Odcinek 38

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

28.03.2010 | 27.05.2023

— Wiesz co, mamy mało czasu, a nie będziemy wam przeszkadzać. Wpadniemy tylko na stoisko kuzynki Neko i zaraz do was wrócimy. — rzuciła Aya, pomachała nam i weszła do środka.

— Eee... No to, o czym my to? — zaśmiałem się, kiedy dziewczyny zniknęły z pola naszego widzenia.

— Ja już pójdę. — warknęła Ino, złapała swoją torebkę i poderwała się z ławki, rzucając krótkie "nara".

Spojrzałem na Kibe.

— Będę miał kłopoty? — zapytał przerażony.

— Już je masz. — rzuciła lekko zdezorientowana Tayuya, która najwyraźniej wszystko widziała, gdyż stała na progu wejścia do szkoły razem z Temari.

— Leć za nią. — rzuciłem.

Kiba niewiele myśląc, poderwał się z miejsca, omal nie zabijając się o własne sznurówki, pobiegł za blondynką.

— I na co były mu takie znajomości, skoro od dawna planuje coś poważniejszego z Ino? — zdziwił się Naruto.

— Miłość dodaje rozum kobiecie, ale odbiera mężczyźnie. — rzucił Shino, który właśnie wyszedł ze szkoły z tacą w ręce, na której stało kilka szklanek.

— Herbatki zielonej na główki oczyszczenie? — zapytał.

— Z chęcią. — powiedzieliśmy z uśmiechem.

— Ale ja tego nie rozumiem. Jak już tak lata za Ino to niech się skupi na niej i nie zaprzyjaźnia się z każdą ładną dziewczyną. — mruknął blondyn.

— Naruto, ja mam czasem wrażenie, że nie jesteś facetem. — ze zrezygnowaniem pokiwał głową Neji, który właśnie wychylił się z okna nad ławką, na której siedzieliśmy. — A właściwie, co się stało?

— Ino widziała Kibe jak całował się z Neko. — rzuciłem.

— A kto to jest Neko?

— Niedawno poznana koleżanka. — objaśniłem mu.

— Chwila, to on specjalnie się z nią pocałował? — zapytał.

— Nie, ona go pocałowała. Przy Ino.

— Specjalnie?

— Raczej nie.

— A według mnie ona chciała zrobić Ino na złość. — rzucił Naruto.

— A według mnie po prostu chciała zaznaczyć swoje terytorium. — powiedziała Tayuya i to chyba z jej wersją najbardziej się zgodziliśmy.

— Jizas... Że on się jeszcze nie nauczył po ostatnim razie... — pokiwał głową Neji.

— Doświadczenie to grzebień, który natura daje mężczyznom, kiedy są już łysi. — powiedział Shino i wziął łyk herbaty.

—Zaraz, zaraz, po jakim ostatnim razie? — zapytałem.

— Była w naszej szkole kiedyś taka dziewczyna z wymiany, Rikki. — zaczął Neji.

— Kiba już wtedy latał za Ino, ale mimo tego tuż pod jej nosem umawiał się z Rikki. — kontynuowała Tayuya.

— Chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. — rzucił Shino.

— Twierdził, że Ino się nie dowie, a Rikki i tak za miesiąc wyjedzie, więc nie ma się czym martwić. — powiedziała Hinata.

— Ale nasza czarnulka z Australii nie wyjechała po miesiącu i na dodatek, żeby było zabawniej, zakochała się w naszym psiarzu. — dodała Temari.

— Osz w mordę... I co? — zapytałem.

— Ino się dowiedziała i nieźle wkurwiła. A kiedy Kiba się dowiedział, że Ino wie, cztery miesiące latał za nią i przepraszał. Na dodatek na zakończeniu roku szkolnego, Rikki w trakcie swojej przemowy przy całej szkole nazwała go typowym facetem, gnojem i pustakiem. — powiedziała Temari. Moje oczy powiększyły się do rozmiaru talerzy.

— Wesoło było. — zaśmiała się Tayuya.

— Pięknie. On podryw ma chyba we krwi. — zaśmiałem się.

— Dziewczęcym udkiem broni się przed smutkiem. — rzucił Shino, na co wybuchnęliśmy śmiechem.

Siedzieliśmy tak jeszcze przez chwilę i opowiadaliśmy sobie różne, zabawne historyjki związane z miłością, kiedy ten spokój przerwał krzyk Neji'ego.

— Deiiiiiiiiiiiiiiiii!!!!! — pisnął, wyszedł z okna i po chwili wyleciał z budynku szkoły z otwartymi ramionami.

Nie wiedziałem o co chodzi, więc skierowałem oczy w stronę, w którą biegł Neji. Bramę ogrodzenia szkoły właśnie przekroczył Deidara i... Mój brat.

— A wy co tu robicie? — zapytałem zdziwiony.

— No jak co? Nie odpuszczę Dnia Wypieków. — zaśmiał się Deidara, tuląc Neji'ego.

— To był jego pomysł, ja jestem niewinny. — bronił się Itachi. Ku mojemu zdziwieniu przywitał się z Neji'm tak samo, jak Deidara.

— Tak w ogóle, wy się znacie? — zapytałem, patrząc na tę dwójkę.

— Jak Deidara go zna, to ja też go znam. — zaśmiał się mój brat.

— Ej, wy jesteście rodziną? — zapytał Neji, pokazując raz na mnie, a raz na Itachi'ego. — Bo jacyś tacy z buzi podobni jesteście.

— Jesteśmy rodzeństwem. — rzuciłem. — Skąd znasz Deidare?

— To ja farbowałem mu włosy. — rzucił z uśmiechem Neji, biorąc kosmyk włosów Deidary w dłoń.

— Neji jest moim prywatnym fryzjerem. — powiedział dumnie Deidara, objął chłopaka w pasie i przysunął do siebie.

— Dobra, dobra, idźcie się pedalić z dala ode mnie. — zaśmiał się Itachi, odsunął od tej dwójki i stanął obok mnie.

— No to... Oprowadzić was czy co? — zapytałem lekko zdezorientowany tą sytuacją.

— W sumie... Czemu nie? — uśmiechnął się Itachi.

— No dobra, to chodźcie. — rzuciłem i machnąłem ręką, by poszli za mną.

— Ok, to ja was na chwilę zostawię. — powiedziałem w stronę osób, które zostały na ławce. Dziewczyny poderwały się z miejsca i złapały mnie za ramię.

— Twój brat jest wolny? — zapytała mnie Tayuya, trzepocząc rzęsami.

— Z tego co mi wiadomo... Pomijając jego samochód, to tak. — rzuciłem. — A co?

— Wiecie co? My też z chęcią się jeszcze raz przejdziemy. — oznajmiła dosyć głośno Tayuya i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Dziewczyny przytaknęły głowami i z uśmiechem stanęły obok Itachi'ego.

O matko... Zaczyna się.

— Siedzieć tutaj sam nie będę, z wami idę. — rzucił Shino, wstając z ławki.

— Idziesz też? — zapytałem Naruto, który od kilku minut się nie odzywał.

— A mogę? — zapytał zdziwiony.

— A czemu nie? — zaśmiałem się. — Chyba nie chcesz mnie zostawić z całą robotą. — rzuciłem, na co Naruto zaraz się poderwał, zasalutował i wszedł do szkoły.

*

Wycieczka po szkole była wesoła. Szczególnie wtedy, kiedy Deidara i Neji zaczęli tańczyć albo wtedy, kiedy Itachi na siłę chciał udowodnić, że potrafi podrzucić naleśnika na patelni. Nie próbujcie tego w domu, jeśli chcecie, by wasz sufit pozostał czysty...

Co chwilę wpadałem na Naruto, niby przypadkiem, tak samo jak niby przypadkiem kilka razy otarłem się o niego. Ale cii... Zdziwiło mnie to, jak dobrze Neji dogaduje się z Itachi'm. Co chwilę o czymś rozmawiali, na okrągło się śmiejąc.

Tylko żeby mi brata na hipisa nie przerobił!

Może dzięki Neji'emu dowiem się czegoś o Deidarze? I może on wie, kim jest ten "Skarb" w telefonie Itachi'ego?

W szkole spotkaliśmy Neko i Aye. Zgarnęliśmy je ze sobą. Dziewczynom na początku średnio to pasowało, ale potem, o dziwo, nagle się zaprzyjaźniły i chodziły pod rękę, obgadując jakiś boysband.

Ale jedna rzecz mnie cieszy, że nie ma tu Kiby. Dlaczego? Itachi. Nie mam ochoty na sceny przy ludziach. Właściwie... Ciekawe co u niego i Ino.

— Dzięki za wycieczkę. — rzucił Itachi, żegnając się ze wszystkimi.

Dziewczyny jakby mogły, to w trakcie pożegnania zawiesiłyby mu się na szyi i nie puściły aż do śmierci, ale cóż...

— Ej, Neji, co do niedzieli to się zgadamy, nie? — zapytał Deidara, przekraczając bramę ogrodzenia szkoły.

— No, zadzwonię ci. — rzucił i pomachał w jego stronę.

— Która już jest godzina?

— Wpół do szesnastej. — rzucił Naruto, patrząc na zegarek.

— Kuźwa, za dziesięć minut mamy pociąg! — krzyknęła Temari, z przerażeniem patrząc na Tayuye. — Dobra, to my lecimy, papa! — rzuciła, szybko nas wycałowała i zniknęła razem z Tayuyą za ogrodzeniem szkoły.

— My też będziemy się już zbierać, nie? — zapytałem.

Shino, Hinata, Neji i Naruto kiwnęli głowami na tak. Więc spacerkiem udaliśmy się na stacje metro. Mamy ten komfort, że pociągi w naszą stronę kursują co dziesięć minut, pociąg Temari i Tayuya'i co godzinę...

Po drodze wpadliśmy jeszcze po watę cukrową. Tym razem nie obkleiliśmy się nią.

Na stacji, czekając na pociąg, napisałem SMS do Kiby.

Sasuke:
I jak poszło?

Po chwili otrzymałem odpowiedź.

Kiba:
Daruj sobie =.= Masz czas za jakąś godzinę? Bo muszę z tobą pogadać.

— I co u Kiby? — zapytała Hinata, patrząc przez moje ramię na wyświetlacz telefonu.

— Chyba źle. —– rzuciłem i pokazałem jej SMS.

— Uuu... Niedobrze. — mruknął Naruto.

— Gdyby kózka nie skakała, toby nóżki nie złamała. — powiedział Shino, grożąc nam palcem.

— Shino, zamknij się już. — rzucił Neji, na co wybuchnęliśmy śmiechem.

Chłopak również się zaśmiał.

*

— Dobiorę się do niego. — warknęła, obserwując chłopaka, który właśnie przechodził obok kawiarni z grupką swoich znajomych.

— Sakura, wyluzuj. — rzuciłam i chwyciłam swój kubek. Złapałam słomkę wargami i napiłam się gorącej czekolady, którą właśnie przyniósł nam kelner. Na dworze była bardzo ładna pogoda, co miałam przyjemność obserwować przez ogromne okno, naprzeciwko którego siedziałyśmy.

— Nie, nie wyluzuje. Dopóki mi nie ulegnie, dopóty nie dam mu spokoju. Nie będzie mnie publicznie ośmieszał. — syknęła, stukając o szklany blat stołu swoimi świeżo zrobionymi paznokciami.

— A może po prostu wpadł ci w oko i boli cię, że ty mu nie? — zapytałam, śmiejąc się z niej.

— Jak możesz? — oburzyła się. — Ja? I nie wpaść komuś w oko? On świętego udaje, a dobrze wiem, że jakby mógł, to by mnie już wtedy w łazience przeleciał. — powiedziała pewna siebie i napiła się swojej czekolady.

— Taa... Oczywiście. — mruknęłam. Dziewczyna spojrzała na mnie.

— Coś mówiłaś? Bo nie dosłyszałam. — warknęła.

— Nie, nic. — rzuciłam ze sztucznym uśmiechem.

Sakura tylko pokiwała głową ze zrezygnowaniem, nic nie mówiąc. Nagle w kawiarni rozległ się dzwonek jej telefonu. Dziewczyna zaczęła szukać go w torebce, wywalając na blat stołu tonę kosmetyków do makijażu. Kiedy znalazła telefon przez jej ramię zobaczyłam, że dzwoni Shikamaru.

Wywróciłam ze zrezygnowaniem oczami, kiedy dziewczyna pierwsze co powiedziała po odebraniu to "Cześć, seksiaku". Od pewnego czasu Sakura niesamowicie mnie drażni. Zachowaniem, sposobem bycia, wyglądem. Jizas, jak się tak napaliła na tego całego "Sasuke", to niech mu to powie, a nie udaje modliszkę! Może i jest moją kuzynką, ale czasem mam ochotę ukręcić jej łeb. Po przesłodzonej wymianie zdań, dziewczyna rozłączyła się.

— A właściwie, jak ty i Josuke? — zapytała, wracając do picia czekolady.

— Dobrze. Planujemy kupić wspólne mieszkanie. — odpowiedziałam.

— Chyba żartujesz. — powiedziała zaskoczona, odkładając szklankę i patrząc na mnie z politowaniem.

— Nie żartuje. Kocham go i to z nim chce stworzyć rodzinę. — powiedziałam bez chwili zastanowienia, nie patrząc na nią. Skupiłam wzrok na wystawie sklepowej po drugiej stronie ulicy.

— Nie potrafisz się bawić. Masz dwadzieścia lat, a zachowujesz się jak moja stara.

— A ty masz ledwie szesnaście i zachowujesz się jak typowa dziwka. — warknęłam.

— Boli cię to? — zapytała po chwili, z dumą zakładając ręce na piersiach.

— Boli mnie jak na ciebie patrzę. Kobieto, latasz za tym całym Shikamaru, który wygląda jak pół dupy zza krzaka, puszczasz się z jego znajomymi-

— A co mam robić? — przerwała mi.

— A Naruto? — zapytałam.

— Co "Naruto"? — zdziwiła się.

— Taki fajny chłopak, nie dość, że przystojny to jeszcze mądry. Od przedszkola za tobą lata.

— Nikt mu nie kazał. — rzuciła znudzona, przyglądając się swoim paznokciom.

— Dałabyś się mu na lody zaprosić w ramach wdzięczności.

— Wdzięczności za co? — zapytała, śmiejąc się.

— Za wszystko! Za to, że pomagał ci, kiedy była taka potrzeba, za to, że zawsze jest przy tobie. I za to, że cię szanuje. — mówiłam. Mam szczerą nadzieję, że do niej przemówię, bo naprawdę lubię tego chłopaka. Może widziałam go tylko kilka razy ale wiem, że jest wartościowym człowiekiem.

— Chyba kpisz. — parsknęła śmiechem, biorąc swoją szklankę do rąk.

— Nie. Dlaczego się z nim nie spotkasz? — zapytałam.

— Z kimś takim? — zdziwiła się.

— Ach, przepraszam! Bo jak ktoś nie daje ci kasy za to, że łaskawie przyjdziesz na spotkanie z odkrytym brzuchem i w pełnym makijażu, jak to Shikamaru ma w zwyczaju, to jest śmieciem? — zakpiłam.

— On mi nie daje za to, że ładnie wyglądam. Wie, że nie mam kasy i mnie rozpieszcza.

— Jak alfons. — rzuciłam z uśmiechem.

— Yumi, skończysz się mnie czepiać?

— Nie, nie skończę. Kocham cię i chcę, żebyś miała w życiu jak najlepiej.

— I mam! — uniosła się.

— Nie masz! Chcesz do końca życia zachowywać się właśnie w taki sposób?

— Tak. — powiedziała już spokojniej.

— Sakura, nie poznaję cię. Kiedy byłaś mała, zawsze mówiłaś, że chcesz miłego faceta, który będzie lubił zwierzęta i zaakceptuje to, że nie jesteś i nie będziesz idealna. A teraz co? — zapytałam. Dziewczyna wlepiła wzrok w blat i nie odpowiadała mi.

— Odkąd poszłaś do tego pieprzonego gimnazjum i poznałaś tę elitę od siedmiu boleści, zrobiłaś z siebie typową kurwę! Zafarbowałaś się na różowo, nosisz ciuchy, które bardziej przypominają bieliznę, a co najgorsze, liczą się dla ciebie tylko pieniądze! — wyrzuciłam jej. Sakura dalej nie odpowiadała, tylko kręciła głową, patrząc wszędzie, byle nie na mnie. — A gdzie twoje wielkie marzenia o karierze psychologa? Od dziecka tylko o tym mówiłaś. I co? — zapytałam. Dziewczyna spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i spuściła głowę. — No właśnie. — parsknęłam. Wstałam, wyciągnęłam pieniądze z portfela i rzuciłam je na stół. Zabrałam swoja kurtkę i wyszłam.

*

— No i co? No i co? — gorączkowałem się, skacząc wokół Kiby, który nie wyglądał na zadowolonego.

Staliśmy pod fontanną w parku. Byłem niesamowicie ciekawy, co stało się między nim, a Ino.

— No... Nic, noo. — jęknął, wkładając ręce do kieszeni.

— Nie nic, tylko gadaj co ci powiedziała.

— Powiedziała tylko tyle... Że nic mi nie powiedziała. — mruknął po chwili.

— Jak nic? — zdziwiłem się.

— Trzasnęła mi tylko drzwiami przed ryjem. — powiedział niezadowolony.

— Oj, Kibaaa... — rzuciłem i przytuliłem jego głowę do swojej klatki piersiowej. On stał jak słup soli z rękoma w kieszeni.

— Weź mnie jak małe dziecko nie traktuj. — oburzył się i odsunął ode mnie.

— W szkole z nią pogadam, musi dziewczyna ochłonąć.

— Ona musi? — zapytałem z uśmiechem.

— Odwal się. — pogroził mi palcem, na co oboje się zaśmialiśmy.

Może i Kiba się uśmiechał, ale czułem, że najchętniej waliłby teraz głową w ścianę. Źle czuł się z tą sytuacją. Zresztą... Nie dziwie mu się.

— Bardzo zła była? — zapytałem, kiedy zaczęliśmy iść wzdłuż ścieżki. Obok nas przejeżdżali rowerzyści, a czasem biegały dzieci, goniąc się nawzajem.

— Jak stado rozwścieczonych bizonów? — rzucił, krzywiąc się. Syknąłem kiedy to usłyszałem.

— Nieźle. — mruknąłem.

Kiba spuścił głowę, kopiąc co chwilę jakiś kamyk. Ręce dalej trzymał w kieszeniach. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i spojrzałem w niebo, jakbym właśnie tam miał znaleźć jakieś pocieszenie dla Kiby.

— Trudno. — poderwał głowę do góry i nagle odzyskał humor. Spojrzałem na niego pytająco.

— Więc... Jak było? — zapytał i spojrzał na mnie z uśmiechem.

— Co było? — zapytałem.

— No... TO było. — rzucił z uśmiechem.

— Ale co "to"? — zapytałem zdziwiony.

Właśnie minęły nas dwie dziewczyny w mundurkach. My wolno przesuwaliśmy się do przodu.

—Jizas, Sasu. — jęknął i ze zrezygnowaniem opuścił ręce wzdłuż ciała. — To w nocy.

— Co w nocy? — zapytałem zdziwiony. Dalej nie wiedziałem, o co mu chodzi.

— Noż kurwa, z Naru! — krzyknął.

— Ale co z Naruto? — zapytałem lekko... Wystraszony.

— No... Czy było gorąco? — zapytał z uśmiechem. Aż stanąłem w miejscu.

— Kiba, o czym ty pieprzysz?

— Jak o czym? Nie zgrywaj się, wiem, że się pieprzyliście. — zaśmiał się i stuknął mnie łokciem w ramię.

— Co?! — wrzasnąłem.

— Eee... To wy nic w ten deseń? — zdziwił się, a uśmiech nagle zszedł z jego twarzy. Zastygł z palcem uniesionym ku górze.

— Nie! — krzyknąłem totalnie zdezorientowany.

— To ja sobie żyły wypruwam, żebyście mieli na dwie noce pokój sami, a wy nic?! — krzyczał na mnie.

— Chwila... To z tym pokojem to twoja sprawka?

— No a niby kogo? Kuźwa, Sasu, taka okazja, dwie noce pod rząd, a wy nic, zero?! Nawet seksu oralnego? — wyrzucił mi, wymachując rękoma.

Spojrzałem na niego przerażony z otwartymi ustami.

— Chwila, chwila, chwila! — ocknąłem się po chwili, kręcąc głową. — To przez ciebie wszyscy teraz wiedzą, że spałem z Naruto?! — wrzasnąłem, wymachując rękoma.

— Taki głupi nie jestem. – mruknął.

— To jak ty to zrobiłeś, że siedzieli wszyscy w drugim pokoju?!

— Przenieśliśmy seans do pokoju chłopaków, potem przyszły dziewczyny i ułatwiły mi zadanie. — rzucił.

— Czyli nic nie wiedzą? — zapytałem spokojniej.

— Nie wydałbym cię.

— Ale skąd ty...

— Skąd wiem, że zabujałeś się w Naru? Tylko debil by nie zauważył tych twoich maślanych oczu do niego, twoich gadek, jaki on głupi, że kocha Sakure i tego twojego ślinotoku i palpitacji na jego widok. — rzucił, a ja aż musiałem usiąść na ławce przy której stanęliśmy. — Ej, co jest? Przecież nikt nie wie. — zapytał po chwili, siadając obok mnie.

— Ty wiesz! I to wystarczy... — powiedziałem.

Kiba spojrzał na mnie pytająco.

— Do mnie to ledwo co doszło, jeszcze nie jestem w stu procentach pewny, a ty już wiesz. A jeśli ty wiesz, to za niedługo będą wszyscy wiedzieć! — mówiłem, a z każdym słowem czułem jak braknie mi sił, by powiedzieć cokolwiek. Jakbym zaraz miał się zsunąć na ziemię, zemdleć.

— Przecież nikomu nie powiem. — powiedział cicho, obejmując mnie ramieniem. Oparłem głowę na jego klatce piersiowej.

— Okropna sytuacja... –— mruknąłem po chwili ciszy.

— Jak ja i Ino. — zaśmiał się.

— O nie, moja jest o wiele gorsza. Nawet ich nie porównuj, proszę cię. — warknąłem, odsuwając się od niego.

— Heh... — zaśmiał się.

— Miałeś już chłopaka? — zapytał po dłuższej chwili ciszy. Ostatnie płatki Sakury opadały na ziemię, niczym cała moja reputacja w danej chwili.

— Nie.

— A podobał ci się kiedyś jakiś facet? — zapytał. Spojrzałem na tęcze, która tworzyła się w powietrzu, nieopodal fontanny.

— Nie.

— Uff... To seryjnie kiepsko. — mruknął, rozwalając się na ławce, wypuszczając powietrze z ust i poprawiając swoją czapkę.

— Boże, Kiba... — jęknąłem zrezygnowany.

— No nic no, wpadł ci w oko, to żaden grzech.

— W oko może mi wpaść jakiś paprok, albo Aya najwyżej.

— Ej, to ty do niego tak seryjnie? — wypalił nagle Kiba, co już zupełnie wyprowadziło mnie z równowagi. Poczułem jak po moim policzku, spływa kilka mokrych kropel. — Ej, ale ty mi tu nie płacz. — poprosił Kiba, wyciągając z kieszeni paczkę chusteczek.

— Co nie płacz?! Jak ja mam nie płakać?! Kurwa, Kiba... Niech na ciebie jakaś klątwa zejdzie, bo naprawdę z tobą się nie da. — rzuciłem, wycierając palcem łzę, na co chłopak się zaśmiał. — No tak, kurwa, jeszcze się ze mnie śmiej, to mi się na pewno lżej zrobi.

— Nie wyj, bo się z ciebie ciota zrobi. — rzucił, złapał mój podbródek i zaczął wycierać moją twarz chusteczką.

— Nie dogryzaj mi! — warknąłem.

— Wyluzuj. Na żartach się nie znasz? — zapytał, przerywając czynność.

— Fajne mi żarty. Dobra ja stąd idę, nie mogę tu siedzieć. — jęknąłem i poderwałem się z miejsca, ale Kiba złapał mnie za tył mojej koszuli i pociągnął na ławkę. — Ja rozumiem, że masz niepohamowaną radość z patrzenia na mnie w takim stanie, ale możesz się ze mnie nabijać w mniej publicznym miejscu? — zapytałem.

— Jesteś taki blady, że założyłbym się o dziesięć tysięcy jenów, iż po czterech krokach robiłbyś za dywanik na chodniku. Ty tu siedź, a ja skoczę do sklepu po czekoladę. Tylko mi tu siedź, bo cię z ziemi zbierać nie będę. — zaśmiał się i pobiegł w stronę małego sklepiku, który stał nieopodal nas.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro