

— Ty nie masz bioder.

— Jak nie? A to? — zapytał, zataczając kółka swoimi tyłkiem. Tayuya, która właśnie usiadła obok mnie, na ten widok omal nie spadła z ławki na której siedzieliśmy.

— Bioderka to może mieć kobieta, a ty nie machaj tymi płaskorzeźbami, bo je sobie połamiesz. — odpowiedział Neji, pokazując mu język.

Zawsze, gdy zbieramy się razem pod naszym sklepikiem, Kiba prowokuje kogoś, by zrobić taką jakby "bitwę w besztaniu". Oczywiście nie po to, by się na tym kimś wyżyć, tylko po to, żeby było zabawnie.

Kiba przyjrzał się Neji'emu unosząc brodę do góry.

— Płaskorzeźby, co? Masz jakieś kompleksy Panie Gioconda? — zapytał z szyderczym uśmiechem, krzyżując ręce na piersiach. Neji na dźwięk słowa "Gioconda" aż się spiął.

Mimo że znamy się tak krótko to już wiem, że w podstawówce kilka osób przezywało tak Neji'ego. Oczywiście chłopak tego nienawidził. Potem to ucichło, ale kiedy Kiba usłyszał to określenie, tak mu się spodobało, że teraz prawie co chwile go tak woła.

Kiba jest chyba jedyną osobą, na którą Neji nie rzuca się za każdym razem, gdy chłopak wymówi tę nazwę. Kto zna Kibe ten wie, że jeśli on już się na coś uprze, to nie ma przebacz...

*

Nasze dzisiejsze spotkanie obeszło się bez większych ofiar, pomijając to, kiedy Temari przewracając się ze śmiechu, zahaczyła o stojak na rowery, o który opierał się Sai, Shino i Hinata, co spowodowało runięcie całej czwórki na ziemię, wywołując tym samym wielki huk. Chouji i Ino tak się wystraszyli, że wylądowali obok nich. Ja, Tayuya, Kiba i Neji na widok leżącej na ziemi grupki, skończyliśmy tak samo jak oni. Koniec końców wszyscy w równym rządku siedzieliśmy na ziemi, podpierając się plecami o ścianę sklepiku i śmiejąc się z własnej głupoty. Pani Otsune na nasz widok tylko pokręciła głową z uśmiechem i co jakiś czas donosiła nam mleko. Co najciekawsze, gdy poszliśmy zapłacić za wszystkie kartoniki, a było tego chyba przeszło trzydzieści, powiedziała, że dawno nas u niej nie było, więc to mleko było na jej koszt. Kiedy zaczęliśmy protestować przegoniła nas kijem od miotły i zażądała ponownego pojawienia się naszej paczki jutro.

Zahaczyliśmy jeszcze o jakiś bar i kolejne trzy godziny minęły nam na jedzeniu tempury[1] i śmianiu się.

Droga powrotna do domu minęła nam również w dosyć... Przyjemnej atmosferze. A mianowicie, Ino zasnęła wtulona w Kibe. Wyobraźcie sobie jego minę! Bliskość Ino podziałała na niego jak gorący... Nie! Nawet bardzo gorący prysznic.

Zgodnie stwierdziliśmy, że widok Kiby i Ino razem jest przesłodki.

Odprowadziłem Kibe i właśnie wracałem do domu. Trochę obawiam się reakcji rodziców, bo jest już chyba dwudziesta druga, a ja przez cały dzień nie napisałem im nawet SMS gdzie jestem, skoro o czternastej miałem skończyć lekcje.

Jutro środa...

Pozostało już tylko pięć dni do wycieczki. Jutro po szkole mamy iść z Sai'em i Tayuyą kupić jakieś środki czystości i prowiant na drogę. Tayu mówiła coś jeszcze o tym, że chce poszukać jakieś torby na kółkach. Możliwe, że Neji pójdzie z nami, o ile jego ojciec nie będzie miesiączkował. Kiba niestety nie może z nami pójść, musi zostać na kółku z biologii coś zaliczyć. Biedny chłopak...

Skręcałem właśnie w moją ulicę, kiedy nagle usłyszałem dźwięk motoru. Gdy tylko obróciłem głowę w stronę, z której dochodził odgłos pracującego silnika, oślepiło mnie światło reflektorów.

Zastygłem w miejscu.

W ostatnim momencie odskoczyłem w tył, a kierowca skręcił kierownicą w prawo, dzięki czemu ominął mnie. Podmuch wiatru omal nie przewrócił mnie na ziemię.

W ułamku sekundy wymieniliśmy spojrzenia. W szybce jego kasku odbijały się światła ulicznych latarni i moje rozmyte odbicie. Ale nie to było ważne, ważne było to czyje oczy dostrzegłem pod spodem.

Pod kaskiem zobaczyłem oczy... Naruto.

Obróciłem się w jego stronę.

Co mu strzeliło do głowy?

Chwilę obserwowałem oddalający się motor, dopóki nie zniknął za zakrętem. W końcu ruszyłem dalej.

Wydawał się zdenerwowany... Ale to go nie usprawiedliwia od panowania nad sobą! On nie widział ograniczenia prędkości?! Nie wiem jaki idiota dał mu prawo jazdy. Mimo wszystko ciekawi mnie, co mu się stało...

Po chwili stałem już pod moim domem. Wyciągnąłem klucze z kieszeni. Nie będę pukał, światła się nie świecą, może już śpią i uda mi się jakoś przemknąć na górę.

Włożyłem klucz do zamka, kiedy krzaki w mojej lewej strony poruszyły się. Przerażony odskoczyłem od drzwi.

Rodzice!?

Zacząłem się nerwowo rozglądać, ale nikogo nie zauważyłem. Pokręciłem głową z uśmiechem.

Ale jestem przewrażliwiony...

Przekręciłem kluczyk, po cichu otwierając drzwi. Już byłem jedną nogą w domu, kiedy coś znowu poruszyło krzakami. Przymrużyłem oczy, by dostrzec cokolwiek w tej ciemności. Coś stało pod jednym z krzewów.

Karton?

Przymknąłem drzwi i zaciekawiony podszedłem do krzaków. Przykucnąłem i złapałem za rożek ręcznika, którym średniej wielkości karton był przykryty, podciągając go do góry.

Moje oczy osiągnęły wielkość talerzy.

— O ja pierdole...

* * *

[1]tempura – potrawa kuchni japońskiej. Do jej przygotowania potrzebne są owoce morza, ryby i warzywa, które zanurza się w cieście naleśnikowym i krótko smaży na głębokim oleju. Dzięki temu zabiegowi krewetka czy warzywo otoczone jest jakby mgiełką z ciasta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro