Odcinek 7
03.11.2008 | 12.03.2023
Miejsce, do którego się kierowaliśmy okazało się małym, ale bardzo przytulnym, domem jednorodzinnym.
Hinata wpuściła mnie do środka i zaprowadziła do kuchni.
— Siad.
Usiadłem.
— Nie ty! — zaśmiała się. — Mówię do niego — powiedziała i wskazała ręką na ziemię. Pod moimi nogami zobaczyłem malutkiego, włochatego shih tzu.
— Sasuke, poznaj Bąbla.
— Dzień dobry.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
— Ty też możesz usiąść.
Usiadłem. Hinata szukała czegoś w szafkach.
Widziałem jak z każdej coś wyjmuje: bandaż, gaza, woda utleniona... szczerze? Już miałem dość.
— Dobra, mam już wszystko. No to ten... rozbieraj się.
—Co? Ale że tak tu?
— No a gdzie?
— A jak ktoś przyjdzie?
— Nie przyjdzie.
— Ale jeśli?
— No to co?
— No wiesz...
— Sasuke, nie kombinuj. I tak opatrzę ci to udo.
— Ale Hinata, j-
— NIE.
— Ale...
— Cicho.
— Przyjdzie ktoś, a ja tu-
— Nie.
— Ale-
— Nie.
— Hinata!
— Dobra.
Nareszcie!
Zacząłem wstawać z krzesła i kierować się do wyjścia.
— Ok, to wiesz co, ja teraz pójdę do do...
— O nie, nie, nie, nie rozumiemy się, kolego. Mówiąc "dobra" nie chodziło mi o całkowitą rezygnację.
Hinata wzięła wszystkie rzeczy, które miały jej pomóc w opatrywaniu mi uda i pociągnęła mnie za rękę.
— Ej, chwila, gdzie idziemy?
— Jeśli nie chcesz być w kuchni, bo boisz się, że ktoś wejdzie i nas zobaczy, to pójdziemy do mojego pokoju.
— Co?!
— To.
— Al-Ale, ale jak to wygląda?
— Co?
— Obcy facet w twojej sypialni.
— Przestań.
Hinata dalej ciągnęła mnie za sobą, a ja, jak małe dziecko, hamowałem nogami. Już byliśmy na schodach.
— Ale Hinata!
— CO?! — Stanęliśmy. Hinata odwróciła się twarzą do mnie.
Jezu, spojrzenie mordercy.
Nogi mi się trzęsły, a głos drżał. Zebrałem się na uśmiech, który raczej uśmiechu nie przypominał, a ogromne przerażenie.
— NA GÓRĘ.
— Ale Hinata, ja naprawdę...
Przestała słuchać, szarpnęła mnie na górę.
Otworzyła drzwi do swojego pokoju. Nie chciałem wejść, ale mnie zmusiła [czyt. wciągnęła siłą].
— Na łóżko.
— Hina...
— NIE DENERWUJ MNIE.
— No dobra...
Usiadłem, a Hinata zaczęła wszystko przygotowywać.
Ja tymczasem rozglądałem się po pokoju.
Cały był utrzymywany raczej w zimnych, morskich kolorach – na ścianie jasny niebieski, meble białe, duże akwarium z niebieskimi rybkami w rogu pokoju i niebieska pościel. Nawet na ścianie wisiały obrazy przedstawiające morską głębię.
— Okej. Ściągnij spodnie i daj mi nogę — powiedziała siadając na krześle obok mnie.
— Ej, Hinata...
— Sasuke, nie. Muszę ci opatrzyć nogę, bo to nawet przez spodnie nie wygląda dobrze.
Spojrzałem jej w oczy.
Nic już nie mogłem zrobić.
Ściągnąłem spodnie. Hinata poderwała się z miejsca i zakryła ręką usta, a jej mina mówiła coś w stylu "Boże kochany!".
— O Boże, jak ty to...
— Miało nie być pytań. — Nie patrzyłem na nią, odwróciłem głowę w bok, przygotowując się na ból.
Nic już nie mówiła. Uspokoiła się i usiadła.
Czułem, jak drżały jej ręce. Gdy oblała moje udo wodą utlenioną syknąłem z bólu. Przy każdym jej dotyku bolało, ale starałem zachować kamienną twarz.
— Już.
Otworzyłem oczy. Udo było dobrze zabandażowane.
— Dzięki. — Nachyliłem się i pocałowałem ją w czoło. Zaczerwieniła się.
— Proszę...
Pomogłem jej posprzątać. Posiedzieliśmy jeszcze trochę u niej, aż w końcu zacząłem się zbierać.
Hinata zlitowała się nade mną i poszła mnie odprowadzić, bo ja sam pewnie zgubiłbym się po pięciu minutach.
Po drodze pokazywała mi co ciekawego gdzie jest i ogólnie zapoznawała z okolicą.
W końcu znaleźliśmy się na mojej ulicy.
Zauważyłem, że obecność Hinaty działała na mnie wręcz kojąco.
— Więc całkiem możliwe, że spotkamy się jutro w szkole?
— Tak. Och... Znowu ta męczarnia. Najgorszy jest nauczyciel z matmy. Strasznie męczący, mimo tego, że jest młody.
— Dlaczego?
— W sumie nie wiem, ale jak to mój kumpel kiedyś ujął, "pewnie jajka go swędzą".
Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem.
— Fajnych masz znajomych — powiedziałem przez śmiech.
— Wiem. A co do nauczycieli, módl się, by z fizy dostać Kakashi'ego. Bo jak ci dadzą dyrektorkę to masz przekichane.
— Oww... Ok. Coś jeszcze?
— Tak. Nie zdziw się na widok nauczyciela w w-f.
— Czemu?
— Bo to... Gai'ek-pedałek.
Teraz musiałem usiąść na ulicy, bo bym nie wytrzymał. Ponownie zacząłem się śmiać.
— Ej, wstawaj, bo mi powiedzą, że z alkoholikami się prowadzę.
— A-a-a-le... Haha... Jak... Haha... Ja-a-a, no nie mogę! HAHAHAHA!
Teraz to nawet Hinata usiadła obok mnie.
— Ale najbardziej spoko jest chyba nauczyciel z historii. Na totalnym luziku pali sobie papierosy na lekcji, a jakbyś też chciał zapalić to ci wyciągnie fajkę i da. Luz totalny.
— Faajnieeeee — rozmarzyłem się.
— No tylko mi nie mów, że palisz — zapytała przerażona.
— A co?
— Dostaniesz w twarz.
— O kurde, to się zbieram. — Wstałem i zacząłem uciekać.
— O ty! — wrzasnęła. Wstała i zaczęła mnie gonić.
Po jakichś pięciu minutach dotarliśmy na moją ulicę.
— Orientujesz się teraz mniej-więcej?
— Tak, teraz już trafię... Ale Hinata...
— Tak?
— Jest już ciemno, a ty masz kawał drogi do domu... Może cię odprowadzę?
— Głupi jesteś? Niby po co szłam taki kawał drogi, żeby cię odprowadzić?
— No racja... To może załatwię ci taksówkę?
— Nie, Sasuke, dzięki. Odprowadzę cię i idę do kumpeli. Mieszka cztery domy przed tobą. Może ją już widziałeś? Długie blond włosy spięte w kucyk, niebieskie oczy, wysoka, szczupła. Ma na imię Ino.
— Nie, nie widziałem.
— Może zobaczysz ją jutro w szkole.
— Może... Ej, to jeśli ona mieszka bliżej, to ja cię do niej odprowadzę, co?
— Nie musisz, to tu — powiedziała i wskazała na dom naprzeciwko nas.
— Ahaa... No to ten, na razie. Do jutra, co?
— No miejmy nadzieje. Papa — rzuciła.
Hinata pocałowała mnie w czoło i odeszła w stronę domu koleżanki.
To jest ciekawie, nie?
Myślałem, że to miasto jest straszne, okropnie i w ogóle. A tu proszę, trzeci dzień, a ja już mam Hinatę.
No ale... Jutro szkoła. Najgorsze przede mną...
Powoli szedłem do domu, by jak najmniej zmęczyć udo, no ale w końcu to ja, i coś mi się przydarzyć musiało. Nagle ból powrócił. Ale nie taki malutki - tylko cholernie wielki. Jakby ktoś od nowa mi je rozcinał.
Musiałem stanąć i oprzeć się o drzewo, dopóki ból nie przejdzie. Ale bolało coraz bardziej. Zamknąłem oczy, złapałem się za udo i syknąłem z bólu.
— Hej, co ci jest?
Otwarłem oczy i podniosłem głowę... No nie!
— Naru... Eee, to znaczy nic. Wszystko okej.
— Na pewno? Widzę, że coś cię boli.
— Zdaje ci się — wysyczałem przez zęby, gdyż ból cały czas dawał mi się we znaki. Odwróciłem głowę w przeciwną stronę.
— Chcę ci pomóc...
— NIE, DZIĘKI.
— Jesteś pewny?
Odwróciłem głowę w jego stronę.
— A jak myślisz? — byłem już nieźle wkurzony.
Spojrzałem w jego oczy i zrobiło mi się go... Szkoda. Spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psa.
Ouuuuuu...Nie patrz na mnie w ten sposób.
— Żegnam — powiedziałem i zacząłem się "czołgać" w stronę domu.
Przez ramię widziałem, że dalej stoi pod drzewem i odprowadza mnie wzrokiem. Gdy tylko lekko się zachwiałem od razu poderwał się z miejsca, jakby chciał do mnie podbiec i złapać, ale, chwalcie boga, nie było takiej potrzeby.
Gdy wchodziłem do domu, spojrzałem na niego ostatni raz.
Co to za uczucie w brzuchu?
* * *
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro