pan od przyrody

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Już w dzieciństwie miewałem różne, czasami dziwaczne, sny. Byłem w nich harcerzem, żołnierzem, malarzem, a nawet pisarzem. Do mojej twarzy dokładałem wiele masek, jednak nigdy nie były one trwałe.
Znikały, gdy tylko opuszczałem swoje piękne i tajemnicze sny.

Tamtego pamiętnego dnia, noc była cicha i spokojna - wszystkie gwiazdy ukryła za pięknymi, białymi chmurami, które przysłoniły nawet blask księżyca - i nigdy nie spodziewałbym się, że będzie świadkiem tak cudownego spotkania.

W końcu nie zawsze w snach pojawiają się niesamowite ideały, które za życia dawały radość i miłość.
A PAN OD PRZYRODY niezaprzeczalnie był takim przykładem.

━━━━━━━━━━━━━━━━━━

Otworzyłem oczy, a wszędzie otaczała mnie ciemność.
Wszystko wydawało się być inne, zupełnie nieznane - nie widziałem nic, tylko czasami przeszkadzało mi pojawiające się co chwilę światło. Na początku malutkie, prawie niezauważalne, a potem coraz większe, aż w końcu zniknęło, jakby zmieniając się w tajemniczą postać mężczyzny, którego sylwetkę udało mi się zobaczyć.

Nagle zrobiło się jasno - i już dobrze wiedziałem, kim jest tajemniczy gość w moim śnie.

Miał taki sam, bordowy surdut jak wtedy, gdy widziałem go po raz ostatni. Na czarnych spodniach nie zauważyłem jednak żadnej plamy po krwistoczerwonej cieczy, która wtedy zabarwiła ubrania całej naszej wspaniałej, szkolnej paczki. Był szczęśliwy, jakby nigdy nie doświadczył krzywdy od tych niemieckich żołnierzy, którzy nam go odebrali.

- Czy to naprawdę pan, panie profesorze? - zapytałem cicho, patrząc na niego z nutką zaskoczenia w moim drżącym głosie.

Nauczyciel podszedł do mnie, a jego blada twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po chwili był już przy mnie - położył swoją zimną dłoń na moim ramieniu, tak jak za dawnych lat, gdy wywoływał jednego z uczniów naszej klasy do odpowiedzi. Uśmiechał się wtedy do nas kojąco, podobnie jak teraz. Spojrzałem na niego wyczekująco, chcąc upewnić się, że mam rację. Po raz pierwszy w życiu bałem się rozmowy z kimś, kto podobnie jak ja żył w czasach tamtej okropnej wojny.

- Miło cię widzieć, Janeczku - rzekł, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Mówił tak do mnie przez cały okres edukacji i chociaż teraz miałem już prawie dwadzieścia lat, nadal ciepło wypełniało moje serce, gdy ktoś zwracał się do mnie w ten sposób. - Dawno się nie widzieliśmy, prawda? Usiądźmy, opowiesz mi trochę o tej naszej dobrej, starej Warszawie? Coś z niej jeszcze zostało?

Jakby na zawołanie, tuż obok mnie pojawiła się mała ławeczka, na której po chwili spocząłem i zacząłem opowiadać.
Mówiłem o niesamowitych akcjach, w których działała polska konspiracja, walkach Armii Krajowej, a w końcu tory naszej rozmowy przeszły na powstanie w geccie oraz warszawskie, których mężnych uczestników spotkał na swej pośmiertnej drodze PAN OD PRZYRODY.

- Widziałem ich brudne i zmęczone twarze, gdy przechodzili obok mnie z ramieniami, gdzie przewiązanie mieli chusty z ukochaną flagą naszej Polski lub gwiazdy Dawida - powiedział, gdy zakończyłem swój monolog, którego słuchał w skupieniu. - Pytałem ich "Skąd przychodzicie?", a oni na to " Z powstania". To było niesamowite przeżycie.

W końcu jednak przyszedł czas na rozstanie. Trudno mi było opuścić człowieka, który w życiu nauczył mnie tak wiele. Wiedziałem jednak, że tak jak inni, którzy zginęli przez chęć niesienia pomocy, stał się gwiazdą, najjaśniejszą ze wszystkich.

- Panie profesorze! - krzyknąłem, gdy ten zaczął odchodzić. Zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na mnie jakby nie rozumiał, po co jeszcze go wołam. - Ja też chcę zostać PANEM OD PRZYRODY.

Uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafił - tym samym uśmiechem, którym obdarowywał nas każdego dnia, na każdej lekcji. Byłem pewny, że mimika jego twarzy nie kłamała i że naprawdę czuł dumę.
Znowu się odwrócił i ruszył w stronę tajemniczego światła, z którego jeszcze chwilę temu dopiero co powstał.
Zniknął, rozpłynął się w powietrzu - wraz z nim opuściła mnie odwaga.

A potem obudziłem się, znów wpatrując się w duże, drewniane okiennice, przez które do małej sypialni wpadały wielkie i błyszczące promienie słoneczne.

━━━━━━━━━━━━━━━━━━

Już nigdy mi się nie przyśnił.

PAN OD PRZYRODY pozostawił mnie na zawsze w wolnej Polsce, w cieniu lśniących kasztanowców i klonów. Żyłem, wiedząc, że był człowiekiem wielkim, pełnym radości i miłości do drugiego człowieka.
Zawsze patrzył na nas uważnym wzrokiem, powstrzymywał przed popełnieniem głupstw. Uczynił nas ludźmi, którzy pomagają i widzą ludzką krzywdę. W tamtych strasznych czasach były to najważniejsze cechy, które uratowały miliony ludzkich istnień

Miał rację.
Gwiazdy to ludzie, cieszące się na  ziemskim padole szczęściem i miłością, którzy specjalnie zostali przeniesieni na wspaniałe, skąpane zawsze w promieniach słońca i różnych odcieniach barw tęczy niebo. Mieli patrzeć na nas z góry, wpatrując się w nasze oblicza i wyłapując jakiekolwiek marzenia całego świata.

PANU OD PRZYRODY zawdzięczam wszystko.

━━━━━━━━━━━━━━━━━━

|od autorki|

dobra, zapomniałam go wczoraj opublikować. pisałam to w środę, aby następnego dnia oddać kartki z tekstem mojej nauczyciele języka polskiego - musiałam tekst skrócić, bo nie chciał zmieścić się na czterech stronach. proszę was o opinie, które są dla mnie bardzo ważne.

do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro