Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy się rano obudziłam, nie czułam się źle. Głowa mnie ani trochę nie bolała. Nawet się wyspałam. No... Nic dziwnego, skoro nie wstałam wcale tak rano. Była 11:17. Podniosłam się lekko. Obok mnie leżał Theodor. Blaise też spał w najlepsze. Nie było Draco, ale nawet nie wiedziałam czy wrócił. Crabb i Goyle też gdzieś poszli.

Właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że mam zajęcia. Spanikowałam. Już czułam, jak Profeser Snape karci nas za niewłaściwe zachowanie. Wstałam z łóżka.

- Chłopaki - nie mówiłam za głośno. - Mamy zajęcia! Już od jakiś kilku godzin.

- Co? - zapytał Blaise.

- Jest po 11 i nie wiem jak wy, ale ja idę na kolejną lekcje. Mamy obronę przed czarną magią.

Poszłam do łazienki i się przebrałam. Ubrania od Theodora położyłam na jego kufrze. Udałam się do swojego dormitorium. Ogarnęłam się, założyłam szatę, spakowałam potrzebne książki i poszłam pod salę.

- Gdzieś ty była? - zapytała na wstępie Nicol. - Ominęła cię transmutacja i dwie lekcje eliksirów.

- Źle się czułam.

- To może powinnaś wrócić na noc do swojego dormitorium?

- Było późno. Nie chciałam was obudzić albo tłumaczyć się przed Pansy, czy Astorią. Po prostu gadaliśmy, a jako geniusze nikt nie pomyślał, że trzeba wstać. Jak tylko się obudziłam, od razu się ogarnęłam i przyszłam.

- Nie jestem lepsza. Nie przyszłam na transmutację. Jak Snape się zapytał czemu, powiedziałam, że wieczorem źle się czułam i długo nie mogłam zasnąć, dlatego rano nie wstałam na czas, a nie chciałam przychodzić w połowie lekcji.

- A tak na prawdę? - zapytałam z troską.

- Po części to prawada. Kiedy wczoraj wyszliśmy z Draco z pokoju, pokłóciliśmy się. To była nasza pierwsza poważna kłótnia. Nie odzywamy się do siebie... - po chwili przerwy dodała. - Chciałam wiedzieć, co się dzieje, dlaczego ciągle znika, a on stwierdził, że nie może mi powiedzieć. Jest w ciężkiej sytuacji i muszę to zrozumieć. Tylko, że ja go nie zrozumiem, jak mi nie powie, o co chodzi.

- Przykro mi - zaczęłam. - Pytałam się Blaise'a i Theodora. Im też nic nie powiedział.

- On nikomu nigdy nic nie mówi. Zawsze rozwiązuje wszystkie problemy sam, chociaż to nie jest takie super rozwiązanie.

- Może on nie może nikomu nic powiedzieć - przeraziłam się na samą myśl.

- Co masz na myśli?

- Może coś mu grozi...

Nicol zaczęła coraz bardziej martwić się o Dracona. Coraz częściej chodziła przygnębiona. Rzadko też spędzała ze mną czas. Przejęła się tym wszystkim i w sumie nic dziwnego. Ja też zaczęłam poważnie zastanawiać się nad tym wszystkim.

Powoli zbliżały się święta. Dostałam zaproszenie na przyjęcie bożonarodzeniowe u Profesora Slughorna. Coś w rodzaju małego balu. W każdym razie musiałam ładnie wyglądać. Mogłam też wziąć ze sobą partnera, ale nie wiedziałam, czy mam ochotę. Blaise też dostał zaproszenie, więc mogliśmy spędzić ten czas razem. Zastanawiałam się, czy może przypadkiem nie zaprosić Theodora, ale obawiałam się, że będę się czuła niezręcznie. Ostatnio nawet go polubiłam, ale nie wiedziałam, czy to wystarczy.

****

Siedziałam w Pokoju Wspólnym i poprawiałam pracę dla Profesora Snape'a. Musiała być idealna. W między czasie zastanawiałam się nad przyjęciem u Slughorna. Miałam wątpliwości, czy w ogóle się na nim pojawić.

- Co porabiasz? - usłyszałam Blaise'a

- Zostaw ją nie widzisz, że coś piszę - zwrócił mu uwagę Nott.

- Jak na razie, to się chyba zawiesiła - zaśmiał się mulat.

- Zamyśliłam się - odezwałam się. - Wy też czasem byście mogli. Może przestalibyście ciągle gadać.

Chłopcy usiedli po obu moich bokach.

- Przeszkadzacie mi - odetchnęłam głęboko. - Muszę to poprawić.

Machnęłam im pergaminem przed twarzą i wróciłam do czytania mojej pracy.

- Ale skoro już ci przeszkodziliśmy - uśmiechnął się Zabini. - To musimy ci coś powiedzieć.

- Jakie głupie pomysły wpadły wam znowu do głowy - powiedziałam nie odrywając oczu od pergaminu.

- Mamy wieści, co do Draco, ale jak nie chcesz słuchać, to nie - rzucił Theodor i obydwoje chcieli wstać.

- Zaczekaj - złapałam go za rękę. - Mówcie! I to już!

- Przecież nie chciałaś słuchać żadnych głupot.

Zaczęłam się z nim przepychać i nagle moja twarz znalazła się niebezpiecznie blisko twarzt Theodora. Czułam jego oddech.

- No dobra... Chodzi o to - zaczał mulat.

- Że Draco chodzi do Pokoju Życzeń - doskoczył Nott szeptem.

Wstałam z kanapy i zmierzyłam ich wzrokiem.

- Żartujecie sobie ze mnie. Po pierwsze: po co miałby tam chodzić? Poza tym skąd wy to wiecie?

- Nie tak głośno, jeszcze ktoś usłyszy.

- Draco gadał przez sen. Mówił coś w rodzaju "muszę iść do pokoju, Pokoju Życzeń, zrobię to, muszę" - mulat idealnie udawał blondyna.

- Więc to nie jest pewne.

- Ale bardzo możliwe.

- Draco zostaje na święta? - zapytałam.

- Raczej tak - odparł Nott. - Czemu pytasz? Chcesz go zaprosić na bal do Slughorna?

- Ja nie, ale Bleis z wielką chęcią - zaśmiałam się.

- Ja już mam partnerkę.

- Wystawiłeś mnie! - oburzyłam się. - Powiedz chociaż kto to.

- Nie chcesz widzieć.

- Astoria? - chłopak się lekko uśmiechnął. - Nie wierzę! Zawiodłam się na tobie.

- Może lepiej już chodzmy - chłopcy wstali.

- Theodor. Chciałbyś iść ze mną na bal do Slughorna? - zapytałam.

- Będę zaszczycony - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest i wróciłam do wypracowania. Czułam się lżejsza na duszy. Cieszyłam się, że go zaprosiłam.

****

U Slughorna bardzo dobrze się bawiłam. Theodor to doskonały tancerz. Miło spędziłam z nim ten wieczór. Wszystko szło cudownie, do czasu...

- Zabieraj ode mnie te łapska ty wstrętny charłaku - usłyszałam zbyt dobrze znany mi głos.

Zrobiło się zamieszanie. Blondyn chciał się wkręcić na imprezę. Mało w to wierzyłam. Profesor Snape wyprowadził Dracona z sali. Razem z Theodroem i Blaise postanowiliśmy to sprawdzić. Cieszyłam się, że wybrałam tenisowki zamiast obcasów. Nikt nie mógł wiedzieć, że podsłuchujemy. Po drodze spotkaliśmy Harry'ego.

- Co ty tu robisz Potter? - zapytałam.

- Przechodzę, nie widać? - odparł i poszedł dalej, a my nasłuchiwaliśmy.

- On wybrał mnie, mnie! - krzyczał blondyn. Po chwili rozległy się kroki. Robiły się coraz głośniejsze. Profesor Snape zmierzał w naszym kierunku. Theodor złapał mnie za rękę i zaczęliśmy uciekać. W końcu wybiegliśmy przed zamek.

- Chłodno tu - przyznałam. Chłopak zaczął zdejmować z siebie marynarkę, ale go zatrzymałam. - Nie musisz.

Śnieg nie padał, ale biała warstwa puchu pokrywała całe błonia.

- Zapomniałam, że mamy zimę - zaśmiałam się.

- Trzymaj, bo będę miał wyrzuty, jak będziesz chora - podał mi nakrycie.

- A co, jak ty będziesz chory?

Nałożył mi marynarkę na ramiona.

- Jak się jest chłopakiem to już tak bywa. Masz i nie marudź.

- Dziękuję - znowu oparłam głowę o jego ramię, lubiłam to robić. - Jak myślisz, o co mogło chodzić Draconowi?

- Ktoś go wybrał, ale co to wszystko może znaczyć... Tak w ogóle dlaczego ci na tym tak zależy?

- Nicol ciągle się o niego martwi. Chciałabym jej pomóc. Może Draco też potrzebuje pomocy, tylko o tym nie wie - wzdrygnęłam się. - Warcajmy już, muszę się czegoś napić.

- Tylko tym razem bez alkoholu - zaśmiał się chłopak.

****

Na następny dzień powiedziałam Nicol co wydarzyło się na balu, odnośnie Draco oraz to, co przekazali mi chłopcy. Dziewczyna postanowiła go śledzić. Musiała znać prawdę, bo chciała żeby ich związek nadal trwał. Nie mogła żyć z myślą, że straci blondyna. Swój plan jednak mogła wcielić dopiero po przerwie świątecznej, bo nie zostawała w Hogwarcie. Było mi trochę smutno, ale uważałam, że odpoczynek dobrze zrobi Nocol. Poza tym zostałam w zamku z Bleisem i Theodorem, chociaż nie wiem czy to było takie pocieszające.

****

Obudziłam się rano i ujrzałam prezenty na moim łóżku. W dormitorium byłam sama, wszystkie dziewczyny wyjechały.

Pierwsza paczka była od rodziców. Dostałam od nich ruszające się zdjęcie naszej czwórki oprawione w ramkę i krówki.

W następnej paczce znalazłam książkę o quidditchu podpisaną przez Kevina. Od Nicol dostałam nowe, białe pióro, a od przyjaciół słodycze z miodowego królestwa.

Została jeszcze jedna paczka. Zastanawiałam się, co to może być i od kogo. Kiedy ujrzałam czarną bluzę i poczułam jej zapach już widziałam kto jest nadawcą paczki. Nie przewidziałam tego. Wzięłam bluzę i schowałam ją do szafy. Dziwnie się z tym czułam, aczkolwiek zrobiło mi się miło.

Kiedy się już przebrałam z piżamy, miałam zamiar iść do Kevina, ale chłopak mnie uprzedził.

- Wesołych świat! - krzyknął.

- Wesołych świat! - odpowiedziałam i go przytuliłam.

Siedzieliśmy w moim dormitorium i po prostu gadaliśmy zjadając się przy okazji słodyczami.

- Kim jest tem chłopak, który ostatnio pomagał mi w pracy na historię magii? - wypalił nagle. Westchnęłam.

- Theodor Nott.

- I co dalej? Widać, że chłopak na ciebie leci.

- Ale jest... - urwałam, szukając odpowiedniego słowa. - Wkurzający!

- Może powinnaś poznać go lepiej, a okaże się inny.

- Znalazł się znawca...

- Ja tylko próbuję pomóc.

- Jakbyś jeszcze mnie nie znał. Kevin, ja się nie zakochuję w chłopakach.

- Może do tej pory nie trafiłaś na tego odpowiedniego? Myślałaś o tym?

- Znam Theodora od pierwszego roku odkąd tu trafiłam i jakoś nic do niego nigdy nie czułam. I nadal nie czuję.

- Jakbyś nic nie czuła, to byś go olała. Słyszałem waszą ostatnią sprzeczkę. Theodor wspomniał coś, że jak on przestał się do ciebie odzywać to ty zaczęłaś do niego. Nadal będziesz mi wmawiała, że jest inaczej?

- Ty niczego nie rozumiesz.

- To mi wytłumacz - westchnęłam.

- Nigdy nie lubiłam Notta. Zawsze mnie wkurzał. Kiedy zaczął się ten rok szkolny zaczął się mną za bardzo interesować. Ciągle do mnie zagadywał i dziwnie się zachowywał. Na początku był przekonany, że rzucę mu się w ramiona, jak każda inna i pójdę z nim na randkę. A potem kolejną i jeszcze jedną. Był za bardzo pewny siebie. Każdego ranka przy śniadaniu próbował swoich szans. Nawet nie wiesz, jak mnie to wkurzało. Dlatego za każdym razem mu docinałam, żeby się odczepił.

- Ale tego nie zrobił - zaśmiał się chłopak.

- Potem, kiedy przyjęli mnie do drużyny Ślizgonów ucieszyłam się i go przytuliłam. To było dziwne, ale z drugiej strony nie takie złe. Później byliśmy w Hogsmead. Chłopak prawie wcale się do mnie nie odzywał. To było dziwne. Po drodze wydarzyło się coś niepokojącego. Widziałam dziewczynę pod jakimś urokiem. Wystraszyłam się i złapałam za rękę Theodora. Była ciepła w porównaniu do mojej. Kiedy poszliśmy dalej nie zauważyłam, że ciągle trzymam jego dłoń. Dawny Nott nic by nie powiedział, ale wtedy zwrócił na to uwagę. "Wiesz, że nadl trzymasz moją rękę. Nie to żeby mi to przeszkadzało, ale trochę mnie to dziwi" - zacytowałam chłopaka.

- Był zdzwiony, bo nigdy go nie lubiłaś i to zachowanie było dla niego zaskoczeniem.

- Nie rozumiesz... Ty go nie znasz. Normalnie odpowiedziałby coś w rodzaju "Wiedziałem, że w końcu się do mnie przekonasz" albo "A nie mówiłem, lecisz na mnie" - Kevin się zaśmiał.

- Ale nie odpowiedział. Może zauważył, że takie teksty są słabe...

- Później nie odzywał się do mnie chyba przez tydzień. Dziwne się czułam. Można powiedzieć, że już się przyzwyczaiłam do dogryznania mu, chociaż to nienormalne. Po prostu to było niefajne, jak gadał z każdym, a do mnie nie mówił nic. Postanowiłam dowiedzieć się, co się stało. Pierwsza zaczęłam rozmowę. Wcześniej chciałam żeby się odczepił, ale jak już to zrobił było... Nie wiem, jak to określić. W każdym razie powiedział mi wtedy, że nie ma sensu się starać, bo widzi, że i tak nic z tego nie będzie. Wtedy zrobiło mi się go żal. Ciągle go olewałam, a on się starał. Znaczy to za dużo powiedziane, ale jakoś wtedy o tym nie myślałam po prostu poczułam, że nie chcę żeby przeze mnie był smutny.

- Czyli ci na nim zależało - uśmiechnął się mój brat.

- Nie wiem, jak to nazwać. Ale w trakcie tamtej rozmowy wrócił stary Nott. Później pomagałam ci w bibliotece i on się zjawił. Wiesz, co było dalej. W każdym razie nie wiedziałam, co się dzieje i co mam o tym myśleć. Kiedy Theo się do mnie nie odzywał, miałam potrzebę rozmawiania z nim, a kiedy już zaczął to zowu chciałam żeby przestał. Później poszliśmy na trening Quidditcha. Chłopak zaprosił mnie na spotkanie i się zgodziłam. Sama nie wiem dlaczego. Chyba myślałam, że po tym da mi spokój.

- Albo po prostu chciałaś się spotkać.

- Wtedy byłam na niego wściekła. Chciałam żeby zniknął z mojego życia. Ale kiedy zostaliśmy sami i zaczęliśmy gadać było przyjemnie, miło. Theodor znowu był inny, mniej pewny siebie. Z czasem nawet go polubiłam. Piłam z nim Whysky, nocowałam u niego w dormitorium. Nawet świadomie go przytuliłam! Zaprosiłam go na bal do Slughorna. Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć. Po prostu nie wiem, co czuję.

- Ktoś tu się zakochał! Ktoś tu się zakochał! - zaczął śpiewać z uśmiechem.

- Nie wiem, dlaczego ci to wszystko powiedziałam, ale chyba czuję się z tym lepiej, że to z siebie wydusiłam. Tylko czemu to musiałeś być akurat ty.

- Bo jestem dobrym braciszkiem i mnie kochasz.

- Ty też mnie kochasz, bo tu siedzisz.

Chłopak mnie przytulił.

- W sprawach sercowych zawsze możesz na mnie liczyć.

- W takim razie muszę ci jeszcze o czymś powiedzieć.

- Wal.

- Dostałam od niego bluzę na święta. Jego bluzę, którą ostatnio mi pożyczył, jak u niego byłam.

- Pokaż - uśmiechnął się chłopak. Wyjęłam ubranie z szafy i rzuciłam w jego kierunku. - Ja też taką chcę!

- To ją sobie weź - powiedziałam bez większego entuzjazmu.

- Ale ona jest twoja! Dostałaś ją.

- Nie będę jej nosiła, jest męska. I od Notta. Prezent na święta. To zbyt oczywiste.

- Ty mu coś dałaś? - zapytał.

- No nie. Skąd mogłam wiedzieć, że on mi coś da.

- Przecież "to takie oczywiste" - zaczął mnie przedżneźniać. - Musisz ją założyć na ucztę.

- Nic nie muszę!

- Będzie mu miło.

- Nie mogę założyć bluzy na świąteczną ucztę. Będę nieelegancka.

- No dobra, tym razem wygrałaś, ale jeszcze cię zmuszę, żebyś ją założyła.

- Apropo uczty, to chyba zaraz musimy iść - przyznałam.

- Idę się przebrać, bo nie pójdę tam w piżamie i widzimy się przy wejściu do Wielkiej Sali.

- Dobra. Tylko załóż coś przyzwoitego.

- Ty też - uśmiechnął się i wyszedł.

Położyłam się na łóżko i zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać. Co ze mną było nie tak? To nie jest normlane, że jedna osoba cię zarazem tak bardzo wkurza, ale i... No właśnie i co dalej? Uszczęśliwia, wspiera, a może po prostu fajnie że czasami jest...? Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, nie rozumiałam tego.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro