Rozdział 18 Jesteśmy jak dzieci?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Zachowuje się dziwnie...

-Co jej jest?

-Nie mam pojęcia. Cały czas się uśmiecha jak gdyby nigdy nic. Nie odezwała się do mnie ani słowem na temat tego, co się stało... Czuję się urażona- westchnęła mulatka.

Gromadka dziewczyn przypatrywała się niby nic niepodejrzewającej przyjaciółce, która zachowywała się dla nich bardzo podejrzanie. Albowiem bez żadnych słów uciekała do szkolnej biblioteki i przesiadywała tam całymi przerwami, nie odezwawszy się do nikogo. Ciągnęło się to przez parę dni. Z troski o nią chciały się czegoś dowiedzieć, jednak gdy zadały jakiekolwiek pytanie, czy chociażby zwyczajnie się przywitały, przechodziła obok nich obojętnie, jakby nie istniały. Najbardziej niepokojące było to, że z jej twarzy ani na chwilę nie schodził uśmiech.

-Może jest nawiedzona?- zaproponowała Rose.- Przez jakiegoś wesołego demona?

-Prędzej upośledzona. Naprawdę wierzysz w takie rzeczy?

-Demony naprawdę istnieją, Alix- potwierdziła czerwonooka.

-Tak. A ja jestem krasnalem z krainy jednorożców.

-Cóż, w sumie przypominasz trochę skrzata...

-Sugerujesz, że jestem niska?!

-Uspokójcie się dziewczyny, bo was usłyszy!- mulatka zgromiła je spojrzeniem, po którym od razu zamilkły.- Zastanówmy się przez chwilę, co jej jest.

-A...

-Bez opcji paranormalnych.

-To ja nie wiem- stwierdziła blondynka.

-Ech... Nie rozumiem tego. Mogłybyśmy przysiąc, że to przez to, co odpowiedział jej Adrien... Ale nawet nam nie powiedziała, co się wydarzyło! Myślicie, że dostała kosza?

Mulatka wychyliła się zza regału, by spojrzeć ukradkiem na dziewczynę. Wyglądała całkiem naturalnie. Zupełnie nie było po niej widać, żeby ktoś złamał jej serce.

-Nie sądzę... To musiało być coś innego.

-W takim razie co~?- zawyła Rose, po czym opadła znużona na ziemię.- Nogi mnie już bolą od śledzenia jej. Nie możemy spytać się słonecznego chłopca, co się stało?

-...

-...

-... W sumie nie pomyślałam o tym.

-DOBRA! Mam dość! Idę tam!- krzyknęła niespodziewanie chłopczyca.

Nie zdążyły jej zatrzymać, gdyż już znalazła się przy stoliku, przy którym siedziała ciemnowłosa. Położyła z hukiem rękę na stole, by zwrócić na siebie uwagę przyjaciółki. Ta nawet nie drgnęła.

-HALO! Marinette! Ja tu jestem!

-Nie drzyj się Alix. Od początku wiem, że tam stoicie- odpowiedziała, wmurowując tym wszystkie dziewczyny w podłogę.

-Ech... Wiedziałaś?

-Wiedziałam, słyszałam... Robicie straszny zamęt wokół siebie.

-No nie wierzę...- mulatka odchrząknęła i z udawanym spokojem wyszła ze swojej kryjówki. Wiadomość, że ich umiejętności śledcze są do niczego, trochę ją zezłościła. Następnym razem lepiej nie brać ze sobą tak licznej grupy... Pozostałe niepewnie podążyły za nią, aż stolik przyjaciółki został cały okrążony.

-Marinette...- zaczęła.- ...martwimy się. Możesz powiedzieć, co cię trapi?

Nie odpowiedziała. Dalej rysowała coś w swoim szkicowniku, jakby tylko to się teraz liczyło. Dziewczyny niewiele myśląc, dosiadły się do niej i jak tylko potrafiły, objęły ją swoimi ramionami, zatapiając w mocnym uścisku.

-Biedactwo, dostałaś swojego pierwszego kosza?

-Nie...

-...- osłupiały słysząc to.

-J-jak to "nie"?- zdziwiła się Rose.

-No... Nie do końca go dostałam...- zaśmiała się, przez co te jeszcze bardziej spojrzały na nią, jak na wariatkę. Widząc ich zmieszane miny, zaczęła się jeszcze głośniej śmiać.

-Mówiłam... Nawiedzona.

***

Stanęła nieruchomo, analizując słowa, które powiedział jej złotowłosy. Ten zaś czekał na jakąkolwiek reakcję z jej strony. Z sekundy na sekundę ta cisza zdawała się wywiercać w nich dziury bez dna. Chłopak, widząc reakcję, której się nie spodziewał, zaczynał zastanawiać się, czy dobrze ubrał w słowa, to co chciał jej przekazać. Liczył na falę radości z jej strony. Milczenie nie było tym, czego oczekiwał.

-Idiota.

Uniósł zaskoczony głowę na rozbawioną twarz dziewczyny.

-To ja miałam z tobą zerwać, nie pamiętasz?

Na początku nie zrozumiał, o czym do niego mówi, lecz gdy przypomniał sobie ich umowę, którą złożyli w męskiej ubikacji, również wybuchł cichym śmiechem.

-Racja, wybacz... Chcesz to zrobić ostentacyjnie?

-Przygotowałam specjalną mowę! Szkoda by się zmarnowała- zachichotała radośnie.- Tylko... Nie spodziewałam się, że to już dziś... Co tak nagle?

-Powinienem był zrobić to już dawno...- schylił głowę na swoje buty, których czubkiem zaczął kopać w podłodze, jakby myślał, że uda mu się zrobić w niej dziurę.- Słyszałem, że pod moją nieobecność przystawiał się do ciebie jakiś chłopak.

-Naprawdę?- zaskoczyła się.- Od kogo?

-Od Alexa, ale to nieważne.

"...Co za kapuś..."- przeszło jej przez myśl.

-Czemu mi o tym nie powiedziałaś?

-Uznałam, że to nieistotne.

-"NIEISTOTNE"?- zadrżała przez jego nagle podniesiony ton.- Jakiś gość cię napastuje, a ja mam o tym nie wiedzieć?! Całe szczęście, że Alex tam był, bo gdyby ten palant cię tknął, to w przeciwieństwie do Alexa- ja bym się nie powstrzymywał!

-N-nie... Nie sądziłam, że tak cię to dotknie.

-Jesteś moją przyjaciółką. To normalne, że się przejmuję- podszedł do niej bliżej i położył swoją dłoń na czubku jej głowy.- Następnym razem chcę wiedzieć pierwszy, jeśli coś takiego się zdarzy- oznajmił stanowczym tonem.

-Żebyś stłukł komuś nos? Nie wiem, czy chciałabym tak ryzykować.

-Nie podoba mi się dowiadywanie o takich rzeczach od innych- położył swoją głowę obok wcześniej położonej dłoni. Niebieskooka spięła się, czując nagły ciężar i nacisk podbródka chłopaka, ale nie zaprotestowała.- Bądź co bądź jestem bardzo zazdrosny.

Serce zabiło mocniej na te słowa, prawie tak mocno, kiedy do niego szła. Ta scena z daleka mogła wyglądać na wielce romantyczną. Przyjaciółki dziewczyny cały czas się im przypatrywały podekscytowane, zwracając na siebie większą uwagę niż ta dwójka. Co chwila komentowały każdy ich ruch, sądząc, że poruszają się w bardzo dobrym kierunku. W pewnym momencie Alix wraz z Mylene zaczęły nawet "dubbingować" do każdego ruchu ust granatowowłosej i jej ukochanego.

-Marinette, jesteś taka słodka, ale chyba zaraz odlecisz. Pozwól, że obciążę cię swą głową wielką, jak dorodny melon na sterydach.

-Och, Adrien! Nie uważam, że masz za wielką głowę, ale nie krępuj się. Ja tak lubię, gdy ktoś wbija mnie w podłogę, a ty przecież i tak to robisz zawsze, gdy cię widzę!

-Ale wy głupie jesteście...- mulatka spojrzała na nie z zażenowaniem.

Tymczasem dwójka nastolatków zupełnie zapomniała, że przed chwilą ze sobą "zerwali" i nie zauważyli nawet, że wyglądają teraz, jak prawdziwa para rodem z bestsellerowych romansów.

-Heh... Czasami... Naprawdę zachowujesz się, jakbym była twoją dziewczyną- zauważyła niebieskooka.

-Widać wczułem się w rolę- zaśmiał się sucho i krótko, bo tak naprawdę nie było mu do śmiechu.

-Tak jest lepiej, prawda?...- spytała, zaciskając delikatnie pięści i prychnęła lekko, śmiejąc się z tej sytuacji.- Nie udając nie wiadomo czego.

-Ta... Nie inaczej.

***

-Nic nie rozumiem- oznajmiła Alix po usłyszeniu tej historii.- To dostałaś tego kosza czy nie?

-W bardzo dziwny sposób oznajmił ci, że jesteście tylko przyjaciółmi- stwierdziła Mylene.

-Nie pamiętacie? Powiedział przecież, że jest o nią BARDZO zazdrosny!

-To nie o nią chodziło.

-Głupi Adrien! Nagle zachciało mu się "uwalniać" Marinette od tego kłamstwa!

-Na bank Nino kazał mu to zrobić!

-Nie mieszajcie w to mojego chłopaka!

-Właśnie! Gdyby Marinette odezwała się pierwsza, na pewno byliby parą!

Przekrzykiwały siebie nawzajem, usiłując dowieźć swojej racji. Niebieskooka westchnęła przeciągle, widząc, że źle zrozumiały to, co im przed chwilą opowiedziała. Żadna z nich nie była nawet trochę bliska prawdziwego przekazu tej historii. Mimo wszystko uśmiechnęła się do siebie, patrząc, jak bardzo jej przyjaciółki się o nią martwią. Szkoda tylko, że każda z nich miała odmienny od siebie charakter i razem tworzyły ogromny zamęt, który powodował niemały ból głowy... Pomimo tego nie zamieniłaby je za nic na świecie.

-Dziewczyny!- przerwała im w końcu, zwracając całą ich uwagę na jej osobę.- Po pierwsze jesteśmy w bibliotece, uciszcie się trochę. Po drugie... Nie chodziło wtedy o to, co myślicie...

-A więc o co?- spytała Alya, na co pół Chinka kazała im z powrotem usiąść przy stole.- Doszłam do wniosku... że jeszcze jest dla nas za wcześnie. Uwielbiamy siebie nawzajem, ale tylko, gdy niczego nie udajemy. Mamy wszystko, czego chcemy i jest nam dobrze, tak jak jest... Nie chcę tego zmieniać.

-Ale dlaczego ukrywasz się w tej bibliotece?- dopytała dziewczyna z dredami.

-Nie wiem...- przyznała. Sama do końca nie rozumiała swojego zachowania.- Następnego dnia, gdy go zobaczyłam, zobaczyłam też mnóstwo dziewczyn spoglądające na niego zakochanymi spojrzeniami... Wiem, że to egoistyczne, ale... gdy byliśmy w "związku"...- zrobiła cudzysłów w powietrzu.-...miałam pewność, że żadna nie jest w stanie mnie zastąpić. To było dla mnie zabezpieczeniem, a teraz stanowisko dziewczyny Adriena jest wolne... Każda choćby odrobinę lepsza ode mnie dziewczyna może nią zostać, a ja będę musiała na to patrzeć.

-Co ty pieprzysz Marinette?!- Alix podniosła nagle głos, nie mogąc już słuchać tych wątpliwości i wymysłów niebieskookiej.- Masz coś, czego nie ma żadna z tych lafirynd i czego nie mogą tak po prostu zdobyć!- położyła swoją dłoń na jej ramieniu i z niewyobrażalną pewnością w głosie powiedziała jej prosto w oczy:- Znasz go lepiej niż którakolwiek dziewczyna na świecie. Co ważniejsze-twoja miłość do niego jest SZCZERA.

-Zgadza się- potwierdziła Alya.- I Adrien na pewno kiedyś zrozumie, że lepszej od ciebie nie ma.

-A jeśli nie, zawsze możesz zostać lesbijką, jak Juleka!

-Niedawno to ustaliłyśmy. Mari ma duże branie!- oburzyła się Rose.

-Ktoś coś o mnie mówił?- spytała zdezorientowana czerwonooka.

-Dziewczyny...- rozbawiona, ponownie im przerwała.- Kocham was... Nawet nie wiecie jak bardzo.

>...<

Kumacie, co nie? To wszystko, co się zdarzyło?

Nie?... Ja też tego nie ogarniam.

Wszystko zmienia się z dnia na dzień. Najpierw się zakochuję, a niecały miesiąc potem chcę wyznać miłość... Właśnie w tym tkwi problem - wszystko dzieje się zbyt szybko.

Nie wiem, jak to działa, ale mimo że czuję potrzebę bliskości, którą tylko Adrien może mi dać, to jednocześnie nie chcę zmieniać naszych relacji...

Możliwe też, że to dlatego, ponieważ zwyczajnie boję się wyznać mu, czego tak naprawdę chcę. Że pragnę być tylko jego i żeby on był tylko mój. Jednakże w momencie, gdy znowu był tak blisko mnie, miałam wrażenie, że jestem dla niego najważniejsza na świecie.

Nie spodziewałam się jednak, że uczucia tak szybko wyjdą na jaw.

<...>

Zerwałam się mozolnie z łóżka, słysząc denerwujące brzęczenie. Na dworze było ciemno, więc zdziwiło mnie, że budzik dzwoni tak wcześnie. Skierowałam się w stronę irytującego dźwięku i potykając się po drodze na schodach, dotarłam do mojego biurka, na którym komórka świeciła oślepiającym blaskiem. Przymrużyłam oczy, gdy wzięłam ją do ręki. Najpierw zwróciłam uwagę na godzinę, która wskazywała cztery minuty po północy. Moje zdziwienie odeszło, gdy dostrzegłam, że to nie budzik, a pewien zielonooki blondyn do mnie wydzwania... Zdziwienie zastąpiło zirytowanie. Czy on wie, która do cholery jest godzina?!

-Halo?- spytałam, przystawiając telefon do ucha.

-Ubieraj się!- powiedział podekscytowany. W porównaniu do mojej sennej chrypy on zdawał się, być całkowicie pobudzonym.

-Coo...? Adrien, jeśli to jakiś głupi kawał, to jutro oberwiesz, za budzenie mnie w środku no-

-Nie żartuję! Jestem pod twoim domem i masz do mnie zejść- chcąc się upewnić czy aby na pewno nie jest to żart, wyjrzałam przez okno. Rzeczywiście stał pod moim oknem.

-Jesteś głupi czy głupi?

-No wychodź. Mam coś dla ciebie.

Nie mając siły się z nim wykłócać, rozłączyłam się, wcześniej oznajmiając, że zaraz zejdę.

-Ja pierniczę, chyba go zabiję.

Założyłam na szybko swoje baletki, rzuciłam na siebie pierwszą, lepszą bluzę, jaką znalazłam w szafie i jak najciszej się dało, zeszłam po schodach. Byle by nie obudzić rodziców. Nie chcę myśleć, jak potraktowaliby moje wyjście z domu po północy. Stąpając na palcach, wzięłam ze stołu w salonie klucze od domu. Mało zawału nie dostałam, gdy wyślizgnęły mi się z ręki. Na szczęście w ostatniej chwili udało mi się je złapać za smycz... Tyle stresu, przez te jego zachcianki... Starając się zrobić, jak najmniejszy hałas otwierając i zamykając drzwi, wyszłam do chłopaka, który bez cienia poczucia grzechu wyszczerzył swoje białe ząbki. Oj, żebym ci ich zaraz nie wybiła...

-Wytłumaczysz mi, co jest tak bardzo ważne, że kazałeś mi się zrywać w środku nocy, akurat, gdy śniło mi się coś fajnego?

-Wiem, wiem, jesteś zła...- raczej wściekła.- ... ale rozpogodzę cię tymi oto...- wyciągnął zza pleców średniej wielkości, plastikowe pudełko.- ...ciastkami!

-..."Ciastkami"...- zamrugałam, przyglądając się temu, co przyniósł. Zawrzała we mnie lekka złość.- Mieszkam nad piekarnią, kretynie! I to miało mnie zaskoczyć?!

-To nie takie zwykłe ciastka! To mochi- podniósł wieczko, a moim oczom ukazały się małe, białe krążki.

-"Mochi"?

-Tradycyjne japońskie ciasteczka ryżowe. Nie mogłem spać, więc spytałem mamę, czy mogę zająć kuchnię, na co ona: "...Ta, rób, co chcesz, synku...". Przyszedłbym wcześniej, ale pierwszą porcję całkowicie zniszczyłem. Musiałem wszystko robić od nowa. Chciałem poprosić Alexa o pomoc, ale wygonił mnie ze swojego pokoju i zwyzywał od debili. Heh, dopiero teraz widzę, jacy jesteście podobni.

-STOP. Po co tu przylazłeś?- spytałam, widząc, że jadaczka mu się nie zamyka.

-Żebyś spróbowała! Chcę, żebyś pierwsza sprawdziła, czy mi wyszły- powiedział tak, jakby to było oczywiste.

-Nie mogłeś poczekać do jutra?

-Stracą swój cenny smak, jeśli zostawię je na całą noc.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Westchnęłam i stwierdziłam, że skoro i tak mnie już wyciągnął z łóżka, to przynajmniej niech nie na darmo. Sięgnęłam po biały krążek, gdy blondyn zamknął gwałtownie wieczko pudełka.

-A-A-A! Nie tutaj.

-Że co, proszę? Mam cię wpuścić do domu? Rodzice będą w siódmym niebie- i nie ma w tym ani krzty sarkazmu.

-Nie u ciebie. Chodźmy nad Sekwanę.

-Żartujesz sobie?

-Nie, teraz z niczym nie żartuję. No chodź- chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.

Cały czas nie wierzyłam, że to się dzieje na prawdę. Jednak gdy usiedliśmy na trawie, przed połyskującą w świetle księżyca rzeką... było to jeszcze bardziej dla mnie nieprawdopodobne!

-Ałć!

-Co robisz?

-Nic, nic.

"Tylko szczypię się, żeby sprawdzić, czy na pewno nie śnię"- pomyślałam.

-Dobra, daj te ciastka i miejmy to już za sobą- podał mi już otworzone pudełko i bez zastanowienia wzięłam jedno do ust. Niespodziewanie poczułam, jak słodkie nadzienie rozpływa się po mojej buzi. Nie przypominało to w żadnym stopniu ciastek, które zazwyczaj jadłam.

-I jak?

-Cóż... Bardzo lepkie... Gdy mówiłeś ciastka, myślałam, że będą kruche itp.

-To cię zaskoczyłem! A smakuje?

-Nawet, nawet...- gdy przełknęłam całe, wzięłam się za kolejne. Były niczym kluski z czymś w rodzaju miodu i... chyba jakiegoś warzywa. Był to niecodzienny smak, ale bardzo apetyczny.

-Ahhh~... To się cieszę- położył się na trawie, rękoma podpierając swoją głowę. Spojrzał w granatowe niebo, jakby się do niego uśmiechając.

-Coś taki wesoły?- spytałam po przełknięciu kawałka delikatnej potrawy.

-Nie wiem. Po prostu mam dobry humor... Mógłbym cię o to samo zapytać. Już parę dni uśmiechasz się do siebie, jakbyś podrzuciła bombę w klasie Mendeleiev i czekała na efekty.

-Hehe... To prawda, że za nią nie przepadam- przyznałam.

Wzięłam jeszcze jedno mochi i również położyłam się na plecach, obok zielonookiego. Patrzyliśmy teraz we dwoje w rozgwieżdżone sklepienie nad nami, a ja trzymając w palcach ciasteczko, co chwila wsadzałam je do buzi i próbowałam nie ubrudzić się czarną mazią. Gdyby nie ono mogłoby wyglądać to, jak scena rodem z filmów, ale na szczęście tak nie było... Przynajmniej dopóki nie odkryłam, że pudełko jest już puste.

-Smaczne były. Musisz kiedyś zrobić takie na moje urodziny.

-Nie wiem, czy twój tata będzie zachwycony tym, że odbieram mu robotę... Chociaż twoi rodzice mnie uwielbiają! Może kiedyś mnie nawet zatrudnią!

-Żebym miała patrzeć na twoją facjatę każdego ranka? Po moim trupie!

-Hahahahaha, i tak wiem, że mnie kochasz...- chociaż wiedziałam, że to żart, zesztywniałam na te słowa i pewnie mocno zarumieniłam. Mimo że było ciemno, odwróciłam w przeciwnym kierunku głowę, żeby tego nie zobaczył. Nie byłam w stanie być na niego zła za żartowanie z tego, bo przecież nie miał bladego pojęcia...

-Adrien...- mój poważny ton zwrócił jego uwagę. Przestał się śmiać, a uśmiech zszedł z jego twarzy.- Jak według ciebie powinna wyglądać miłość?- położyłam się na boku, odwracając do chłopaka, który wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem.

-A czemu chcesz wiedzieć?

-Po prostu odpowiedz.

-... Cóż... - również odwrócił się twarzą do mnie, a jego nos prawie zetknął się z moim.- A ty jak myślisz?

-Sama nie wiem... Nie mam pojęcia co się właściwie wtedy dzieje.

-Więc może tak wygląda miłość. Kiedy jest się jak dziecko i nie do końca rozumie się, co się dzieje.

-Jesteśmy jak dzieci?- wytrzeszczyłam oczy, gdy zdałam sobie sprawę z wypowiedzianych przeze mnie słów.- N-nie chciałam tego powiedzieć!

Z takiego bliska zobaczyłam, że on również pokrył się czerwienią. Jednak na pewno nie tak wielką, jak ja. Zakryłam zawstydzona twarz rękoma, widząc jego dziwną minę.

-Ś-śpiąca jestem! Nie bierz moich słów na poważnie!- usłyszałam jego delikatny, zachrypnięty chichot.

Zdjął moje dłonie z twarzy i położył między nami, lekko je zaciskając w swoje. Wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam w jego oczach jeszcze dotąd mi nieznany błysk.

-Nie wiem, jak ty, ale ze mnie jest totalny dzieciak- powiedział, odgarniając moją grzywkę swoją drugą ręką. Lekko się prostując, pocałował mnie w gołe czoło, a ja poczułam, że chyba będę musiała hiper wentylować.

-C-co?- szepnęłam.

-Lepiej już wracajmy. Jesteś w samej piżamie, nie chcę być powodem twojego kataru- przerwał, wstając gwałtownie, udając, że mnie nie usłyszał. Byłam tak bardzo zamroczona, że nie byłam w stanie mu się sprzeciwić, choć tak bardzo tego chciałam.

Odprowadził mnie do domu, na koniec marudząc, że nie dałam mu skosztować ani jednej kluski i że mam brudną twarz od nadzienia. Znów mnie dotknął, wycierając kącik moich ust, a ja zupełnie nie potrafiłam mu zabronić. Pożegnał mnie zwykłym "Widzimy się w szkole", na które mruknęłam nieśmiałe "Cześć". Tak, jak wcześniej wymknęłam się z domu, tak samo się do niego dostałam. Po cichu i nie budząc ani jednego z rodziców.

Oświeciłam lampkę na moim biurku i spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu wskazującego za sześć pierwszą. Usiadłam na łóżku, po czym padłam na plecy. Zaczęłam bezmyślnie przyglądać się sufitowi, rozmyślając o tym, co powiedział mi Adrien. Uszczypnęłam się po raz drugi tego dnia. Być może poprzedni raz był za delikatny? Jednak nadal się nie obudziłam. Spojrzałam na księżyc za oknem, który wszystkiemu się dziś przyglądał i doszłam do wniosku, że to wcale mi się nie śniło.

-Czy... Czy on wyznał mi miłość?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro