Odcinek 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

03.01.2010 | 07.05.2023

Chwilę później wysoki mężczyzna przyniósł nasze zamówienie. Kiba wstał, podnosząc szklankę z drinkiem do góry.

— No to za co pijemy na początek? — zapytał.

Nagle, ku zaskoczeniu wszystkich, Naruto, który siedział cicho przez cały czas, poderwał się miejsca, również wznosząc szklankę do góry.

— Za zalanie się w trupa. — rzucił z poważnym wyrazem twarzy i za jednym razem pochłonął całego drinka.

Wszyscy spojrzeli na niego z otwartymi ustami.

— No proszę, nasza blond maskotka chce dzisiaj zaszaleć. — zaśmiał się Akinori.

— A żebyś, kurwa, wiedział. — rzucił, ścierając z ust pozostałości alkoholu.

Oczy wszystkich jeszcze bardziej się rozszerzyły

— Naru... Ja cię znam od dziewięciu lat... Ale pierwszy raz słyszę przekleństwo z twoich ust. — powiedział z niedowierzaniem Kiba, patrząc na blondyna jak na jakieś bóstwo.

— To się przyzwyczajcie. — rzucił z uśmiechem Naruto. — Idę po jeszcze jednego. — powiedział i ruszył w stronę baru.

My jeszcze jakieś pięć minut siedzieliśmy oniemieli.

Kiedy chłopak wrócił razem w kolejnym drinkiem, wrócił również jego codzienny humor. Trochę mi ulżyło, wróciła nasza, a jak to Akinori ujął, "blond maskotka".

*

Nie minęła chwila, a Temari wyciągnęła mnie na parkiet. Ona, tak samo jak ja, ma dwie lewe nogi, więc robiliśmy na sali mały kabaret. Co chwilę albo ona leżała na mnie, albo ja na niej, ale najważniejsze jest, że fajnie się bawiliśmy. Zauważyłem, że traktujemy się z Temari jak rodzeństwo, ona jest starszą, upierdliwą siostrą po sześciu ślubach, a ja jestem niewyżytym bratem z problemem mniejszości. Sai to nasz lokaj, który podnieca się fikusami w doniczkach, Hinata jest naszą mamą i żyje w zgodzie z Shino już od trzydziestu lat. Wiem, zachowujemy się jak małe dzieci z problemami, ale ja kocham naszą wyimaginowaną rodzinę.

— Matko, a co to było? Taniec godowy cienkiej dupy węża? — rzucił Kiba, gdy tylko wróciliśmy do stołu.

— Tee! Ty nie rób z siebie takiego mistrza! — zaśmiałem się.

— Jeszcze byś się wiele ode mnie nauczył. — rzucił z uśmiechem.

— To proszę. — rzuciłem i machnąłem ręką na parkiet. — Chętnie popatrzę, jak się łamiesz.

— To ci zaraz dupę zatka. Ino, mogę? — zapytał i wyciągnął w stronę dziewczyny dłoń. Ona, lekko zawstydzona, przyjęła zaproszenie. Jak na złość puścili wolny kawałek.

Fumi, Aya, Shino, Hikaru, Hinata i ja siedzieliśmy na sofie już lekko zmęczeni tańczeniem i nabijaliśmy się ze sposobu, jakim Kiba poruszał biodrami. Ino, zamiast tańczyć, śmiała się razem z nami. Za to Kiba wyglądał tak, jakby był dumny ze swoich tanecznych umiejętności.

— Ej, patrzcie. — zawołała Hinata i wskazała ręką na tańczących... Neji'ego i Temari, którzy...

— O proszę. — uśmiechnąłem się na widok tulącej się do siebie pary.

— No, no, no... Czyżby się coś kroiło? — zaśmiał się Hikaru.

— Mogłoby. — rzuciła znudzona Hinata.

— Jakiś problem? — zaśmiałem się.

— Neji to wieczna dziewica. Temari by go rozruszała. — powiedziała Hinata i wzięła łyk drinka.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

— Kochanie, odłóż już lepiej tego drinka. — zaśmiał się Hikaru i odebrał dziewczynie kieliszek. Ta spojrzała na niego lekko zdezorientowana.

Muszę zapamiętać, że Hinata po alkoholu robi się buntownicza.

— Chodź. — rzuciła nagle Aya, wstając i wyciągając do mnie dłoń.

— Ale ja nie potrafię tańczyć. — rzuciłem przerażony.

— Jestem po szkole tanecznej, nauczę cię. — zaśmiała się.

— Mnie się nie da nauczyć...

— Potrafię nauczyć nawet bezgłowego kurczaka. — śmiała się. — Chodź.

— Bezgłowy kurczak to przy mnie mistrz choreografii. — zaśmiałem się, ale po chwili chwyciłem dłoń dziewczyny.

Muszę przyznać, że szedłem na ten parkiet... Przerażony. Kiedy słyszałem o tej szkole tańca... Z Temari i resztą to były czyste wygłupy, a tutaj się coś poważniejszego kroi... Kurde.

— To teraz tak, złap mnie za tę rękę, a ja ciebie złapię tu. Pierw dajesz nogę tak, a potem odstawiasz z powrotem. I następna. — mówiła spokojnie i pokazywała mi jak mam stawiać nogi.

Robiłem dokładnie to, co ona. W każdym razie starałem się... Z Ayi byłaby rewelacyjna nauczycielka, jest cierpliwa i potrafi dobrze wytłumaczyć krok po kroku. W pewnej chwili, kiedy puścili odpowiedni kawałek do tego, co prezentowała mi blondynka, załapałem o co chodzi i zacząłem stawiać nogi bez najmniejszego problemu.

— No proszę, proszę. To też po mamie? — zaśmiała się.

Ja tylko uśmiechnąłem się pod nosem i zakręciłem dziewczyną tak, że wpadła wprost w moje ramiona.

— Tylko brakuje mi róży w ustach. — rzuciłem, nachylając się nad nią.

Aya spojrzała na mnie zaskoczona. Po chwili się zarumieniła i tańczyliśmy dalej. Po jakichś trzech piosenkach zeszliśmy z parkietu. Przy stoliku zostaliśmy przywitany brawami.

— Noo... Moja krew. Widzisz, patrzyłeś chwilę na mnie i jak śmigasz! — zaśmiał się Kiba.

— Taa, chciałbyś. To zasługa tej damy. — rzuciłem, unosząc rękę Ayi do góry.

Dziewczyna, lekko zarumieniona, ukłoniła się, a chłopaki zaczęli klaskać. Pocałowałem ją w policzek i usiedliśmy na sofie, obserwując co się dzieje w lokalu.

Lee kręcił się na parkiecie z... Neko! Hit roku! Akinori i Hiro rozmawiali z jakimiś laskami przy barze. Coś czuję, że sami do domu nie wrócą... Sai tańczył z Tayuyą. A Chouji wyrwał jakąś laskę! Wszystko układało się pięknie, ale...

Chwila... Gdzie jest Naruto, Sakura i Shikamaru?

— Ok, to my panów na chwilę przepraszamy, idziemy przypudrować noski. — rzuciła z uśmiechem Aya i dziewczyny odeszły od stolika.

Zacząłem się rozglądać po sali w poszukiwaniu trzech zaginionych osób...

— Hikaru... Gdzie Shikamaru, Sakura i Naruto? — zapytałem.

— Shikamaru siedzi cztery stoliki dalej ze znajomym, alfonsem. Wiesz, co jego to i Shikamaru. — rzucił pogardliwie, patrząc na Shikamaru obściskującego trzy dziewczyny.

— To Sakurę wystawił? — zapytałem zdziwiony, gdyż nim zniknęli, kleili się do siebie jak dwa gołąbki.

— Jak na każdej imprezie. — zaśmiał się. — Lepiej się przyzwyczaj do tego, że ona przychodzi z nim, a kończy w domu-

— O matko, mam dość tańczenia. — przerwał Kiba, siadając z Ino na sofie i śmiejąc się.

— Gdzie poszły dziewczyny? — zapytała blondynka.

— Do łazienki. — odpowiedziałem.

Ino zeskoczyła z sofy i pobiegła w stronę damskiego.

— O czym gadacie? — zapytał Kiba, siadając bliżej nas z drinkiem w ręce.

— Podobno Shikamaru często wystawia Sakurę.

— Często? Chyba raczej zawsze. Ale jej to w pewnym sensie na rękę. — Wchodzi z kimś tak cenionym do grona wszystkich wpływowych ludzi, że nawet gdyby Shikamaru ją wystawił, to się znajdzie ktoś, kto ją przygarnie. — rzucił pogardliwie Kiba.

— Wiesz, wyrobiła sobie opinię dziewczyny gangstera. — zaśmiał się Hikaru.

— Gangstera? — zaśmiałem się. — Czyli ona nie lepsza od tamtych? — zapytałem i kiwnąłem głową na damy otaczające Shikamaru.

— Daj sobie spokój... Sakura to taka, za przeproszeniem, puszczalska kurwa, że tego nawet ustawa nie przewiduje. — rzucił Kiba, biorąc łyk alkoholu.

— Wiesz... — kontynuował Hikaru. — Niby panienka z dobrego domu, ale odziedziczyła talent po mamusi.

— Po mamusi? — zdziwiłem się.

— Nie dziwił cię nigdy wiek jej mamy?

— Nie znam jej.

— Racja, sorry... Matka urodziła Sakurę w wieku szesnastu lat. Wiesz, jak się puszcza z każdym, w każdym rogu ulicy, to tak to się kończy. Akurat tu mieliśmy coś a'la happy end. Gościu, który spłodził tego potwora jest tak dziany, że aż boli. Matka Sakury zagroziła mu, że jeśli się z nią nie hajtnie to powie o tym w prasie. A wiesz, taki grzeczny biznesmenek, a tu taka afera i po karierze. — kpił Kiba.

— Kurwa... Nieźle. — rzuciłem, wygodniej siadając na sofie.

— No... — mruknął Kiba.

— A Naruto mówił o niej takie ładne rzeczy... Że ona przy Shikamaru cierpi i- — chciałem dokończyć, ale Hikaru mi przerwał.

— Tak ci powiedział? Oj Sasu, Sasu... Ty jeszcze nie znasz prawdziwego Naru. Co do tego, że starał się zbliżyć... Zbliża się do niej regularnie, uwierz mi. — rzucił Hikaru.

Nie do końca zrozumiałem, co on miał na myśli.

— Co masz na myśli? — zapytałem zdziwiony.

— Hikaru, mniejsza o to. — wtrącił się Kiba, przysłaniając mu usta i dając jakieś sygnały, że ma siedzieć cicho.

Czułem, że... Coś ukrywają, że nie wiem wszystkiego.

Hikaru warknął na Kibe, że ma się odwalić i zrzucił jego rękę ze swoich ust. Ja przyglądałem się tej sytuacji z niezrozumieniem. Chłopaki zaczęli coś do siebie szeptać, znaczy się, Kiba coś mu wyrzucał, a z jego wyrazu twarzy można było odczytać, że jest zdenerwowany. Za to Hikaru machnął na niego ręką i go nie słuchał.

— Chwila, chwila. Bo już nic nie rozumiem. Chcesz powiedzieć, że Naru-

— Że Naru to męska dziwka i świr. — rzucił beznamiętnie Hikaru.

Ja aż poderwałem się z miejsca.

— Ej, uważaj co mówisz, bo-

— Hikaru, zamknij ryj. — wysyczał Kiba i pociągnął mnie za rękę, bym znowu usiadł. — Wyluzuj, Sasu.

Widziałem, że oboje są pod wpływem alkoholu. Wiem, jestem świnią, ale... Może dzięki temu, że nie panują nad językami, dowiem się czegoś ważnego, interesującego? Ale czemu Kiba nie chce, bym się o tym czymś dowiedział?

— Bo? Niech się chłopak dowie, a co? — warknął Hikaru.

— A gówno. — warknął Kiba. — Albo się zamkniesz albo ci tę szklankę w dupę wsadzę. — zagroził mu Kiba.

— Chwila, chwila! — krzyknąłem. — Uspokójcie się. Przyszedłem się tu bawić, a nie patrzeć jak się lejecie. — rzuciłem. Chłopaki trochę wyluzowali.

— Ale jest kilka rzeczy, które mi się nie podobają... Co przede mną ukrywasz? — zapytałem Kibe. On lekko się zmieszał i zaczął się nerwowo śmiać.

— Po kolei? — zapytał Hikaru, nachylając się w moją stronę, rzucając kpiące spojrzenie Kibie.

— Chętnie posłucham. — rzuciłem zaciekawiony, dopijając drinka.

— Dobra, idziemy. — warknął Kiba, rzucając wściekłe spojrzenie Hikaru. Złapał mnie za rękę i szarpnął w stronę wyjścia.

— A co, boisz się powiedzieć mu prawdę? Morderco pierdolony, wracaj tu! — krzyknął za nami, ale Kiba, nic nie mówiąc, dalej ciągnął mnie na zewnątrz.

Nie wytrzymałem i wyrwałem z jego uścisku moją rękę. On spojrzał na mnie pytająco. Obróciłem się na pięcie i chciałem wrócić do stolika, kiedy... Stanąłem jak wryty.

Jakieś trzy metry przede mną Sakura i Naruto tańczyli razem, szeptając sobie na ucho i patrząc w oczy. Delikatnie obejmując się z niewinnym uśmiechem na twarzy. Jak para. Jak bardzo zżyta, kochająca się para.

Poczułem jak jakaś niewyjaśniona siła ściska mi serce. Jakby czyjaś dłoń złapała je i próbowała ścisnąć tak mocno by pękło. Przez ten ból nie mogłem złapać spokojniejszego oddechu. Do mojego mózgu docierały impulsy, że mam nie patrzeć, obrócić się i odejść, ale nie potrafiłem się ruszyć. Stałem i patrzyłem na nich jak zahipnotyzowany.

Smutny?

Nie, raczej przerażony.

Ale... Dlaczego? Czego się boję?

Po chwili, kiedy znowu poczułem rękę Kiby na swojej, ocknąłem się. Zabierał mnie w głąb tunelu, który prowadził do wyjścia.

*

Już zupełnie nie wiedziałem, co się dzieje. Co ja mam o tym wszystkim myśleć? Człowiek przychodzi do baru wyluzować się, wyszaleć, a to, kurwa, kończy się jak sprawa rozwodowa w sądzie. Wyciągają jakieś nierealne, niezrozumiałe dowody, informacje i człowiek jest w tym głupi...

Stałem z Kibą przed klubem. Nerwowo paliłem już siódmego papierosa, cały się trzęsąc, a brunet wydzwaniał po kolei do każdego, z kim dzisiaj przyszliśmy, przepraszając, że tak szybko musieliśmy wyjść.

Musieliśmy wyjść... To było bezprawne wytarganie! Ale właściwie... Czemu ja drżę? Przecież nie z zimna, jest mi ciepło. Ze stresu? Strachu? Z czego?

Kiedy tak stałem i patrzyłem na Kibe, targały mną takie emocje, że chyba rozpierdoliłbym tych dwóch ochroniarzy przy wejściu do klubu. Poważnie! On robi mi tu jakąś dziwną akcję, ukrywa coś przede mną, a stoi z takim wyrazem twarzy jak gdyby nigdy nic!

Nagle przed oczami mignął mi obraz Naruto i Sakury, kiedy tańczyli...

Dreszcze ustały. Ale... I tak odczuwałem coś... Dziwnego? Najgorsze jest to, że tego nie rozumiem. Nie rozumiem tego, co czuję.

Jak można nie rozumieć tego, co się odczuwa?! Jak?! Przecież mamy tę zdolność odbierania przez organizm różnego typu wrażeń zmysłowych. Mamy te pierdolone receptory, czy jak to gówno się nazywa! Mają odbierać bodźce bym wiedział, co mi jest! Na co to, cholera jasna, skoro nic mi nie dają?! Przecież nie jestem w stanie odczuwać czegoś, czego nikt nigdy nie odczuł i nie udokumentował, prawda?! Prawda?! Prawda... Nieprawda?

Kiba wyłączył telefon. Obrócił się w moją stronę i... Uśmiechnął się.

No i czego się do mnie uśmiechasz?! Czego?! Odpierdalasz nie wiadomo co i jeszcze się uśmiechasz?! Chcesz mnie wkurwić?!

W końcu nie wytrzymałem i podleciałem do niego.

— Mogę, kurwa, wiedzieć o co chodzi? — warknąłem, stając naprzeciwko niego.

Jestem cholernie wkurwiony tym zamieszaniem.

— Sasuke, posłuchaj. Hikaru jak wypije to mu wali. — śmiał się. — Nie traktuj go poważnie, gada pierdoły.

— Ale coś ukrywasz! — wrzasnąłem. Ludzie, stojący niedaleko nas, spojrzeli w naszą stronę.

Kiedy zrobiło się cicho Kiba to zauważył.

— Sasuke, ludzie patrzą. Chodź, jedziemy do domu i pogadamy jak normalni ludzie.

— Nie, dopóki się nie przyznasz, co ukrywasz. — rzuciłem, lekko chwiejąc się na nogach. Prawda, też trochę wypiłem... Ale wiem, co robię! — Ukrywasz coś! — warknąłem, kiedy Kiba długo nie odpowiadał i tylko mi się przyglądał

— Nie! Hikaru coś wymyślił. Naprawdę, nie kłamię! — bronił się.

— A ja czuję, że tak. — syknąłem i podszedłem do niego tak blisko, że wyglądało to tak, jakbyśmy mieli się zaraz bić. Szczerze? Taki właśnie miałem zamiar. Miałem ochotę zrobić mu jakąś krzywdę.

Kiba spojrzał na mnie zaskoczony. Potem przeniósł wzrok na moją zaciśniętą pięść. Ludzie wokół odsunęli się kilka kroków. Kiba westchnął i spojrzał w moje oczy, a na jego twarzy nie widziałem żadnych uczuć.

— Wal. — rzucił najnormalniej w świecie, czekając na cios.

— Panowie, jakiś problem? Da się inaczej to załatwić. Taka ładna noc, nie potrzebna nam zwada. — rzucił Shino, wybiegając z klubu. Złapał moją rękę i odciągnął mnie od Kiby.

— Co tu robisz? — zapytał Kiba, ale mimo tego, że mówił do Shino, patrzył w moje oczy.

Ale nie był wściekły, tylko... Rozczarowany?

— Wracam do domu z wami, by nikt nie musiał was odwozić karetkami. — powiedział.

— Jak chcesz, baw się dalej. Nami się nie przejmuj. — rzuciłem, patrząc wściekle na Kibe.

— I tak wcześniej do domu wrócić miałem. Więc na stacje chodźmy, ochłonięcie, jeśli się przejdziecie. — zaproponował z uśmiechem, starając się załagodzić sytuację i lekko popchnął nas w stronę stacji.

*

Przyznam się, że w drodze na stacje, były takie momenty, że mało brakowało, a zerwałbym się w stronę Kiby i go uderzył. Niestety, Shino ma silny uścisk i nie dało rady.

Kiba cały czas szedł ze spuszczoną głową. We mnie się aż gotowało. Z nas trzech chyba najgorzej przebierałem nogami... Shino praktycznie w ogóle nie pił, a Kiba to ma już opracowane.

Na naszym przystanku rozeszliśmy się z Shino, gdyż on szedł w przeciwną stronę. Poszliśmy prosto do domu Kiby. Cała droga minęła w ciszy.

Kiedy tylko weszliśmy do jego mieszkania, Akamaru zaczął się między nami kręcić, dając do zrozumienia, że musi pilnie wyjść na dwór.

— Dobra, to ty się rozgość, a ja z nim wyjdę. — rzucił Kiba, zakładając psu obrożę i smycz, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.

— Ok. — odpowiedziałem i wszedłem w głąb domu.

Jestem tu już drugi raz, a mam wrażenie, że pierwszy... Pewnie dlatego, że gdy przyszedłem tu z Killerem, byłem nim zbyt zaaferowany, by przyglądać się wystrojowi.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro