Rozdział Ósmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alex

–Alex! Hej zaczekaj! – wołanie zielonego ninja rozległo się po korytarzu klasztoru. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam się na niego z rezygnacją  –Diana wróciła! Chcę z tobą porozmawiać –
–Jak to, tak szybko? Miała przecież zostać dłużej –odpowiedziałam. –Możesz jej przekazać, aby przyszła do mojego pokoju? – dodałam
–Jasne, a i mam do ciebie pytanie. Znajdziesz dla mnie czas po kolacji? –
Nie zaprzeczę, iż to pytanie sprawiło że poczułam dziwne uczucie w brzuchu, a kolana zadrżały
–Oczywiście! A czy chcesz coś konkretnego? –
–Chciałem... Chciałbym Ci tylko coś powiedzieć, coś ważnego i takiego by nikt inny poza nami nie wiedział – skinęłam głową czując jeszcze większy skręt żołądka

–Oczywiście szanuje to, spotkajmy się po dziewiątej na dachu przy wschodnim wyjściu –

Diana

   Alex czekała na mnie w swoim pokoju. Odbijała piłkę tenisową o ścianę.
   – Czemu wróciłaś tak wcześnie? – Zapytała zaprzestając czynność.
   – Wiesz jak bardzo lubię przebywanie w towarzystwie pijanych ludzi – przewróciłam oczami. – Zerwałam się koło północy, wstałam wcześniej i ogarnęłam sobie transport. Lepiej mnie naucz układu, który ostatnio zażarcie układałaś.
   Pomogłam jej wstać, a ta zaczęła mi pokazywać najpierw pojedyncze kroki zanim włączyła muzykę.
   Układ nie był taki trudny, przypominał coś na rodzaj odświeżenia jednego z naszych pierwszych tańców wzbogaconych o nowe kroki.
   Przećwiczyłyśmy układ z muzyką kilka razy na deskach jej pokoju. Czasem zasugerowałam jakieś drobne poprawki przejmując poniekąd rolę naszych dawnych przyjaciół.
   – Co ty na próbę przed resztą? – Zaproponowałam po którymś razie podając jej wodę.
   – Żartujesz? Oni się na tym nie znają, nie ważne jak to wyjdzie i tak będą mówić, że wyszło świetnie.
   – Ojciec Cole'a jest tancerzem ze średniej półki, z tego co wiem sam Cole chcąc nie chcąc też coś tam wie.
   – To Cole, ale niech ci będzie. Wieczorem pokażemy im nową piosenkę.
   – Kilka dni i ogarnę nam ekipę, która nagra teledysk.
   – Dobra, ale nie gadajmy teraz o pracy. – Poprawiła się ustawiając się bardziej w moją stronę. – Jak było na weselu? Opowiadaj!
   – No jak na weselu, rozmowy, tańce, wątpliwie przyjemna atmosfera.
   – A powiedz, złapałaś bukiet?
   – A widzisz, żebym miała ze sobą jakieś durne kwiatki?
   – Nie no, wiesz... Chcę jeszcze dożyć twojego ślubu z Colem – Szturchnęłam ją śmiejąc się.  
   Dalej wypytywała o to jak się bawiłam. Dobrze było ją widzieć oderwaną od jej własnych przeżyć, nawet głęboko ukrywanych, dlatego odpowiadałam póki miała pytania.

   Wieczorem zebrałyśmy wszystkich w pokoju odpoczynku, który odpowiednio wcześniej przygotowałyśmy. Ludzie rozsiedli się gdzie było miejsce, Alex włączyła nagraną na ksylofonie jeszcze nie pełną wersję podkładu i zaczęłyśmy tańczyć oraz śpiewać.
   Nie jestem pewna co konkretnie zadziało się potem. Alex bardzo starała się unikać wysokich tonów po nieprzyjemnym incydencie z koncertu, ale jakoś jej się to wyrwało. Dźwięk zagłuszył wszystkie inne odgłosy, a ja w amoku przypadkiem uderzyłam łokciem o kant szafki. Strup oderwał się i krew skapnęła na podłogę.
   Jeszcze zanim odzyskałam słuch poczułam, że leżę w czymś gęstym, ciepłym i śmierdzącym. Otworzywszy oczy zobaczyłam... KREW!? Zerwałam się na równe nogi, moi przyjaciele byli równie zszokowani co ja. Dobrą chwilę zajęło naszym uszom powrócenie do normalnego stanu mimo, że po takiej porcji decybeli powinniśmy ogłuchnąć na zawsze.
   Zewsząd roznosił się odgłos dżembe i innych afrykańsko brzmiących instrumentów.
   – Diana, możesz to łaskawie z nas zdjąć? – Powiedział z obrzydzeniem Jay.
   – Jasne. Nya, pomóż mi – Ja sprawiłam, że krew z naszych ciał stała się rzadka, płynna, jak woda. Taką ciecz, z moją nieustanną pomocą, Nya mogła z nas usunąć.
   – Krwawa Dama – Powiedział starczy głos. Za mną stał dziwnie wyglądający, wychudzony starzec ubrany w bardzo "przewiewny" strój zrobiony z kolorowych liści.
   – Kto? – Zapytał Kai.
   Dziwak przeniósł wzrok na Alex.
   – Panna Muza. – Wszyscy spojrzeliśmy po sobie. – A więc przepowiednia się spełnia – Spojrzał w kierunku wulkanu nad którym zebrały się czarne chmury.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro