Rozdział 8 Zakłady i podstępy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jaka jest najbardziej znienawidzona lekcja, na którą ludzie przychodzą zaledwie dwa razy na półrocze aby zwyczajnie zdać? Na której dziewczyny mają lepsze wymówki od chłopców, bo matka natura w tym aspekcie akurat dała im przewagę? Gdzie zupełnie nie trzeba główkować?... No, poza myślą, że będziesz musiał przez dwie godziny biegać, skakać i pocić się, która sama okropnie wykańcza?

Otóż tak...

Mowa o WF-ie.

To, co przed chwilą wygłosiłam, było zwyczajnym faktem. Cała nasza szkoła nienawidziła chodzić na te lekcje. Wymówek jak dotąd usłyszałam z milion i o dziwo- każda przeszła. Nie wiem, czy nasza wf-istka miała kiedykolwiek świadectwo ze średnią powyżej 4.00, ale szczerze w to wątpię. Jej naiwność czasem aż bolała...

A najgorzej było w te ciepłe dni, gdy mieliśmy wyjść na szkolne boisko. Wszystkie dziewczyny nagle jednocześnie dostały okresu, z czym rzecz jasna nie można było dyskutować, bo przecież do majtek im nie zaglądną!

Z chłopcami było łatwiej. Połowa ogólnie coś trenowała, a reszta wolała mieć te zaliczenia z głowy i specjalnie nie narzekali. Ale najbardziej motywował ich do pracy fakt, że ich nauczycielką jest śliczna, zgrabna, z kilkoma atutami tu i ówdzie blondynka.

Ale gdzieś między styczniem a lutym złapała ją jakaś choroba (nie wnikam jaka) i na zastępstwo przysłali nam gościa z licealnej części naszej szkoły. Był to wysoki, opalony, umięśniony brunet. Nigdy nie widziałam go bez koszulki, ale na pewno jakiś kilko-pak na jego brzuchu by się znalazł.

Oczywiście był to przełomowy dzień dla całej naszej szkoły, gdyż przez całe trzy tygodnie ćwiczyła KAŻDA dziewczyna. Choć nie jestem pewna czy można nazwać to ćwiczeniami, patrząc na to, że głównie wzdychały bądź robiły do niego maślane oczy. Najgorsza była Chloe, która "niechcący" potykała się, albo kostka jej się "łamała" co lekcję. I to wszystko tylko po to, by mieć pretekst do dotknięcia jego mięśni.

A myślałam, że tylko do Adriena się klei...

Tak czy owak, któregoś dnia na naszych klasowych zajęciach nasz kulturysta dał nam propozycję...

<...>

-GRAMY W NOGĘ ALBO W KOSZA! Co wolicie?!- krzyknął na całą salę.

Rozpoczęła się debata. Typowo debata płci, bo chłopcy chcieli pokopać piłkę, a my tego nie znosiłyśmy. Ja nic do piłki nożnej nigdy nie miałam, ale wolałam oglądać, niż uczestniczyć. Zwłaszcza że każdy mnie zna z dwóch lewych nóg. Ani jedna, ani druga nie nadaje się do podawania czy strzelania. Z rękami o wiele lepiej sobie radziłam. Może to dlatego, że jestem oburęczna? W każdym razie głosów było po równo, przez co nie mogliśmy rozstrzygnąć w jaki mecz zagramy... Wtedy przed szereg, reprezentując dziewczyny, wyszła Alix. Na spotkanie z nią odważył się tylko Kim.

Znaczy, nie odważył, a raczej został zmuszony przez resztę chłopaków, którzy siłą go wypchnęli do przodu.

Ale odwagą można nazwać to, że nie zwiał, nie?

Stanęli naprzeciw siebie. Alix z głową w górę, a Kim lekko zgarbiony, spoglądali na siebie morderczo. Nastała cisza na sali.

-PIŁKA/KOSZ!- krzyknęli równocześnie.

-Dobra, tak tego nie rozwiążemy...- różowowłosa wyglądała, jakby myślała przez chwilę.- Papier, kamień, nożyce?

-Daj spokój. Nawet jeśli przegram, to i tak damy wam popalić.

-Słucham?-zmarszczyła sfrustrowana brwi.

-Mężczyźni-Inaczej płeć lepsza! W sportach zawsze byliśmy lepsi!

-Taki jesteś cwany, to proszę bardzo! Jak wygracie, będziesz mógł mi kazać zrobić WSZYSTKO, co tylko chcesz! A jak ja wygram, to... PRZEBIEGNIESZ SIĘ W SAMYCH GACIACH DOOKOŁA SZKOŁY!- krzyknęła nagle, a wszyscy zebrani wybuchnęli śmiechem.

-Alix! To szaleństwo! Nie bierz tego na siebie!- krzyknęła przerażona Rose.

-Nie damy sobie rady!- dodała Mylene.

Alix nie zwróciła na ich sprzeciwy uwagi i wciąż wyczekiwała odpowiedzi na wyzwanie. Le Chien wyglądał na zamyślonego. Zapewne próbował odgarnąć wszystkie za i przeciw. Gdy minęła chwila, uśmiechnął się kpiąco i budząc obrzydzenie dziewczyn i kilku chłopaków, splunął na swoją rękę.

-Mogę to nawet zrobić zupełnie nago! Umowa stoi!- podał niewzruszonej dziewczynie mokrą dłoń, którą ta chwyciła i mocno szarpnęła, przyciągając tym samym chłopaka bliżej siebie.

- Uwierz mi, że nikt nie będzie chciał na to patrzeć- szepnęła zgryźliwie. Reszta chłopców słysząc to, ponownie wybuchnęła śmiechem.

-Kiedy wykonamy swoje zadania z przegranej?

-O! Już wiesz, że przegrasz?! Cieszę się, że się nie oszukujesz, ale myślałam, że będziesz miał większą motywację...

Lekko się skrzywiła, gdy zobaczyła, że na twarzy Kima pojawił się dziwny uśmiech.

-No więc... Zrobimy to jutro. Pasuje ci?

-Pasuje. A mogę cię prosić o przysługę?

-Ech... Nie wiem. Może...

-Umyj ładnie, jutro zęby.

-...- zamrugała zdziwiona oczami, tak jak i reszta, nie rozumiejąc, o co chodzi.- Czemu?

-Bo widzisz, jak wygram, to moim wyzwaniem dla ciebie, jest mnie pocałować... A jednak mam jakąś motywację. I co? Głupio ci teraz!

Wszyscy na pewno słyszeli, jak blada dziewczyna przełknęła przerażona ślinę. Nawet ona nie spodziewała się, że da się tak wrobić. A bądźmy szczerzy... Kim nie był specjalnym geniuszem. Jednak już się zgodziła, więc nie mogła tego cofnąć. Naprawdę było mi jej żal.

Usiadłam na ławce, doskonale wiedząc, że i tak dziewczyny by mnie na nią wysłały. Było nas o jedną za dużo, więc któraś musiała być rezerwową.

Problem zaczynał się dopiero wtedy, kiedy zaczęło mi się okropnie nudzić. Bo jakiś buc zabronił wnosić na salę gimnastyczną WSZYSTKO, co nie było związane z lekcją!

Jedyne, co mogłam robić, to oglądać mecz i patrzeć, jak co chwila ktoś trafia do kosza. Głównie w drużynie dziewczyn była to Alix. Nie było to dziwne, bo była świetna w wielu sportach, ale też jej motywacja sięgała zenitu. Całowanie Kima pewnie dla niej nie jest niczym przyjemnym. Możliwe nawet, że to ostatnia rzecz, jaką chciałaby zrobić. Ale jak sobie nakopała dołek, to teraz sama musi przez niego przeskoczyć. Chętnie bym jej w tym pomogła, ale z wiadomych powodów nie będzie miało to miejsca. Alya także dawała sobie rady, co mnie mocno zdziwiło. Jak na osobę, która non stop przesiaduje przed komputerem, lub komórką, całkiem nieźle się ruszała. Tak naprawdę każda dziewczyna dawała z siebie wszystko. Wiedziały, że od tego zależy, czy Alix dostanie traumy na całe życie, a przyjaciołom przecież się pomaga.

U chłopców na ławce siedział Max, który pykał sobie na swojej przenośnej konsoli, którą sprytnie udało mu się przemycić. Nie wiem też, jak to robił, ale przy okazji był sędzią i podawał cały czas poprawne wyniki. Nawet nie wiecie, jak mu zazdrościłam.

Zastanawiałam się, jakby to było, gdybym miała moc Jedi*? Bez problemu otworzyłabym drzwi do szatni i coś wyciągnęła dla rozrywki. Szkicownik, telefon... Cokolwiek, byle by nie siedzieć, jak ten kołek. Dlaczego nie wymyślono portalu do przenoszenia się w świat filmów i anime? Moglibyśmy dzięki temu zdobyć moc Jedi, nauczyć się języków, lepiej zapoznać się z historią i nauką... Albo nawet nauczyć się reanimacji Jutsu*! No i oczywiście ludzie wolą udoskonalać tutejsze wynalazki, zamiast stworzyć nowe, lepsze... Muszę szepnąć Maxowi o tym portalu, bo to jest genialny pomysł!

Wtem usłyszałam dźwięk gwizdka.

Rozejrzałam się po boisku, sądząc, że to już nareszcie koniec. Jednak blondyn, leżący na środku sali odciągnął mnie od tej myśli. Spanikowana wstałam, by lepiej zobaczyć, co się mogło stać.

-KIM, DO JASNEJ CHOLERY! CO TO MIAŁO BYĆ?!- wściekły wf-ista wrzeszczał na zdezorientowanego chłopaka.

-KIEDY TRENERZE, TO NIE MOJA WINA!

-CZYLI AGRESTE SAM SIĘ SFAULOWAŁ, TAK?!

-PRZECIEŻ JEST W MOJEJ DRUŻYNIE, TO PO CO BYM MIAŁ...!

-ŻÓŁTA KARTKA!...- powiedział surowym tonem.- A ty, Agreste, siadaj na ławkę.

Ze zdziwieniem przyglądałam się, jak Nino pomaga Adrienowi wstać, po czym chce go odprowadzić, ale ten gestem ręki odmawia. Lekko kulejąc, próbował dostać się do mojej ławki ze skrzywionym, głupim uśmiechem... "No ja go chyba zabiję..." .

Podbiegłam do zielonookiego i bez pytania wzięłam jego ramię i zarzuciłam na swoje barki, podtrzymując go tym. Ten nadal głupio się uśmiechał, co zdecydowałam się zignorować, bo według mnie u niego to było całkiem normalne.

Popchnęłam go delikatnie na ławkę i ustawiłam bokiem, by jego noga leżała wyprostowana. Usiadłam obok niego i chwyciłam za buta, chcąc go zdjąć.

-EJ! Co ty robisz?!- krzyknął przestraszony i odrobinę przysunął nogę do siebie.

-Muszę sprawdzić czy to nic poważnego.

-Na pewno nie. Tylko się wywaliłem!

-Co właściwie się tam stało?

-No nic. Kim mnie popchnął i wywrócił. To tyle. Nie martw się. Max mnie zastąpi.

Wróciłam wzrokiem na boisko i na chuderlawe ciałko okularnika... Nie wyglądało to za dobrze...

-Zdajesz sobie sprawę, że bez ciebie nie mają szans?- zaśmiał się na moje pytanie.

-Pewnie nie.

-Nie przejmujesz się? Będą ci to mieli za złe.

-Takie rzeczy się zdarzają, przeżyję.

Może to i by przeżył, ale nadal pozostaje ta nieszczęsna kostka.

Ponownie chwyciłam za jego nogę i pociągnęłam w moją stronę, ale ten szybko zareagował i zabrał kończynę, na drugą część ławki.

-Mówiłem, że nic mi nie jest. Daj już spokój. Powiedz mi lepiej, czemu nie grasz?

-Mamy za dużo graczy- stwierdziłam, wzruszając przy tym ramionami.

-Nie chcesz pomóc dziewczynom?- spytał zdziwiony.

-Ja chcę, ale... To skomplikowane...- chłopak westchnął.

-No dobra, nie drążę.

Przez następne pół godziny zagadywał mnie i opowiadał głupie, ale mimo wszystko zabawne żarty. Między wersami wspomniałam mu o moim pomyśle dotyczącym portalu do świata fantazji. Uznał to za genialny pomysł i zgodził się ze mną, że tutejsi naukowcy powinni wziąć się za TAKIE rzeczy. Ogółem mówiąc, przestałam odczuwać dzięki niemu nudę i zapomniałam o tym, że nie mogę pomóc Alix i reszcie dziewczyn. Jedyne co mi jednak przeszkadzało, to Chloe, która próbowała spalić mnie swoim spojrzeniem i ta wciąż rzucająca mi się w oczy kostka Adriena.

W pewnym momencie po prostu wstałam i podeszłam do jego nogi, po czym chwyciłam za nią, chcąc wyrwać mu buta. Nawet jakby to miało go zaboleć. Gdy chłopak przerażony znowu chciał się wyrwać, chwyciłam nieco mocniej i w końcu zdjęłam obuwie.

-Dziwne...- przekrzywiłam głowę ze zdezorientowania, widząc stopę, bez żadnego urazu, ani opuchlizny. Spojrzałam na blondyna z miną oznajmującą, że chcę tłumaczenia.

-Hehe... no widzisz, mówiłem, że to nic.

-...- założyłam ręce na piersi, dając do zrozumienia, że nie dam się nabrać, a ten tylko westchnął.

Myślałam, że usłyszę od niego, w czym sęk, ale znów usłyszeliśmy głośny dźwięk. Jednak tym razem był to dzwonek na przerwę. Dokładnie po nim rozbrzmiał gwizdek, który oznaczał zakończenie meczu.

-KONIEC MECZU! WYGRYWAJĄ DZIEWCZYNY!

Wszystkie zaczęły skakać i krzyczeć z radości, a zmordowani chłopcy ślimakiem udali się do szatni. Najwyraźniej Max za wiele nie wniósł do drużyny, przez co jednak sama byłam szczęśliwa z sukcesu przyjaciółek.

-EJ, KIM! TYLKO NIE ZAPOMNIJ, NIE UBRAĆ SIĘ JUTRO DO SZKOŁY! Nie będzie ci to potrzebne przy bieganiu!- krzyknęła na odchodne różowowłosa. Brunet burknął tylko pod nosem i odszedł z porażką wypisaną na twarzy.

-Marinette- podszedł do mnie nauczyciel. -Mogłabyś posprzątać dzisiaj w kantorku i na sali? Wszyscy już poszli, a Adrien... no... sama wiesz...

-Oczywiście...- "...że nie".

-Świetnie, dziękuję ci. Tutaj masz klucze, a ja już idę do domu. Gdybyś mogła skończyć przed szesnastą, byłbym ci wdzięczny- i tak odszedł bez śladu...

GŁUPIA PRZYCHYLNOŚĆ!

Że też rodzice mnie dobrze wychowali! Nie miałam na to absolutnie ochoty! W kantorku zawsze śmierdziało stęchlizną i byłam prawie pewna, że ktoś tam kiedyś został zamordowany... Ewentualnie, że zdechło tam jakieś zwierzę.

Kiedy Nino pomógł Adrienowi przedostać się do przebieralni, z wielkim westchnieniem wstałam i wzięłam się do roboty.

-Czeka mnie dłuuugie popołudnie.

***

Wszyscy uczniowie opuścili już dawno budynek i udali się do swoich domów. Poza mną i Nino, który wciąż dopytywał się, czy ma mi pomóc w powrocie do domu. Ja jednak uparcie powtarzałem, że dam radę, i że zadzwonię po swojego szofera. Mulat nie do końca przekonany w końcu odpuścił. Gdy zniknął z mojego pola widzenia, zawróciłem z powrotem na salę gimnastyczną. Tak jak przypuszczałem- Marinette nadal tam siedziała. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy zobaczyłem jak nastolatka próbuje przenieść pięć piłek na raz. Ciągle jej wypadały i ganiała za nimi po całym boisku... Uroczo wyglądała...

W pewnym momencie jedna piłka potoczyła się w moją stronę i niebieskooka mnie dostrzegła. Stała tam, jakby wmurowało ją coś w podłoże. Gdy przeleciała mnie już całkowicie wzrokiem, jej wyraz twarzy zmienił się w dezaprobatę.

-Widzę, że już się lepiej czujesz...- podrapałem się zawstydzony po karku, lekko się śmiejąc.- Dlaczego symulowałeś kontuzję?- spytała skrzywiona.- Mogliście wygrać ten mecz. Teraz chłopcy będą ci mieli to za złe!

Podniosłem piłkę leżącą u moich stóp i podszedłem do dziewczyny, zabierając jeszcze jedną z jej rąk.

-Jesteś kochana, gdy się o mnie martwisz, ale nic mi nie będzie. Myślą, że to Kim mnie sfaulował- uśmiechnąłem się sprytnie.

-Ty podsypany...- pokręciła na mnie głową z rozbawieniem.- Nadal nie rozumiem, po co ci to było.

-Z totalnie głupiego powodu. Nie musisz go poznawać- mrugnąłem do niej i udałem się do kantorka, w którym zawsze capiło. Nie wiem czemu. Prawdopodobnie jeden z wf-istów jest seryjnym mordercą.

-Ale ja chcę to wiedzieć!- oznajmiła i zatorowała mi drogę.- To dla Alix, prawda? Żeby nie musiała całować się z Kimem!... Albo nie! Jesteś zły na Kima i chciałeś się zemścić!

Westchnąłem w myślach. Nie chciałem jej tego powiedzieć, bo uznałaby to za głupie. Skarciłaby mnie i tak dalej... Ale z drugiej strony jest uparta jak osioł, więc i tak ze mnie to wyciągnie.

-Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć... Nie chciałem zostawić cię samej na ławce. Widziałem, że byłaś smutna, więc postanowiłem dotrzymać ci towarzystwa.

-...C-co..?

-Uważam też...- kontynuowałem- że to nie fair, że dziewczyny cię dyskryminują. ŻADNA nie zaprotestowała, kiedy odeszłaś od grupy! Nie rozumiem też dlaczego nie zareagowałaś! Wiem, że chciałaś z nimi pograć i... przynajmniej tyle mogłem zrobić aby cię rozweselić.

-...- milczała. Wyglądała na zaskoczoną.

-No powiedz coś- zarządałem.

-J-ja...- schyliła lekko głowę.- Dz-dziękuję.

Nie musiała mówić nic więcej, bym zdał sobie sprawę, że to dlatego nie pomogła przyjaciółkom. Według niej oddalenie się to była już wystarczająca pomoc.

-Dlaczego tak się dajesz?

-J-ja... Jestem totalną miernotą! Wszystko niszczę! Każdy o tym wie!

-Nie rozumiesz, że gdy wystawiasz swoje wady na wierzch, to tracisz okazję do dobrej zabawy?

-Nie chciałam, by Alix cierpiała przeze mnie. Nie pomogłabym jej...

Przetarłem zmęczony oczy.

-Denerwuje mnie twój sposób myślenia.

-Przyjaciele zawsze są na pierwszym miejscu! Dlatego nie powinieneś był się podkładać!

-Właśnie dlatego się podłożyłem! Jesteś moją przyjaciółką!

-...

-...A Kim nie zachował się w porządku z tym wyzwaniem, więc... siła wyższa.

-Pf...- puściła na raz wszystkie piłki i mocno objęła mnie ramionami, zatapiając mnie tym samym w uścisku.- Powiem to jeden jedyny raz, więc mnie uważnie słuchaj...- szepnęła.- Uwielbiam cię, Adrienie Agreste...-oszołomiony uśmiechnąłem się ze wzruszeniem.- Nawet, jak jesteś debilem..

-Osz ty...

-Hahahaha...- oderwała się ode mnie, śmiejąc się do łez. Dosłownie, bo w kąciku jej oka pojawiła się mała łezka, którą po chwili wytarła.

-To co? Idziemy do domu?- spytałem, wskazując kciukiem na drzwi wyjściowe.

-Ech... Muszę dokończyć sprzątanie. Ale ty idź. Tylko nie nadziej się na żadnego ucznia, bo jak cię zobaczy, będzie to podejrzane, że nie kulejesz.

-Hm...- zastanowiłem się przez chwilę, spoglądając na kosz zawieszony pod sufitem.- A może...- wyrwałem jej piłkę z ręki.- Zagramy mały meczyk?

Niebieskooka już chciała odmówić, ale nagle jakby się zatrzymała. Jej mina sprawiała wrażenie, że ciągnie ją do tego, ale próbuje się hamować.

-No... dobra, ale tylko przez chwilę...

***

-Ja ci mówiłem, że kłamał z tą kostką!

Dwójka mulatów dyskretnie przyglądała się grającym nastolatkom, którzy na pierwszy rzut oka świetnie się razem bawili. Rzecz jasna, właśnie tak było. Nino mimo iż ufał swojemu przyjacielowi, nie był pewny co do jego "kontuzji" i zdecydował się poczekać na niego przed szkołą. Gdy ten nie zjawiał się przez długi okres czasu, Nino wrócił się zaniepokojony na salę i zobaczył właśnie ową scenę- grających jak gdyby nigdy nic Marinette i Adriena... A Alya tylko przechodziła i usłyszała łomoty piłki do kosza, więc się przyłączyła.

-No dobra, ale po co to zrobił? Jaki to ma sens?- mulatka próbowała zrozumieć poczynania Agresta.

Nie spodziewali się, że o krok dalej, stał ukryty chłopak i przysłuchiwał się wszystkiemu przez cały ten czas.

-A bo ja wiem? Agrete zawsze był dziwny- stwierdził brunet, wzruszając przy tym ramionami.

-Albo zakochany...- oboje odwrócili się przestraszeni.

-Alex?- dziewczyna odetchnęła z ulgą.- Nie strasz człowieku.

-Wybacz.

-To co tam mówiłeś?- dopytał mulat. Białowłosy podszedł bliżej i wyjrzał za drzwi.

-Adrien jest zakochany. To nie jest logiczne?

-No fajnie. Ja próbuję ich od dwóch miesięcy zeswatać, a oni sami to robią! Gdzie sprawiedliwość na tym świecie!?- rzuciła ręce do góry wściekła.

-Nie przejmuj się. Jeszcze się trochę wmieszamy...- powiedział z nutą tajemniczości w głosie.

-Masz jakiś plan, prawda?- Alya uśmiechnęła się, gdy ten pokiwał jej potwierdzająco głową.- Och... Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy chodzić na podwójne randki!- mówiąc to objęła Nino i wtuliła się w niego.

-Ja też. A teraz, idziemy na pizzę? Trzeba uczcić wygraną dziewczyn!

-Ja spasuję, dzięki...- białowłosy już miał się ulotnić, ale Nino złapał go mocno za ramię i przyciągnął do siebie.

-O nie! Nie ma opcji! Idziesz z nami! No dalej, będzie fajnie!

Choć starszy chłopak starał się jakoś z tego wymigać, nie udało mu się i wszyscy odeszli, zostawiając parę samą. Po jakimś kwadransie i ci zdecydowali dokończyć wreszcie sprzątanie i wrócili zmęczeni do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro