Odcinek 76

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

24.02.2013 | 29.08.2023

Obudziły mnie jakieś hałasy z dołu. Zmarszczyłem czoło starając się to zignorować, ale Naruto leżący na mojej klatce uniósł lekko głowę. Spojrzał na drzwi, a potem przeniósł zmartwiony wzrok na mnie.

— Może wstaniemy? — zapytał już próbując się poderwać.

— Niee, drzwi zamknięte — zaśmiałem się, powstrzymując go przed ucieczką. Pomyślałem, że była spowodowana strachem przed tym, że moi rodzice nas zobaczą. Jednak myliłem się, gdy do moich uszu dotarły słowa ojca. Wtedy zrozumiałem, dlaczego chciał uciekać.

— To jest mój dom! Nie życzę sobie, żeby ten gówniarz ściągał tu jakiś pedałów i robił z nimi nie wiadomo co! Jak mogłaś go w ogóle wpuścić i jeszcze pozwolić mu zostać na noc?! — Ojciec krzyczał, zapewne do matki. Nie trudno było się domyśleć, że mówi o Naruto. Spojrzałem na jego spuszczoną głowę. Zaniepokoiłem się. Już chciałem go poprosić, aby to zignorował, jednak on mnie wyprzedził.

— Twój ojciec za mną nie przepada — powiedział oschle ze spojrzeniem wbitym w kołdrę.

— To ja z tobą jestem, a nie on. — Położyłem mu dłoń na ramieniu, ale strząsnął ją. Spojrzałem na niego pytająco, gdy zerwał się z łóżka i zaczął się ubierać. — Nie potrzebnie się przejmujesz, wiesz jaki jest mój ojciec i że nigdy...

— Nie. — Przerwał mi, zapinając spodnie. — W sumie mam to gdzieś — rzucił. Uśmiechnąłem się i już chciałem pochwalić jego podejście, kiedy on nagle dodał: — Przecież ma rację.

Spojrzałem na niego zdezorientowany, a on w tym samym momencie złapał za swoją bluzę i wyszedł z mojego pokoju. Nawet nie zdążyłem powiedzieć słowa, by go zatrzymać. Awantura nagle ucichła. Słyszałem kroki, które stawały się coraz cichsze, a później tylko trzaśnięcie drzwi wejściowych.

Naruto wyszedł.

Patrzyłem przed siebie oniemiały. Po chwili ktoś zapukał. Nie odezwałem się, mimo to mama ostrożnie weszła do mojego pokoju.

— Ojciec... chce z tobą porozmawiać — powiedziała cicho, bojąc się mojej reakcji. Czułem jak złość we mnie narasta.

— Mówiłaś, że ojca nie będzie w domu do południa — warknąłem w jej stronę, mając na uwadze naszą wczorajszą rozmowę. Dalej nie wyszedłem spod kołdry.

— No tak... Ale przyjechał po dodatkowe papiery i znalazł w skrzynce listę... z twoimi ocenami i frekwencją. Nie spodobała mu się.

— A co Naruto ma do tego?! — krzyknąłem, wyskakując z łóżka. Stanąłem przed nią.

— Bo chciał od razu iść z tym do ciebie i zrobić ci awanturę, ale powiedziałam mu, że nocował u ciebie kolega, że jeszcze śpicie i żeby porozmawiał z tobą później, żeby nie robił ci kłopotów przy Naruto...

— Brawo, wyjątkowo ci się to udało — warknąłem, zakładając na siebie ubrania. — Wielkie dzięki, naprawdę. — Wypchnąłem ją na korytarz i zamknąłem za nią drzwi.

Ubrałem się szybko zastanawiając się, co zrobić? Biec od razu do Naruto, czy najpierw zmierzyć się z ojcem? A co mam powiedzieć Naruto? A co ojcowi?
Przetarłem dłońmi twarz.

Pięknie. Po prostu pięknie.

Złapałem plecak i zbiegłem na dół, nie mając zamiaru zatrzymywać się na rozmowę. Nie teraz.

Już prawie wychodziłem, kiedy nagle podbiegł do mnie ojciec. Złapał mnie za nadgarstek i próbował zatrzymać. Wtedy zrobiłem coś, czego się po sobie nie spodziewałem.

Uderzyłem go w twarz.

Matka zakryła dłońmi usta z niedowierzania. Ojciec odskoczył ode mnie kawałek i złapał się za policzek, patrząc na mnie wściekle. Zrobiło się cicho. Spojrzałem na niego i dopiero po chwili dotarło do mnie, co zrobiłem. Pierwsze co przeszło mi przez myśl to przeprosiny. Ale koniec końców tylko prychnąłem mu w twarz i wyszedłem z domu, zostawiając zszokowanych rodziców w środku.

Bez zastanowienia pobiegłem w stronę domu Naruto. Gdy znalazłem się już przed jego drzwiami, wbiegłem do środka, nie czekając na pozwolenie. Torba upadła gdzieś w przedpokoju, a ja zacząłem rozglądać się po domu za chłopakiem.

— Naruto! — zawołałem. Zauważyłem go. Spojrzał na mnie i zatrzymał się na schodach. Stanąłem naprzeciwko niego, czekając na jego ruch. Oparł się o barierkę i westchnął zrezygnowany.

— Ja... stchórzyłem. Przepraszam — rzucił markotnie.

Odetchnąłem z ulgą. Od razu wszedłem na czwarty stopień i objąłem go. Wtulił się w mój tors.

Kamień spadł mi z serca. Miałem gdzieś zdanie rodziców i co oni myślą. Jedyne, czego się bałem, to utrata blondyna.

— W porządku — uśmiechnąłem się, gładząc jego włosy. — Ignoruj wszystko, co mówią moi rodzice, dobrze?

— Ignorować wszystko? — zapytał zdziwiony. — No wiesz, jakby nie patrząc to teściowie. Nie wypada — powiedział w moją pierś. Zaśmiałem się.

— Kocham cię. — Oparłem policzek na jego włosach. Naruto odsunął się i podniósł głowę, patrząc na mnie. Chciał mnie pocałować, ale uciekłem głową w bok.

— Co jest? — zdziwił się.

— Nie umyłem jeszcze zębów — mruknąłem. Chłopak mimo moich oporów chwycił mój podbródek i przywarł ustami do moich warg.

— Ja też nie — uśmiechnął się, gdy oderwał się od moich ust.

— Jesteśmy obleśni — parsknąłem śmiechem. Blondyn przejechał kciukiem po moim policzku.

— Trudno — odpowiedział. — Chodź do łóżka.

— A szkoła? — zaśmiałem się, by go trochę podrażnić. Sam nie chciałem nigdzie wychodzić.

— Wolę cię bardziej, kiedy nic nie mówisz — mruknął i mnie pocałował. Nie przeszkadzały mi nasze oddechy, prawdę mówiąc w ogóle nic nie czułem, prócz ciepła jego skóry i dłoni na moich plecach.

Poranny seks w jego łóżku był dla mnie nowością. Powoli przyzwyczajam się do jego bliskości. Za każdym razem ból coraz szybciej zamieniał się w przyjemność. Może to dzięki nowej taktyce, którą obrał Naruto?

Nie chciałem, by to się kończyło. To przyjemne uczucie zaraz po zbliżeniu, kiedy pozwala mi oprzeć głowę na swoim torsie i bawi się moimi włosami. Byłem tym zupełnie oczarowany i niczym głaskany kot nie śmiałem się ruszyć, mrucząc pod nosem. A on był moim właścicielem.

— Często kłócisz się z rodzicami? — szepnął, przerywając ciszę.

— Tak — rzuciłem spokojnie, przypominając sobie awanturę z dzisiaj.

— A z bratem? — zapytał. Rozszerzyłem oczy. — Lepiej, czy gorzej?

Wystraszyło mnie to pytanie. Jeśli odpowiem, że lepiej, skłamię. A odpowiedź "gorzej" potrzebuje uzasadnienia. Będzie pytał dlaczego, oczekując wyjaśnienia.

— Gorzej — odpowiedziałem mimo wszystko. Ku mojemu zaskoczeniu nie padło pytanie "dlaczego", na myśl którego zaczynałem drżeć.

— A pies bardzo niszczy, czy już nie? — Zadał kolejne pytanie, co mnie zaciekawiło. Uniosłem się i spojrzałem na niego.

— Czemu to cię tak nagle interesuje?

— Potrzebuję to wiedzieć. Więc? — Ciągnął temat, obejmując dłonią tył mojej głowy.

— Już z tego wyrasta — odpowiedziałem, bacznie obserwując jego twarz.

O co może mu chodzić?

Naruto uśmiechnął się. Przycisnął moją głowę w dół, z powrotem kładąc mnie na swojej klatce piersiowej.

— Rozmawiałem o tym ostatnio z Jiraiyą... Nie chciałbyś się do mnie przeprowadzić?

Teraz już zupełnie zerwałem się z leżenia i usiadłem obok niego, zaskoczony wlepiając oczy w Naruto. Takiej propozycji się nie spodziewałem.

— Ale... Ale co? Jak ty to sobie wyobrażasz?

— Normalnie. Będziesz mieszkał ze mną w pokoju, Killerowi zrobi się budę za domem, bo nie zgadzam się na psa w moim pokoju. Jedynie w zimne i deszczowe dni może spać na dole. Wybacz, ale kłębów sierści w każdym kącie nie zniosę — powiedział spokojnie, jak gdyby to było coś zupełnie normalnego. Dalej byłem w szoku.

— Skąd przyszedł ci taki pomysł do głowy? I jak to Jiraiya wszystko wie? To on wie, że my...

— No raczej się zorientował. — Wybuchł śmiechem. — Ale wiesz, nie możemy robić przy nim żadnym ekscesów.

— A co z moimi rodzicami?

— To byś musiał z nimi pogadać. Twoja mama raczej się zgodzi, z ojcem może być ciężej... Ale on chyba i tak wolałby się ciebie pozbyć — mruknął. Na chwilę zrobiło się cicho.

— Ale ja mam tylko siedemnaście lat, żadnego dochodu ani...

— Pieniędzmi się nie martw, będziesz tu żył jak ja, po prostu i bez zobowiązań. Jedyne, czym musisz się martwić, to szkoła. A mając siedemnaście lat jesteś nieletni, ale młodociany i masz już jakieś pojęcie o życiu. Według mnie możesz się wyprowadzić. Jesteś na prawie, powinieneś wiedzieć najlepiej, jak to obejść. — Puścił do mnie oko.

Byłem w kropce. Oczywiście, że chciałem się do niego przeprowadzić. Kiedy usłyszałem tę propozycję, miałem ochotę wskoczyć mu w ramiona. Ale w odróżnieniu do niego byłem cholernym racjonalistom. Nie umiałem sobie tego wyobrazić teraz, ot tak, po prostu. Rodzice się nie zgodzą, ludzie zaczną gadać, a Jiraiya na pewno robi to dla Naruto, a tak naprawdę będzie traktował mnie jak zło konieczne. Wcale nie będzie tak kolorowo, jak blondynowi się wydaje.

Jednak możliwość bycia z blondynem cały czas, a w szczególności wolność od Itachi'ego tak strasznie mi się podobała...

— Więc? — zapytał mnie z uśmiechem.

— Ja... muszę się zastanowić — rzuciłem, a chłopakowi zrzedła mina. Chyba spodziewał się, że odpowiem od razu, a odpowiedź na pewno będzie twierdząca. Mruknął tylko niezadowolone "okej" i położyłem się, jak gdyby nie było rozmowy. A ja nadal siedziałem nagi obok niego, nie wiedząc, co mam teraz zrobić.

*

Powrót do domu był ciężki. Naruto po propozycji­ przeprowadzki jakoś specjalnie ze mną nie dyskutował, a czułość z jego strony skończyła się. W domu czekali na mnie wściekli rodzice. Oczywiście, szkoła musiała zadzwonić do nich i zgłosić moją kolejną nieobecność. Na domiar złego, pierwszy raz w życiu, matka obrała stronę ojca. Pastwiła się nade mną z prawie taką samą intensywnością, co tata.

Byłem tym wszystkim tak zestresowany, że uciekłem w głąb ogródka na tyłach domu i kończyłem dopiero co otwartą paczkę papierosów. Za dużo rzeczy na raz spadło na moją głowę, powodując w niej mętlik.

Chciałem chwycić pierwszę torbę, spakować swoje rzeczy i uciec do Naruto. Już na zawsze. Ale zachowanie chłopaka po tej rozmowie zaniepokoiło mnie i nie miałem odwagi, by dzisiaj do niego wrócić.

Ku mojemu zaskoczeniu dostałem wiadomość od Sasori'ego. Zaproponował kawę u siebie i wyraził chęć pokazania mi swoich najnowszych zdjęć. Z racji tego, że potrzebowałem dokądś uciec, bez wahania zadeklarowałem się, że zaraz przyjadę. Przebiegłem szybko przez mieszkanie, przebijając się przez tornado kolejnej rodzicielskiej awantury i na oślep, zupełnie nie czując tego, co robię, pobiegłem na stacje metro.

Wysiadłem na czwartym przystanku, na którym czekał Sasori. Natychmiast zauważył, że wyglądam inaczej.

— Coś się stało, tak? — zapytał, zanim w ogóle pomyślałem o tym, żeby się przywitać.

— Nawet nie wiesz ile. Spadasz mi z nieba, musiałem stamtąd uciec — rzuciłem i nie wiedząc czemu, przytuliłem się do niego, ignorując dziesiątki ludzi wokół nas. Był zaskoczony i dopiero po chwili położył dłoń na moich plecach. Poklepał mnie po nich jak kumpla, po czym puścił i czekał, aż zrobię to samo. Ale ja ani drgnąłem, przylgnąłem swoim ciałem do jego i wdychałem ten cudowny zapach, który zawsze mnie przyciągał. Tym razem i uspokajał.

Dopiero wtedy, gdy moje serce, oddech i umysł wróciły do prawidłowego stanu, odsunąłem się od zdezorientowanego i trochę zakłopotanego takim publicznym okazywaniem uczuć chłopaka. Jednak nawet nie myślałem, żeby go przeprosić. Miałem wrażenie, że mi się to należało za to całe zło, które mnie spotyka.

*

Tak jak było ustalone, poszliśmy do jego mieszkania. A raczej apartamentu, który znajdował się w bardzo eleganckim hotelu. Jego gniazdko znajdowało się na piątym piętrze. Całe było utrzymane w jasnych, kremowych barwach. Usiadłem na kanapie i przyglądałem się wszystkim zdjęciom na szafkach, ścianach, stoliku.

Mieszkanie, tak jak cały hotel, wyglądało na cholernie drogie. Bałem się, że jeśli się ruszę, to coś uszkodzę, przez co nie miałem odwagi ruszyć się z kanapy, na którą zaprosił mnie Sasori. Teraz przygotowywał w kuchni kawę. Prawie na każdej ścianie znajdowało się ogromne okno, przez które miało się piękny widok na panoramę Tokio, a mieszkanie wydawało się przez to jeszcze większe i jaśniejsze.

— Tak sobie myślałem... — zaczął, wychodząc z kuchni. — Na ścianie w moim pokoju mam zdjęcia z różnych imprez i wypadów z moimi znajomymi, jak i same ich portrety. Zgodziłbyś się, gdybym i tobie zrobił zdjęcie? — zapytał mnie, podając mi kubek. Spojrzałem na niego zaskoczony.

— Mnie? Ja jestem cholernie niefotogeniczny.

— Pozwól, że to oceni profesjonalista — zaśmiał się i sięgnął do torby po aparat. Przystałem na to, ale nie wiedziałem, jak się zachować, przez co jeszcze bardziej się spiąłem. On spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem. — Jesteś taki sztywny, że zaraz przebijesz mi sufit — parsknął śmiechem. — Rozluźnij się, bo aż robi się niezręcznie! — poprosił.

Ruszyłem ramionami, starając się wyglądać naturalnie, ale nie udało się. Chłopak podszedł do mnie i zaczął ustawiać moje ciało jak manekina na wystawie. A ja nawet nie myślałem się ruszyć.

— Może jednak to sobie darujemy? Widzisz, że nic dobrego z tego nie wyjdzie — mruknąłem.

I wtedy przypomniałem sobie, jak swobodnie czułem się, kiedy to Naruto robił mi zdjęcia. Kiedy byliśmy u niego w domu i robiliśmy projekt, albo później, kiedy leżeliśmy razem na łóżku. Na samą myśl uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Jakoś lepiej się poczułem.

Sasori zaraz wychwycił tę nagłą zmianę zachowania, krzyknął coś w stylu: „O, o, teraz się nie ruszaj!". Tylko zauważyłem, jak błysnęła lampa. Wtedy wróciłem do mojej sztywnej rzeczywistości. Miałem nadzieję, że chłopak skończył, ale on rozkręcił się, biegając wokół mnie jak małe dziecko, co chwilę robiąc mi nowe zdjęcia. Wyglądało to komicznie, przez co rozluźniłem się.

Po całej sesji usiadł obok i w końcu napił się już zimnej kawy. Od razu przerzucił zdjęcia na laptopa i zaczęliśmy je przeglądać.

— To jest najlepsze — powiedział z uśmiechem, kiedy na monitorze pojawiło się pierwsze zdjęcie, które mi zrobił. Akurat wtedy, gdy myślałem o Naruto. — Wyglądasz na szczęśliwego.

Przeglądaliśmy zdjęcia dalej komentując je, na zmianę rozmawiając o jego podróżach. Zatrzymaliśmy się na zdjęciu, do którego oboje mieliśmy mieszane odczucia. Nie wyglądałem na nich brzydko i nie było źle zrobione, ale coś w nim nie pasowało.

— Ten profil mnie nie przekonuje, gdybyś był bardziej obrócony w tę stronę wyglądałoby to lepiej — mruknął. W tym samym momencie złapał mój podbródek i obrócił moją głowę w lewą stronę tak, że teraz patrzyłem wprost na niego, a on na mnie.

Nie wiem jak to się stało, ale po chwili czerwonowłosy pocałował moje usta. Spojrzał na mnie i zrobił to po raz drugi. Nie opierałem się, nagle chciałem zobaczyć, jak to jest, jak on całuje. Jednak kiedy pchnął mnie na kanapę i poczułem jego dłoń poniżej mojej szyi ocknąłem się i go odepchnąłem.

— Nie.

— Dlaczego? — Spojrzał na mnie zdezorientowany, wisząc nade mną. Zrobiło mi się głupio.

— Pamiętasz tego blondyna, który był dla ciebie taki nie miły w sklepie?

— Tak, ale co to teraz ma do rzeczy? — zaśmiał się.

— Jestem z nim — odpowiedziałem od razu, oczekując jego reakcji. Uśmiech stopniowo schodził z jego twarzy, a zastąpił go wstyd, pomieszany z rozczarowaniem. Chłopak usiadł obok i pomógł mi wrócić do siadu. Oparł ramiona na swoich kolanach.

— Nie domyśliłem się, przepraszam.

— Nie, to nie twoja wina — powiedziałem szybko. — Skąd mogłeś wiedzieć?

— No tak ale... Boże, przepraszam, naprawdę źle to wyszło. — Zmieszał się, wstał i odszedł od kanapy.

— Ale w porządku, nic się nie stało. Znaczy... stało. Ale nie, nieważne, zapomnijmy o tym. — Starałem się jakoś unormować sytuację, ale kroczący nerwowo wokół stolika Sasori nie ułatwiał mi tego. — Mam wyjść? — zapytałem, kiedy zrozumiałem, że już nic w tej sytuacji nie wskóram. Chłopak jakby nie usłyszał tego pytania. — Lepiej wyjdę — rzuciłem niby do siebie i poderwałem się z miejsca, ale tym razem chłopak zareagował.

— Nie, poczekaj! Przecież nic się nie stało, tak? Możesz zostać. — Próbował mnie zatrzymać, ale wiedziałem, że gdybym został, to nie miałoby sensu.

— Nie, naprawdę już pójdę. Za bardzo się zasiedziałem — wytłumaczyłem, starając się uniknąć jego wzroku. Był smutny, a jednocześnie przestraszony. Jakby czuł to samo co ja, że jeśli wyjdę, to już nigdy nie wrócę.

Właściwie, czemu miałbym wracać? Czemu aż tak podoba mi się bliskość Sasori'ego, skoro jestem z Naruto? Powinienem od razu to wszystko odkręcić. A im bardziej chcę to załagodzić, tym bardziej się w to zagłębiam.

Gdy już byłem przy drzwiach, on podbiegł do mnie i włożył mi do dłoni pęk kluczy.

— Co to? — Spojrzałem na niego pytająco.

— Jeśli... Jeśli kiedykolwiek znowu będziesz miał gorszy dzień i będziesz chciał gdzieś uciec, albo po prostu będziesz w pobliżu... Przychodź kiedy chcesz, ja wbrew pozorom rzadko tu bywam. Możesz tu robić co chcesz. Lodówka jest pełna, a w skrzynce na moim biurku zawsze są pieniądze, więc jeśli będziesz kiedykolwiek na coś potrzebował... — powiedział, kurczowo trzymając moją dłoń, trzęsąc się całym ciałem.

Nie stał już przede mną Sasori, którego znałem. Ten dojrzały, znacznie starszy ode mnie, poukładany mężczyzna zniknął.

Przez głowę przebiegła mi myśl, że powinienem teraz z nim zostać. Nawarzyłem piwa, to teraz muszę je wypić. Ale tym razem rozsądek miałem silniejszy od serca.

— Proszę, nie odmawiaj — powiedział, akurat wtedy, kiedy ja miałem zamiar odmówić przyjęcia kluczy. Zaskoczony podniosłem wzrok na jego twarz.

Pocałowałem go. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale ja tylko ścisnąłem mocniej klucze i wyszedłem bez słowa.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro