Odcinek 44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

05.06.2010 | 10.06.2023

— A to menda! — powiedział blondyn i pokręcił głową. — Ale za to my będziemy całą noc pić! Będziemy chlać, oglądać pornole, plotkować, a Itachi może wsadzić sobie tę laskę w du-

— Przesyłka dla panów — usłyszeliśmy niepewny głos kelnera, który stał w drzwiach. Poprosił tylko o podpis i zostawił nam wózek obficie zastawiony różnymi słodyczami, owocami i alkoholami.

— Nooo... To będzie pamiętna noc — zaśmiał się Deidara. Przybiliśmy sobie piątki.

*

— Ale i tak najlepsze było, kiedy po występie podszedł do mnie i chciał się umówić, a kiedy się przedstawiłem, nagle wielkie oburzenie jakim cudem ja jestem facetem! — zaśmiał się blondyn, a ja razem z nim.

— Haha... O boże... A właściwie dlaczego zrobiłeś z siebie blondynę? — zapytałem ciekawy.

— Nauczycielka z geografii zawsze mnie beształa, że przeze mnie o brunetach i brunetkach zaczną pisać kawały.

— Czemu?

— No bo mi z gery nigdy nie szło i zawsze mówiła, że jestem tępy niczym blondynka i przynoszę wstyd brunetom. To się wkurwiłem i uwaliłem się na blond. Jakbyś widział jej zbesztaną minę! — zaczęliśmy się śmiać. — O dziwo przestała sobie ze mnie żartować.

— Poważnie?! — zdziwiłem się. — Przecież teraz miała powód! — rzuciłem, biorąc kosmyk jego włosów w palce.

— No i jaki jest tego morał?

— Nie wiem? — rzuciłem z uśmiechem.

— Że to brunetki są głupie, a nie blondynki! — śmiał się.

Siedzieliśmy na ziemi dokładnie naprzeciwko ogromnej szyby, dzięki której mieliśmy rewelacyjny widok na pięknie oświetlone nocne Tokio. Wokół nas leżało pełno puszek, kilka pełnych i kilka pustych butelek różnych alkoholi, a gdzieniegdzie leżały niedopałki papierosów, które zgasiliśmy o podłogę, bo nie chciało nam się wstać i sięgnąć po popielniczkę.

Śmialiśmy się ze wszystkiego. Głównie rozmawialiśmy tylko o Deidarze, jego wesołych przypadkach i o jego planach na przyszłość. Chłopak kilka razy pytał "a jak tam ty i Naru?", ale zawsze wytrącałem to pytanie jakimś innym, które dotyczyło jego życia. Blondyn jest tak pijany, że nawet tego nie zauważył.

Siedziałem na ziemi, plecami oparty o kanapę, z prawym łokciem na jej siedzeniu. W lewej ręce trzymałem zapalonego papierosa, a między nogami stała do połowy opróżniona butelka whisky. Deidara siedział po mojej prawej stronie, opierając się głową o moją klatkę piersiową. Pijany wyglądał naprawdę zabawnie, szczególnie wtedy, kiedy ni stąd, ni zowąd zaczynał coś śpiewać albo udawać jakieś zwierzątko, po czym sam z siebie się śmiał. Ja też święty nie jestem. Oboje nieźle się nawaliliśmy, on od czasu do czasu śpiewał, a ja kiedy próbowałem wstać kończyło się to moim niekontrolowanym chichotem i wywrotką na ziemię. Uroczo. Ale i tak jestem od niego zdecydowanie bardziej świadomy.

— To żebym ja miał takie wzięcie jak ty — powiedziałem, wspominając sobie te wszystkie siedemdziesiąt dwie historie miłosne Deidary — to muszę się przefarbować?

— I zacząć malować oczy.

— O nieee... I będę jak emo? — jęknąłem zrezygnowany.

— Emo są słodcy! Tacy uroczy, delikatni, uczuciowi... — mówiąc to, coraz bardziej wtulał się w moją klatkę piersiową. — Sasuke... Wyjdź za mnie — powiedział, patrząc na mnie mętnym wzrokiem. Zaciągnąłem się papierosem i spojrzałem przed siebie tak, jakbym rozmyślał nad tą propozycją. — Wyjdziesz za mnie? — zapytał ponownie błagalnym głosem, siadając obok mnie z miną dziecka, które prosi o lizaka.

Kiwnąłem głową na tak, wypuszczając dym z ust.

— Poważnie? — zapytał zaskoczony.

— Spoko — rzuciłem na luzie, gasząc papierosa o oparcie fotela.

— To czekaj, obrączki muszę załatwić... — rzucił i zaczął odrywać zawleczki z puszek. Zacząłem się śmiać.

— No co? Ekologicznie — zaśmiał się. — To jest tylko zaręczynowy, kupie ci fajniejszy — rzucił i wziął moją dłoń w swoje ręce. Uklęknął obok mnie z poważnym wyrazem twarzy. Wyprostował się. Dalej na luzie siedziałem i przyglądałem się temu.

On to chyba na poważnie bierze, zaśmiałem się w myślach.

— Jizas, jakby to Itachi widział, to by mnie zabił — rzucił z uśmiechem. — Więc ja, Deidara, biorę sobie ciebie, Sasuke, za męża. — W tym momencie oboje zaczęliśmy się panicznie śmiać. — I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to, że nie opuszczę cię aż do śmierci — mówił to, a fakt, że tak bardzo się śmiał spowodował, że w jego oczach zaczęły zbierać się łzy, co w tej sytuacji wyglądało wręcz profesjonalnie. Chłopak jakoś wsunął mi ten kapselek na palec. Wziąłem drugi do ręki.

— No to ten, ja, Sasuke, biorę sobie ciebie, Deidatę, za żonę... Eee... To znaczy za męża. — Znowu zaczęliśmy się śmiać. — And I love you so much i takie tam — rzuciłem, dalej się śmiejąc.

Wsunąłem mu obrączkę na palec.

— Teraz się mamy całować — palnąłem.

— Nie, bo jeszcze tego ksiądz nie zatwierdził — rzucił.

— Hmmm... Chwila. — sięgnąłem po telefon. Wystukałem jakieś liczby, mając nadzieję, że wyszedł z tego jakiś numer i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Odebrał jakiś mężczyzna.

Halo? — usłyszałem zdziwiony i lekko zaspany głos.

— Udzieli nam pan ślubu? — zapytałem normalnym tonem głosu. W słuchawce przez chwile nastała cisza.

Eee... Co?

— Proszę tylko, żeby powiedział pan tę formułkę od księdza na koniec, ogłaszam was mężem i mężem, możecie się pocałować.

Mężem i mężem? — zdziwił się.

— Nooooooo — jęknąłem, ponaglając go.

Eee... Ogłaszam was mężem i mężem, możecie się pocałować? — powiedział niepewnie.

W tym momencie ja i Deidara cmoknęliśmy się głośno. Wróciłem do telefonu.

— Dziękuję bardzo, był pan wspaniały, niech to panu bozia w dzieciach wynagrodzi — rzuciłem i nim mężczyzna zdążył coś powiedzieć, rozłączyłem się. Spojrzałem na Deidarę, a on na mnie i zaczęliśmy się śmiać tak głośno, że aż dzwoniło mi w uszach.

— Ej... Haha... To teraz jest nasza noc poślubna — rzuciłem przez śmiech.

— Tutaj czy w łóżku? — zapytał chłopak, kładąc się na ziemi i dalej się śmiejąc.

— Dawaj tu i teraz — rzuciłem.

— Ok — zaśmiał się, położył głowę na ziemi i... Zasnął.

— To jak tak ma wyglądać nasze pożycie małżeńskie, to ja się z tego wypisuje — zaśmiałem się, ale chwilę później sam zasnąłem.

*

Obudziliśmy się około jedenastej. Bolały nas głowy, ale wszystko bardzo dobrze pamiętaliśmy. Kiedy spojrzeliśmy na nasze obrączki, prawie leżeliśmy na ziemi ze śmiechu.

Do domu wróciliśmy metrem. W drodze włączyłem telefon.

15 NOWYCH WIADOMOŚCI OD

Kiba, Tayuya, Sai, Hinata, Lee, Ino, Chouji

23 NIEODEBRANE POŁĄCZENIA OD

Kiba, Neji, Temari, Shino, Hinata, Ino, Chouji, Sai,

Upss...

Otworzyłem pierwszego SMS. Treść brzmiała następująco: "GDZIEŚ TY K*RWA POLAZŁ?!" Oczywiście był to SMS od Kiby. Reszta wiadomości dotyczyła tego samego, ale było w niej mniej przekleństw.

Kiba postawił wszystkich do stanu gotowości... Będę się nieźle tłumaczyć.

Kiedy znalazłem się już w domu, w którym, o dziwo, zastałem tylko Killera, grzecznie odpisałem wszystkim na SMS'y, iż nic mi nie jest, już jestem w domu.
Odzew Kiby był natychmiastowy.

Kiba:
Z JAKIM KUŹWA ZNAJOMYM?! W SZKOLE CIĘ NIE BYŁO I NAWET MNIE UPRZEJMIE NIE POINFORMOWAŁEŚ, ŻE SIĘ NIE POJAWISZ! IDĘ DO CIEBIE NA CHATE CZY COŚ CI SIĘ CZASEM NIE STAŁO, A TAM TEN PIEPRZONY KOŃ MI OTWIERA I MI GADA, ŻE CIĘ KURWA NIE MA!

Sasuke:
Bo dopiero wróciłem –.– Co się tak gorączkujesz?

Kiba:
Bo jakbym wdupił temu koniowi to by było na Ciebie. Wszyscy się martwili, Hinata to już na policje chciała dzwonić.

Kiedy to przeczytałem uśmiechnąłem się sam do siebie.

Sasuke:
O jejuu, Wy się o mnie martwicie! Jak miło ^^

Kiba:
Jakie o Ciebie?! O tego twojego kumpla, biedny, sam z tobą na całą noc XD

Sasuke:
Udam, że tego nie napisałeś.

Kiba:
Haha, spoko XD Jutro będziesz normalnie w szkole, nie?

Sasuke:
Nie wiem, napiszę Ci jeszcze.

Kiba:
Udam, że tego nie napisałeś...

Uśmiechnąłem się pod nosem.

*

Po jakimś czasie nic nie robienia, zgłodniałem, więc wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół z zamiarem zrobienia sobie kanapek. Ledwo zacząłem je tworzyć, a Killer już kręcił się wokół mnie, z nadzieją wyczekując, aż coś "przez przypadek" spadnie mi na ziemię.

Czekając, aż woda w czajniku się zagotuje, zacząłem grzebać w koszyku z gazetami rodziców, który stał przy szafce, w poszukiwaniu czegoś ciekawego, albo chociaż aktualnego. W moje ręce dostała się jakaś gruba, śliska gazeta. Wyciągnąłem ją. Na okładce dostrzegłem jakiegoś modela na wybiegu, ubranego w garnitur. Kiedy przybliżyłem czasopismo bliżej twarzy, nagle z środka wypadł plik kartek, rozsypując się po całej podłodze w kuchni. Szybko włożyłem całą kanapkę do ust i zacząłem wszystko zbierać na kupkę. Kiedy dostrzegłem, że to, co wypadło, to ręcznie robione projekty, głównie sukienek balowych, zdziwiłem się. Zacząłem dokładnie przyglądać się każdej kartce, całkowicie zapominając o gotującej się wodzie. Kompletnie się na tym nie znam, ale jestem pełen podziwu. Te projekty są rewelacyjne! Sam bym coś takiego założył... Oczywiście gdybym był kobietą.

Ale... Czyje to? Mama raczej nie szyje. Chyba, że Deidara to zostawił... Przecież chodzi na studia plastyczne.

Nagle usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Stanął w nich Itachi. Spojrzał na mnie znudzony, ale kiedy zobaczył, co trzymam w dłoniach, jego oczy zrobiły się większe. Nagle się przeraził.

— Eeee... Skąd to masz, odłóż to. — podbiegł do mnie wystraszony, padł na kolana i zaczął wszystko nerwowo zbierać.

— Co to? — zapytałem, chowając kilka projektów za plecami.

— Eeee... Nie wiem, ale odłóż — rzucił, próbując wyrwać mi kartki. Nie oddałem ich mu.

— Wiesz co to. Deidara to narysował? — zapytałem.

— Przecież mówię, że nie wiem — zaśmiał się, dalej zbierając kartki.

— To co się tak gorączkujesz? — zapytałem. Chciało mi się z niego śmiać.

— Bo... Bo... Bo na pewno to do kogoś należy, a ty to zaraz zniszczysz — rzucił drżącym głosem. — Dawaj — warknął, kiedy nie umiał wyrwać mi kilku kartek.

— Mama to narysowała? — pytałem dalej. On już prawie na mnie leżał. Wyglądał jak małe dziecko, które nie może dosięgnąć pudełka z ciastkami, bo stoi na górnej półce.

— Nie... To znaczy... Nie wiem... Oddaj — prosił dalej.

— Ty to narysowałeś? — zapytałem w końcu. Chłopak zastygł z jedną ręką wyciągniętą w stronę rysunków i z otwartymi ustami. Po chwili westchnął i ze zrezygnowaniem opuścił rękę.

— Taa... — mruknąłem ze spuszczoną głową, chowając rysunki do jednej z teczek, które stały między gazetami. Kiedy ją otworzył dostrzegłem, że w środku jest znacznie więcej projektów.

— No i czego tak panikujesz? Są świetne — rzuciłem na luzie, przyglądając się projektowi czerwonej sukni do kostek z ciekawym rozcięciem na plecach. Chłopak poderwał głowę do góry i spojrzał na mnie zaskoczony.

— Po... Poważnie? — zdziwił się.

— Nooo... Ja się nie znam, ale mi się podoba. Deidary zapytaj — zaproponowałem, na co on się zaśmiał.

— Wyśmieje mnie — rzucił.

— A to niby czemu? — tym razem ja się zdziwiłem.

— Widziałeś jego prace?

— Niee... Ale co mają jego prace, skoro on jest na projektowaniu wnętrz, a nie na projektowaniu ubrań? — zapytałem.

— No... Jest. Bo on wie jak trzeba zacząć i zakończyć każdy szkic — powiedział, gestykulując przy tym.

— Dalej nic nie czaje —powiedziałem zrezygnowany, oddając mu projekty. On tylko się uśmiechnął, schował wszystko do teczki i wstał z ziemi.

— Nie musisz rozumieć. To są nic nieznaczące kartki, zapomnij — mruknął, ściągając kurtkę.

— Nie — kiwnąłem głową. Itachi skrzywił się.

— Co z nimi zrobisz? — zapytałem, wracając do robienia sobie herbaty.

— A co mogę z nimi zrobić? — zaśmiał się.

— No nie wiem, na pewno coś pożytecznego — zaproponowałem.

— Taa... Podetrę się nimi.

— Nie to miałem na myśli — mruknąłem. — Nie ma u Deidary na uczelni jakiegoś naboru? Albo chociaż konkursu? — zapytałem.

— Nie interesuje mnie to — warknął.

— Jak nie, jak tak — powiedziałem z uśmiechem. — Jak już się tak upierasz, że są złe, to przejdź się tam i w trakcie przerwy podejdź do jednego z wykładowców i zapytaj, co o nich sądzi.

— Weź zmień papierosy, bo powaliło cię, naprawdę — powiedział i stuknął się w czoło. — Jaki poważny projektant spojrzy na prace żółtodzioba?

— Żaden, jeśli ten żółtodziób do niego nie przyjdzie — przekomarzałem się z nim. Itachi spojrzał na mnie.

— Głupi jesteś — pokręcił głową.

— Nie mniej od ciebie — mruknąłem.

*

Przez cały dzień chodziłem za bratem i go męczyłem. Nie wiem dlaczego, ale jakoś cholernie zależało mi, żeby ten pieprzony talent tego pierdolonego idioty się nie zmarnował. Fakt, że Itachi ma smykałkę do projektowania spowodował, że w moich oczach wydawał się jakoś bardziej ludzki, normalny. Nie tak idealny na jakiego kreuje go mój tata. Nie jakiś powalony polityk, właściciel jakieś nudnej firmy i tak dalej, tylko normalny, kreatywny człowiek. Dziwne. A zarazem fajne.

Ta nasza kłótnia doprowadziła do tego, że kiedy Itachi wszedł do łazienki, zamknąłem go w niej na klucz i zadzwoniłem po Deidare. Wypuściłem go dopiero po pokazaniu rysunków blondynowi.

Widziałem w oczach Itachi'ego, że zbliża się mój koniec, ale wtedy Deidara naskoczył na czarnowłosego z pytaniem "dlaczego ukrywałeś to przed nami?!". I koniec końców ja, Deidara i Itachi idziemy jutro na uczelnie blondyna i wkręcamy w nią mojego brata. Oczywiście on o tym jeszcze nie wie.

*

Deidara został u nas na noc. Stwierdził, że Itachi'ego trzeba zerwać z samego rana, bo wtedy będzie jeszcze bezbronny. Ja postanowiłem położyć się wcześniej, bo po nocy z Deidarą ledwo stoję na nogach. Blondyn też położył się szybko spać.

Mój sen przerwało tylko kilka SMS od Kiby z serii "Dlaczego Ty nie idziesz do szkoły?", "Ja za Ciebie tego nadrabiać nie będę.", "Co Ty sobie w ogóle myślisz?".

Prawie jak mamusia, zaśmiałem się w myślach. Od kiedy on się zrobił takim pilnym uczniem?

Kiedy już miałem zasnąć, tak między dwudziestą pierwszą, a dwudziestą drugą, mój telefon zaczął dzwonić. Zignorowałem to, gdyż myślałem, że to znowu Kiba. Ale coś pchnęło mnie do tego, by jednak, mimo wszystko, sprawdzić, czy to na pewno psiarz. Wziąłem telefon do ręki i dostrzegłem, że dzwoni do mnie Naruto. Zerwałem się z łóżka i nacisnąłem zieloną słuchawkę, ale...

— Halo?! — wręcz krzyknąłem.

Odpowiedziała mi tylko głucha cisza i przerywany sygnał.

— Kurwaaa!!! — zakląłem głośno.

Ale właściwie... dlaczego?

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro