ROZDZIAŁ III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Evelyn

Obudziły mnie krzyki dzieci bawiących się na dworze. Przeciągnęłam się i sięgnęłam po telefon. Dostałam wiadomość od Lucy, żebyśmy dziś porozmawiały na kamerce, bo jak to określiła, "ta sprawa jest tak ważna, jak potrzeba wysrania się". Odpisałam jej, że zadzwonię do niej po śniadaniu, po czym ruszyłam się ogarnąć.

Wciągnęłam biały t-shirt i szare dresowe krótkie spodenki. Zeszłam po schodach do kuchni, gdzie przy stole siedział tata, grzebiąc widelcem w jajecznicy. Zauważyłam, że od tygodnia jest jakoś nieobecny. Wracałam późno do domu, dlatego wcześniej nie podjęłam rozmowy, ale dzisiaj była odpowiednia pora. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Podszedłam do blatu, na którym stała patelnia z jajkami, nałożyłam porcję i usiadłam naprzeciwko ojca. Był tak zamyślony, że musiałam złapać za jego dłoń, aby na mnie spojrzał. Podniósł głowę i uśmiechnął się krótko, po czym znów zatonął w myślach.

– Tato, co się dzieje? – spytałam, patrząc na czubek jego głowy.

Ojciec podniósł głowę i przez chwilę patrzył na mnie. Złapał moją dłoń i pogładził ją kciukiem, tak jak zawsze to robił.

– Nic, Evelyn – zapewnił. – Po prostu... Cieszę się, że cię mam.

– Ja też się cieszę, że jesteś przy mnie, tato – odpowiedziałam, czując drugie dno w jego słowach.

– Connor przyjechał do rodziców – zaczął przecierając nos. – Był już tu i prosił, abyś w wolnej chwili wpadła na chwilę do nich.

– Okej, ale najpierw zadzwonię do Lucy, bo ma mi coś ważnego do przekazania – powiedziałam i wróciłam do jedzenia.

Przez cały czas obserwowałam ojca. Był niespokojny, jakby się czegoś obawiał. Nie chciałam już drążyć tematu, bo i tak wcisnąłby mi jakąś bajeczkę. Zjedliśmy w ciszy śniadanie, a potem ruszyłam biegiem do pokoju, nie mogąc doczekać się wieści od Lucy. Odpaliłam laptopa, w międzyczasie pisząc do niej, że będę dzwonić.

Zaczęłam połączenie na Skype, a Lucy odebrała niemalże natychmiast. Przywitała mnie pięknym uśmiechem mimo okropnej pogody widocznej za oknem za jej plecami. W tle widziałam jej narzeczonego Marcusa krzątającego się po salonie.

– Witaj, najseksowniejsza lekarko świata – uśmiechnęła się.

– Dzień dobry, najbardziej uzdolniona projektantko mody – odpowiedziałam jej. – Co słychać?

– Wiesz, chaotycznie – rzuciła wymachując rękoma. – Ślub za dwa i pół miesiąca, dzidzia rośnie jak na drożdżach, a ja nawet nie mogę się z tobą spotkać.

– Spotkamy się na ślubie w Los Angeles i będziemy obgadywać tą sąsiadkę, która chce ci ukraść Marcusa – zapewniłam.

– Nawet mi nie mów o tej suce – pogroziła mi palcem. – Wczoraj wieczorem przyszła tutaj w jakiejś niemodnej, krótkiej spódnicy, myśląc, że to Marcus jej otworzy, a tu nagle boom! – nawijała jak katarynka. – Otworzyłam jej ja. Tylko żebyś widziała tą jej sztuczną gębę. Nie dość, że ma męża, to jeszcze ugania się za cudzymi mężczyznami.

– Cóż, po prostu jesteś piękną dziewczyną i tego ci zazdrości – powiedziałam popijając kawę.

– Po prostu nie może pogodzić się z tym, że jest żoną starej fujary, której ledwo staje – skrzywiła usta. – Ale nie zapominajmy, że po mojej drugiej stronie ekranu znajduje się kolejna piękna niewiasta czekająca na swojego rycerza.

– Znowu zaczynasz – mruknęłam mając nadzieję, że nie będzie pogłębiać tego tematu widząc moją znudzoną minę. Jednak Lucy to Lucy. Musi postawić na swoim.

– Jest taki fajny chłopak o imieniu Lucas, młodszy brat najprzystojniejszego mężczyzny na świecie – mówiła dziwacznym głosem wijąc się niczym kobra. – Tak się składa, że niejaki Lucas przybył do Los Angeles pomóc w przygotowaniach.

– Przylecicie do Los Angeles? – od razu ożyłam słysząc tylko nazwę miasta.

– Niestety nas nie ma, bo akurat w tym dniu muszę jechać na badania kontrolne – wiedziałam, że kłamała. – Ale to idealna okazja na poznanie się z moim przyszłym szwagrem.

– Lucy, proszę cię – westchnęłam. – On nawet mnie nie widział, nie ma szans na to, żebyśmy się spotkali.

– A właśnie, że są i to duże – powiedziała Lucy ciągnąć za końcówki swoich włosów.

– W tej chwili masz mi wyjaśnić, co zrobiłaś – nakazałam jej wyjaśnić.

– Wiesz, Connor jest u rodziców, masz do niego iść i wszystkiego się dowiesz, kocham cię, pa – i jak gdyby nigdy nic zakończyła rozmowę.

Uduszę ją.

Wyłączyłam laptopa i odstawiłam go na biurko. Podeszłam do okna i zobaczyłam jak córka i syn Connora biegają po chodniku rysując po nim kredami. Westchnęłam i ruszyłam na dwór. Kiedy tylko zamknęłam drzwi, do moich nóg przyczepiły się dwa małe szkodniki, czytaj Clara i Clayton, czyli dzieci Connora. Kucnęłam i przytuliłam je. Dzieciaki złapały mnie za dłonie i poprowadziły do swojego ojca krzycząc na całą okolicę "Evelyn".

– Puśćcie ciocię, Eve, ja też chciałbym się przywitać – zaśmiał się Connor.

– Ale dawno nie bawiliśmy się z ciocią, więc teraz jest na to czas – rzuciła Clara.

– Porozmawiam chwilę z ciocią i obiecuję, że wam ją oddam – Connor kucnął obok moich nóg.

– No dobra – mruknęły i pobiegły w stronę trawnika domów swoich dziadków.

Razem z Connorem odprowadziłam ich wzrokiem uśmiechając się myśląc o tym jak to by było gdybyśmy dalej byli razem. Może dziś też mielibyśmy dwójkę dzieci?

Obudź się, wariatko! On ma kochającą żonę, a poza tym to była tylko szczeniacka miłość!

Connor odchrząknął zwracając na siebie moją uwagę. Popatrzyłam na niego i szybko opuściłam głowę. Zachowywałam się przy nim jak gówniara. Pewnie w środku śmiał się ze mnie, że dalej jestem sama i nie potrafię się ustatkować.

– Nie przywitasz się? – spytał rozkładając ręce, a ja wtuliłam się w jego umięśnione ciało.

– Długo was tu nie było – zauważyłam układając dłonie na biodrach.

– Angela ostatnio ma urwanie głowy w szkole – wyznał. W końcu jego żona była dyrektorką liceum. Jak na jej wiek szybko pnie się po szczeblach kariery.

– Rozumiem – odpowiedziałam. – Przyjechała razem z tobą czy musiała odpocząć?

– W tej chwili pomaga mojej mamie w szklarni na tyłach – wskazał na dom. – Właśnie, razem z nami przyjechał Lucas, mój przyszły szwagier.

– Wiem, Lucy już mnie poinformowała o tym, dokładnie pięć minut temu – powiedziałam, a Connor wybuchł śmiechem.

– Zapewniam, że Lucas to dobra partia dla ciebie, ale oczywiście nie tak dobra jak ja – przerzucił mi na ramię swoją rękę i kierowaliśmy się w stronę domu Helmsów.

– Dlaczego wszyscy- – nie dane było mi dokończyć.

– Nie bój się kochać – zatrzymaliśmy się. – Wiem, że nasze rozstanie zraniło cię. Widziałem ból w twoich oczach te osiem lat temu. Wiedziałem, że cierpiałaś, ale tego nigdy nie przyznałaś, Evelyn. Zawsze ukrywałaś to, co cię boli.

– Przestań – próbowałam mu się wyrwać, lecz Connor złapał mnie mocno za ramiona. Jego dotyk... Wszystko wróciło.

– Evelyn, przepraszam, że zadałem ci tyle bólu – mówił.

Spojrzenie w jego błękitne oczy przypominało mi o dniach, gdy mogłam się w nich zatracić. Ale teraz, nawet w tej chwili, emocje budziły we mnie łzy.

Nie becz przed nim, idiotko!

Eve...

– Connor...

– Wszystko dobrze? – wtrącił nieznajomy głos.

Jak poparzona odskoczyłam od Connora i spojrzałam w kierunku mężczyzny. Przystojnego, młodego mężczyzny. Miał oliwkową cerę, jasnobrązowe włosy i bursztynowe oczy. Przełykając ślinę i odkaszlając, poczułam dyskomfort. Miałam nadzieję poznać Lucasa w innych okolicznościach, ale cóż. NIE WYSZŁO.

– Evelyn, to Lucas, Lucas, to Evelyn – powiedział głębokim głosem Connor, jakby był zły, że nam przerwano. A tak się składa, że to bardzo dobrze, że Lucas przybył w czasie. – Ja pójdę zabrać dzieci na... Eee... Żeby pomogły mojej mamie i żonie.

Lucas pożegnał się z nim i spojrzał prosto w moje oczy. Czułam jakby przejrzał całe moje ciało i duszę. Czy to głupie, że poczułam przyjemne mrowienie w podbrzuszu?

– Więc jestem Lucas – wyciągnął dłoń w moim kierunku.

– Evelyn – lekko potrząsnęłam jego ciepłą dłonią. – Przepraszam, że poznajemy się w takich głupich okolicznościach. Żeby obyło się bez niejasności-

– Wiem, że jesteście przyjaciółmi, Connor już mi opowiedział waszą historię – wyrzucił. O tym co nas łączyło nie musi wiedzieć całe miasto. – Mówił ci ktoś, że masz piękne oczy, Evelyn? – uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki w policzkach.

– Dziękuję, ty też masz bardzo piękne oczy, takie rzadko spotykane – proszę niech mnie ktoś zastrzeli za ten tekst.

– Masz rację, niemniej jednak nie są tak piękne jak ty, piękna pani – ucałował moją dłoń.

Cholera, ten facet powoduje we mnie przyjemne wrzenie. Wrzenie, którego nie czułam przez osiem lat! Czy to możliwe, że już się zauroczyłam i jednocześnie poczułam zażenowanie tym tekstem, który był jeszcze gorszy niż mój?

– Dam ci mój numer i może umówimy się na jakieś piwo? – spytał uśmiechając się.

– Czemu nie – wyciągnęłam telefon z kieszeni i poczułam jak Lucas przyciąga mnie do siebie.

Z piskiem opon przejechał obok nas czarny jak smoła samochód sportowy. Driftował jak porażony i pędził jak popierdolony. Właśnie uświadomiłam sobie, że gdyby nie Lucas, to prawdopodobnie zbierali by moje zwłoki z ulicy.

– Nic ci nie jest? – złapał za moje policzki przyglądając mi się wyrazem twarzy jakby stracił coś ważnego. – Co za skurwiel! Mógł cię zabić!

– Lucas, już spokojnie, nic mi nie jest – zapewniłam go łapiąc go za nadgarstki. – Gdyby nie ty...

– Nawet tego nie kończ – warknął. – Obiecuję, że gościa zmiotę z powierzchni, jeśli jeszcze go zobaczę.

– W takim razie, rycerzu, w ramach rekompensaty zabieram cię jeszcze dzisiaj na piwo do baru niedaleko nas – uśmiechnęłam się.

– Dobrze, przyjdę po ciebie o dziewiętnastej.

– Pójdę już do domu i będę mocno główkować w co się ubrać – zaśmiałam się idąc do tyłu w stronę domu.

– Jesteś tak piękna, że we wszystkim będziesz wyglądać wspaniale, Evelyn – puścił mi oczko, a ja zaśmiałam się na ten gest.

Wróciłam do domu i zauważyłam ojca wyglądającego przez okno. Musiał nas obserwować. Pobiegłam do pokoju i jak najszybciej napisałam Lucy smsa, że daruję jej chytry plan zeswatania mnie z Lucasem. Odpisała mi życząc przyjemnego seksu i rzuciłam się na łóżko myśląc o jego bursztynowych oczach.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ktoś to czyta?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro