Odcinek 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

11.05.2008 | 08.03.2023

Po obejrzeniu całego domu i rozpakowaniu moich rzeczy dowiedziałem się, że za trzy dni zapieprzam do nowej szkoły. Mogliby się zlitować i dać mi więcej czasu...

Tata jak zwykle "Itachi, Itachi, gdzie będziesz się rozwijał? Poszukamy razem jakieś dobrej szkoły dla Ciebie? Ja mogę się tym zająć, nie przejmuj się!"

Mnie by auto przejechało to nawrzeszczałby na mnie, że na drodze jest moja krew i to nie ładnie wygląda.

Od urodzenia zawsze Itachi jest na pierwszym miejscu, a ja jestem szmatą do pomiatania.

Ale dwa lata temu to już zaczął przesadzać, bo „Itachi dostał się do najlepszej szkoły w kraju!".

A jak ja bym się dostał to co by powiedział? Z pewnością „Dobrze, dobrze, ale nie zawracaj mi teraz głowy„.

Bo Sasuke nie jest chodzącą doskonałością.

Ciekawe co ja mam zrobić, żeby tata mnie w końcu docenił.

Albo chociaż zauważył.

*

Nudzi mi się... Ej! A może zwiedzę okolice?

Albo lepiej nie... natknę się na jakiegoś nowego sąsiada i już na dzień dobry zostanę wyśmiany.

Ale w końcu trzeba się przełamać.

Zszedłem m na dół, ubrałem buty i bluzę. Mimo że jest ciepło wolę zakryć ręce... z wiadomych przyczyn - ślady „zabawy" Itachi'ego.

— Mamo, wychodzę!

— Dobrze, tylko się nie zgub!

Hah... zabawne.

Opuściłem mój nowy dom.

Gdzie ja mam teraz iść? W lewo albo w prawo... w prawo!

Jakieś‚ skupisko drzew tam jest. Może park?

Przeszedłem kawałek i okazało się, że moje podejrzenia były słuszne.

Park.

Ale nie taki jak było w tamtym domu, nie dwa marne drzewa.

Tu było pełno kwiatów, jakieś postacie powycinane z krzaków i wielka fontanna na środku - wysoka, złota anielica z ogromnymi skrzydłami. Z jej rąk na różne strony pryskała woda.

Jednym słowem - piękne.

Usiadłem na jednej z ławek i rozglądałem się - dalej też było kilka fontann, ale mniejszych. I już nie anioły czy anielice tylko delfiny.

Pełno grządek różnokolorowych kwiatów, idealnie skoszona trawa, długa droga i pełno ławeczek. Mały stawik niedaleko i kilka łabędzi w nim pływających. Gdzieś w dali po trawie biegały kaczki.

Można wręcz rzec - bajka.

Po kilku minutach zauważyłem, że ktoś mnie obserwuje.

Naprzeciwko mnie siedziała grupka ludzi, gdzieś w moim wieku. Wszyscy byli zajęci rozmową, ale jeden chłopak patrzył na mnie i nie uczestniczył w niej.

Pierwsze co przykuło moją uwagę to jego oczy.

Ich błękit widziałem z daleka. Pięknie się błyszczały - były duże, roześmiane i pełne życia.

Później moją uwagę przykuło uczesanie - blond włosy sterczące na każdą stronę - może to brzmi dziwnie, ale wyglądało bardzo... ładnie. Koszulka w biało-pomarańczowe paski i starte na kolanach jeans'y. Ale najciekawsze z ubioru były jego buty – turkusowo-żółte tenisówki do kostek.

Całkiem zabawna kompozycja, ale wyglądała... interesująco.

Szczerze, nigdy jeszcze nie widziałem takiego chłopaka. Jest taki, jakb-...

E, E!

CHWILA!

JA CAŁY CZAS NA NIEGO PATRZĘ!

Szybko obróciłem głowę w lewą stronę i oczywiście zrobiłem się czerwony.

Matko, ale wstyd...

Kątem oka spojrzałem w jego stronę.

Niee... On tu idzie!

Sasuke... Luz... Wyluzuj się... No luzuj się, cholero!

— Naru! Chodź, zrywamy się!

Spojrzałem w jego stronę - zatrzymał się i spojrzał na chłopaka, który go zawołał – też jeden z tej grupki. Blondyn spojrzał na mnie, po czym odszedł razem z pozostałymi.

Uff... Ale ulga...

Ale chwila, jak on się nazywał? Naru?

Jakoś dziwnie... Ale słodko.

*

— Już jestem! — zawołałem wchodząc do mieszkania.

— Dobrze synku. Jesteś głodny?

— Nie, mamo.

— Na pewno?

— Na pewno.

Poszedłem na górę. Ściągnąłem bluzę i spojrzałem na ranę, która znajdowała się na mojej prawej ręce – i pomyśleć, że dziś czeka mnie to samo...

Wszedłem do łazienki. Pozbyłem się koszulki i spojrzałem w lustro.

Szczerze? Wyglądam jakby mnie "ulepili" z grupki ludzi - tyle blizn to chyba nikt inny na świecie nie ma. Może trafię do Księgi Rekordów Guinnessa?

Szybki prysznic.

Powrót do pokoju.

Oczekiwanie na Itachi'ego.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro