Kelonhoren, Keino!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


To prawda, gdzie jest Kilian?

Mężczyzna jeszcze raz zmierzył ją spojrzeniem i zamierzył się mieczem.

Wiedziała już, że nie ma się jak uwolnić. Przygotowana na spotkanie z matką, przymknęła oczy. Nagle poczuła na sobie ciężar rosłego ciała, a chwilę potem ktoś usunął je z niej mocnym kopnięciem. Usłyszała głośny jęk.

— Rohela poniosło, nie mogłem go uspokoić. — Kilian zjawił się przy niej, podając jej dłoń. Przyjrzał się szybko siniejącemu policzkowi, ale nic nie powiedział. — Uciekajmy!

Mężczyzna pomógł jej wsiąść na klacz, a sam wskoczył na swojego rumaka. Udało im się przejechać przez bramę, lecz Briok jakimś cudem zdołał już wsiąść na konia i rozpocząć pościg. Kilkanaście metrów za nim gnali pozostali wojownicy. Uciekinierzy usłyszeli oszalały tętent kopyt i głośne okrzyki.

Kelonhoren, Keino! Kelonhoren! Hennelah! — szeptała czarnowłosa. Kiliana dogonił najszybszy jeździec, a tuż przy kobiecie znalazł się były napastnik.

— Precz! — krzyknęła, dobywając wreszcie miecza.

Briok zrównał się z Morrigan, jego ostrze przeszyło powietrze, by zatrzymać się na klindze miecza kobiety. Wjechali razem na kamienny most. Kilka metrów przed nimi walczył Kilian. Zamiast zabić przeciwnika, użył podstępu, by zrzucić go z konia – napastnik wpadł do wody.

Miecz Brioka uderzał coraz trafniej. Ostrze drasnęło kobietę w klatkę piersiową. Syknęła. Widocznie trucizna faktycznie spowalniała jej reakcje, tak, jak uprzedzała Nemain. Pomyślała, że pod wpływem narkotyku nie da rady zwyciężyć Brioka, przełożyła więc broń do lewej dłoni, a prawą wykonała kilka skomplikowanych ruchów, szepcząc słowa zaklęcia. Tak jak lata wcześniej, woda posłuchała jej i zaatakowała wojownika. Przerażony koń zrzucił z siebie jeźdźca, który – będąc wciąż na moście – topił się. Oczy wychodziły mu na wierzch, twarz siniała, a ręce próbowały zatrzymać wlewającą się do gardła wodę.

Wiedząc, że już jej nie zagrozi, przejechała przez most, zostawiając za sobą umierającego Brioka. Skoncentrowała się jeszcze bardziej i utworzyła ścianę wody, oddzielającą ją i Kiliana od ścigających ich wojowników.

Księżyc oświetlał im drogę. Oboje byli pewni, że członkowie klanu zaraz poszukają innego mostu albo brodu. Musieli odjechać jak najdalej, nim zwierzęta będą zbyt wycieńczone szaleńczym tempem.

Morrigan nie mogła przestać myśleć o tym, że zabiła kogoś z klanu Ruarca. To nie był mężczyzna, który potrafiłby wybaczyć coś takiego. Wiedziała, że tym samym ostatecznie spaliła za sobą wszystkie mosty. Co więcej, zemsta Ruarca mogła teraz dosięgnąć jej rodzinę. Aby tak się nie stało, ojciec będzie musiał ją wydziedziczyć. Na tę myśl poczuła ukłucie w sercu. Nie miała bliskich relacji z ojcem, który nie potrafił dbać o dzieci po śmierci matki, ale była jednak do niego w jakiś sposób przywiązana.

Po wielu godzinach jazdy Morrigan i Kilian dotarli do jednego z największych borów w krainie. Słyszeli szum wody z pobliskiego strumienia.

— Idź, przemyj rany —polecił jej Kilian. —Ubierz się porządnie, cała jesteś sina. Ja w tym czasie przygotuję posiłek i miejsce do snu.

Bez słowa sprzeciwu wyjęła odpowiednie rzeczy z juk i powlokła się w stronę strumienia. Rozebrała się, drżąc na całym ciele. Woda była lodowata. Mogła wykorzystać swoją moc do zagrzania jej, ale nie chciała ryzykować po tym, jak za jej pomocą zabiła mężczyznę. Bała się, że woda zwróci się przeciw niej samej. Odświeżyła się więc szybko, zmywając z siebie całą posokę – nie miała pewności, czy była to krew jej, czy Brioka.

Umyła włosy. Kiedy przed powrotem do Kiliana przejrzała się jeszcze raz w tafli wody, wiedziała już, co musi zrobić. Sięgnęła po sztylet matki i zdecydowanym ruchem obcięła czarne pukle. W chwili, w której ostrze przecięło ostatni włos, rozległo się wołanie kruka, które zmroziło kobiecie krew w żyłach. Pośród listowia siedział ptak o srebrnych skrzydłach i patrzył na nią, nie przestając krakać.

Morrigan zrozumiała, że grozi im niebezpieczeństwo. Pobiegła do prowizorycznego obozowiska.

—To nie koniec — powiedziała, zbierając rzeczy. — Musimy uciekać. Pojedziemy wzdłuż strumienia, może zgubią nasz ślad.

— Nie wierzyłem, że tak szybko zrezygnowali — powiedział Kilian. Rozkopał żarzące się ognisko i zakrył je wilgotną darnią. Zauważywszy fryzurę swej przyjaciółki, zamrugał zaskoczony, ale nie skomentował jej.

Uciekinierzy zarzucili na siebie wełniane opończe, by odgonić jesienny chłód i wskoczyli na konie. Wiele godzin później, gdy poczuli, że nie mogą już jechać dalej, dzień dobiegał końca. Znaleźli dogodne miejsce, oporządzili zwierzęta i nieprzytomni legli pod drzewem.

Morrigan obudziła się, gdy na jej twarz padły promienie wschodzącego słońca. Nie chciała otwierać oczu. Mimo bólu mięśni, czuła się wypoczęta. Jej oddech był głęboki i powolny. Zacisnęła palce na czyjejś ciepłej dłoni i uśmiechnęła się. Otworzyła niechętnie oczy i znieruchomiała. Po długiej chwili delikatnie wyjęła swoją dłoń z dłoni mężczyzny i odsunęła się od niego.

Kobieta przeszukała juki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Jej żołądek głośno się buntował. Trafiwszy na solone mięso i bukłak z piwem, położyła je obok Kiliana. Rozpaliła małe ognisko i wyruszyła w poszukiwaniu świeżej wody. Kiedy wróciła, przyjaciel już nie spał.

— Jaki mamy plan? — spytała bez żadnych wstępów, przyjmując jedzenie od mężczyzny.

— Jedziemy, jak najdalej stąd — powiedział Kilian, zabierając się za posiłek. — Tak jak chciałaś, zostaniemy najemnikami. To dobry zawód, wielu naszych pobratymców żyje w ten sposób. Oboje potrafimy walczyć, możemy też tymczasowo zatrudnić się u kogoś w roli sług.

Kobieta pokiwała głową. Takie zajęcie istotnie pasowało do jej stylu życia.

— Możemy udać się na południe, żyje tam więcej ludzi, łatwiej będzie wtopić się w tłum.

Po spakowaniu dobytku, w milczeniu ruszyli dalej. Powoli coraz bardziej przyzwyczajali się do siebie. Droga przez las zajęła im wiele dni. Podróżowali tak długo, jak tylko pozwalało im na to światło dnia, a nocą odpoczywali, zmieniając wartę. Zbliżali się do okolic uczęszczanych przez ludzi.

Morrigan wielokrotnie rozważała podjęte przez siebie decyzje i ich konsekwencje. Gdyby wróciła, musiałaby odpowiedzieć przed radą za zabicie Brioka jako członka rodu Ceallach, musiałaby stać się kobietą, jaką wszyscy chcieli w niej widzieć, musiałaby wyjść za mąż. Aż nazbyt dobrze wiedziała, że takie życie nie było dla niej. Ale, zastanowiła się, być może Kilian żałował podjętej decyzji? On nie odciął sobie definitywnie drogi powrotu. Być może jednak zmienił zdanie względem małżeństwa z Bonnie? Bonnie, przypomniała sobie, nie wspomniałam mu o niej i Aeronie.

Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Kilian ją ubiegł.

— Musisz wiedzieć, że nie będzie odwrotu, gdy przekroczymy granicę miasta. I co z twoją tożsamością? Nie możesz przecież przedstawić się jako Morrigan. Nawet tutaj mogą znaleźć się ludzie znający twój ród.

— Nazywam się Sangus Oddahl, mam dwadzieścia lat — powiedziała zdecydowanie i znacząco przejechała dłonią po swoich krótkich włosach.

— Witamy w świecie mężczyzn, Sangusie! — zaśmiał się gorzko Kilian, klepiąc ją po plecach. Nagle spojrzał na słońce w zenicie i spoważniał. — Pora jechać.

Pod koniec dnia dotarli do najbliższego miasta. Było dość duże, pełne ludzi i bardzo zanieczyszczone. Morrigan z zaciekawieniem oglądała towary wystawione na sprzedaż, przybyszów z obcych stron i słuchała bardów śpiewających pieśni opiewające chwałę bohaterów. Rozejrzała się ponownie wokół siebie, wzięła głęboki oddech i wygładziła twarz. Tutaj miała szansę na nowe życie.

***

Przez wiele lat Morrigan – początkowo pod fałszywym imieniem – i Kilian walczyli u boku licznych wodzów i w wielu krainach, nigdzie nie zagrzewając miejsca na stałe. Wsławili się w boju, zmieniali bieg historii i podróżowali. Morrigan pokochała walkę i często piła krew pokonanych przeciwników, by posiąść ich siłę. Wraz z każdym zwycięstwem jej moc rosła, aż stała się najpotężniejszą druidką w całym kraju. W boju przyzywała kruki – na czele ze srebrnoskrzydłym – by rozszarpywały ciała jej wrogów.

Ostatecznie osiedli w małej wiosce Kildare, która wkrótce potem rozkwitła. Kilian zaś przyjął nowe imię: Dagda. Było ono wielkie i budziło postrach w sercach nieprzyjaciół. Jednak zawsze był sprawiedliwy i nie zabijał niewinnych.

***

— Kilka lat później Morrigan urodziła dziewczynkę i dała jej na imię Brigid. Dziewczynka rosła i posiadła moc, jakiej nie miała żadna przed nią. Poza jej matką — dokończyła opowieść kobieta.

— Mamo, a dlaczego wszyscy opowiadają zawsze o wojennych dziejach Morrigan, a nie o jej wcześniejszym życiu? Przecież to takie ciekawe!

— Bo nikt nie wie o nim tyle, co my, córeczko — odparła matka. Ostatni raz pocałowała dziecko. — A teraz idź spać, ty ciekawska istoto. Jutro jest ważny dzień, dowiemy się, jaką moc w sobie chowasz, mój mały skarbie.

W tym momencie do izby wszedł rosły wojownik o blond włosach i oczach w kolorze mchu.

— Morrigan, wszyscy czekają już tylko na ciebie, musisz powitać gości. Brigid, znowu prosiłaś o tę samą historię? — spytał z uśmiechem.

Morrigan wstała, poprawiła córce koc, puściła do niej oczko i wyszła z mężem z izby.

— Kiedy dorosnę, będę taka, jak ty, mamo — szepnęła dziewczynka i zasnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro