Rozdział 9 Puzzle

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 -Marinette, proszę cię z całych sił. Wyjdź w końcu gdzieś!- krzyczała moja rodzicielka.

-Daj mi spokój mamo!

-Jest sobota! Na litość boską! Normalne nastolatki wychodzą na miasto, do kina, a ty znowu siedzisz w domu!- stwierdziła zdesperowana.

Zmęczona jej paplaniną, która trwała od dobrej godziny, wstałam z łóżka, wcześniej odkładając laptopa i wychyliłam głowę na schody, pod którymi stała.

-Ale ja przecież nie jestem normalna- oznajmiłam spokojnie.

Słysząc to, opuściła ręce.

-Nie da się nie zauważyć- powiedziała, odchodząc w stronę kuchni. Najwyraźniej dała sobie w końcu spokój.

Ucieszona moją kolejną wygraną z mamą, wróciłam się na łóżko i z powrotem założyłam na głowę słuchawki, chcąc wrócić do oglądania.

Byłam, jak to mówił szkolny psycholog i grono pedagogiczne-"aspołeczna". Moim zdaniem zwyczajnie leniwa. W końcu normalnie miałam przyjaciół, kolegów, wrogów i nie miałam problemów z komunikacją międzyludzką, więc w czym problem? To, że nie lubię wychodzić z domu po ciężkim tygodniu, jeszcze w zimie, było takie dziwne? Każdy na moim miejscu, zamiast iść z Alyą na zakupy, wybrałby oglądanie seriali pod ciepłym, miękkim kocem i kubkiem gorącego kakao! Zwłaszcza gdy na dworze jest minus dziesięć stopni... No nie mam racji?

Poza tym, moja mama doskonale wiedziała jaka jestem. Nie powinna nawet trudzić się z dojściem do mnie w żaden sposób. Zastanawiała się zawsze po kim to mam. "Na mnie nie patrz"- mówił ojciec. Choć wszyscy dobrze wiemy, że charakterek (po mimo tego, co mówią biolodzy) mam w siedemdziesięciu procentach po tacie.

Ale wracając...

Sądząc, że już nikt nie zakłóci mi fabuły filmu, ułożyłam się wygodnie na materacu i oparłam się o poduszkę, którą położyłam specjalnie pod ścianą. Wzięłam do ręki kubek z napojem i wcisnęłam play.

-MARINETTE! KTOŚ DO CIEBIE!- usłyszałam nagle wrzask, przez co duża część brązowego płynu wylała się na kołdrę.

-Cholera...- szepnęłam pod nosem, odkładając wszystko.- Powiedz, że mnie nie ma!

Szybko wstałam, podnosząc przy tym laptopa. Odłożyłam go na biurko i czym prędzej podbiegłam do szafy, na której trzymałam różne bzdety... W tym chusteczki.

Spojrzałam na nie męczeńsko, widząc je na samym szczycie.

Wyciągnęłam rękę, jak najdalej potrafiłam, ale nawet nie byłam bliska mojego celu. Próbowałam doskoczyć, ale wciąż byłam zbyt niska.

Skąd tam się właściwie wzięły, skoro nie umiem nawet dosięgnąć?

-Pomóc?- usłyszałam za plecami, po czym jakaś ręka nade mną chwyciła za paczkę i mi ją podała. Zdziwiona odwróciłam się do zielonookiego, oczywiście zapominając, że stał dokładnie za moimi plecami, przez co wpadłam na jego tors.

-E...- zaczęłam, ale przypomniałam sobie, że łóżko mi teraz przecieka, więc zwinnie wydostałam się z "pułapki" między nim, a moim kredensem i podbiegłam do łóżka. Wyciągnęłam około czterdzieści chusteczek i po kolei wycierałam nimi mokre miejsce, gdzie zdążyła zrobić się już plama. Miałam nadzieję, że to samo zejdzie, bo nie chciało mi się specjalnie robić prania.

-Wylałaś coś?- spytał, zawisając nade mną.

-Mhm... Kakao.

-Może pomogę...?- chwycił za opakowanie chusteczek.

-Nie, nie, nie, nie... Dam sobie radę. Właściwie co ty tutaj robisz?- spytałam, dociskając kolejną warstwę papieru do materaca.

-Przechodziłem i postanowiłem cię odwiedzić...- zerknął na biurko i na laptopa, na którym widoczny był wciąż lecący film, którego zapomniałam wyłączyć.- ...ale widzę, że nie w porę?

-Co? Nie! Coś ty! Matko, jaka jestem niegościnna- ostatnie zdanie wyszeptałam do siebie. Niestety chłopak to usłyszał, bo delikatnie zarechotał.

-Spokojnie. Jak chcesz, to mogę iść do domu...

-Nie!... Po prostu zaskoczyłam się twoim przyjściem. Ogólnie miałam spędzić sama dzisiejszy dzień, ale... miło mi, że pomyślałeś.

-Nie przejmuj się. Wiem, że chcesz odpocząć. Już mnie nie ma- podszedł do klapy w podłodze i pociągnął za nią... Jednak nic się nie stało.

-Em... Marinette?

Podeszłam zdziwiona, klęknęłam obok i sama zaczęłam ciągnąć za klamkę, ale wejście ani drgnęło. Przestraszona zaczęłam walić o drewno, chcąc zwrócić na siebie uwagę rodziców.

-Mamo! Klapa się zacięła! Nie możemy jej otworzyć!

Usłyszałam pod sobą chichotanie moich rodzicieli, którzy nie odezwali się ani słowem.

-Halo? Tato! Mamo!

Cisza.

-Może gdzieś wyszli?- powiedział blondyn.

Jedyna osoba, która w tej chwili miała gdzieś wyjść, to ja z siebie! Nie wiedziałam w jakim celu, ale rodzice specjalnie zamknęli klapę od zewnątrz. Pamiętając, że z ich strony było to normalne, wzięłam głęboki wdech i odwracając się do chłopaka, posłałam mu uspakajający uśmiech.

-Pewnie tak, ale to nic. Jak wrócą, na pewno je otworzą... Wygląda na to, że zostaniesz tu przez jakiś czas... Wybacz...

-Nie no, co ty? Dzięki temu możemy ze sobą spędzić trochę czasu- uśmiechnął się szczerze zadowolony z tej sytuacji.

Rozejrzał się po moim pokoju. Jego wzrok zatrzymał się na moim łóżku, do którego podszedł i zaczął wycierać miejsce zgonu mojego kakałka. Nie zastanawiając się, także usiadłam na kołdrze i wzięłam się za ratowanie mojej pościeli.

-Nie musisz tego robić, wiesz?- łypnęłam na niego.

-Ale chcę- oznajmij krótko.

-Później możemy zrobić coś innego...

-Na przykład?

Zastanowiłam się przez chwilę.

-Nie sądzę, byś chciał oglądać ze mną "Diabolik Lovers"...- pomyślałam na głos.

-Naprawdę oglądasz ten szajs?

-Cichaj!... Nudziło mi się...

Po sprzątnięciu całego bałaganu nie wiedzieliśmy, co chcielibyśmy robić. Po upływającym czasie i ciszy, w końcu zajrzałam pod łóżko i wyciągnęłam prostokątne pudełko, w niektórych miejscach obklejone taśmą. Rzuciłam je przed nos Agrestowi, na co ten tylko popatrzył na przedmiot z zainteresowaniem.

-Puzzle?- pokiwałam głową.

-Nie takie zwykłe... To Puzzle z Atomówkami!- krzyknęłam rozentuzjazmowana.

-Z czym?- spojrzałam na niego jak na wariata.

-Nie wiesz, kim są Atomówki?!

-Nie. Jakoś nie obiło mi się o uszy.

-Gdzieś ty się wychował?! To przecież jest bajka dzieciństwa!...

Zaczęłam opowiadać mu, kim dokładnie są te postacie i ku mojemu zdziwieniu słuchał mnie uważnie przez cały czas. Zrobiło mi się przez to ogromnie miło, bo Alya na przykład uważała wielbienie tej bajki za dziecinne.

Po moich wyjaśnieniach, w końcu zaproponowałam, że ułożymy puzzle z nimi w roli głównej, co chłopak bez większych problemów zaakceptował.

***

(perspektywa Adrien'a)

Spędzanie czasu z Marinette, nawet w taki, czy inny sposób sprawiało pewnego rodzaju ulgę. To, że zostaliśmy zamknięci w jednym pokoju, nie wiem czy było pechem, czy raczej wielkim szczęściem. Zazwyczaj spotykaliśmy się jedynie w szkole. Nie mieliśmy przez to zbyt wielu okazji do zostawania sam na sam. A miewałem częste wrażenie, że bardziej się otwierała i lepiej ją poznawałem, tylko gdy byliśmy sami.

Może to i głupie, ale czułem się wyróżniony przez nią, gdy nie wstydziła mi się mówić o swoich sekretach. Kiedy popełniała maleńkie błędy, a na jej twarzy pojawiały się rumieńce zawstydzenia, wyglądała niezmiernie uroczo.

Nawet teraz, przy układaniu puzzli je widziałem. Kontrastowały z jej cerą, co dodawało jej jeszcze większego uroku. Zauważyłem, że gdy się skupiała przygryzała delikatnie wargę i policzek. Jej usta wtedy układały się w mały dzióbek i robiły jej się słodkie dołeczki.

Mimo iż od początku mi się podobała, to z czasem zauważałem co raz, to więcej szczegółów, które nie miały żadnego, istotnego znaczenia. Jednak ja je widziałem... I nie chciałem nigdy stracić ich z oczu.

Jak mógłbym to nazwać?

-Skończyłam!- krzyknęła nagle brunetka.- Hee?... Chwila... brakuje dwóch puzzli!

Zaczęła się rozglądać dookoła. Gdy jej mina pokazała, że coś ją olśniło, zeszła z łóżka i pod nim kucnęła.

-Marinette? Co ty robisz?- zobaczyłem jak czołga się pod mebel.

-Pewnie zostały pod łóżkiem, muszę je znaleźć- odrobinę zdziwiony wyjąłem telefon i dołączyłem do niebieskookiej.

Włączyłem latarkę i postawiłem obok, na podłodze. Rozszerzyłem oczy na widok porozwalanych przedmiotów, jeden na drugim i masy kurzu. Można było dostrzec, jak lata w wolnej przestrzeni, choć tej praktycznie nie było, zwłaszcza że zajęliśmy prawie całe miejsce.

-Emm... Masz spory bałagan- stwierdziłem zaskoczony.

-Wiem, dawno tu nie sprzątałam- zaczęła szperać wśród książek i rozrzuconych na nich ubrań.

-Nie spodziewałem się tego po tobie...

-Niby dlaczego?- spojrzała na mnie niezrozumiale.

-No wiesz... wszędzie masz porządek, jesteś z natury perfekcjonistką... A... to miejsce wygląda, jak skupisko wszystkiego, co uzbierałaś w przeciągu całego swojego życia- wskazałem ręką na górkę rzeczy w zasięgu mojego wzroku.

-E tam, przesadzasz...- obrażona założyła ręce na piersi.

-Mogę dać głowę, że masz tu prawie wszy... Ej, Czy to moje zdjęcia?!- sięgnąłem po kartonowe pudełko z wycinkami przedstawiającymi moją osobę. Było ich mnóstwo. Niektórych nawet nie pamiętałem.

-T-to nie tak jak myślisz! To są inspiracje strojów twojego ojca!... To już nie moja wina, że jesteś jego modelem...- wyrwała mi z rąk pudełko.

-Niech ci będzie, wierzę ci...- odwróciła się do mnie plecami, by wystawić pudełko poza moim zasięgiem. Uśmiechnąłem się pod nosem zadziornie i zdecydowałem się wykorzystać ten moment.

***

(perspektywa Marinette)

Czułam się zażenowana, że przyłapał mnie na byciu bałaganiarą. Pozór poukładanej i czystej dziewczyny zniknął jak te puzzle, których nigdzie nie mogłam dostrzec... W sumie, prędzej czy później i tak by to wyszło na jaw, znając moje szczęście.

Odwróciłam się aby odsunąć pudełko ze zdjęciami chłopaka, które służyły mi jako szablony. Gdy kładłam karton na podłogę, poczułam oddech na moim karku i kilka kosmyków łaskoczących moją szyję.

- Ale przyznaj, że z tych zdjęć nie tylko stroje ci się podobały ...- zamruczał gardłowym głosem.

Spięłam się gwałtownie, wystraszona, przez co uderzyłam głową o drewnianą ramę.

-Auć...- skrzywiłam się i chwyciłam za bolące miejsce.

-W-wszystko dobrze?- wystraszony nie wiedział co ma zrobić.

-T-tak, jest okej, nie martw...- przerwałam, gdy blondyn położył swoją dłoń na mojej głowie i czule pocałował mnie w bolącym miejscu. Utkwił tak bez ruchu, tak samo, jak ja, przy okazji nabierając czerwonych odcieni na twarzy. Przestałam nagle normalnie oddychać, a serce zakołatało dwa razy szybciej, niż normalnie. Poczułam przyjemną falę ciepła przepływającą przez moje ciało. Mimo wiedzy, że jest bliżej niż zazwyczaj, nadal nie potrafiłam się ruszyć z miejsca.

Po paru minutach chłopak w końcu oderwał się ode mnie i zawstydzony próbował uciec wzrokiem gdzieś w ciemne zakątki mojej kryjówki.

-Ja... Emm... Moja mama tak robiła, gdy byłem mały, więc pomyślałem, że... no wiesz...- wyjaśnił cały czerwony, drapiąc się po karku.

Nadal milczałam, nie mogąc zrozumieć dlaczego przez głowę przeszło mi, by poprosić go o powtórzenie pocałunku.

Stwierdziłam, że za bardzo uderzyłam się w głowę.

-Darujmy sobie puzzle...- szybko zmieniłam temat.- Obejrzyjmy jakiś film, co ty na to? I możesz nawet wybrać jaki. Znaj moją łaskę...

Wydostałam się spod łóżka i rzuciłam się do laptopa. Chłopak za mną podążył.

-Wolisz komedię, akcję, czy jakiś animowany?

***

Trzy godziny później wrócili moi rodzice i nas wypuścili.

To było... bardzo przyjemne popołudnie. Mimo tych kilku dziwnych momentów, udało nam się rozluźnić atmosferę oglądając komedię, którą wybrał Adrien. Zachowaliśmy się tak, jakby nic się nie stało.

-Bardzo przepraszamy, że musiałeś zostać tu aż tak długo! Byliśmy w piekarni i nie słyszeliśmy nawoływań. Wybacz, że straciłeś tyle czasu- tłumaczyli się rodziciele.

-Nic się nie stało, naprawdę. Nie straciłem wcale czasu. Świetnie się bawiłem z Marinette...- oznajmił spokojnie. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął, co odwzajemniłam.- I... mam nadzieję, że będę mógł to powtórzyć... Oczywiście, jeżeli państwo nie mają nic przeciwko!

-Ależ skąd!- obruszyła się kobieta.- Wpadaj! Nawet codziennie! Możesz nawet zostać na...!

-MAMO!

-No co?- posłałam jej mrożące spojrzenie, na co ta uśmiechnęła się niewinnie.

-Sabine chodzi o to, że jeżeli będziesz miał ochotę odwiedzić Marinette, to zawsze będziesz mile widziany- wytłumaczył ojciec, kładąc swoje potężne ręce na ramionach mamy. Zapewne by zrzucić ją trochę na ziemię.

-Bardzo mi miło. Cieszę się, że mogłem państwa poznać. Jednak rodzice nie wiedzieli, że nie będzie mnie tak długo więc muszę już wracać.

-Oczywiście. Do widzenia chłopcze... Marinette!- zwróciła się do mnie szarooka.- Odprowadź Adriena do drzwi.

Grzecznie przytakując, chwyciłam go za ramię i pociągnęłam do wyjścia.

-No to...- zatrzymał się w framudze drzwi, zastanawiając się nad pożegnaniem.- Naprawdę mam nadzieję, że to kiedyś powtórzymy...- uśmiechnęłam się do niego i kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam.

-Tylko bez tych małych wątków, no wiesz...- zaśmiałam się ze wspomnianej sytuacji.

-Cóż...- pochylił się nade mną, przez co poczułam jego oddech na twarzy.- Mi tam one nie przeszkadzały- powiedział, po czym pocałował delikatnie mój policzek.

-Do widzenia państwu!- krzyknął w stronę salonu.

-Do widzenia, Adrienie!- odkrzyknęli.

-Do widzenia Marinette...- szepnął i odszedł w stronę swojego domu. Zamknęłam za nim drzwi i po odwróceniu się, oparłam o nie plecami.

Byłam zszokowana jego nagłą śmiałością. Zapewne cała czerwona dotknęłam opuszkami palców miejsca, w którym przed chwilą mnie pocałował, przypominając przy okazji sobie o kojącym całusie na górze. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.

Niepewnym i miękkim krokiem udałam się do salonu, bo moje nogi wydawały się być jak z waty. Nie miałam pojęcia, czemu to się ze mną działo.

-PUZZLE!- krzyknęła granatowowłosa gdy mnie zauważyła.- Naprawdę PUZZLE?!- na początku nie rozumiejąc spojrzałam na nich jak głupia.- Przystojny chłopak do ciebie przychodzi, a ty proponujesz PUZZLE!? Naprawdę?!

Rozumiejąc już w czym rzecz, wytrzeszczyłam oczy w totalnym szoku.

-Podsłuchiwaliście?!

-Kochanie... My nie jesteśmy głusi, a twoja klapa nie jest dźwiękoszczelna- oznajmił spokojnie ojciec, przeglądając gazetę.

Poczułam, jak po raz kolejny tego dnia czerwienię się z zawstydzenia. Tym razem jednak byłam również wściekła. Własni rodzice... ale co się dziwić? Po kimś muszę mieć te złe geny.

-Mamę, to jeszcze rozumiem, ale TY tato!?

-Na moją obronę: To nie był mój pomysł... Ja tylko pomagałem.

-Co NADAL czyni cię współwinnym- westchnęłam zmęczona. Czasami miałam z nimi jak z dziećmi.

-Nie istotne! Powiedz, kochana... Ten Adrien, to twój chłopak?!

Zanim zdążyła zadać jeszcze jakiekolwiek głupie pytanie, wskoczyłam do swojego pokoju i z trzaskiem zamknęłam klapę, dając do zrozumienia, że jestem na nich zła.

-Ech...- westchnęłam głośno i oparłam się o najbliższą ścianę. Zaczęłam rozmyślać o tym co się dzisiaj wydarzyło.

To miała być zwyczajna sobota, w której tylko leniuchuję i oglądam głupoty... A przeistoczyła się w wymuszone układanie puzzli z Adrienem i oglądanie filmu...

Ale... Mimo wszystko poczułam, że w żadnym razie nie była to zmarnowana sobota. Wręcz przeciwnie... Podobało mi się to wszystko, i że zrobiłam to akurat z nim. Nasza przyjaźń na tym skorzystała...

Ponownie przypomniały mi się te momenty bliskości, których dziś doświadczyłam. Serce znów zaczęło mocniej uderzać, przypominając o swoim istnieniu, a twarz ponownie przelała fala ciepła. Cały czas czułam jak jego ciepłe usta ocierają się o mój policzek. Z cichym piskiem zsunęłam się po białej ścianie, dobijając tym samym siedzeniem o podłogę.

-Co się ze mną dzieje?

>...<

Uczucia są jak puzzle. Aby być pewnym, co przedstawiają musisz mieć wszystkie kawałki. Inaczej nie będziesz w nie wierzyć.

Dokładnie taka sama zasada była praktykowana przeze mnie.

Zważywszy też, że nigdy nie doświadczyłam tego uczucia, to jego obraz był dla mnie zupełnie nieznany. Musiałam mieć wszystkie kawałki by go zobaczyć.

Jednak puzzle, to niewielkie fragmenty, które jak się zgubią, można szukać miesiącami. Nic więc dziwnego, że tak długo zajęło mi dostrzeżenie tego co czułam.

Tego dnia, Adrien znalazł jeden z kawałków...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro