Odcinek 68 cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

16.05.2012 | 11.08.2023

Z Temari siedzieliśmy już jakieś trzy godziny i gadaliśmy o wszystkim i o niczym. O szkole, muzyce, modzie, którą oboje jakoś niespecjalnie darzymy zaufaniem. Poprosiłem ją, żeby powiedziała coś o swoich rodzicach, a ona poopowiadała mi trochę o ich firmie.

— A wracając do wczoraj, jak tam z Kibą? — zapytała, biorąc do ust papierosa.

— Co z Kibą? — zapytałem, strzepując popiół do popielniczki. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami na moim łóżku, a ja na biurku obok.

— Chciał z tobą wczoraj gadać, nie?

— A... No tak.

— To o czym gadaliście? — zapytała dosyć niepewnie. Tak jakby bała się, że przez ciekawość wybuchnie zaraz jakaś awantura.

— O Ino — rzuciłem spokojnie. Aż wypadł jej papieros z ust.

— Ino?! — zdziwiła się.

— A o czym mielibyśmy niby gadać? — zapytałem zaskoczony jej reakcją.

— No nie... Znaczy, wiesz. Myślałam, że skoro tak przeżywał tę rozmowę, to że coś się stało, coś nowego, a nie znowu to samo.

— Hah, też mu to powiedziałem — uśmiechnąłem się.

— Ach tak... No i co z tą Ino? — zapytała, ale nie odpowiedziałem, bo zadzwonił telefon.

— Kiba — rzuciłem do dziewczyny i nacisnąłem zieloną słuchawkę. — No?

Sorry, że nie odpisałem, ale dopiero teraz udało mi się wyrwać z zajęć — powiedział zdyszany. W tle słyszałem rozmawiających ludzi, samochody i szum metro. — Właśnie lecę na stację — dodał. — Chyba zdążę na szóstkę, jak nie to za dwadzieścia jedzie ósemka. W każdym razie postaram się być przed siedemnastą.

Jakąś godzinę temu napisaliśmy do niego SMS'a, czy znalazłby czas i przyszedł do mnie. Odpowiedział dopiero teraz.

— Dobra, spokojnie — zaśmiałem się. — Nigdzie się nie ruszamy i czekamy na ciebie.

Okej, ja biegnę na mój peron. To do zobaczenia! — krzyknął i rozłączył się. Na stacji i tak nie miałby zasięgu.

— I co? — zapytała Temari, gdy odsunąłem telefon od ucha.

— Będzie. Właśnie biegł na pociąg — uśmiechnąłem się.

— Dziwię się, że on ma czas na cokolwiek przez te zajęcia — powiedziała pełna podziwu. Spojrzałem na nią zaskoczony.

— Jakie zajęcia? — zapytałem. Nie przypominam sobie, żeby Kiba mówił mi o jakichś dodatkowych lekcjach i to jeszcze poza szkołą.

— Rozszerzenie z chemii i biologii — wyjaśniła. Wtedy przypomniało mi się, jak Naruto wspominał coś o dodatkowych lekcjach, odnośnie profili w liceum.

— To te, na które ma iść Naruto?

— Przecież już na nie chodzi — powiedziała, jakby to było oczywiste. — Tylko, że Naruto chodzi tylko na poranne w weekendy, żeby mieć czas na imprezy, a Kiba codziennie na popołudniowe, żeby móc się wyspać — zaśmiała się.

— Aaa... — mruknąłem.

Blondyn niedawno wspomniał o tych lekcjach mówiąc, że dopiero się na nie szykuje. Nie wspominał, że może wybrać godziny czy dni, w których chce na nie uczęszczać. Gdyby zdecydował się na taką samą opcję jak Kiba, znalazłby czas dla mnie, na imprezy i nie byłoby problemu odnośnie braku czasu.

Kiedy jego złość trochę odpuści będę musiał z nim porozmawiać. Może jeszcze uda się to odkręcić? Nie chce pokrzyżować mu planów, ale zajęcia w tygodniu wydają mi się bardziej logiczne. Dodatkowo, mógłby chodzić na nie razem z Kibą. Może udałoby mu się z nim bardziej zaprzyjaźnić i przestałby marudzić, że bardziej zależy mi na psiarzu, niż na nim? Może to jest trochę egoistyczne podejście, ale nie jest to teraz istotne.

— Nic nie wiedziałeś? — zapytała mnie po chwili, gdyż milczałem.

— Coś słyszałem — mruknąłem i wziąłem łyk piwa. — Tylko, że zostało mi to trochę inaczej przedstawione.

— Inaczej? — zdziwiła się.

— Naruto powiedział mi, że... Właściwie, nic takiego nie powiedział, tylko tyle, że "będą zajęcia i nie będzie czasu" — zacytowałem ironicznie, lekko poirytowany. — Nawet nie powiedział kiedy, gdzie i jakie konkretnie to będą zajęcia.

— Te zajęcia trwają od miesiąca, a on dopiero teraz zaczął ten temat? — zapytała zaskoczona. — Nie rozumiem.

— Ja też nie — mruknąłem. — Chyba, że dobiera sobie jeszcze jakieś zajęcia do tych dodatkowych, chociaż nie widzę w tym sensu.

— Albo nie chce cię tak często oglądać i szuka wymówki. — Podniosłem na nią spojrzenie. — Nie no, coś ty. Przecież żartuję — powiedziała od razu, gdy zobaczyła wyraz mojej twarzy. — Spokojnie.

— A może masz rację? I dlatego cały czas mówi, że nie jestem ambitny?

— A może chce ci coś w taki sposób zasugerować?

— Co? Że jestem idiotą? — Westchnąłem.

— Nie — zaśmiała się. — Żebyś wziął tyłek w troki i też poszedł na zajęcia.

— Co mi po tym?

— Po pierwsze, zajmiesz sobie czas, kiedy on go nie będzie miał. Przestaniesz mieć te idiotyczne myśli: "a dlaczego", "a po co". Po drugie, istnieje spore prawdopodobieństwo, że będziecie uczyć się w tym samym budynku, albo w pobliżu. Te szkółki są praktycznie w jednym miejscu — wyjaśniła spokojnie. — I to by rozwiązało ten twój odwieczny dylemat braku czasu na spotkania. Po trzecie, dzięki tym nieszczęsnym zajęciom twoje szanse na dostanie się do szkoły rosną. Do tej samej szkoły, słuchaj uważnie. — Klepnęła mnie lekko w policzek, widząc moje zrezygnowane spojrzenie wbite w podłogę.

— Słucham, słucham. Ale dlaczego ten rok miałby być tak cholernie zapracowany tylko dlatego, aby w ewentualnej, wspólnej przyszłości miałoby być lepiej?

— Właśnie dlatego! — uśmiechnęła się. — Zamknij się już i zbieraj tyłek, idziemy do sklepu. Fajki mi się kończą, Kibie pewnie też — zarządziła i poderwała się z łóżka.

— Przeraża mnie ta obsesja na punkcie dodatkowych zajęć — jęknąłem. — W Kioto nigdy nie było czegoś takiego. Tutaj każdy szuka powodu do zawalenia sobie czasu wolnego tylko po to, żeby mieć jakiś głupi papierek — syknąłem. — To naprawdę jest tak potrzebne, aby dostać się do zwykłego liceum?

— Do zwykłego liceum: nie. Ale już na konkretny kierunek w tym zwykłym liceum: tak — odpowiedziała, rozkładając ręce. Zakląłem pod nosem. Dziewczyna uśmiechnęła się. — Witaj w systemie.

— Temari... A ty też masz dodatkową szkołę? — zapytałem ciekawy.

— Zaczynam się rozglądać, jak wszyscy — westchnęła, poprawiając koszulkę.

— Jak wszyscy? To dlaczego Kiba i Naruto już chodzą na zajęcia?

— Szczerze? Po prostu mieli szczęście — powiedziała. — Oboje rozglądali się za nimi już w pierwszej klasie. Kiedy parę miejsc się zwolniło, zapisali się.

— Tam jest aż takie zainteresowanie, że to zasługa szczęścia?

Po drodze do sklepu z Temari i Killer'em wpadliśmy na zmasakrowanego Kibe. Był zupełnie wykończony, dosłownie przemęczony. Mimo tego, od razu gdy nas zobaczył, zaczął uśmiechać się pełen energii. Jednak my, nie mogąc patrzeć na niego w takim stanie zdecydowaliśmy, że owszem – zabieramy go do mnie, ale gdy będziemy na miejscu chłopak ma wziąć prysznic, zjeść coś i położyć się spać w moim pokoju. Oczywiście, od razu zaczął protestować. Dziękował i kazał nam przestać się wygłupiać na zmianę, a język plątał mu się tak bardzo, że nawet moja matka poparła nasz plan, widząc jego podkrążone oczy. A Kiba, jak to Kiba – zgrywał twardziela. Ale w końcu nie miał siły nawet zjeść obiadu, który przyniosłem mu z dołu i gdy tylko dotknął policzkiem łóżka w moim pokoju, odpłynął.

Żeby mu nie przeszkadzać zeszliśmy na dół po prostu poleżeć przed telewizorem. Do tego leniuchowania przyłączył się mój pies i Deidara, który próbował uciec do domu, gdy Itachi zasnął. Mówił, że nie chce nam przeszkadzać, ale gdy tylko to usłyszałem zaciągnąłem go na miejsce obok siebie. Jak mógłbym pozwolić mojemu mężowi pojechać do domu bez powodu?

Wybuchnąłem niesamowitym śmiechem, kiedy zauważyłem, że na łańcuszku na szyi nadal nosi naszą obrączkę. W trakcie wspominania naszego ślubu wpadłem na pomysł, by przy najbliższej okazji kupić jakieś dwie męskie obrączki i wymienić się nimi. Nie, nie chodziło mi w tym momencie o wyznanie mu miłości. Oboje traktujemy to jako zapieczętowanie naszej przyjaźni. Nie zapominajmy, że jestem z Naruto, a sam Deidara bardzo mi przy tym pomógł.

— Ej, właśnie — wtrąciłem. — Deidara, masz dziewczynę? — zapytałem ciekawy, gdyż chłopak nigdy nie wspominał o swoim życiu uczuciowym.

Deidara uśmiechnął się.

— Nie. Niedawno udało mi się w końcu uwolnić od toksycznego związku i nie planuję zawierania kolejnego przez najbliższe trzydzieści lat.

— A jak długo trwał? — zapytała Temari.

— Prawie sześć lat — mruknął i wziął łyk swojej kawy.

— Dwadzieścia lat odjąć sześć... Czternaście lat? Całą młodość sobie zmarnowałeś — powiedziałem, wyliczając wiek blondyna, kiedy się związał.

— Niestety — zaśmiał się.

— A czemu był toksyczny? — zapytałem.

— Uwierz mi, nie chcesz tego słuchać.

*

Pod wieczór Temari wyszła do Hinaty, a Deidara pojechał razem z Itachi'm, gdy ten tylko się obudził. Kiba nadal spał. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, wręcz postanowiłem wykorzystać chwilę bez jego gadania i zająłem się stertą papierów zalegającą na i wokół mojego biurka. Wszystko zbierało się tu już od czasu przeprowadzki. Starałem się skupić na pracy, jednak po czasie cisza w moim pokoju zaczęła mi doskwierać. Znowu zebrało mi się na te idiotyczne myśli, jak to Temari dzisiaj ujęła.

Źle czuję się, kiedy między mną, a kimś, na kim mi zależy, jest coś nie tak. A już fatalnie czuję się wtedy, kiedy tym kimś jest Naruto. Brakuje mi go. W każdej chwili, kiedy akurat ktoś, lub coś nie zajmuje mnie na tyle, że absorbuje całą moją uwagę. Czuję się wtedy strasznie samotny. Smutno mi, że nie ma go obok, że go nie widzę i nie słyszę.

Może głupio to zabrzmi, ale to, co czuję, mógłbym porównać do uzależnienia od papierosów. Czasami chce ci się palić tak bardzo, że nie potrafisz wytrzymać, nie możesz usiedzieć w miejscu. Po prostu nosi cię po całym pokoju. Jedyne, co odbiera twój umysł, to potrzeba, chęć zapalenia. Nie da się z tobą normalnie porozmawiać. Źle funkcjonujesz. Wiesz, że ta potrzeba niszczy ci dzień. Marnujesz czas na myślenie o niej. Masz świadomość, że fajek nie ma, nie zapalisz. Mimo tego nie jesteś w stanie myśleć o niczym innym, dopóki w twoje ręce nie wpadnie papieros. Czasami masz po prostu ochotę, ale nie jest to konieczność. Wystarczy, że zobaczysz papierosa lub poczujesz trochę dymu i wszystko przechodzi. Możesz żyć dalej. Normalnie pracować, rozmawiać, funkcjonować. Sama świadomość, że ma się przy sobie paczkę fajek pomaga.

Naruto jest taką moją paczką papierosów. Ma tu być, przy mnie i koniec. Nie ważne, czy coś z tego bycia mam, czy też nie. Chcę go. Strasznie go chcę. Oprzeć głowę na jego ramieniu, kiedy jest zajęty. Poczuć jego zapach. Dotknąć jego skóry. Minąć go, gdy siedzi na kanapie. Zobaczyć jego jasne włosy. Usłyszeć, jak rozmawia z kimś przez telefon. Kątem oka podglądać, jak sceny filmu, który właśnie ogląda, odbijają się w jego oczach. Obserwować go, gdy rozwiązuje zadania. Przyglądać mu się, jak wolno kroczy po pokoju myśląc, czym może zająć sobie czas.

Tęsknię za nim. Po prostu mam niedosyt jego osoby. To napawa mnie smutkiem, żalem, strachem, lękiem, samotnością. Czuję się pusty, zupełnie bezradny, gdyż tylko on może wypełnić tę pustkę.

Może mu to napisać? Nie. Po co? Nie odpisze. Nie uzyskam żadnej odpowiedzi. Chociaż z drugiej strony, sama świadomość, że to przeczyta wiele dla mnie znaczy. Spojrzałem na komórkę, leżącą na blacie biurka. Sięgnąć po nią, czy nie? Co mi da to, że do niego napiszę? Tylko się zbłaźnię, wyjdę na małe dziecko, które tęskni za mamą. Może dałoby mu to jakąś satysfakcję? A może tylko wyprowadziłoby go to z równowagi... Jeśli jest zajęty – na pewno się zdenerwuje. To tylko wszystko pogorszy. Chociaż, jeśli jest naprawdę zajęty, nawet nie zauważy wiadomości, prawda? Przeczyta ją dopiero wtedy, gdy znajdzie czas. A co jeśli czeka na jakąś ważną wiadomość, a tu przyjdzie tylko takie nic ode mnie? Zrobi mu się przykro, a jednocześnie się zezłości. A może naprawdę czeka na ważną wiadomość, która miałaby się okazać wiadomością ode mnie? Co jeśli on teraz też siedzi w domu i zastanawia się, co robię? Czy czasem nie jest potrzebna mi jakaś pomoc? Czy czasem go właśnie nie zdradzam? A może po prostu też tęskni? Może też myśli teraz o tym, jak bardzo chciałby mnie zobaczyć?

Sięgnąłem po telefon pewną ręką. Już miałem go chwycić, kiedy...

Nie. Gdyby to była prawda – przyszedłby. Albo wysłał idiotycznego SMS'a z pytaniem typu: "co tam?", "co u ciebie?", "robisz coś ciekawego?". On taki jest. Jeśli czegoś chce, stara się o to i zazwyczaj to dostaje. Jeśli naprawdę by mnie chciał, już dawno by mnie miał.

— Noż do cholery, weź ten telefon i zadzwoń do niego. — Głos Kiby wyrwał mnie z zamyślenia.

— Co? — Obróciłem się zdezorientowany. Chłopak leżał głową na poduszce i patrzył na mnie wzrokiem pełnym pożałowania.

— Od piętnastu minut polujesz na ten telefon, jakbyś był głodny. Weź go, kurwa, do ręki i dzwoń. Już mi się przykro robi, jak na to patrzę.

— Myślisz, że się nie pogniewa, jak napiszę mu, że tęsknie?

— Skończ zachowywać się jak cnotka niewydymka z jakiegoś buddyjskiego klasztoru, bo zaraz ja wezmę ten telefon i mu napiszę takiego pikantnego SMS'a, że pół Tokio usłyszy.

— No... Dobra — mruknąłem i szybko chwyciłem telefon, w obawie, że zaraz zwątpię. Otworzyłem wiadomość tekstową i szybko napisałem "tęsknię". Drżącym palcem wybrałem numer Naruto i wysłałem wiadomość. Wszystko trwało sekundy, ale dla mnie to i tak za długo. Odłożyłem telefon, jakby był czymś, czego nigdy nie powinienem dotknąć.

Przez cały czas milczący Kiba zaczął się śmiać, zwijając się na mojej pościeli.

— Co się śmiejesz? — oburzyłem się. — Heh, a zresztą, głupota — rzuciłem wyluzowany. — Po co się tym przejmować, on i tak nie odpisze. — Nagle zmieniłem sposób zachowania, jakby zupełnie nic mnie nie obchodziło. W rzeczywistości zżerało mnie w środku jak nigdy.

Nagle, ku naszemu zdziwieniu na mój telefon przyszła wiadomość. Rzuciłem się na niego jak wygłodniały tygrys na świeże mięso.

Nowa wiadomość od
Naru ;*

Naru ;*:
Ja też.

*

Wczorajszy dzień do końca kręcił się wokół komórki i pisania z blondynem. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, on przeprosił mnie, a ja jego. Kiba praktycznie nie miał ze mną kontaktu i mimo moich nalegań, aby został już do rana, zebrał się jakoś przed pierwszą, w między czasie zasypiając i budząc się kilkakrotnie.

Zachowywałem się jak jakaś chora, dwunastoletnia fanka, która przy każdej wiadomości piszczała, dostawała orgazmu i spazmów, gdy tylko komórka wibrowała. Cieszyłem się do tego małego ekraniku jak psychicznie chory.

Motor blondyna był w przeglądzie, więc do szkoły miał jechać z Sakurą. Nie podobało mi się to, ale gdy tylko obiecał mi, że zaraz po przyjeździe znajdzie mnie i pocałuje, nagle cała zazdrość i niezadowolenie zniknęło.

Pojechałem do szkoły z Kibą, Shino i Chouji'm, jak za dawnych czasów.

— Shino, co masz na dzisiaj? — zapytał Chouji. Okularnik spojrzał w górę, w stronę nieba.

— Jutro znowu wzejdzie słońce — odpowiedział.

— Przecież świeci. — Stwierdziłem fakt, śmiejąc się. Cała trójka była dzisiaj jakoś dziwnie przybita.

— Nie dla każdego, kolego mój drogi. Nie sądzisz, że czasami innym ludziom źle krzyżują się drogi?

— Co wy dzisiaj tacy dziwni, hmm? Jesteśmy młodzi, zdrowi, pogoda dopisuje, dlaczego mielibyśmy się teraz przejmować innymi? — zapytałem naszego poetę.

— Grzechem ogromnym emanujesz, samolubność to zło nosi imię.

— Nie przesadzasz? — zapytałem go. Nikt z nich nie odpowiedział. — Stało się coś u kogoś z was? — zapytałem, zatrzymując się.

— A przejmować nami się będziesz tylko wtedy, gdy udręk mordęga dręczyć nas będzie? Gdy los nasz przesądzony, na barki spadnie nagle i zbyt ciężkim się okażę?

— Ej, nie róbcie ze mnie teraz jakiegoś nadludzkiego chama, okej? Jeśli was coś boli to mówcie, nie jestem wróżką. Od tego są przyjaciele, tak? — zapytałem ich.

— Z nami w porządku — powiedział po chwili ciszy Shino. — Jednak prosić cię chcę o swojego losu przemyślenie i na codzienności skupienie ogólnej, nie tylko z przyjemności czerpać nadzieję.

— Shino, uwielbiam cię, ale teraz to mnie tylko drażnisz. Co ja takiego robię, że każesz mi się zastanowić nad własnym postępowaniem? — zapytałem go.

Atmosfera była istnie grobowa.

— To zapobiegawcza prośba, na przyszłość rada — odpowiedział cicho.

Spojrzałem na niego badawczo.

— Dooobra, idziemy? Jestem głodny, a jak się będziemy tak włóczyć to nie zdążymy przed pierwszą lekcją zahaczyć o piekarnie — jęknął Kiba, podskakując jak małe dziecko, ze zbyt pełnym pęcherzem.

— Popieram — ziewnął Chouji. Mijając mnie i Shino, razem z psiarzem zaczęli iść w stronę szkoły. Jeszcze chwilę stałem z Shino twarzą w twarz. Chłopak obszedł mnie i ruszył za resztą. Dołączyłem do nich z bardzo dziwnym uczuciem. Jakbym zrobił coś, lub ktoś zrobił coś związanego ze mną, o czym boją mi się wprost powiedzieć.

Przed szkołą stałem i czekałem na Naruto. Nie trwało to długo, gdyż już po chwili od strony parkingu zobaczyłem idącego w moją stronę blondyna i łamiącą się na szpilkach za nim Sakurę. Patrzyła na wszystkich z pogardą, ale gdy tylko zauważyła mnie pod bramą szkoły, zaraz zaczęła mrugać rzęsami. Zignorowałem to, gdyż moje oczy patrzyły tylko w stronę blondyna przed nią. Trzymał swoją torbę, przerzuconą przez ramię i zerkał w moją stronę z uśmiechem. Im był bliżej, tym robiło mi się cieplej. W końcu, kiedy stanął przede mną, pchnął mnie lekko w tył. Opierając swoją prawą dłoń na mojej klatce przez chwilę patrzył mi w oczy, po czym uśmiechnął się i jak obiecywał – pocałował.

— Hej — szepnął. Akurat zza rogu wyszedł Kiba z Chouji'm, wracając z przyszkolnej piekarni.

— Hej — odpowiedziałem mu i uśmiechnąłem się do chłopaków. Naruto dalej trzymał swoją rękę na mnie.

— O, hej, Kiba. Dobrze, że jesteś, bo mam sprawę do ciebie — powiedział nagle niebieskooki i odszedł ode mnie kawałek, stając przed chłopakiem.

— Co jest? — Kiwnął przyjaźnie głową, chowając portfel do torby.

— Mógłbyś trochę przystopować i nie pieprzyć mojemu facetowi życia? Taka drobna, koleżeńska prośba — powiedział spokojnie Naruto. Ja, Chouji i Kiba zamarliśmy.

— Co proszę? — rzucił po chwili szatyn.

— Bo wiesz, odkąd tak strasznie się z nim związałeś zawala szkołę i inne ważne sprawy, których ktoś taki jak ty zapewne by nie zrozumiał — tłumaczył z uśmiechem. — Nie bierz tego do siebie, znamy się już trochę i lubię cię, ale pieprzysz za dużo rzeczy. Mam nadzieję, że masz tego świadomość, zachowasz resztki godności i przyznasz się do tego.

Kiba spojrzał na niego ogromnymi oczami. Mnie zupełnie zatkało, Chouji'ego również. Patrzyłem raz na Naruto, raz na Kibe i stałem jak dureń z otwartymi ustami, nie wiedząc, co powiedzieć, co zrobić, żeby ich rozdzielić.

Dlaczego blondyn tak na niego naskoczył? Co się stało?

Nagle Kiba parsknął śmiechem w twarz blondyna.

— Stary, wrzuć na luz, bo coś ci się chyba w tej ślicznej główce poprzewracało. Nie jestem żadnym niższym gatunkiem, żeby wypełniać bezpodstawne rozkazy sługi księcia. Daruj sobie taką gadkę i zjeżdżaj do twoich prywatnych larwiątek — odpowiedział mu zupełnie spokojnym, wręcz przemiłym tonem, co jeszcze bardziej wbiło mnie w ziemię.

— Ej, co je... — zacząłem.

— Posłuchaj, Panie Najlepszy Przyjacielu — wtrącił Naruto. — Z racji tego, że nikt cię nigdy kultury nie nauczył, pokażę ci, jak to się robi. Proszę o odwalenie się od Sasuke, ty to robisz, kiwasz głową i nadal, jak zwykle, udajesz grzecznego chłopca, bez trupa tatusia na sumieniu, hmm?

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro