Odcinek 49

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30.07.2010 | 22.06.2023

Chłopak już dawno wyszedł, a ja dalej nie umiałem się uporać z mazistą breją na mojej ręce, która w kawiarni była jeszcze lepkim i świecącym olejkiem.

Nie zauważyłem, kiedy do łazienki ktoś wszedł. Zorientowałem się dopiero wtedy, kiedy dłoń tego kogoś wylądowała na moim prawym ramieniu. Tak, na PRAWYM.

Nagle się ocknąłem i pisnąłem z bólu. Za szybko odskoczyłem i moja prawa noga ujechała na tej pięknej i jakże funkcjonalnej, lustrzanej podłodze. Pomińmy to, że to ja trochę ją ochlapałem, przez co zrobiła się bardziej śliska.

Przed moimi oczami mignęły blond kosmyki i wylądowałem w objęciach nikogo innego jak samego Naruto z jedną ręką na jego prawym policzku, a drugą obejmując jego talie. On za to jedną rękę miał na moich plecach, a drugą na pośladkach.

I do tego wszystkiego dopiero teraz zauważyłem, że dwa dolne guziki mojej koszuli były odpięte, przez co gołym brzuchem dociskałem się do jego ciała.
Patrzyliśmy na siebie zaskoczeni i jednakowo czerwoni.

— Eee... Znaczy się... Chciałem się tylko przywitać — wymamrotał przez lekko nerwowy śmiech Naruto. — Nie chciałem cię wystraszyć — powiedział cicho.

Dalej byłem w szoku i patrzyłem na niego ogromnymi oczami, dalej trzymając ręce tam, gdzie je położyłem.

Nie byłem w szoku przez ten ból, czy przez to, że mnie zaskoczyło. Najbardziej zszokowało mnie to, że to właśnie on, Naruto.

Nagle ktoś wszedł do łazienki. Naruto, żeby przepuścić tego osobnika, przyciągnął mnie do siebie, po czym zrobił krok w tył. Przyciągnął mnie to siebie tak, że lewym policzkiem byłem wtulony w jego tors, a obie moje ręce lekko położyłem na jego barkach. Czułem jak Naruto oparł swoją brodę na mojej głowie. Chłopaka, który wszedł do łazienki, widok dwójki facetów wtulonych w siebie w ogóle nie wzruszył i minął nas jak gdyby nigdy nic. Kiedy tak opierałem się o jego klatkę piersiową, słyszałem i czułem jak bije jego serce, na pewno nie tak szybko jak moje, ale też nie tak wolno jak u spokojnego człowieka.

Naruto po chwili lekko mnie od siebie odsunął, chwytając za moje nadgarstki. Zrobiłem dwa kroki w tył. Blondyn mnie puścił.

— Jesteś na zakupach? — zapytał z uśmiechem na twarzy. Z tym samym uśmiechem co zawsze.

— Tak... Znaczy się, wszyscy jesteśmy — rzuciłem. — Przyszliśmy całą paczką — powiedziałem trochę niepewnie, gdyż jeszcze nie ochłonąłem. Włożyłem ręce do tylnych kieszeni moich spodni i wbiłem wzrok w buty Naruto. Kolorowe adidasy za kostkę, jak zawsze.

— Tak? To super, ja też jestem z moimi — powiedział z uśmiechem.

Kiedy tylko usłyszałem "z moimi" poderwałem głowę do góry.

— Z twoimi... To znaczy? — zapytałem przerażony, gdyż miałem na myśli...

— Och, Naruto, a ja cię szu... Sasuke! — wrzasnęła Sakura i wleciała do łazienki, rzucając się na mnie. Zachwiałem się i wylądowałem na ziemi, a ona na mnie. — Boże, Sasuke, jak ja się za tobą stęskniłam! — pisnęła mi do ucha, tuląc się do mojej klatki piersiowej.

— Cholera, zejdź ze mnie. Nie zauważyłaś, że to męska toaleta? — warknąłem i dosłownie zrzuciłem z siebie dziewczynę, popychając ją na ścianę obok. To różowe cholerstwo podrapało swoimi tipsami moje prawe ramię.

— Ej... O co ci chodzi? — zapytała mnie, wstając z ziemi z obrażoną miną.

Stanąłem obok lekko zdezorientowanego Naruto, trzymając się za ramię i ściągając brwi do środka twarzy przez ból. Blondyn chyba zauważył, że coś jest ze mną nie tak.

— Sakura, możesz trochę delikatniej? Sasuke wczoraj poparzył sobie nogę — poprosił cicho dziewczynę, lekko się do niej uśmiechając.

— Nikt cię do głosu nie dopuścił — syknęła. — Właściwie, co ty tu jeszcze robisz? — warknęła w jego stronę. Naruto jak pies z podkulonym ogonem spuścił głowę i skierował się do wyjścia.

Spojrzałem zszokowany najpierw na niego, a później na tę różową pokrakę, po czym zerwałem się, złapałem Naruto za dłoń i razem z nim wyszedłem z łazienki.

Nic nie mówiąc zaciągnąłem go do kawiarni, gdzie siedzieli moi przyjaciele. Zdziwienie na ich twarzach było duże, ale jakimś dziwnym, może szczęśliwym, trafem paczka Naruto akurat pojawiła się w sklepie naprzeciwko, więc zaprosiłem ich do nas zachęcającym tekstem "żeby było weselej". Na szczęście Shikamaru nie było z nimi, gdyby był nie zaprosiłbym ich. Zgodzili się, więc podejrzane spojrzenia Kiby i Sai'a zniknęły, złapali kit, że to wszystko to czysty przypadek.

Naruto usiadł obok mnie spięty, z rękoma na kolanach i ze spuszczonym wzrokiem. Miał skrzywioną twarz, tak jakby przygryzał policzki od wewnątrz. W ogóle nie uczestniczył w rozmowie, która, ku zaskoczeniu wszystkich, robiła się coraz bardziej wesoła. Kiedy tak patrzyłem na nich wszystkich...

Dziwne. Dwie na co dzień przeciwne grupy ludzi siedzą właśnie przy jednym stole i wspólnie śmieją się i rozmawiają. Dlaczego nie ma tak codziennie? Co się stało, że oni aż tak się poróżnili? Nie ma tutaj Shikamaru i Sakury... Czyżby to było powodem tak miłej atmosfery?

Spojrzałem na Hinatę siedzącą naprzeciwko mnie, a później na Kibe dwa miejsca dalej. Ku mojemu zdziwieniu oboje zrobili to samo, kiwnęli głową na Naruto, a potem wskazali na mnie z uśmiechem. Westchnąłem. Spojrzałem raz w lewo, raz w prawo tak, jakbym sprawdzał, czy czasem nikt mnie nie obserwuje.

Raz kozie śmierć...

Położyłem głowę na lewym ramieniu Naruto i objąłem go w pasie. Szeroko się uśmiechnąłem i zacząłem kiwać się raz w lewo, raz w prawo, żeby to nie wyglądało podejrzanie, tylko jak przyjacielski, zabawny uścisk. Naruto nagle poderwał głowę do góry. Tak zaskoczonego wyrazu twarzy nie widziałem jeszcze u nikogo. Przez myśl przeszło mi, żeby go puścić, ale na twarz blondyna wpełzł ogromny uśmiech, po czym chłopak zaczął bujać się razem ze mną.

— No, od razu lepiej — zaśmiałem się. Naruto odwrócił głowę w lewą stronę tak, że prawie stykaliśmy się nosami.

I w tym momencie błysnęło jasne światło z naprzeciwka. Spojrzeliśmy lekko zdezorientowani przed siebie i ujrzeliśmy Genpaku, naszego klasowego, zapalonego fotografa z aparatem w ręce.

— Wybaczcie, ale nie mogę się powstrzymać — rzucił i dalej pstrykał zdjęcia.

— Matkooo, jak wy słodko wyglądacie! — pisnęła Ino, a dziewczyny jej zawtórowały.

Wszyscy zaczęliśmy się głośno śmiać.

— Ej, chodźcie zrobimy gejowskie foto! — krzyknął Doi i przylgnął do mojego lewego boku.

— Ok! — krzyknęli wszyscy i po chwili Kiba siedział po prawej stronie, cała reszta z tyłu, Neji leżał na moich i Naruto kolanach, a ja jeszcze bardziej wtuliłem twarz w ramię niebieskookiego i jeszcze mocniej go objąłem, na co on oparł swój lewy policzek na mojej głowie. Oczywiście Genpaku nakręcił się jeszcze bardziej i coraz bardziej wyginał się z aparatem.

Chyba przez piętnaście minut odwalaliśmy głupie miny i pozycje. Potem doszły do nas dziewczyny, które właśnie wróciły z zakupów na tym piętrze i to już w ogóle był szał.

*

W Mambie posiedzieliśmy jeszcze z godzinę, po czym dziewczyny nagle zapragnęły więcej par butów, przez co jeszcze przez dwie godziny bujaliśmy się po ulicach centrum Tokio.

Nie narzekam, bo było wesoło. Kiedy tak chodziliśmy po sklepach, Kiba musiał nas opuścić, siostra dzwoniła do niego z prośbą o pomoc przy czymś w klinice. Umówiliśmy się na jutro przed szkołą, po czym chłopak pobiegł w stronę przychodni.

— No nic, ja też się będę już musiała zbierać — powiedziała Hinata, patrząc na zegarek. — Obiecałam pomóc mamie w aptece przy dostawie.

— A która już jest godzina? — zapytałem.

— Dwadzieścia minut po dziewiętnastej — powiedziała Tayuya.

— O kurde! — krzyknąłem, kiedy przypomniałem sobie, że Itachi dzisiaj pracuje, rodziców nie ma w domu, a z Killerem nikt nie był na dworze od rana.

— Co się stało? — zapytał Naruto.

— Ludzie, sorry, ale ja się muszę zbierać w tempie natychmiastowym — pisnąłem, szukając w torbie biletu na pociąg.

— Ale co się stało? — zdziwił się Sai.

— Totalnie zapomniałem o moim psie — mruknąłem cicho, łapiąc wszystkie swoje torby w jedną rękę. — To cześć! — rzuciłem i już miałem dłoń na klamce ze sklepu, kiedy...

— Czekaj! — krzyknął Naruto. — Zawiozę cię.

— Hę? — zdziwiłem się.

— Też bym musiał się już zbierać. Jiraiya mówił, że wróci o dwudziestej, a nie wiem czy wziął klucze — zaśmiał się. — A metrem będziesz się tłukł z dwadzieścia minut.

— Aaa... A ty, Hinata? Sama jechać metrem nie będziesz — powiedziałem.

— Oj, Sasuke, Sasuke... — dziewczyna pokiwała głową. — Jeszcze nie orientujesz się w terenie? Apteka mojej mamy jest tuż za rogiem — zaśmiała się.

— Tak? Ale...

— Żadne ale, chodź — powiedział Naruto, wyciągając z kieszeni klucze do motoru, łapiąc mnie za rękę i żegnając się z resztą.

— Cześć — wszyscy się zaśmiali, rozbawieni moim roztrzepaniem.

Naruto, ciągnąc mnie za rękę, skręcił w pierwszy zaułek z lewej, na końcu którego od razu wychodziło się na parking, gdzie stał jego pomarańczowy motor. Podeszliśmy do niego. Chłopak wyjął spod siedzenia jeden kask i podał go mi. Po chwili wyciągnął drugi i założył go sobie na głowę. Spojrzał na mnie. Stałem z tym kaskiem w ręce z pytającą miną.

— Nie potrafisz założyć? — zaśmiał się, wziął ode mnie kask i ostrożnie włożył mi go na głowę. Wziął moje i swoje torby z zakupami i upchał je pod siedzisko. I tak dwie swoje musiał zawiesić na kierownicy. Usiadł na motor i włożył kluczyk do stacyjki. Silnik zamruczał.

— Siadaj — zaśmiał się. Dalej patrzyłem lekko zdezorientowany raz na motor, raz na chłopaka, ale po chwili usiadłem za Naruto, łapiąc się prętów, które wystawały za mną.

Naruto delikatnie ruszył z miejsca i wyjechał z terenu parkingu. Przez chwilę jechaliśmy główną drogą, po czym chłopak nagle skręcił w jakąś boczną uliczkę, wyjeżdżając na zupełnie pustą drogę. Rozpoznałem ją od razu, to ta droga wśród pól, którą spacerowałem wtedy z Naruto. W ten dzień, kiedy powiedział mi o swojej wadzie serca.

— Ej! — obudził mnie Naruto. — Złap się mnie, jeśli nie chcesz spaść.

— Przecież się trzymam.

— Ale tak możesz zjechać, jak mocniej zakręcę. Zresztą... Widziałeś jak jeżdżę, nie? — zaśmiał się.

— Taa... — mruknąłem, przypominając sobie ten moment, gdy Naruto prawie mnie przejechał, kiedy wracałem wieczorem od Hinaty.

— Obejmij mnie, przecież cię nie ugryzę, bo aktualnie nie mam jak — zaśmiał się.

Zrobiłem się czerwony i żeby jakoś to zakryć wtuliłem twarz w plecy Naruto, lekko łapiąc się jego koszulki po bokach.

— Tak też spadniesz, normalnie się przytul.

Zabiję go kiedyś... Słowo daję!

W końcu objąłem Naruto w talii, wtulając swój prawy policzek w jego plecy.
Do końca chłopak już się nie odezwał. Z resztą, ja też nie.

Kiedy podjechaliśmy pod mój dom od razu zeskoczyłem z motoru.

— Co, aż tak źle się jechało? — zapytał, odbierając ode mnie kask.

— Nie, nie jestem nauczony — zaśmiałem się.

— Muszę brać cię częściej na takie wycieczki — powiedział z uśmiechem, po czym włączył silnik, kiwnął głową i odjechał w stronę swojego domu.

Brać mnie częściej?!

Kiedy wszedłem do domu od razu wypuściłem Killera na dwór, złapałem smycz i pobiegłem za psem, który wystrzelił w stronę parku jak z procy.

*

Kolejną noc z rzędu zostałem sam. Rodzice nie wrócili, brat też nie. Kurcze, muszę kupić sobie laptopa albo coś takiego, bo umrę tu kiedyś z nudów.

Rano jak zawsze wstałem, ubrałem się, odświeżyłem, wypiłem kawę i wyprowadziłem psa. Na dworze, o dziwo, była bardzo ładna, słoneczna pogoda, ptaszki ćwierkały i wiał lekki wiaterek.

Zapowiada się fajny dzień...

Wziąłem torbę, klucze i wyszedłem z domu. Po drodze zgarnąłem Kibe, który przez całą podróż do szkoły skarżył się, jak od przenoszenia różnych rzeczy bolą go plecy. Biedaczek...

Ten dzień jest jakoś podejrzanie normalny i przyjemny. Ta pogoda, nikt jeszcze mnie dzisiaj nie wkurzył, nikt nie zrzędzi, pomijając Kibe, ale u niego to objaw zdrowia, i nawet ramię aż tak bardzo nie boli.

Coś musi się dzisiaj stać. Albo to tylko ja mam coś z psychiką i normalność mnie dziwi.

Od razu po wyjściu ze stacji metra spotkaliśmy Shino i Chouji'ego.

— Ej, Shino, jaka wróżba na dzisiaj? — wtrąciłem od razu na dzień dobry, łapiąc go za ramiona.

— Może byś się najpierw przywitał, co? Od rana ci dzisiaj odwala — mruknął Kiba. Zignorowałem to. Shino spojrzał w niebo. Zamyślił się.

— Wypatrujcie znaków na niebie — powiedział po chwili, po czym ogarnęła nas mroczna cisza.

— Czyli uważajcie na gołębie — zaśmiał się Kiba. — Chodźcie, bo się spóźnimy. — Machnął na nas ręką.

Ruszyliśmy za nim. Ja cały czas skupiony patrzyłem w górę.

*

Aktualnie mamy trzecią lekcję. Od rana staram się być czujny, co chwilę patrzę przez okno na niebo. Oczywiście już zostałem zbesztany przez Kibę, że kosmici przylatują dopiero po trzydziestym, Temari stwierdziła, że muszą dokonać na mnie egzorcyzmu, a Tayuya zaklepie specjalnie dla mnie miłą miejscówkę w psychiatryku z widokiem na morze.

Nie ma to jak wsparcie przyjaciół...

— Dobrze, otwórzcie książki na trzydziestej piątej stronie. Sakura, zacznij — poprosił Kakashi. Po chwili po klasie rozniósł się jej paskudny głos.

Właśnie... Co do Sakury. Ciekawe, co się z nią wczoraj stało... Poszła do domu? Dziwnie szybko odpuściła...

— Sasuke...

To wszystko jest cholernie, podejrzanie. Pogmatwane...

— Sasuke? — usłyszałem głos Naruto.

A może poszła poskarżyć się Shikamaru? Ale jego dzisiaj nie ma w szkole... Czyżby szykowała się jakaś mała bójka "Sasuke VS Księciunio" po szkole?

— Sasuke. — Blondyn lekko szturchnął moje ramię. — Możesz mi pomó-

— Zaraz, Naruto, zaraz — mruknąłem, dalej wpatrując się w okno po mojej lewej stronie i rozmyślając nad całą zaistniałą sytuacją, zupełnie ignorując chłopaka.

Chwilę później w głos Sakury wkradł się dźwięk odsuwającego się krzesła. Po chwili dotarło do mnie, że to Naruto wstał. Spojrzałem na niego.

— Mogę wy- — zaczął, ale nie dokończył, gdyż nagle jego powieki zamknęły się, a ciało chłopaka bezwładnie zaczęło opadać na ziemię. W ostatniej chwili zerwałem się z miejsca, łapiąc blondyna.

Dopiero teraz dostrzegłem, że jego zazwyczaj opalona buzia aktualnie przybrała trupio blady kolor, a jego malinowe usta zrobiły się sine. Nim się zorientowałem nauczyciel już stał przy nas. Podniósł jedną powiekę Naruto.

— Cholera, znowu. Hinata zejdź na dół i zadzwoń po pogotowie — powiedział w stronę białookiej, a ona błyskawicznie wybiegła z sali.

Znowu?

— Musimy go znieść na dół — powiedział w moją stronę. Odłożył na naszą ławkę kredę, którą trzymał z dłoni i chciał zabrać ode mnie blondyna, ale gdy tylko usłyszałem "znieść na dół" niewiele myśląc, wziąłem ciało Naruto na ręce i pobiegłem na dół.

— Sasuke, poczekaj! — usłyszałem krzyk Kakashi'ego na korytarzu, ale nie zareagowałem.

Pogotowie przyjechało bardzo szybko. Naruto od razu został mi zabrany i położony na nosze w karetce. Jeden z pielęgniarzy rozpiął jego koszulę i zaczął robić mu masaż serca. Po chwili do tego całego zamieszania doszły przeróżne dziwne urządzenia. Dopiero wtedy, kiedy zobaczyłem jak lekarz, bo chyba właśnie nim był ten człowiek, przykłada do klatki piersiowej Naruto defibrylator, ścisnęło mi gardło.

Jakieś bliżej niezrozumiałe, wręcz wykrzykiwane polecenia, pikanie tych wszystkich maszyn, co chwilowe "podaj tlen, podaj tlen!" i dodatkowo widok co chwile podrywanego i opadającego ciała blondyna przez działanie defibrylatora.

A Naruto ani rusz.

Dalej miał zamknięte oczy, sine usta i trupio bladą twarz. Nawet jego włosy opadły...

Patrząc na to wszystko sam czułem, że zaraz się przewrócę. I chyba tak by się stało, gdyby nie to, że poczułem czyiś silny uścisk na ramieniu, który szarpnął mnie do tyłu.

Okazało się, że to Kakashi.

— Wróć do sali — starał się, by jego głos był silny, ale słyszałem, że się łamał. Mówiąc to zakładał na siebie skórzaną kurtkę. — No leć!

— Nie ma mowy! — wrzasnąłem. — Zostaję z Naruto!

— Nie możesz!

— Nie obchodzi mnie to! — krzyknąłem. Teraz i mój głos się łamał. — Jak mam spokojnie wrócić do klasy, kiedy tu dzieje się coś takiego?!

— To jedź do domu.

— Jeszcze gorzej!

— Chodź, zawiozę cię — mruknął, patrząc na odjeżdżającą karetkę i ciągnąc mnie za ramię do swojego samochodu.

— Nie zgadzam się! — wyrwałem się. Kakashi nagle niesamowicie mocno złapał mnie za ramię. Tak mocno, że aż skrzywiłem się z bólu.

— Wsiadaj, jedziemy razem z nim do szpitala. Tsunade cały czas nas obserwuje, powiedziałem, że zawiozę cię do domu. Ja jestem nauczycielem, muszę jechać. Jakby wiedziała, że biorę cię ze sobą to wylatujemy oboje. A chyba chcesz jechać z nim, prawda? — powiedział cicho do mojego ucha, nachylając się nade mną. Spojrzałem na niego, po czym kiwnąłem głową na "tak".

Srebrnowłosy puścił mnie i lekko pchnął do przodu. Wsiedliśmy do samochodu i z piskiem opon ruszyliśmy za karetką czarnym McLaren'em Kakashie'go.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro