Odcinek 43

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30.05.2010 | 08.06.2023

Przyłożyłem palec pod oko, by zetrzeć łzę, kiedy nagle blondyn podszedł do mnie na czworaka. Wsunął swoją lewą dłoń pod moją koszulkę kładąc ją na moim brzuchu, a prawą położył na moim odsłoniętym ramieniu. Przybliżył swoje usta do moich. Zatkało mnie i zastygłem z otwartymi ustami w miejscu. Już czułem jego wargi, kiedy nagle... Zatrzymał się.

— Nie mogę... — szepnął i odsunął się ode mnie, odwracając głowę w przeciwną stronę.

— C-co? — zapytałem zszokowany, bo nie byłem pewny, czy dobrze usłyszałem.

Chłopak nic nie odpowiedział, tylko nerwowo rozglądał się po pokoju. Nagle zatrzymał wzrok na zegarze, który wisiał nad wyjściem.

— O kurczę, to już ta godzina... Nie, że cię wyganiam, ale... — powiedział, lekko się uśmiechając. Nie patrzył na mnie.

— Wiesz co, w sumie masz rację. Będę się zbierać — powiedziałem szybko i zacząłem zbierać swoje rzeczy.

Ręce mi się trzęsły, serce biło jak oszalałe, tak jakby coś mnie wystraszyło, a nad moją głową dodatkowo stał morderca z nożem w dłoni.

Ale... Przyznam się, że podnieciła mnie ta sytuacja...

Zebrałem wszystko i wybiegłem jego pokoju.

*

— Ja pierdole, ja pierdole, ja pierdole... — powtarzałem przez całą drogę do domu.

Ludzie, których mijałem, dziwnie się na mnie patrzyli. Stawiałem małe kroczki, ale szybkie i nieprzerywane. Ręce trzymałem przy ciele. Zaciskałem pięści. Musiałem wyglądać jak pingwin na wyścigu...

Wchodząc, a raczej wbiegając do domu, wpadłem na Deidare.

— O... Sorry — rzuciłem w stronę lekko zaskoczonego mężczyzny.

— Luzik. Tak w ogóle to siemka — uśmiechnął się i podał mi rękę. Uścisnąłem ją.

— Co ty jakiś taki zestresowany? — zapytał mnie.

— A jakoś tak... Nerwowy dzień dzisiaj — powiedziałem i starałem się zaśmiać, ale... Dziwnie to zabrzmiało, co wywnioskowałem z miny Deidary.

— Eee... Ok... — zaśmiał się. — Jedziemy zaraz na zakupy, jedziesz z nami? — zapytał, wskazując na Itachi'ego, który właśnie wyszedł z kuchni.

— Nie... Dzięki — rzuciłem i zacząłem ściągać buty.

Deidara spojrzał na mnie pytająco, po czym został wręcz wypchnięty z domu przez Itachi'ego. Nie zwróciłem na to większej uwagi, tylko od razu pobiegłem na górę, do swojego pokoju.

Otworzyłem drzwi i rzuciłem się na łóżko. W ciuchach wpełzłem pod kołdrę, jednocześnie zrzucając z niej śpiącego Killera. Pies prychnął na mnie i wyszedł z pokoju. Przykryłem się po sam czubek nosa.

— Ja pierdole... — powtórzyłem cicho, już ostatni raz. — Co to miało być? — zapytałem sam siebie.

Moje serce dalej biło bardzo szybko i kiedy skupiłem się, mogłem je usłyszeć. Przed oczami już któryś raz z kolei mignęła mi ta scena... Twarz Naruto przy mojej. Jego jasne kosmyki łaskoczące moje policzki. Jego ręka na moim... Brzuchu.

Co to wszystko miało znaczyć? Bawił się mną? Co miało znaczyć te "Nie mogę? Właściwie... Co go pchnęło do tego? Od początku był dziwny, ale żeby aż tak? O co mu chodziło? Chciał sobie ze mnie zażartować? A może on zrobił to... Na poważnie?

— Nie, to niemożliwe! — krzyknąłem i jeszcze bardziej naciągnąłem kołdrę na głowę.

*

Tak, jak się położyłem, tak zasnąłem. Jeszcze długo rozmyślałem nad tą pojebaną sytuacją. Wymieniałem sobie wszystkie możliwe powody, dlaczego, po co, w jakim celu. Wymyślałem różne spiski przeciwko mnie, w jakich Naruto mógłby uczestniczyć np. z rozkazu Shikamaru. Zastanawiałem się, czy Naruto miałby jakieś korzyści z pocałowania mnie. Rozgryzłem każdą możliwą technikę, wziąłem pod uwagę nawet działanie uboczne jego leków, ale kiedy miałem zacząć zastanawiać się nad najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem, czyli "Czy czasem Naruto nie zrobił tego, bo po prostu chciał zobaczyć jakby to było" moje ciało osiągnęło swój limit, odmówiło mi posłuszeństwa i... Zasnąłem. Pewnie spałbym tak do południa dnia następnego, bo nie ustawiłem budzika, gdyby nie to, że przed trzecią obudził mnie sygnał SMS.

NOWA WIADOMOŚĆ OD
Kiba

Kiba:
Sasu, czy ja powinienem iść na solarium? xc

Kiba... Proszę cię.

Nic nie odpisałem, ustawiłem budzik na telefonie i poszedłem spać dalej.

*

Rano wstałem i niby normalnie poszedłem do szkoły. Niby, bo towarzyszące mi uczucia zmęczenia, niewyspania, zdziwienia i szoku po wczorajszym jeszcze mnie trzymały.

Czułem się jak zombie.

Dowodem na to może być fakt, że o wstąpieniu po Kibe przypomniałem sobie dopiero w metrze. Chłopak musi mi wybaczyć.

W drodze do szkoły też byłem jakiś nieobecny. Nie myślałem. Szedłem wolnym krokiem ze wzrokiem wbitym w ziemię i jakoś nic do mnie nie docierało. Wszystko było jak za mgłą, a zazwyczaj gwarne miasto, dzisiaj było jakieś ciche, jakby oddalone o kilka kilometrów.

W szkole byłem jednym z pierwszych. Zapewne przez to, że jechałem dwadzieścia minut wcześniej. Albo może dotarłem na metro jeszcze wcześniej? Sam nie wiem.

Oparłem się plecami o ścianę na korytarzu na pierwszym piętrze. Na dworze nie było tak upalnie jak wczoraj, dzisiaj było w sam raz. Słońce świeciło, ptaszki ćwierkały, a wiejący od czasu do czasu lekki wiaterek zamiatał ostatnie płatki wiśni.

— Zakichana środa... — rzuciłem sam do siebie, kiedy uświadomiłem sobie, że pierwsza lekcja, jaką miałem dzisiaj w planie to biologia.

Właśnie minęły mnie dwie pierwszoklasistki. Wciąż są zaaferowane tym, że są w innej szkole, co wywnioskowałem z planu szkoły w ich ręce i z ich przestraszonych min. Żałosne.

Usłyszałem znajomy mi głosy. Z ciekawości obróciłem głowę w lewo.
Kabuto rozmawiał z... I nagle ocknąłem się na widok Naruto. Nauczyciel podał mu klucze, a blondyn w jednej ręce trzymając kask, a w drugiej torbę, zaczął iść w moją stronę.

Dopiero teraz zorientowałem się, że stoję dokładnie naprzeciwko sali biologicznej. Naruto prawdopodobnie jeszcze mnie nie zauważył... Nie wiem dlaczego, ale automatycznie zerwałem się, pobiegłem na dół i opuściłem budynek szkoły.

*

— No i gdzie teraz pójść? — zapytałem sam siebie, wolno oddalając się od szkoły. Spojrzałem na zegarek wiszący nad jednym ze sklepów. — Siódma trzydzieści dwa... Nieźle — zaśmiałem się. — A może wrócić do szkoły? — zapytałem siebie, ale stwierdziłem, że nie mam dzisiaj ochoty tam siedzieć, więc szybko pozbyłem się tej myśli. Nagle wpadłem na pewien pomysł. Zacząłem grzebać w torbie w poszukiwaniu portfela. — Mam! — krzyknąłem, kiedy poczułem skórzany, prostokątny przedmiot w mojej dłoni.

No to szykują się letnie zakupy, pomyślałem i zacząłem iść w stronę stacji metro, ale nie tej, na której zawsze wysiadamy razem z Kibą, tylko w stronę tej drugiej, umiejscowionej trochę dalej. Mój zakupowy plan legnąłby w gruzach, gdybym wpadł na kogoś z mojej klasy. Obrałem drogę na skróty, znacznie bardziej skomplikowaną, gdyż prowadziła między domkami i bocznymi uliczkami, ale na szczęście szliśmy nią z Hinatą i naszymi psami, więc jakoś ją pamiętam. Właśnie mijałem jakąś firmę, teraz średniej wielkości boisko, szkołę taneczną...

— Cześć, Dei! — rzuciłem na widok blondwłosej głowy, ukrywającej się w krzakach.

— Nie... — dotarło do moich uszu.

— Co "nie"? — zapytałem zdziwiony. Chłopak wyłonił się zza krzaka. — Coś się stało? — zapytałem, kiedy zobaczyłem jego średnio zadowoloną, skrzywioną i lekko przestraszoną minę.

— Tak, ty — rzucił i odchylił ze zrezygnowaniem głowę do tyłu.

— Ja? — zapytałem.

— Miałeś mnie nie zauważyć! — jęknął zrozpaczony.

— Hę? — zapytałem po chwili, bo nie zrozumiałem jego wypowiedzi.

— Ale nie powiesz nic Itachi'emu, prawda? — zapytał, składając ręce i patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.

— Ale co mam nie mówić? — zapytałem.

— O tym — powiedział i wskazał na budynek szkoły.

— Mam mu nie mówić, że stoi tu szkoła? — zdziwiłem się.

— Nie o to chodzi! — jęknął.

— Że uczysz się tańczyć? — pytałem dalej.

— Nie, masz mu nie mówić, że uczę tańczyć — mruknął.

Gdyby moja szczęka była z gumy, właśnie leżałaby na ziemi.

— Poważnie? — zapytałem zaskoczony. — To ty potrafisz tańczyć?! — wrzasnąłem podekscytowany.

— Cicho! — syknął i zatkał mi usta. — Bo jeszcze ktoś usłyszy i się Ita dowie.

— I co z tego? — zdziwiłem się.

— Ty nie słyszałeś jakie on ma zdanie na temat tancerzy — rzucił niezadowolony, odsłaniając mi usta.

— Aż tak źle? — zapytałem na widok jego miny.

— Taa... Jak się dowie to mi żyć nie da, także nie mów mu nic, ok? Błaaaagam! — jęknął i padł przede mną na kolana, tuląc moje łydki.

— Dobra, ale wstawaj z ziemi, bo za dużo uwagi na siebie zwracasz — zaśmiałem się.

— Dzięki! — krzyknął i tym razem rzucił się na moją szyje.

— Dobra, dobra, ja nie powiem Itachi'emu o szkole, a ty nie powiesz mu, że dzisiaj ze szkoły uciekłem — powiedziałem. Chłopak spojrzał na mnie i uniósł jedną brew.

— Czemu zwiałeś? — zapytał poważnym tonem głosu, niczym mój ojciec.

— Długa historia — zaśmiałem się nerwowo. — To umowa stoi?

— No... Stoi — powiedział. Odetchnąłem z ulgą.

— Gdzie teraz idziesz? — zapytał.

— Jadę na zakupy — odpowiedziałem.

— Ej! — wyrwał się nagle. — To poczekaj na mnie, bo ja już skończyłem. Pozbieram swoje rzeczy i pojadę z tobą, ok? Na Shinjuku[1] otworzyli kilka nowych, fajnych sklepów. Nowe kolekcjeee! — pisnął podekscytowany i pobiegł do budynku.

Gdy tylko usłyszałem "nowe kolekcje" wyczułem, że czekają mnie kłopoty...

*

Nie jechaliśmy metrem, a niskopodłogowym autobusem. Wysiedliśmy gdzieś na przedmieściach i spacerkiem udaliśmy się w stronę miasta. Zajęło nam to kilka minut.

Deidara od razu zaczął kupować wszystko, bez najmniejszego zastanowienia. Niektórych rzeczy nawet nie przymierzał, tłumacząc się tym, że na manekinie wygląda fajnie, a on ma wymiary manekina. Blondyn jest strasznie rozrzutny. To pierwsza cecha Deidary, jaką dziś odkryłem. A to dopiero trzeci sklep...

Lubi łączyć obcisłe rzeczy z luźnymi i odwrotnie. Na przykład, kiedy kupił luźną koszulkę, zaczął szukać do niej obcisłych spodni. A kiedy kupił spodnie a'la Kiba, czyli worek, szukał jakieś obcisłej koszulki. Nie lubi pierdół, pstrokatych wzorków i niezrozumiałych napisów na ubraniach. Kupuje tylko i wyłącznie ciuchy w jednolitym kolorze, bez jakichkolwiek ozdób. Obowiązkowo kolorowe, mocno kolorowe, wręcz neonowo kolorowe. Przykład? Taki zestaw zakupiony w drugim sklepie, luźne, różowe, bawełniane spodnie do kolan i żółty, obcisły t-shirt. Co do butów, adidasy nad kostkę. Nie lubi tenisówek, nienawidzi mokasyn.

Myślę, że to, że tańczy ma duży wpływ na jego sposób ubierania. Głównie wygodne, bawełniane rzeczy, ale w modnych i krzykliwych kolorach. Właśnie taki jest Deidara.

Tak skupiłem się na nim, że zapomniałem, że ja też jestem na zakupach.

— Ej, tobie się seryjnie nic w poprzednich sklepach nie podobało? — zapytał blondyn, kiedy wychodziliśmy z szóstego sklepu. On był obładowany torbami, ja nie miałem jeszcze niczego.

— Raczej nie.

— Tylko nie mów mi, że cierpisz na syndrom Itachi'ego — mruknął.

— Na co? — zdziwiłem się.

— Kupujesz tylko ciemne ciuchy? — zapytał.

— No... Zazwyczaj — powiedziałem ze skruchą.

— Muszę cię tego oduczyć — mruknął. Stanął w miejscu, położył torby z zakupami na chodniku i zamyślił się. Chwilę później spojrzał na mnie.

— Co jest? — zapytałem lekko wystraszony.

— Powiedz mi, czy mój styl ubierania pasuje do mnie? — zapytał. Spojrzałem na niego zaskoczony.

— No... Ja się nie znam, ale raczej tak — rzuciłem niepewnie.

— Jesteś ode mnie wyższy o jakieś dziesięć centymetrów i chudszy o jakieś siedem kilo? — zapytał, przyglądając mi się dokładnie.

— I co z tego? — zapytałem.

— Ubiorę cię po swojemu! — powiedział pełen optymizmu.

— Co?! — wrzasnąłem.

— Słuchaj, wyglądasz jak anorektyk, dodatkowo ubierasz się w ciemne rzeczy, które dodatkowo cię wyszczuplają. I na dodatek te rzeczy są aż nadto obcisłe.

— Nadużywasz słowa "dodatkowo" — mruknąłem. Zignorował to.

— Więc kupimy ci kilka kolorowych, luźnych rzeczy.

— Na cholerę? — skrzywiłem się.

— Zobaczymy reakcje ludzi na twój widok w czymś normalnym — rzucił. Nim zdążyłem coś powiedzieć, chłopak wypalił z kolejnym pomysłem: Ej, a co ty na to, żeby ci obciąć grzywkę na prosto? — zapytał łapiąc kosmyk moich włosów w palce.

— Nie — warknąłem.

— Tak — rzucił z uśmiechem i zaczął ciągnąć mnie w stronę dużego centrum handlowego.

*

— No i jak ja, kurwa, wyglądam!? — krzyknąłem, stojąc przed lustrem w czarnych spodniach z krokiem do kolan, w szafirowej, przylegającej koszulce z czarnymi kwadratami z przodu i w niebiesko-czarnych adidasach. Pół biedy ciuchy, ale to, co Deidara kazał zrobić z moimi włosami...

— Super, co ty chcesz?! — oburzył się. — I przestań obmacywać tę grzywkę! — warknął i zabrał moją rękę, odsuwając ją od mojej głowy.

— Dei, noż kurdee... — jęknąłem zrezygnowany, patrząc na grzywkę nad oczy, która była idealnie prosto ścięta i na dwa idealnie wyprostowane kosmyki włosów po bokach. Na szczęście fryzjer, który okazał się znajomym Deidary, nie ruszał tyłu głowy.

— Co kurde, co kurde? Wyglądasz zajebiście, a teraz idź przymierz tę różową górę — zarządził i machnął ręką w stronę toreb rozwalonych na kanapie. Zrezygnowany poszedłem w ich stronę.

Źle zrobiłem oddając się w ręce Deidary... przeszło mi przez myśl na widok neonoworóżowej koszulki, leżącej na oparciu sofy.

Zatrzymaliśmy się w pięciogwiazdkowym hotelu w centrum. Deidara ma tu jakieś znajomości i ogromny, dwuosobowy apartament na dziesiątym piętrze z zajebistym widokiem na Tokio Tower i resztę miasta dostaliśmy za darmo. Deidara robi sobie jutro wolne. Ja... Też.

Jakieś trzydzieści minut temu napisałem do Itachi'ego SMS, żeby zaopiekował się Killerem pod moją nieobecność. Odpisał, że nie ma problemu, co mnie i Deidare trochę... Zdziwiło.

Może pasuje mu wolna chata na całą noc?

Nagle mnie olśniło.

— Ej! — wrzasnąłem na cały pokój i wskazałem palcem na Deidare. On aż podskoczył.

— Co?! — zapytał.

— Wiem dlaczego Itachi nie ma nic przeciwko! — nadal krzyczałem, mimo tego, że blondyn stał góra dwa metry ode mnie.

— Czemu?! — zapytał zaskoczony.

— Bo chce pustą chatę na noc! — stwierdziłem.

— Po co? — zdziwił się.

— Bo zaprosi to swoje Kochanie! — wrzasnąłem.

— Kogo? — zapytał.

— Ostatnio siedzę sobie w kuchni, a tu nagle przychodzi SMS do Itachi'ego od "Kochanie". On ma laskę, czaisz to!? — krzyknąłem. Deidara otworzył szeroko usta i wskazał palcem na mnie.

— A to zbereźnik! — krzyknął. — I będą się rypać całą noc!?

— Fuj! — pisnąłem, zacząłem wymachiwać nadgarstkami i zachowywać się niczym wytapetowana blondynka, która ma właśnie wypatroszyć rybę.

— A to menda! — powiedział blondyn i pokręcił głową. — Ale za to my będziemy całą noc pić! Będziemy chlać, oglądać pornole, plotkować, a Itachi może wsadzić sobie tę laskę w du-

— Przesyłka dla panów — usłyszeliśmy niepewny głos kelnera, który stał w drzwiach. Poprosił tylko o podpis i zostawił nam wózek obficie zastawiony różnymi słodyczami, owocami i alkoholami.

— Nooo... To będzie pamiętna noc — zaśmiał się Deidara. Przybiliśmy sobie piątki.

* * *

[1]Shinjuku – jeden z 23 specjalnych okręgów (dzielnic) japońskiej stolicy, Tokio. Bardzo kolorowa : D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro