Rozdział 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Waszyngton, Dystrykt Kolumbii


Ponowna podróż do stolicy znów zajęła im ponad godzinę. W związku z tym dotarli pod jedną z restauracji w północnozachodniej części Waszyngtonu dopiero kilka minut po szóstej wieczorem. Przez pół drogi Anastasia tłumaczyła Danielowi, dlaczego nie pozwoliła mu nawet dobrze spojrzeć na to ogłoszenie i od razu pędem ruszyła do drzwi. Zrozumiał dość szybko, ale i tak pozwolił jej się nagadać. Ostatecznie lepsze to niż przedłużająca się cisza.

Zostawili samochód pod tym samym marketem, co podczas poprzedniej wizyty tutaj. Wtedy pojawili się w restauracji prywatnie, by coś przekąsić, teraz za to zawodowo. Po drodze Anastasia telefonicznie powiadomiła Redferna o nowych ustaleniach, jednocześnie sprawdzając, co on o tym myśli. Dzięki temu dowiedziała się, że wciąż mają wolną rękę, a na dodatek zastępca prokuratora okręgowego Hastings najpóźniej jutro rano powinien wydać im wszystkie nakazy, o które prosili. Od kiedy tylko to usłyszała, agentka wręcz nie mogła usiedzieć w miejscu. Podskórnie czuła, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Ten jeden raz nie martwiła się, że może być już za późno.

Do przeszklonych drzwi restauracji przyczepiona została kartka z informacją o zaginięciu jednej z pracownic. To właśnie w jej sprawie tu przyjechali. Daniel w końcu miał okazję, by moment dłużej przyjrzeć się zdjęciu, dzięki czemu wyzbył się wszelkich wątpliwości. Nie tylko imię i nazwisko się zgadzało, ale również wizerunek i wiek. Zuchwałość Pollarda była wręcz niewyobrażalna, nie wspominając już o ryzyku, które po raz kolejny podjął. Być może tym razem w końcu się przeliczył.

Przekroczyli próg, gdy jedna klientka otworzyła drzwi i przeszkodziła im w dalszym analizowaniu ogłoszenia. Daniel jako pierwszy wszedł do budynku. Od razu skierował się do baru, za którym stała znajomo wyglądająca barmanka. Poczekał, aż ta skończy obsługiwać nieco opasłego, ale za to elegancko ubranego klienta. W tym czasie dołączyła do niego służbowa partnerka, która nieznacznie wskazała na siebie, gdy tylko na nią spojrzał. Z cichym westchnieniem kiwnął głową. Miał nadzieję, że Anastasia nie okaże się brutalnie bezpośrednia.

Gdy tylko kobieta zwróciła swoją bladą twarz w ich stronę, agenci dyskretnie pokazali odznaki. Nie chciała dokładniej im się przyglądać, więc schowali je, zanim ktoś inny zauważył, co się dzieje. Informacje o Chirurgu stale pojawiały się w jakichś wiadomościach, a ostatnie, czego w tej chwili potrzebowali, to dziesiątki pytań od zaciekawionych i sfrustrowanych ludzi. Daniel wiedział, że na moment pojawił się na nagraniu, które wbrew ich woli zostało stworzone w noc znalezienia wciąż niezidentyfikowanej kobiety z wyciętym sercem. Już trzy razy natknął się na nie w telewizji, mimo że praktycznie nie włączał telewizora w hotelowym pokoju.

– Jesteśmy tu w sprawie zaginionej Carli Martínez – oznajmiła Anastasia ściszonym głosem, na co młoda kobieta odłożyła butelkę alkoholu na blat i całkowicie skupiła się na agentce. – Ma pani przy sobie jakiś dokument tożsamości, pani...?

– Paige McKellar. Mam prawo jazdy, ale nie przy sobie – mruknęła wyraźnie zmęczonym głosem. – Przynieść?

– To na koniec – wtrącił Daniel.

– Kiedy ostatnio widziała pani Carlę?

– W czwartek.

Anastasia zerknęła, czy jej kolega na pewno to zapisuje. Ledwo powstrzymała się od wyjęcia swojego notesu i nakreślenia w nim odpowiedniej daty. Powinna skupić się na przesłuchiwaniu barmanki, ale jej myśli wybiegły już znacznie dalej. Szybko przyłapała się na tym, że obiecuje sobie po przesłuchaniu zbyt wiele, ale nie mogła przestać. W przypadku ofiar Pollarda zgłoszenia o zaginięciu zazwyczaj pojawiały się już po znalezieniu ich ciał. Teraz było inaczej. Wcześniej Anastasia nie zastanawiała się, dlaczego Chirurg przyjechał akurat do Waszyngtonu. Fakt, nieco się dziwiła, że nie wybrał miasta słabiej naszpikowanego wszelkiego rodzaju służbami bezpieczeństwa, ale nie przywiązywała do tego większej wagi. Teraz jednak coraz bardziej skłaniała się ku temu, że istniał konkretny powód takiej decyzji – Pollard jakimś cudem dowiedział się o przeprowadzce Carli Martínez i postanowił dokończyć dzieła.

– Od jak dawna Carla tu pracuje?

– Jakoś... od początku grudnia.

– Dobrze ją pani zna? – zapytała Anastasia, jednocześnie w głowie umieszczając tę datę na osi czasu działań Pollarda.

– Raczej tak – odparła po chwili i zatknęła zbłąkany kosmyk włosów za ucho. – Ostatnio trochę mniej rozmawiałyśmy, ale wcześniej często spotykałyśmy się po pracy.

– Jest jakiś powód, dla którego rzadziej się widywałyście?

Paige chwyciła jedną ze stojących nieopodal szklanek i zaczęła ją polerować. Rozmawianie o Carli było dla niej trudne. Wciąż wyraźnie pamiętała, jak kilka dni temu wyśmiała koleżankę za to, że ta martwiła się tymi ostatnimi morderstwami. Powiedziała jej wtedy, że w Waszyngtonie stale dzieje się coś podobnego. Była to prawda, ale Paige nigdy nie spodziewałaby się, że może to spotkać bliską jej osobę. Skoro właśnie rozmawiała ze służbami federalnymi, to prawdopodobnie nie było to zwykłe zaginięcie.

– Carla nie miała już dla mnie tyle czasu, po prostu – odparła bez cienia żalu w głosie.

– Po prostu? – naciskała agentka. Nie zamierzała nic sugerować, ale liczyła, że Paige powie jedną konkretną rzecz.

– No zaczęła się z kimś spotykać i tak wyszło, typowo zresztą – dodała już nieco bardziej rozdrażniona. Zaraz jednak westchnęła ciężko i przetarła dłonią twarz. – Nawet nie miała czasu, żeby poznać mnie z tym facetem.

– Wie pani coś o tym mężczyźnie?

Paige bezradnie wygięła kąciki ust, po czym odłożyła szklankę i oparła łokcie o ciemny, wypolerowany blat. Chciała wpleść palce w kosmyki blond włosów, lecz te były na tyle mocno związane w kitkę, że nie była w stanie tego zrobić. Znów westchnęła, tym razem prostując się. Carla kilka dni temu przestała odbierać od niej telefon, lecz Paige z początku aż tak się tym nie przejmowała. Wiedziała bowiem, jak bardzo jej koleżanka cieszyła się na urlop z Glennem i uznała, że wyłączenie komórki może być po prostu elementem tego wyjazdu. Z drugiej strony Carla należała do osób, które są dostępne na portalach społecznościowych przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Paige długo się wahała czy zgłaszać zaginięcie koleżanki, ale teraz nie żałowała. Urlop Carli kończył się dopiero za cztery dni, a do tego czasu Paige by zwariowała.

– Carla wzięła wolne z pracy, by spędzić z nim czas – oznajmiła po chwili znacznie krótszej, niż jej się wydawało. – Wiem jedynie, że ciągle był zapracowany i niby przez to nigdy nas ze sobą nie poznała. Jakiś starszy koleś ogólnie. Carla mówiła, że ma dość facetów w naszym wieku, bo wciąż zachowują się jak dzieciaki.

– Może zna pani jego imię?

– Glenn, ale nie znam nazwiska.

Daniel uniósł lekko głowę, by spojrzeć na swoją służbową partnerkę. Szybko to wyczuła i również porozumiewawczo na niego zerknęła. Na razie wszystko się zgadzało – starszy mężczyzna, urlop w pracy i nagłe zniknięcie. Gdyby chodziło o kogoś innego niż Carla, być może bardziej by się wahali. Agent Chartier wciąż był lekko zdziwiony, że kobieta nie rozpoznała Pollarda. Przecież spotkali się już w Kansas City. Z drugiej strony widziała go tam dosłownie dwa razy, wyglądał wtedy nieco inaczej, a wszystko miało miejsce dobry rok temu. Jego wizerunek mógł zatrzeć się w jej pamięci.

Anastasię wręcz zaczęła roznosić energia. Mimowolnie postukiwała palcami o blat, co już kilkukrotnie przyciągnęło wzrok barmanki. Gdyby przestała, to już na pewno musiałby sięgnąć po notes i zacząć robić notatki. Dając Paige dodatkowy czas na zastanowienie się, przetrząsała pamięć w poszukiwaniu kogoś o imieniu Glenn. Zaczęła bowiem podejrzewać, że Pollard wcale nie stworzył sobie fałszywej tożsamości.

– W porządku, czy Carla wspominała, czym Glenn się zajmuje?

– Nie, ale mówiła, że ciągle jest zapracowany i bierze nadgodziny, ale ona nie ma do niego pretensji, bo dzięki temu on pomaga ludziom i inne takie pierdoły. Szczerze to nie wiem, czy ona w ogóle coś o nim wiedziała – dodała znów wyraźnie rozdrażniona. Nie raz przestrzegała Carlę przed umawianiem się z Glennem. To, że nawet gdy po nią przyjeżdżał, to i tak nie wchodził do restauracji, wydawało jej się niezwykle dziwne, a nawet podejrzane. – Była w niego wpatrzona i w ogóle nie chciała słuchać, że postępuje głupio.

– Wie pani, od kiedy się spotykali?

– Krótko. Może... ze dwa tygodnie?

Anastasia uniosła brwi, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Na pierwszy rzut oka dwa tygodnie to krótko, jednak ostatnią ofiarę w Kansas City Pollard zabił nawet szybciej, bo po półtora tygodnia. Analizując to, agentka zrozumiała jeszcze jedną rzecz. Carla prawdopodobnie zaginęła w czwartek, czyli tego samego dnia, w którym zniknęła Libby. Biorąc pod uwagę to, że dopiero co odnaleźli kolejną z ofiar Pollarda, któraś z nich na pewno wciąż była żywa. Było to okrutne w stosunku do Paige i wszystkich innych bliskich Carli, ale Anastasia miała nadzieję, że to właśnie Libby wciąż dało się uratować.

– Może Carla wspominała, gdzie mieszka Glenn?

– Nie... Nic nie mówiła.

– Nawet czy blisko albo daleko niej?

– Nic – powtórzyła Paige po chwili zastanowienia.

– A może jest jeszcze ktoś, kto mógłby znać odpowiedzi na nasze pytania?

Paige znów się zamyśliła. Zanim Carla poznała Glenna, naprawdę dużo rozmawiały i często się ze sobą spotykały. Nie kojarzyła jednak, by Carla wspominała coś o swoich przyjaciołach. Na pewno nie utrzymywała zażyłych relacji z rodziną. Nie raz podkreślała, że bardzo się cieszy, że tak szybko się zaprzyjaźniły.

– Nie sądzę. Chyba mnie mówiła najwięcej.

– W porządku – odparła Anastasia, z całych sił maskując zawód. Fakt, imię mogło wiele wnieść, ale wciąż było przed nimi wiele pracy, a bardzo zależało im na czasie. – Może chce pani powiedzieć coś jeszcze?

Paige jeszcze raz się zastanowiła i w końcu zaprzeczyła ruchem głowy. Wówczas agentka poprosiła ją o przyniesienie dokumentu tożsamości, a sama zwróciła się w kierunku kolegi z pracy. Moment wcześniej Daniel przestał nachylać się nad leżącym na ladzie notesem. Omiótł wzrokiem salę i szybko zauważył, że para młodych ludzi siedzących przy stoliku pod oknem ciekawsko im się przyglądała. Reszta nie zwracała na nich uwagi. Znów odwrócił się tyłem do klientów, a przodem do baru.

– Może technicy namierzą jej telefon albo chociaż uda się sprawdzić, gdzie ostatnio się logowała.

– Może – mruknęła nieprzekonana. Początkowy optymizm już ją opuścił. – Dobrze byłoby przeszukać jej mieszkanie.

– Hastings da nam nakaz najszybciej jutro.

– Moglibyśmy tak... – urwała, gdy skupił na niej wzrok. Po jego minie wywnioskowała, że nawet nie ma sensu tego proponować. – Chodzi o Libby, nie możemy tak po prostu siedzieć i czekać.

– Przecież pamiętasz, jak ostatnio skończyła się sprawa sądowa Pollarda – warknął rozdrażniony jej bezmyślnością. On też chciał zobaczyć Libby całą i zdrową, ale to niczego nie zmieniało. – Jeśli zrobimy coś bezprawnie, jakiś pieprzony adwokat to znajdzie, podważy całe śledztwo i znów będziemy w dupie.

Agentka nie odpowiedziała, gdyż zauważyła kroczącą w ich kierunku Paige McKellar. W pewnym stopniu Daniel miał rację. Nie wziął jednak pod uwagę, że mogli spróbować ukryć fakt, że zrobili coś nielegalnie. Rozejrzeliby się tam już dzisiaj i może znaleźliby coś, co pomogłoby im odkryć miejsce pobytu Pollarda. Opracowaliby dalszy plan, a rano na chwilę znów pojawiliby się z technikiem w miejscu zamieszkania Carli tak dla niepoznaki. Tak naprawdę wystarczyłoby zaangażować w ten plan jednego technika. Anastasia jednak wiedziała, że Daniel nie będzie chciał tego słuchać, a bez niego niewiele mogła zrobić w tej kwestii.

– Proszę zapisać tutaj swój numer telefonu i numer Carli – oznajmił spokojnie agent Chartier, gdy spisał już dane osobowe Paige. Przesunął w jej stronę otwarty na czystej stronie notatnik, a gdy zaczęła nerwowo rozglądać się po barze, podał jej swój długopis. – I jeszcze adres Carli.

Po chwili Paige oddała mu notatnik. Przelotnie zerknął na zapiski, a w tym czasie Anastasia podała kobiecie swoją wizytówkę. Następnie oboje szybko pożegnali się z nią standardową formułką, żeby zadzwoniła, jeśli coś jej się przypomni, po czym skierowali się do drzwi. Milczeli, dopóki nie przekroczyli progu. Wtedy też nieco zwolnili, by wygodniej im się rozmawiało.

– Pamiętasz, jak w czwartek chciałam tu przyjechać? – zaczęła Anastasia, na chwilę zapominając o kształtującym się w jej głowie planie, który przez Daniela od razu musiała porzucić. – Dzień wcześniej wydawało mi się, że słyszę znajomy głos. To musiała być Carla.

– Najwidoczniej w czwartek się z nią rozminęliśmy – odparł po przywołaniu w głowie odpowiednich wspomnień. Faktycznie spędzili w restauracji ponad dwie godziny, bo Anastasia uparcie czekała, aż ją olśni.

– Gdybym w środę zorientowała się, że to ona, może doprowadziłaby nas do Pollarda.

Daniel ograniczył swoją reakcję jedynie do przewrócenia oczami. Nie miał ochoty ani gdybać, ani słuchać gdybania. Stało się. Teraz musieli sprawić, by jak najwięcej kobiet wróciło w całości do domów. Rozpamiętywanie tego, co można było zrobić lepiej, w tej chwili nic by im nie dało.

– Może jakiś Glenn widnieje na którejś ze zdobytych przez nas list.

– Chcesz sprawdzać je wszystkie po kolei?

– A masz lepszy pomysł? – zapytał rozdrażniony jej sceptycyzmem. Przecież dopiero co nie chciała siedzieć i bezczynnie czekać na wszystkie potrzebne im nakazy. – Najpierw sprawdzimy, czy jakieś nazwiska powtarzają się na kilku listach.

– W porządku, ale...

– Masz lepszy pomysł? – powtórzył i zatrzymał się przed pasami. Akurat zapaliło się czerwone światło.

– Przeszukać mieszkanie Carli.

Daniel przeklął pod nosem i nawet nie zaczął dyskusji na ten temat. Ta opcja w ogóle nie wchodziła w grę. Gdyby ktoś się dowiedział, że praktycznie włamali się do domu zaginionej, nie byłoby kolorowo. Nie martwił się nawet ewentualną utratą pracy, lecz tym, że mogliby zostać błyskawicznie odsunięci od śledztwa, a Libby i inne kobiety zostałyby na jakiś czas zostawione na pastwę losu albo ludzi, którzy dopiero zagłębiali się w szczegóły tej sprawy. To było gorsze niż poczekanie do następnego poranka, ewentualnie popołudnia na nakaz, szczególnie że w mieszkaniu mogli niczego nie znaleźć. Przecież prawdopodobieństwo, że Carla przykleiła na lodówkę karteczkę z adresem niejakiego Glenna, było niemal zerowe. Pomóc mógłby im ewentualnie jakiś notes lub pamiętnik, ale wcale nie musiała prowadzić żadnego z nich.

– Jedziemy do Quantico, mówimy technikowi, że ma sprawdzić, czy da się coś zrobić z jej numerem telefonu, a potem sprawdzamy, czy mamy na liście jakiegoś Glenna.

– Mamy ich pewnie dziesiątki – mruknęła, gdy światło zmieniło się na zielone.

– Lepiej dziesiątki niż setki jak dotychczas.

Z tym nie mogła się kłócić. Poza tym byli już blisko auta, więc nie chciała dodatkowo wyprowadzać Daniela z równowagi. Droga do Quantico była długa i Anastasia wolała pokonać ją w ciszy, niż kontynuować sprzeczkę. Bez słowa otworzyła drzwi srebrnego forda i zajęła miejsce pasażera. Zapięła pas bezpieczeństwa i spróbowała nieco wygodniej usadowić się w wysłużonym fotelu, ale Daniel skutecznie jej to utrudnił poprzez gwałtowne zahamowanie podczas wycofywania auta. Nie pytała, o co chodzi, bo sam głośno przeklął osobę, która nagle przemknęła niebezpiecznie blisko tylnego zderzaka. Po tym incydencie już bez problemu wyjechał z parkingu na drogę.

W Quantico znaleźli się po nieco ponad godzinie. Agent Chartier poszedł na piętro, by zlecić technikowi sprawdzenie, co da się zrobić z numerem telefonu Carli Martínez. Po drodze do biura, w którym już siedziała Anastasia, wstąpił jeszcze do gabinetu Redferna. Podpytał nieco o prokuratora, który znacząco utrudnił im dzisiaj pracę, a następnie wspomniał o tym, że zamierzają przeszukać mieszkanie Carli. Po chwili rozmowy dostał od przełożonego prywatny numer Hastingsa, który gwarantował szybsze skontaktowanie się z nim. Faktycznie Daniel dodzwonił się do zastępcy prokuratora okręgowego jeszcze na korytarzu i szybko podał adres Carli, a także streścił, dlaczego potrzebują przeszukać jej rzeczy. Hastings powiedział tylko, że zobaczy, co da się zrobić, po czym się rozłączył. Agent Chartier i tak uznał to za sukces, dlatego otworzył drzwi do biura z cieniem uśmiechu na ustach. Jego koleżanka jednak nie mogła tego zobaczyć, bo siedziała odwrócona do niego plecami i szybko stukała w klawiaturę jego laptopa. Nie przypominał sobie, by podał jej hasło.

– Od kiedy włamujesz się do komputerów? – zagaił bez złości w głosie. Już z daleka zauważył, że przeglądała listy nazwisk, które zdobyli w agencjach nieruchomości, wypożyczalniach samochodów, a także klinikach.

– Od kiedy nie mogę robić innych nielegalnych rzeczy – mruknęła bez zastanowienia. Gdy Daniel nagle wybuchnął śmiechem, zrozumiała, że brzmiało to co najmniej dwuznacznie. – Miałam na myśli przeszukanie mieszkania Carli.

– No pewnie.

– Lepiej spójrz, ile tego jest, zamiast głupio rechotać – burknęła, kopiując kolejne imię i nazwisko do nowo stworzonego pliku. – Tylko na pierwszej liście jest dziesięciu Glennów.

Daniel pochylił się nad jej ramieniem, ale zanim zdążył coś przeczytać, Anastasia już przeskoczyła do kolejnej podkreślonej przez komputer linijki. Skopiowała wszystkie dane niejakiego Glenna Williamsa, najechała kursorem na drugi otwarty plik tekstowy i wkleiła je pod danymi Glenna Rodgersa. Daniel usilnie próbował dopatrzyć się nazwy przedsiębiorstwa lub kliniki, której klientów Anastasia akurat sprawdzała, ale nie był w stanie.

– Skąd ta lista?

– Agencja nieruchomości – odparła i przewinęła własny plik do samej góry, by pokazać mu nagłówek z nazwą. Zaraz potem zamknęła listę, z której niedawno kopiowała dane, i otworzyła kolejną. – Ta też.

– Skoro tak dobrze ci idzie, to nie będę ci przeszkadzał.

Anastasia odwróciła głowę w jego stronę po raz pierwszy, odkąd wszedł do pomieszczenia. Uśmiechał się chytrze, co dodatkowo ją irytowało. Nie dość, że spowalniał jej pracę, to jeszcze nie zamierzał pomagać. Niepotrzebnie do tego usiadła, przecież to on chciał przyjechać do Quantico.

– I niby co będziesz robić? – zapytała, gdy po prostu zajął miejsce po drugiej stronie biurka.

– Jeszcze nie wiem, może przejrzę akta.

– Skończę te listy z agencji nieruchomości i wtedy ty usiądziesz do wypożyczalni samochodów – oznajmiła stanowczo i nieco bardziej zadowolona wróciła do poprzedniej czynności. – Tak będzie sprawiedliwie.

– Nie ma sprawiedliwości na świecie, An.

– Ale w tym biurze jest.

Daniel prychnął, lecz już nie protestował. W gruncie rzeczy też był zadowolony z takiego obrotu spraw, ponieważ późniejsze przeglądanie list z klinik przypadało Anastasii. Oznaczało to, że zrobi co najmniej dwa razy więcej niż on, a przynajmniej nie będzie marudzić.

– Gadałem z Hastingsem. Powiedział, że jutro na pewno dostaniemy nakazy i postara się, żebyśmy szybko mogli wejść do mieszkania Carli.

– Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę.

Daniel faktycznie chwycił jakąś teczkę z aktami, a Anastasia wróciła wzrokiem do ekranu laptopa. Po skończeniu tej listy i otwarciu kolejnej zaczęła pracować jeszcze szybciej i coraz bardziej bezmyślnie. Na razie nie zwracała uwagi na to, czy któryś z mężczyzn był klientem więcej niż jednej agencji nieruchomości. Ta informacja wydawała jej się mało istotna, poza tym taką analizę wolała zostawić na sam koniec. Zanim się obejrzała, minęło pół godziny, a ona skończyła swoją część. Odwróciła laptopa w stronę Daniela, który niechętnie podniósł wzrok znad raportu z autopsji ostatniej z ofiar. Anastasia już niemal zapomniała o jej istnieniu.

– Zrobiłam ci już nagłówek i otworzyłam pierwszą z list. Nie musisz dziękować, po prostu rób to tak, jak ja.

– No pewnie, szefowo – mruknął, przysuwając urządzenie bliżej siebie. Widok rzędów danych natychmiast wywołał w nim westchnienie. – A ty co będziesz robić?

– Opowiem ci o moim nowym pomyśle.

– Mam się bać?

– To raczej ja powinnam się bać.

Na moment przeniósł na nią wzrok, lecz gdy nie dostrzegł na jej twarzy ani krzty wesołości, powrócił spojrzeniem do ekranu laptopa. W ciszy czekał, aż zacznie prawdopodobnie rozległy i mało konkretny wywód. Mijały jednak kolejne długie sekundy, a w pomieszczeniu wciąż słyszalne było jedynie przyciskanie gładzika i stukanie w klawiaturę. Przez cały ten czas Daniel czuł na sobie uważny wzrok koleżanki.

– No zaczniesz wreszcie? – rzucił doszczętnie zniecierpliwiony.

– Myślę, że Pollard nie kupił sobie nowej tożsamości – podjęła ostrożnie, ale i tak od razu ściągnęła na siebie całą jego uwagę. Od razu przestał stukać w klawiaturę. Podejrzliwie zmrużył oczy, świdrując ją wzrokiem. Wyjątkowo jednak nie wtrącił się w środek jej wypowiedzi. – Myślę, że po prostu ją ukradł.

– Skąd ten pomysł? – zapytał dopiero po chwili, wracając spojrzeniem do komputera. Liczył na coś ciekawszego.

– To prostsze.

– Nie wydaje mi się.

– W jego sytuacji tak, to prostsze – oznajmiła z fałszywą pewnością w głosie. W gruncie rzeczy wiedziała, że było to równie skomplikowane co zakup podrobionych dokumentów. – Wystarczyło, że podczas pracy w szpitalu w Kansas City leczył jakiegoś lekarza, który zmarł. Nie wystawił aktu zgonu, pozbył się ciała i gotowe.

– Ale to nie mógł być pierwszy lepszy lekarz. Musiał być mniej więcej w jego wieku, podobnie wyglądać i najlepiej nie mieć bliskich, którzy zauważyliby jego zniknięcie. Prościej zapłacić za nowe dokumenty.

– Naprawdę wyobrażasz sobie, że Pollard zaryzykowałby, że ktoś zorientuje się, że dokumenty są fałszywe?

– Twoja teoria jest prawie nieprawdopodobna – burknął, kręcąc głową. Cudem powstrzymał się, by po prostu nie nazwać jej naiwną.

– Prawie czyni sporą różnicę.

– Za dużo kombinujesz. Jaka jest szansa, że spotkał w szpitalu lekarza w jego wieku bez rodziny i przyjaciół, który na dodatek był do niego podobny? Prawie żadna.

– Prawie.

– W ogóle nie słuchasz.

– Słucham, ale moja teoria bardziej pasuje do osobowości Pollarda – znów mocnym głosem zamaskowała, że chwyta się ostatniej deski ratunku. – Jest sprytny i ostrożny. Podrobione dokumenty nie dałyby mu wystarczającego komfortu psychicznego, by zatrudnił się gdzieś jako lekarz, a może nawet by w ogóle wynajął jakieś mieszkanie.

– To może wcale nie pracuje tutaj jako lekarz?

– Z tego, co mówiła Paige...

– Przecież mógł okłamać Carlę i ona powtórzyła te kłamstwa Paige.

– Mógł – przyznała po chwili. Kończyły jej się argumenty i coraz bardziej dostrzegała, że Pollard musiałby mieć wiele szczęścia, by jej teoria okazała się prawdziwa. Z drugiej strony pracował w szpitalu w Kansas City przez kilka lat, a nie wiedzieli, kiedy w jego głowie zrodził się plan, by zacząć mordować. Może miał na swoim koncie więcej przestępstw niż przypuszczali. – Ale nie zaszkodzi tego sprawdzić.

– Czego?

– Czy leczył kiedyś jakiegoś lekarza o imieniu Glenn.

– I jak to niby sprawdzisz? – zapytał już bez złości, a niemal z pobłażliwością. Miał wrażenie, że jego koleżanka przestaje myśleć logicznie na rzecz mocno wątpliwych teorii. – Nikt tak po prostu nie da nam dokumentacji medycznej prawdopodobnie setek jego pacjentów bez solidnej przesłanki, że faktycznie możemy coś tam znaleźć. A nie mamy takiej przesłanki.

– Wiem.

– No właśnie.

– Ale to nie znaczy, że nie możemy tego sprawdzić.

– W ogóle nie mam zamiaru słuchać o kolejnych twoich nielegalnych pomysłach.

– Nie musisz – odparła niemal radośnie i chwyciła telefon w dłonie. Zadzwoniła pod jeden z ostatnio wybieranych numerów, a po kilku sygnałach usłyszała w słuchawce doskonale znany głos. – Cześć, Maggie, dzwonię w sprawie Libby.

– Znaleźliście coś nowego? – zapytała wyraźnie rozemocjonowana.

– Mamy imię, którym prawdopodobnie Pollard się posługuje. Jesteśmy już blisko – dodała, by nieco ją uspokoić. Rozmawiały prawie codziennie i Anastasia wiedziała, że Maggie nie tylko martwi się równie mocno, co ona, ale również dobija ją to, że w takiej sytuacji musi siedzieć bezczynnie. Na pewno nie wpływało to dobrze na jej ciążę. – Maggie, potrzebuję twojej pomocy.

– Powiedz tylko, co mam zrobić.

– Znasz parę osób, które pracują w szpitalu, w którym zatrudniony był Pollard, prawda?

– Znam – przyznała szybko.

– Byłabyś w stanie dowiedzieć się, czy leczył kiedyś jakiegoś lekarza o imieniu Glenn?

– Może, nie jestem pewna... – zwiesiła głos na dłuższą chwilę, po czym cicho westchnęła. – Spróbuję. Pewnie chciałabyś jeszcze mieć dokumentację tego pacjenta.

– Chciałabym, ale nawet samo nazwisko już dużo da.

– Zobaczę, co da się zrobić. Dzisiaj pewnie już nic, ale jutro się odezwę.

– Dzięki. To może nam bardzo pomóc.

– Oby – odparła z nutą powątpienia w głosie. Anastasia prosiła ją o naprawdę dużą przysługę. – Uważaj na siebie, An.

– Ty też, Maggie – odparła z westchnieniem, po czym się rozłączyła.

Spędzili w Quantico jeszcze ponad dwie godziny, w których trakcie skończyli wypełniać odpowiedni plik nazwiskami Glennów ze wszystkich list, które posiadali. Wciąż nie otrzymali takowych ze szpitali i hotelu, w którym pracowała zamordowana w lutym Claire Stein. Przeanalizowali to, co mieli, i odnaleźli dwadzieścia powtarzających się nazwisk. Trafili nawet na dwóch lekarzy, lecz wystarczyło szybkie przejrzeniu Internetu, by okazało się, że nie szukają żadnego z nich. Wykreślili obu, po czym kopię tej listy Daniel zaniósł na piętro do pewnie jedynego technika, którego jeszcze nie zarzucił robotą. Poprosił go o ustalenie adresów tych mężczyzn, po czym udał się na parking. Przy starym fordzie stała już Anastasia, więc już z daleka otworzył auto za pomocą pilota. Chwilę później zajął miejsce za kierownicą i dynamicznie ruszył w stronę drogi. Gdy dojechali do hotelu, była już niemal północ.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro