Powtarzając dobranoc nie dałbym ci zasnąć...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng






Adam Mickiewicz jeszcze raz przeczytał list Juliusza. Żałował, że nigdy nie powiedział mu, co naprawdę do niego czuje. Jednak teraz było już za późno. Słowacki nie żył i nigdy nie dowie się, że był miłością jego życia. Mickiewicz przywoływał wszelki wspomnienia związane z Juliuszem, zarówno te dobre, jak i te złe.

Zdawał sobie sprawę, że wiele razy zachował się okropnie, jednak nie uważał, że to jego wina. W końcu to on urodził się wcześniej, więc to oczywiste, że stał się pierwszym wieszczem. I mimo że Słowacki również miał talent, zaprzepaścił wszystko przez swoją głupotę. Przychylność ludzi zdobywa się, pisząc to, czego oczekują. Mickiewicz posiadał umiejętność zjednywania sobie innych, a Słowacki ...no cóż, był zbyt szczery w swoich dziełach.

Adam doskonale pamiętał tę noc w Paryżu, o której tak często wspominał Juliusz. Tylko, że on tak bardzo chciał zapomnieć! Nie potrafił jednak żałować, tego co się tam stało. Bolało go, że Słowacki tak często o tym mówił, ponieważ wspomnienia łamały jego serce.

Paryż miasto zakochanych, dla Mickiewicza było to raczej miejscem, gdzie mógł w spokoju tworzyć i spotykać się z innymi twórcami. W czasie tych właśnie spotkań, dyskutowali o literaturze, sztuce, filozofii. A przynajmniej do momentu, w którym nie zaczynali popijać czegoś mocniejszego od herbaty.

Tamten wieczór towarzyski rozpoczął się całkiem normalnie. Mickiewicz, wraz z innymi wielkimi polskimi twórcami, w tym ze Słowackim, spotkali się w pokojach jednego z nich. Towarzyszyło im wielu bogatych i wpływowych ludzi. Gustownie urządzone wnętrze, pięknie nakryte stoły, spokojna muzyka w tle – wręcz idealne miejsce do inteligentnych dyskusji. Mickiewicz czuł się wybornie, do czasu, gdy towarzystwo trochę przesadziło z alkoholem.

Pamiętał dokładnie, jak wyglądał wtedy Juliusz. Był niesamowicie zestresowany, praktycznie cały wieczór się nie odzywał, przysłuchując się tylko rozmowom. Mickiewicz siedział wśród największych sław, Juliusz był trochę na boku, ale i tak dokładnie siebie widzieli. Posłał mu wtedy kilka uśmiechów, na które odpowiadał nieśmiałym spuszczeniem głowy i wypiekami na twarzy. Uroczo wyglądał tak zarumieniony, był taki niewinny.

Wszyscy bawili się wyśmienicie, aż do momentu, w którym jeden ze zgromadzonych nie postanowił zabrać głosu.

–Moi mili!– Cyprian Kamil Norwid wstał, unosząc kieliszek.– Chciałbym wznieść toast za Juliusza!

Wszyscy byli lekko zszokowani, szukali wzrokiem poety. Słowacki jeszcze bardziej się zmieszał, ale uśmiechnął się delikatnie. Mickiewicz miał jednak złe przeczucia.

–Mój drogi, czy aby na pewno nie pomyliłeś wieszczy?– zapytał, a wszyscy się zaśmiali.
Zabrzmiało to bardzo nieuprzejmie, ale Mickiewicz zrobił to tylko dla dobra Juliusza. Wiedział, że jego kolega na pewno nie chce tym toastem sprawić przyjemności młodszemu poecie.

–Adamie, wiesz, że jesteś naszym ulubieńcem – powiedziała jedna z dam, zalotnie na niego spoglądając.

–Za Juliusza!– wykrzyknął Norwid, a zgromadzeni powtórzyli jego słowa, opróżniając kieliszki.– Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę, mój miły – zwrócił się do Słowackiego, który z jeszcze większymi rumieńcami, uśmiechnął się.

Każdy mógł usłyszeć chichot Chopina, który zdecydowanie zbyt dużo wypił. Adam jeszcze bardziej się przestraszył. Najwyraźniej jego przyjaciele mieli jakiś dziwny plan. Przecież nie mogli tak nagle stać się mili dla Słowackiego!

–Specjalnie dla ciebie, mój drogi, napisałem krótki wiersz!– oznajmił Cyprian, ku uciesze innych. – Jesteś gotowy?

–Tak – wyjąkał w odpowiedzi Słowacki, a Mickiewicz dolał sobie wina. Nie był w stanie słuchać tego na trzeźwo.

–Na górze róże, na dole woda – wyrecytował z przejęciem.– Matka Słowackiego robi mi loda!

Wszyscy wybuchli niekontrolowanym śmiechem. Adam, żeby zachować pozory, również uniósł delikatnie kąciki ust.

–Ja też coś mam!– wykrzyknął Zygmunt Krasiński, siedzący zaraz obok Mickiewicza. Pozostali uspokoili się trochę, żeby wysłuchać poety.– Są nietoperze, są też gacki, są imbecyle – na przykład Słowacki!

Zgromadzeni zaklaskali, a Krasicki skłonił się lekko. Mickiewicz kątem oka spojrzał na obiekt żartów. Wyglądał mizernie i nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.

–Aleksandrze, czy ty też masz coś dla nas?– zapytał Norwid ze złośliwym uśmieszkiem.

–Moi mili! Jak pewnie wiecie, pisze komedie, ale nie ma niczego zabawniejszego od twórczości Juliusza!– wypił do końca swoje wino i kontynuował:– Pamiętajcie, mniejszą hańbą w ustach wacki niż nazywać się Słowacki!

–Adamie, zaskocz nas!– wtrącił się już mocno pijany Chopin.– Już wiele razy doprowadziłeś damy do płaczu swoimi pięknymi wierszami.

–Słowacki zrobił to swoją twarzą – wymsknęło się Mickiewiczowi. Wszyscy zaśmiali się radośnie, a on spojrzał się na Juliusza. Wcale nie chciał tego powiedzieć, ale to było silniejsze od niego.

–Właściwie, ja też mam poemat – powiedział Fryderyk Chopin, wstając. Zachwiał się i musiał przytrzymywać się, siedzącego obok mężczyzny, żeby ustać na nogach. Zdecydowanie zbyt dużo wypił.

–Freddie, ale ty jesteś kompozytorem, nie poetą – wtrąciła pewna kobieta, chichocząc. Muzyk puścił jej oczko.

–Ależ moja droga, skoro Słowackiego nazywamy poetą, to nawet ja nim mogę być – odchrząknął.– Na górze wacki, na dole wacki, kto lubi wacki? Juliusz Słowacki.

Chopin zaśmiał się z własnego żartu. Towarzystwo było na tyle pijane, że nawet nie zauważyli bezsensowności tego wiersza.

W tym samym momencie salę opuścił Juliusz Słowacki. Mickiewicz miał ochotę za nim pobiec, ale w porę się opamiętał. Nie może tego zrobić. Cały jego autorytet ległby w gruzach. Zamiast tego został i śmiał się z żartów pozostałych. Sam jednak nie zabrał głosu, co nie umknęło uwadze jednej z dam:
–Adaś, co z tobą dzisiaj?– spytała z troską.– Jakiś taki małomówny jesteś.

–Och kochana, całą noc pracowałem nad poematem – skłamał. Tak naprawdę czuł się źle z tym, jak potraktowali Słowackiego.– Jestem po prostu zmęczony.

–Och, to wróć do pokoju – dotknęła jego kolana.– Właściwie, to mogę ci umilić noc, jeśli wciąż chcesz pisać – zalotnie się uśmiechnęła.– Znowu zostanę twoją muzą.

–Moja droga – powiedział łagodnie, chociaż to „znowu" zbiło go trochę z tropu. Nie przypominał sobie, żeby ta młoda kobieta była kiedyś w jego łożu. A nawet jeśli, nie chciał tego powtarzać.– Muszę odrzucić twoją propozycję, jestem naprawdę wykończony – posmutniała, a on pogłaskał ją po policzku.– Ale jak wypocznę, to co innego.

Uśmiechnęła się radośnie, a Mickiewicz poszedł pożegnać się z przyjaciółmi. Pewnie żaden z nich niezbyt się tym przejął, byli zbyt pijani, żeby cokolwiek zrozumieć.

Adam nie skierował się jednak do swojego pokoju, tylko poszedł szukać Juliusza. Chciał go za wszystko przeprosić. Martwił się, że mu nie wybaczy. Kolejny raz mocno go zranił.

Mickiewicz dobrze wiedział, że Słowacki był w nim zauroczony. Początkowo myślał, że to tylko fascynacja jego twórczością, ale później dostrzegł coś więcej– Juliusz nigdy nie traktował go jak wroga. Z zapałem czytał i chwalił jego dzieła, chciał być taki jak on. Później zauważył, że trochę zbyt często na niego zerka, szybko odwracając wzrok, gdy ten go przyłapie. Dla Mickiewicza Juliusz był tylko młodzieńcem z talentem, który po prostu nie potrafi wykorzystać swojego daru.

Znalazł poetę w jednym z pokoi. Leżał na łóżku, czytając książkę.

–Juliuszu...– odwrócił się, jego oczy były zaczerwienione.

–Czego tutaj chcesz?

–Pragnę cię przeprosić– z trudem wypowiedział te słowa.– Moje dzisiejsze zachowanie było nieodpowiednie.

–Jeśli to wasz kolejny żart, to proszę, odpuść sobie – Mickiewicz usiadł na łożu, przyglądając się czytanej przez Słowackiego lekturze.

–„Ballady i romanse"?– zapytał, widząc, że młodzieniec czyta jego dzieło.

–Uspokajają mnie. Tak jak twoja obecność – odparł cicho, a Mickiewicz poczuł ukłucie w sercu. Znaczy tyle dla Juliusza, a zachowuje się tak źle.– Przepraszam.

–Nie masz za co – powiedział z uśmiechem.

–Adamie, wróć proszę na przyjęcie. Nie chcę czuć się winny, że przeze mnie nie możesz się dobrze bawić.

–Ależ błagam! Wolę z tobą porozmawiać niż pić i wysłuchiwać tych żartów – odpowiedział, a Juliusz zarumienił się.– Poza tym, powiedziałem już jednej damie, że idę spać, wolę, żeby mnie już więcej nie prześladowała.

–Naprawdę?– spytał zdziwiony, a Adam tylko kiwnął głową. Juliusz wyglądał pięknie, gdy księżyc i światła świec oświetlały jego twarz.

Zbliżała się późna godzina. Niebo było zachmurzone, a gwiazdy praktycznie niewidoczne. Słowacki wstał ze swojego łoża i z wypiekami na twarzy podszedł do okna. Zaczął wpatrywać się w ogródek, na którym rosło mnóstwo fiołków.

– Czemu się tak przyglądasz? – zapytał z zaciekawieniem Adam.

– Moim ulubionym kwiatom – Juliusza ogarnął jeszcze większy rumieniec. Wciąż spoglądał na te fioletowe kwiaty. Po chwili dodał:

Najlepsza będzie droga,

Zdać się na los i Boga.

Niechajże z ranną rosą

Pójdą i kwiecia zniosą.

Niech każdy weźmie kwiecie,

I wianek tobie splecie,

I niechaj doda znaki,

Żeby poznać, czyj jaki?

I pójdzie w kościół Boży,

I na ołtarzu złoży:

Czyj pierwszy weźmiesz wianek,

Ten mąż twój, ten kochanek.

Mickiewicz spojrzał do swojego dzieła, które Juliusz czytał przed jego przyjściem.

– „Lilje" – pomyślał. – To moja ulubiona ballada ze wszystkich tych, które napisałem.

Adam poczuł dziwne ciepło w swoim sercu. Było mu naprawdę miło z tego powodu, że Juliusz cytował jego dzieła. Świadczyło to o tym, jak wiele dla niego znaczył.

Nagle Słowacki odwrócił się gwałtownie od okna. Rozległ się odgłos potężnego grzmotu. Za chwilę miało padać, a już od wielu wieków wiadomo, że burza jest najwłaściwszą porą na to, aby spędzić czas z ukochaną osobą.

– Słyszałeś to? – zapytał Juliusz.

– Tak, pewnie zaraz będzie burza.

Juliusz pomyślał, że to odpowiednia okazja, aby powiedzieć Adamowi o tym, co do niego czuje. Właściwie, to już dawno planował mu się zwierzyć, ale zawsze coś go powstrzymywało. Najbardziej obawiał się, że Adam nie odwzajemni jego uczuć i złamie mu serce. Czuł to przy każdej rozmowie z nim. Bardzo bolało go to, jak Mickiewicz z niego szydzi. A on i tak wciąż kochał go miłością bezwarunkową. Czuł, że mógłby stworzyć z nim wspaniały związek, pełen romantyzmu. Jedyne, o czym teraz naprawdę marzył to zbliżyć swoje wargi do jego i złożyć mu na ustach pocałunek. Chciał chłonąć jego zapach, dotykać go i czuć jego ciepłą skórę. Ale bał się. Bał się, że Adam i tak go wyśmieje.

Zaczął padać siarczysty deszcz. Woda spływała po rynnach. Słowacki zbliżył się z powrotem do łóżka i usiadł koło rozłożonego na posłaniu Mickiewicza. Juliusz wpatrywał się w piękne, lazurowe oczy swojego ideału. Spoglądał na jego włosy rozsypane na poduszce. Tak bardzo chciał ich dotknąć. Począł się lekko dygotać. Po chwili powiedział:

– Adamie, jest coś, o czym powinieneś wiedzieć – zaczął niepewnie. Każde słowo sprawiało mu wielką trudność. – Chciałbym być całkowicie szczery... – znów pauza. – Wydaje mi się, że bardzo mi na tobie zależy. Czuję...

– Przestań! Skończ! Już dość! – wykrzyczał Adam, który dobrze wiedział, co Juliusz ma mu do powiedzenia. Nie chciał tego słyszeć.

Młodszy wieszcz nie wiedział co odpowiedzieć. Czuł, że zaraz się rozpłacze. Jedna malutka łza spłynęła mu po policzku.

Adam zrozumiał, jak agresywnie zareagował.

– Przepraszam, przepraszam. Nie chciałem cię urazić – Mickiewicz toczył właśnie ze sobą wewnętrzną walkę. On też czuł miłość do Juliusza, ale bał się sam przed sobą do tego przyznać. Doskonale wiedział przecież, że nie może być homoseksualistą, to zrujnowałoby jego karierę. Lecz w tej chwili zrozumiał, że to nie jest ważne. Patrzył właśnie na Juliusza, pięknego jak obrazek i chciał spędzić z nim całą tę noc. Nie zważając na konsekwencję, dodał:

– Wiem, co chciałeś mi powiedzieć. Ja też cię kocham.

Adam zbliżył się do Juliusza i zaczął go całować. Odczuł wielką ulgę, gdyż Słowacki odwzajemnił pocałunek. Oboje tego pragnęli. Chcieli być ze sobą, kochali się. Teraz liczył się tylko ten moment.

Poeci oddawali się czułościom, kiedy usłyszeli, że ktoś otwiera drzwi. Do pokoju weszli Norwid i Chopin, a to, co zobaczyli, zmroziło im krew w żyłach.


*******


Strasznie dziękujemy za głosy i komentarze! To naprawdę bardzo motywuje do dalszej pracy. Tym razem ja i Marysia () mamy dla was rozdział z perspektywy Adama.

A wy jesteście #teamtSłowacki czy #teamMickiewicz?

Pozdrawiamy soml <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro