Odcinek 84

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

14.12.2013 | 14.09.2023

Po wiadomości Sasori'ego nie mogłem zasnąć. Nie chciałem się już z nim widywać, to fakt. Ale czułem, że nie mogłem tego spokojnie zostawić i od tak wykreślić go z mojego życia. Nie po tym, co dla nie zrobił. Nie po tych niewyjaśnionych oskarżeniach Deidary. I na pewno nie przez to, co się między nami dzieje.

Zależy mi na nim, ale jak na przyjacielu. Mogę dać ostatnią szansę "naprostowania" naszej znajomości. Na moich zasadach i nie u niego.

Zdecydowanie trzeba odbyć poważną rozmowę w jakimś neutralnym miejscu. W końcu, jak to Sasori ujął – jesteśmy dorośli.

Kolejny dzień był wyjątkowo słoneczny. Dodatkowo od rana ktoś swoim pojawieniem poprawił mi humor. Tego dnia od razu wpadłem na Kibe. Stał przy miejscu, gdzie Naruto zawsze parkuje swój motor.

Czekał na nas.

A raczej na mnie.

— Hej. — Uśmiechnął się niemrawo. Unikał kontaktu wzrokowego. — Możemy chwilę pogadać? — zapytał. Ucieszyłem się, gdy go zobaczyłem i że normalnie się do mnie odzywał. Przytaknąłem z uśmiechem. — W cztery oczy — dodał po chwili, gdy mój chłopak nie ruszył się z miejsca, opierając się o swój motor ze skrzyżowanymi rękami.

Obróciłem się i spojrzałem na niego błagalnie. Nie był zadowolony. Był zły i patrzył na nas ze ściągniętymi brwiami. Wypuścił głośno powietrze i spełnił moją niemą prośbę, wyprostował się i ruszył w stronę szkoły. Po drodze szturchnął ramię Kiby. Psiarz nie zareagował na tę zaczepkę i tylko się poprawił. Gdy Naruto oddalił się wystarczająco zacząłem:

— Przepraszam za niego. Ma już trochę dość tej sytuacji.

— On? — parsknął śmiechem. — Z resztą, nieważne. Mam go gdzieś. — Nie podobało mi się to, z jaką pogardą wyraża się o moim chłopaku, ale nie skomentowałem tego. W końcu mogłem z nim porozmawiać! — Przepraszam cię za tą całą sytuację. Za kłamanie i milczenie. I że powiedziałem o wszystkim Hinacie, a tobie nie. Nie złość się na nią. Taka akcja się już nie powtórzy. Musiałem to sobie ogarnąć i faktycznie odpocząć. Dlatego wtajemniczyłem tylko Hinate, czego żałuję, bo wzięła wszystko za bardzo do siebie. — Wywrócił oczami. — Męczyła mnie całą noc, żebym pogadał z tobą jak najszybciej.

— Słusznie. — Przysiadłem na motorze mojego chłopaka. Kiba stał obok z rękoma w kieszeni. Był skruszony. Starałem się być bezwzględny albo chociaż zły, ale nie umiałem się pozbyć uśmiechu na jego widok.

— Ogólnie ujmując była pewna... dziewczyna. No ale dostałem od niej po pysku, dupie i po wszystkim innym, w co można dostać. I jak ona wypięła się na mnie, to ja wypiąłem się na was. Serio przepraszam. — Spojrzał na mnie. — Ale to był jednorazowy wyskok. W sumie tak głupi, że wstyd.

— I już tej laski nie ma? — zapytałem.

— Nie ma — odpowiedział i zapadła między nami chwila ciszy. — Kurwa, stęskniłem się za wami — jęknął i podszedł do mnie. Przyjąłem go z otwartymi ramionami. Wtulił się, a ja objąłem i uderzyłem go w plecy tak mocno, że aż kazał mi się odsunąć. Naprawdę cieszyłem się, że wrócił.

— Powiedz o tym Ino.

— O czym?

— Że już jesteś wolny.

— A co ją to obchodzi? Tak samo w mordę dostałem od niej, jak i od tej... — Zrobił smutną minę.

— Ostatnio jej się zmieniło — rzuciłem, unosząc brew. Spojrzał na mnie pytająco. — Jest zainteresowana.

— Że mną?! — wrzasnął na cały parking. Zaśmiałem się.

— No tobą. — Patrzył na mnie chwilę, po czym nagle emocje opadły.

— O... wow — mruknął. Zdziwiłem się.

— Co jest? Nie wydajesz się zadowolony.

— Bo wiesz... Nie ukrywam, że mi się to marzyło. Ale teraz... chciałbym przerwę — wytłumaczył. Rozumiałem go. Po ostatnich bałaganach faktycznie lepiej odpocząć.

— Ale powiedz jej mimo wszystko. Jak czekała tak długo, to może jeszcze poczeka.

*

Kibe w szkole wszyscy przywitali otwartymi rękami. Dosłownie. Gdzie wchodził, tam ludzie już szykowali się, aby go wyściskać. Nawet Kakashi.

Jedynie Naruto stroił jakieś dziwne fochy. Był wyjątkowo niemiły dla Kiby. Jego komentarze typu: „Moglibyście już przestać" za każdym razem, gdy zaczepiałem bruneta albo śmiałem się z nim nie robiły na mnie wrażenia. Wiedziałem, że prędzej czy później mu przejdzie i nie przejmowałem się tym. Chciałem nacieszyć się tą paskudną mordą psiarza. Jednak, gdy po mnie to spływało, Kiba i inni rzucali mu pytające spojrzenia. Nikt nie rozumiał, w czym blondyn znalazł problem.

Morderczy humor nie opuszczał go przez resztę dnia, czy to w szkole, czy w domu. W międzyczasie Kiba ogłosił, że w nadchodzący weekend szykuje domówkę. Oczywiście, nasza ekipa to goście obowiązkowi. W związku z tym dostałem zadanie. Niestety, prawie graniczące z cudem.

Miałem namówić na imprezę Naruto.

— Nie idę — burknął od razu, gdy tylko mnie zobaczył. Jakby wiedział, że chciałem go o to zapytać.

— No ale dlaczego? Kiba cię zaprasza, wszyscy tam będą. To tylko parę domów stąd.

— Nie idę, bo nie chce.

— Wytłumacz mi, dlaczego? — Biegałem za nim po całym parterze. Wyglądało to jak scena z banalnego programu o humorzastych nastolatkach. — Kiba w końcu wrócił!

— Kiba wrócił do was, nie do mnie. Nie mam potrzeby świętowania. — Próbował wejść na górę.

— Jesteś paskudny, wiesz? — Stanąłem przed nim. Odepchnął mnie lekko.

— Oczywiście, ja jestem ten zły! — zaśmiał się. — Nie masz dość tego cyrku? Siedział parę dni w domu, bo dostał kosza, a wy zachowujecie się, jakby wrócił z Afganistanu.

— A jak ty byś miał problem i się nim uporał? Nie byłoby ci miło mieć wszystkich u swojego boku?

— Milej by mi było mieć wszystkich w trakcie trwania tego problemu. On wybrał inaczej, robiąc z tego teatr. Ja już jestem zmęczony nim, jego tematem i wszystkim, co z tym związane. Koniec rozmowy. — Ominął mnie.

— Pójdę bez ciebie — ogłosiłem pewnie.

— To idź. — Machnął ręką.

— Ale ja nie żartuję.

— No to idź, jezu. — Obrócił się w moją stronę. — Droga wolna. Kluczy nie zapomnij — mruknął zrezygnowany, a mi na dźwięk słowa "klucze" przypomniał się Sasori. Naruto wszedł na górę, ja zostałem sam na schodach. Westchnąłem nad moim ciężkim żywotem.

*

— Misja zakończona fiaskiem — rzuciłem w stronę Kiby. Siedzieliśmy z samego przodu sali. Naruto od wczoraj mnie ignorował, więc siedział z dala ode mnie i rozmawiał z ludźmi Shikamaru. Lekcja jeszcze się nie zaczęła.

— Dlaczego?

— On jest jakiś strasznie cięty na ciebie ostatnio. Nie wiem dlaczego. — Położyłem głowę na ławce.

— Cięty? — Kiwnąłem głową. — Zazdrosny! — ogłosił z uśmiechem chłopak.

— O co? — Zerwałem się.

— O ciebie — zaśmiał się Kiba.

— O mnie? Proszę cię — jęknąłem.

— Nie no, to dobrze! Powinieneś się cieszyć. — Klepnął mnie w plecy.

— Niby co jest dobrego w jego fochach?

— Wyczuł konkurencje. — Teatralnie przeczesał sobie włosy, jakby pozując do zdjęć. Zrobił to samo mnie.

— Zabieraj łapy, bo obserwuje. Chcesz, żeby ze mną zerwał? — rzuciłem, odpychając jego rękę. Widziałem baczne spojrzenie tygrysa Uzumaki'ego na nas.

— Bez przesady. Niech się trochę podenerwuje, pępek świata malusi. A ty sobie nie wyobrażaj, nie interesujesz mnie. Masz za małe cycki. — Kiba machnął ręką i odszedł na swoje miejsce.

Już chciałem rzucić mu jakąś bogatą ripostą, ale do sali wszedł nauczyciel. Odszedłem więc na swoje miejsce obok blondyna, który wracając do naszej ławki udawał, że mnie nie widzi.

Akurat, gdy wszyscy usiedli, a nauczyciel zaczął zajęcia, telefon w mojej kieszeni zaczął wibrować. Ukradkiem spojrzałem na niego.

Wiadomość od Sasori'ego.

Po raz drugi poprosił o spotkanie. Kątem oka zerknąłem, czy Naruto nie obserwuje moich poczynań i gdy spokojnie stwierdziłem, że teren jest czysty, odpisałem mu.

Zaoferowałem spotkanie w sobotę rano. W kawiarni, w której byliśmy razem. Co prawda jest to miejsce blisko jego domu, ale to nie jego dom. Przy okazji było to daleko od mojej okolicy. Czułem więc, że będę bezpieczny.

Dobrze się złożyło z domówką u Kiby. Też jest w sobotę, ale w godzinach popołudniowych. Rano mogę więc śmiało wyjść pod pretekstem zrobienia zakupów na tę okazję. Naruto ogłosił, że nie idzie, więc nie muszę go brać ze sobą.

*

Końcówka roboczej części tygodnia była dla mnie straszna. Naruto jak panoszył się ze swoim obrażalstwem, tak panoszył. Nie odzywał się do mnie, nie patrzył na mnie. Chodził z wysoko uniesionych podbródkiem, jakby chciał tym nadgonić swoją zdeptaną dumę. Chociaż sam nie wiedziałem, kto lub co mu ją zdeptało.

Pytałem, o co mu chodzi, na co on albo nie odzywał się w ogóle, albo odpowiadał: "o nic". Niczym rozkapryszona nastolatka.

Nawet Kiba pofatygował się do niego na przerwie, pytając, co mu się stało. Cały czas blondyn ciskał w niego gromkimi spojrzeniami. Oczywiście, psiarz odpowiedzi nie zdobył, gdyż mój chłopak był łaskaw otwierać buzię tylko przy ekipie księcia.

Pomyślałem, że pewnie dalej chodzi mu o to, że więcej czasu spędzałem z Kibą. Moje przypuszczenia musiały być błędne. Skoro blondyn był zły o brak zainteresowania z mojej strony, to kiedy te dwa dni biegałem za nim dlaczego mnie odtrącał? W szkole, i w domu, a nawet w łóżku. Mogłem stanąć dla niego na rzęsach, a on i tak siedział sztywno jak kij od miotły.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro