Odcinek 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

03.07.2008 | 08.03.2023

Godzina 23:38.

Zawsze przychodzi o 23:45.

Nigdy się nie spóźnił, dziś z pewnością też nie. Wczoraj i przedwczoraj nie przyszedł, więc dziś muszę szykować się na coś mocniejszego.

Wstałem z łóżka i udałem się w stronę łazienki. Otworzyłem małą szafeczkę, która wisiała nad umywalką. Wyciągnąłem z niej apteczkę. Muszę sprawdzić, jak stoję z bandażami.

Trzy rolki. Chyba wystarczy.

Odłożyłem pudełko.

Zamknąłem okno – sąsiedzi nie muszą wiedzieć, że ci nowi urządzają sobie krwawe scenki po nocach.

23:43

Wszedłem pod kołdrę i wbiłem wzrok w zegarek.

23:44

Spojrzałem na drzwi. Otwarły się.

Szybko spojrzałem na zegarek – 23:45.

Nie spóźnił się...

Wszedł ze spuszczoną głową, dłonie chował za plecami. Zamknął za sobą drzwi i wtedy całe moje uczucie strachu odeszło – już wiedziałem co mi zrobi, gdy zobaczyłem nóż w jego prawej ręce.

Odkryłem kołdrę i wystawiłem ręce przed siebie wewnętrzną stroną do góry.

Itachi wszedł na łóżko i okrakiem usiadł mi na kolanach. Przybliżył ostrze noża do mojej lewej ręki i przycisnął je do skóry – najpierw lekko, potem coraz mocniej.

Syknąłem z bólu na widok krwi plamiącej białe prześcieradło.

Itachi wycinał coś na mojej ręce. Nie patrzyłem co. Zamknąłem oczy, zacisnąłem zęby i odwróciłem głowę w drugą stronę.

Złapał mój podbródek i ustawił moją głowę tak, że patrzyłem mu w oczy.

— Boli? — zapytał, śmiejąc się. Nie odpowiedziałem. Itachi mocniej wbił mi nóż w rękę. — A to boli? — Zadał pytanie, wciąż się śmiejąc. Nic nie odpowiedziałem. Wtedy on przejechał nożem przez całą długość mojego przedramienia.

Zawyłem z bólu i złapałem jego rękę, by powstrzymać jego dalsze ruchy.

— O, więc to cię boli? — Śmiał mi się w twarz — To tak bardzo boli? Nie przesadzasz? Odpowiedz mi.

— ...

— Ogłuchłeś? Odpowiedz mi.

— ...

— Odpowiedz mi! — krzyknął i z całej siły wbił mi nóż w prawe udo. Krzyknąłem z bólu.

— Przestań!

— O, nareszcie się odezwałeś. Więc teraz możemy zacząć prawdziwą zabawę.

— Nie...

— Co tam szepczesz?

— Przestań... — błagałem, powstrzymując łzy.

— Chyba kpisz! — krzyknął. Podniósł rękę i uderzył mnie tak mocno, że spadłem z łóżka na ziemię.

Podparłem się rękoma i chciałem unieś głowę, ale Itachi nadepnął mi na kark i wróciłem do pozycji leżącej.

— A ty co? Wybierasz się gdzieś? Lepiej dla ciebie, żebyś leżał! — krzyknął i kopnął mnie w brzuch. Rzuciło mną na pewną odległość.

Itachi kucnął przede mną i wpatrywał się w moją rozciętą rękę.

Dopiero teraz poczułem ból w klatce piersiowej. Skuliłem się. Łzy coraz bardziej cisnęły mi się do oczu, ale robiłem wszystko by nie wypłynęły.

Itachi złapał mnie za podbródek i przyciągnął moją twarz do jego tak, że prawie stykaliśmy się ustami.

— Wiesz co ci powiem? Jesteś żałosny — powiedział, puścił mój podbródek, wstał i wyszedł z mojego pokoju.

I skończyło się.

To nic, i tak dziś nie zaszalał.

Złapałem się szafki i w miarę możliwości wstałem z ziemi.

Przeszedłem dwa kroki i omal się nie przewróciłem przez ból w klatce piersiowej. Jakoś doszedłem do łóżka. Wyciągnąłem bandaże i zacząłem opatrywać rany.

Zajęło mi to trochę czasu... zabandażowałem cały tułów, lewą rękę i prawe udo. Najbardziej boli mnie udo – ciężko mi się przez nie chodzi. Ale przez ból w klatce piersiowej ciężko się oddycha.

Ciekawe, czy przetrzymam noc.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro