Odcinek 75

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

01.12.2012 | 27.08.2023

Czekał mnie bardzo pracowity poniedziałek. Ogrom rzeczy w szkole, pierwsze zajęcia dodatkowe i pozostawiająca wiele do życzenia sprawa Kiby. Mimo że nadal nie miałem z nim kontaktu postanowiłem, że pójdę po niego przed lekcjami, jak zwykłem to robić. Naruto towarzyszył mi.

Już na skrzyżowaniu naszych ulic widziałem stojącego pod domem psiarza Chouji'ego, Shino i przykucającego pod płotem Kibe. Palił papierosa. Uniósł na mnie swoje oczy i zobaczyłem jak źle wyglądał. Miał podkrążone, zaczerwienione oczy, bladą twarz. Jakby nie spał od trzech dni. Zaskoczyło mnie to. Nie wyglądało to na zwykłego kaca.

— Spóźniłeś się — rzucił mi na przywitanie. — A Panu Kosmetyczce podziękujemy, możesz wrócić tam, skąd przyszedłeś — powiedział nagle do Naruto.

Rozszerzyłem oczy i spojrzałem na niego zaskoczony. Uzumaki tylko ściągnął brwi. Chouji skarcił go cicho, a Shino nie skomentował tego zachowania. Jakby wiedzieli, dlaczego Kiba jest taki wściekły i chcieli tylko lekko ujarzmić ten temperament.

— O co ci znowu chodzi? — zapytałem go poirytowany. Nie rozumiałem tego nagłego wybuchu agresji wobec Naruto z jego strony. Kiba już chciał odpowiedzieć, ale nagle jakby... ugryzł się w język. Jego agresywny wyraz twarzy skierowany na Naruto zamienił się w minę zbitego szczeniaka, którą zawiesił na mnie. Zrobiło się niezręcznie cicho.

— Podjadę do szkoły sam, ty pogadaj z Kibą — blondyn szepnął mi do ucha i już próbował zawrócić do swojego domu. Złapałem go za rękaw i brutalnie przyciągnąłem z powrotem do siebie.

— Nigdzie nie idziesz — warknąłem, jakby do niego, ale patrząc na Kibę.

Sytuacja zrobiła się napięta. Chouji zagryzł wargę, Shino patrzył to na mnie, to na Kibe, a Naruto złapał mój nadgarstek i wbił wzrok w chodnik. Brunet po chwili patrzenia na mnie poderwał się z klęku. Nagle na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zdezorientowała mnie ta zmiana nastroju. Podszedł do nas swobodnie, objął ramieniem niebieskookiego i odciągnął go ode mnie.

— No, Naru, bez jaj! Na żartach się nie znasz? To ja tu mam kaca i mogę się obrażać o wszystko, nie ty. Chodź tu, kamracie — zaśmiał się radośnie.

Razem z Chouji'm spojrzeliśmy na siebie pytająco. Kiedy Kiba i Naruto byli już sporo przed nami Shino rzucił krótkie "chodźcie". Dopiero wtedy ruszyliśmy
się z miejsca.

— Pogadaj z nim — rzucił szybko w moją stronę.

— Pogadać z kim? — zapytałem okularnika.

— Z Kibą — wtrącił i pchnął Chouji'ego do przodu. Kiedy znaleźli się przy tamtej dwójce, Shino powiedział coś Kibie, po czym wskazał na mnie. Psiarz ruszył w moją stronę.

— Shino mówił, że chcesz zapalić. — Wysunął w moją stronę paczkę fajek. Niewiele myśląc chwyciłem jedną i odpaliłem od jego zapalniczki. Zrobił to samo.

— Sobotni wieczór... — zacząłem. — Co to miało być?

— Musiałem pomyśleć — mruknął bez zastanowienia.

— Pomyśleć? — parsknąłem śmiechem.— Wszyscy cię szukali, dawaliśmy ludziom znać, że gdyby cię ktoś widział ma dzwonić, czatowaliśmy pod twoim domem, a ty...

— Czatowaliśmy? — zapytał. — Kto z kim?

— Ja z Naruto — odpowiedziałem, jakby to było oczywiste. On tylko się uśmiechnął. — Co?

— Nie, nic. Dobry z ciebie przyjaciel — odparł patrząc przed siebie, na pozostałą trójkę. Zdziwiłem się.

— Najlepszy. Także weź to sobie w końcu do serca, ogarnij się i...

— No dobrze, przepraszam. Już? — zapytał.

Chciałem jeszcze wiele mu wygarnąć, ale widząc w jakim jest stanie odpuściłem.

Z resztą... powoli orientowałem się, o co może chodzić.

*

Trzecia godzina lekcyjna, a wszyscy byli już wystarczająco zniechęceni. Ja dodatkowo dobijałem się dzisiejszymi, pierwszymi zajęciami z prawa administracyjnego. Świadomość, jaki będzie "ubaw" zniechęcał mnie jeszcze bardziej. Ale mus to mus.

— Hej, słyszeliście, że dzisiaj mają rozdawać karty klasyfikacyjne? — wtrącił nagle podekscytowany Ekinori.

— Jakie karty? — zapytałem.

— Do liceum. Wypełniasz i oddajesz — mruknęła rozciągnięta na swoim krześle Tayuya.

— Nuda — dodała zrezygnowana Temari.

— To już? — zapytał Sai. — Do wakacji są jeszcze trzy miesiące...

— Tylko trzy miesiące — skomentowała Hinata. — Muszą je dać teraz, bo miesiąc przed jest jedyna możliwość wniesienia ostatnich poprawek, na przykład gdyby się coś komuś zmieniło.

— Ma to sens — mruknąłem.

— To skoro do wakacji zostały niecałe trzy miesiące... Może czas już na jakieś plany, hmm? — uśmiechnął się Doi. Wpadł do naszej klasy na przerwę, by chwilę
z nami posiedzieć.

— Co masz na myśli? — Spojrzałem na niego.

— Co byście powiedzieli na jakiś wyjazd, tak na dwa, trzy tygodnie? Cała ekipa, plus jacyś ludzie ze szkoły?

— Ja byłbym za — zadeklarował się Sai. Większość aż ożywiła się na tę myśl i od razu zaczęły sypać się propozycje miejsc, gdzie można byłoby jechać. Naruto nachylił się do mnie.

— Co ty na to? — zapytał, odgarniając mi kosmyk z czoła.

— Może być — odpowiedziałem mu i spojrzałem na siedzącego obok Kibe, jakby pytając go o to samo.

— Jak najbardziej — rzucił, trochę niechętnie, z oczyma wbitymi w swój zeszyt. Wszystkich ucieszyła ta odpowiedź. Oznaczało to, że cała nasza "śmietanka towarzyska" jest chętna na taki wyjazd. Jednak ja, widząc z jakim wyrazem twarzy chłopak to powiedział, wcale się nie cieszyłem. Czekała nas jeszcze poważna rozmowa.

*

— Ino, zanieś to na dół, do sali jedenastej. Weź sobie kogoś do pomocy — Kurenai poprosiła blondynkę, podając jej stertę segregatorów. Zauważając w tym jedyną szansę na rozmowę z dziewczyną sam na sam poderwałem się z miejsca jak oparzony. Zabrałem jej większa połowę papierów, nim zdążyła się zorientować, co się dzieje.

— Chodźmy — powiedziałem, bokiem przytrzymując jej drzwi. Zdziwiona moją nagłą inicjatywą przeszła obok, pytająco mi się przyglądając. Gdy tylko wyszła ruszyłem za nią.

— A więc...

— Co się stało? — zapytała od razu.

— Rozmawiałaś ostatnio z Kibą? — zapytałem. Skrzywiła się.

— To, że się upił i zachowywał jak wariat to nie moja wina. Nie mam z tym nic wspólnego — odprysnęła mi, odwracając głowę. Zdziwiło mnie to.

— Zachowywał jak wariat? Czemu jesteś taka poirytowana? Tylko pytam, wiesz, że on sam nic nikomu nie powie.

— I dobrze na tym wyjdzie — mruknęła. Nie poddawałem się.

— To przynajmniej powiesz mi, gdzie był i z kim?

— Nie wiem gdzie. Wiem tylko, że przez większość wieczoru był sam.

— A co z mniejszą częścią wieczoru? — zapytałem. Zapadła chwila ciszy.

— Był z Rey'u — szeknęła.

— To jest jakiś klub? — zapytałem, pierwszy raz słysząc tę nazwę.

— Burdel — odpowiedziała z pogardą. Aż zwolniłem kroki.

Od początku wiedziałem, co jest powodem takiego zachowania Kiby. Ino. Cały czas chodziło o Ino. To było po nim widać, w sposobie patrzenia w jej stronę i tonie głosu, kiedy o niej mówił. Ich ostatnia rozmowa nie przyniosła żadnego konkretnego efektu. Dziewczyna potrzebowała czasu. On nie wiedział dlaczego i pewnie odebrał to jako grzeczne odrzucenie jego uczuć.

Nie potrafię zrozumieć jak on mógł pójść do tego całego Rey'a. Przecież nigdy nie zdradziłby tak Ino. Nieważne jak źle by było, nie posunąłby się tak daleko, tylko po to, żeby sobie chwilowo ulżyć. Owszem, formalnie nie są razem. Ale on mentalnie nie byłby w stanie tego zrobić. A jeśli nawet, to dlaczego jej o tym napisał? Chciał wzbudzić w niej zazdrość? A może żal i poczucie winy? Z obawą stwierdzam, że nic mu to nie dało.

Wiedziałem, że sytuacja jest ciężka. Rozumiem, że mógł się załamać. Nikt nie może drugiej osobie kazać być silnym, czy wymagać tego od kogoś. Jednak nie byłem przygotowany, że to nastąpi tak nagle i że Kiba nie zgłosi się do nas po jakąkolwiek pomoc.

*

Z racji kursów z dzisiejszego mleka po szkole musiałem zrezygnować. Przez najbliższy rok każdy mój poniedziałek będzie tak wyglądać. Niestety.

Ledwo zdążyłem pożegnać się z ludźmi i wbiec do mojego pociągu, a już byłem bliski spóźnieniu. Tak też się stało, gdyż po drodze wszedłem kilkakrotnie w niewłaściwą uliczkę, aż w końcu udało mi się stanąć przed budynkiem, z którego ostatnim razem wychodziłem razem z Sasorim.

Wszedłem do niewielkiej, dwupiętrowej budowli i odruchowo wbiegłem do windy. Dopiero na górze zorientowałem się, że moja sala na numer szósty i znajduje się na parterze. Zbiegłem więc na dół po schodach i kiedy już stanąłem przed drzwiami, świadomość piętnastu minutowego spóźnienia wcale nie ułatwiała mi wejścia. Jednak po głębszym wdechu nacisnąłem klamkę i nie było już odwrotu.

Klasa była mała, ale świetnie oświetlona przez podłużne okno. Na przeciwko drzwi wisiała duża tablica, a w klasie stały trzy rzędy pięcioosobowych ławek. Pierwsza z nich była zasypana papierami i teczkami, a wokół tego całego bałaganu biegała czwórka osób. Środkowy rząd był pusty, z wyjątkiem dziewczyny siedzącej od strony okna, zajętej swoim telefonem. Za to ostatni rząd był oblegany z każdej strony przez resztę osób w klasie. Wszyscy spojrzeli na nieszczęśliwą, trzynastą osobę w grupie – mnie.

Dwójka chłopaków spośród nich zupełnie niczym się nie wyróżniała, za to cała reszta różniła się od siebie znacznie. Wysoki blondyn z irokezem, opalenizną i kolczykiem w brwi, bardzo męska, ale niska dziewczyna, z krótko ściętymi włosami i typowa "modnisia", niczym modelka z okładki japońskich magazynów, ubrana na beżowo. Razem z nimi stał tak samo wysoki chłopak jak ja, w koszuli z krawatem i jeansach. Miał dłuższe, czarne włosy, założone z jednej strony za ucho. Ostatnią z piątki była wysoka i bardzo chuda dziewczyna w czerwonych, skórzanych spodniach. Jej dodatki świadczyły o tym, że na pewno nie słucha popu, a raczej mocniejszych kawałków.

— Grupa z prawa? — zapytałem niepewnie.

— Tak — odpowiedział czarnowłosy chłopak. Skinąłem głową w podzięce. — Jeszcze nie zaczęliśmy, więc odetchnij — zaśmiał się, widząc mój nierównomierny oddech. — Nowy? — zapytał, a raczej stwierdził fakt.

— Taa — mruknąłem. — Sasuke. — Zrobiłem krok do przodu i podałem mu rękę. Dwójka najmniej wyróżniających się chłopaków tylko kiwnęła do mnie głową i odeszła do pierwszego stołu.

— Hiro. — Uścisnąłem ją. — A to jest Gihei, Suzuko, Tai i Rika. — Przedstawił mi po kolei blondyna, czarnowłosą dziewczynę, nasza modelkę i dziewczynę w mocnym makijażu. Podałem każdemu z nich dłoń.

— Czemu pokazałeś się dopiero teraz? — zapytała mnie Rika. Miała bardzo mocny głos z charakterystyczną chrypką.

— Zapisałem się dopiero w zeszłym tygodniu. Czyżby już mnie coś ominęło? — zdziwiłem się widząc, że wszyscy zdążyli się już poznać.

— Dwa tygodnie z rzędu. To są trzecie zajęcia — wyjaśnił blondyn. Trochę mnie to zaniepokoiło.

— Świetnie — mruknąłem pod nosem i położyłem torbę na ławce. Suzuko podsunęła mi pod nos zeszyt. Spojrzałem na nią pytająco.

— Masz notatki, ogarnij się, żeby być w temacie — powiedziała, o dziwo bardzo dziewczęcym jak na jej chłopięcą aurę głosem.

Podziękowałem. Akurat do sali wszedł jakiś starszy mężczyzna, w szarym garniturze z teczką pod pachą.

— Przepraszam za spóźnienie, możemy już zaczynać. Ooo, ty pewnie jesteś Sasuke, tak? — zapytał mnie z uśmiechem, kładąc mi dłoń na ramieniu, do którego nawet nie sięgał. Kiwnąłem tylko głową. — Świetnie, zajmij sobie miejsce, zaraz wpiszesz się na listę — powiedział i odszedł w stronę biurka, rzucając jakiś żart do ludzi grzebiących się w papierach. Pierwszy stres minął, więc spokojnie usiadłem między Hiro i Tai, którzy przez cały czas pomagali mi, wyjaśniając wszystko, co budziło moje wątpliwości. Dzięki temu powoli znajdowałem się na tym samym poziomie, co reszta.

*

O dziwo te dwie i pół godziny minęły szybko, poniekąd mnie relaksując. Atmosfera była bardzo spokojna, nasz nauczyciel ciekawie prowadził zajęcia, co chwile żartował, dzięki czemu czas szybciej leciał, a wszystko nabierało jakiegoś lepszego, ciekawszego wydźwięku. Istniała więc szansa, że paragrafy nie będą śniły mi się po nocach.

W pewnym sensie czułem się tu jak u siebie. Ale z drugiej strony, patrząc na wszystkich pewnych swego ludzi, czułem się wyobcowany. Sam nie byłem do końca przekonany do mojej roli w sądownictwie. Prawdę mówiąc, nadal w ogóle się w tym nie widziałem. Może te zajęcia wskrzeszą we mnie jakąś iskrę.

Po wszystkim nie pojechałem od razu do domu, ale z nowo poznaną piątką poszedłem na Harajuku. Dobrze się stało, że trafiłem do tej klasy. Z większością osób od razu znalazłem wspólny język, co rzadko mi się zdarza.

W drodze powrotnej zacząłem odczuwać pierwsze skutki zmęczenia.

Wróciłem koło dwudziestej, ale w domu nikogo nie było. Wypuściłem psa, zrobiłem sobie kolację i wziąłem szybki prysznic. Spakowałem się na jutro i skierowałem w stronę łóżka. Akurat wtedy wróciła mama, więc tylko zdążyłem się pożegnać, rzucając parę słów o tym, jak było w szkole i na kursie. Dowiedziałem się, że ani brata, ani ojca dziś w domu nie będzie.

Killer położył się przy moich nogach. Chwilę popisałem z Naruto. Pytał, jak było na kursach. Pisaliśmy głównie o pierdołach, aż w pewnym momencie przestał odpisywać. Nie przejąłem się tym zbytnio, byłem zbyt zmęczony i odłożyłem telefon. Jutro się z nim zobaczę.

Szybko zasnąłem, jednak coś koło dwunastej zbudziło mnie. Nim zdążyłem przenieść wzrok z elektronicznego zegarka na powód mojej pobudki, poczułem, jak coś, a raczej ktoś, oplata mój tors. Z początku uderzyło mnie niesamowite uczucie strachu. Byłem pewien, że to Itachi, ale ten strach został rozwiany w momencie, kiedy poczułem, tak dobrze mi znane, przyjemne ciepło.

— A ty co tu robisz? — zapytałem zaspany Naruto, który właśnie wszedł pod kołdrę obok mnie, wtulając się w mój bok.

— Mogę tu dziś spać, nie? — zapytał. Spojrzałem na niego zaskoczony.

— Możesz, ale co ci się tak nagle stało? — spytałem cicho, odwracając się bardziej w jego stronę. — Jak tu wszedłeś?

— Mama mnie wpuściła. Atuty tego, że mnie lubi. — Uśmiechnął się.

— I tak cię wpuściła i powiedziała "Idź spać z nim"? — zaśmiałem się, przygarniając go do siebie ramieniem.

— Nie. Zapytałem, czy jesteś, ona powiedziała, że chyba już śpisz, po czym kazała mi wejść na górę. Jak już stałam na schodach to zapytałem, czy gdyby przedłużyła nam się "rozmowa" to mogę zostać. Powiedziała, że nie ma problemu — wytłumaczył. — To co, mogę?

— Możesz — zaśmiałem się, mocniej go obejmując. Nie ukrywam, że odczułem lekkie zdziwienie tą sytuacją i zachowaniem matki. Ale jeśli on tu przyszedł o takiej porze, to coś musiało być na rzeczy. — To co się stało?

— Pokłóciłem się z Jiraiyą — mruknął. Zdziwiłem się.

— O co?

— To, co zawsze.

— Leki?

— Też. Ale główny problem w tym, że chce wysłać mnie do sanatorium. Cały czas wmawia, że mi to dobrze zrobi.

— A może ma racje? — rzuciłem. — Przecież sanatoria są od tego.

— Jeśli nawet... to nie chcę teraz jechać.

— To może w wakacje? — zaproponowałem.

— W wakacje mamy jechać z klasą, zapomniałeś? — Podniósł się i spojrzał na mnie z wyrzutem.

— Ale na dwa tygodnie. A jak wrócimy to możesz jechać do sanatorium.

— Ale mi wakacje... — mruknął i opadł głową na mój tors. — Na ile miałbym tam pojechać?

— A ile Jiraiya chciał?

— Miesiąc — syknął.

— Dwa tygodnie. Wytarguję to z nim. — Posłałem mu uśmiech. Trochę złagodniał.

— A odwiedzisz mnie? — zapytał nagle po chwili ciszy, nadal leżąc na mnie. Zrobiło mi się cieplej na sercu.

— Wynajmę sobie specjalnie pokój. — Pogłaskałem go. — Ej, a jak już tu jesteś... Co myślisz o tatuażach? — zapytałem, korzystając z okazji.

— Fajne są. — Wzruszył ramionami.

— To dobrze.

— A czemu pytasz? Chcesz zrobić? — Spojrzał na mnie, mrużąc oczy.

— Możliwe.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro