Odcinek 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

07.03.2010 | 17.05.2023

— Kto ostatni w pensjonacie, ten robi wszystkim zadania przez cały pobyt tutaj! — krzyknęła do nas Tayuya.

— O nie! — wrzasnął Neji i pobiegł za dziewczyną.

Zacząłem się śmiać i pobiegłem za nim. Chwilę później ktoś podbiegł do mnie i złapał moją dłoń. Tym kimś okazał się Naruto. Tak, Naruto podbiegł do mnie i złapał moją dłoń. Niesamowite, prawda? Nie puścił mnie aż do samego pensjonatu. Kilka razy upadlibyśmy razem, ale kiedy jednemu podwinęła się noga, drugi go łapał, i na odwrót. Zawsze po takiej sytuacji wybuchaliśmy śmiechem.

Ostatni do pensjonatu wbiegł, ku zaskoczeniu wszystkich, Lee. Podobno napawał się widoczkami.

Wybaczyliśmy mu to.

*

— Gdzie wyście, kurna, byli?! — przywitał nas Kakashi, zaraz po tym, jak wbiegliśmy do pensjonatu. Był cholernie wkurzony. Stał naprzeciwko nas, w lekkim rozkroku, z rozzłoszczonym wyrazem twarzy. Do wizerunku psychicznego zabójcy brakowało mu tylko broni w ręce.

— No... W mieście. — rzuciła ze skruchą Yoko.

— A o której mieliście być w hotelu? — zapytał, a raczej wysyczał.

— O... Dziewiątej? — zapytał niepewnie Sai, starając się uśmiechnąć, ale mrożące krew w żyłach spojrzenie Kakashi'ego, uniemożliwiło mu to.

— Właśnie, o dziewiątej! — wrzasnął, wymachując rękoma. — A która jest?!

— Dziewiąta? — zapytał z uśmiechem Kiba, starając się rozluźnić atmosferę.

— Nie, nie dziewiąta. — zaśmiał się przerażająco wychowawca. — Dziesiąta, kuźwa. Dziesiąta! — wrzeszczał, trzęsąc się ze złości.

— Nie, bo za dziesięć... — mruknął po cichu Akinori.

— Nieważne! — warknął. Przyłożył sobie dłoń do czoła i zamknął oczy. Po chwili wziął głęboki oddech.

— W każdym razie, nie wykonaliście mojego polecenia. — powiedział poważnym tonem głosu.

Przez chwilę miałem wrażenie, że się uspokoił, gdyż jego głos był opanowany i cichy. Ale... Kiedy wymówił to zdanie wszyscy aż się cofnęli, co mnie zdziwiło. Spojrzałem pytająco na Kibe.

— O co cho-

— Jeśli mówi o niewykonaniu jego polecenia... Mamy przesrane. — szepnął Kiba.

— To znaczy? — dopytywałem się.

— Zobaczysz. — rzuciła wystraszona Ino.

— Więc... — zaczął Kakashi, wyciągając zza pleców swój dzienniczek. Skąd on się tam wziął? — Spóźnienie na zajęcia, minus siedem punktów. A za spóźnienie na wycieczce, dodatkowo minus pięć punktów. — mówił. — Grupowe spóźnienie, minus dziesięć punktów. Specjalnie upozorowane grupowe spóźnienie, kolejne minus dziesięć punktów. — mówił dalej.

Wbijało w ziemię z coraz większą siłą. W ogóle nie wiedziałem, o co mu chodzi. Kakashi, mimo iż opanowany, wyglądał przerażająco. Jak nie on! Słyszałem, jak ludzie przede mną przełykają ślinę.

Ma być gorzej? Oj... Oto mroczna strona Kakashi'ego...

— Złe zachowanie na wycieczce, minus siedem punktów. Utrudnianie wycieczki, minus dziesięć punktów. To już minus czterdzieści dziewięć punkcików na główkę. — rzucił, złapał swój notesik, spojrzał na nas z uśmiechem i zaczął się bujać. — To słucham, macie coś do powiedzenia? — zapytał, dalej bujając się w tył i przód.

— Prze- — zacząłem, ale Kiba zatkał mi usta.

— O, proszę. — rzucił i wskazał na mnie długopisem. Ponownie otworzył swój notesik. — Przerywanie nauczycielowi, minus pięć punktów jednorazowo. — powiedział z uśmiechem, na co moje oczy przybrały wielkość talerzy.

— Co?! — wrzasnąłem.

— Kolejne minus pięć punktów.

— Sasuke, zamknij się. — syknął Kiba.

— Minus pięć punktów. Kto następny? Ale ja lubię was karać! — krzyknął podekscytowany i wzniósł ręce do góry.

— Pięknie... — szepnął Naruto.

— Co? Co? Coś jeszcze? — zapytał Kakashi. Wszyscy pokręcili głową na nie. — Pięknie... Okłamywanie nauczyciela, minus dziesięć punktów. Grupowe okłamywanie nauczyciela, kolejne minus dziesięć.

— Ale my pana nie okłamujemy... — rzuciła Ino.

— Sprzeczanie się z nauczycielem, minus siedem punktów. Grupowe sprzeczanie się z nauczycielem, minus siedem.

— Dobra, pan przegina! — krzyknął Hikaru, wychodząc na przód.

— Pyskowanie nauczycielowi, minus dziesięć punktów. Podnoszenie głosu na nauczyciela, minus dziesięć. Zagłuszanie ciszy nocnej, bo już jest dziesiąta, minus dziesięć punktów. A zagłuszanie ciszy nocnej na wycieczce, gratisowo minus pięć. — powiedział Kakashi, stojąc twarzą w twarz z Hikaru. On aż zmalał i cofnął się do tyłu.

— Sto dwadzieścia trzy punkty na głowę. Oczywiście minus. Słucham dalej. — uśmiechnął się Kakashi.

— Chyba się ze strachu zsikam... — jęknął Neji.

— Kolejne przerywanie nauczycielowi, minus pięć. Niszczenie mienia publicznego, minus dwadzieścia punktów.

— Ale ja jeszcze nic nie-!

— Sprzeczanie się z nauczycielem,minus-

— STOP! — krzyknął Naruto, wychodząc przed szereg.

Kakashi przymknął swój notatnik i spojrzał na niego.

— Byliśmy w SPA. Rozlało się, droga zamieniła się w błoto. Spóźniliśmy się przez burzę. A teraz stoimy tutaj mokrzy i... Przepraszamy za spóźnienie. — powiedział w imieniu nas wszystkich i ukłonił się.

Przez chwilę było cicho... Ale tę ciszę przerwał chichot Kakashi'ego.

— No. — rzucił, chowając swój notesik. — I nie można tak było od razu? — uśmiechnął się.

Wszystkich zatkało. Staliśmy z otwartymi buziami i patrzyliśmy na niego jak idioci.

— Dobra, idźcie się przebrać i spać. Do zobaczenia jutro. — zaśmiał się i z uśmiechem na twarzy... Odszedł.

— Eee... Wytłumaczy mi ktoś, co się stało? — zapytał Kiba po kilku minutach ciszy.

*

— To było chore. On tak zawsze? — zapytałem, podłączając telefon do ładowarki.

Wszyscy już dawno siedzieli w swoich pokojach. Na dworze zrobiło się strasznie ciemno, a niebo od czasu do czasu rozjaśniała błyskawica. Burza z minuty na minuty rozkręcała się.

Wziąłem już prysznic, reszta też. Został tylko Neji.

— Zawsze tak robi, jak konkretnie podpadniemy. Ale dzisiaj, pierwszy raz od prawie trzech lat, udało się go ugłaskać... Chyba postawie ołtarzyk Naruto. — zaśmiał się Kiba, siedząc na swoim łóżku.

— Noo... To było straszne. Dobra, ja idę się umyć. — Neji poderwał się i wszedł do naszej łazienki.

— Ok. A tak w ogóle... Sasuke? — zaczął Kiba, ale nim zdążyłem zapytać, o co mu chodzi, do naszego pokoju wpadła zdyszana Ino.

— Szybko i bez pytań, bo Kurenai pilnuje naszego pokoju. — rzuciła, złapała Kibe za rękę i wybiegła razem z nim.

Spojrzeliśmy na drzwi z pytającym wyrazem twarzy.

— Łoooo... Będą z tego dzieci. — zaśmiał się Chouji.

Skrzywiłem się.

*

Kiedy wstaliśmy, na dworze świeciło słoneczko, a po burzy nie było śladu. Słyszeliśmy, że wyrządziła większe szkody na wyższych terenach i na kilku ścieżkach górskich.

Zjedliśmy z chłopakami onigiri i w sumie... Byliśmy gotowi do wyjścia. Ale nasz Kiba, który nie wrócił na noc, zapodział się gdzieś.

— Ok, wszyscy są? — zapytał Kakashi, stojąc z listą w ręku. My nie odzywaliśmy się, by nie wsypać naszego psiarza.

Niestety, Kakashi chyba zorientował się, że coś jest nie tak, bo dziewczyny również milczały.

Czyżby Ino też nie było z nami?

— Gdzie jest Kiba? — zapytał nas.

— Eee... No ten... Gdzieś jest... — zacząłem.

— Super pogrywacie. Wczoraj sobie nagrabiliście, a dzisiejszy dzień chcecie chyba rozpocząć od nagany, tak? — zapytał nas.

— Nie, nie chcemy...

— Brakuje mi jednej dziewczyny. — rzuciła Kurenai, podchodząc do Kakashi'ego.

— Której? — zapytał zdziwiony.

— Yamanaki. — rzuciła.

Kakashi, na dźwięk nazwiska Ino, uśmiechnął się pod nosem.

— Mi brakuje Kiby. — rzucił do Kurenai z uśmiechem. Ona wzięła głęboki oddech. Po chwili odwróciła się twarzą w stronę naszej grupy.

— Dobra, gadajcie, gdzie te gołąbki po-

— Sorry za spóźnienie! — zaśmiał się Kiba, biegnąc razem z Ino w naszą stronę z takim bananem na twarzy, jakby nic się nie stało.

— Gdzie wy- — zaczęła wściekła Kurenai, ale Kakashi jej przerwał.

— Dobra, mniejsza. Nie chcę przez nich jeszcze więcej czasu tracić, potem się wytłumaczą. — rzucił w stronę Kurenai, która była wyraźnie niezadowolona, że Kakashi przerwał jej w pół słowa.

— To jedziemy. Hyuuga? — zaczął Kakashi.

Kiba pożegnał się z Ino, która odeszła w stronę swoich koleżanek. One, wyraźnie podekscytowane, zaraz zaczęły o czymś z nią szeptać.

Brunet stanął obok mnie.

— Gdzieście byli? — zapytałem.

— Wiesz jakie fajne jeziorko jest w lesie? — rzucił, wpatrując się w sufit z uśmiechem na twarzy. Spojrzałem na niego jak na idiotę.

— Dzieci z tego będą? — zapytałem po chwili.

Kiba nagle spoważniał, a na jego twarzy dostrzegłem przerażenie. Spojrzał w lewo, spojrzał w prawo, jakby szukał tam odpowiedzi na moje pytanie.

— Nie? — powiedział niepewnie po chwili, patrząc na mnie wielkimi od strachu oczyma.

— Ładnie, Inuzuka, ładnie. — zaśmiałem się.

— Witam kochaną młodzież! — przywitał się Fuganaga.

Ukłoniliśmy się.

— Dzisiejszy plan wycieczki trochę się zmienił. Niestety, nie na naszą korzyść. Szlak, którym mieliśmy się wspinać, został kompletnie zniszczony, a przebiegająca niedaleko rzeczka dodatkowo go zalała. Więc dzisiaj oprowadzę was tylko po dolnych partiach gór i poopowiadam trochę o historii tego pięknego, górskiego miasteczka. — powiedział z uśmiechem.

— Nieee... — jęknął Kiba.

— Nie narzekaj od samego początku. — zaśmiałem się.

— Więc... Ruszajmy! — rzucił optymistycznie staruszek i zaczął iść w stronę wyjścia.

Poszliśmy za nim.

*

Nasza podróż zaczęła się od dwugodzinnego wykładu o tym wspaniałym, górskim miasteczku od siedmiu boleści... W którym roku powstało, kto je założył, dlaczego, z kim, skąd wzięła się nazwa i co oznacza, ile je budowali, jakie były na początek plany, a dlaczego wyszło coś zupełnie innego, jakie są plusy umiejscowienia miasteczka, a jakie minusy, w co urodzajne są tutejsze gleby, jakie święta obchodzą tutejsi mieszkańcy i kiedy, itp, itd...

Nuda.

Przysnąłem w połowie na ramieniu Kiby, który przysnął na ramieniu Neji'ego, który przysnął, opierając się o belkę, którą podpierała drzemiąca Tayuya. Jeśli ktoś go słuchał albo był na jakimś dopingu albo jest psychiczny.

Lee, nie miej mi tego za złe, wcale nie twierdze, że jesteś psychiczny...

Później udaliśmy się do niewielkiej świątyni na wzgórzu. Tam było już weselej, bo wcisnęliśmy z chłopakami kit dziewczynom z młodszych klas, że te pomarańczowe grzybki są jadalne.

Hehehe.

Fuganaga też coś truł o tej świątyni, co ma dwa metry na dwa i się rozpada. Nie wiem czym się tu podniecać...

Co ja napisze na tym teście, który ma być dzisiaj wieczorem? Na pytanie "Z czego zbudowana jest świątynia?" odpowiem "Deska, deska i deska na deskach." Przynajmniej z góry mieliśmy bardzo ładny widok na ocean.

— Oto historia tej cudownej świątyni. — zakończył Fuganaga.

— Cudownej jak cholera. — dodał Kiba. Parsknęliśmy śmiechem.

— Co się stało chłopaki? — zapytał Fuganaga, podchodząc do nas przy pomocy swojej drewnianej laski.

— Nic, nic. — rzuciliśmy szybko.

— Dobrze. Jeśli nie macie do mnie żadnych pytań, możemy wracać do pensjonatu. Tam zjecie obiad i przygotujecie się do testu. Mam nadzieje, że robiliście obszerne notatki. — rzucił i zaczął wracać w stronę hotelu.

— Notatki? Jakie notatki? — zapytał Kiba.

— Te, co mieliśmy robić. — zaśmiałem się, poprawiłem torbę i ruszyłem za Fuganagą.

— Ej, no bez jaj! — jęknął Kiba.

Prawie wszystkie dziewczyny były z przodu. Jedynie Temari i Tayuya szły z tyłu, paląc papierosy. Sam wyciągnąłem swoje Marlboro z kieszeni i dołączyłem do nich.

— Ale ten dziadek nudził... — skarżyła się Tayuya.

— Jeszcze tylko dwa dni. — zaśmiałem się, ale to raczej nic to nie dało.

— Żeś mnie pocieszył... — warknęła. Uśmiechnąłem się.

— Ej, gadał ci coś Kiba, gdzie byli w nocy? — zapytała mnie Temari, zaciągając się miętowym papierosem.

— Coś o jakimś jeziorku w lesie. Tyle. A wam?

— Nam też mówiła tylko o jakimś jeziorze. — powiedziała Temari.

— Myślicie, że się pieprzyli? — zapytała Tayuya, wypuszczając dym z ust.

— Kto wie... W sumie dziwne by było, jakby uciekli w nocy do lasu i nic nie zrobili. — zaśmiałem się.

— Brał Kiba torbę ze sobą? — zapytała mnie Temari.

— Nie, czemu?

— Niedobrze. — rzuciła, strzepując popiół z papierosa.

— Nie rozumiem.

— Ino nie bierze tabletek. — powiedziała Temari.

— Gumek też nie wzięła, w szafce zostały. — dodała Tayuya.

— Ej, bez jaj. Wy chyba nie myślicie, że Ino...

— Kto wie. — Tayuya powtórzyła moje słowa. — Na razie nie ma żadnych oznak tego, by miała być. Zobaczymy, czy będzie jutro rzygać.

— A co jeśli?

— Osobiście wykastruje Kibe, a potem wyrwę to urocze maleństwo z Ino. — rzuciła z uśmiechem Temari.

— Przerażasz mnie. — powiedziałem i na dowód schowałem się za Tayuyą.

— Heh... — zaśmiała się.

— Temari, Tayuya! Chodźcie do nas, mamy sprawę do obgadania! — zawołała Yoko.

— Już idziemy! — krzyknęła w jej stronę Temari.

Dziewczyna uśmiechnęła się i wróciła do reszty.

Dziewczyny wypaliły do końca papierosy i pożegnały się. Tayuya kazała mi obserwować Kibe i podpytać go przy okazji. Dalej szedłem z tyłu sam. Włożyłem ręce do kieszeni i spojrzałem w lewą stronę.

Kurcze... Mimo wszystko ładnie tutaj. Świeża trawka, niczym nieskażone kwiatki, słoneczko nieśmiało wychylające się spomiędzy gałązek. Drewniane domki, żadnych samochodów, podskakujące króliczki, ćwierkające ptaszki... I do tego wszystkiego ocean na wyciągnięcie ręki. I ta cisza... W sumie, nie zaszkodziłoby raz na jakiś czas takie krótkie odosobnienie sobie zafundować. Hmm... Ciekawe czy Fuganaga-san będzie mówił coś o legendach tego miejsca... Nie wiem dlaczego, ale chcę dowiedzieć się więcej na temat tego samuraja z opowieści babuni. Zaintrygował mnie... A może opowiadał wtedy, kiedy przysnąłem? No nic, najwyżej go podpytam przy najbliższej okazji.

Nagle poczułem, jak jakieś szczupłe palce oplatają moje prawe ramię. Szybko obróciłem głowę.

— Naruto? — zapytałem zaskoczony.

— Już myślałem, że zasnąłeś. — zaśmiał się.

— Skąd ty się tu wziąłeś? Przecież cały czas byłeś z przodu... — zdziwiłem się.

— Od około dziesięciu minut idę obok ciebie. Tak uroczo wyglądałeś wpatrując się w ocean, że nie chciałem ci przerywać. — uśmiechnął się, ale ja nie byłem w stanie nic z siebie wydusić. — Kurcze... — zaczął po chwili. — Jak ja się cieszę, że poznałem kogoś takiego jak ty. – powiedział cicho, na co moje oczy przybrały rozmiar talerzy.

Nie, nie chodzi o to, że to stwierdzenie mnie nie ucieszyło. Wręcz przeciwnie, kiedy to powiedział poczułem motyle w brzuchu. Ale dlaczego tak nagle? I akurat teraz? Blondyn ma specyficzny charakter... Ale...

— Dlaczego? — zapytałem po dłuższej chwili ciszy.

— Przez to co nas łączy. — powiedział, mocniej ściskając moje ramię. — Jesteśmy do siebie tacy podobni... — rzucił i wbił swoje oczy w ocean.

— Podobni? — zdziwiłem się.

Na pewno nie w charakterze... W zachowaniu też nie. O wyglądzie nie wspominając.

— Powiedz mi, kiedy się o tym dowiedziałeś? — zapytał nagle. — Albo nie, głupie pytanie. Przecież wiedziałeś o tym od urodzenia. — zaśmiał się. — Może tak, jak się z tym czujesz? Albo może... Czy czułeś się przez to jakiś gorszy? — wypytywał mnie, ale ja nie mogłem mu odpowiedzieć, gdyż zupełnie nie wiedziałem, o co mu chodzi.

Ej, chwila... On chyba nie mówi o tym... Że ja chyba jestem... Nie, to jest niemożliwe!

— Wiesz, mi na początku było głupio... Nie wiem czemu. Miałem wrażenie, że jestem w pewnym sensie inny, gorszy. Ale rzeczywistość jest zupełnie inna. Jak ktoś na mnie patrzy, to nie zacznie mnie wytykać przez to placami, no bo skąd on może wiedzieć, że tak mam, prawda?

— Ale Naruto, o czym-

— W jaki sposób to leczysz? Le... Leczysz? Co on pieprzy?

— Ja chodziłem kiedyś do psychologa, bo nie chciałem przyjmować tych głupich leków. Też wymyślili leki na coś takiego, według mnie one mi wcale nie pomagały i nie pomogą. — rzucił.

Cały czas patrzyłem na niego, nic nie mówiąc. W pewny momencie zorientował się, że coś jest nie tak i puścił moją rękę.

— Znaczy się... Jak nie chcesz nie musimy o tym rozmawiać. Pewnie nie lubisz drążyć tego tematu, nie dziwię ci się. — rzucił zakłopotany. — Sasuke, ja wiem, że to jest trochę przerażające, ale jesteśmy tacy sami, możemy o tym porozmawiać. — zaproponował z uśmiechem.

Tacy sami?! To znaczy, że on też jest... NIE! To jest niemożliwe!

— Naruto, ale o czym ty mówisz? — zapytałem w końcu.

Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro