Rozdział Piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Diana

Wzięłam swoją walizkę i ruszyłam ku wyjściu.
– Nie pożegnasz się z Colem? – Zapytała moja przyjaciółka.
– Żegnałam się z nim od razu po obiedzie. Widzimy się po weekendzie!
– Baw się dobrze.
– Inaczej nie potrafię.

Dojechałam do domu z kilkominitowym opóźnieniem.
– Cześć mamo, tato – przywitałam się ściskając ich po kolei. – Powiecie mi tylko czy dobrze pamiętam. To jest ślub Elizy.
– Elżbiety – Westchnęłam słysząc śmiech mamy.
– Mam tyle tego kuzynostwa, że nie pamiętam ich wszystkich. – Weszliśmy do domu.
– A opowiedz co u tego twojego... Jak mu tam było? – Zaczął podejrzliwie ojciec.
– To jest Cole, tato i nie wstydź się tego słowa. Jest moim chłopakiem, powinieneś się cieszyć, że Twoja córka nie umrze w samotności. – Przewróciłam oczami.
– Masz ty charakter po mamie – zmierzwił mi włosy.
– Nie – od razu zaprotestowała mama – To po tobie jest taka szczera do bólu.
– Oboje macie ciężkie charaktery – zaśmiałam się – Umówmy się, że jestem waszą mieszanką. Ale wracając: Cole jest naprawdę super facetem, nie musicie się przejmować, że coś mi zrobi.
– No modelem to on nie jest.
– Jak widać nie mamy skłonności do zakochiwania się w największych przystojniakach tego świata – zażartowałam z taty na co on tylko zareagował krótkim "ej!".

Czas do kolacji minął szybko. Niestety padało dużo pytań o Cole'a. Głównie ze strony taty. Zaczynałam żałować, że to był mój pierwszy, bo miałabym etap niezręcznych pytań za sobą, zwłaszcza pytań to TE sprawy. Głupio było mi powiedzieć, że nawet się nie całujemy, a zrobiło mi się jeszcze głupiej po stwierdzeniu mamy, że bez pocałunków związek nie jest związkiem. Cóż, przynajmniej na weselu się trochę pobawię nie musząc odpowiadać na pytania rodziców...

Alex

Diana wyjechała, a ja ćwiczyłam całymi dniami i nocami. Mimo że w moich oczach byłam coraz silniejsza, w oczach innych wydawałoby się  iż jestem słabsza.

Zadawałam coraz to intensywniejsze i mocniejsze ciosy w worek treningowy, jednak moje ruchy zostały zatrzymane przez silniejszą dłoń.  Spojrzałam a zdezorientowana na własnościela tej części ciała. Blondyn uśmiechał się do mnie szeroko, a ja zawstydzona odwzajemniłam ten gest.

—Przemęczasz się niepotrzebnie odkąd tylko Diana pojechała. Bądźmy szczerzy, zabiłaby cię gdyby zobaczyła co robisz  —powiedział ciepłym głosem, a ja uśmiechnęłam się znacznie szerzej

—Tutaj mnie masz —powiedziałam i założyłam kosmyk włosów za ucho

—Bądź przygotowans na osiemnastą, zabiorę cię w pewne miejsce— rzekł i odszedł zostawiając mnie samą z moimi myślami

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro