Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Piątek, 31 marca

Woodbridge, Wirginia


Uparcie przeżuwając kęs twardej bułki, Anastasia po raz kolejny próbowała skontaktować się z Libby. Dzwoniła do niej już poprzedniego wieczoru, bo mimo obietnicy ta nie odezwała się po wylądowaniu. Wtedy Ashbee aż tak się nie martwiła, gdyż Libby faktycznie czasem zapominała o takich rzeczach. Poza tym sprawdziła, że z samolotem nie wydarzyło się nic złego.

Teraz jednak naprawdę zaczynała się niepokoić. Daniel powtarzał, że Libby pewnie siedzi już w pracy i nie ma czasu, co jednak nie zdołało jej uspokoić. Anastasia i tak zdecydowała się na zadzwonienie do Maggie, która odebrała za drugim razem.

– Szybko, bo jestem zajęta.

– Ciebie też miło słyszeć, Maggie.

– To o co chodzi?

Anastasia postanowiła darować sobie pytanie, czy zawsze musi o coś chodzić. Obie wiedziały, że zazwyczaj tak. Poza tym Maggie naprawdę brzmiała na zniecierpliwioną, a nie zdarzało jej się to często. Mogłaby już przejść na urlop, a jednak wciąż pracowała dokładnie tak, jak przed ciążą. Wciąż z taką samą precyzją i dokładnością przeprowadzała sekcje zwłok.

– Libby się do ciebie odzywała?

– Gadałyśmy rano. Wczoraj – dodała po chwili. – A co?

– Miała dać znać, jak wyląduje.

– Mogę w wolnej chwili do niej podjechać. Albo do biura.

– Zadzwoniłabym do Shepherda, ale... – urwała, nie potrafiąc wybrać jednego z wielu powodów, dla których niekoniecznie chciała się z nim kontaktować. Był tak złośliwy, że pewnie nic by jej nie powiedział. – Sama wiesz.

– Wiem, wiem. Napisz, gdyby jednak się odezwała.

– Jasne. Trzymaj się.

– Ty też, pa.

Maggie się rozłączyła, a Anastasia wróciła do przeżuwania śniadania. Z tego wszystkiego, co wybrała z bufetu, najlepszy i tak był sok pomarańczowy. Dopiero po chwili podniosła wzrok znad talerza i zauważyła, że Daniel jej się przygląda.

– Co?

– I co powiedziała Maggie?

– Że potem pojedzie do biura.

Pokiwał głową i odchylił się na oparcie krzesła. Nie skończył jeść, ale nagle zapragnął dyskretnie rozejrzeć się po dużej sali. Z tego miejsca nie był w stanie dotrzeć wzrokiem w każdy kąt, więc wstał pod pretekstem przyniesienia sobie jeszcze czegoś do picia.

Anastasia jeszcze raz wybrała numer Libby, ale nawet nie podniosła telefonu ze stołu. Skoro nie odebrała ostatnie kilka razy, to teraz też nie odbierze. Z drugiej strony nie zaszkodziło spróbować. Oczywiście skończyło się fiaskiem, a ona tylko jeszcze bardziej sfrustrowana zablokowała urządzenie. Wyjątkowo zajadle wgryzła się w końcówkę bajgla. Nawet nie wiedziała, na co dokładnie się złości. Po prostu taka się dzisiaj obudziła.

Daniel wrócił z pustymi rękoma. Przysunął swoje krzesło bliżej koleżanki i konspiracyjnym szeptem wyjaśnił, że poszedł się rozejrzeć, ale nie zauważył nic podejrzanego. Anastasia jedynie wzruszyła ramionami, jakby doskonale znała jego plany.

Piętnaście minut później szli do srebrnego forda zaparkowanego na hotelowym parkingu. Daniel już od dawna nie potrzebował nawigacji, by dojechać do Quantico. Jeszcze z tydzień i bez problemu będzie poruszać się po prawie całym Waszyngtonie. Miał jednak nadzieję, że wróci do domu, zanim się to stanie. Jeszcze żadna sprawa nie męczyła go tak, jak ta. Za każdym razem, gdy głębiej się nad nią zastanawiał, jeszcze bardziej dziwiło go, że kiedyś udało im się wpaść na trop Pollarda. Wtedy był jednak mniej ostrożny. Wyciągnął wnioski i to był ich największy problem.

Zanim się obejrzeli, już przejeżdżali przez podniesiony szlaban i parkowali przed jednym z budynków dużego kompleksu. W recepcji odebrali nakaz, o który Daniel poprzedniego dnia prosił prokuratora. Chartier od razu wrócić do auta i rozpocząć odwiedzanie agencji nieruchomości, ale Anastasia przekonała go, by jednak na chwilę wstąpili do malutkiego biura pod ziemią. Przystał na to bez większego sprzeciwu, a moment później już zamykali za sobą drzwi.

– Chyba znalazłam odpowiedni samochód – wypaliła Anastasia, gdy tylko Daniel opadł na krzesło. Uniósł brwi i zatrzymał w powietrzu rękę, którą sięgał do pokrywy laptopa. – Nie patrz tak, nie żartuję.

– Masz na myśli samochód Chirurga?

– Chyba.

– A... – Daniel wziął głęboki wdech. Oparł łokcie na biurku, ciasno splótł ze sobą palce i wbił spojrzenie w siedzącą naprzeciw Anastasię. – Jak go znalazłaś i dlaczego dopiero o tym mówisz?

– Nie wiesz, że zadaje się jedno pytanie na raz?

– Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej?

– Kiedy? Przy śniadaniu w otoczeniu mnóstwa ludzi?

– Nie. Podczas jazdy tutaj – odburknął, pozwalając się wyprowadzić z równowagi. – Nie ma chwili do stracenia, a ty...

– A ja przynajmniej coś robię.

Daniel zamilkł. Zacisnął usta, by na pewno nie wydostało się z nich żadne słowo. Niezwykle łatwo wdawał się z Anastasią w pyskówki, które jedynie opóźniały ich pracę. Gdyby teraz zobaczył chociaż cień tryumfu na jej twarzy, przestałby się hamować. Agentka jednak jak zwykle doskonale grała obojętną. Przez ten cały czas, kiedy się w niego wpatrywała, nawet nie drgnęła jej powieka, przez co Daniel z rozzłoszczonego szybko stał się nieswój.

– Co to za auto? – wymamrotał, jako pierwszy odwracając wzrok.

– Włącz laptopa.

Podniósł pokrywę urządzenia i wcisnął guzik. Gdy ekran się rozświetlił, szybko się zalogował. Przestawił laptopa bliżej Anastasii, która z kieszeni ciemnych dżinsów wyjęła małego pendrive'a. Umieściła go w odpowiednim gniazdku, przycisnęła gładzik dosłownie trzy razy i obróciła laptopa w stronę Daniela. Wstała z krzesła i pochyliła się nad meblem, by włączyć, a następnie przewinąć nagranie z monitoringu.

– Będzie widać, jak Pollard wychodzi z apteki – rzuciła, zwalniając film o połowę. – Wiesz, jak się to przybliża?

– Wyglądam ci na kogoś, kto wie? Nie widać to apteki – dodał, gdy Anastasia dyplomatycznie nie odpowiedziała.

Daniel wlepiał wzrok w ekran, więc agentka pozwoliła sobie na ciche prychnięcie. Oparła jedną dłoń na blacie, a drugą przybliżyła do monitora, by wskazać na obraz w dolnym prawym rogu. Faktycznie nie było widać drzwi apteki i Pollard nie załapałby się na nagranie, gdyby nie to, że zaparkował auto równolegle do chodnika po przeciwnej stronie ulicy w stosunku do miejsca pracy Alice. Chartier zmarszczył brwi i przybliżył twarz do ekranu, gdy Anastasia zaczęła się entuzjazmować ledwie widocznym człowiekiem w ciemnej kurtce i czapce. Wykrzywił usta, zastanawiając się, jak ułożyć zdanie, by nie wyszło na to, że jej nie wierzy. Nie był przekonany, że to Pollard, ale nie miał też żadnej pewności, że to nie on. Daniel już kilkanaście razy oglądał nagranie z wnętrza apteki, przy czym skupiał się na wcześniej wspomnianym przez Anastasię chodzie widocznego tam Pollarda. Musiał przyznać, że ta mała postać na ekranie poruszała się w podobny sposób.

Mężczyzna wsiadł do czarnego auta, które raczej nie należało do tych z najnowszej generacji. Przez znaczną odległość ciężko było dopatrzyć się marki, o tablicach rejestracyjnych nie wspominając. Musieli dać to technikowi, jednak Daniel postanowił najpierw skopiować nagranie na komputer.

– Jak ty go tam dojrzałaś?

– Normalnie, patrzyłam i dojrzałam.

– Fascynujące – mruknął, opadając na oparcie.

– Prawda?

– A jak zdobyłaś to nagranie?

– Znam kilka sztuczek. – Wyprostowała się i wróciła na krzesło ustawione naprzeciw kolegi. Dała mu jeszcze chwilę na ponowne obejrzenia nagrania w spokoju, po czym odchrząknęła. – Zaniesiesz to technikowi?

– Nawet nie chcesz mi powiedzieć, skąd to masz, a i tak to ja mam to zanieść do sprawdzenia?

– Powiem ci, jak to zrobisz.

Daniel uniósł brwi i wciągnął duży haust powietrza. Najwidoczniej już zapomniał, jak pracowało się z samą Anastasią. Tak pomyślał na początku. Zaraz jednak zdał sobie sprawę, że gdy zaczynali wspólną pracę nad sprawą Chirurga, jego młodsza koleżanka miała mniej doświadczenia niż obecnie. Po tym, jak została odsunięta, prowadziła inne śledztwa. Nic więc dziwnego, że teraz pogrywała z nim jeszcze bardziej niż wtedy. W Waszyngtonie jeszcze nie odczuł tego tak uciążliwie, bo przewrotnie chaotyczność Libby działała na Ashbee nieco uspokajająco albo po prostu wybijała ją z rytmu. Teraz była jak spuszczona ze smyczy.

– Dobra – odparł, z westchnieniem podnosząc się z krzesła. Wyciągnął pendrive'a z gniazdka w laptopie i zmierzył wzrokiem, przyglądającą mu się Anastasię. Chyba nie wierzyła, że się zgodzi. – Tylko zajmij się czymś pożytecznym, jak mnie nie będzie.

Wskazała na tablicę korkową, informując, że ją uporządkuje. Agent nie uważał tego za pożyteczne akurat w tej chwili, ale sam też miał lekki problem z połapaniem się w przyczepionych w losowej kolejności zdjęciach. Może spojrzenie na nie z innej perspektywy faktycznie pomoże.

Anastasia ściągnęła tablicę moment przed tym, jak Daniel wyszedł. Zawahała się przed wyjęciem pierwszej z kolorowych pinezek. Zabrała dłoń z plastikowej główki i przeniosła ją na leżący na biurku telefon. Zadzwoniła pod ostatnio wybierany numer, a jej oddech przyspieszał wraz z każdym kolejnym sygnałem. Gdy znów odezwała się automatyczna sekretarka, zacisnęła dłoń na urządzeniu, aż ta zaczęła drżeć. Miała naprawdę złe przeczucia, a niestety myliła się naprawdę rzadko. Nie chciała ich jednak wypowiadać, nawet nie chciała o nich myśleć. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że po każdej nieudanej próbie skontaktowania się z Libby, automatycznie zaczynała zastanawiać się nad tym, dlaczego Pollard był tak cicho, odkąd tu przyjechała. No właśnie, był, do wczoraj, kiedy do niej zadzwonił. Z reguły po czasie okazywało się, że moment kontaktowania się z nią zbiegał się ze znikaniem kolejnych ofiar.

Potrząsnęła głową i wróciła spojrzeniem do tablicy korkowej. Zdecydowanym ruchem powyciągała wszystkie pinezki, a następnie zaczęła chronologicznie układać kolejne zdjęcia. Żałowała, że nie ma tyle miejsca, by dołożyć również fotografie z miejsc zbrodni z Kansas City. Tak czy siak, nie zamierzała się ograniczać do tego, co zastała. Przejrzała stos papierów na biurku, by znaleźć czystą kartkę. Tę z kolei pocięła na kilka pasków, po czym zapisała na nich inicjały ofiar, przybliżone daty ich zniknięć i zgonów oraz dokładne daty odnalezienia ciał. Podpisy umieściła pod odpowiednimi zdjęciami. Wniosek był oczywisty i zarówno ona, jak i Daniel znali go już wcześniej – Pollard przyspieszał. Powoli, ale jednak. Coraz krócej przetrzymywał ciała zamordowanych kobiet.

Daniel wrócił, gdy przyczepiała ostatni kawałek kartki. Zrezygnowanym tonem oznajmił, że technik potrzebuje chwili na przyjrzenie się nagraniu, jednak powinni się nastawić, że nie poznają rejestracji auta. Sugestię, że może Pollard jednak wiedział o tej kamerze, Anastasia skwitowała westchnieniem. Potem wywiązała się ze swojej części umowy i po krótce wyjaśniła mu, że przekonała kierownika marketu sąsiadującego z apteką, w której pracowała Alice, by podzielił się z nią nagraniem z monitoringu. Odznaka, wizytówka i urok osobisty podziałały na tyle dobrze, że nawet nie została zapytana o nakaz.

Agentka dłuższy moment próbowała zawiesić tablicę korkową na głęboko wbitym w ścianę gwoździu. Stanie na palcach nie pomagało jej w trafieniu, ale w końcu jej się udało. Daniel przez cały ten czas cierpliwie czekał, ale nie zaproponował jej pomocy. Lustrował wzrokiem tablicę, jeszcze zanim Ashbee się od niej odsunęła. Zgodnie z oczekiwaniami przez głowę nie przemknęła mu żadna nowa, wcześniej niedostrzeżona myśl.

Jeszcze zanim zdążył odwrócić wzrok od zdjęć, telefon schowany w przedniej kieszeni spodni wydał krótki dźwięk. Daniel rzucił okiem na zarysowany w kilku miejscach wyświetlacz i przeczytał krótką wiadomość, nawet jej nie otwierając.

– Nie da się odczytać tablic z tego nagrania, ale to najprawdopodobniej jakaś honda.

– Widzieliśmy czarną hondę na nagraniu spod stadionu?

Daniel przez moment przyglądał się koleżance, szybko przeszukując swoją pamięć. Nic to nie dało, więc zerwał się gwałtownie do biurka. Zaczął przeglądać stos papierów i szarych teczek, by znaleźć odpowiednią kartkę. W tym czasie Anastasia wolnym krokiem podeszła do pozostawionej na wieszaku kurtki. Zerkając w stronę Daniela, z wewnętrznej kieszeni wyjęła cienki notes. Przerzuciła kilkanaście stron, aż trafiła na odpowiednią. Mania zapisywania każdej najmniejszej rzeczy związanej z prowadzonymi śledztwami momentami ją męczyła, lecz częściej okazywała się przydatna.

– Widzieliśmy – rzuciła, na co szybko podniósł głowę. Niemal mogła dostrzec błysk w jego brązowych oczach. Może w końcu coś zaczynało drgać. Ta myśl szybko runęła przez świadomość, że nagranie spod stadionu nie pozwalało na odczytanie tablic rejestracyjnych, a marki aut były bardziej odgadnięte niż stuprocentowo zidentyfikowane. – Niewiele nam to daje.

– Tak, ale... – urwał, wracając do przeglądania stosu dokumentów na biurku. Tym razem szukał teczki, która wyjątkowo szybko wpadła w jego ręce. Po otwarciu jego wzrok od razu padł na niewielkie, przyczepione zszywkami do dokumentu zdjęcie trzydziestosześcioletniej wdowy, która niemal dekadę temu przeprowadziła się do Kansas City z angielskiego miasteczka. Interesującą go informację znalazł po pobieżnym przeczytaniu kilku stron. – Jocelyn Griffiths jeździła czarną hondą, która zniknęła po morderstwie. To ta...

– Wiem która. Pacjentka, ta od nerki – dorzuciła, by zmazać z twarzy Daniela zwątpienie. – Trochę ryzykowne byłoby jeżdżenie autem zarejestrowanym na zamordowaną kobietę.

– Tak tylko ono było, albo nadal jest, zarejestrowane na jej ojca, a on...

– Cierpi na zaawansowaną formę choroby Alzheimera, pamiętam.

Ciężko byłoby jej o tym zapomnieć. Pomijając to, że wszelkie próby zdobycia jakichkolwiek informacji od mężczyzny kończyły się fiaskiem, to jeszcze pomylił Anastasię ze swoją zamordowaną córką. Nie były ani trochę podobne i wydarzyło się to dosłownie pięć minut po tym, jak oznajmili mu, co się stało. Oczywiście, że pamiętała.

– Wiesz, jaki jest Chirurg. Kłamie jeszcze lepiej niż ty, więc nawet gdyby patrol złapał go do kontroli, mógłby jakoś z tego wybrnąć. No, chyba że trafiłby na wyjątkowo upierdliwych policjantów, którym chciałoby się wszystko dokładnie sprawdzać.

– Ta honda Pollarda w ogóle jest podobna do tamtej?

– Moment.

Daniel szybko wyszukał w internecie model auta zamordowanej w Kansas City kobiety. Gdy Anastasia w końcu podeszła do krzesła, by zająć miejsce naprzeciw niego, podał jej telefon. Za sprawą kilku kliknięć na ekranie laptopa włączył wcześniej skopiowane nagranie, które zatrzymał w odpowiednim momencie. Przekręcił komputer w jej stronę i uważnie wlepił spojrzenie w jej twarz. Im dłużej krążyła wzrokiem pomiędzy urządzeniami, tym wyżej unosiły się kąciki jego ust, których mimo prób nie był w stanie powstrzymać. Domyślał się, że szukała jakiejś znaczącej różnicy i nie mogła jej znaleźć. W końcu racja była po jego stronie.

– Całkiem podobna, ale nagraniu aż tak dokładnie nie widać – rzuciła ku jego połowicznej radości.

– Ale to może być ten sam samochód.

– Jeśli wciąż nie został znaleziony.

– Gdyby został znaleziony, to byśmy wiedzieli.

Anastasia oddała mu telefon. Miała wrażenie, że na moment zamienili się rolami, chociaż i tak nie dorównywała Danielowi w poziomie sceptycyzmu. On potrafił zanegować niemal każde najmniejsze wyjaśnienie, które proponowała. Najgorsze było to, że niemal zawsze brzmiał przekonująco i rozważnie. Spróbowała tego samego, ale dość szybko uwierzyła w jego wersję. Może po prostu ta była sensowna.

– Powiemy o tym policji?

– No pewnie, niech zwracają uwagę na to auto.

– A co z przeciekami?

Daniel zamknął usta tak szybko, jak je otworzył. Z ciężkim westchnieniem jeszcze mocniej przywarł do oparcia krzesła. Oparł głowę o ścianę i zaczął szukać odpowiedzi na białym suficie. Nie mógł się jednak skupić przez odgłos rytmicznego postukiwania paznokciami w plastikowy blat biurka. Spojrzał na Anastasię z wyrzutem, ale ta opierając policzek na pięści, wpatrywała się w pustą kartkę w notesie. Nagle przypomniał sobie o leżącym na samym szczycie sterty papierów dokumencie. Chwycił go w dłoń ze świstem, który ukrócił to uporczywe stukanie odbijające się echem w jego głowie. Szybko jednak zrozumiał, że to wcale nie on przerwał wykonywaną przez Anastasię czynność. To po prostu wibrujący w kieszeni telefon odciągnął jej dłoń od blatu biurka. Zakończyła rozmowę po dosłownie kilku zdaniach, a jej twarz przybrała jeszcze bardziej bezbarwny wyraz niż moment wcześniej.

– To Maggie?

– Libby nie ma ani w domu, ani w pracy – odparła ściszonym głosem.

– Na pewno niedługo zadzwoni i wszystko wyjaśni.

Anastasia pokiwała głową, chociaż ciężko było jej w to uwierzyć. Ta cała sytuacja nie była ani trochę podobna do Libby. Tak, jak nieodbieranie telefony mogło jej się zdarzyć, tak nieprzyjście do pracy bez uprzedzenia niekoniecznie. Od scenariuszy, które błyskawicznie pojawiły się w jej głowie, zrobiło jej się słabo. Gdyby któryś z nich okazał się prawdą...

– Czas jechać – oznajmił Daniel zdecydowanym tonem, a moment później już stał obok jej krzesła. Pomachał jej przed nosem nakazem. Na szczęście zdążył odsunąć rękę, zanim Anastasia spróbowała złapać kartkę. – Agencje nieruchomości, pamiętasz jeszcze?

Przytaknęła, zabrała notes z biurka i powlekła się za nim do wieszaka. Kurtkę ubrała, gdy już kroczyli podziemnym, lecz jasno oświetlonym korytarzem. Kusiło ją, by jeszcze raz zapytać Daniela, co zrobią z informacją o aucie i ogólnie z całą jego teorią, ale zanim zdążyła to zrobić, dotarli do własnego samochodu, a Daniel zlecił jej ustalenie, w jakiej kolejności najlepiej odwiedzać agencje nieruchomości. Pierwszą już sam wybrał, ale jako kierowca nie miał czasu, by spojrzeć na resztę. Anastasia za to miała całą drogę, by siedzieć z nosem w nawigacji. W jednej dłoni trzymała telefon, a w drugiej kartkę, na której poprzedniego dnia Libby spisała wszystkie odpowiednie nazwy. Ashbee co jakiś czas odkładała komórkę i dopisywała odpowiednie cyfry przy kolejnych agencjach nieruchomości. Gdy dojechali do pierwszej z nich, wciąż było przed nią jeszcze trochę do zrobienia.

Zostali przyjęci z niechęcią, której nie złagodził nawet nakaz. Co więcej, ta się nasiliła, gdy poprosili o listę klientów nie tylko z marca i lutego, ale również ze stycznia. Jeżeli Anastasia dobrze rozgryzła, że Pollard wyjechał z Kansas City po tym, jak zadzwonił do niej na koniec stycznia, to spis sprzedanych w tamtym czasie mieszkań był im potrzebny. Może wcale nie zgadła, może Suzanne Pittman naprawdę była pierwszą ofiarą tej serii, a Chirurg przez miesiąc jeździł po kraju i zastanawiał się, co zrobić. Tak czy siak, warto było to sprawdzić.

Lista została zgrana na pendrive'a, ale poprosili też o wydrukowanie. Chcieli jak najszybciej zobaczyć, czy widniało na niej nazwisko Pollarda. Tym oczywiście zajęła się Anastasia, gdy już skończyła ustalać, w jakiej kolejności odwiedzą kolejne agencje. Właśnie w ten sposób minęło im dobre kilka godzin, po których ostatecznie zdecydowali się pojechać na najbliższy komisariat. Trafili do takiego, który z zewnątrz w ogóle nie przypominał posterunku policji. Jednopiętrowy budynek z czerwonej cegły z łukowymi oknami i dwiema białymi kolumnami przy wejściu. Zdradzały go jedynie zawieszona na słupie amerykańska flaga, naklejka na szklanych drzwiach w kształcie odznaki i zaparkowane nieopodal radiowozy.

Po przejściu przez próg Anastasia obejrzała się na Daniela. Ten wzruszył ramionami, dając jej znać, że wciąż nie wie, co zrobić. Ashbee nie miałaby aż takich wątpliwości, gdyby nie wiedziała, kto sprawił, że wizerunek Pollarda przedostał się do mediów. Przede wszystkim myślała o dobru śledztwa, jednak nie tylko. Nie chciała też, by przeciek znowu wyszedł od strony Chayse'a, a właściwie jego narzeczonej. Kolejny raz już nie mogłaby go kryć. Nie zamierzała ryzykować czyimś życiem, by oszczędzić jego karierę. Stawka była zbyt wysoka.

Ich szybkie kroki zakłóciły spokojną rozmowę dwójki cywilów siedzących w holu na plastikowych krzesłach. W recepcji dyskretnie pokazali odznaki, by nie ściągać na siebie zbyt wiele uwagi pary, która wróciła dyskutowania na temat długiego czasu oczekiwania na przyjęcie ich zgłoszenia. Ta ostrożność wynikała przede wszystkim z chęci uniknięcia przypadkowego spotkania z ewentualnymi przedstawicielami mediów. Ostatnie, czego teraz potrzebowali, to wścibskie pytania o śledztwo.

Policjant w starszym wieku dokładnie obejrzał ich odznaki, po czym przesunął je w ich stronę po matowym, a nawet lekko wytartym blacie pokrytym okleiną imitującą drewno. Nie pytając o szczegóły, skierował ich na pierwsze piętro, gdzie podobno ktoś powinien się nimi zająć. Sam wrócił na swoje szerokie krzesło, przy okazji chowając się za wysoką recepcją i znikając z oczu osobom zgromadzonym w holu.

Agenci szybko pokonali schody o nieprzyjemne wąskich stopniach, w międzyczasie cicho się naradzając. Zdecydowali się zapytać o samochód, ale nie podawać numerów rejestracyjnych. Przynajmniej na początku. W gruncie rzeczy nie podjęli ostatecznej decyzji, przez co oboje z pochmurnymi minami pojawili się na piętrze. Nie ruszyli przed siebie, zamiast tego zgodnie z instrukcją policjanta z recepcji otworzyli drzwi po prawej stronie prowadzące do przestronnego pomieszczenia, które poniekąd spełniało funkcję kolejnego korytarza. Od razu sprowadzili na siebie spojrzenie dwójki pracujących przy komputerach policjantów. Grzecznie się wylegitymowali, a wówczas jeden z mężczyzn z lekko zakłopotanym wyrazem twarzy oznajmił, że pójdzie po komendanta. Anastasia oparła się o opustoszałe biurko, a Daniel podszedł do przeszklonej gabloty wiszącej na jednej ze ścian. W środku znajdowało się parę zdjęć obecnie poszukiwanych przestępców i inne tego typu rzeczy. Kadru z nagrania z wnętrza apteki przedstawiającego Pollarda jednak nie znalazł.

Kilka minut później do pomieszczenia wrócił policjant o nazwisku Weaver, co już wcześniej Anastasia zdążyła przeczytać na jego plakietce. Postawny mężczyzna zatrzymał się pomiędzy rozstawionymi po dwóch stronach pomieszczenia agentami. Krótką chwilę krążył między nimi wzrokiem, przecierając dużą dłonią ostrzyżone krótko włosy. W końcu zdecydował się skierować swoje słowa do Daniela.

– Szef powiedział, że jest dość zajęty i jeśli nie potrzebujecie rozmawiać bezpośrednio z nim, to...

– Potrzebujemy porozmawiać z kimkolwiek – wtrąciła Anastasia, sprowadzając na siebie jego uwagę. Zmieszanie na twarzy policjanta podsunęło jej pewien pomysł. – Możemy nawet z tobą.

– Ja... też jestem dość zajęty – burknął, wracając wzrokiem do Daniela. Przez to nie mógł dostrzec zaciśniętych ust agentki. Za to agent Chartier widział to bardzo wyraźnie i mało brakowało, by prychnął rozbawiony. – Komendant powiedział, do kogo was zaprowadzić.

– Więc prowadź – znów odezwała się Anastasia, gdy mimo upływu dłuższej chwili policjant nie ruszył się ani o krok. Miała nadzieję, że gdy trafią w odpowiednie miejsce, to Daniel w końcu przestanie milczeć i przejmie inicjatywę. Nie czuła się dzisiaj na siłach, by najpierw zadawać pytania, a potem ciągle być poprawianą.

Policjant przeszedł kilkanaście kroków do jednych z rzędu zamkniętych drzwi i pewnie nacisnął klamkę. Jako pierwszy wszedł do pomieszczenia. Skończył przedstawiać polecenie komendanta, zanim Anastasia w ogóle przeszła przez próg. Dosłownie minęli się w drzwiach, ale agentka nie wysiliła się na złośliwy uśmiech. W ogóle nie podniosła wzroku na przewyższającego ją o ponad głowę mężczyznę. Po wejściu do pokoju z przyzwyczajenia rzuciła krótkie przywitanie mundurowym. W głębi pomieszczenia odnalazła wzrokiem Daniela, a właściwie jego plecy. Dopiero po momencie dotarło do niej, że obok niego jest jeszcze jedno biurko, a siedzący za nim policjant świdruje ją zimnymi, niebieskimi oczami. Z lekkim wahaniem ruszyła w jego stronę i zajęła miejsce naprzeciwko. Wzrok jednak skierowała na Jordana, który od razu zajął się konkretami.

– To o co chodzi?

– Mamy model auta, którym prawdopodobnie jeździ Chirurg. Stwierdziliśmy, że moglibyście zwracać na nie uwagę podczas patroli czy zatrzymań.

– Jaki model?

– Honda Civic, czarna. – Daniel zerknął w stronę Anastasii, która niemal zauważalnie skinęła głową. Mógł podać dokładniejsze dane, ale nie miał pewności, czy faktycznie chodzi im o auto Jocelyn. Wolał przypadkiem nie zawęzić za bardzo pola poszukiwań. – Ta starszej generacji.

– To popularny model – stwierdził sceptycznie Jordan, wpisując dane do komputera. – Kolor też.

– Wiemy, ale moglibyście sprawdzić, czy od początku roku...

– Mandaty, kontrole, kolizje, wiemy – odezwał się po raz pierwszy Chayse. – Akurat my się tym nie zajmujemy, ale możemy sprawdzić.

– Dzięki – odparli niemal równocześnie Chayse i Anastasia.

– Ale byłoby łatwiej, gdybyście mieli blachy.

Żadne z agentów nie zareagowało na tę uwagę. Może gdyby nie dwaj pozostali siedzący w pomieszczeniu policjanci, to zdradziliby numery tablic. Albo gdyby rozmawiali z kimś innym niż Chayse, wtedy szanse na to byłyby jeszcze większe.

Woodard przywołany do porządku przez wyższego stopniem kolegę również zabrał się do pracy. Jordan i tak dał mu taryfę ulgową, bo kazał sprawdzić jedynie styczeń, sam zajmując się lutym i marcem. Chayse, zanim włączył odpowiednią bazę danych, zerknął jeszcze na Anastasię, która od razu go na tym przyłapała. Przeniósł wzrok na Daniela, po czym wrócił do bezwstydnie przypatrującej mu się agentki. Nie wyglądała na zadowoloną z tego spotkania.

– Jeśli chcecie coś do picia, to automat jest w pomieszczeniu obok – rzucił niby od niechcenia i w końcu skupił się na ekranie komputera.

– Jest kawa?

– Jest.

Daniel wstał, a szuranie krzesłem wywołało niezadowolone westchnienia w tle. Obejrzał się przez ramię na dwóch nieznajomych policjantów, którzy teraz uważnie czytali leżące na biurkach dokumenty. Agent Chartier wyprostował się i poczekał chwilę na jakikolwiek ruch ze strony koleżanki, lecz ten nie nastąpił.

– An, chcesz coś?

– Nie, dziękuję – odparła, nawet nie odrywając wzroku od wyciągniętego moment wcześniej telefonu.

Przez dłuższy czas w pomieszczeniu słychać było jedynie dźwięk uderzania palców o klawiaturę i szelest kartek. Anastasia żałowała, że nie wzięła z samochodu wydrukowanych list klientów od trzech ostatnich agencji nieruchomości, których jeszcze nie zdążyła przejrzeć. Przynajmniej teraz mogłaby zająć się czymś produktywnym, a nie bezsensownie wyczekiwać jakiegoś odzewu od Libby i wyników poszukiwań odpowiedniego auta. Daniel po powrocie z parującym kubkiem kawy parę razy zapytał znajomych policjantów, jak postępy, ale ci odpowiedzieli jedynie półsłówkami. Dopiero dzwoniący telefon wywołał poruszenie. Anastasia drgnęła, ale szybko zorientowała się, że to nie jej melodia. To Chayse przyłożył urządzenie do ucha.

– O co chodzi? – zapytał ściszonym głosem, by nie przeszkadzać innym. Bardziej jednak skupiał się na pracy niż na słuchaniu rozważań Maisie na temat ślubu. Dlatego też ta po chwili zmieniła ton na niezadowolony. – Porozmawiamy o tym w domu... No to wybierz coś sama. Obojętnie.

Maisie rozłączyła się bez pożegnania, co ostatnio zdarzało jej się coraz częściej. Zanim zdążył odłożyć telefon na blat, ten znowu zaczął dzwonić. Tym razem był to jednak nieznany numer, więc Chayse nawet nie silił się na odebranie. Jeśli to coś ważnego, to ktoś nie podda się po jednym nieodebranym połączeniu.

– Nie daje spokoju, co? – zagaił Daniel znudzony brakiem zajęcia.

– Nie, nie, to po prostu nic ważnego.

Moment później Woodard zauważył, że skończył przeglądać zgłoszenia ze stycznia. Uzupełnił stworzoną listę o jeszcze jedną informację, po czym kliknął przycisk drukowania. Bez słowa podniósł się z krzesła i szybkim krokiem przeszedł do sąsiedniego pomieszczenia. Przystanął przy jednym z biurek, na którym stała bezprzewodowa drukarka.

– Co to? – zainteresował się pracujący w tym miejscu Weaver.

– Przysługa.

Chayse zabrał kartkę i wrócił do odpowiedniego biura. Ku własnemu zaskoczeniu minął się w progu z Jordanem, który mimo podwójnej ilości pracy również już skończył. Chwilę później Anastasia trzymała w dłoniach cztery kartki z dwustronnie wydrukowaną treścią. Od razu podała je Danielowi. Miała już dzisiaj serdecznie dość krążenia wzrokiem po wszelkiego rodzaju listach.

– Dobrze by było, gdyby komendant przekazał... A w sumie pewnie Redfern skontaktuje się z komendantami. Musimy z nim pogadać – dodał Daniel, zwracając się już jedynie do Anastasii, która w międzyczasie jego krótkiego monologu zdążyła wstać i ubrać kurtkę.

– Jasne. Dzięki za pomoc – rzuciła w stronę funkcjonariuszy z niewyraźnym uśmiechem.

– Gdybyście jeszcze czegoś potrzebowali, to dajcie znać.

Agenci wyszli po tym, jak Jordan bez entuzjazmu zgodził się z Chaysem. W drodze do samochodu ustalili, że wstąpią gdzieś na bardzo późny obiad, a potem po prostu skończą przeglądać te listy w hotelu. Dlatego też postanowili tylko telefonicznie poinformować przełożonego o swoim odkryciu. Anastasia zasugerowała, by wspomnieć Redfernowi o braku kontaktu ze strony Libby, ale Daniel przekonał ją, by poczekali do jutra. Jego argumenty wcale do niej nie przemawiały, ale zignorowała złe przeczucia i się zgodziła. Naprawdę chciała, by to on miał rację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro