ROZDZIAŁ XV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Witaj w ten piękny dzień, Anthony – uśmiechnął się Gojko. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?

– Przeszkadzasz i to bardzo, ale mów co cię tu sprowadza – westchnąłem, łącząc dłonie.

– Moi ludzie natknęli się na nowe źródło dochodu na terenie twojego terytorium. Możesz mi to wyjaśnić, Anthony? – zmarszczył się jak nie powiem co.

– Zawsze wiedziałeś, że na moim terenie działają gangi Afroamerykanów sprzedające narkotyki – zacząłem wpatrując się w niego niczym matka próbująca wyjaśnić dziecku, dlaczego nie wbiega się na ulicę. – Black Legion i moi bracia zawsze działają na wspólnych zasadach. Nie wiem w czym jest problem, Gojko.

– Problem jest w tym, młody człowieku, że ja nie wiem nic na temat naszego nowego sposobu zarobku – wyjaśnił Gojko robiąc się cały czerwony. Uwielbiałem denerwować tego Serba. Zawsze liczyłem, że w końcu dostanie zawału przez podniesione ciśnienie i przekręci się albo zdecyduje oddać władze komuś, kto żyje w czasach współczesnych, a nie odległej galaktyki, czyli swojemu synowi. Niestety, na tę chwilę to jedynie marzenie.

– Ponieważ nie jest on nasz, tylko mój – odpowiedziałem, uśmiechając się szyderczo. Gojko wytrzeszczył oczy i zaczął zgrzytać zębami. – To zarząd Bullet Brotherhood, czyli ja, mój brat James i Fredrick i szef Black Legion, czyli Irvin Clark, doszliśmy do porozumienia w sprawie drugiego strumienia dochodu, który nie jest częścią naszej umowy z tobą.

– Jak śmiesz! – wybuchł Gojko przybierając purpurowy kolor twarzy. – To ja trzymam w połowie pieczę nad tym miastem i każdy nowy interes powinien być ze mną konsultowany!

– Gojko, zapominasz, że czasy się zmieniają. Stare układy nie zawsze działają na naszą korzyść – zmarszczyłem czoło, starając się powstrzymać uśmiech. – Nasza nowa inicjatywa to prostytucja i nagrywanie mocnych filmów porno. Zysk jest ogromny, a ryzyko minimalne. Zyskujemy wszyscy, ale pod warunkiem, że potrafimy się dostosować.

– Prostytucja i porno?! – Gojko spojrzał na mnie, jakbym mówił w obcym języku. – Co to za obłąkany pomysł?!

– Obłąkany? To przyszłość Gojko – poklepałem go po ramieniu, czując, jak jego mięśnie tężeją pod moim dotykiem. – Jeśli chcesz, możemy cię w to wprowadzić. Ale musisz zrozumieć, że to nowy porządek rzeczy. Albo się dostosujesz, albo zostajesz w tyle.

Gojko przez chwilę milczał, a jego oczy były pełne gniewu i frustracji. Wiedziałem, że próbuje przetrawić nową rzeczywistość, której nie mógł już kontrolować. W końcu, z ciężkim westchnieniem, wstał z fotela, obrócił się na pięcie i wyszedł bez słowa, trzaskając drzwiami. Jego żona, która nie wiadomo po co tu siedziała, również uczyniła to samo. Patrzyłem za nimi, czując mieszkankę triumfu i napięcia. Jego niechęć do prostytucji była spowodowana odsiadką jeszcze w Serbii. Wiele razy jęczał, jak to mu ciężko było w więzieniu, i to jeszcze w tamtych latach, ale nie oszukujmy się, dzięki prostytucji był tam wysoko postawiony. Miał w rękawie policję i polityków, ale przez jakiegoś człowieka o wielkim sercu zamknęli go w kiciu na parę lat.

Była jedna rzecz, o której Gojko musiał pamiętać – to ja, Anthony Burns, rządziłem w tym mieście. On podlegał mnie, choć czasami próbował udawał, że jest inaczej. To był dopiero początek. Jeśli chciałem utrzymać kontrolę, musiałem być o krok przed wszystkimi, nawet przed starymi weteranami jak Gojko. Ale wiedziałem jedno – Bullet Brotherhood nie miało zamiaru wracać do starych zasad. Przyszłość należała do nas. Czułem, jak adrenalina krąży w moich żyłach. Decyzje, które podejmowałem teraz, miały kształtować losy całej organizacji. Nie mogłem sobie pozwolić na żadne potknięcie. Każdy ruch był przemyślany, każda decyzja była strategiczna. W końcu, w tej grze nie chodziło tylko o władzę, ale o przetrwanie. Ludzie tacy jak Gojko musieli to zrozumieć – byli pionkami na mojej szachownicy, a ja byłem tym, który przesuwał figury.

Westchnąłem z uśmiechem i wróciłem do swojej sypialni. Była już późna godzina, kiedy wróciłem do swojej sypialni. Znużenie spowodowane przez alkohol zaczynało dawać się we znaki, ale wiedziałem, że czeka mnie jeszcze jedna rozmowa. James siedział przy moim biurku, przeglądając jakieś dokumenty. Gdy tylko wszedłem, podniósł wzrok.

– Wszystko okej? – zapytał.

– Tak, przynajmniej na razie – odpowiedziałem, siadając na krawędzi łóżka. – Jak idą przygotowania do przenosin?

– Cecilia i Andrea wezmą się za to, kiedy Evelyn opuści pokój. Lepiej, żeby wiedziała, co planujemy, a w zasadzie co ty planujesz – odpowiedział James, odkładając papiery. – A co z Gojko? Myślisz, że sprawi problemy?

Zastanowiłem się przez chwilę, zanim odpowiedziałem.

– Gojko zawsze sprawia problemy, ale tym razem mam nadzieję, że zrozumie, kto tu rządzi. Musimy być ostrożni. Nie możemy sobie pozwolić na żadną wpadkę, zwłaszcza teraz.

James skinął głową, zgadzając się ze mną.

– Evelyn jest kluczowa. Jeśli dowie się o naszym planie zbyt wcześnie, może wszystko zniweczyć. Ważne, żebyśmy działali szybko i skutecznie.

Wiedziałem, że James ma rację. Evelyn była jedną z niewielu osób, które mogłyby zagrać nam na nosie. Musieliśmy działać precyzyjnie, bez zbędnych komplikacji.

– Lepiej, żeby się o tym nie dowiedziała, bo sam ją w to wciągnę – stwierdziłem, łapiąc się za nasadę nosa. – Jeszcze narobi mi większych problemów niż te, które mam teraz.

– Serio będziesz w stanie oddać własną żonę do burdelu? – skrzywił się James.

– Jeśli to rozwiąże moje problemy biznesowe i nerwowe, to tak James, będę w stanie to zrobić – odpowiedziałem pewnie, choć czułem kłamstwo wypływające z moich ust.

Spojrzałem na zegarek. Godzina ceremonii była tuż za rogiem. Wszystko musiało być perfekcyjne, bez żadnych nieprzewidzianych komplikacji, chociaż znając życie na pewno zdarzy się coś, co spowoduje, że stracę cierpliwość.

– Czas się zbierać, bracie – podniosłem się z łóżka, podpierając się laską. – Mam nadzieję, że ta dziewczyna nie zrobi mi wstydu przed wszystkimi, inaczej będzie pierwszą pracownią tego cholernego burdelu.

– Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą – rzekł James, zabierając swoje dupsko z mojego krzesła. – Dziewczyny i Francuz zajęli się nią.

Kiwnąłem głową i ruszyłem w kierunku łazienki, chcąc się jeszcze odświeżyć. Łapiąc za klamkę, James zatrzymał mnie słowami:

– Proszę, nie zrób jej krzywdy – zdziwiły mnie jego słowa, ale i równie mocno zirytowały. Mam nadzieję, że do niczego między nimi nie doszło. James ma zapędy do szybkiego rozkochiwania w sobie kobiet.

Od razu wyczułem zmianę atmosfery. Z lekkiej zrobiła się gęsta. Popatrzyłem na niego chwilę analizując w głowie jeszcze raz moje plany na dzisiaj. Byłem już w stu procentach pewny tego, co zrobię dzisiejszej nocy.

– Nie zrobię nic, na co moja szanowna małżonka nie wyrazi zgody – odpowiedziałem krótko, nie chcąc zdradzić mu rąbka mojej tajemnicy.

– Mam nadzieję, Tony... – westchnął ciężko James, chowając dłonie w kieszeniach garniturowych spodni. – To dobra dziewczyna. Nie rób jej powodów do chęci śmierci.

– Z tego co słyszałem, już takowe posiada – zaśmiałem się krótko. – Pamiętaj o rzeczach Evelyn.

James westchnął ciężko i opuścił pokój, a ja w końcu znalazłem się w łazience. Podszedłem do umywalki i opłukałem kilka razy twarz zimną wodą. Oparłem się o ceramikę i spojrzałem na swoje odbicie w dużym lustrze. Myśli krążyły wokół nadchodzących godzin. Wiedziałem, że każde słowo, każdy gest będzie obserwowany i analizowany. Musiałem być gotowy na wszystko. A w szczególności na napady Evelyn. Liczę, że zachowa się, jak na dorosłą kobietę przystało i nie będzie wspominać o "tym", co mam między nogami i nie nazwie go "małym". Z resztą przekona się o tym w najbliższym czasie.

Do moich uszu dotarł dźwięk pukania. Drzwi otworzyły się lekko, a do łazienki weszła Cecilia. Spojrzała na mnie z uśmiechem, który próbował ukryć niepokój.

– Anthony, wszystko będzie dobrze – powiedziała, kładąc rękę na moim ramieniu. – Wierzę w ciebie, synu.

– Dziękuję, Cecilio – odpowiedziałem cicho. – Razem damy radę. James dał ci znać o...

– Tak, Anthony, wszystko wiemy – uśmiechnęła się ciepło. – Wiem, że jesteś pewny swoich decyzji, dziecko. Tylko nie zrań jej. To takie dobre dziecko, tak jak ty.

– Nie przesadzał bym z tą moją dobrocią – rzuciłem, wpatrując się w jej pomarszczoną szczerze szczęśliwą twarz.

– Ach, Anthony... – Cecilia poprawiła moją muszkę. – Czas już iść. Twój tata jest już w ogrodzie i reszta tych "kryptogości".

Cecilia jeszcze raz poprawiła muszkę, wygładziła garnitur i ułożyła włosy. Stanęła na palcach i ucałowała mój policzek. Opuściliśmy moją komnatę i ruszyliśmy w kierunku schodów. Mijaliśmy portrety członków mojej rodziny. Na parterze było już słychać gwar przybyłych jak to nazwała Cecilia "kryptogości", a ja starałem się zachować spokój, choć wewnętrznie byłem pełen napięcia. Nie było ich za dużo. Mam więcej wrogów niż sojuszników. Wiedziałem, że tego wieczoru wszystko musi przebiec bez zarzutu.

Kiedy wyszedłem na taras prowadzący do ogrodu, gdzie czekał przygotowany ołtarz, powitał mnie błysk zachodzącego słońca. W powietrzu unosił się zapach świeżych kwiatów, a w tle słychać było delikatną muzykę smyczkową. "Kryptogoście" zebrali się na swoich miejscach, rozmawiając ze sobą cicho. Ruszyłem w kierunku ołtarza, gdzie czekał już ojciec, wraz z kilkoma ważnymi osobistościami. Obejrzałem się ostatni raz na Cecilię pełną wsparcia i spokoju. Gdy zbliżałem się do ołtarza, wszyscy spojrzeli w moją stronę, a rozmowy umilkły. Z powodu grzeczności z uwagi na uroczystość na jaką zostali zaproszeni lub respektu.

Stanąłem w końcu przed ołtarzem. Podszedł do mnie ojciec i szepnął:

– Gratuluję, synu. Jestem z ciebie dumny.

Patrzyłem w jego oczy z pełnym uznaniem. Kiwnąłem głową czując, jak ojciec klepie moje ramię po czym wrócił na swoje miejsce. Jego słowa dodały mi otuchy chociaż bardziej przydałby się mojej narzeczonej. No właśnie. Czekałem na Evelyn. Słyszałem, jak goście szepczą między sobą, zastanawiając się, jak potoczy się ten wieczór. Mam nadzieję, że ta kobieta nie zrobi mi wstydu i przyjdzie tu w ciągu kilku sekund. Inaczej wbiję jej ten cholerny pierścionek zaręczynowy i obrączkę w oczy. Moje modlitwy zostały wysłuchane. Muzyka zmieniła ton, a wszyscy goście odwrócili się w stronę ogrodu, skąd miała nadejść panna młoda. Moja kobieta. Serce zaczęło mi bić szybciej, gdy w końcu ujrzałem Evelyn. W białej sukni, prowadzonej przez James'a. Mimo że widziałem już ją w niej, dalej wywołuje to we mnie skrajne emocje. Coś pomiędzy ekscytacją a czymś niebezpiecznym. Wyglądała olśniewająco, a jej twarz była dziwnie skupiona i spokojna.

Słyszałem zdziwione głosy gości, pytanie o to kim była ta piękna kobieta. Marszczyli się jakby im kazali oglądać telenowelę bez przerwy przez dwadzieścia cztery godziny, jednak nie zwracałem na nich uwagi. Mój wzrok, umysł, ciało było skupione na Evelyn. Kiedy dotarła do ołtarza, James przekazał jej delikatną rękę w moją dłoń, a ja poczułem jak bije z niej przyjemne ciepło. Spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja starałem się ukryć wszelkie wątpliwości, które jeszcze mogły we mnie tkwić. Coś, co do tej pory nazywałem cyrkiem, a od teraz poważnym życiem, uznaje za otwarty.

Ceremonia zaczęła się, a ksiądz zaczął wygłaszać swoje słowa. Słuchałem go z uwagą, ale myśli wciąż krążyły wokół nadchodzących wydarzeń. Burdel, troska James'a o moją kobietę, zemsta. Każde słowo, każdy gest miał teraz znaczenie. Wiedziałem, że muszę być ostrożny i rozważny, aby wszystko przebiegło zgodnie z planem. Kiedy nadszedł czas przysięgę, spojrzałem głęboko w oczy Evelyn powtarzając za księdzem:

– Ja, Anthony, biorę ciebie, Evelyn za żonę,
aby mieć i trzymać od tego dnia, na dobre i na złe, dla bogatszych, dla biedniejszych, w zdrowiu i chorobie, kochać i pielęgnować, aż śmierć nas rozłączy, zgodnie ze świętym prawem Bożym.

Te same słowa po chwili powtórzyła Evelyn wpatrując się głęboko w moje oczy.

Poczułem, jak wszystkie moje wątpliwości i lęki zaczynają ustępować miejsca pewności i determinacji. Wypowiedzieliśmy słowa z przekonaniem i pewnym głosem, zupełnie jakbyśmy chcieli, aby usłyszał nas cały świat.

Zakończyliśmy ceremonię wymianą obrączek, a potem nadszedł moment, na który wszyscy czekali - pierwszy pocałunek jako małżeństwo. Pochyliłem się i stanowczo musnąłem jej usta, a w tłumie rozległy się brawa. Mogę stwierdzić, że był to najlepszy pocałunek w moim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro