Odcinek 65 cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

12.02.2012 | 26.07.2023

Nie umiejąc odrzucić od siebie wrażenia, że Kiba coś przede mną ukrywał, podjąłem się tej ciężkiej, ale koniecznej rozmowy z Ino.

— Ino... Odnośnie wczorajszego... — zacząłem niepewnie, obserwując reakcję dziewczyny. O dziwo patrzyła na mnie z uśmiechem.

— Jak widzisz dotarłam cała i zdrowa, jak obiecałam.

— Tak — zaśmiałem się. — Ale chciałem ci tylko powiedzieć, że jakby coś się działo, to zawsze możesz do mnie przyjść po pomoc, dobrze? — powiedziałem, patrząc dziewczynie w oczy.

— Do ciebie?

— Przecież jestem rozpieszczonym gówniarzem z kupą kasy i sławnym bratem — zaśmiałem się, wspominając jej słowa z wczoraj. Dziewczyna uderzyła mnie w głowę.

— Nie przedrzeźniaj mnie — mruknęła. — Ale dzięki, zapamiętam — powiedziała z uśmiechem i przytuliła mnie przyjaźnie. — Będziesz się teraz bawić w mojego starszego braciszka? — zaśmiała się.

— Jeśli tylko będzie taka potrzeba — powiedziałem z uśmiechem.

Zadzwonił dzwonek. Zebraliśmy się i wróciliśmy na zajęcia.

*

Chemia to nigdy nie był przedmiot dla mnie. Zdecydowanie żaden przedmiot w szkole nie był dla mnie. Oczywiście wyniki mówiły co innego i tylko niewiele osób wiedziało jak duszę się w swojej obecnej sytuacji.

Z nudów rozglądałem się po sali, kiedy mój wzrok utknął na pewnej scenie. Ręka Naruto sunąca po udzie Sasuke. Zastanawiałem się chwilę czy w ogóle reagować, po czym, chcąc – nie chcąc, mimowolnie spojrzałem za siebie – na Kibę. Ślepo wpatrywał się w tablicę, na której nauczycielka rozpisywała jakieś wzory, nie zauważając, co dzieje się za jego plecami. Nie umknęło mu jednak to, że na niego spojrzałem. Kiwnął na mnie głową, jakby pytając „co jest?". Wywróciłem oczami, dając mu wprost do zrozumienia, o co mi chodzi. Tym znakiem wszyscy sygnalizowaliśmy sobie, że chodzi o – ostatnio – główny temat poruszany w klasie, może nawet w szkole, o Sasuke i Naruto.

Od momentu pocałunku przed szkołą nie mogą zejść z języków, choćbyśmy się dwoili i troili, podsuwali ludziom inne plotki, to nic nie było w stanie wymazać ludziom z pamięci nowej sensacji, nawet meteoryt.

Mnie cała ta sprawa nie robiła żadnej krzywdy. Cieszyło mnie to, nie rozumiałem tylko podejścia innych. Albo nie chcieli w ogóle się wypowiadać, albo krzywią się i wolą milczeć.

Jedno było pewne – nie chodziło o to, że jest to związek dwóch facetów. Ta sprawa miała jakiś głębszy sens. Z własnych obserwacji wywnioskowałem, że chodzi o Naruto, że wina leży po jego stronie. Zauważyłem też to, że Kiba wie najwięcej.

Blondyna znam długo. ale nigdy nie miałem z nim jakichś bliższych relacji, czysta znajomość. Zawsze wydawał się zakręconym, przyjacielskim i pomocnym kolesiem i za takiego będę go uważać. Nic dla mnie nie znaczy to, że jest w grupie Shikamaru. Nie uznaję tego głupiego podziału.

Kiba spojrzał na mnie pytająco. Po chwili jednak zrozumiał, o co mi chodzi, a ja przekląłem siebie w myślach za branie udziału w tej propagandzie. Psiarz spojrzał za siebie, w kierunku ostatniego rzędu. Wrócił wzrokiem na swój zeszyt, zagryzając wargę z niezbyt zadowoloną miną.

— Co jest, Neji? — zapytała po cichu, siedząca obok mnie, Hinata.

— Domyśl się — mruknąłem zniechęcony, a dziewczyna automatycznie spojrzała w tył. Wróciła wzrokiem z ostatniego rzędu na rząd za nami, gdzie siedział Kiba.

— I co, trzymasz się? — zapytała.

— Jest okej — powiedział, udając, że pisze coś w zeszycie, więc dziewczyna nie ciągnęła dalej tego tematu. Z mojej strony widziałem, że chłopak po prostu bazgrał po rogu kartki.

Robi się bardzo gęsto. Właściwie czemu, skoro są szczęśliwi? Jest gorzej niż myślałem. Oni wszyscy się w końcu pozagryzają. Tylko gnębi mnie jedno pytanie: dlaczego?

*

Po zajęciach z przyjemnością wyszliśmy na zewnątrz. Pogoda dopisywała, cały dzień był bardzo udany, a mnie z upływem godzin poprawiał się humor. Postanowiliśmy jak zwykle udać się na mleko, by celebrować ten dzień w cieniu budki babci Otsune.

— A! Jeszcze zanim się rozdzielimy — wtrącił Kiba. — W weekend chcę zrobić małą domówkę, oczywiście wszyscy jesteście zaproszeni — oświadczył z uśmiechem. — Wpadniesz? — rzucił w stronę Naruto, stojącego obok mnie.

— Czemu nie. Wypadałoby się raz wyrwać od spotkań z elitą — powiedział dla żartu blondyn, co wywołało uśmiechy na twarzy grupy.

— Świetnie. Dałbyś znać jeszcze ludziom, którzy wegetują poza sidłami księcia? — zapytał z nutką ironii w głosie Kiba.

— Spokojnie, postaram się o to, by przyszli tylko nasi wspólni znajomi — odpowiedział z uśmiechem Naruto.

— To super, wielkie dzięki — odrzekł Kiba. Chłopaki uścisnęli sobie dłoń i przyjaźnie klepnęli się w plecy.

Cieszy mnie to, że stosunki między ludźmi z przeciwnych grup zmieniają się na lepsze. Rozmawiają ze sobą, przebywają razem na przerwach, siadają przy wspólnych stolikach, nie boją się pracy w grupach. Kiedy przyszedłem do tej szkoły samo powiedzenie "cześć" komuś z innej grupy było czymś dziwnym, wyobcowanym i zdarzało się tylko wtedy, gdy ktoś chciał z kogoś zakpić, a na pewno nie z czysto szczerych intencji. Nie uważam się za jakiegoś cudotwórcę, ale mam wrażenie, że te relacje skierowały swój bieg na lepszy tor po tym jak ja namieszałem. Moje bójki z Shikamaru były niczym punkt kulminacyjny całego tego ciągnącego się już parę lat dramatu. Ludzie przejrzeli na oczy, przynajmniej większość, bo nadal istnieje grupka innowierców, podsycanych możliwością stania w cieniu popularnego Shikamaru. Ale przecież każdy popełnia w życiu jakiś błąd...

— Dobra, to ja będę spadał — powiedział Naruto, żegnając się z moimi przyjaciółmi.

— Wpadniesz do mnie wieczorem? — zapytałem, kiedy blondyn podszedł bliżej.

— Mooooże? — Przeciągnął z uśmiechem i pocałował mnie na pożegnanie.

*

— A ty nie za dużo pijesz jak na biorcę leków? — zapytałem blondyna, leżącego obok mnie, z ironią w głosie.

— Nieee... — mruknął z uśmiechem i wziął kolejny łyk z piwa. Poirytowany uniosłem brew.

Odstawiłem moją puszkę na szafkę przy łóżku i wszedłem na jego kolana, próbując wyrwać mu piwo z ręki. Jednak blondyn uniósł je tak wysoko, że gdy sięgałem po nią przewróciłem chłopaka na plecy, opadając na niego.

— Proszę, jaki ty porywczy — zaśmiał mi się nad uchem, po czym pocałował moją szyję. Podniosłem się i próbując zignorować to, że właśnie siedzę na jego kroczu, dalej próbowałem odebrać mu puszkę. Coraz bardziej naciągałem się po nią przez co moja klatka piersiowa była nad twarzą chłopaka.

— Oddaj — rozkazałem.

— A co jeśli nie? — zapytał i włożył swoją zimną dłoń pod moją koszulkę, kładąc ją na moim brzuchu. Zaskoczony pisnąłem, cofnąłem się do tyłu i zapewne spadłbym z łóżka, gdyby Naruto szybko nie podniósł się i nie złapał mnie w pasie. Chłopak przycisnął mnie do siebie i całował moją szyję. Starałem się uciec, ale blondyn bardzo mocno mnie chwycił. Kątem oka zauważyłem, że puszka o którą tak zaciekle walczyłem stoi już na szafce po stronie Naruto, za to sam chłopak był teraz bardziej zainteresowany mną niż piciem. Chwycił moje nogi i oplótł się nimi. Objąłem jego ramiona i próbowałem się do niego przytulić, by jakoś go zatrzymać, ostudzić zapał, ale był okropnie zaborczy. Nie byłem w stanie go utrzymać, automatycznie rozpychał moje ręce, jakby nie chciał być dotykanym, a co dopiero obejmowanym przeze mnie.

— Ej... — mruknąłem, ale chłopak w ogóle nie zareagował. Włożył obie ręce pod moją koszulkę z zamiarem ściągnięcia jej. Odsunąłem się gwałtownie, przez co jego dłonie zsunęły się z mojego torsu na uda. Byłem już na tyle zdezorientowany, że po prostu złapałem jego nadgarstki, odchylając jego dłonie w przeciwną stronę. — Nie dzisiaj — zaprotestowałem. Miał pytający wyraz twarzy. Sam nie byłem pewny dlaczego go zatrzymałem. Coś w jego zachowaniu nie było takie jak powinno, a ja czułem, że muszę to przerwać.

— Jeszcze boli? — zapytał wprost, a ja nie wiedząc, co odpowiedzieć, automatycznie zrobiłem się czerwony i spuściłem głowę. Chłopak zaśmiał się i złapał mój podbródek, podnosząc go. — Hej, nie wiem czy wiesz, ale jesteśmy razem — zaśmiał się. — Masz mi mówić o takich rzeczach. Z resztą, masz mi mówić o wszystkich rzeczach, nie ważne czy są one intymne czy nie — wytłumaczył, gładząc kciukiem mój podbródek. — Więc? — zapytał ponownie, a ja znowu spuściłem wzrok.

— Tak... Trochę — odpowiedziałem zawstydzony. Naruto znowu się uśmiechnął.

— Rozumiem — powiedział spokojnie i pocałował moje czoło. — Z resztą... Nie jesteś sam — zaśmiał się. — Nawet nie wiesz jakie mam zakwasy... To było całkiem żywe, nie sądzisz? — zapytał i założył kosmyk moich włosów za ucho. — Byłeś niesamowity — powiedział i wpił się w moje usta.

Miałem mętlik w głowie. Wstyd, wywołany wspomnieniem naszego pierwszego razu, dziwny rodzaj bólu, spowodowany jego zimnymi dłońmi, które przecież zawsze były ciepłe i strach przed jego porażającym spojrzeniem mieszał mi się z cholernie ogromnym pragnieniem, z czystym pożądaniem, z najzwyklejszą w świecie chęcią dotykania go. To, co działo się w mojej głowie, duszy, ciele było nie do ogarnięcia. I nie wiem, czy to mnie jeszcze dziwiło czy już napawało pewnymi obawami.

— Co robisz w następny weekend? — zapytał po chwili, wyrywając mnie z osłupienia.

— Nie wiem, raczej nic...

— Pojedźmy gdzieś — wtrącił. — Tak po prostu, sami. Bez nikogo. Może Kioto? — zaproponował.

— Czemu Kioto?

— Nie wiem, może dlatego, że to twoje miasto? Mieszkałeś tam prawda?

— I tylko dlatego chcesz tak jechać? — zdziwiłem się.

— Czemu jesteś taki podejrzliwy? Nie ciągnie cię do rodzinnego miasta? — zapytał i próbował pogłaskać mój policzek, ale uciekłem przed jego ręką.

— Jakoś się nad tym nie zastanawiałem, więc raczej nie — mruknąłem, podchodząc do biurka. Blondyn zszedł z łóżka i zatrzymał się za mną.

— Spotkało cię tam coś złego, że tak protestujesz? — zapytał nad moim uchem. Staliśmy tak, a ja walcząc ze sobą, zastanawiałem się, co mam odpowiedzieć.

Tamto miasto kojarzyło mi ze starym życiem, do którego nie chciałem wracać. Do życia samotnego, przygnębiającego, pustego i monotonnego. Nie chciałem rozmyślać nad tym co było, a czułem, że gdybyśmy tam pojechali to tak by się prędzej czy później stało. Może to brzmi okrutnie, ale im mniej Naruto o mnie wie tym lepiej.

— Coś nie tak? — Przerwał ciszę, kładąc swoje dłonie na moje ramiona i obrócił mnie przodem do siebie, oczekując odpowiedzi.

— Nie, nic... Tylko... Tak daleko?

— Przecież to tylko dwie godziny drogi — zaśmiał się.

— A morze? — zaproponowałem, przypominając sobie jak Kiba opowiadał, że pociąg przejeżdżający niedaleko naszego osiedla jedzie w tamtą stronę.

— Morze? — zdziwił się.

— Tak, nad morze. Jest ciepło, woda będzie idealna — uśmiechnąłem się.

— To prawda, ale ja dalej nie rozumiem dlaczego tak zależy ci, żeby nie jechać do Kioto.

— A ja dalej nie rozumiem, dlaczego nie możesz odpuścić skoro widzisz, że nie chce — warknąłem, patrząc mu w oczy. Spojrzał na mnie zaskoczony. — Tak ciężko ci uszanować moje zdanie?

— Nie, w porządku. Kioto odpada. — Ustąpił. — Pojedziemy nad morze. Poszukam jakiegoś hotelu i dam ci znać — zaproponował.

— Dobrze — mruknąłem obojętnie.

Cały pomysł wyjazdu nie przypadł mi do gustu. Chciałbym mieć możliwość przemyślenia tego, a przede wszystkim – zorganizowania tego razem.

— A jak już jesteśmy przy morzu... Co to za oceny z biologii, hmm? Widziałem twój wykaz na biurku. — Zmienił temat, wracając z powrotem na łóżko.

Zbliża się koniec półrocza i wychowawcy rozdawali wykazy ocen uczniów.

— Co, złe?

— Biologia koszmarna — mruknął niezadowolony.

— Ty jesteś od biologii w tym związku — zaśmiałem się i chwyciłem papierosy. Włożyłem jednego do ust i zapaliłem go.

— Dasz mi? — Usłyszałem. Spojrzałem w stronę chłopaka.

— Co? — zapytałem, na co chłopak kiwnął głową w stronę papierosa w mojej dłoni. Byłem zaskoczony, że ten odwieczny krytyk tytoniu chce zapalić, ale zaciekawiony tym, co zrobi chwyciłem paczkę papierosów i podszedłem do niego.

— Nie, chcę od ciebie — powiedział. Odłożyłem paczkę, wyjąłem z ust papierosa i podałem mu go.

— Nie tak.

— A jak? — zdziwiłem się.

— Od ciebie — odpowiedział i wskazał na swoje usta.

— Z ust? — zapytałem, a on przytaknął.

— To może spróbuj najpierw sam, bo się udusisz — zaproponowałem.

— Nie, chcę od ciebie — zaprotestował. Wahałem się, ale podszedłem do łóżka. Oparłem się o jego brzeg kolanami. Naruto zbliżył się do mnie. Włożyłem papieros do ust i zaciągnąłem się. Trzymając dym w płucach, chwyciłem twarz chłopaka. On oparł dłonie na moich kolanach. Zbliżyłem swoją twarz do jego i złączyłem z nim usta jak do pocałunku. Kiedy chłopak zamknął oczy, starałem się jak najdelikatniej i najwolniej wypuszczać dym z moich ust prosto do ust chłopaka. Gdy poczułem, że to wszystko, odsunąłem się od niego, czekając na jego reakcję. Blondyn od razu wypluł chmurę dymu, którą miał w ustach. Zaśmiałem się.

— Nie tak to się robi — śmiałem się.

— A jak?

— Zaciągnij się.

— Ale jak?

— Jak powietrzem przez nurkowaniem — powiedziałem, na co chłopak wykonał próbę takiego "zaciągania" się.

— Dobrze, to jeszcze raz — powiedział pełen gotowości. Ponownie zaciągnąłem się papierosem, przykucnąłem przy łóżku przed chłopakiem tak, że jego głowa była trochę wyżej niż moja. Tym razem on złapał moją twarz, a ja miałem dłonie na jego kolanach. Przymknąłem oczy i kiedy poczułem, że nasze usta się złączyły oddałem mu swój dym. Tym razem zrobił to jak powinien. Widziałem, że nikotyna zagościła w jego płucach, czułem to. Odsunąłem twarz i spojrzałem na niego. Blondyn z zamkniętymi oczami wypuścił dym. Przy końcu zaczął kaszleć. — Okropne — powiedział cicho.

— Teraz się otrząśnij — parsknąłem śmiechem, patrząc jak blondyn chwieje się na łóżku. Odpowiedzią na tą był uśmiech na jego twarzy. Przez chwilę patrzyłem jak oniemiały przeciera swoje niebieskie oczy dłonią. — I jak? — zapytałem, gdy blondyn wyglądał już trochę lepiej.

— Okropnie — powtórzył. — Ale... — zawiesił się.

— Ale?

— Miałem wrażenie, jakbym czuł cię w środku — odpowiedział, patrząc na mnie z góry jeszcze zamglonym wzrokiem. Wyglądało to niesamowicie seksownie.

— Ale już zgaś — mruknął, wyrwał mi z dłoni papierosa i zgasił go w popielniczce na szafce.

Uśmiechnąłem się przez ten objaw troski Naruto. Podniosłem się i wszedłem mu na kolana niczym mały chłopiec. Wtuliłem się w jego klatkę piersiową, wdychając jego zapach, który w połączeniu z dymem, unoszącym się w pokoju działał na mnie niczym afrodyzjak. Naruto objął mnie w pasie lewym ramieniem, a prawą dłoń wplótł w moje włosy, w których ukrył też swój nos.

Jego bijące spokojnie serce odbijało się echem w moim prawym uchu. Głośne, mocno uderzające serce, które tak silnie działało na mój słuch, że aż odczuwałem ból. Ale świadomie tego chciałem. Coraz bardziej przyciskałem ucho do jego klatki piersiowej. Chcę czuć to serce przy mojej głowie cały czas.

Dłoń Naruto gładząca moją głowę przez przypadek na ułamek sekundy dotknęła mojej szyi. Znowu była ciepła. Dobrze... Wracasz do mnie, pomyślałem i uśmiechnąłem się.

Przymknąłem na chwilę oczy. I przeszła mi przez głowę pewna myśl. By zrobić coś, co chciałem zrobić już ostatnio, przy innej okazji, ale nie miałem wystarczająco odwagi.

— Kocham cię — powiedziałem, nieświadomie przerywając tę błogą atmosferę.

Poczułem jak klatka Naruto lekko odsuwa się ode mnie. Nie całkowicie, ale powstała między nami mała przerwa. Ściągnąłem zdziwiony brwi, czując jak serce Naruto zwalnia, by chwilę później zacząć bić szybciej, jakby pod wpływem niesamowitego wysiłku albo stresu.

Zorientowałem się, że to przeze mnie, a raczej przez to, co przed chwilą oznajmiłem.

— Naruto, mam pytanie — powiedziałem szybko, jakby bojąc się, że chłopak zaraz zrzuci mnie z siebie i wybiegnie z pokoju. Nieświadomie zacisnąłem dłoń na jego prawym ramieniu, wtulając się w niego mocniej i nie mogąc skupić wzroku w jednym miejscu. — Wspomniałeś wcześniej o naszej pierwszej nocy, ale nie wiem czemu to zrobiłeś, czemu spojrzałeś na mnie w taki sposób po wszystkim, kiedy patrzyłem na ciebie, a ty wtedy spojrzałeś na mnie tak... Tak... Dziwnie. Nie wiem o co ci mogło chodzić, a chciałbym wiedzieć, bo to było takie... Takie... — wymamrotałem rozgorączkowany, nie zważając zbytnio na sens i składnie słów. Bałem się. Czułem adrenalinę rosnącą w mojej krwi. Jakby nagle wszystko miało prysnąć i nigdy nie wrócić.

— Sasuke, uspokój się. — Upomniał mnie blondyn. Uniosłem głowę i spojrzałem na jego twarz, opierając się dłońmi o jego tors.

— Ale Naruto, błagam cię, powiedz mi! Powiedz czemu tak na mnie spojrzałeś, dlaczego nic nie powiedziałeś i traktujesz mnie w taki sposób. — Prawie krzyczałem. Chłopak złapał moją twarz w dłonie. Ze stoickim spokojem, bez jakichkolwiek uczuć, z pustką w oczach. — Proszę, powiedz mi, co zrobiłem źle. Powiedz, czemu tak na mnie spojrzałeś! — Starałem się nie rozpłakać.

— Nie, nie teraz. Jest dobrze — mruknął, uciszając mnie. Przesunął ręce z mojej twarzy na tył głowy i ponownie przysunął do siebie, przez co straciliśmy kontakt wzrokowy. Objął mnie tak samo jak przedtem i jak gdyby nic się nie stało, siedział cicho, głaszcząc moją głowę.

Puściłem zrezygnowany ręce wzdłuż ciała. Wlepiłem mokre, pełne strachu oczy w podłogę obok łóżka i z uchylonymi ustami zawiesiłem się, czując jak dreszcz co jakiś czas wzdryga moim ciałem.

Więc to tak. On mnie nie kocha.

*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro