🍅A już nawet chciałem🍅

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nawet śpiąc nie czuję się bezpiecznie. Nie potrafię. To dla mnie za dużo. Nie lubię jak boli. A zawsze tak się to kończy. Wszystko się tak kończy. Bólem. Jak nie fizycznym, to psychicznym. Nieważne jakim. Zawsze jest, był i będzie ból. Dlatego nie lubię wracać do domu. Ale cóż. Kiedyś trzeba...

Budzę się w środku nocy. Zrywam się gwałtownie z łóżka. Krzyczałem? Nie mam teraz pojęcia. Jest pustka. Nie wiem co było snem, a co stało się naprawdę.

- Boli mnie głowa... - mówię do siebie, delikatnie pocierając skroń. Skutki wczorajszego dnia... bo przedwczorajszego na pewno nie.

- Zaraz nie tylko ona będzie cię boleć. - słyszę głos. Znam go bardzo dobrze. Nawet za bardzo. Odwracam się w stronę drzwi skąd dobiegają słowa.

Ojciec. Bo kto inny. Chcę się rozpłakać, ale moja głowa tego nie wytrzyma. Nie chcę też pokazać mu, że aż tak się boję. Tylko bardziej go to usatysfakcjonuje. A ja nie mogę na to pozwolić.

- Czego chcesz? - udaję twardego. W sumie nieźle mi to wychodzi.

- A jak myślisz? - pyta, podchodząc do mnie.

O nie! Ja nie dam rady. Zaraz znowu dostanę jakiegoś napadu lęku, czy czegoś tam.

- Znowu mnie uderzysz? - pytam zimnym tonem, zrywając się z miejsca i stając naprzeciw niego. - A może to już ci się znudziło i tak jak ostatnio mnie zgwałcisz!?

- Uważaj na słowa szczylu! - mężczyzna uderza mnie otwartą dłonią w twarz. - Chociaż... myślę, że to nie najgorszy pomysł.

Złapał mnie za nadgarstek i pchnął na łóżko. To bolało. Tym bardziej, że uderzyłem głową o ścianę. Boję się tego, co zaraz się stanie. Mam ochotę skulić się w kłębek i rozpłakać.

Nie mogę się tak łatwo poddać. Próbuję się wyrwać, jednak jestem zbyt słaby. Zaciskam oczy z całej siły. Nie chcę tego widzieć. Czuję jak jego dłoń wślizguje się pod moją bluzkę, a jego usta brutalnie wpijają się w moje. Nie chcę tego. Czuję się bezwartościowy. Równie dobrze mógłbym być martwy. Na to samo by wyszło.

🍅🍅🍅


Tak bardzo mam dość. Wszystko mnie boli. Chce mi się płakać. Nie mam siły.

Jeszcze muszę się ogarnąć do szkoły... Ugh. Dam radę. Będzie dobrze. Przeżyję. Uda mi się nie rozpłakać. Mam taką nadzieję. A nadzieja matką głupich.

Właśnie. Skoro już przy idiotach jesteśmy, ciekawe co z moim przystojnym panem. Dawno go nie widziałem. Aż... nie wiem ile, ale z pewnością za dużo.

Chyba jednak chce mi się iść do tej beznadziejnej szkoły, z beznadziejnymi ludźmi i największym debilem jaki istnieje na Ziemi, ale za to jakim cudownym... Nie ważne. Ja tego nie pomyślałem, to po prostu mój mózg się nie zdążył zresetować po wczoraj i wychodzą dziwne rzeczy.

Sięgam po telefon i sprawdzam godzinę. Zerkam też na datę. O BOŻE! DZISIAJ NIEDZIELA. A już nawet chciałem iść do szkoły... Zawsze tak jest, że jak coś chcę to tego nie ma, a jak nie chcę to jest!

Ugh... Jeszcze pewnie będę musiał spędzić ten dzień z rodzinką! Nie chcę ich na oczy widzieć. Szczególnie rodziców. W sumie to tylko rodziców. Feli jest wkurzający, ale kochany... I jeszcze rodzinny obiad. Super. Świetnie. Zajebiście. Mam już dość tego dnia, a nawet nie zdążył się jeszcze zacząć. To smutne.

Smutny jest też fakt, że ja naprawdę chcę być wesoły. Cieszyć się życiem. Ale jak, kiedy ja po prostu nie potrafię. Nie z nimi. Czuję zbyt wielki lęk, żeby móc odczuwać szczęście. Chcę mojego pana...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro