Odcinek 66 cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

24.03.2012 | 03.08.2023

Po otrzymaniu wiadomości od Naruto, pobiegłem do niego jak na skrzydłach. Nie minęło pięć minut, kiedy moja noga przekroczyła próg jego domu. Chłopak od razu oznajmił mi, że Jirayi nie ma, wróci dopiero wieczorem i możemy zostać na dole w salonie.

Blondyn wyglądał na bardzo zmęczonego. Mrużył oczy, wolno sunął po domu, co chwilę przecierał twarz. Nie chcąc bardziej pogrążać go w złej aurze starałem się specjalnie nie odzywać, a tym bardziej nie pytać o cokolwiek.

Naruto kazał mi wyciągnąć się na kanapie i poszukać czegoś lekkiego w telewizji, a sam zniknął w kuchni, by po chwili wyjść z niej z dwoma talerzami napchanymi świeżym, jeszcze parującym carbonara.

— Myślisz, że ja to wszystko zjem? — zaśmiałem się, odbierając od niego talerz. Był tak ciężki, że musiałem złapać go obiema rękoma.

— Będziesz musiał, coś ostatnio chudniesz — powiedział i pogłaskał mnie po głowie. — Proszę. — Podał mi widelec. — A ja ostatnio marudzę, wiem. Ale stresuję się przez parę rzeczy, które mnie czekają. I jeszcze ta awantura z dzisiaj... — powiedział cicho, jakby szukając dalszych słów. Spojrzałem na niego, nawijając porcję makaronu. — Generalnie mi i Hikaru poszło o naprawdę stare, niedokończone pierdoły. Siedziałem z Sakurą, a ten ruszył w moją stronę, nawet nie zauważyłem kiedy. — Przeczesał ręką włosy, rozsiadając się obok mnie. — Kiedyś, jeszcze w starej szkole, wkopaliśmy się w głupie, szczeniackie przekręty i raz wyszło tak, że go wystawiłem, kiedy byłem mu potrzebny. Nie sądziłem, że będzie miał z tego powodu jakieś problemy, ale podobno ktoś mu w czymś namieszał. Nie byłem zorientowany w sytuacji, więc cała sprawa ucichła. Ale ostatnio coś go to zaczyna znowu boleć, nie wiem, o co może mu chodzić... — Ziewnął.

Nic nie powiedziałem, tylko wziąłem nabraną porcję do ust i oczekując dalszego ciągu, podciągnąłem pod siebie nogę.

— I przepraszam za ten zamach na ciebie, nie chciałem cię uderzyć. Raczej miałem nadzieję, że się wystraszysz, zamkniesz się i dasz mi święty spokój — zaśmiał się.

— Miły jesteś — mruknąłem z pełną buzią. — To po co w końcu jechałeś do Sakury? — zapytałem, ale po chwili ugryzłem się w język. Zapomniałem, że obiecałem sobie nie pytać go dzisiaj o nic.

— Pogadać z nią właśnie na temat tej awantury. Poznałem ją w tym samym okresie, kiedy zaczęły się te problemy, więc jest wtajemniczona — odpowiedział. Spojrzałem na niego z nadzieją, że zaraz też zostanę wtajemniczony. — Sasuke, przepraszam, ale nie chciałbym już do tego wracać, stare dzieje, obiecuję ci, że wyjaśnię to sobie z Hikaru i już nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji, hmm? — Spojrzał na mnie. Niewiele myśląc skinąłem głową. — Dzięki. — Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.

— Jedz, bo ci wystygnie — powiedziałem, wpychając sobie kolejną porcję makaronu do ust.

— Ooo, czyżby Ci zasmakowało? — Uśmiechnął się, nabierając makaron.

— No. Jiraiya dobrze gotuje — palnąłem, oblizując wargi. Naruto zakrztusił się.

— Jiraiya?! — krzyknął. — Ja ci dam Jiraiya, ja tu stoję od godziny w kuchni, a ty mi, że Jiraiya dobrze gotuje! — Oburzył się. Spojrzałem na niego zaskoczony.

— Ty to zrobiłeś?

— No a kto, kurcze. — Zmarszczył brwi.

Spojrzałem na niego ogromnymi oczyma. Więc on jest taki zmaltretowany, bo wrócił do domu i sam zrobił dla nas obiad, w ramach przeprosin za poranne zachowanie? Nie wytrzymałem i przytuliłem się do niego.

— Ouu, no przepraszam. — Głaskałem go. — Jest bardzo dobre, jestem z ciebie dumny — powiedziałem z uśmiechem.

— Jeszcze raz zwalisz wszystkie zasługi na Jiraye to naprawdę cię uderzę — odparł, grzebiąc w swoim talerzu.

— Zapamiętam — zaśmiałem się, wracając na swoje miejsce z talerzem w ręku.

— A. Nie pisz tyle do mnie. — Wtrącił nagle. Spojrzałem na niego.

— Czemu?

— To jest irytujące, nie pasuje do ciebie.

— Jakbyś odpisał w końcu na któregoś SMSa to bym tyle nie pisał.

— A co ja ci mam odpisać na SMS typu "kocham cię", "tęsknię", "brakuje mi ciebie"? — parsknął śmiechem. Skrzywiłem się.

— Może po prostu to samo? — zapytałem z ironią w głosie, kiedy dotarło do mnie spojrzenie Naruto i to, co właśnie powiedziałem. — Okej, przepraszam, nie musiałeś w ogóle odpisywać, to ja znowu przesadzam — mruknąłem szybko, by załagodzić sytuację.

— Nie, nie, Sasuke. Pogadajmy o tym, bo znowu się problem zrobi. — Przerwał mi, odstawiając talerz na stół.

— Problem? — parsknąłem, mając na względzie treść moich SMS.

— Źle mnie zrozumiałeś — zaczął. — To nie jest tak, że uważam to za jakiś problem i unikam rozmów na ten temat. Ja po prostu... Widzę to trochę inaczej niż ty — wytłumaczył, a ja czułem jak ciśnienie zaczyna rozwalać mnie od środka.

Blondyn widząc moje coraz bardziej mokre oczy podszedł bliżej.

— Sasuke... — Złapał moje dłonie. — To nie tak, że ja nic do ciebie nie czuję. Lubię cię. Nawet bardzo. Dobra, bardziej niż bardzo — uśmiechnął się, a ja razem z nim. — Tyle, że ja nie jestem w stanie od razu mówić o swoich uczuciach, tym bardziej o tych poważnych. Jesteśmy ze sobą krótką, chcemy spróbować i jak na razie próbujemy. I wiem, że teraz czuję do ciebie znacznie więcej niż, dajmy na to, tydzień temu, ale to jeszcze nic nie znaczy. Rozumiesz? — zapytał, unosząc lekko mój podbródek. Niechętnie skinąłem głową. Nie podobał mi się tok jego myślenia. — Więc jeśli możesz, a raczej chcesz, poczekaj na mnie, okej? Daj mi trochę czasu, aż będę w stanie powiedzieć ci, co do ciebie czuję, dobrze?

— Czyli mam jakieś szanse, że będziesz mnie kochał, taa? — powiedziałem ironicznie.

— Och, Sasuke, ale ja już cię kocham. Znaczy... Wiesz... Nie tak do końca kocham kocham, ale kocham, rozumiesz?

— Nie.

— Aj, dobra, będziesz starszy to zrozumiesz. Tylko nie rób więcej takich akcji, okej? Cieszy mnie to, że mnie kochasz, ale gdy mi to mówisz tak często, kiedy ja cię dopiero poznaję, czuję straszny nacisk, wiesz? — wytłumaczył.

— Okej, rozumiem. — Wymusiłem uśmiech.

— Cieszę się. — On również się uśmiechnął.

— Tylko, że Naruto... — Nie dokończyłem, gdyż zadzwonił jego telefon. Spojrzałem na komórkę ze smutkiem i żalem w oczach. W tym momencie miałem ochotę ją rozwalić albo przynajmniej skrzywdzić osobę, która dzwoniła. Naruto sięgnął po telefon, puszczając moje dłonie. Spojrzał na wyświetlacz. Zrezygnowany opadłem na oparcie kanapy i wbiłem wzrok w swoje dłonie.

Chłopak odłożył telefon na stół. Poderwałem wzrok.

— Nie odebrałeś? — Niebieskooki zbliżył się do mnie. — Odrzuciłeś? — zdziwiłem się. Naruto nachylił się nad moją twarzą.

— Tak. — Uśmiechnął się i musnął moje usta.

— A to nie było coś ważnego? — zapytałem, nadal zaskoczony. Spojrzał na mnie, nasze twarze dzieliło parę centymetrów. Pogładził mój policzek.

— Nie ma nic ważniejszego. — Stwierdził i znowu mnie pocałował, tym razem mocniej i namiętniej.

Czułem motyle w brzuchu i niesamowitą radość. Może to głupie, ale wiele znaczyło dla mnie, że Naruto wybrał mnie, a nie telefon.

Oddałem pocałunek. Chłopak chwycił mnie za ramiona i pociągnął na swoje kolana. Usiadłem na nim, objąłem jego twarz dłońmi i wbiłem się w jego usta. On włożył swoje ręce pod moją koszulkę i położył je na moich plecach. Całowaliśmy się, a ja odruchowo zacząłem się o niego ocierać.

— Cholera, tak mnie podniecasz, a ja tu umieram — mruknął zmęczony. — Nie mam na nic siły.

Spojrzałem mu w oczy. Widziałem, że hormony w nim buzują, ale jego podkrążone, czerwone oczy zdradzały, że zmęczenie bierze nad nim górę. Ziewnął.

— Nie obraź się, ale dzisiaj nie dam rady — powiedział cicho, wyraźnie niezadowolony, jakby zły sam na siebie. Uśmiechnąłem się. Wydawał się teraz taki słodki...

Położyłem mu dłonie na ramionach i zacząłem go delikatnie masować. Zamruczał. Rozmasowałem mu kark.

— Nie ułatwiasz... — zaśmiał się, nerwowo kręcąc się pode mną. Spojrzałem na jego spodnie. Zrozumiałem o co mu chodzi.

— Rozluźnij się — szepnąłem nad jego uchem, drażniąc oddechem skórę. Chwycił moje pośladki. Pocałowałem jego szyję. Odchylił głowę. Ściągnąłem jego dłonie z siebie i położyłem je na oparciu kanapy, po obu stronach jego głowy. Splotłem moje palce razem z jego i silniej na niego naparłem.

— Chcesz dominować? — zaśmiał mi się do ucha. Zaczerwieniłem się.

— Nie... — rzuciłem cicho. Chłopak przygryzł wargę i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.

— Ładnie pachniesz — szepnąłem.

— Nowe perfumy.

— Boże, zabrzmiało jak z reklamy — zaśmiałem się, na co chłopak szeroko się uśmiechnął.

— Będę twoją prywatną gwiazdą. — Wyszczerzył się.

— Chyba porno — powiedziałem, ale po chwili zrobiłem się cały czerwony. Naruto zauważył to i zaczął się śmiać. — Cicho już — mruknąłem i zatkałem mu usta swoimi. Ponownie przycisnąłem go do oparcia. Starałem się ukryć to, że zacząłem drżeć pod wpływem strachu, a raczej stresu przed tym, co zamierzałem zrobić.

Zszedłem ustami niżej, na jego brodę, później szyję, aż w końcu zacząłem całować jego obojczyk. Naruto wydawał się zaskoczony, że podejmuję takie odważne, jak na mnie, kroki. W końcu, nie przerywając całowania, położyłem lewą dłoń na jego rozporku.

— Co ty kombinujesz? — zapytał półszeptem. Nie odpowiedziałem, tylko bardziej zadrżałem. Czułem niesamowitą presję, ale wiedziałem, co muszę zrobić. Wróciłem do jego ust, żeby zamknął oczy, a w między czasie moja prawa ręka również znalazła się w okolicach jego krocza. Nim blondyn zdążył się zorientować złapałem za guzik jego spodni i rozpiąłem je.

— Sasuke, ale powiedziałem ci, że ja...

— Słyszałem. — Przerwałem mu. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale widziałem, że ta sytuacja podniecała go. Ręce drżały mi jak paralitykowi. Próbowałem ukryć rumieniec, który powstał na mojej twarzy pod zasłoną włosów, ale za każdym razem, gdy dochodziło do tego, że kosmyki opadły mi na oczy Naruto szybko je odgarniał, ukazując światu moje zaczerwienione ze wstydu oblicze.

Złapałem jego spodnie po obu stronach i szarpnąłem do siebie, zsuwając je z bioder blondyna. Naruto z zaciekawieniem obserwował moje poczynania, a ja, pod wpływem jego lustrującego spojrzenia, peszyłem się coraz bardziej, ale dalej dzielnie brnąłem w mój plan.

Lekko uniosłem się, próbując w delikatny sposób zsunąć się z blondyna, ale moje nogi drżały, co nie ułatwiało mi tego. Spojrzałem na niego najseksowniej jak potrafiłem i zszedłem na podłogę przy kanapie, wodząc ręką od jego obojczyka, przed tors, zatrzymując się na udach. Uklęknąłem przed nim.

Spokojnie Sasuke, poradzisz sobie. Przecież widziałeś to tyle razy w filmach, uspokój się...

Nachyliłem się nad nim bardziej, biorąc głęboki oddech.

Poradzisz sobie...

— Ej. — Nagle wyrwał mnie głos Naruto. Spojrzałem na niego zdezorientowany. — Mi się zdaje czy ty właśnie próbujesz zrobić mi loda? — zapytał, ewidentnie próbując zdusić śmiech. Opadłem zrezygnowany na swoje stopy, patrząc na niego z niedowierzaniem.

— To ja się tu staram coś zrobić, żeby cię rozluźnić, a ty wybuchasz mi śmiechem prosto w twarz? — zapytałem, nie mogąc uwierzyć w jego reakcje. Blondyn już się nie kontrolował, tylko głośno roześmiał.

— O mój boże, nie wierzę... — zakrył usta ręką, trzęsąc się ze śmiechu.

— Wiesz co? — poderwałem się. — Sam sobie zrób tego loda — warknąłem i usiadłem obok niego, biorąc pilot do ręki i wlepiając wzrok w ekran telewizora. Położyłem nogi na stole i rozzłoszczony skrzyżowałem ręce na piersi.

— Ej, no chyba mnie tak teraz nie zostawisz — parsknął, wskazując rękoma na obniżone spodnie. — Jak już zacząłeś to dokończ, nie krępuj się.

Spojrzałem na niego z otwartymi ustami, pełen podziwu dla jego bezczelności. Rzuciłem w niego pilotem, po czym ostentacyjnie wyszedłem do kuchni.

— Zapomnij! — warknąłem w jego stronę.

*

O zdarzeniach dnia wczorajszego najchętniej wolałbym zapomnieć jak najszybciej. Naruto przyszedł do mnie do kuchni i przeprosił mnie, ale gdy tylko spojrzał na moją twarz znowu wybuchnął śmiechem, za co został przeze mnie ostro skarcony. Koniec końców wróciliśmy na kanapę, ale tylko w celu zobaczenia jakiegoś głupiego programu, by rozładować napięcie. Gdy wieczorem wracałem od niego między nami było już dobrze, jednak postanowiłem, że już nigdy więcej nie porwę się na taki głupi pomysł.

Nastał weekend, a więc przyszedł czas na tak długo wyczekiwaną przeze mnie, a jednocześnie znienawidzoną przez Naruto, wizytę w szpitalu. Pierwsze z szeregu badań było umówione na godzinę 7:15, więc niczym służący czekałem na niego razem z Jiraiyą już o 6:30 przed domem, ponieważ blondynowi niespecjalnie spieszyło się do samochodu. Nie ominęło mnie kilka pytań odnośnie moich ran ze strony Jirayi. Sprawnie się z nich wykręciłem.

W drodze do lekarza blondyn nie był specjalnie rozmowny. W odpowiedzi na wszystko potakiwał z grymasem. Żeby jakoś rozluźnić atmosferę razem z Jiraiyą zabawnie komentowałem wywiad w radiu, a żeby blondyn nie czuł się osamotniony chwyciłem go za dłoń. Mimo że patrzył w przeciwnym kierunku, to w szybie po jego stronie widziałem, że przez niektóre żarty uśmiechał się.

W szpitalu już czekał na nas lekarz prowadzący chłopaka z jakimś praktykantem, co od razu nie spodobało się Naruto. Powiedział, że nie chce być obiektem eksperymentów jakiegoś laika. Jednak wspólnymi siłami z Jirayą udało nam się przekonać naburmuszonego nastolatka do badań, a naszym głównym argumentem był fakt, że po liceum on sam będzie takim laikiem.

Blondyn zachowywał się jak rozkapryszone dziecko. Raz chciał, żebym siedział razem z nim w sali zabiegowej, raz nie chciał, to znowu ciągnął mnie ze sobą, a później wyrzucał na korytarz. Żeby nie tracić czasu na czekaniu na niego, niczym mały chłopiec w fabryce cukierków, zbierałem wszystkie ulotki, z których mógłbym się dowiedzieć czegokolwiek o wadach serca, chorobach, szmerach, zawałach... Z niewyjaśnionego powodu rozpierała mnie energia, której dawałem upust nie tylko przez bieganie po całym oddziale, ale również przez co chwilowe zaczepianie pielęgniarek czy lekarzy i wypytywanie o wszystko, o czym tylko pomyślałem. Mniej lub bardziej zdziwione moim zaangażowaniem kobiety odpowiadały na wszystkie pytania z uśmiechem, za to lekarze zagłębiali się w dużo ciekawszą dyskusję, którą w większości przypadków przerywał rozzłoszczony blondyn wybiegający z sali, zgarniając mnie po drodze. Niewiele sobie z tego robiąc, dziękowałem lekarzowi za poświęcony czas, po czym automatycznie zaczynałem rozglądać się za kolejną ofiarą.

Po wszystkim udaliśmy się na szpitalny parking. Jiraiya, czekający przy samochodzie, zaśmiał się na nasz widok.

— Jeden wściekły, a drugi jakoś podejrzanie rozpromieniony. — Zauważył. — A ty co, makulaturę zbierasz? — uśmiechnął się na widok grubego pliku ulotek w mojej prawej dłoni.

— A co miałem robić, jak on cały czas mnie wyrzucał albo gdzieś zostawiał? — zaśmiałem się.

— Zostawiał? — Oburzył się blondyn. — Za każdym razem musiałem cię szukać, a ty w międzyczasie zagadywałeś pół oddziału — burknął.

— Och, już się tak nie dąsaj — powiedział siwowłosy i otworzył Naruto drzwi samochodu.

— Dobra, a teraz jedźmy coś zjeść, bo zaraz umrę. — Ogłosił niebieskooki i pogłaskał się po brzuchu. Biedak, był już przeszło dwie godziny na nogach bez jedzenia, co dla niego było nie lada wyczynem. Niestety, badania musiały być robione na czczo.

— To ja się będę już zbierać — powiedziałem. Jiraiya i Naruto spojrzeli na mnie jak na idiotę.

— Żartujesz? Sam pewnie nic nie jadłeś, poza tym wyglądasz jak trup. Do samochodu — warknął Naruto.

— Nie, serio będę wracał. — Wymusiłem uśmiech.

Chciałem spędzić więcej czasu z chłopakiem, ale obecność Jirayi... To nie tak, że mężczyzna mnie denerwował. Polubiłem go. Ale nie przyzwyczaiłem się jeszcze do tak częstego przebywania z nim. Przez cały ten czas musiałem uważać, by nie powiedzieć, bądź nie zrobić czegoś dwuznacznego, co mogłoby nas zdradzić.

Nie wydaje mi się, żeby Naruto to zauważył. Gdyby wiedział, pewnie by teraz nie nalegał.

— Do samochodu — wysyczał blondyn.

— Nie, poważnie, ja le... — Nie zdołałem dokończyć, gdyż zostałem złapany w pasie przez Jiraiye.

— Naruto, z nim się nie cacka. Trzeba dosadnie. — Uśmiechnął się i uniósł mnie jedną ręką, dosłownie wrzucając na siedzenie z tyłu. Zamknął za mną drzwi i otrzepał ręce, jak po wykonaniu jakiejś pracy. Chłopak usiadł obok mnie, śmiejąc się.

Teraz już nie było odwrotu...

*

Po zjedzeniu świeżego makaronu udon w centrum, Naruto rozluźnił się, całkowicie zapominając o poranku w szpitalu. Ja starałem przyzwyczaić się do bezpośredniości Jirayi, który naprawdę zaczynał traktować mnie jak syna, albo przynajmniej bliskiego członka rodziny. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Z jednej strony cieszyłem się, ale z drugiej strony świadomość, jak bardzo mógłbym zawieść jego zaufanie, gdyby dowiedział się, że chodzę z jego chrześniakiem wprowadzała mnie w nie lada zakłopotanie.

Po jakiejś godzinie mężczyzna odwiózł nas do domu, a Naruto ogłosił mi, że dzisiejszy dzień chce spędzić ze mną. Korzystając z dobrej pogody wyruszyliśmy na spacer, tą samą polną ścieżką co zwykle.

— Czemu jesteś ostatnio taki zabiegany? — zapytałem, idąc po starym krawężniku tuż obok blondyna. — W ogóle, jak to się stało, że nagle znalazłeś się w samorządzie szkoły?

— W sumie sam do końca nie wiem — odpowiedział. — Często prosili mnie o pomoc, aż w końcu przewodniczący szkoły powiedział, że przydałbym im się na stałe.

— I co robisz? — Zeskoczyłem z murku.

— Głównie korzystam z tego, że wszystkich znam — zaśmiał się. — Jak trzeba coś u kogoś załatwić to wysyłają mnie. Zazwyczaj zajmowała się tym Hinata, ale ona jest bardziej obeznana w sprawach pozaszkolnych. Można powiedzieć, że zostałem jej prawą ręką.

— I co, podoba ci się nowa rola? — zapytałem, łapiąc ramię jego lewej ręki, którą trzymał w kieszeni.

— Nawet tak. Poznaję sporo ludzi i jestem bardziej obeznany w sprawach obu szkół — powiedział, mając na myśli nasze gimnazjum i liceum, w drugiej części budynku.

— Przyda ci się to do czegoś?

— Co ty dzisiaj taki ciekawski jesteś? — zdziwił się. Wzruszyłem ramionami. — Zawsze oznacza to większe szanse na przyjęcie do szkoły — odpowiedział. –Niestety, nie działa to tak, że skoro chodzisz do gimnazjum w tym samym budynku, to do liceum wezmą cię od razu.

— Musisz coś konkretnego zrobić, żeby cię przyjęli?

— Zdać kursy dokształcające.

— Kursy dokształcające? — zdziwiłem się.

— Nie znasz procesu rekrutacji? — zapytał. Pokręciłem przecząco głową. — To słuchaj... Masz do wyboru różne profile, jak na przykład mój profil biologiczno-chemiczny. Żeby dostać się na któryś musisz wcześniej, oprócz posiadania idealnych ocen z wybranych przedmiotów, zdać test klasyfikacyjny. Sprawdzają w ten sposób, czy jesteś wystarczająco dobry do ich szkoły. To, czy cię przyjmą, czy też nie, zależy głównie od wyniku tego testu — wytłumaczył. — I właśnie dlatego miałem z tobą porozmawiać... — wtrącił nagle. — Bo jak zauważyłeś ostatnio mam mało czasu przez samorząd, a od przyszłego miesiąca zaczynam kursy z medycyny i będę mieć jeszcze mniej czasu niż dotychczas — mruknął. — Mam nadzieję, że zrozumiesz...

— W porządku — przyznałem z uśmiechem. Blondyn wyjął rękę z kieszeni i objął mnie nią, kładąc dłoń na moim lewym ramieniu. Ja objąłem go w pasie.

— A co z twoimi kursami? — zapytał nagle.

— Jakimi kursami? — zdziwiłem się.

— Ty w ogóle wiesz, co ze sobą zrobić po szkole? — Spojrzał na mnie.

Zastanowiłem się chwilę.

— Myślałem nad tym...

— Myślałeś? Sasuke, za dwa miesiące kończy się rok szkolny, a ty jeszcze nie wiesz? — Nie odpowiedziałem. — A ten prawnik, czy o czym tam ludzie ci mówili?

— Nie wiem...

— A kto ma wiedzieć, Sasuke? — Blondyna stanął przede mną i złapał moje ramiona. — Widziałem twoje oceny. Nie masz co porywać się na przedmioty ścisłe, ale trzeba przyznać, że z humanistycznych jesteś dobry — powiedział, a ja wlepiłem wzrok w betonową ścieżkę pod nami. — Zrób z tego jakiś użytek, a nie unikaj myślenia o przyszłości. Idź na ten kierunek, na coś musisz iść. Nikt nie mówi, że od razu musisz zostawać prawnikiem. Jedyne, czym musisz się martwić to to, żeby zdać do naszego liceum. Chyba, że nie chcesz być blisko mnie...

— Chcę. — Poderwałem głowę.

— To weź się w garść. — Puścił mnie. — Nie masz za grosz ambicji, wszyscy przygotowują się od miesięcy, a ty nawet nie masz konkretnego pomysłu, planu na siebie.

— Dobrze. — Przerwałem mu. — Zrobię jak radzisz, porozglądam się za kursami z prawa, wezmę się w garść i zdam do tej szkoły — prawie krzyknąłem. Blondyn uśmiechnął się.

— Obiecujesz? — zapytał spokojnie.

— Obiecuję — odpowiedziałem pewnie. Chłopak kiwnął głową.

— Trzymam cię za słowo. A teraz chodź, pójdziemy na zakupy. Musimy dodać ci trochę koloru.

* * * 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro