Odcinek 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

16.11.2009 | 21.04.2023

ROZMOWA PRZYCHODZĄCA

Naru ;*

ODEBRAĆ?

Nie... Nie jestem gotowy!
Siedziałem i ślepo wpatrywałem się w wibrujący telefon. No rozłącz się! Rozłącz! Nagle telefon przestał wibrować. Odetchnąłem z ulgą.

Spojrzałem na wyświetlacz ale...

Dlaczego on nalicza czas rozmowy?

Spojrzałem na moją rękę, przypadkowo nacisnąłem palcem, aby odebrać. Przerażony po chwili przystawiłem telefon do ucha.

— Sasuke... Jesteś tam? Sasuke? — usłyszałem głos Naruto.

— Jestem... — wykrztusiłem po chwili.

— Aaa... Ok. Ile masz czasu?

— Mów. — rzuciłem.

— Więc... Chciałbym powiedzieć ci parę rzeczy... — powiedział cicho. W słuchawce słyszałem tylko jego głos, bardzo wyraźnie, bez żadnych zakłóceń.

— Słucham. — cały czas szeptałem.

Siedziałem na huśtawce z podkulonymi nogami. Twarz zasłoniłem lewą ręką, którą opierałem na kolanie. W prawej dłoni trzymałem telefon. Ogarniała mnie cisza.

Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy on zechciałby porozmawiać ze mną w cztery oczy... Nie wiem czemu, ale czułem się jak przed jakąś katastrofą. Jakbym zrobił coś bardzo złego i właśnie miałbym usłyszeć werdykt sądu.

— Pierwsza rzecz... Wiem, kazałeś mi zapomnieć, ale... Jeszcze raz przepraszam cię za sytuację z wczoraj... Naprawdę bardzo mi głupio... Byłem zły i nie powinienem w ogóle dotykać motoru.

— Nie szkodzi, każdemu może się zdarzyć.

— Niby tak, ale nie powinno. Nie daje mi to spokoju... Przyjmiesz moje przeprosiny? — zapytał cicho.

— Tak, przyjmę. — rzuciłem szybko, by go nie martwić.

— Jej, dziękuję. — odetchnął z ulgą. — Naprawdę nie wiesz, jaki spadł ze mnie ciężar.

— Dobrze... Druga sprawa?

— Druga... Wiesz o Dniu Wypieków?

— Wiem.

— Chciałem cię zapytać, czy może masz ochotę... Witać ze mą gości? Znaczy się, witać i oprowadzać. Nasz festiwal jest dosyć popularny w okolicy i będą nas odwiedzać rożne szkoły, może jakieś cukiernie. Moim zadaniem jest tylko to, by ich przywitać i oprowadzić po poszczególnych stoiskach i rzucić kilka słów o kółku Fanów Wypieków w naszej szkole. Znaczy się... Gdybyś tylko chciał, to w naszym zadaniu.

— Wiesz... — zacząłem.

— Wystarczy, że będziesz obok. Jakoś samemu... Tak dziwnie. — zaśmiał się. — Oczywiście nie, że tak "za nic" będziesz się ze mną użerać. Kakashi powiedział, że mam sobie kogoś znaleźć i oboje dostaniemy punkty do zachowania i pozytywne uwagi, bo jest to pomoc w organizacji imprezy szkolnej.

Wystarczy, że będę obok... Pięknie to zabrzmiało w jego ustach.

Naruto był jakiś wyciszony. Jego głos był spokojny i bardzo przyjemny... Troszkę mnie usypiał. W porównaniu z tym jego codziennym, głośnym zachowaniem, wolę tę wersję Naruto.

— Tak, rozumiem... Mogę ci potowarzyszyć. — powiedziałem po chwili.

— Tak?! Dziękuję! — krzyknął do słuchawki. — Ja do szkoły przyniosę wszystkie papiery i jeśli będziesz chciał, możemy podzielić się tym, co mam mówić i też coś powiesz. A, i trzeba być ubranym w miarę galowo. Niekoniecznie garnitur, ale jakaś ładna koszula i takie tam.

— Dobrze, to pogadamy w szkole o wszystkim. Trzecia sprawa?

— Eee... Trzecia? Znaczy... Co u ciebie słychać? — zapytał niewinnie.

— Co u mnie słychać? To ma być ta trzecia sprawa? — zdziwiłem się.

— Nie, nie... Po prostu... Chciałem porozmawiać.

— Ze mną? O czym?

— O wszystkim... Sasuke, źle się czujesz? Coś się stało?

— Nie, czemu? — zapytałem.

— Bo brzmisz... Dziwnie. Tak cicho. Płaczesz?

— Nie... — odpowiedziałem zaskoczony.

— Emm... Ok, nie wnikam. Ja wiem, że jest już trochę późno, zbliża się dwudziesta, ale... Mógłbym do ciebie przyjść? Porozmawiać?

Poderwałem głowę do góry.

On? Do mnie?

— Sasuke?

— Możesz. — wyrwałem się nagle i od razu zasłoniłem sobie usta.

Matko, co ja powiedziałem?!

— Naprawdę?

— Emm... Je-Jeśli... Ch-Chcesz...

— Bardzo! Masz na coś ochotę?

Postawiło mnie to do pionu.

— Ocho-tę?

Czy on ma na myśli...

— No, nie wiem, jakieś ciastka lub inne rzeczy, tak żeby sobie osłodzić życie? — zaśmiał się.

Głupi Sasuke! Głupi! Nie dość, że głupi, to jeszcze zboczony!

— Emm... Wiesz... Jeśli masz na coś ochotę, możesz sobie kupić... Ja nie mam jakiś specjalnych wymagań...

— Ok. To pięć minut i ja je... Na pewno mam przyjść? — wypalił nagle.

— No... Wiesz, ja teraz siedzę na dworze, bo brat jest w domu ze znajomym, ale możemy pójść do moje-

NIE! NIE DO POKOJU! TAM JEST ŁÓŻKO!... NIE!!! ZBOCZONY SASUKE!

— Ej, to ja nie będę przeszkadzać? — zapytał.

— Nie, nie... Co ci zrobić do picia? — zapytałem lekko zakłopotany moim erotycznym sposobem myślenia.

— Posiedzimy na dworze! A nie wiem... To zrób coś według siebie, a ja kupie też coś według siebie, ok?

— Ok...

— No to ja zaraz będę. Papa. — powiedział, a w słuchawce usłyszałem przerywany sygnał.

— Pa... — rzuciłem jeszcze oniemiały.

Po chwili zerwałem się do kuchni.

— I co? — zapytał Deidara, kiedy wszedłem do pokoju.

— A to... Nie no przy- a ty czemu leżysz na nim? — zapytałem, gdy zobaczyłem, że Deidara leży plecami na brzuchu Itachi'ego, który... Spał?! — A jemu co?

— Dwa piwa i człowiek zasypia. — zaśmiał się. — Trzeba go wytresować. A leżę, bo mi miękko. Przyjdzie ten Naru?

— No, przyjdzie... Pogadać. Ej, a tak właściwie... Gdzie są moi rodzice? — zapytałem.

— Itachi coś gadał, że ojciec ma jakąś robotę w biurowcu... W każdym razie rano wróci. A twoja mama u jakiejś cioci siedzi. — rzucił.

— Ok. Będziemy na dworze, także jakbyś coś chciał, to czuj się jak u siebie. — powiedziałem, idąc do kuchni.

— A czemu nie wejdziecie do środka? — krzyknął z pokoju.

Wychyliłem się zza barku.

— Lepiej nie. — powiedziałem z mroczną miną.

Deidara spojrzał na mnie i depcząc po Itachi'm, który właśnie zsunął się z kanapy, podbiegł do mnie strasznie nakręcony.

— Podoba ci się? — wypalił nagle, wyjmując jedno ciastko w miski, która stała na stole.

Gdy to usłyszałem aż zadrżałem.

— Co to za pytanie? Za geja mnie masz? — udałem obrażonego.

Deidara spojrzał na mnie.

— Przepraszam, nie chciałem... Czyli nic w tę stronę, tak? Zwykła znajomość, jak ja i Itachi? — pytał dalej, sięgając po kolejne ciastko.

Stanąłem plecami do niego. Sięgnąłem po kubki do szafki.

— Skąd takie podejrzenia? — zapytałem, nie odwracając się do niego. — Jak myślisz, który kubek mu się spodoba? Jest bardzo kolorową i wesołą osobą. — zapytałem, stojąc z dwoma kubkami w rękach.

— Skąd takie podejrzenia? Na przykład dlatego. — odpowiedział.

— Dlaczego?

— Pytasz, jaki kubek bardziej mu się spodoba.

— No i co w tym takiego? Zależy mi na tym, by dobrze się przy mnie czuł, to wszystko.

— By dobrze się przy mnie czuł... — powtórzył cicho. — Lewy. — rzucił po chwili i kiwnął głową na moją lewą rękę, w której trzymałem kubek z jakimiś kolorowymi i uśmiechniętymi od ucha do ucha ludzikami.

Nic nie mówiąc, postawiłem kubek wybrany przez Deidare obok mojego kubka. Zwykłego, czarnego kubka. Sięgnąłem po czekoladę i wsypałem do każdego po trzy łyżeczki.

Nagle dotarł do mnie sens słów Deidary.

Odłożyłem łyżkę i podparłem się rękoma o blat.

— Dei... Mogę ci coś powiedzieć? Ale w tajemnicy?

Blondyn podszedł do mnie i wskoczył na blat, o który się opierałem.

— Mów. — rzucił trzymając w dłoni ciastko.

Spojrzałem na niego przez ramię.

— Ale nie po-

— Nie powiem Itachi'emu. Nikomu nic nie powiem. — powiedział.

Obróciłem się w jego stronę.

— Naruto... Podoba mi się. — powiedziałem lekko zawstydzony.

Spojrzałem speszony na Deidare. Chłopak przyglądał mi się, a na jego twarzy nie widziałem nic, żadnych uczuć.

— I co? — zapytał po chwili normalnym tonem głosu.

— Co co? — zdziwiłem się.

— No, co z tym zrobisz?

— Nic. Co ja mogę zrobić?

— Jest gejem? — zapytał.

— Nie... Ale ja też nie.

— Jesteś.

— Nie jestem. — zaprzeczyłem.

— Jesteś.

— Nie jestem!

— Jesteś.

— Nie jestem! — wrzasnąłem, uderzając pięścią w blat. Stanąłem naprzeciwko chłopaka, patrząc mu wściekle w oczy. Deidara w ogóle się tym nie przejął. Miałem ochotę mu przywalić, ale... Opanowałem się. Rozluźniłem pieści. — Przepra-

— Jak zmądrzejesz, to pogadamy. — rzucił beznamiętnie i włożył sobie ciastko do ust. Zeskoczył z blatu i poszedł do pokoju. Usiadł z powrotem na kanapie i podgłośnił film, olewając mnie i wszystko wokół.

Spojrzałem na czajnik, w którym właśnie zagotowała się woda.

"Jak zmądrzejesz to pogadamy"...

Usłyszałem dzwonek do drzwi. Spojrzałem na nie, a potem na Deidare. Nie odwrócił się. Podszedłem do drzwi. Otworzyłem je. Zobaczyłem blond czuprynę Naruto.

— Dobry wieczór! — krzyknął z uśmiechem.

— Hej... — rzuciłem, wymuszając uśmiech.

Chłopak wyciągnął w moją stronę obie dłonie, w których trzymał reklamówkę z jakimiś słodyczami.

— Kupiłem kilka rzeczy, które ja lubię i kilka nowości. Pobawimy się w degustatorów. — zaśmiał się. — Wypakujesz?

— Tak. Proszę, wejdź. — przepuściłem go w drzwiach.

— Łaaa... Ale zajefajny żyrandol! — krzyknął pełen podziwu, patrząc w górę.

Ja tylko się uśmiechnąłem i wszedłem do kuchni. Chwilę później dołączył do mnie Naruto.

— Ale ty masz fajny dom! Ten dywanik na schodach jest słodki. I te złocenia na lustrze! A ten żyrandol w pokoju... Bajka. — zachwycał się.

— Bajka? — zaśmiałem się, wypakowując zawartość reklamówki, którą przyniósł Naruto. — Kupa metalu, na którym zbiera się kurz, nic więcej.

— Jak możesz! Wiesz jak trudno teraz taki dostać? Nawet przez internet! — oburzył się, wymachując przy tym rękoma.

— A co ty taki zafascynowany? — zapytałem, zalewając czekolady.

— Bo lubię takie błyskotki. — odpowiedział z uśmiechem.

— Niech będzie... Proszę. — powiedziałem i podałem mu kubek.

— Kyaaa! — krzyknął. — Tokidoki!

— Co -doki? — zapytałem zdziwiony.

— Tokidoki! Te stworki, tu na kubku. Uwielbiam je! Mam z nich bluzę i dwie torby! — cieszył się, podskakując.

— Aha... — wykrztusiłem po chwili, nie rozumiejąc jego zachowania.

— Widzisz jak trafiłeś? — zaśmiał się i pocałował mnie w policzek.

Zastygłem w miejscu. Przeszło mnie niesamowite ciepło. Stałem i wpatrywałem się w niego jak w obrazek.

— O, cześć! — krzyknął nagle Naruto.

Przekręciłem głowę w bok i zobaczyłem podchodzącego do nas Deidare. Przestraszyłem się, miał poważny wyraz twarzy i miałem wrażenie, że chce powiedzieć Naruto to, co ja powiedziałem mu dzisiaj w kuchni. Deidara spojrzał mi w oczy. Przeniósł wzrok na Naruto. Już otwierał usta by coś powiedzieć... Zamarłem. Czułem się tak, jakbym miał zaraz zejść na zawał.

— Cześć, Deidara jestem. — rzucił z uśmiechem i podał Naruto rękę.

Chłopak ją ścisnął.

— Naruto. Dla przyjaciół Naru. — odpowiedział z uśmiechem.

— Aaa... To ty jesteś jesteś ten Naru. — rzucił, a Naruto spojrzał na niego pytająco.

— My właśnie wychodziliśmy. — wtrąciłem się.

Deidara spojrzał na mnie. Puścił rękę Naruto.

— Weźcie sobie kilka poduszek, ta huśtawka jest cholernie twarda. — zaśmiał się.

— Ok, zaraz, tylko wyniesiemy wszystko na stolik. — rzuciłem i pociągnąłem Naruto za rękaw.

— Już, już... A może posiedzisz z nami? — zapytał go Naruto.

Już chciałem zaprotestować, kiedy Deidara się uśmiechnął.

— Dzięki, ale muszę przypilnować Śpiącą Królewnę. — zaśmiał się i kiwnął głową na Itachi'ego.

— Chodźmy już. — powiedziałem i popchnąłem Naruto w stronę wyjścia.

Nie miałem ochoty przedłużać ich rozmowy. Nie wiem czemu, ale po tym, co wyznałem przy Deidarze... Nie ufam mu już.

Wyszliśmy w skarpetkach na taras. Kubki i tacę ze słodkościami postawiliśmy na małym, drewnianym stoliku, obok huśtawki. Ja wróciłem do domu po kilka poduszek i szybko wyszedłem z powrotem na dwór, by nie mieć jakiejkolwiek styczności z Deidarą. Usiadłem na lewej stronie huśtawki, bliżej domu, a Naruto naprzeciwko mnie tak, że kiedy patrzyłem na niego, widziałem też, co dzieje się na ulicy.

— Wyglądamy jak laski na plotach. — zaśmiał się blondyn.

Uśmiechnąłem się.

— Kto to był? — zapytał, przystawiając pod nos kubek z czekoladą.

— Kto? — zapytałem, podkładając pod brodę jedną z poduszek.

— Deidara. Twój kolega?

— Nie... Znaczy mój też. Ale głównie Itachi'ego.

— Itachi to ten na ziemi? — zaśmiał się.

— Tak. — również się zaśmiałem. — To mój brat, ale przyrzekam, taka sytuacja rzadko mu się zdarza.

Naruto zaśmiał się. Bardzo słodko.

— Emm... A powiedz mi, będziesz w sobotę w szkole?

— Teraz w sobotę? — zapytałem, sięgając po mój kubek.

— Nie, za tydzień, po wycieczce.

— W Dzień Sportu?

— Tak.

— No, będę... Chyba. Czemu? — zapytałem, biorąc łyk czekolady.

— Gram w naszej drużynie i fajnie by było... Jakbyś też tam był. Może przyniesiesz nam szczęście?

— Ja? — zaśmiałem się. — Lepiej nie brać mnie jako talizman... Ale przyjdę popatrzeć jak gracie.

Naruto uśmiechnął się.

— Cieszysz się na tę wycieczkę? — zapytałem.

— Bardzo. Widoki są rewelacyjne, już kiedyś tam byłem.

— Tak? Opowiadaj. — rzuciłem. Podciągnąłem pod siebie jedną nogę, a głowę wygodnie ułożyłem na ręce, którą opierałem na oparciu huśtawki. Spojrzałem mu w oczy.

— To było jakieś... Cztery, pięć lat temu? W każdym razie, wyobraź sobie, co rano wita cię słoneczko, które wychodzi zza gór i po kolei rozświetla każdy kilometr. Wiesz jak to świetnie wygląda? Na początku jest takie jakby... Czerwone, a potem przechodzi od pomarańczu w żółć. — opowiadał, a ja co jakiś czas potakiwałem głową, by nie wydało się to, że... Go nie słucham.

On mówił, a ja analizowałem każdy kawałek jego ciała, wymieniałem każdą rzecz, która mi się w nim podoba.

Zacznijmy od... Jego włosów.

Są takie... Jakby to ująć... Śmieszne? Dlatego, że raczej rzadko, kiedy spotyka się czystej krwi Japończyka, który ma tak rzucające się w oczy, wręcz żółte włosy. No chyba, że farbowane. Ale włosy Naruto chyba nie są... A może? Potem się zapytam. W każdym razie "ułożenie" tych włosów bardzo mi się podoba. Taki przeuroczy nieład.

Dalej... Jego oczy. Albo nie, najpierw skóra. Lekko opalona i bardzo delikatna, o czym miałem przyjemność przekonać się osobiście.

Usta... Również delikatne. Ale przyznam się, że chciałbym je... dogłębniej poznać.

Jego blizny... W pewnym stopniu mnie denerwują, ale gdy tak teraz przyglądam się jego twarzy, w tym delikatnym świetle ulicznej latarni, bez nich Naruto... To nie byłby Naruto. Dodają mu uroku.

Oczy... O nich mógłbym mówić przez resztę życia, a i tak bym się nie wygadał. Najchętniej wydłubałbym mu je i schował w pudełku pod łóżkiem, żeby były tylko moje i nikt inny nie mógłby ich oglądać. One są niesamowite! Jak można mieć tak niebieskie oczy?! Nie... One nie są niebieskie... One są wręcz szafirowe! Tak mega, mega mocno szafirowe. Czyste niebo przy jego oczach jest brzydkie. Nawet "Serce oceanu"[1] jest przy nich nic niewarte! A co dopiero teraz, kiedy każde światełko z ulicy odbija się w nich jak w tafli wody... Jakby zamiast oczu miał w głowie dwie kulki, wypełnione wodą, zabarwioną szafirowym barwnikiem, a w niej pływały drobinki srebrnego brokatu.

Magia!

Jego oczy to chyba mój ulubiony "element" Naruto.

Ale dalej... Ząbki. Może mi je pokazywać cały czas. Idealnie białe, proste, równe. Może i nie ma takich zabawnych kiełków po bokach jak Kiba, ale i tak je uwielbiam.

Ciało... W sumie dużo powiedzieć nie mogę, bo nie widziałem go w samych bokserkach, ale jeśli chodzi o jego klatkę piersiową... Jest taka... Delikatna. Naruto w ogóle jest bardzo... uroczo zbudowany. Chodzi mi o jego delikatne zarysy mięśni. A jego ramionka mogą mnie tulić zawsze, wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. I te jego palce... Jezz, ja jestem w stanie nawet wychwalać jego palce.

I ten tyłek... Mrrr...

— I jak myślisz, złapaliby się na to? — zapytał nagle Naruto, wyrywając mnie tym samym z moich myśli.

— Eeee... — zaciąłem się. — Tak, myślę, że tak. — rzuciłem szybko, mimo że nie miałem pojęcia o czym chłopak do mnie mówi. Wyprostowałem się i rozluźniłem ręce. — Degustujemy? — zapytał i kiwnąłem głową na miskę ze słodyczami, która stała na ziemi.

— Tak! — klasnął w ręce.

Sięgnąłem po miskę i położyłem ją między nami na huśtawce.

— Wybieraj pierwszy. — rzuciłem w jego stronę. Chłopak dłonią zasłonił sobie oczy. Drugą ręką sięgnął do miski.

— Iiii... Mam! — krzyknął i podniósł rękę do góry. — Batonik czekoladowy z nadzieniem truskawkowo-miętowym. — przeczytał z opakowania.

— Jadłeś? — zapytałem.

— O dziwo, jeszcze nie. — zaśmiał się, otworzył batonik i złamał go na pół. — Proszę. — rzucił z uśmiechem. Wziąłem od niego kawałek i włożyłem go sobie do ust.

— No... Nawet. — rzuciłem po chwili.

— Fuj! — krzyknął.

— Co fuj? — zdziwiłem się. — Dobry jest.

— Nie! Nie czujesz, jak te kawałki mięty strzelają ci w ustach? Blee... Mogli to razem zmiksować, a nie. — złościł się, jednocześnie rozśmieszając mnie tym.

— To weź inny.

— Nie, poczekam aż zjesz.

— Ale ja już zjadłem.

— Ale nie mój kawałek. — rzucił i podszedł do mnie na kolanach. — Otwórz buzię. — rzucił, trzymając swoją część batonika w jednej ręce, a drugą podkładał mi pod brodę, gdyby coś mi spadło. Spojrzałem na niego zdziwiony.

— No otwieraj! — śmiał się. — Nawet go nie liznąłem.

— Nie o to chodzi. — uśmiechnąłem się. Złapałem tę rękę, w której trzymał batonik i pomogłem mu włożyć go do moich ust. Gdy przez przypadek polizałem jego palce, Naruto zaczął się śmiać.

— Przepraszam... — rzuciłem lekko speszony.

— Nie szkodzi, masz miły języczek. — rzucił zadowolony, a ja omal się nie zakrztusiłem. — Wszystko ok? – zapytał przestraszony, widząc jak się duszę.

— Tak, tak... Sorka. – rzuciłem, uspokajając się.

Mam miły języczek?

— Ok, bierz następny. — rzucił, nachylając się w moją stronę. Bez słowa sięgnąłem do miski i wyjąłem kolejny batonik.

— O matko...

— Co? — zapytał.

— Batonik ryżowo-sojowy z jagodami i imbirem.

Naruto spojrzał na mnie jak na idiotę.

— Z... Imbirem? – zapytał zaskoczony. Kiwnąłem głową na tak i skrzywiłem się.

— Ja tego nie zjem, ty spróbuj. — powiedziałem i podałem mu batonik.

— Ok... Ale następny dziwny ty pierwszy próbujesz. — rzucił, a ja się zgodziłem. Naruto wziął ode mnie baton. Zaczął go otwierać, a ja zakryłem sobie oczy.

— Nie rozpraszaj mnie! — zaśmiał się, a kiedy batonik znalazł się już w jego ustach, jęknąłem obrzydzony.

— I co? — zapytałem, zakrywając twarz poduszką.

— Trochę jak... Nie wiem. Dziwne, ale zjadliwe. — rzucił i podsunął mi batonik pod nos. — Gryź.

— A fuj! Nigdy! – krzyknąłem i jeszcze bardziej zasłoniłem się poduszką.

— Szamaj! — krzyknął, śmiejąc się i wręcz wciskając mi batonik do ust.

*

Po jakimś czasie miska była pusta. W naszych żołądkach leżały między innymi: czekoladowo-krewetkowe chipsy, bananowe batoniki z glonami nori, czekolada z chili i wiele innych dziwnych rzeczy.

O dziwo żadnemu z nas nie chciało się wymiotować.

I mimo nietypowych nazw większość była całkiem smaczna. Odkryłem też, że lubię batony z miętowym nadzieniem.

Teraz oboje siedzieliśmy rozwaleni na huśtawce, trzymając się za brzuszki. Ja siedziałem z wyprostowanymi nogami, naprzeciwko Naruto, a on miał swoje nogi na moich tak, że stopami sięgał do połowy moich ud.

Naruto miał na swoich stopach skarpetki z paluszkami w kolorach tęczy. Co chwile nimi machał, co mnie trochę rozpraszało, a może raczej śmieszyło.

Od piętnastu minut trzymałem jego stopy, żeby nimi nie wierzgał. Kiedy się ze mną nie zgadzał albo zaczynał pyskować, zaczynałem go gilgotać.

— Naruto... Mogę cię o coś spytać? — zapytałem.

— Nom. — rzucił uśmiechnięty.

— Jiraiya to twój ojciec chrzestny, tak?

— Tak. — odpowiedział.

— A gdzie są twoi rodzice? — zapytałem, a Naruto trochę się spiął.

— Moi rodzice? Eee... Moi rodzice... Emm... Nie żyją. — rzucił po chwili.

Spojrzałem na niego zaskoczony.

— Przepraszam... Przykro mi.

— Nie szkodzi. Zginęli w wypadku samochodowym jak miałem sześć lat. Od tego czasu mieszkam z Jiraiyą.

— A twoi rodzice byli Japończykami?

— Chodzi o kolor włosów? — zaśmiał się.

— Skąd wiedziałeś? — zapytałem zaskoczony.

— Dużo osób o to pyta. — uśmiechnął się. — Włosy mam po tacie, był pół-Japończykiem, pół-Amerykaninem. – wytłumaczył.

— Aha... A o-

— Oczy też. Choć moje są podobno troszkę jaśniejsze.

— Yhym... Ja przepraszam, że tak wypytuję, al-

— Pytaj o co chcesz! — powiedział z uśmiechem.

— Heh, na razie nie mam więcej pytań. — rzuciłem z uśmiechem.

— Ale ja mam! Mogę? — zapytał.

— Jeśli ja mogłem, to ty też.

— Eee... Dlaczego tak zareagowałeś, gdy powiedziałem, że mam wadę serca? — zapytał, a mnie zamurowało. Puściłem jego stopy.

— Nie wiem... Może się bałem?

— Czego?

— No... Tego. Tej świadomości, co ci dolega. Że mógłbyś- — nie dokończyłem, wolałem nie wymawiać mojej myśli, żeby się nie spełniła.

— Że mógłbym się przekręcić? — rzucił normalnym tonem głosu.

— Nie mów tak...

— No ej, nie unikaj rozmowy na temat śmierci. Ja jestem przyzwyczajony do myśli, że w każdej chwili może mnie szlag trafić. — powiedział spokojnie, a ja patrzyłem na niego przerażony, słuchając tych głupstw.

— Ej, a właściwie, która już godzina? — zapytał.

Sięgnąłem po telefon.

— Godzina... Dwudziesta pierwsza pięćdziesiąt pięć. – przeczytałem.

— Już!? Kurczę, to ja się będę zbierać.

— Dlaczego? — zapytałem zaskoczony.

— Bo się nie wyśpisz.

— Ja? Niewyspany? Kiedy taki byłem? — zapytałem.

— Dzisiaj, na przykład. — uśmiechnął się.

— Heh... Racja... — rzuciłem lekko speszony. — Odprowadzić cię? — zapytałem, kiedy Naruto ubierał buty.

— A przestań, nie jestem dziewczyną. — rzucił, udając oburzenie. — Pomóc ci posprzątać? — zapytał.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

— Nie musisz. — powiedziałem. — Przyjdziesz jeszcze kiedyś? — zapytałem po cichu, jakbym miał nadzieje, że jednak tego nie usłyszy. Takie moje malutkie pragnienie.

— Kiedy tylko będziesz chciał. — rzucił.

Pozytywnie mnie to zaskoczyło.

Naruto złapał mnie lewe ramię i pocałował w prawy policzek. Zaczerwieniłem się. On też.

— To dobranoc.

— Dobranoc. — rzuciłem dalej lekko czerwony, uśmiechając się delikatnie do niego. Odwzajemnił uśmiech. Zeskoczył z tarasu, pomachał mi.

Odmachałem mu. Odprowadziłem go wzrokiem, ściskając w ręku kubek, z którego pił.

Od dzisiaj ja też kocham Tokidoki.

*

Po sprzątnięciu wszystkiego sprzed domu i pomocy Deidarze w akcji pt. "Obudzić orkę zwaną Itachi", nie próbujcie budzić starszego brata, oblewając go gorącą herbatą, nie warto, usiadłem na chwilę na huśtawce. Deidara generalnie traktuje mnie normalnie, ale co chwile wysyła mi jakieś pytające spojrzenia, które ciężko mi zidentyfikować. Może on naprawdę ma rację w tym, żebym zmądrzał?

Zapaliłem papierosa. Przez cały czas z Naruto nie ruszyłem fajek, mogę być z siebie dumny.

Napisałem SMS do Kiby.

Sasuke:
Tee, motherfucker, jak Ci biola poszła?

Kiba:
Szpanersko: 5- ;] możesz być dumny ze swojego misiaczka

Sasuke:
To czego nic nie piszesz, że tak fajnie Ci poszło, ciemna maso? Jutro po Ciebie normalnie przyjść?

Kiba:
Noo. Hana dzwoniła – twoja chihuahua ma się coraz lepiej ;] Gadałeś już ze starszymi na temat psa?

Sasuke:
Nie ma ich na razie. Ale powiedzmy, że jestem na plusie

Kiba:
A to niby jakim cudem?

Sasuke:
Liczę na pomoc brata

Kiba:
Aaa... Ok. Co działasz teraz?

Sasuke:
Siedzę na dworze. Niedawno był u mnie Naruto

Kiba:
Pierdolisz (⊙_⊙) biliście się?

Sasuke:
Nie, rozmawialiśmy.

Kiba:
To nie biliście się? Ani nie wyzywaliście?

Sasuke:
Nie

Nagle na wyświetlaczu zobaczyłem, że dzwoni do mnie Kiba. Odebrałem.

— JA MAM ROZUMIEĆ, ŻE SIĘ NIE BILIŚCIE?! — wrzasnął na dzień dobry.

— Kuźwa, nie drzyj japy... No, nie. Przyszedł po prostu na czekoladę.

— Pierniczysz.

— Nie.

— I zero bicia, wyzwisk, i tym podobne? Walki o Sakurę i inne pierdoły?

— No, zeroo! Jezzz, ale ty tępy jesteś. — jęknąłem.

— Łoo, widzę postępy. — zaśmiał się.

— Tsa, bardzo śmieszne.

— No nic, to ja się idę umyć i nyny... Spać mi się chce, kurdeee.

— "Trzeba się było nie masturbował całą noc". — zacytowałem go.

— Tee, to moją kwestia! — oburzył się, jednocześnie się śmiejąc.

— Haha, dobra. Ja też idę się myć. To do jutra.

— Ciau.

— Nie gadaj tak. — warknąłem.

— Wiem, pedalsko brzmi. — śmiał się. — Ale Ino mnie tego nauczyła.

— Dobra, wybaczam. "Ciau". — zacytowałem go.

— Eee... Mi to lepiej wychodzi. — śmiał się. — Pa. — pożegnał się.

Rozłączyłem się. Zgasiłem papierosa, wstałem z huśtawki i udałem się do łazienki.

*

Deidara, chwilę po mojej rozmowie z Kibą, zaczął się zbierać, tłumacząc się tym, że za dziesięć minut ucieknie mu ostatni pociąg. Normalnie się pożegnaliśmy i chłopak wyszedł.

Itachi poszedł się umyć. Ja szybko ogarnąłem duży pokój. Usiadłem na kanapie i czekałem na brata. Chciałem z nim porozmawiać na temat psa. Albo wyjdzie z łazienki ze swoją żądzą zabijania, albo będzie chciał spać, albo usiądzie i mnie wysłucha.

Po jakichś pięciu minutach Itachi zszedł na dół z turbanem na głowie.

— A ty co? Czekasz na mnie? — zapytał, podchodząc do kanapy i siadając na niej.

— Muszę z tobą pogadać. — powiedziałem poważnym tonem głosu. Itachi spojrzał na mnie trochę... Wystraszony?

— Ok... Słucham. — rzucił po chwili.

— Co byś powiedział na psa? — rzuciłem prosto z mostu. Brat spojrzał na mnie zaskoczony.

— Psa? — zapytał.

— Tak.

— A dokładniej? Bo widzę, że zaraz wyjawisz mi jakiś niecny plan. — zapytał, ściągając ręcznik z głowy, zarzucając jego długimi, mokrymi włosami w tył.

— Parę dni temu znalazłem szczeniaka w potwornym stanie. Zawiozłem go razem z przyjacielem do weterynarza. Musieli usunąć mu oko i założyć kołnierz. Za tydzień będą mogli go wypuścić, ale pies nie będzie miał gdzie mieszkać.

— I w moim zadaniu leży przekonanie rodziców, żeby się na niego zgodzili? — zapytał.

Kiwnąłem głową na tak.

— A jaka to rasa? Wiesz? — zapytał, czesząc włosy.

— Bulterier.

— Uuu... Niedobrze.

— Czemu?

— Mama jak go zobaczy to się wystraszy. Ale jeśli na razie jest malutki to może się do niego przyzwyczai i nie zauważy jak urośnie... Ja tam lubię takie psy. Ojciec generalnie za psami nie przepada, ale gdyby już musiał jakiegoś wziąć, to myślę, że właśnie takiego masywnego... — powiedział.

Siedziałem jak na szpilkach i czekałem na jego odpowiedź.

— No już nie patrz na mnie tymi szczenięcymi oczami, przecież z nimi pogadam. — rzucił po chwili.

— Dziękuje! — wrzasnąłem i skoczyłem mu na szyję.

— Ej, dobra. Bez takich mi tu, bo mi żebra połamiesz. Już nie jesteś taki mały i leciutki jak kiedyś.

* * *

[1]"Serce Oceanu" – pamiętacie ten naszyjnik, który miała Rose (Kate Winslet) w "Titanicu"? O niego mi chodzi : ) ~ not. od autorki opowiadania

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro