🍅Kocham Cię (Epilog II)🍅

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- I jak się dzisiaj czujesz Lovino? - Zapytałem witając się z chłopakiem.

- Samobójczo. Wiesz co jest smutne? - Pokręciłem głową, z zamiarem zaprzeczenia, a chłopiec kontynuował. - Że ludzie, którzy powinni przy tobie być cię opuszczają. Zostajesz sam. Otaczasz się innymi. Milionami osób, a mimo to ciągle jesteś samotny. Chciałem przestać. Nie czuć się w ten sposób. Dziękuję. Pomogłeś mi. Ale. Nadal brakuje mi. - Urwał. Zacisnął mocno szczękę, a oczy wlepił w jakiś oddalony punkt.

- Wiesz, że nie musisz tego robić. Prawda? - Złapałem go mocno za rękę. Nie mogłem się pogodzić z tym co się działo. Co miało się wydarzyć. - Odbierze ci to szansę na bycie szczęśliwym. Wtedy nie będzie nawet okazji. Ja.. Ja naprawdę chcę żebyś został. I. I wiem, że ci ciężko, ale chcę cię kochać. Chcę żebyś został. Jesteś mi potrzebny, żebym ja nie czuł się samotny. Lovi. Kocham Cię.

- Nie rozumiesz. Wiedziałem, że mnie nie zrozumiesz. - Miał łzy w oczach, ale na jego twarzy wyraźny był upór i zawziętość. - Idź już. Jeśli mnie kochasz, to mnie zostaw. Pozwól mi na to.

- Ale. Właśnie dla tego, że Cię kocham nie mogę odejść. Możesz być szczęśliwy. Daj mi szansę. Proszę. Raz. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Dam ci to wszystko czego ci brakuje. Tylko tego nie rób. Proszę.

- Niech ci będzie idioto. - Zgodził się. - Ale wiedz, że cię nienawidzę.

- Też cię kocham pomidorku.

Mówił, że się zgadza. Że tego nie zrobi. A ja byłem cholernym idiotą. Zawsze byłem idiotą. Ale naprawdę go kochałem. A teraz? Stoję nad grobem. Jego grobem. A wystarczyło, że bym nie pozwolił mu odejść. Zmusił do zostania u mnie na tę jedną tragiczną noc.

- Lovino. Kochanie. Mam nadzieję, że dobrze ci tam, gdzie teraz jesteś. Wiesz... Wiesz jakie jest moje miasto miłości? Rzym. Rzym jest moim miastem miłości. Bo tutaj spotkałem ciebie, a ty nauczyłeś mnie kochać. To ty byłeś moją miłością. Widziałem smutek w twoich oczach, gdy o tym rozmawialiśmy. Przyniosłem ci kwiatki. Róże. Twoje ulubione. Mam nadzieję, że nic w twoich preferencjach co do nich się nie zmieniło. Tak bardzo za Tobą tęsknię. Wiesz. Już nie pracuję w szkole. Nie jestem już psychologiem. Nie umiem. Nie nadaję się do tego. Nie byłem w stanie pomóc nawet tobie. A tak bardzo Cię kochałem. Kocham. I kochać będę. Wiesz. Myślałem nad tym. Ludzie naprawdę są samotni dopóki nie znajdą kogoś kto ich zrozumie i obdarzy miłością. Ludzie naprawdę tego potrzebują. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Ale rozumiem twój wybór. Wiesz... Pewnie wiesz. Byli tu tylko raz. Na twoim pogrzebie. Nie myślałem nigdy, że to aż tak. Zazwyczaj młodzieży wydaje się, że rodzice ich nie rozumieją. Nie kochają. Jest to normalne w tym okresie, ale u ciebie to była rzeczywistość. Byłem taki głupi. Potem. Potem myślałem nad tym wszystkim. Nie umiałem się pogodzić. Co ja gadam. Nadal nie umiem się pogodzić. Mam nadzieję, że to tylko cholerny sen, a gdy rano się obudzę będziesz leżał obok mnie. Wtulony we mnie tak jak zawsze, gdy zostawałeś u mnie na noc. Tęsknię za tym. Za twoją czerwoną jak pomidor buźką, gdy cię zawstydzałem. Za twoim zirytowaniem i kopaniem mnie po kostkach. Za twoim loczkiem, którego dotknięcie groziło natychmiastową śmiercią z twoich delikatnych rączek. Za naszymi rozmowami. Za całym tobą. Najpierw. Najpierw Lovi, chciałem pójść tam za tobą. Nadal najchętniej bym to zrobił. Ale nie mogę. Wiesz. Gilbert mi trochę pomógł... pozbierać się po tym wszystkim. Uświadomił mi, że ty byś tego nie chciał. Nie chciał byś mojej śmierci. Ale pomidorku. Ja wiem, że bez ciebie już nigdy nie odnajdę szczęścia. Bo moje szczęście umarło. Mój świat umarł. Nie potrafię być już taki szczęśliwy jakiego mnie znałeś. Czasem mam wrażenie, że słyszę twój podirytowany głos. Chcę wierzyć, że to ty. Że nie jest to tylko moja wyobraźnia. Ja... Ja nie wiem czy dam radę. Naprawdę się staram. Ale tak bardzo chcę być blisko ciebie. Przepraszam. Byłem idiotą. Nie udało mi się ochronić jedynej osoby, która zaznaczyła dla mnie tak wiele. Kocham Cię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro