Rozdział 29 Ktoś taki jak ja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

UWAGA

Rozdział może wzbudzać kontrowersję, więc proszę o wyrozumiałość i nie przedstawianiu w komentarzach swojego oburzenia.

(Gdyż na polskim przerabiamy teraz Biblię i zebrało mi się na filozoficzne zagadnienia. Fajnie się bawiłam pisząc ten rozdział xD)

Zapraszam do czytania ^^

......................................................

Ciężko dysząc, oparłem się o ścianę budynku. Dawno się nie biłem. W dodatku z tak liczną grupą. Miałem szczęście, trzeba to przyznać. Spojrzałem na nieprzytomną dziewczynę, ciągle dysząc. Pokręciłem na nią głową i przetarłem twarz dłonią. Uparty króliku, było się mnie słuchać? 

Oderwałem dłoń od twarzy, czując, że nagle zrobiła się cieplejsza. Westchnąłem, widząc na niej zatartą, czerwoną plamę. Przynajmniej nic mnie nie bolało. Chociaż to pewnie wina adrenaliny. 
Zsunąłem się na ziemię, zezwalając sobie na chwilę odpoczynku. Nie byłbym tak zmęczony, gdybym nie biegł na złamanie karku. Ludzie się za mną oglądali, a jedna kobieta, którą prawie potrąciłem, nawet krzyknęła "Pali się czy co?!" Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Im więcej pozytywnych uczuć, tym mniej będę miał ochotę potem zamordować tę głupią kretynkę. Przymknąłem na chwilę powieki, żeby po chwili znów je otworzyć, czując na głowie coś mokrego. Uniosłem głowę. Parę kropel spadło z nieba, po czym zaczęły pojawiać się po nich setki identycznych. Może różniących się jedynie wielkością, ale zupełnie dla mnie niewidoczną. Zamknąłem oczy, pozwalając deszczowi zmyć ze mnie nagromadzone zmęczenie. Od razu zrobiło się chłodniej. 

Zerknąłem kątem oka na wciąż leżące ciało dziewczyny. Oddychała miarowo, co widziałem po unoszącej się do góry piersi. Ulżyło mi przez to. 

-Ile razy jeszcze mam cię ratować? Wygląda na to, że jestem twoim aniołem stróżem- zaśmiałem się.

Aniołem?... Heh... Złe wyrażenie. W końcu to ktoś zesłany przez Boga, co nie?

A ja... Nigdy w niego jakoś nie wierzyłem.


Moja mama natomiast tak. Było to dla mnie zawsze irracjonalne. Często siedziałem na dworze i patrzyłem w niebo, czekając aż może będę mógł go zobaczyć. Co nigdy się z resztą nie wydarzyło. Nigdy nie wmawiała mi jego istnienie. Pozwalała mi jedynie wiedzieć, że taka wiara ma swój byt. Nie narzucała mi niczego, za co ją ogromnie szanowałem. Jednak zawsze zastanawiało mnie, dlaczego w niego wierzy, a w zapiski biblijne już nie. Bałem się ją o to spytać, ale pewnego razu, nie mogłem się już powstrzymać od tej niewiedzy. Odpowiedziała mi wtedy: 

-Biblię wymyślili ludzie na początku średniowiecza, żeby straszyć ludzi, że jeśli nie będą się ich słuchać, Bóg ich ukarze. Samych siebie zaś nazwali świętymi, choć wcale nimi nie byli.

-Ale... Czy to nie oznacza, że Bóg także nie istnieje, bo został wymyślony?

Uśmiechnęła się do mnie i na chwilę zawisła spojrzeniem w pustej przestrzeni. Cierpliwie czekałem aż raczy mi odpowiedzieć i na to pytanie. Wiedziałem, że w naszych debatach często wygrywałem argumentami, które ją zaginały, więc zawsze starała się zebrać myśli, a następnie ułożyć z nich idealne zdanie, które mogłem zrozumieć.

-Widzisz... Nawet jeśli to tylko wytwór ludzkiej wyobraźni, są tacy, którym potrzebny jest Bóg. Wiara w niego, modlenie się, chwalenie go... Niektórzy tylko w nim widzą sens życia. A jeśli są dzięki temu szczęśliwi, nie robią nikomu krzywdy, są nawet może lepszymi ludźmi, to nie widzę powodu, dlaczego mielibyśmy starać się udowadniać im, że ich wiara nie ma podstaw. Byle by jej nam nie narzucali.

-Rozumiem- przyznałem.- A dlaczego ty w niego wierzysz?

Klepnęła dłonią na swoje kolana, na których zaraz usiadłem. Uśmiechnęła się, po czym spojrzała na mnie swoimi mądrymi, szaro-zielonymi oczami.

-Boję się o twoją przyszłość- oznajmiła.- Chciałabym dla ciebie jak najlepiej, dlatego jeśli tam na górze rzeczywiście jest ktoś, kto może zapewnić ci bezpieczeństwo i spokój, to będę się do niego modlić o to. Wiesz, na wszelki wypadek- mrugnęła do mnie z uśmiechem.

-Nie musisz się o mnie martwić, mamo. Poradzę sobie. Jestem silny!

-W to nie wątpię- pocałowała mnie w czoło, czule przytulając.- Kocham cię, skarbie.

-Ja ciebie też, mamo.


Gdybym miał rzeczywiście wierzyć w Boga to tylko po to, by obwiniać go za to, że mi ich odebrał. 

Za dziecka brałem wszystko ze stoickim spokojem. Nie wściekałem się, nie smuciłem, ani za bardzo nie cieszyłem. Z wiekiem może bardziej zaczęło to ustępować, ale to ze względu na moją walkę ze znęcaniem się w szkole. Doskonale wiedziałem, że dyplomatycznie tego sam nie rozwiążę, więc tak co jakiś czas lądowałem na dywaniku u dyrektora. Może trochę stałem się przez to agresywniejszy, ale wtedy zrozumiałem też, że mogę wpływać na przeznaczenie. A raczej, że wcale go nie zmienię, jeśli będę poddawać się emocjom. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli coś się wydarzyło, to dlatego, że miało się wydarzyć. 

Jednak... 

Śmierć moich rodziców, to była jedyna rzecz, po której nie mogłem nie zadać pytania "Dlaczego?" 

Słowa takie jak "los" i "przeznaczenie" przestały być dla mnie dźwięczne. Przestałem w nie wierzyć. 

I wtedy też przestałem widzieć w życiu sens.

Wiara to jednak coś potrzebnego. A religie zapewne powstały dla tych, którzy jej nie mają.

 
Wstałem z zimnej ziemi, stwierdzając, że już wystarczająco odpocząłem. Z lekkim wysiłkiem, podniosłem brunetkę. Jej głowa zawisła w powietrzu, a na ziemię zsunęły się dwie, czerwone wstążki, rozpuszczając krótkie, ciemne włosy, które przez to, że były mokre, lśniły błękitnymi refleksami. Uśmiechnąłem się w duchu, choć na twarzy nie poruszył się żaden mięsień. Miałem wrażenie, jakbym widział ją roznegliżowaną bez tych dwóch kitek, z całą odsłoniętą twarzą. Na jej lewym poliku, gościł odznaczający się ślad w kształcie dłoni. 

Była od nich dwa razy mniejsza... Trzeba być nie dość że ostro wstawionym, to jeszcze być nie lada bucem. Poprawiłem lekko jej pozycję, opierając jej głowę o swoje ramię. Dobrze, że było ciemno. Wyglądało to trochę, jakbym to ja ją doprowadził do takiego stanu. 

Przeszedłem z nią na rękach kilka ulic, dochodząc do bardziej oświetlonej części, która można było powiedzieć, że nigdy nie śpi. Starałem się iść w cieniu, żeby nie rzucać się specjalnie w oczy. Na szczęście ludzie byli zajęci sobą i nawet jeśli zwrócili na mnie niewielki procent swojej uwagi, to znów ich własne sprawy wychodziły na pierwszy plan. Uwielbiałem Paryż za to, że tu wszystko było normą. Nie było odstających od siebie. Wszystko było dziwne, jak i normalne. Mógłbym zamieszkać tutaj na zawsze.

-Al...

Oderwałem się z zamyślenia, spinając się przy okazji, gdy usłyszałem pod sobą cichy, zmęczony głos. Jeszcze nigdy mnie nie nazwała w ten sposób. Zdałem sobie jednak sprawę, że to pewnie przez zmęczenie.

-Przepraszam...- wydusiła z siebie ledwo słyszalnie.

Nie odpowiedziałem od razu. Z jednej strony miałem ochotę ją ochrzanić, rzucić ironicznym tekstem, byle by zrobiło jej się głupio... a z drugiej widziałem, że nie ma na to siły. Z resztą ja też nie. Nie wiedząc, co chcę w sumie powiedzieć westchnąłem, mówiąc cokolwiek.

-Po prostu... Śpij.

***

(Narrator)

Paryż już całkowicie skąpał się w mroku. Deszcz padał tak gęsto, że blask miasta, który dawały światła zapalone w mieszkaniach z daleka były niewyraźną plamą, wyróżniającą się w tej mgle. Z punktu widzenia niektórych te rozmyte rozbłyski przypominały złotą farbę rozłożoną niedbale na płótnie, ale nadającą taki efekt, że nie było sposoby, aby oderwać od nich wzrok. Albo odbicie w tafli nieruszonej wody. Niby wyraźne, ale jedna mała kropla całkiem zakrzywiała obraz. Pewien sentyment opanował umysł młodego Japończyka, czekającego aż brunetka, która okupowała jego łóżko w końcu się obudzi. Sam zajął swój parapet i z cierpliwością śledził smugi na szybie. Wyglądał jak zawodowy melancholik. Jego twarz była bardziej smętna niż zwykle, jednak powodem tego było tym razem zmęczenie. Nie śmiał jednak zasnąć. Za bardzo się denerwował. Ze spokojem patrzył na nocną panoramę miasta. Tam skąd pochodził, nie miał takich widoków, przynajmniej on tak twierdził. Widział różnicę między staromodną, francuską architekturą, a tymi poważnymi, zimnymi wieżowcami. Zdawał sobie sprawę jednak, że Paryż nie jest idealny. Ma tę część, która tak bardzo przypominała mu tokijskie dzielnice. Właśnie z jednej niedawno on i brunetka uciekli. Zupełnie podobne do siebie, choć to dwa różne kontynenty.
Za to rzadko bywał na wsi, gdyż nikt z jego rodziny nie postanowił się tam zadomowić. Jeden jedyny raz odwiedził położoną w górach Shirakawę jako dziecko i mimo wyczuwalnej w powietrzu świętej energii, nie śpieszyło mu się tam wracać. Za cicho- jak to mówił. Aczkolwiek zbyt dużego gwaru także nie potrafił zbyt długo znieść. 
Mogłoby się wydawać, że długo nie znajdzie swojego miejsca na Ziemi. 

Zwrócił nagle całą swoją uwagę na dziewczynę, która przebudziwszy się, ruszyła pędem w stronę drzwi, za którymi instynktownie wiedziała, że jest łazienka. Zdziwiony śledził ją wzrokiem, zastanawiając się, co się mogło stać. Gdy po chwili usłyszał nieprzyjemne dla ucha dźwięki odpowiadające mu na pytanie, skrzywił twarz w wyrazie współczucia. Z westchnięciem zszedł ze swojego parapetu i nie śpiesząc się, otworzył drzwi toalety. Niebieskooka wyglądała, jakby miała zaraz znów zemdleć, a jej samej chciało się płakać. Obrzuciła białowłosego szarymi z wycieńczenia oczami, czymś w rodzaju wstydu wymieszanego ze złością. Wyglądało na to, że zawsze, gdy go widziała, była w złym nastroju. Dodatkowo czuła się żenująco, że ktoś taki jak on widzi ją w takiej sytuacji. Nie cierpiała chwil, gdy widać było, jak słaba jest, a ten chłopak miał już nie jeden raz okazję na zobaczenie tego. 

-Pozwoliłam ci wejść?

-Nie pytałem- oparł się nonszalancko o framugę drzwi.- W końcu to moja łazienka. 

-Oczywiście- schyliła głowę, zasłaniając twarz rozczochraną grzywką.- Czyli nie mogę ci kazać wyjść- bardziej stwierdziła niż spytała.

-Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że cię nie posłucham, nawet gdy grzecznie poprosisz. 

Nie spojrzawszy na niego, z poczuciem jeszcze większego wstydu oparła czoło o zimną, białą muszlę klozetową. Nienawidziła tego, że potrafił go w niej wzbudzić. Nikt nie dawał jej tak wyraźnie do zrozumienia, jak on, że bardzo źle postąpiła. Niesamowite było, jak między wersami potrafiła usłyszeć niewypowiedziane "Ty mnie nie słuchałaś, to ja nie będę słuchał ciebie." 

-Przepraszam. Masz co chciałeś... A teraz po prostu mnie zostaw- zaczęła czuć, że znowu jej się zbiera.

-Ech... A ty dalej nic nie rozumiesz. 

Obszedł ją od tyłu i klęknął za jej plecami. Gdy poczuła, jak jej kark robi się lżejszy, nie odważyła się odwrócić. Przełknęła ślinę, zażenowana tym, co się dzieje.

-Wiem, że to ciężkie, ale daj sobie pomóc.

Brunetce drżały ręce, a gdyby stała, pewnie to samo byłoby z jej nogami. Zdała sobie sprawę, że nic gorszego już jej nie spotka, więc tylko przeklęła w myślach na Alexa i dała sobie spokój z dumą. Przy nim i tak zawsze ją traciła.


***

(Marinette)

Dotknęłam swoich włosów, orientując się, że są niezwiązane, na co wcześniej nie zwróciłam uwagi. 

-Gdzie są moje wstążki?- spytałam, spoglądając na szukającego czegoś po półkach chłopaka. Jego szafy mierzyły około trzech metrów, a ten i tak do nich bez trudu sięgał. Czy Japończycy nie powinni być niżsi? To jakiś zasrany wybryk natury.

-Zaginęły w akcji- odburknął, wyciągając z regału srebrne, średniej wielkości pudełko. 

-Świetnie- zmarkotniałam przez fakt, że nie odzyskam już moich kochanych własności.

Wyjrzałam przez okno, za którym wciąż obficie padało. Susza zamieniła się w ulewę. Zawsze tak jest. Wszystkiego musi być po równo. Uzupełnienie jest istotną częścią świata. Tak samo jak ja i Adrien się uzupełniamy, tak samo robi to słońce i deszcz.

-Zdejmij spódnicę i podwiń bluzkę- białowłosy oderwał mnie z zamyślenia. 

-Co?

-Te wymioty to wina urazu na twoim brzuchu. Muszę cię opatrzyć- mówiąc to, podrzucił w ręce przedmiot, którego tak szukał czyli słoik z prawdopodobnie jakąś maścią.- Rozbieraj się.

-Zabawny jesteś- prychnęłam, mając nadzieję, że to żart.

-Nie przeczę, ale akurat nie żartuję. 

-Szkoda. 

-Znów będziesz utrudniać?- nie odpowiedziałam mu, kuląc się w pozycji embrionalnej. Nie chciałam się przy nim rozbierać. 

-Dobra, w takim razie sam to zrobię- powiedział, siadając przede mną na łóżku. 

-C-co?

-Nie chcesz po dobroci, to na siłę- złapał materiał mojej spódnicy, uświadamiając mi, że ani trochę nie żartuje.

-P-puszczaj mnie!- kopnęłam go, jednak wraz ze sobą, pociągnął fioletową tkaninę. 

Spojrzałam na niego z przerażeniem i olbrzymim rumieńcem. Zaś on nie okazał żadnej ludzkiej emocji. Jak mógł nie czuć zażenowania w takiej chwili?!

-Widzisz? Nie było tak źle- otworzył słoik i nabrał odrobinę maści na palce.- Jest trochę zimna, ale to tylko atut.

-Cz-czekaj...!- złapałam go za nadgarstek zanim zdążył zrobić cokolwiek.-Ja to zrobię.

Nie sprzeciwiał się i pozwolił mi działać samej. Uniosłam delikatnie swoją koszulę, odkrywając zsiniały brzuch, na którego widok się lekko skrzywiłam. Na bank pójdę z tym do szpitala.

Po wszystkim siedzieliśmy w ciszy. Krępującej. Z resztą jak zwykle. 

Zagryzłam wargę z irytacji. 

-Przepraszam... 

Zaskoczony zerknął na mnie z uniesioną brwią. 

-Za?

-Nie mów, że nic nie szkodzi, bo...

-Nie mówię. Pytam za co dokładnie mnie przepraszasz.

-Czy ty to robisz specjalnie?- warknęłam 

-Przyznanie się do winy to krok ku porozumieniu.

-...- naprawdę nienawidziłam, gdy miał rację. 

(Narrator)

Siedzieli przez dłuższą chwilę w ciszy, każde z nich zanurzone we własnych myślach. Te pół-Chinki krążyły wokół chłopaka obok niej. Spojrzała na niego z ukosa. Wzrok miał wlepiony w jakiś punkt przed sobą, więc mogła mu się spokojnie przyjrzeć. Białe, faliste, długie włosy, zakrywające uszy, zakręcone na karku, co w jej oczach zdawało się być urocze. Czerwone, skośne oczy, które udowadniały jego pochodzenie, mocno zarysowana szczęka. Nieskazitelna cera, przez którą nikt by nie powiedział, że ma szesnaście lat... Nie przyznałaby się do tego, ale uznała go za przystojnego. Przynajmniej zazwyczaj tak wyglądał, bo teraz policzek zdobiła wielka, czerwona szrama, lekko wchodząca w fiolet. Miał też podbite oko. Jak to było, że tak bardzo przejmował się innymi, ale o siebie nie potrafił zadbać? Nie mogąc się powstrzymać, sięgnęła ręką do skazy na policzku, żeby sprawdzić, czy krew nie zastygła.

Alex drgnął, gdy poczuł opuszki palców na swojej skórze. Rana była świeża, a palce dziewczyny  kojąco zimne. Nim zdążyła się wycofać i przeprosić za naruszenie bezpiecznej strefy, złapał jej dłoń i delikatnie przyłożył ją sobie całkiem do twarzy. Odczuł ulgę, przy której zamknął oczy. Dłoń brunetki była delikatna i przyjemna w dotyku. Ani myślał ją puścić chociaż na chwilę. 

-A-Alex...-szepnęła zszokowana dziewczyna.

Otrzeźwiał dopiero, gdy zdał sobie sprawę, jak owa sytuacja przypomina mu coś, co już kiedyś przeżył. Że ta zimna dłoń którą dotyka jest mu już doskonale znana. Chociaż... przecież to nie ta sama.

Otworzył oczy, po czym puścił rękę zdezorientowanej Marinette. Przyglądała mu się z zaciekawieniem, gdy ocierał twarz, na której nagle, nie wiadomo z jakiego powodu, popłynęła łza. Nie do końca wierzyła w to, co widziała.

-Ty... płaczesz? 

-Tia...- mruknął.

-Nie sądziłam... że ktoś...

-Ktoś taki jak ja?- gorzko się zaśmiał, nie dając dojść jej do słowa.- A jednak, widzisz? Nawet ktoś taki jak ja ma uczucia.

-Chciałam powiedzieć, że ktoś tak twardy jak ty... ale rozumiem, co masz na myśli- przyciągnęła kolana do swojej klatki piersiowej i schowała twarz w ramionach.- Przepraszam... Za to, że cię nie słuchałam, że robiłam ci na złość, że byłam zimna, choć chciałeś mi pomóc i że...  powiedziałam, że jesteś tak zły jak oni. A nie jesteś. Wiem o tym -milczenie z jego strony lekko ją zdenerwowało. Bądź co bądź jej zachowanie miało swoje powody. 
Nie wybaczyła mu w żadnym stopniu, a białowłosy miał tego świadomość. W końcu, po zastanowieniu niebieskooka pojęła pewną rzecz. Krokiem do wybaczenia jest zrozumienie, a nie dokona tego, jeśli wpierw nie pozna powodu tej "zdrady"... To słowo brzmiało nieodpowiednio w jej głowie. Pewnie dlatego, że nie chciała by to, co zrobił Japończyk miało taką definicję.

-Dlaczego... Dlaczego w ogóle to zrobiłeś? 

Gula pojawiła się w jego gardle na zadane pytanie, chociaż się go spodziewał. Kiedyś musiała je przecież zadać.

-Ja... To skomplikowane.

Jego oczy wciąż były szkliste, co nie uszło uwadze dziewczyny.

-A wytłumaczysz mi dlaczego płakałeś?

-Z tego samego powodu.

-To znaczy, że ci żal?

-Nie do końca... Dzięki temu zrozumiałem, że nie jesteś taka, za jaką cię miałem.

-A czemu mnie za "taką" miałeś?- położyła się na plecach z myślą, że ta rozmowa długo im zajmie. 

-Bo kogoś mi przypominasz- przyznał bezmyślnie, za co po chwili osobiście się ochrzanił. "Chyba za mocno oberwałem".- stwierdził, czując nieznośne pulsowanie w głowie.

-Tak? Kogo?- nie słysząc już przez pewien czas odpowiedzi, zdecydowała inaczej do tego podejść.- Zraniła cię?... Ta osoba rzecz jasna.

-Trochę...- odpowiedział od niechcenia. Nie miał siły kłamać, ale nie cierpiał o tym rozmawiać. Mógłby ją uciszyć, ale brat, którego z jakiegoś powodu ciągle słuchał, kazał mu się z nią pogodzić. Chociaż liczył, że załatwi to w nieco inny sposób. 

-"Trochę"?

-Tak, "trochę"!- wydarł się, na co brunetka zadrżała.- Ona... Była dla mnie ważna... w sensie ta osoba- uśmiechnęła się na te słowa.- I...  Jej zdrada mnie zabolała... A że jesteś do niej podobna, bałem się, że... zrobisz to samo z Adrienem. Jest tak samo naiwny jak ja, więc... Po prostu działałem instynktownie. 

-Ta... O s o b a...- podkreśliła.- Była jak ja pod względem wyglądu czy charakteru?

-Charakteru- burknął z uśmiechem, którego nie widziała, bo wciąż leżała na plecach.

-Była tak samo upartą i dumną otaku, co ja?- zaśmiała się.

-Ta, nie zapomnę jej ciągłej paplaniny o pierniczonych shipach, o których nie miałem bladego pojęcia. Ale nie powiesz takiej, żeby się zamknęła, bo i tak nic z tego nie wiesz, ponieważ się obrazi. Jedynie możesz przytakiwać i czekać aż skończy. 

-To nasza natura- odrzekła rozbawiona, co sprawiło, iż białowłosy odwrócił się do niej i z uśmiechem pomyślał, że nawet śmieją się w ten sam sposób. 

Mimo iż nie wypowiedział słowa "przepraszam", Marinette mu wybaczyła. Fakt, że powiedział jej coś tak osobistego o sobie, znaczyło, że jej trochę zaufał. A właśnie tego oczekiwała. Już więcej nie wrócili do tematu osoby, która technicznie była powodem ich kłótni. Nie chcieli znów jej wszczynać, a czerwonooki nie chciał o mniemanej postaci więcej rozmawiać. Wspomnienie jej chłodnych rąk i uśmiechu były pierwszymi wspomnieniami na jej temat od bardzo dawna... Zaczął myśleć, że poznanie Marinette nigdy nie pozwoli mu zapomnieć... To kolejna rzecz, za którą obwiniałby Boga, gdyby w niego wierzył.


.................................................................

Ooooohayo! ^^

Rozdział pojawić się miał szybko, aczkolwiek długo zastanawiałam się czy go w ogóle publikować, ale w końcu stwierdziłam, że zrobię to, co uważam za słuszne. 

Jeszcze pisanie połowy było niebywale trudne, bo jest to bardzo istotna scena, a ja nie chciałam jej spieprzyć. Mam nadzieję, że wyszło ;-;

Czas anime!

Miałam taki mały problem co do historii, gdyż:
Podobają mi się dwa imiona z BNHA i chciałam dwójce bohaterów je dać, ale są parą i skapłam się, że za bardzo będzie przypominać jakiś ship... Jeszcze tak bez sensu, że nawet nikt go jeszcze nie wymyślił, a ja nie będę prowokatorką! 
Także podawać mi jakieś złowrogo brzmiące męskie imiona japońskie, których nie ma w bnha. Z góry dziękuję.

Nareszcie (po długim szukaniu działającego odcinka piętego) obejrzałam "Banana Fish" do końca i to było piękne anime. Aczkolwiek oczywiście musiałam płakać na zakończeniu... No, nie tylko na zakończeniu. W trakcie parę razy też się zdarzyło xD
Ale gdy zobaczyłam mangę... Nie wiem, kto wymyślił taką fryzurę... Polecam anime choćby ze względu na kreskę. Manga może ma więcej szczegółów, ale... Nie potrafię na to patrzeć. Rzecz gustu, ale ja mówię stanowcze "NIE" ;-;

........................................................................

Muzyka w mediach- z anime "Nana". Polecam także obejrzeć.

Było tyle piosenek, które chciałam dać w media do tego rozdziału, ale wszystkich dać nie mogłam, bo połowa rozdziału zapełniona by była muzyką, a to nie działa jak szerokie pisanie na polskim, by zapełnić stronę, niestety xD

Moje ferie kończą się za tydzień i trochę się boję, gdyż nauczyciele myślą, że ferie poświęcamy na naukę, więc każdy zdecydował się zrobić nam od razu w jednym tygodniu sprawdziaaan... Czy oni zapomnieli jak to było być kiedyś uczniem i jakie to okropne doświadczenie? -.-
Nie uczcie się w ferie. Po to są, żeby się nie uczyć. Najlepsza była moja polonistka która w ostatni dzień szkoły zadała nam na zadanie dwa zadania pisemne, do których potrzeba internetu i podręcznika i długiego myślenia "Z uwagi na to, że na ferie nie można zadawać zadań domowych, to jest zadanie na to popołudnie". Pomińmy fakt, że niektórzy jeżdżą do domu, co zajmuje im od jednej do dwóch godzin, a zaraz po powrocie idą spać, bo są na lekach przeciwwymiotnych (czyt. np. JA) -_-

Nie przedłużając: Miłego dnia i w sumie też tygodnia wszystkim ^^



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro