ROZDZIAŁ XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Evelyn

Po dotarciu do domu Frank odprowadził mnie pod drzwi i powiedział, abym się nie martwiła ich nagłą zmianą nastroju, ponieważ jak to ujął, "Burnsowie mają czasami większe wahania nastroju niż baba podczas okresu". Współczuł mi też przyszłego użerania się z obrażonym Anthonym. Po tym ucałował mój policzek i odjechał spod twierdzy Burnsów. Przywitałam się z ochroniarzami stojącymi pod drzwiami, którzy oglądali mnie od stóp do głów, i weszłam do środka. W salonie stało dwóch kolejnych goryli, którzy się ze mną przywitali, a jeden z nich wziął ode mnie suknie i razem poszliśmy do mojego pokoju. Wychodząc, rzucił, że ta suknia jest na pewno dobrym wyborem i pan Burns będzie zachwycony. Nic na to nie odpowiedziałam, po czym weszłam do łazienki przemyć twarz.

Dzisiejszy dzień był bardzo emocjonalny. W końcu jaka kobieta nie czuje dużych emocji przy przymierzaniu i kupowaniu sukni ślubnej? Zazwyczaj są przy nich matki, siostry, przyjaciółki i inni, a ja... Ja miałam nowo poznanego kolegę Burnsów, ale zawsze mogło być gorzej, prawda? Opuściłam pokój i poszłam do kuchni, gdzie kręciła się Cecilia, wycierając ścierką blaty z ponurą miną. Podeszłam do niej i dotknęłam jej ramienia.

– Cecilio, czy coś się stało? Ten dupek Burns coś ci powiedział? – pytałam.

– Nie, on i James pokłócili się, więc będzie teraz panować grobowa atmosfera. – uśmiechnęła się lekko, łapiąc mnie za dłoń.

– O co poszło? – spytałam, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.

– Niestety, nie wiem – odpowiedziała. – Anthony i James weszli do domu źli niczym osy i zamknęli się w gabinecie.

Kiedy Cecilia skończyła mówić, do kuchni wszedł Frederick, od którego można było wyczuć mocny zapach papierosów. Zauważyłam, jak Cecilia kręci głową, krzywiąc się, po czym zakryła twarz ścierką. Ona i Frederick to duet idealny.

– Ile razy ci mówiłam ośle, żebyś mi nie palił w domu? – wypluła Cecilia, łapiąc mnie za nadgarstek i pociągnęła na drugi koniec dużej kuchni.

– Pan Burns tutaj rządzi, a z tego co wiem, nie ma do tego żadnych przeciwwskazań – odpowiedział Frederick, siadając przy wyspie kuchennej. – Panienko Evelyn, przeszkadza ci to?

– Nie mi to oceniać – odpowiedziałam.

– Evelyn, mam nadzieję, że zabronisz im palenia tego gówna w tym domu, kiedy zostaniesz żoną Anthony'ego – rzekła Cecilia.

Nagle z góry usłyszałam tłuczenie jakiegoś przedmiotu i huk. Nie mam pojęcia, co to było, ale zaniepokoiło mnie to.

– Co się tam dzieję? – spytałam, patrząc w górę, jakbym chciała przeniknąć wzrokiem przez ścianę.

– Niech się panienka nie niepokoi, już idę to sprawdzić – powiedział i ulotnił się z kuchni.

– To pewnie Anthony i James – powiedziała Cecilia, mieszając coś w garnku, zapewne kolację.

– Zawsze są tacy... Tacy... – nie umiałam się wysłowić.

– Niecierpliwi, agresywni, psychopatyczni? – dokończyła za mnie. – Są tacy tylko przy swoich ofiarach. Zazwyczaj...

Pokiwałam jedynie głową i skierowałam się w stronę swojego pokoju. Na piętrze słyszałam krzyki dochodzące z gabinetu Anthony'ego, a z niego usłyszałam Jamesa.

– Evelyn... Pójdę ją ostrzec przed jej narzeczonym bokserem.

Słysząc to, lekko się przeraziłam i przyspieszyłam kroku. Ten Anthony musi być nieźle walnięty, skoro bije swojego brata. Czy właśnie tak będzie wyglądać moje życie? Z mężem tyranem, który będzie mnie bić, bo będzie mieć taki kaprys? Prędzej zaryję głową o beton niż będę żyć z tym psychopatą z wygórowanym ego.

– Evelyn, zaczekaj – usłyszałam za plecami, a mnie zmroziło.

Powoli odwróciłam się w stronę Jamesa, który miał twarz we krwi. Przełknęłam głośno ślinę i zaczęłam powoli cofać się w stronę swoich drzwi. James powoli kroczył, uśmiechając się lekko, jakby nic się nie stało. Pod samymi drzwiami zatrzymałam się, co również uczynił chłopak, i podeszłam do niego bardzo powoli, obawiając się, że może mi coś zrobić. James jedynie włożył dłonie w kieszenie spodni i patrzył na mnie troskliwym wzrokiem. Drżącą dłonią obróciłam lekko jego głowę, aby zobaczyć ranę na łuku brwiowym.

– Trzeba będzie to zszyć – powiedziałam cicho, czując, jak wszystko się we mnie trzęsło.

– Pojadę do znajomego lekarza, żeby się tym zajął – rzekł i chciał odejść, jednak złapał go za rękę i zatrzymałam.

– Nie trzeba, ja się tym zajmę – rzuciłam szybko, po czym pociągnęłam go do swojego pokoju.

James usiadł na moim łóżku ciężko wzdychając, a ja pobiegłam do łazienki po apteczkę. Kiedy wróciłam do pokoju, James wycierał twarz z krwi swoją marynarką. Podeszłam do niego i zabrałam mu ubranie. Przyciągnęłam obok łóżka fotel i zabrałam się za opatrywanie rany. Przez ten cały czas czułam na sobie jego wzrok. Kątem oka widziałam, jak co jakiś czas lekko podnosi dłoń, chcąc dotknąć mojego kolana, jednak się powstrzymywał.

– Co się tam stało? – zapytałam cicho, nie przerywając czynności.

– Anthony po prostu się wkurzył, za jakiś czas mu przejdzie – odpowiedział, jednak wiedziałam, że to tylko połowa prawdy.

– Czemu kłamiesz? – spytałam, patrząc mu w oczy.

James wodził wzrokiem po mojej twarzy, szukając jakiejś sensownej odpowiedzi. Opuścił głowę w dół i złapał za moją dłoń.

– Anthony po prostu sam nie wie, czego chce – odpowiedział po jakimś czasie.

– I dlatego cię uderzył? – spytałam, unosząc w górę brwi. – Naprawdę ma wspaniałe metody wyładowywania swoich emocji na bracie.

– To nie do końca tak, po prostu... – uciął wzdychając. – Nieważne. Po prostu nie prowokuj go.

To byli chyba jedni z najbardziej tajemniczych ludzi na świecie przed moim ojcem. Każdy był rozgadany, ale gdy zaczynało się temat o Anthony'm, wszyscy milczeli. Był jak strach krążący po domu, i zapewne mieście. Pokręciłam głową, wzdychając, i sięgnęłam po igłę i nić, nie uprzedzając Jamesa, że może trochę boleć. Wbiłam igłę bez zbędnego czekania, na co chłopak lekko zmarszczył brwi. Zajęło mi to około pięciu minut, po czym James pomógł mi posprzątać i powoli skierował się do drzwi. Odwrócił się i chwilę milczał, przyglądając mi się.

– Pięknie wyglądałaś w tej sukni – powiedział w końcu.

– Dziękuję – odpowiedziałam.

– Pójdę już i dziękuję za uratowanie mojej przystojnej twarzy – zaśmiał się cicho.

– Nie ma za co – uśmiechnęłam się, po czym James opuścił pokój.

***

Około godziny dziewiętnastej Frederick przyszedł do mnie, aby przekazać, że Cecilia zrobiła kolację. W drodze do jadalni wypytywałam go o tą całą sytuację w gabinecie, jednak odpowiedział mi tyle, że wszystko jest pod kontrolą. Po zjedzeniu posiłku wróciłam do pokoju, wzięłam prysznic i zastanawiałam się nad tym wszystkim. Miałam na sobie beżową satynową koszulę nocną, którą kupiła dla mnie Andrea. Po godzinie dwudziestej trzeciej wyszłam z pokoju, aby ponownie obejrzeć obrazy ukazujące członków rodziny Burns. Rozejrzałam się po korytarzu i szłam jak najciszej się da. Podeszłam do zakrytego obrazu, który budził we mnie większe zainteresowanie niż na wykładach pana Browna. Byłam tak skupiona na rzeczy, że nic wokół się nie liczyło. Złapałam za końcówkę tkaniny, chcąc odsłonić obraz, jednak usłyszałam głos, którego się nie spodziewałam.

– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Evelyn.

Cały świat w tym momencie się zatrzymał. Stał za mną sam Anthony Burns, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Z jednej strony chciałam się na niego rzucić jak jakaś rozwydrzona dziewczyna, a z drugiej strony chciałam z nim na spokojnie porozmawiać. Anthony złapał mnie za ramię, kiedy chciałam się odwrócić i rzekł:

– Nie odwracaj się.

Powiedział to takim tonem, jakbym była jego największym wrogiem. Być może nim jestem, ale w takim razie po co miałby zlecić moje porwanie i oświadczyć mi się? Zdecydowanie ten człowiek jest niestabilny emocjonalnie. Poczułam, jak mężczyzna podszedł na tyle blisko mnie, że wyczułam między pośladkami jego erekcję. Mam nadzieję, że za chwilę nie stanę się ofiarą gwałciciela.

– Co to za próba prowokacji? – spytał swoim niskim głosem, powodując u mnie ciarki.

- O co ci chodzi? – spytałam, szybko oddychając.

– To ubranie... – poczułam, jak wodził nosem po mojej szyi zaciągając się moim zapachem, po czym swoją umięśnioną i wytatuowaną ręką objął mnie w pasie. – Nieładnie tak paradować w czymś takim w domu pełnym mężczyzn spragnionych ciała kobiety.

– Jesteś nienormalny – mówiłam załamanym głosem, a on tylko zaśmiał się gardłowo, powodując u mnie przyjemne drżenie.

– Nie widzę, żeby ci się to nie podobało – rzekł, jeżdżąc dłońmi po moich rękach, zahaczając o końcówkę koszuli nocnej. – Widzę, jak reaguje na mnie twoje ciało.

– Jeśli myślisz, że zaciągniesz mnie do łóżka przy pierwszej lepszej okazji, to grubo się mylisz, zboczeńcu – wyplułam, zaciskając pięści.

– Nie będę musiał tego robić, bo sama do mnie przyjdziesz, nierządnico – zaśmiał się, obejmując dłonią moje gardło. – A teraz życzę słodkich snów, pani Burns.

Pochylił moją głowę w bok po czym zassał się na mojej szyi, a do tego jeszcze bezczelnie klepnął mnie w tyłek. Kompletnie mnie zamurowało. Dopiero po jakimś czasie odwróciłam się gwałtownie, ale Anthony'ego już nie było. Za to jest już martwy. Co on sobie w ogóle wyobraża? Że jest jakimś pępkiem świata? Wybiję mu z głowy to jego przeświadczenie o swojej możliwości wszystkiego! Co za debil robi malinkę przypadkowej dziewczynie? Tylko ktoś taki pokroju Anthony'ego Burnsa. Lepiej niech się szykuje na mocny wpierdol. Jeszcze będzie błagać mnie o litość.

Po wyzywaniu Anthony'ego wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Podniosłam dłoń, aby spojrzeć na pierścionek zaręczynowy, który błyszczał w blasku księżyca. Do ślubu został tydzień, a ja nawet nie znam najmniejszego szczegółu. Być może James mógłby mi coś powiedzieć, ale znając życie powie, że "wszystko w swoim czasie i powinnam zostawić to Anthony'emu". Ta cała rodzina doprowadza mnie do szaleństwa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro