ROZDZIAŁ XVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Evelyn

Minęło 6 miesięcy od dnia, w którym straciłam szansę na wolność i zdrowe funkcjonowanie.

Minęło 6 miesięcy od momentu, kiedy dowiedziałam się, że mój własny ojciec przyczynił się do mojego koszmaru, pozostawiając mnie w rękach Pana Gangstera.

Minęło 6 miesięcy od dnia, w którym straciłam szansę na wolność i zdrowe funkcjonowanie, od chwili, gdy moje życie stało się nieustanną walką z rzeczywistością, której nigdy nie pragnęłam.

Minęło 6 miesięcy od momentu, gdy moje marzenia o szczęściu, miłości i normalnym życiu zostały brutalnie zniszczone przez człowieka, który odebrał mi wszystko, co było dla mnie ważne.

Minęło 6 miesięcy, odkąd zostałam uwięziona w małżeństwie z Panem Gangsterem, człowiekiem pozbawionym sumienia i skrupułów, który uczynił z mojego życia koszmar.

Minęło 6 miesięcy, odkąd zostałam porwana z mojego dotychczasowego życia, zmuszona do życia w lęku i niepewności, w obcym i wrogim świecie, gdzie każdy dzień staje się testem mojej wytrzymałości.

Minęło 6 miesięcy, odkąd zostałam zmuszona do złożenia przysięgi małżeńskiej człowiekowi, którego nienawidzę, a jednak nie mogę się od niego uwolnić.

Minęło 6 miesięcy od tamtej nocy, gdy upił mnie, doprowadził do stanu, w którym nie byłam już w stanie kontaktować, i wziął to co chciał.

Minęło 6 miesięcy, odkąd w moim życiu pojawiło się dziecko, którego poczęcie nie miało w sobie nic z miłości ani radości.

Minęło 6 miesięcy, odkąd dowiedziałam się, że noszę pod sercem jego syna, owoc tamtej przerażającej nocy, który przypomina mi o wszystkim, co straciłam.

Minęło 6 miesięcy, odkąd każdy dzień stał się dla mnie walką, nie tylko o przetrwanie, ale i o zachowanie resztek człowieczeństwa w świecie pełnym brutalności i strachu.

Minęło 6 miesięcy, odkąd zamknięto mnie w złotej klatce, z której nie ma ucieczki, a każda próba wyrwania się grozi jeszcze większym cierpieniem.

Minęło 6 miesięcy, odkąd codziennie muszę udawać, że akceptuję swoje nowe życie, choć w środku jestem wrakiem człowieka, którego każda część krzyczy w milczeniu.

Minęło 6 miesięcy, odkąd stałam się cieniem dawnej siebie, żyjącą w ciągłym lęku przed przyszłością i tym, co jeszcze mnie czeka w rękach tego, który odebrał mi wszystko.

Minęło 6 miesięcy, odkąd moje życie zmieniło się nie do poznania, a każdy kolejny dzień przypomina mi, jak wiele straciłam.

Minęło 6 miesięcy, odkąd uświadomiłam sobie, że nie ma już dla mnie powrotu do tego, co kiedyś nazywałam normalnością, że jedyne, co mi pozostało, to przetrwanie w świecie, który jest dla mnie obcy i wrogi.

Minęło 6 miesięcy, odkąd muszę patrzeć na swoją przyszłość z lękiem i niepewnością, wiedząc, że już nigdy nie odzyskam wolności, o której marzyłam.

Ale teraz, gdy mijają kolejne dni, zaczynam dostrzegać w tym dziecku coś więcej niż tylko wspomnienie bólu. W nim widzę jedyną nadzieję na wyrwanie się z tej beznadziejności.

Może on, niewinna istota, stanie się moim kluczem do wolności. Może uda mi się przekonać Pana Gangstera, że dla dobra dziecka powinniśmy stworzyć pozory normalnego życia. Może, pod pretekstem zapewnia synowi lepszej przyszłości, uzyskam więcej swobody, a wtedy...
Wtedy będę mogła uciec. Uciec daleko, z nim, moim synem, by zacząć wszystko od nowa, z dala od tego piekła, w którym jestem uwięziona.

Każdego dnia, gdy patrzę na rosnący brzuch, wyobrażam sobie moment, w którym wezmę go w ramiona, moment, w którym uciekniemy razem.

Danielu, jesteś moim światełkiem w tunelu...

Ostatnie słowa, które zapisałam, brzmiały jak echo wspomnień, które nieustannie wracały do mnie każdego wieczoru, gdy zamykałam oczy. Noc, w której oddałam się Anthony'emu, była jak zatrzymany kadr, scena z filmu, która przewija się w głowie na nowo i na nowo, niezależnie od tego, jak bardzo chciałabym ją wymazać.

Zamykając pamiętnik, czułam ciężar tamtych chwil, jakby jego wspomnienie odcięło mnie od tego, kim byłam wcześniej. Od tamtego czasu Anthony milczał, a jego cisza była jak lodowaty wiatr, który nie pozwalał mi zapomnieć, kim on naprawdę jest. Pan Gangster, mężczyzna, który miał władzę nad życiem i śmiercią, a mimo to wtedy, w tamtym momencie, wydawał się być jedynie człowiekiem - mężczyzną, którego dotyk palił moją skórę.

Mijały dni, tygodnie, a ja nauczyłam się żyć w tej ciszy, ale nie mogłam przestać myśleć, co się zmieniło. Czy ta jedna noc była błędem, czy też miała swoje konsekwencje, które dopiero miały nadejść?

Moją uwagę przyciągnął dźwięk przychodzącej wiadomości na telefonie. Była od Lucy, która przesłała mi zdjęcie. Odblokowałam ekran i ujrzałam zdjęcie jej uroczej córeczki, Hazel, ubranej w uroczy, różowy pajacyk z napisem "Mama's Girl". Uśmiechnęłam się niemal od razu na widok tej małej kruszynki. Była ona wcześniakiem – i to przeze mnie. Lucy zaczęła rodzić, kiedy podczas rozmowy wideo wyznałam jej, że wyszłam za mąż przez błędy ojca. Wtedy nagle dostała skurczy i zaczęła krzyczeć przerażająco głośno. Przybiegł jej mąż, zakończył rozmowę i oznajmił, że zabiera ją do szpitala. Później napisałam do Lucy, aby nie zgłaszała nigdzie tego co się stało. Nie chciałam, żeby ojciec miał kłopoty, mimo że zrobił to, co zrobił. Wciąż go kochałam, w końcu był moim ojcem. Lucy długo nie mogła zrozumieć mojej decyzji, by nie iść na policję, ale ostatecznie przestała drążyć temat, gdy powiedziałam jej, że jestem w ciąży. Ucieszyła się, ale i przeraziła jednocześnie.

Odpisałam jej, że Hazel jest cudowna i przesyłam uściski dla całej jej rodziny. Wyłączyłam telefon, gdy w pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Odwróciłam się w ich stronę, i zobaczyłam w progu Jamesa, jak zwykle z dłońmi w kieszeniach spodni. Uśmiechnął się ciepło, a jego wzrok powędrował na mój zaokrąglony brzuch. Robił tak zawsze, mówiąc, że będzie dumnym wujkiem i będzie bronił mnie, jak i dziecka przed nieprzewidywalnymi wyczynami Anthony'ego.

– Zejdź na kolację – powiedział. – Zje z nami Frank.

– Nie wiedziałam, że Frank przyjedzie – odparłam zdziwiona, wygładzając białą koszulową sukienkę.

– Ja też nie – odparł James, obserwując moje ruchy. – Zadzwonił jakieś piętnaście minut temu, że przyjedzie z informacjami, a Frank, jak to Frank, oczywiście nie pogardzi jedzeniem Cecilii.

– O jakie informacje chodzi? – spytałam, kiedy James zamykał drzwi sypialni, którą dzieliłam z Anthony'm.

– Interesy, nie będę cię w nie wtajemniczał, bo głowa by ci wybuchła – odpowiedział dziwnym tonem.

Pokręciłam głową i ruszyliśmy do jadalni. Nienawidziłam, kiedy nie chcieli mi mówić o swoich "interesach". Wiedziałam, że nie dotyczyły one niczego legalnego, ale ciekawość była silniejsza.

– Chyba jako żona Anthony'ego, nosząca pod sercem jego dziecko, mam prawo wiedzieć o jego pracy i waszych interesach – powiedziałam, schodząc po schodach próbując sprowokować Jamesa do mówienia.

– Przykro mi, Evie, ale Anthony zakazał mieszać cię do tego. Szczerze mówiąc, na jego miejscu zrobiłbym to samo – westchnął schodząc za mną. – I nie kręć tak tym tyłkiem, i tak nic ode mnie nie wyciągniesz.

– Mówiłam już, że was nienawidzę? – spytałam, stawiając krok na ostatnim schodku i spojrzałam na nasze zdjęcie ślubne. Zawsze spoglądałam na nie schodząc na dół rezydencji.

– Nie pierwszy i nie ostatni raz, Evelyn – odpowiedział James z uśmiechem na twarzy.

Kierowaliśmy się do jadalni, a w miarę jak zbliżaliśmy się do drzwi, zaczęłam wyraźniej słyszeć głosy mojego męża i Franka. Ich rozmowa przykuła moją uwagę, wypełniając przestrzeń przytłumionymi słowami, które jednak zdawały się mieć ciężar. Każde zdanie, które udało mi się wychwycić, budziło we mnie coraz większe zainteresowanie. Zastanawiałam się, o czym rozmawiają i dlaczego ton ich głosów był tak poważny, niemal konspiracyjny. W sercu poczułam mieszankę ciekawości i niepokoju, a kroki w kierunku jadalni zaczęły stawać się coraz wolniejsze, jakbym instynktownie chciała usłyszeć więcej, zanim wejdę do środka.

– Pierdolisz – usłyszałam Anthony'ego. – Jesteś tego pewny?

– Dowiedziałem się tego od gościa, który zna gościa – odpowiedział Frank, mówiąc z pełnymi ustami.

– Zaczynam się martwić o twoje kontakty i ich wiarygodność, F. – odparł Anthony. Czułam, że nie był zadowolony z tej odpowiedzi.

– Facet, ten drugi w sensie, ma kontakty z ludźmi Salvatore'a, więc nie ma raczej mowy o pomyłce – mówił Frank.

– A jeśli gość tego gościa ściemnia? – spytał Anthony.

– Gdyby kłamał, już dawno bym to wychwycił, a poza tym, nie określa się, czy jest bardziej z nimi, czy przeciwko nim – odpowiedział Frank, lekko zirytowany. – Co, zaczynasz we mnie wątpić? To małżeństwo naprawdę zaczyna wpływać na ciebie, Tony.

– Zaraz wpłynie na ciebie spotkanie z agentem ubezpieczeniowym, który zastanawia się, dlaczego twoja polisa obejmuje "wypadki przy rozładunku nielegalnych towarów" – odpowiedział Anthony.

– Zaznaczę, że to twoje towary, a nie moje, drogi przyjacielu – odrzekł Frank.

– Dobra, a Luis... Czy Luis miał z tym coś wspólnego? – spytał Anthony, a jego głos zmienił barwę, brzmiał na zraniony.

– Tego jestem pewny i niepewny – odpowiedział podobnym głosem do mojego męża. – Na pewno ma jakieś powiązania z Salvatore, ale to wiemy już od momentu śmierci Layli. A czy ma coś związanego z próbą zabójstwa twojej żony, tego nie wiem. Nie mogę do niego dojść, nikt nie chce rozmawiać na jego temat.

– Cholerny meksykański skurwiel – warknął Anthony, uderzając w stół.

– Sorry, że spytam ale... wyleczyłeś się? W sensie z Layli? – spytał Frank.

– Zamknij się, nie chcę o niej rozmawiać – powiedział agresywnie, Anthony.

Wtedy razem z Jamesem weszłam do jadalni. Wzrok Franka i Anthony'ego natychmiast skupił się na mnie. W powietrzu unosiły się niewypowiedziane pytania i napięcie, które przyćmiło ich rozmowę. Czarnoskóry odchrząknął po czym podniósł się z krzesła i podszedł do mnie z uśmiechem.

– Evelyn, witaj! – przytulił mnie lekko, układając dłoń na plecach nieco niżej niż wypada. Kątem oka widziałam jak Anthony zmarszczył brwi na jego gest. Czyżby był zazdrosny? – Pięknie wyglądasz, z resztą jak zawsze. Ciąża ci służy! Niczym kwiat w ogrodzie, który kwitnie jeszcze bardziej, kiedy nie może się doczekać, by pokazać światu swój nowy, kolorowy pąk!

– Ciebie też miło widzieć i słyszeć niepowtarzalne komplementy, Frank – uśmiechnęłam się oddając uścisk mężczyźnie.

Zajęłam miejsce obok mojego męża, który oparł głowę o swoje pięści. Był zdenerwowany, pokazywał to całym sobą. Między brwiami pojawiła się zmarszczka, oczy wpatrzone były w jeden punkt, jakby próbował w myślach znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Czułam napięcie emanujące od niego, a każda chwila milczenia zdawała się ciążyć coraz bardziej. Chciałam coś powiedzieć, może nawet go pocieszyć, ale nawet nie wiedziałam, jakich słów użyć, by nie pogorszyć sytuacji. Na szczęście do kuchni weszła Cecilia z Andreą rozstawiając naczynia z jedzeniem.

– Moi drodzy, dzisiaj podaję wam wołowinę po burgundzku – powiedziała, jak zawsze uśmiechnięta Cecilia.

– Wołowina po burgundzku? – spytał z błyskiem w oku Frank. – Czyli dziś będziemy jeść elegancko z nutą-

– Zamknij ryj, Frank – przerwał mu Anthony.

Cecilia spojrzała na niego, a następnie skierowała wzrok na mnie, unosząc brwi. Wzruszyłam ramionami, dając do zrozumienia, że nie mam pojęcia o co chodzi, po czym Cecilia i Andrea zniknęły za drzwiami jadalni. Nikt z nas nie wiedział, co robić. Frank siedział z dłońmi ułożonymi po obu stronach talerza, jakby czekał na ścięcie. W końcu James podniósł się ze swojego krzesła i nałożył na mój talerz kawałek wołowiny i warzyw. Nie uszło to uwadze Anthony'ego, który zaraz po tym spojrzał na brata poważnym wzrokiem.

– Przestań się spinać – zauważył James nakładając sobie jedzenia. – Siedzisz na tym krześle jakbyś połknął kij od miotły. Sam mógłbyś-

– James, skończ – przerwałam szwagrowi, wiedząc, że zaraz skończy się to kłótnią między nimi lub bójką. – A ty, Anthony, nie zachowuj się, jakby świat miał się zaraz skończyć.

Frank próbował powstrzymać się od śmiechu tworząc z ust prostą linię. Wcale mu się nie dziwiłam - w końcu Anthony i James kłócili się o byle co już setki razy, a ich sprzeczki zawsze kończyły się w podobny sposób, czyli rozdzielanie ich. Każdy w rodzinie i spoza niej wiedział, że te ich kłótnie to niemalże rytuał, który bardziej przypominał komedię niż prawdziwy konflikt.

Anthony odwrócił głowę w moją stronę, wpatrując się we mnie, jakby zobaczył kogoś zupełnie obcego. Jego oczy błyszczały gniewem, ale był też w nich ślad zaskoczenia, jakby nie spodziewał się, że mogę go powstrzymać. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu tylko zacisnął usta i opuścił wzrok. Nałożył swoją porcję i zaczął jeść, podobnie jak my wszyscy.

Podczas kolacji James próbował rozładować napiętą atmosferę i szło mu całkiem dobrze. Opowiadał żarty, historie. W trójkę śmialiśmy się z tego wszystkiego, z wyjątkiem Anthony'ego. Milczał od momentu naszego wejścia do jadalni. Widać było po nim, że ma ochotę wyjść, ale dlaczego tego nie robił? Tego nie wiem. Może czekał na odpowiedni moment, by wybuchnąć. Po godzinie zakończyliśmy jeść i odprowadziliśmy Franka do drzwi. Pożegnał się z nami i opuścił posesję swoją Dorothy. Usłyszałam, jak Anthony cicho zamyka drzwi jadalni, jakby nie chciał, by ktokolwiek wiedział, że został w środku. Kierowałam się do sypialni, za mną szedł James. Po krótkiej wędrówce zatrzymaliśmy się przed moim miejscem docelowym. Czułam, że narasta coś złego. Coś, co spowoduje wiele krzywd.

– James, kto chce mnie zabić? – spytałam.

– Evelyn, ja...

– Dlaczego nie możesz po prostu mi tego powiedzieć? – spytałam marszcząc brwi. – Dlaczego wszystko przede mną ukrywacie?

– To trudna sprawa, która rozdrapuje stare rany – odpowiedział wzdychając ciężko. – Pójdę już. Śpij dobrze, Evelyn. Gdyby coś się działo, krzycz.

James po prostu odszedł zostawiając mnie samą z setką pytań. Pokręciłam głową, starając się zapanować nad narastającą frustracją. Nie mogłam uwierzyć, że tak po prostu mnie zostawił, zwłaszcza teraz, kiedy tak bardzo potrzebowałam odpowiedzi. Weszłam do pokoju trzaskając lekko drzwiami. Spojrzałam w okno, gdzie deszcz delikatnie stukał o szyby, tworząc rytmiczny, kojący dźwięk. Ale w mojej głowie szalał chaos.

Kim jest Luis? Dlaczego nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, a teraz nagle wydaje się być kluczową postacią w tej całej tajemnicy? Luis mógł być blisko związany z Anthony'm, ale co to dokładnie znaczyło? Czy byli przyjaciółmi?

A Layla... To kolejne imię, które przewijało się w rozmowach. Każde wspomnienie o niej wywoływało dziwne uczucie, jakby była kimś ważnym dla Anthony'ego, kimś, kto odcisnął piętno na jego życiu. Może to była jego była, może ktoś, kogo nie potrafi zapomnieć? Czy to przez nią stał się taki, jaki był teraz?

Moje rozmyślenia przerwał mąż, który właśnie wychodził z łazienki, osuszając swoje ciemne, krótkie włosy ręcznikiem. Miał na sobie ciemne bokserki. Zakładał je do spania, po tym, kiedy z krzykiem obudziłam się po naszej wspólnie spędzonej nocy, a on był kompletnie nagi... Z resztą zupełnie jak ja. Byłam wdzięczna, że to uszanował, choć w głębi duszy obawiałam się, że może to wywołać między nami napięcia. Niemniej jednak, za każdym razem gdy widziałam go w tym stroju, odczuwałam nieokreślone, ale intensywne poczucie gorąca, które trudno było mi zignorować. To uczucie było nie tylko fizyczne, ale i emocjonalne; w jego obecności czułam, jak serce przyspiesza, a myśli stają się chaotyczne. Gdy przyglądałam się jego zarysowi przez materiał, zauważyłam, jak mocno podkreślał jego mięśnie, sprawiając, że jego sylwetka wyglądała jeszcze bardziej kusząco.

Przejechałam po nim wzrokiem, czując jego intensywne spojrzenie na swojej skórze jak ciepły dotyk. Opuściłam głowę w dół, starając się skupić na codziennej rutynie. Usiadłam przy toaletce, by zmyć makijaż, jednak pomimo moich starań, każda chwila spędzona w jego towarzystwie była pełna napięcia, które nie chciało zniknąć. Jego wzrok, pełen niebezpieczeństwa i niewypowiedzianych emocji, przenikał mnie na wskroś, sprawiając, że każda czynność stawała się trudna i niepewna. Czułam, że każda sekunda przeciągała się w nieskończoność, a jego obecność nie pozwalała mi na chwile odprężenia.

Kątem oka ujrzałam jak ułożył się na swojej części łóżka, wzdychając ciężko. Ułożył ręce pod głowę i wpatrywał się we mnie, powodując brak tchu. Zapewne zaraz zacznie jakąś prowokację. Podniosłam się z miękkiego krzesła i podeszłam do szafy w celu wyciągnięcia swojej piżamy, po czym zamknęłam się w łazience, w której pachniało męskim żelem pod prysznic. Szybko umyłam się i wróciłam do sypialni, a tam zobaczyłam, jak Anthony trzyma w dłoniach mój pamiętnik. Rzuciłam swoje rzeczy na podłogę i ruszyłam w jego kierunku. Wyrwałam mu z rąk zeszyt i spoliczkowałam go nie kryjąc swoich emocji.

– Jakim prawem dotykasz moich rzeczy?! – wykrzyczałam, patrząc na niego złowrogo.

Anthony odwrócił głowę w moją stronę , która pod siłą uderzenia obróciła się w lewo. Jego oczy błyskały gniewem, a twarz przybrała wyraz zaskoczenia i bólu. Jego usta zacisnęły się w wąską linię, a czoło zmarszczyło w głębokich bruzdach, zdradzając wewnętrzny chaos. Chwycił swoją wielką dłonią za moją szyję i ścisnął na tyle, abym mogła się przestraszyć. I mu to wyszło. Obrócił mnie i przycisnął do biurka. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy, jakby świat wokół nas przestał istnieć. W jego spojrzeniu widziałam złość i determinację, ale także odrobinę lęku, jakby nie był pewien, co dalej zrobić. Jego oddech był szybki i ciężki, a ręka, choć mocno trzymała moją szyję, zdawała się być wciąż niepewna. Cała scena była napięta, jakby każdy z nas czekał na ten kluczowy moment, który mógł wszystko zmienić.

Chwyciłam go za dłoń, czując jakiś dziwny prąd. Próbowałam odciągnąć ją od szyi, ale uścisk był zbyt mocny. Nie wiedziałam co robić. James mówił, abym krzyczała, jeśli coś by się działo, ale czy usłyszał by mój krzyk przez zaciśnięte gardło?

– Anthony, puść mnie – wyszeptałam licząc, że mnie posłucha. – Jestem twoją żoną...

– Żoną? – spytał, łamiącym głosem. – Jesteś zwykłym towarem do wyrzucenia po urodzeniu dziecka. Zacznij planować swój pogrzeb z tą Lucy, czy jak jej tam.

– Ty jesteś chory psychicznie – powiedziałam odrywając jakoś jego dłoń z szyi. – Może to ty chciałeś mnie zabić, a nie ktoś inny od tego Salvatore?

– Przekroczyłaś już jedną granicę, uwierz mi, że nie chcesz przekroczyć kolejnej – warknął, dysząc ciężko. – Wtedy nawet James ci nie pomoże.

– Bo co? Pobijesz mnie? – podeszłam do niego, stawiając mu czoła.

Nie wiem skąd ten nagły przepływ odwagi. Może była ona sposobem na przetrwanie, próbą odzyskania mojego miejsca. Zacisnęłam pięści, a oddech stał się bardziej regularny, mimo że serce biło jak szalone. Patrzyłam Anthony'emu w oczy, czując, jak jego gniew przenika przeze mnie spokojnie. Powiedziałam te słowa nie tylko z determinacją, ale i z desperacją, próbując obronić się przed kolejnymi atakami. Anthony, zaskoczony moim odważnym postawieniem czoła, cofnął się trochę, jakby moja pewność siebie wywarła na nim nieoczekiwany wpływ.

– Jeśli jesteś naprawdę mężczyzną, pokaż to, nie tylko groźbami – powiedziałam, starając się utrzymać pewność siebie w głosie. – Jeśli chcesz coś zrobić, zrób to teraz. Ale jeśli naprawdę chcesz coś zmienić, musisz zacząć od siebie.

Anthony, patrząc na mnie, wydawał się walczyć z własnymi emocjami. Jego gniew powoli ustępował miejsce złości, a złość zaczynała mieszać się z refleksją. Ta wymiana spojrzeń, pełna napięcia i emocji, była jak bitwa w samym środku burzy, gdzie każda decyzja mogła zmienić wszystko. Mój mąż, jak gdyby nigdy nic, odsunął się ode mnie, wyciągnął dżinsy i koszulkę, po czym ubrał się w wyciągnięte ubrania i opuścił pokój, trzaskając drzwiami. Wybiegłam za nim na zewnątrz patrząc jak odjeżdża swoim samochodem, zostawiając ślad piszczących opon. Westchnęłam, wpatrując się w bramę, jakby miał zaraz zawrócić. Nawet nie zauważyłam, kiedy podeszła do mnie Andrea z rozpuszczonymi włosami.

– Coś się stało? – spytała cicho, próbując ukryć zmartwienie w głosie.

– Porozmawiamy jutro, okej? – zaproponowałam, starając zachować spokój.

– Dobrze, jestem na nogach od szóstej rano. Będę w kuchni – odpowiedziała Andrea. – Wejdź do środka, jest chłodno.

Posłuchałam jej i weszłam do środka. Życzyła mi spokojnej nocy i odeszła w swoją stronę. Wróciłam do swojego pokoju, starając się uspokoić myśli i znaleźć chwilę wytchnienia przed jutrzejszym dniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro