Rozdział 16 Arigato

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Odejdź.

-Nie.

-Idź sobie.

-Nie.

-Już nigdy się do ciebie nie odezwę!

-Hmmm... kuszące... Ale nie.

-Jesteś jak wrzód na tyłku!

-Przypominam ci, że na początku to TY chciałaś mieć towarzystwo... tak więc je dostałaś... Nie dziękuj.

-Jak ja cię zaraz...

Otóż z poniedziałku zrobił się wtorek. Który, mimo że był dopiero drugim dniem tygodnia, to już zapowiadał, jak bardzo cała reszta będzie męcząca.

Białowłosy nie żartował, gdy mówił, że nie odstąpi mnie na krok. Miałam w planach pospać sobie tak jak zwykle, jednak moja mama obudziła mnie, powiadamiając, że jakiś niezidentyfikowany kolega po mnie przyszedł. Niestety hasło "Powiedz mu, że mnie nie ma" tym razem nie podziałało... W sumie to nigdy nie działa. A mogłoby, gdyby ta kobieta nie udawała, że go nie słyszy! Tak właśnie starszy ode mnie chłopak (pozwolę go sobie zacytować)"asekurował" mnie do szkoły. Z ciemnymi okularami, które chroniły go od rażących promieni słońca, przypominał ochroniarza, bądź tajnego agenta. Nieistotne, że całkiem fajnie się przez to czułam. Niczym jakaś osobistość, którą trzeba chronić przed spiskowcami, lub gwiazda filmowa albo coś innego z tego typu rzeczy, ponieważ później robiło się to nieznośne. Łaził za mną wszędzie. Odprowadzał do klasy, towarzyszył podczas przerw i nawet czekał na mnie przed łazienką! Teraz był piątek i w te upalne dni czerwonooki nadal nie spuszczał ze mnie wzroku... Czułam się tym już lekko zmęczona.

I podirytowana...

-Dobra, ile chcesz?

-Słucham?

-Ile chcesz za zostawienie mnie w spokoju?

-Pf.. Hahahaha... Nie rozśmieszaj mnie nawet. Naprawdę myślisz, że mnie przekupisz? Za kogo ty mnie masz?

-No nie wiem... Nie specjalnie mam pojęcie, jak mam cię przekonać- przyznałam.- Właściwie odkąd się poznaliśmy, nie dowiedziałam się na twój temat żadnej informacji. Poza faktem, że jesteś z Japonii.

Nie odpowiadając, niczym koszykarz wrzucił puszkę po napoju, który kupił sobie w drodze do szkoły.

-Adrien też za wiele o tobie nie wspomina. Nawet gdy spytałam go o waszą "historię", to nadal nie wiem o tobie nic.

-I niech tak zostanie- burknął i ruszył dalej.

-Czemu nie chcesz mi nic powiedzieć?- spytałam, gdy dorównałam mu kroku.

-Nie jestem zbyt dobrym tematem do rozmowy.

-Ale chciałabym cię lepiej poznać...

-Nie jest ci to potrzebne do życia.

-Potrzebne może i nie, ale z czystej ciekawości chciałabym się dowiedzieć z kim mam do czynienia- przeciągnęłam się, wyciągając wysoko ręce z niewyspania.

-"Z kim masz do czynienia"? Myślisz, że ja jestem z jakiejś mafii, czy co?

-No nie wiem- wzruszyłam ramionami.- Praktycznie jesteś dla mnie obcy, więc wszystko jest możliwe.

-Chociaż schlebia mi, że widzisz mnie jako seksownego gangstera, to nie wiem, czy chcę być za takiego przez ciebie brany- stwierdził lekko rozbawiony. Skrzywiłam się, gdy usłyszałam jego wersję mojej wypowiedzi. Widocznie lubił dopowiadać sobie, co chce. -Dobra, co chcesz wiedzieć?

-Hm...- zamyśliłam się.- W sumie to wszystko...

-Bardzo konkretnie...

-Cicho... Myślę.

-Coś nowego...- uśmiechnął się głupkowato, gdy dostał mocnego kuksańca w bok.

W tym samym momencie rozbrzmiał dzwonek na lekcję i dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy przed moją klasą. Zerknęłam na chłopaka, który przeciągnął się, wyciągając wysoko ręce. Widać było po nim, że tak jak ja jest wyczerpany. Nie pomyślałam o tym wcześniej, ale żeby po mnie przyjść, musiał o wiele wcześniej wstać.

-Mmmmm... To ja już lecę. Ech... Sala gimnastyczna jest trochę daleko...- mruknął jakby do siebie i zaczął odchodzić wolnym, mozolnym krokiem. Nim wszedł na schody, a ja do swojej sali, odwrócił się gwałtownie i krzyknął za mną:

-Nigdzie nie odchodź później! Przyjdę po ciebie!- po czym  zniknął mi całkowicie z oczu.


***

Nigdy nie przypuszczałam, że to powiem, ale naprawdę zaczęłam odczuwać przyjemność z siedzenia samej na lekcji. A skąd ta nagła zmiana?

Dlatego, że JEGO nie ma obok.

Całe szczęście, że nie chodzimy razem do klasy. Te czterdzieści minut bez niego jest jak odpoczynek po próbach ucieczek od mojego nowego cienia, który nie wiadomo jak zajął miejsce tego prawdziwego. W sumie "ucieczek" to za dużo powiedziane. Po trzech godzinach pierwszego dnia dałam spokój. Nie sposób go było przechytrzyć. Był szybki i miał sokole oko, więc gdy tylko cichaczem chciałam zrobić tył zwrot i zniknąć za którymś zakrętem, nie udało mi się zrobić nawet kilku kroków. Z miną seryjnego zabójcy zapytał "A ty dokąd się wybierasz?"... Będę szczera- przeraził mnie, więc moje próby odcięcia się od białowłosego ninja-y skończyły się na tym.

Teraz trwała przerwa obiadowa. Alex, jako rodowity Japończyk miał swoje czarne pudełko na drugie śniadanie, pospolicie nazywane "bento", a ja, jak to ja- nie miałam nic. Dlatego udaliśmy się na stołówkę, która o tej porze była przepełniona ludźmi. Co by tu o niej opowiadać? Zwykła, gigantyczna "hala" ze stołami i długą ladą, w której kucharki podawały jedzenie. Zaś przy niej ciągnąca się w nieskończoność- kolejka. Aż mi się słabo zrobiło na jej widok.

-W sumie nie jestem aż tak głodna...- stwierdziłam smętnie. Chłopak zgromił mnie i tłum ludzi spojrzeniem.

-Wyjdź na dwór. Zaraz do ciebie dojdę.

Mocno zdziwiona, że dobrowolnie puścił mnie gdzieś samą, wyszłam, jak kazał na usłany zieloną trawą i ławeczkami placyk na tyłach szkoły. Kiedyś tego miejsca praktycznie nie używano. Było to po prostu szybsze przejście między dwoma częściami szkoły. Jednak niespełna dwa lata temu pojawiła się Alya i stwierdziła: "...Hhmm... Coś w tej budzie trzeba zmienić..." I tak po zostaniu przewodniczącą rady uczniowskiej wprowadziła przerwę obiadową na świeżym powietrzu. A także specjalne eventy z okazji świąt, takich jak na przykład Wielkanocne Szukanie Pisanek (która klasa zbierze najwięcej, ta ma tydzień darmowych obiadów) Walentynkowy Konkurs Cukierniczy (w którym nie chwaląc się, zajęłam pierwsze miejsce) oraz Bożonarodzeniowe Przystrajanie Choinki (za którą posłużył olbrzymi świerk rosnący właśnie na tym placu. Chcieli go ściąć, ale mulatka znalazła dla niego właściwe zastosowanie) Świetnie sobie radziła w tej roli. Nauczycieli zdziwiło, że mimo iż jest w najmłodszej klasie, to radzi sobie, jak nie jeden licealista. Dlatego też zostawili ją przy tym stanowisku kolejny rok. Wydaje mi się, że jeszcze przez kilka lat będzie przewodniczącą. Dopóki jej się to nie znudzi.

Usiadłam na ławce, która była najbliżej wielkiego iglaka. Robił przyjemny cień, a dzisiaj było naprawdę upalnie. Jeżeli taka pogoda jest w kwietniu, to jaka będzie w lipcu?

Zdecydowałam się wykorzystać te parę minut przerwy bez białowłosego i wyciągnęłam swój różowy szkicownik.

Jeśli spytacie mnie, czemu tak bardzo przeszkadza mi obecność Alex'a, to odpowiedź jest bardzo prosta. NIEZRĘCZNOŚĆ. Za każdym razem, gdy kończy mi się temat do rozmowy, zapada nieprzyjemna cisza, która aż uderza do głowy z bolesnym hukiem. Jemu to najwyraźniej wcale nie przeszkadzało, bo ani razu sam nie rozpoczął ze mną konwersacji. A gdy mi się to udało, to zaczął mnie wkurzać swoją arogancką postawą i ironicznie-sarkastycznym poczuciem humoru. Jakim cudem Adrien potrafi z nim na co dzień wytrzymać w czterech ścianach, to ja nie wiem.

Zaczęłam ołówkiem jeździć w różne strony bez konkretnego celu. Często tak robiłam, gdy nie miałam czasu na myślenie, a później łączyłam i przerabiałam te przypadkowe linie, tworząc coś ciekawego. Zazwyczaj to były projekty różnych strojów. Jakoś bardziej mi wychodziły niż martwa natura, albo portrety. I znacznie więcej czułam satysfakcji po skończeniu jednego dzieła. Choć nikt poza mną i Alyą ich nie widział, to nie specjalnie mi to przeszkadzało, bo traktowałam, to jako hobby.

-Ładnie...- usłyszałam za plecami, przez co zaskoczona odwróciłam głowę. Rozpoznałam te niebieskie oczy i włosy o końcówkach w tym samym kolorze. Chłopak pochylał się nad moją pracą, tuż przy mojej twarzy. Zaśmiał się, gdy zobaczył mojego buraka, po czym wyprostował się i usiadł obok mnie.- Mogę zobaczyć?- wskazał na notatnik, który szybko zamknęłam i położyłam po drugiej stronie ławki.

-Nie - syknęłam zimno.

-Ejj no, jesteś zła za tę akcję w poniedziałek? Przypominam ci, że to ten bałwan przesadził. No przestań. Ja po prostu nie chciałem robić niepotrzebnej afery. Próbuję cię przeprosić już od tygodnia- przysunął się bliżej mnie i spojrzał na mnie zmęczony.

-Jestem zła, bo jesteś okropnie natarczywy. Masz w ogóle szczęście, że Alex cię za żadnym razem nie złapał. A teraz odejdź, bo zaraz przyjdzie- spojrzałam na niego urażona i odsunęłam się odrobinę, dając mu do zrozumienia, że nie mam zamiaru z nim rozmawiać.

-Po prostu naprawdę mi się spodobałaś. To źle, że chcę zawalczyć o ciebie?

-Słuchaj, schlebia mi to, ale podoba mi się ktoś inny.

-Chociaż chciej mnie lepiej poznać. No weź, nie daj się prosić- jeszcze bardziej się zbliżył, a ja nie miałam, jak już uciec, bo zablokowało mnie ramię ławki, które gdy próbowałam się odsunąć, wbiło mi się w plecy.- Uwierz, że jestem znacznie lepszy od Adriena w wielu sprawach...- szepnął mi do ucha gardłowym głosem, po czym lekko przygryzł jego płatek.

-Luka, puszczaj mnie! - próbowałam odepchnąć go dłonią, ale na próżno. Chłopak nachylił się nade mną i o wiele bardziej zmniejszył dystans między nami. Gdy chciałam go uderzyć, złapał mnie za nadgarstek i zatrzymał go w powietrzu. Moja próba kopnięcia go w krocze także zawiodła, bo znalazłam się w pozycji, w której to zwyczajnie nie było możliwe... Bałam się tego, co zaraz mogło się wydarzyć.

"Proszę, przybądź... SZYBKO...!"

-Alex...

-Chyba powiedziała ci, żebyś ją puścił- rozbrzmiał niski głos i jakaś siła odciągnęła licealistę ode mnie.

Tą siłą okazał się białowłosy, który chwycił za kaptur niebieskookiego i potężnym ciśnięciem rzucił go na ziemię. Zaskoczona spojrzałam w górę na czerwone niby beznamiętne tęczówki, ale wyraźnie było widać, że płonęły delikatnie gniewem.

-Zwariowałeś koleś?!- wściekły brunet zaczął podnosić się z ziemi i poprawiać swoje ubrudzone od ziemi ubranie. Alex przeszył go srogim spojrzeniem, ale nadal zachowywał stoicki spokój.

-Ja zwariowałem? To ty bawisz się w zboczonego pedofila.

-Właściwie to ja...- chciałam wtrącić informację o swoim wieku, ale zamknęłam się, gdy zobaczyłam, że białowłosy daje mi wyraźnie do zrozumienia, że mam się zamknąć.

-Co? Przecież ona...

-Luka, powtórzę to po raz ostatni. Spieprzaj od niej albo nie będziesz miał czym zaspokoić swoich potrzeb.

Niebieskooki wyglądał na niepewnego i zalęknionego. Nie wiedziałam, że ten narcyz ma aż taki respekt wśród niektórych ludzi. Rzeczywiście był czasem przerażający i sama bałam się mu sprzeciwić, jednak nie sądziłam, że nie tylko taka sierotka, jak ja miała z tym problem.

-Ech... Już dobra, nie chcę problemów- powiedział, po czym oddalił się w tylko jemu znanym kierunku. Alex śledził go wzrokiem, dopóki nie znikną za drzwiami prowadzącymi do środka budynku, a gdy już nie było go widać, prychnął głośno.

-Pfff... Tchórz.

Odwrócił się do mnie, a jego wzrok złagodniał.

-Wszystko w porządku?- kiwnęłam głową potwierdzająco. Białowłosy odetchną i położył na ławce tacę z jedzeniem, po czym usiadł po drugiej stronie zbitego drewna.- Smacznego- mrukną i położył się na oparciu ławki, zakładając ręce za głowę.

Spojrzałam na tacę, a potem na jego olśniewającą posturę. Choć oczy były zamknięte, miałam wrażenie, że niecierpliwie wyczekuje aż coś odpowiem.

-...Arigato...- szepnęłam i wzięłam się za przyniesione przez niego danie. Jeszcze raz zerknęłam na jego twarz i mogłabym przysiąc, że się uśmiechną.


(Perspektywa Alex'a)

-...Arigato...- usłyszałem cichy szept i zdziwiony otworzyłem na chwilę oczy, by zobaczyć zarumienioną i nieudolnie zasłoniętą twarz dziewczyny siedzącą obok mnie.

Heh...

Po kilku minutach ciszy, która między nami nastała, nie mogłem się powstrzymać przed dolaniem kolejnej oliwy do ognia.

-Słyszałem, że wołałaś moje imię...

Wciąż nie otworzyłem oczu, ale byłem pewny, że znowu oblała się czerwienią z zawstydzenia.

-N-nie! W-wcale! Głuchy jesteś i tyle!- słychać było zakłopotanie w jej głosie, przez co pokręciłem na nią głową.

-Przyznaj się. Jednak mnie potrzebujesz- otworzyłem lewe oko, by na nią zerknąć i było dokładnie tak, jak przypuszczałem. Ścisnęła kolana i odwróciła wzrok z zapewne nadąsaną miną.

-J-ja... Byłam zdesperowana, dobra? To nie tak, że cię lubię, czy coś...

-Jednak to akurat mnie zawołałaś, króliczku... Coś chyba jednak jest na rzeczy.

Zamilkła, nie mogąc znaleźć żadnego argumentu podważającego moje słowa. Króliczkowi jest chyba głupio... To na swój sposób urocze. Uśmiechnąłem się i wstając z ławki, poczochrałem ją po głowie.

-Dobra, dobra, daję ci na dzisiaj spokój. Znaj moją łaskę.

Zacząłem się oddalać, gdy ta wstała gwałtownie i krzyknęła za mną:

-Ja wcale cię nie lubię, bałwanie!

-Tak, tak, ja ciebie też!- odkrzyknąłem ze śmiechem, na co dziewczyna nadęła obrażona policzki, odwróciła się, wzięła swoją tacę i ruszyła w przeciwnym kierunku do mojego.

Droczenie się z nią, to czysta przyjemność.

-Nie ma za co, króliczku- szepnąłem, choć nie mogła już tego usłyszeć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro