Odcinek 40 cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30.04.2010 | 02.06.2023

Nacisnąłem klamkę w dół. Drzwi otwarły się, a ze środka powiało przyjemnym, świeżym powietrzem. Przyjemna atmosfera szybko się skończyła, bo gdy tylko postawiłem nogę w pokoju, nadepnąłem na coś, co nie dość, że boleśnie wbiło mi się w stopę, to jeszcze było różowe i pisnęło. Spojrzałem w dół. Jakiś kanciasty, wypchany... Zwierzak? Schyliłem się i wziąłem zabawkę w dłoń. Chciałem odłożyć ją na półkę i... Ale chwila.

Gdzie tu jest ta półka?

Dopiero teraz zobaczyłem, że w pokoju panował totalny... Chaos. Wszędzie leżało... Wszystko. Ciuchy, jakieś książki, jedzenie, pluszaki, paski, torby... Jakbym wtargnął do jaskini rozjuszonej fanatyczki mody. Ściany były pooblepiane różnymi plakatami, reklamami, zdjęciami czy też napisami, co wniosło do pokoju dodatkowe uczucie totalnego nieładu. Ciuchy na podłodze stworzyły w pewnym sensie całkiem interesujący dywanik. Za to otwarta szafa, z której wypadał kolejny stos aż za bardzo kolorowych ubrań, nie był już taki przyjemny dla oka.

Gdzie tu się ruszyć?

I tak stałem z tym różowym czymś w ręce i starałem się "ogarnąć" to... Pomieszczenie. Pokojem tego nie nazwę, bo tu się mieszkać... Nie da!

— Już jestem — usłyszałem po chwili uradowany głos Naruto za moimi plecami.

Chłopak ominął mnie i postawił tacę, którą niósł na czymś, co przypominało biurko, ale ciężko powiedzieć, czy to było biurko, bo leżało na nim zbyt dużo rzeczy.

— Siadaj na łóżku — rzucił, przymykając okno.

— A gdzie ono jest? — zapytałem niepewnie, ostrożnie podchodząc do chłopaka.

Blondyn zaśmiał się, po czym podszedł do ściany po lewej stronie okna. Złapał rożek jakiegoś koca i pociągnął go, zrzucając wszystko na ziemię, ale tym samym odsłaniając ukryte łóżko.

— Proszę — powiedział, szczerząc zęby.

— Innowacyjna metoda. — zaśmiałem się, kiedy chłopak zawinął wszystko z ziemi w koc, który chwilę temu przykrywał łóżko, i owe zawiniątko poturlał w kąt pokoju.

— Wiem — odpowiedział z dumą.

— Ty tu kiedykolwiek sprzątasz?

— Czasami... Na święta — odpowiedział, co zwaliło mnie z nóg.

— Ale chyba nic zdechłego tutaj nie leży? — zapytałem przerażony, podnosząc nogi do góry i przypatrując się podłodze.

— Nie powinno — rzucił spokojnie, po czym usiadł obok mnie.

— Co to jest? — zapytałem, pokazując chłopakowi różowe stworzonko, na które miałem przyjemność nadepnąć.

— Moja Pixie! — krzyknął radośnie, wyrywając mi zabawkę z rąk i tuląc do siebie. — Ja ją mam od... Hmm, dwunastu lat? — zapytał sam siebie.

— Na co ci taka staroć? — zapytałem, przyglądając się maskotce, której brakowało lewego oka i prawego ucha.

— Żebyś się miał, o co głupio pytać — zaśmiał się. — Pamiątek się nie wyrzuca.

— Pamiątek nie, ale takie zbiorowiska bakterii tak — mruknąłem.

Blondyn pokręcił tylko głową i włożył ową "Pixie" pod poduszkę. Wstał z łóżka, klasnął w dłonie i podszedł do biurka po puszki piwa. Jedna wypadła mu z rąk i kiedy ją podnosił, zrobiłem się cały czerwony na widok jego wypiętej w moją stronę pupy.

— Trzymaj — z uśmiechem podał mi tę puszkę, która nie wypadła mu z rąk.

— Dzięki.

— Ej, jest na poniedziałek jakieś zadanie? — zapytał, siadając obok mnie.

— Z chemii — odpowiedziałem.

— To wiem, ale jeszcze z czegoś było...

— Z japońskiego, coś tam z polityki — rzuciłem i wziąłem łyk piwa.

— Nieeeeeeeeeeeeeeee... — jęknął zrezygnowany i uderzył sobie poduszką w twarz.

— Co "nieee"? — zdziwiłem się. — Nie lubisz japońskiego?

— Nie, że nie lubię japońskiego, ale... Ogólnie nie lubię zadań, które nie są związane z biologią czy chemią — powiedział, a ja aż zakrztusiłem się piwem.

— Wszystko dobrze? — zapytał zaniepokojony.

— Nie! Jak można lubić biologie i chemie? — zapytałem zaskoczony, a może nawet zszokowany.

— Jakbyś chciał zostać lekarzem, to byś też lubił — rzucił z uśmiechem.

— Lekarzem? — zapytałem.

— No.

— Chcesz zostać lekarzem?

— Tak, chcę zostać lekarzem — zaśmiał się.

— A jakiej specjalizacji?

— Pediatra — odpowiedział z uśmiechem.

— Ciekawe... — mruknąłem sam do siebie.

— Czemu? — zapytał.

— Chcesz zostać osobą, której zadaniem jest dbanie o zdrowie innych, a nie potrafisz zadbać o swoje własne.

— Jak nie potrafię? A co, jestem chory? — zdziwił się.

— No... Wada serca, a biegasz po boisku jak gdyby nigdy nic... — powiedziałem niepewnie, ponieważ bałem się reakcji blondyna na wspomnienie o jego chorobie. Ku mojemu zdziwieniu Naruto zaczął się śmiać. — Co? — zdziwiłem się.

— Mój lekarz mówi dokładnie to samo — śmiał się.

— I nie skłoniło cię to do przemyślenia swojego postępowania?

— Nie. Chcę być lekarzem innym niż inni. Chce być lekarzem, który pomaga swoim pacjentom, ale nie ich kosztem.

— To znaczy? — zapytałem.

— To znaczy, że nie chcę nikogo ograniczać przez to, że coś im jest. Nie chcę nikomu stawiać wyroku, takiego jak, "Ty chorujesz na to i to i przez to nie możesz robić tego i tamtego". Ludzie, którzy tak robią nie są lekarzami, bo lekarze chcą ludziom pomagać, a nie utrudniać im życie — powiedział, a ja z otwartymi ustami patrzyłem na niego.

— Ej... Ty seryjnie się w to zaangażowałeś — powiedziałem pełen podziwu.

— Hahaha... Tak, wiem, jestem dziwny i pojebany, jak to ślicznie Tayuya kiedyś ujęła — rzucił z uśmiechem.

— Nie, nie jesteś pojebany! — zaprzeczyłem — Ty z takim zafascynowaniem opowiadasz o tym szczęściu pacjentów i tak dalej, że aż mnie... Normalnie mnie...

— Zwieracz ci ścisnęło? — parsknął śmiechem.

— Tak, dokładnie — zaśmiałem się. — Ale powiedz... Dlaczego akurat pediatra? — zapytałem, kładąc się na brzuchu i podpierając brodę rękoma.

— Pediatra specjalizuje się w naukach o chorobach występujących wśród dzieci i metodach ich leczenia. A ja tak bardzo kocham dzieci, że będę zajebiście szczęśliwy, jeśli będę mógł z nimi pracować.

— Jak można być szczęśliwym w otoczeniu rozwrzeszczanych bachorów? — zapytałem, krzywiąc się.

— Ach, bo ty i chłopaki macie takie głupie podejście, że "dzieci niszczą życie" — powiedział, wywracając oczami.

— Bo dzieci niszczą życie. Wywracają je do góry nogami, co prowadzi do destrukcji. Co dopiero w naszym wieku!

— Dzieci nie niszczą życia! Dzieci nadają sens życiu! — powiedział. Zatkało mnie.

— Chyba cię nigdy nie zrozumiem — powiedziałem po jakichś pięciu minutach ciszy.

— Gdyby każdy rozumiał każdego w stu procentach świat byłby nudny — powiedział z uśmiechem. Też się uśmiechnąłem.

Kurde... Nie dość, że przystojny to jeszcze mądry. I taki... Inny. Lepszy.

— A ty? — zapytał.

— Co ja?

— Co z twoją przyszłością?

— Nie wiem. Idę do liceum — rzuciłem, bawiąc się rożkiem kołdry.

— Ale na jaki profil, co dalej i tym podobne — powiedział.

— Nie wiem... Choć w sumie... Odkąd ludzie z naszej klasy rzucili propozycję zostania prawnikiem, to jakoś się trzymam tego schematu — mruknąłem.

— Prawnik... Fajny zawód, pasuje do ciebie.

— Pasuje? Dlaczego? — zapytałem zaciekawiony, oczekując jakiejś interesującej i wyczerpującej odpowiedzi.

— Bo jesteś drętwy — palnął bez chwili zastanowienia.

— Dzięki! Kurde, każdego kogo zapytam "Dlaczego pasuję na prawnika?", to odpowiada "Bo jesteś sztywny."

— Bo jesteś — zaśmiał się blondyn.

— Czy naprawdę jest się sztywnym, jeśli nie zachowuję się codziennie jak Paris Hilton na haju? — zapytałem.

— Jeśli mieszkasz w Tokio, to tak — rzucił z uśmiechem.

— Aha, spoko — zaśmiałem się.

— No sorry, ale naprawdę jesteś taki poważny i w ogóle... Pasowałoby ci.

— Hmm... Dużo kasy z tego jest... O, i mógłbym się wyszaleć i wybesztać na sali sądowej za wszystkie czasy — powiedziałem, na co chłopak zaczął się śmiać.

— No tak, fajna motywacja. "Dlaczego chcesz zostać prawnikiem?", "Lubię besztać ludzi" — powiedział komicznym głosem, przez co teraz nawet ja wybuchnąłem śmiechem.

— Ej, ale ty się fajnie śmiejesz — powiedział.

Zamilkłem, a uśmiech zszedł z mojej twarzy.

— Nieprawda — rzuciłem, odwracając twarz w stronę okna, by blondyn nie zobaczył jak się zaczerwieniłem.

— Mogę cię nagrać? — zapytał, a w jego dłoni nagle pojawił się aparat.

— Co? Nie! — krzyknąłem i zasłoniłem obiektyw dłonią.

— No ej, nie zachowuj się jak małe dziecko — zaśmiał się, odsuwając moją rękę.

— To ty się zachowujesz jak mał- — nie dokończyłem, gdyż błysnęła lampa błyskowa.

— Zabiję cię. Pokazuj — rozkazałem i wręcz rzuciłem się na chłopaka, który zwinnie przekręcił się tak, że to teraz on leżał na mnie.

I znowu zaczął robić zdjęcia...

*

Po stoczonej bitwie z aparatem, usiedliśmy na ziemi i zrzuciliśmy wszystkie zdjęcia na laptopa Naruto. Ku naszemu zaskoczeniu, mimo że zdjęcia były robione chaotycznie, niektóre były nawet względne. Później Naruto pokazał mi wiele ciekawych zdjęć z różnych, szkolnych imprez i innych spotkań. Nieźle się przy nich uśmiałem. Miło mi się słuchało jak Naruto opowiadał o każdym zdjęciu. Jeśli chodzi o mnie, mógł mieć ich więcej.

Gdy przejrzeliśmy wszystkie sześć folderów, Naruto wyciągnął z szafy stary album, gdzie były same zdjęcia z dzieciństwa.

— To jesteś ty?! — zapytałem zaskoczony na widok małego bobasa z buzią całą w czekoladzie.

— Skąd wiesz? — zaśmiał się.

— Po oczach — rzuciłem, wskazując na dwa ogromne i niebieskie punkty na twarzy dziecka.

— Haha... A to kto? — zapytał z uśmiechem, wskazując na jakąś łysą, grubą istotkę z niesamowicie tłustymi łapkami.

— Chouji? — zapytałem, a Naruto pierw spojrzał na mnie ogromnymi oczyma, po czym zaczął się śmiać.

— O boże, jak możesz! Przecież to Kiba! — śmiał się.

— Kiba?! — wrzasnąłem. — Pieprzysz! — krzyknąłem i wyrwałem mu album z rąk, przybliżając go do swojej twarzy. — Kłamiesz!

— Nie kłamię! On nie jest playboyem od urodzenia — zaśmiał się.

— Matko boska... To zdjęcie jest bezcenne — śmiałem się. Przeniosłem wzrok na kolejne zdjęcia. Jedno mnie zaciekawiło.

— A ta dziewczyna, którą całujesz? — zapytałem, wskazując palcem na małą, zaczerwienioną dziewczynkę z jasnymi włosami.

— Sakura — rzucił z uśmiechem.

I w tej jednej sekundzie cała radość uszła ze mnie jak powietrze z przebitego balonika.

— To jest zdjęcie z pierwszej klasy. Chyba z balu jakiegoś — powiedział z uśmiechem i przewrócił album na drugą stronę.

Kiedy zobaczyłem kolejne zdjęcia z Sakurą, skrzywiłem się. Myślałem, że to przetrzymam, ale kiedy chłopak przewrócił następną kartkę i zobaczyłem kolejną serię "Sakury", odwróciłem głowę w stronę okna i czekałem, aż Naruto skończy, albo chociaż zmieni temat. Ale nic na to nie wskazywało...

— Patrz tutaj — zaśmiał się Naruto. Złapał mnie za rękę i chciał obrócić w swoją stronę, ale ja wyrwałem swoją dłoń z jego i poderwałem się do góry.

— Późno już, będę się zbierał — powiedziałem szybko, chowając swój telefon do kieszeni i nerwowo rozglądając się po pokoju, czy czegoś czasem nie zostawiłem..

— Późno? — zdziwił się. — Jest dopiero czternasta.

— Właśnie. Jeszcze Killera nie wyprowadziłem. Muszę lecieć, pa — powiedziałem szybko i wręcz wybiegłem z pokoju.

Będąc przy wyjściu słyszałem jak Naruto mnie woła, żebym zaczekał, ale ja nie posłuchałem i szybkim krokiem ruszyłem do domu.

*

— A robiło się tak fajnie... — mruknąłem, leżąc w samych bokserkach na łóżku brzuchem na kołdrze. Machałem nogami w powietrzu i wpatrywałem się w panele na podłodze.

Kiedy przyszedłem od Naruto, wyszedłem z Killerem na dłuuuuugi spacer, zrobiłem WSZYSTKIE zadania domowe na nadchodzący tydzień, posprzątałem za mamę kuchnię, wziąłem prysznic i położyłem się do łóżka, z zamiarem wcześniejszego pójścia spać.

Położyłem się o dziewiętnastej a teraz mamy... Dwudziestą trzecią. Wszyscy w domu już śpią, tylko ja nie potrafię.

Westchnąłem i wstałem z łóżka. Na wygrzane przeze mnie miejsce wskoczył Killer, wywalając swój tłuściutki brzuszek do góry. Otworzyłem prawą połowę okna i usiadłem na parapecie. Dobrze, że mam taki parapet, szeroki i długi, dzięki czemu mogę sobie na nim wygodnie usiąść i coś napisać przy świeżym powietrzu, albo po prostu poobserwować okolicę, odprężają się.

Gdybym mieszkał piętro wyżej, widziałbym stąd całe centrum, pomyślałem na widok czubków najwyższych budowli, które stały w centrum.

Kurcze, ale Naruto zniszczył mi humor tymi zdjęciami. I znowu zaczął ją zachwalać. Nie wiem, ale on chyba wyrobił sobie taki odruch: widzisz Sakure, zachwalaj pod niebiosa. Chociaż z drugiej strony... To było dziwne. Gdyby blondyn mi nie uświadomił, że ta mała, krucha, niewinna, zawstydzona dziewczynka o delikatnie różowej skórze i jasnobrązowych włosach to Sakura, nigdy bym w to nie uwierzył. Ciekawe, co się stało, że wyrosła na taką osobę, którę jest teraz. Patrząc na jej zdjęcia z przeszłości w życiu bym nawet nie pomyślał, że to dziecko wyrośnie na takiego bezdusznego, pustego i bezuczuciowego człowieka.

Nagle po pokoju rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnąłem po telefon.

NOWA WIADOMOŚĆ OD

Hinata

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro