Odcinek 62

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

09.10.2011 | 18.07.2023

— Ej, Sasu... — zaczął psiarz, przykucając przy mnie. — Ale tak serio to co ci jest? — zapytał cicho.

— Nie wiem, chyba jakiś gorszy dzień — mruknąłem, po czym brunet nie męczył mnie już dłużej i zostawił w spokoju.

Chwilę po pytaniu Kiby usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Lekko oniemiały wyjąłem go z torby i spojrzałem na wyświetlacz.

NOWA WIADOMOŚĆ
Naru ;*

Poderwałem się do góry, zwracając tym samym uwagę wszystkich, przez co rozmowy ustały. Bez zastanowienia kliknąłem na otwórz.

Naru ;*: 
Masz ochotę na spacer?

Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, Kiba wyrwał mi telefon. Nie zauważyłem, że przez zaciekawienie moją reakcją zostałem otoczony, a kiedy rzuciłem się w stronę zabranej komórki, zatrzymały mnie ręce Sai'a i Neji'ego.

— Kiba! — krzyknąłem, nie uzyskując jakiejkolwiek odpowiedzi, prócz irytującego uderzania czubka palca Kiby o klawiaturę.

Po chwili psiarz wyprostował rękę tak, że telefon znalazł się tuż przed moimi oczyma. Cofnąłem głowę, gdyż ekran był za blisko. Zobaczyłem otwartą wiadomość tekstową, a jej treść brzmiała "Oczywiście".

Nagle Kiba nacisnął guzik "ODPOWIEDZ", na którym cały czas trzymał palec, którego nie zauważyłem.

— Nie, czekaj! — Wiadomość została wysłana. Chłopak oddał mi telefon.

— Czemu? — jęknąłem zrezygnowany.

— Powiadam, iż wskazany jest spacer z ukochanym przy ostatnich promieniach zachodzącego słońca, brzegiem morza, pod rękę, za rękę, do wieczności — odrzekł poetycko, obejmując mnie ramieniem. Wszyscy przytaknęli z przeraźliwie szerokimi uśmiechami. — A tak serio, przyda wam się spotkanie, widzę po tobie — dodał już normalnym tonem głosu, klepiąc mnie w plecy.

— Dokładnie — poparł go Neji.

— Popieram — dodała Tayuya.

— Nienawidzę was... — mruknąłem pod nosem.

— W chuj przykre — zaśmiał się Neji, na co wszyscy parsknęli śmiechem, łącznie ze mną.

*

Do domu wpadłem niczym odrzutowiec z resztkami nadziei, że nie spóźnię się na spotkanie z blondynem. Jakieś trzydzieści minut po tym, jak Kiba w moim imieniu odpowiedział na jego SMS'a, Naruto napisał mi, że widzimy się za pół godziny.

Zerwałem się jak głupi z centrum Tokio, po drodze omal co nie zabijając paru osób, w tym siebie, i w ostatniej chwili wbiegłem do jedynego, pośpiesznego metra w kierunku mojego osiedla. Jeszcze tylko bieg do domu, wypuszczenie Killer'a na tył domu, przebranie się w coś czystego i w miarę pasującego do siebie.

Podsumowując zostało mi pięć minut. Jestem wielki.

W tej chwili Naruto puścił mi sygnał, co oznacza, że właśnie wyszedł z domu i idzie w moją stronę. Już spokojny i szczęśliwy, że udało mi się wyrobić na czas zszedłem na dół, zawołałem psa z powrotem do domu, dając mu po drodze jeden
z jego smakołyków i wszedłem do kuchni po moje klucze, gdybym przez przypadek wrócił później niż zwykle.

Przy kuchennym blacie stał Itachi i namiętnie, z tą jego chorą precyzją, układał srebrne sztućce w szufladzie, których praktycznie w ogóle nie używamy. Kątem oka spoglądałem tylko w jego stronę, by nie narażać się na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Ale ku mojemu nieszczęściu moje klucze leżały tuż pod jego prawą ręką.

Przygryzłem dolną wargę, ale pewnym krokiem ruszyłem w jego stronę. Stanąłem obok niego i ostrożnie sięgnąłem po klucze. Gdy miałem je już w dłoni oczy Itachi'ego spojrzały na mnie.

— Gdzie idziesz? — zapytał spokojnie, polerując łyżkę.

— Idę się przejść z kumplem — odpowiedziałem.

— Okej — rzucił spokojnie. Odetchnąłem z ulgą, włożyłem klucze do kieszeni i już chciałem odejść, kiedy w ułamku sekundy Itachi pchnął mnie na szafkę i do niej przydusił. W lewej dłoni trzymał widelec, obracał nim i uważnie się mu przyglądał. Prawą trzymał mój kark.

— Za mocno — syknąłem przez zęby, na co on przycisnął mnie jeszcze bardziej. — Za... Mocno... — wydusiłem, ledwo dotykając podłogę palcami. Itachi spojrzał na mnie kątem oka i na moje dłonie próbujące zabrać jego ręce ode mnie. W momencie puścił mnie, a ja runąłem na ziemię, z całej siły zaciągając się jak największą ilością powietrza.

Oboje usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Poderwałem się i próbowałem do nich podbiec, ale nadmiar wrażeń i niedobór powietrza uniemożliwiły mi to i z powrotem upadłem na ziemię.

Długowłosy uśmiechnął się pod nosem i poszedł otworzyć.

— O, hej, ja wpadłem po Sasuke. — Leżąc na podłodze w kuchni usłyszałem głos Naruto.

— Pewnie, pójdę po niego, wejdź — powiedział Itachi, po czym do moich uszu dotarły jego zbliżające się kroki. Brat wszedł do kuchni, spojrzał na mnie, złapał za moją koszulkę i pociągnął do góry.

Gdy byłem już na wysokości jego twarzy uderzył mnie raz w jeden, raz w drugi policzek. Nie za mocno, ale wystarczająco, żeby mnie ocucić. Odstawił mnie na ziemię, poprawił mi koszulkę i kazał iść do blondyna. Spojrzałem na niego ostatni raz i zrobiłem to, co mi kazał.

*

— Cholernie się wtedy wystraszyłem... — kontynuowałem.

— Czemu? — zapytał, obejmując mnie w pasie.

— Bo nie chcę cię przez to stracić — powiedziałem, patrząc mu w oczy. Blondyn uśmiechnął się i musnął moje wargi.

— Nie stracisz. Na pewno nie przez to.

— A co, planujesz coś ciekawszego? — mruknąłem zbulwersowany.

— Nie wiem, nie wiem... — zaśmiał się.

— Ja Ci dam! — krzyknąłem i zacząłem go łaskotać.

Spacerowaliśmy już jakieś czterdzieści minut. Od dawna gryzł mnie pewien temat, więc musiałem go poruszyć. Chodzi o wadę serca Naruto. Wspomniałem o tej niemiłej sytuacji, która miała miejsce na jednym z naszych pierwszych spotkań – kiedy omal nie przejechała go ciężarówka i omal nie zszedł z tego świata, leżąc na moich kolanach, a jedne z jego najgłupszych zdań „to tylko wada serca" cały czas odbijało się echem w mojej głowie.

Blondyn zaśmiał się jak małe dziecko. W ogóle nie brał mnie na poważnie, co dosyć mi doskwierało.

Naruto podszedł do mnie i złapał moją rękę.

— Aaa... Jakby co, jestem samodzielny, nie jesteś mi potrzebny — rzucił, patrząc przed siebie z uśmiechem. Stanąłem w miejscu, zatrzymując go.

— Czemu tak mnie traktujesz? — zapytałem wprost. Naruto dosyć często odpowiada mi w taki sposób, jakby chciał udowodnić mi swoją wyższość, a to, że jesteśmy razem nie zmienia tego faktu.

— Bo się rozbestwisz — odpowiedział z uśmiechem. Podszedł bliżej, złapał moją brodę i przejechał palcem po moim policzku. — Ładnie było ci w grzywce.

— Z czasem odrosła — mruknąłem, lekko niezadowolony tym, że zmienił temat.

— Ładniej ci w niej było, a nie tak jak teraz. Masz zasłoniętą całą twarz — marudził.

— Przynajmniej nikt się we mnie nie zakocha — zaśmiałem się.

— A kto by cię tam chciał — odpowiedział i sam ruszył do przodu.

Spojrzałem na jego plecy lekko zawiedziony, ale po chwili ruszyłem za nim. Przez chwile szliśmy w ciszy, on nucąc sobie coś pod nosem, a ja walcząc z natłokiem uczuć wewnątrz mnie. Emocje związane z dzisiejszym pocałunkiem przed szkołą, rozmową z Doi'em, zachowaniem Naruto, Shikamaru. Do tego wszystkiego doszła reakcja blondyna, kiedy poruszyłem temat jego choroby.

Naruto chyba to wyczuł, gdyż po chwili stanął i spojrzał na mnie pytająco. Po prostu podszedłem do niego i wtuliłem się w jego klatkę.

To zabawne, że kiedy chce go przytulić czy pocałować zawsze muszę zgiąć nogi, gdyż jestem od niego o głowę wyższy, ale mimo tego to on rządzi.

Chłopak oparł brodę o moją głowę i zaczął gładzić lewą ręką moje włosy. Prawą objął mnie w pasie. Uniosłem głowę i natrafiłem na jego usta.

Muszę przyznać, że ten pocałunek trwał wyjątkowo długo.

— Chmury się zbierają — powiedział po chwili. Faktycznie, zrobiło się dosyć nieprzyjemnie – duszno, ciemno, a wygląd nieba świadczył o tym, że czeka nas piękna ulewa. — Zbieramy się? — zapytał, a ja przygryzłem wargę.

Nie spodobała mi się ta propozycja. Nawet gdyby pogoda miała się diametralnie zmienić, nie chcę jeszcze wracać. Chcę więcej czasu spędzić z takim Naruto, moim Naruto.

— Niech będzie... — mruknąłem, leniwie odklejając się od niego.

— To chodź do mnie zanim się rozpada — zaproponował nagle. Spojrzałem na niego zaskoczony. — W sumie... Czemu nie miałbyś u mnie dzisiaj przenocować? — dodał po chwili, a ja jeszcze bardziej się zdziwiłem.

— A nie chciałeś się czasem dzisiaj uczyć? — zapytałem. Jutro miał odbyć się sprawdzian z biologii, a z racji kierunku studiów, na który wybiera się Naruto ten test jest istotny.

— Odpuścimy sobie jutro szkołę — zaproponował, obejmując moją twarz dłońmi. — A może by tak zrobić sobie małą imprezę?

— Jestem za — odpowiedziałem bez wahania z uśmiechem. Naruto pocałował moje usta.

To jest nierealne, ta jego swoboda w ostatnim czasie. To, że zachowuje się tak otwarcie. Ktoś sceptyczny mógłby uznać, że on coś planuje, że coś się za tym kryje. Ale ja czułem że jest inaczej. Że to wszystko jest naturalne, że on nie robi tego "po coś" czy "dla kogoś". Czuję, że udało mi się przekonać go do siebie, do nas.

To uczucie... To że jest szczęśliwy przy mnie chociaż trochę jak ja przy nim jest cudowne.

*

Pogoda zlitowała się nad nami, za co jestem jej gorąco wdzięczny. Co prawda deszcz trochę pokropił, a w pewnym momencie, gdy wracaliśmy z Naruto z zakupów zerwał się tak silny wiatr, że do domu wracaliśmy idąc tyłem, śmiejąc się przy tym jak idioci i przyciskając świeżo zrobione zakupy do klatki piersiowej by nam ich nie porwało.

Kocham zakupy z Naruto. Kocham kłócić się z nim, co mamy kupić, gdzie mamy kupić. Kocham jego zadowoloną minę, gdy odpuszczam i pozwalam mu wziąć to, co on chce. Ale najbardziej urzekło mnie, że blondyn nie wstydził się mnie. Nie wstydził się złapać mojej ręki. Nie wstydził się położyć dłoni na moim biodrze, gdy stałem przed nim. Nie wstydził się powiedzieć błagalnym głosem "kochanie...", gdy nie potrafił ściągnąć czegoś z wyższej półki i że nie wstydził się musnąć moich ust w podzięce. Nie przejmował się ludźmi w sklepie, którzy – nie ukrywajmy – byli zaciekawieni naszą dwójką. Nie, inaczej – naszą parą.

Może to brzmi śmiesznie, że jestem wdzięczny mojemu chłopakowi za coś tak oczywistego. Nawet w najśmielszych snach nie pomyślałbym o czymś takim, zważając na to, co Naruto mówił na początku naszego "bycia razem" – nie będziemy się z tym obnosić, chwalić się i pokazywać razem w miejscach publicznych.

Przygotowaliśmy wszystko, od jedzenia i picia do grilla za domem, który wieczorem przerodzi się w ognisko. Chwilę po tym gdy skończyliśmy, zaczęli schodzić się ludzie, których zaprosił Naruto.

Pierwsi pojawili się Kiba z Neji'm, którzy uparli się, że sami zaopatrzą imprezę w "napoje wyskokowe". We dwójkę nie byli w stanie udźwignąć tego, co kupili, więc Kiba wykorzystał siostrę i jej samochód do pomocy.

Chwilę po nich pojawiły się Hinata i Ino z Tayuyą i Temari. Następnie próg domu przekroczył biedny, niemówiący Shino i Sai, który wytłumaczył stan chłopaka strasznym obrotem spraw w trakcie dzisiejszej wizyty u stomatologa. Później przyjechał Doi ze swoją dziewczyną, którą znałem tylko ze zdjęcia na telefonie chłopaka, więc ucieszyła mnie możliwość poznania jej osobiście.

Chouji przyszedł razem z pewną niewiastą, której obecność zaskoczyła wszystkich. Jak się później okazało, owa rudowłosa piękność miała na imię Chie i – tak jak ja – niedawno przeprowadziła się do Tokio. Chouji przedstawił ją jako "bliską jego sercu koleżankę". Oczywiście reszta dziewczyn chwilę potem porwała lekko zdezorientowaną i zawstydzoną dziewczynę, ale już po chwili widać było, że Chie zostanie na stałe w naszej paczce i dobrze czuje się w naszym lekko zwariowanym towarzystwie. Miałem okazję z nią porozmawiać, kiedy zaoferowała pomoc przy przygotowaniu kolorowych drinków, na które przepisy wzięliśmy z ogromnej „Księgi Wiedzy" Jirayi, którą znaleźliśmy w kuchni. Świetnie mi się z nią rozmawiało. Dowiedziałem się, że dziewczyna w przyszłości chciałaby zostać archeologiem. Jej mama jest Japonką, za to ojciec pochodzi z Chin, gdzie też mieszkała od urodzenia, przez co jej akcent był dla nas zabawny, ale rozumieliśmy się bez problemu. Do Tokio przenieśli się przez spadek odziedziczony po wuju. Chie ma jeszcze młodszego brata i starszą siostrę, która studiuje w Kanadzie.

Ostatnimi, którzy przybyli na naszą małą imprezę byli Akinori z kolejnymi osobami, które były dla mnie nowe. Takamą – stary przyjaciel Naruto, dosyć zakręcony chłopak, wszędzie było go pełno, przez co od razu został okrzyknięty maskotką naszej drużyny. Dwie dziewczyny, bliźniaczki, Hitomo i Hitoshi, które Naruto poznał na jakiejś wycieczce. Zaprosił je z racji tego, że Hitoshi od paru miesięcy uczęszcza na studia prawnicze, dzięki czemu mogłaby mnie zapoznać z tematem.

Ostatnią, jednocześnie najbardziej kontrowersyjną osobą był Eizo – dalszy kuzyn Naruto, którego obecność dosyć mnie onieśmieliła. Chłopak był znacznie wyższy ode mnie, barczysty i przez cały czas przeszywał mnie swoimi zabójczymi, brązowymi oczami. Już nie chodziło o to, że wyglądał jak uciekinier z więzienia, ale o to, że cały czas czułem jego czujny wzrok na moich plecach. Jakby wiedział, że jestem tu kimś więcej niż tylko kolegą jego niziutkiego, blondwłosego kuzynka. No i na dodatek fakt, że jest to rodzina Naruto... Prawie jakbym spotkał się z teściową.

Ale mimo wszystko Naruto zrobił mi ogromną przyjemność, zapraszając tylko te osoby, z którymi oboje się przyjaźnimy. Z czasem atmosfera zrobiła się luźniejsza. Wszyscy razem usiedliśmy przy jednym stole za domem Naruto. Dla zabawy Kiba puścił jakąś starą płytę z kolekcji Jirayi z najbardziej idiotycznymi piosenkami, które kiedykolwiek powstały. Nadmiar alkoholu, który uderzył im do głowy, spowodował, że poczuli się jak gwiazdy i zaczęli drzeć się razem z płytą, fałszując jeszcze bardziej od niej.

Z czasem sam musiałem się napić, żeby to wszystko wytrzymać.

Z późniejszych, zabójczo szczerych rozmów dowiedziałem się wiele ciekawych i zabawnych faktów z życia moich przyjaciół. Jak na przykład to, że Naruto i Kiba mają wykupione karnety na solarium i dosyć często do niego uczęszczają. To że Kiba chodzi od niedawna na siłownie i nadużywa olejku do ciała. To że Sai lubi chodzić w przedłużonych włosach, a romans Shino i Kurenai nadal trwa.

Było naprawdę miło. Naruto nawet pozwolił nam zapalić, co się jeszcze nigdy wcześniej nie zdarzyło. Ale Eizo cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku. Zauważyło to parę osób, chociaż starałem się to ignorować i dla bezpieczeństwa nie usiadłem obok Naruto.

Około wpół do drugiej część osób zaczęła zbierać się do domów, więc powoli sprzątaliśmy. Około drugiej trzydzieści za prośbą Doi'a poszedłem zamówić mu taksówkę, a on w między czasie udał się na papierosa przed dom. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jego dziewczyna usilnie starała się zagadać mnie w domu, a ja kątem oka przez okno w przedpokoju dostrzegłem, że – owszem – Doi udał się na papierosa, ale przy okazji rozmawiał o czymś z Naruto.

Kiedy podjechała taksówka pożegnali się z nami i pojechali do domu, lecz Doi żegnając się z Naruto powiedział mu coś, co na twarzy blondyna wywołało bardzo duży uśmiech. To spowodowało u mnie spore zastanowienie.

Koniec końców zostaliśmy sami w domu, a ja mimo wszystko, nadal czułem silny wzrok kuzyna mojego chłopaka na sobie.

— Ej, to idź się umyj, a ja ogarnę te butelki — powiedziałem w kuchni do blondyna, który stał obok mnie. Nagle poczułem jego dłonie na moich biodrach. Chłopak wślizgnął się przede mnie, objął mnie w pasie i spojrzał mi w oczy. — Co? — zapytałem z uśmiechem. Jedyną odpowiedzią jaką uzyskałem była jego poważna mina. Po chwili chłopak pocałował mnie w czoło. Następnie w nos, w prawy policzek, później w lewy, a na samym końcu pocałował moje usta. — No co? — zapytałem ponownie, jeszcze bardziej się śmiejąc, gdyż Naruto jeszcze nigdy tak się nie zachowywał.

— Chce się z Tobą kochać — odpowiedział spokojnie.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro