XLI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Jesteś głupia czy tylko udajesz?

-O co ci znowu...

-Już sięgał po telefon, zaraz by się zjawiły tu psy w mundurach.

Dziewczyna prychnęła i zarzuciła rękoma.

-Jesteś niemożliwy!

-Mów mi tak dalej skarbie.- Mrugnął do niej. Znowu. Żyłka na czole jej zapulsowała.

-Tobie tylko seks w głowie! Jesteś pieprzonym diabłem i już nigdy nie pozwolę ci się dotknąć. Rozumiesz?

-Opanuj emocje, zaraz ktoś usłyszy...

-Mam to gdzieś! Zabiłeś tamtą rodzinę! Zabiłeś bezbronne dzieci! I teraz tego chłopaka! Bóg jeden wie kogo jeszcze i to bez wyrzutów sumienia. Jesteś pierdolonym psychopatą, nie zbliżaj się do mnie.

Lucyfer stał z opuszczonymi ramionami wpatrując się w nią. Nie mógł zmienić tym kim był. Tego na kogo sam Bóg go stworzył. Cicho westchnął i skierował się w stronę łazienki. Tam wziął długi, ciepły prysznic skupiając się na spływającej wodzie po jego plecach.

Dziewczyna opadła na łóżko. Nie była do końca pewna czy rzeczywistość jest realna i czy ona sama nie mieści się po prostu w jednym ze swoich koszmarów. Ale nie. Wizja apokalipsy wymyślona przez Lucyfera była realna. Tak jak niebo, piekło i anioły. Wolała nie wiedzieć co jeszcze.

Przespała się z Lucyferem. Panem piekła. Czy trafi za to do piekła? Będzie torturowana w kotle pełnym kapuśniaku, którego tak nienawidziła? Drżącymi dłońmi sięgnęła po pilot do starego telewizora. Nie wiedziała czy to dobry pomysł, aby go włączać. I nie chodziło tu o starą, metalową antenę. Nie chciała wiedzieć jak bardzo mają przerąbane.

W ostateczności jednak go włączyła. Widok na ekranie nie był satysfakcjonujący jak się spodziewała.

W wieczornych wiadomościach reporterka stojąc w tle zabezpieczonego domu, w którym spała kilka razy, opowiadała o bezdusznym morderstwie rodziny. Pokazali także ujęcie z kamery na którym widniała rozmyta sylwetka Lucyfera. Policjanci co rusz wychodzili i wchodzili do domu. Specjaliści zbierali wszelkie ślady. Nie zidentyfikują Lucyfera, to było pewne. Ale czy jej także?

Po wyjściu z łazienki Lucyfer był ubrany w to samo co wcześniej. Jedyny wyjątek stanowiły jego lekko mokre włosy. Spojrzał na swoją towarzyszkę. Wtem przypomniało mu się coś niemiłosiernie ważnego. W jednej chwili pstryknął palcami a w drugiej na komodzie przy łóżku pojawiła się stara księga, która przez lata mieściła się w skarbcu już martwego Roberta. Starożytny miecz spoczął obok oparty o te samą szafkę. Skrzywił się lekko na myśl jak przez nieuwagę został nim draśnięty. Rana, która nie zdołała się jeszcze zagoić dokuczliwie mu o sobie przypominała. Zauważył, że dziewczyna nie zwróciła na niego wielkiej uwagi. Wpatrzona była w telewizor i wiadomości przedstawiające jego osobę. Zagotował się w środku, widząc jak kamera ukazuje jego zapiski. Jego tajne zapiski, których nikt oprócz jego i dziewczyny nie mógł widzieć. Zacisnął dłonie w pięści.

-Koniec tego dobrego- rzekł tak cichym i przerażającym tonem, że musiała się odwrócić. Nim wstała, kolor jego tęczówek przybrał czerwony odcień. Potem z głośników w telewizorze wydał się głośny huk. Skierowała tam szybko wzrok i uniosła brwi w górę. Obraz na żywo ukazywał jak dom zmarłej rodziny stanął w płomieniach. Najbliższe samochody odepchnęło, jeden się przewrócił. Kamerzysta musiał cofnąć się kilka kroków. Krzyki przygłuszały mówiącą do widzów reporterkę.

-C-co ty...- Nie wierzyła w to co się właśnie stało. W środku budynku było wiele ludzi.

-Nikt nie może ze mną igrać. Nikt.

Nie wiedziała co odpowiedzieć. Wstała tylko z miejsca.

-Pomogłaś mi. Twoja dusza mi w tym pomogła dodając mi więcej mocy, wiesz? Także jesteś odpowiedzialna za to zniszczenie, dziewko.

Nie przemyślała szybkiego ruchy dłoni, który spoczął na policzku Lucyfera. Sam był nieco zaskoczony. Ale nie ruszył się ani o milimetr. Wpatrywał się rubinowymi tęczówkami w jej oczy.

Wciągnęła powietrze i nie zważając na to, iż dalej jest tylko w piżamie, wybiegła z pokoju. Anioł ruszył za nią. Mógłby ją zwyczajnie pojawić obok, jednak w pierwszym impulsie wybiegł za nią.

Starała się nie odwracać za siebie. Tylko skupić na nie zatrzymywaniu. Zimny podmuch powietrza owiał ją, gdy wybiegła na świeże powietrze. Rozejrzała się. Dalej pusta. Ruszyła więc truchtem w stronę dźwięków najbliższych samochodów.

Lucyfer zaskoczony był niespodziewanym obrotem spraw. Zarówno jeśli chodziło o znalezienie jego planów, jak i ucieczce dziewczyny. Jak mogli mówić o nim jako o wariacie? To była wielka wizja. Wizja zgładzenia ludzkości, a durni ludzie, którzy mówili przed mediami, że to wymysły psychopaty kompletnie nie znali się na niczym. Na życiu. Na zaświatach. Niebie czy piekle. Nawet stawiając kościoły Bogu nie wiedzieli do końca co robią. Że niby słucha ich modlitw? Parsknął cicho pod nosem, zbiegając ze schodów. Przystanął dopiero na ostatnim szczeblu po raz kolejny zaskoczony bieżącą sytuacją.

-Witaj, braciszku.

Ciepły i melodyjny głos odbił się od ścian nie dużego holu.

-Gabriel.

Mężczyzna stojący przed czerwonookim był niewiele niższy. Ciemne jak nicość loki opadały mu na czoło, a promienny uśmiech nie znikał z jego twarzy.

-Dawno się nie widzieliśmy, prawda? Może czas odświeżyć rodzinne strony?- Gabriel rozłożył lekko ręce podkreślając znaczenie jego słów.

-Aktualnie jestem zajęty. Może w innym terminie.- Zszedł ostrożnie z ostatniego stopnia. Pamiętał, że jego brat specjalizował się w pułapkach. Pewnie dalej mu to zostało, więc nie chciał ryzykować.

-Zajęty czym? Rozpoczynaniem apokalipsy i więzieniu ducha winnej dziewczyny?

Przystanął i zmierzył go uważnie wzrokiem. Przez ostatnie tysiąclecia nie zmienił się ani trochę. W przeciwieństwie do niego. Każdą sekundę w zamknięciu poświęcał na planowaniu zemsty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro