ROZDZIAŁ XVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Anthony

Po opuszczeniu pokoju pociągnąłem moją "ukochaną" żonę do ogrodu, w którym odbywało się wesele. Od zrobienia zdjęć, które później zawisną na ścianach mojej fortecy, nie odezwała się ani słowem. W każdym rogu ogrodu znajdowali się moi żołnierze, gotowi do obrony, na wypadek gdyby komuś pomyliły się uroczystości. Wszyscy obecni patrzyli na nas zszokowani. Na Evelyn spoglądali z niewyjaśnioną odrazą, szczególnie przybyłe kobiety, zazdrosne o jej nieskazitelny wygląd. Evie wyglądała jak anioł, księżniczka i Bóg wie co jeszcze. Była ucieleśnieniem doskonałości - piękna, zmysłowa, emanująca niewymuszonym wdziękiem.

Zasiedliśmy przy stole, który był ozdobiony z dbałością o każdy szczegół. Jego blat pokrywał biały, haftowany obrus, delikatnie połyskujący w świetle lampionów zawieszonych nad głowami gości. Na środku stołu stał wspaniały wieniec z kwiatów - białych róż, lilii i drobnych, fioletowych chabrów, które symbolizowały czystość i miłość. Wokół wieńca ustawiono świece w srebrnych świecznikach, ich płomienie migotały, rzucając ciepłe, złote refleksy na szkło kieliszków i porcelanową zastawę. Każde nakrycie było ozdobione ręcznie wiązaną wstążką w kolorze królewskiego granatu, która idealnie kontrastowała z bielą obrusu. Całość sprawiała wrażenie wyrafinowanej elegancji, przyciągając wzrok i podkreślając wyjątkowość tej chwili.

Gdy zasiedliśmy przy stole, czułem, jak atmosfera wokół nas staje się coraz bardziej napięta. Evelyn siedziała obok mnie, piękna jak zawsze, ale milczała. Przez chwilę podziwiałem dekoracje, które starannie wybrałem, wiedząc, że zrobią wrażenie na gościach. Chciałem, aby ten wieczór był doskonały, aby wszystko było na swoim miejscu, dokładnie tak, jak to zaplanowałem. Przeniosłem wzrok na Evelyn, która delikatnie bawiła się wstążką przymocowaną do jej serwetki

– To nasz wielki dzień – powiedziałem prześmiewczo, przełamując ciszę. Evelyn spojrzała na mnie, jej usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu, ale w jej oczach wciąż dostrzegałem cień smutku, może nawet rezygnacji.

– Tak, Anthony, wielki dzień – odpowiedziała cicho, jakby mówiła do siebie.

Zapanowała kolejna chwila ciszy. Wiedziałem, że muszę coś powiedzieć, coś, co przełamie ten mur, który narósł między nami od momentu, gdy wyszliśmy z pokoju.

– Za chwilę będzie pierwszy taniec – powiedziałem, próbując nadać swojemu głosowi neutralny ton. – Zatańczysz z Jamesem.

Evelyn uniosła brwi i wybuchnęła cichym, perlistym śmiechem, który wywołał falę cichych szepty wśród gości. Jej śmiech był muzyką, ale tym razem był to dźwięk, który wzbudził we mnie niepokój.

– Naprawdę, Anthony? – spytała, patrząc mi prosto w oczy. – Wyszłam za mąż za ciebie czy za twojego brata?

W jej słowach czułem wyzwanie, prowokację, coś, co miało mnie zranić, i rzeczywiście tak się stało. Śmiech Evelyn teraz zdawał się być szyderczy.

– Uważaj na słowa, Evelyn – powiedziałem cicho, lecz stanowczo. – To nie jest żart. Jeśli chcesz sobie pożartować, to zaraz znajdę ci towarzyszy, którzy żarty przekręcą na zabawy łóżkowe.

Jej uśmiech zniknął równie szybko, jak się pojawił, a na jej twarzy pojawił się wyraz chłodnej powagi.

– A więc mówisz poważnie – stwierdziła, patrząc na mnie z niedowierzaniem. – Dobrze, Panie Gangsterze. Jeśli to twoja decyzja, zatańczę z Jamesem.

W jej głosie było coś, co sprawiło, że krew zawrzała mi w żyłach. Było to coś więcej niż złość - była to pogarda, której nie potrafiłem znieść. Czułem, jak każdy jej wyraz wbija się we mnie jak ostrze, celując prosto w moje ego, w moje poczucie kontroli. Jej ton nie tylko podważał moje decyzje, ale też zdawał się kwestionować całą moją władzę, moje prawo do tego, by stanowić o tym, co jest słuszne i co powinno się wydarzyć. W tej jednej chwili poczułem się, jakbym tracił grunt pod nogami, jakby cała moja forteca, którą tak skrupulatnie budowałem, miała runąć pod wpływem jej słów.

Moje serce przyspieszyło, a dłoń mimowolnie zacisnęła się w pięść pod stołem. Nie mogłem pozwolić, by Evelyn zauważyła, że jej słowa mnie dotknęły, że wywołała we mnie reakcję, którą próbowałem stłumić. W mojej głowie kłębiły się myśli, jak ukarać ją za tę impertynencję, jak sprawić, by zrozumiała, kto tu naprawdę rządzi. Ale równie szybko, jak ta wściekłość się we mnie narodziła, tak też wiedziałem, że nie mogę działać pod wpływem emocji. Musiałem zachować zimną krew. To ja miałem być tym, który kontroluje sytuację, nie ona.

Powoli, z zamaskowaną chłodną furią, uniosłem wzrok, wbijając w nią spojrzenie, które miało przebić się przez jej pozorną pewność siebie.

– Evelyn – zacząłem, starannie ważąc każde słowo – Nie pozwolę, abyś igrała z ogniem, którego nie zdołasz ugasić. Pamiętaj, że są granice, których nie powinnaś przekraczać. I nie myśl nawet przez chwilę, że twoje słowa mnie nie dosięgają. Wiem dokładnie, co próbujesz zrobić.

Jej spojrzenie, na pozór niewzruszone, zdradziło cień zaskoczenia. Może przez chwilę pomyślała, że jednak zbyt mocno nacisnęła, że moja reakcja będzie inna, bardziej gwałtowna. Ale zamiast tego, ja postanowiłem ją zdominować w inny sposób, ten, który najbardziej zaboli – władzą, którą miałem nad nią i nad wszystkim wokół nas.

– To moja decyzja – powiedziałem, starając się zachować spokój, ale ton głosu zdradzał moje rosnące zdenerwowanie. – I oczekuję, że się do niej zastosujesz.

Evelyn skinęła głową, ale jej wzrok mówił więcej niż słowa. Była w nim chłodna determinacja, która tylko potęgowała mój gniew. Wiedziałem, że ten wieczór nie potoczy się tak, jak to sobie wyobrażałem, ale nie zamierzałem pozwolić, by Evelyn, ani nikt inny, przejęli nad nim kontrolę.Wszyscy wokół nas patrzyli z zaciekawieniem, jakby wyczuwali, że coś się dzieje. Nawet moi żołnierze, rozstawieni na każdym rogu ogrodu, wydawali się być bardziej napięci niż zwykle. Gdy orkiestra zaczęła grać pierwsze takty, odwróciłem wzrok od Evelyn i skinąłem głową w stronę Jamesa. Wiedziałem, że nie mogę pokazać słabości. Ten wieczór miał być perfekcyjny, bez względu na to, jak bardzo musiałem się kontrolować.

Chwyciłem za mój i jej kieliszek i nalałem do nich alkoholu, więcej niż byłoby to wymagane, ignorując chłodną atmosferę, która zawisła nad nami. Podsunąłem kieliszek pod nos Evelyn, jakby to był jedyny logiczny krok w tej sytuacji.

– Pij – powiedziałem twardo, próbując narzucić ton, który miał zakończyć wszelkie dyskusje. – Wyglądasz jakbyś miała zaraz kogoś zamordować, a to nie jest najlepszy wizerunek na dzisiejszy wieczór, szczególnie dla ciebie, pani doktor.

Evelyn zmrużyła oczy, spoglądając na mnie z mieszaniną gniewu i pogardy.

– A ty wyglądasz jakbyś chciał to wszystko przepić – syknęła, przesuwając kieliszek z powrotem w moją stronę. – Nie zamierzam pić, Anthony. Nie potrzebuję tego, żeby przejść przez ten wieczór.

Zacisnąłem usta. Widać było, że walczyłem sam ze sobą, starając się nie wybuchnąć, ale irytacja powoli wygrywała. O to jej chodziło. Żeby wyprowadzić mnie z równowagi.

– Evelyn, nie udawaj, że masz nad tym kontrolę – odpowiedziałem, a mój głos był bardziej ostry niż zwykle. – Ten wieczór już jest wystarczająco napięty, a twoja mina tylko pogarsza sytuację. Pij, dla dobra nas wszystkich.

Evelyn wyprostowała się, a jej spojrzenie stało się jeszcze bardziej lodowate.

– Myślisz, że kieliszek alkoholu wszystko rozwiąże? – odparła z wyraźnym sarkazmem. – Może tobie pomaga, ale ja nie potrzebuję sztucznej odwagi, żeby przetrwać ten wieczór. To, co jest między nami, nie zniknie, bo postanowisz mnie upić.

Odchyliłem głowę w tył, jakby uderzyły mnie jej słowa. W oczach pojawiła się mieszanina gniewu i rezygnacji.

– Evelyn, dla odmiany mogłabyś po prostu posłuchać. – mój głos był napięty, prawie błagalny. Jakie to upokarzające. – Jeden kieliszek. Czy to tak wiele? Nie proszę o więcej.

Evelyn westchnęła, patrząc na mnie przez chwilę, jakby rozważała odpowiedź. W końcu wzięła kieliszek i wypiła jego zawartość jednym haustem, a potem odstawiła szkło z głośnym brzękiem na stół.

– Zadowolony? – zapytała zimno. W jej głosie brzmiało coś, co sprawiło, że poczułem się nieswojo, jakbym właśnie przegrał kolejną bitwę.

– Przynajmniej nie będziesz wyglądała, jakbyś chciała uciec z tego przyjęcia – odparłem, próbując nadać swojemu głosowi odrobinę sarkazmu, ale w jego tonie wyraźnie brakowało wcześniejszej pewności. – Chodź, musimy podejść do gości.

Evelyn spojrzała na mnie przez ramię, jej spojrzenie było pełne chłodnej determinacji, a potem bez słowa odwróciła się i ruszyła w stronę zebranych. Poczułem nagły przypływ frustracji. Wciągnąłem głęboko powietrze, próbując opanować gniew, który groził wybuchnięciem. Wiedziałem, że muszę się kontrolować. Ten wieczór miał być perfekcyjny, ale teraz wszystko zaczynało się wymykać spod kontroli. Zacisnąłem zęby, próbując zapanować nad narastającym we mnie gniewem. Gdy patrzyłem, jak Evelyn oddala się ode mnie, nie mogłem pozbyć się uczucia, że wszystko wymyka mi się z rąk. Ten wieczór miał być kluczowy, planowałem go od miesięcy, a teraz, w jednej chwili, cała moja praca mogła pójść na marne przez jej upór. Przez tę jej nieprzeniknioną maskę i wieczną potrzebę sprzeciwu.

Nie mogłem pozwolić, żeby mnie pokonała. Nie dziś. Nie tutaj, wśród tych ludzi, gdzie każdy krok, każdy gest był obserwowany. Ludzie wokół nas szeptali między sobą, zerkając w naszą stronę z zaciekawieniem. Czułem ich spojrzenia na sobie, jakby czekali na to, co stanie się dalej. Wiedziałem, że muszę utrzymać kontrolę.

Gdy dogoniłem Evelyn, ująłem ją za ramię, może odrobinę zbyt mocno, zmuszając ją do zatrzymania się na chwilę. Czułem, jak napięcie w moim ciele sięga granic. Spojrzała na mnie przez ramię, a w jej oczach dostrzegłem tę chłodną, lodowatą determinację, która tak bardzo mnie irytowała. Była jak zimny kamień, którego nie dało się rozgrzać, choć próbowałem.

– Słuchaj, Evelyn – zacząłem, starając się, by mój głos brzmiał łagodniej, choć w środku kipiałem ze złości. – Wiem, że nie wszystko poszło po naszej myśli. Ale teraz nie czas na sprzeczki. Musimy działać razem, bo to, co się tutaj dzieje, jest ważniejsze niż nasze osobiste różnice.

Czułem, że jej odpowiedź już wisi w powietrzu, zanim jeszcze otworzyła usta. To, jak na mnie patrzyła, z tym lodowatym chłodem, który tylko ona potrafiła okazać, sprawiło, że moje serce zabiło mocniej, z wściekłości. Obudzi dzisiaj we mnie prawdziwego demona.

– Działać razem? – jej słowa były jak ostrze, które wbijała mi prosto w martwe serce. – Anthony, jedyne, co dziś robię, to gram w twoją grę. Ale nie zapominaj, że i ja mam swoje ruchy.

Zostawiła mnie stojącego na środku ogrodu, bez słowa. Zanim się zorientowałem, byłem już sam, a tłum gości, do którego dołączyła Evelyn, z zainteresowaniem przyglądał się jej każdemu ruchowi. Wziąłem głęboki oddech, próbując uspokoić pulsujące w mojej głowie myśli. Musiałem odzyskać kontrolę. Nie mogłem pozwolić, by ten wieczór się rozpadł przez jej upór. Wszyscy liczyli na to, że to ja poprowadzę ich przez to wydarzenie, że to ja będę trzymał wszystko w ryzach.

Wypuściłem powietrze i uśmiechnąłem się, może trochę wymuszenie, ale na tyle przekonująco, by ukryć to, co naprawdę czuję. To jeszcze nie koniec, pomyślałem, poprawiając marynarkę. Jeszcze nie przegrałem tej gry. Musiałem tylko utrzymać maskę na miejscu, tak jak robiłem to przez całe życie. Evelyn chciała swoich ruchów? Dobrze, pozwolę jej na nie. Ale to ja miałem rozdać karty w tej rozgrywce. I to ja wygram.

Zbliżyliśmy się do mojego ojca stojącego w samotności. Chyba czekał aż do niego podejdziemy. Fred zawsze był człowiekiem, który potrafił zrobić wrażenie, nie tylko przez swoją posturę, ale też przez sposób, w jaki mówił, jak się poruszał. Dla wielu był wzorem do naśladowania, ale ja wiedziałem, jak zimny potrafi być, kiedy nikt nie patrzy. Evelyn nie zdawała sobie z tego sprawy, jeszcze nie. z ciepłem, które widziałem ostatnio jako gówniarz.

– Tato, chciałbym ci kogoś przedstawić – zacząłem, starając się, by mój głos brzmiał swobodnie, choć przed ojcem nie musiałem niczego udawać. – To jest Evelyn.

Ojciec spojrzał na nią z tym swoim charakterystycznym uśmiechem, który mógł znaczyć wszystko i ciepłem, które widziałem ostatnio jako gówniarz. Wyciągnął rękę, a ona uścisnęła ją delikatnie.

– Miło mi cię poznać, Evelyn – powiedział, jego głos brzmiał niemal łagodnie, ale ja znałem go na tyle, by dostrzec cień oceniania w jego oczach, ale w tym dobrym znaczeniu. – Anthony mówił o tobie dużo. Muszę przyznać, że przesadził. Jesteś znacznie piękniejsza niż opisywał.

Niezły tekst, tatulku. Ciekawe ile nad nim myślał. W oddali ujrzałem zbliżającego się do nas Jamesa. Mój brat zawsze miał talent do wchodzenia w nieodpowiednim momencie. Przywitał się z nami z szerokim uśmiechem i natychmiast skupił wzrok na Evelyn. Bezczelny urok, którym potrafił zdobywać każdego, znowu zadziałał. Pochylił się do niej, ściszając głos, jakby zdradzał największy sekret.

– Urocza jest ta moja szwagierka, prawda tato? – rzekł James, uśmiechając się zadziornie. Czyżby był już pijany?

Czułem, jak złość zaczyna mnie dusić, ale wiedziałem, że nie mogę tego pokazać. Evelyn zareagowała na jego słowa uśmiechem, ale był on lekko napięty. Była świadoma gry, ale jeszcze nie znała jej zasad.

– Anthony, dbaj o nią – powiedział nagle ojciec, a jego ton brzmiał surowo. – Nie pozwól, by stała się jej jakakolwiek krzywda. Taka kobieta to skarb.

– Nie martw się, tato – odpowiedziałem. – Zawsze dbam o to co moje.

Evelyn spojrzała na mnie zaskoczona. Fred wyraźnie dostrzegł moje napięcie.

– Chłopcy, muszę z wami porozmawiać na osobności – oznajmił, nie czekając na odpowiedź z naszej strony.

Skinąłem głową w stronę Evelyn, wskazując na ludzi.

– Podejdź do nich sama, żonko. Poradzisz sobie, prawda?

Wiedziałem, że ją zdenerwowałem. Oddaliłem się z ojcem i Jamesem nie czekając na jej odpowiedź. Udaliśmy do kuchni, gdzie pracowali kucharze. Ojciec oparł się o blat, z wyraźnym grymasem na twarzy. Wiedziałem, że zaraz coś powie, bo zawsze ma coś do powiedzenia. No i nie myliłem się.

– Chłopaki – zaczął, patrząc na mnie i Jamesa. – Ten cały biznes z ludźmi Clarka... To nie jest dobry pomysł. Prostytucja? Porno? Nie jestem zachwycony tym kierunkiem, w który zmierzacie.

Czułem, jak narasta we mnie irytacja.

– Tato, to nasz biznes – przerwałem mu. – Ty się w to nie mieszaj. Sam wiem, co robię.

James, jak zwykle, wszedł w rolę mediatora.

– Spokojnie. To nie jest moment na kłótnie. Mamy ważniejsze sprawy na głowie – rzekł James.

– Masz rację, synu – zgodził się Fred. – Słuchajcie, muszę wam jeszcze powiedzieć o matce. Zachowuje się dziwnie, jakby coś knuła. Musimy być czujni, a w szczególności ty Anthony. Niewykluczone, że ma w planach coś dotyczącego twojej żony.

– Wyślę Franka na zwiady – powiedziałem.

– Nasza Evie ma chyba problem – rzucił James patrzący na moją żonę.

Evelyn rozmawiała z Marią, żoną Gojko. Krzyżyk na drogę. Oczywiste było, że Maria nie miała do powiedzenia Evelyn nic poza pogardą. Maria zawsze była toksyczna i uwielbiała być w centrum uwagi, więc nie byłem zdziwiony jej zachowaniem. Podszedłem z Jamesem do nich z determinacją.

– Jakiś problem, drogie panie? – zapytałem, wyraźnie odczuwając napięcie, które wisiało w powietrzu. Maria uśmiechnęła się w sposób, który mnie zirytował – jej uśmiech był przepełniony pogardą.

– Skądże, młody człowieku – odpowiedziała Maria.

Jak znikąd, pojawił się Branimir, a u jego boku stała Valeria, jego żona. Ich obecność była jak powiew świeżego powietrza. Byli uśmiechnięci i pełni uprzejmości wobec Evelyn.

– Evelyn, jak miło cię widzieć – powiedział Branimir, jego ton był ciepły i gościnny, mimo że nawet jej nie znali. – Zachowujesz się jak dziecko, matko – powiedział Branimir, wyraźnie rozczarowany zachowaniem matki.
Jego uwagi były pełne lekceważenia. Publiczne napomnienie w kierunku swojej matki, sprawiło, że Maria, wyraźnie zakłopotana, wycofała się w stronę swojej elitarnej grupy kobiet leżących w domach. – Moja matka i jej znajome są takie same - nie potrafią zachować się jak dorośli.

Zwracając się do nas, Branimir uśmiechnął się szeroko.

– Jestem Branimir, a to moja żona Valeria. Cieszę się, że mogliśmy się poznać – jego ton był serdeczny, a to było mile widziane w tej napiętej atmosferze.

– Pochodzisz stąd? Mam wrażenie, że mamy wiele do omówienia – zaczęła jak zawsze uśmiechnięta Valeria.

– Tak, jestem z Los Angeles – Evelyn w końcu się uśmiechnęła. – Tutaj się urodziłam i wychowałam.

– Fascynujące! Myślę, że znajdziemy jakieś tematy do rozmów – mówiła Valeria. Pewnie Branimir będzie musiał odciągać ją siłą od Evelyn. Ta kobieta lubiła gadać.

– Mam taką nadzieję – odparła Evelyn, lekko zawstydzona otwartością na kontakty międzyludzkie Valerii.

– W ogóle, gratulacje – wtrącił Branimir. – Nie spodziewałem się, że zdecydujesz się na ślub. To wielki dzień!

– Dzięki, Branimir – westchnąłem. – Evelyn sprawiła, że zachciało mi się ustatkować.

Branimir wybuchł śmiechem. Na pewno znał powód tego ślubu. Był jak Frank. Zawsze wiedział wszystko. Czasami się zastanawiam czy nie są ze sobą spokrewnieni.

– Pozwólcie, że odbiegnę od tematów weselnych i porwę twojego świeżego męża na rozmowę o interesach – powiedział Branimir i odciągnął mnie od kobiet. – Valeria, broń naszą Evelyn od mojej psychicznej matki.

***

Po rozmowie z Branimirem wyszedłem na scenę, trzymając mikrofon w ręku. Głos mi drżał, ale starałem się go opanować.

– Drodzy goście, jak wszyscy wiecie, ze względu na moją chorobę, moja żona pierwszy taniec zatańczy z Jamesem – moim bratem.

James z szerokim uśmiechem podszedł do Evelyn, która była już dobrze podpita. Ich taniec rozpoczął się do piosenki Bed of Roses Bon Jovi'ego, a ja czułem, jak moja zazdrość zaczyna się wzbierać. Patrząc na nich, jak wirują na parkiecie, nie mogłem ukryć rosnącego gniewu. Każde ich zbliżenie, każdy uśmiech Jamesa był dla mnie jak sztylet wbity w serce. Moje ręce zaczęły drżeć, a w głowie roiło się od myśli pełnych frustracji. Co on sobie wyobraża, myślałem. Jak śmiał zbliżyć się do mojej Evelyn w ten sposób? Spojrzenia Jamesa w moją stronę były pełne ironii, a ja nie potrafiłem przestać się denerwować. Kiedy taniec dobiegł końca, James obkręcił Evelyn, a ona wpadła w moje ramiona. Nie czekając ani chwili, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Miałem nadzieję, że ten pocałunek wyrazi wszystko, co czuję - moją dominację, moją potrzebę kontrolowania sytuacji.

Kiedy oderwałem się od Evelyn, spojrzałem w kierunku Jamesa i zobaczyłem jego zaskoczenie. W jego oczach dostrzegłem mieszankę złości i niezadowolenia, co tylko podsyciło moje emocje. Usiedliśmy razem przy stole. Evelyn, wciąż lekko pijana, opadła na krzesło obok mnie. Miałem ją cały czas blisko siebie, więc nalewałem jej alkohol z większą hojnością niż zazwyczaj. Każde jej spojrzenie w moją stronę, każdy uśmiech, który jej posłałem, miał na celu pokazanie, że jest teraz tylko moja. Spojrzałem na Jamesa, który z odległości rzucał w nas dziwne, pełne napięcia spojrzenia. Wiedziałem, że jego obecność tu, teraz, była tylko przeszkodą. Zdecydowany, aby nie dać się zdominować przez tę sytuację, postanowiłem wygłosić kilka słów.

– Wiesz, James – zacząłem, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie, choć w środku wrzałem. – Doceniam, że chciałeś się dobrze bawić, ale teraz, gdy mamy chwilę spokoju, może warto, żebyś po prostu uszanował granice. Evelyn jest moją żoną i, szczerze mówiąc, nie sądzę, żebyś chciał, żeby takie sytuacje się powtarzały. Nie zrozum mnie źle – lubię, kiedy goście się dobrze bawią, ale są pewne zasady.

James spojrzał na mnie z wyraźnym zdziwieniem, ale coś w jego oczach zmieniło się na chwilę. Wiedziałem, że nie powiedziałem wszystkiego, co miałem na myśli, ale przynajmniej wyraziłem swoje niezadowolenie. Siadłem obok Evelyn, czując jej ciepło obok siebie, i podniosłem kieliszek, by wznieść toast.

– Za nas – powiedziałem, starając się brzmieć radośnie, choć w rzeczywistości byłem cały czas pełen gniewu. – Za miłość i za to, że jesteśmy razem.

Spojrzałem na Jamesa, który nadal patrzył w nas z dystansem.

– Niech ta noc będzie taka, jaką zaplanowaliśmy.

Wznieśliśmy toast, a ja czułem, jak napięcie we mnie powoli ustępuje, choć zazdrość i gniew nadal tliły się w głębi mojego serca.

***

Stałem przy barze, obserwując zgromadzonych gości. Sala była pełna głośnych rozmów, dymu papierosowego i brzęku szklanek. Na twarzy malował się chłodny uśmiech, który skrywał niepokój i napięcie. Obok mnie, na jednym z wysokich stołków, siedziała Evelyn. Jej twarz była rumiana od alkoholu, a uśmiech szeroki i beztroski, choć w oczach tlił się cień smutku.

Gdy podszedłem bliżej, wziąłem ją za rękę i delikatnie pomogłem wstać. Evelyn zatoczyła się lekko, opierając się o mnie z wdzięcznością. Goście – wszyscy znani kryminaliści, członkowie mojego gangu rzucili kilka niewybrednych komentarzy.

– Och, Anthony, niezłą zdobycz masz u boku! – rzucił jeden z nich, śmiejąc się rubasznie.

Inny dodał:

– Pewnie nie możesz się doczekać, żeby ją rozgrzać jeszcze bardziej tej nocy!

Rzuciłem im zimne spojrzenie, ale nic nie odpowiedziałem. Zamiast tego skupiłem się na Evelyn, prowadząc ją w stronę schodów prowadzących na górę. Jej kroki były chwiejne, ale podtrzymywałem ją pewnie.

– Żegnajcie, panowie – rzuciłem przez ramię, a mój głos był spokojny, ale stanowczy. Goście odpowiedzieli śmiechem i kolejnymi sprośnymi komentarzami.

Gdy dotarliśmy do naszej sypialni, zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Poprowadziłem Evelyn w stronę łazienki, gdzie Cecilia przygotowała wcześniej kąpiel.

– Chodź, kochanie – powiedziałem cicho, delikatnie zdejmując z niej suknię. Evelyn uśmiechnęła się szeroko, patrząc na mnie zamglonym wzrokiem.

Woda w wannie była ciepła, pachnąca lawendą. Pomogłem jej wejść do wody, a potem sam się rozebrałem i dołączyłem do niej.

Evelyn przysunęła się do mnie, wtulając się w moje ciało. Czuła się bezpieczna i rozluźniona. Zaczął szeptać jej do ucha sprośne słowa, a ona chichotała. Jej dłonie błądziły po moim ciele, aż dotknęła mojego członka. Syknąłem z przyjemności, ale złapałem jej rękę.

– Poczekaj, aż dotrzemy do łóżka – mruknąłem, patrząc jej głęboko w oczy. Evelyn uśmiechnęła się i skinęła głową.

Gdy w końcu po wstępnych pieszczotach wyszliśmy z wanny, delikatnie osuszyłem Evelyn ręcznikiem, a potem zaprowadziłem ją do łóżka. Na chwilę zawiązałem jej oczy miękkim materiałem, chcąc przedłużyć napięcie. Kiedy już byliśmy blisko łóżka, odwiązałem opaskę z jej oczu.

Evelyn uśmiechnęła się, odwróciła do mnie i pocałowała namiętnie. Odpowiedziałem z równą pasją, po czym mocnym ruchem rzuciłem ją na łóżko. Evelyn zaśmiała się, czując, jak jej serce przyspiesza z podniecenia.

– Teraz jesteś moja, na zawsze – szepnąłem, patrząc na nią z dziką determinacją w oczach. Evelyn, pod wpływem alkoholu i emocji, odwzajemniła moje spojrzenie, gotowa na wszystko, co miało nadejść.

Rzuciłem się łapczywie na jej cudne usta pochłaniając każdy ich cal. Evelyn drażniła paznokciami moje plecy, zostawiając na nich krwawe ślady. Zszedłem pocałunkami na jej zmysłową szyję i obojczyki. Przygryzałem tą delikatną i aksamitną skórę, będąc w transie.

– Anthony...

Z ust Evelyn wypadło moje imię. Wystarczyło tylko tyle, żeby obudzić to co było dawno zgaszone.

– Sprawię, że do końca życia nie zapomnisz tej nocy, kochanie.

Pochylając się nad jej ciałem, czułem, jak ogarnia mnie fala pożądania. Każdy jej oddech, każde westchnienie tylko podsycało moją pasję. Jęki Evelyn były muzyką, która przyspieszała bicie mojego serca. Jej skóra była delikatna i gładka, a ciepło, które od niej emanowało, sprawiało, że moje zmysły oszalały.

Gdy moje usta pieściły jej pierś, czułem, jak jej ciało reaguje na każdy mój ruch. Jej sutki stwardniały pod moim dotykiem, a ja zatopiłem się w smaku jej skóry, ssąc i drażniąc językiem tę maleńką, czułą część jej ciała. Jej dłonie, które wcześniej wplotły się w moje włosy, teraz mocniej zacisnęły się na nich, a ja wiedziałem, że robię wszystko dokładnie tak, jak powinna być pieszczona.

Przesuwając się ustami na drugą pierś, czułem, jak jej ciało wygina się pod moimi dotykami, jak każdy mój gest wywołuje w niej nową falę przyjemności. Moje dłonie nie przestawały ugniatać miękkiej skóry, drażniąc jej ciało do granic możliwości. Ustami bawiłem się jej sutkiem, drażniąc go, ssąc i lekko przygryzając, co sprawiało, że Evelyn jęczała jeszcze głośniej.

Jej palce coraz mocniej zaciskały się na moich włosach, a ja czułem, jak napięcie w jej ciele rośnie. Każde moje pieszczoty były jak zaproszenie do dalszej eksploracji, a ja nie zamierzałem się zatrzymywać. Chciałem, by jej ciało drżało z rozkoszy pod każdym moim dotykiem, by każda jej myśl była skupiona tylko na mnie i na tym, co mogę jej dać.

Podniosłem się i rozchyliłem jej długie nogi. Wzrok utkwił na jej kobiecości. Uśmiechnąłem się łobuzersko i pochyliłem nad nią wciągająca jej zapach. Rzuciłem zamglone spojrzenie żonie, a jej wyraz twarzy wręcz błagał, żebym zajął się tym co ma między nogami. Liznąłem jej łechtaczkę, a Evelyn kompletnie nie panowała nad swoim głosem. Lizałem, przygryzałem jej wargi sromowe, wkładałem język do środka. Kurwa, jak ta kobieta mnie podnieca.

– Sprawdźmy, czy jesteś gotowa na swojego męża, żonko.

Wtedy Evelyn podniosła się i obróciła mnie na plecy w tym samym miejscu, gdzie ona przed chwilą przeżywała największe przyjemności swojego życia. Rzuciła się na moje usta, powodując ból pulsującego penisa. Paznokciami podrażniała skórę, zachaczając o sutki.

– Sprawdźmy, czy to ty jesteś gotowy na swoją żonę, mężu.

Byłem tak zapatrzony w jej cudne oczy, że nawet nie zauważyłem kiedy chwyciła w dłoń penisa i zaczęła jeździć nią w górę i dół. Ten widok był tak kurewsko podniecający, że robiłem wszystko, żeby już teraz nie dojść w jej dłoni. To by było żałosne i upokarzające dla takiej osoby jak ja.

– Ja pierdolę, Evelyn...

Nigdy nie przypuszczałem, że jakakolwiek kobieta doprowadzi mnie do takiego stanu. Nawet przy Layli nie czułem się aż tak dobrze... Zamknąłem oczy poddając się zajęciem żony. Mojej ukochanej żony. Poczułem jak jej usta pochłaniają penisa, a bynajmniej próbują. Musiała tego nigdy nie robić. Otworzyłem oczy i uniosłem jej twarz łapiąc za podbródek.

– Nigdy tego nie robiłaś, prawda gwiazdko?

– Może robiłam, może nie. Pamiętasz kiedy krzyczałam, że widziałam duże większe członki? Miałam wtedy rację.

– Ty cholerna, złośnico.

Przekręciłem śmiejącą się Evelyn na brzuch i sprzedałem solidnego klapsa w jej idealny pośladek.

– Zaraz zmienisz zdanie, gwiazdko.

Szybko włożyłem jednego palca w jej cipkę sprawdzając jak bardzo była mokra. Mocno przycisnąłem ją do łóżka, a nasze ciała zlały się w jedno. Tempo było szybkie i nie zamierzałem go zmieniać, chyba że moja kobieta sobie tego zażyczy. Jej jęki były jak ulubiona piosenka, której mogłem słuchać bez przerwy. Widziałem, jak jej oczy przymykają się z przyjemności, a uśmiech na jej twarzy świadczył o tym, że cieszy się każdą sekundą. Czułem, jak jej gorące, wilgotne wnętrze otulało mnie z każdym kolejnym pchnięciem. Dłonie przesuwały się po jej rozpalonym ciele, czułem jej każdy mięsień, każdą reakcję. Czułem, że jestem bliski spełnienia.

– Tony, proszę... Szybciej...

Tony... Mówią na mnie tak tylko najbliżsi. Czyli od teraz również i ona. Spełniłem jej życzenie czując jak zaciska się na mnie. Warknąłem uderzając mocniej i po chwili doszedłem w jej środek. Poruszałem się jeszcze chwilę do momentu kiedy również i ona doszła. Opadłem na nią, oddychając ciężko z wysiłku. Ucałowałem jej kark i położyłem się obok, żeby jej nie zgnieść. Skierowałem wzrok na jej zarumienioną twarz i ciało dochodzące do siebie, a penis ponownie stanął na baczność. Przyciągnąłem ją do siebie, trzymając ją mocno w ramionach. Po niedługiej chwili czułem jej miarowy oddech. Zasnęła. Uśmiechnąłem się.

Dług tatusia spłacony w połowie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro