Rozdział XIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Elizabeth


Strach jest niezwykle silnym uczuciem, rozprzestrzenia się po wnętrzu, a kiedy za długo się tam tłamsi, zaczyna emanować na zewnątrz, tak jest właśnie teraz. David siedzi naprzeciwko mnie i czuję, jak jego strach udziela mi się z każdą kolejną sekundą. Chciałabym wziąć go na siebie, ale to nie jest takie proste, bo nie można go przenieść, on co najwyżej rozrośnie się i pochłonie nas oboje, jeżeli D nie zacznie mówić.

- David? – Ponaglam go.

- Przepraszam El. Panicznie boję się, że cię stracę, to wszystko. – Odpowiada, nie patrząc na mnie.

- Nie mówisz mi wszystkiego.

- Wszystko mogłoby nas zniszczyć. – Odchodzi kilka kroków do przodu, a ja podążam za nim.

- O czym ty mówisz?

- Nie zawsze byłem taki jak teraz, rozumiesz? To dla ciebie chcę się zmieniać! – Uniósł głos. – Dla ciebie pragnę być lepszy, bo gdybym był taki jak dawniej, nie śmiałbym spojrzeć w twoim kierunku.

- Nie ma znaczenia to jaki byłeś, liczy się to co jest teraz, każdy ma prawo się zmienić. – Chwytam go za ramię. – Wszystko da się naprawić- sama do końca sobie nie wierzę, ale kontynuuję- gdyby było inaczej, nie byłoby nas tutaj. – Odwrócił się i spojrzał w moje oczy, ujął w dłonie moją twarz i zbliżył się. – Mamy za sobą trudną przeszłość, ale wyszliśmy z niej cało, zmierzymy się ze wszystkim razem. Już nie będziesz sam.

Jego oddech uspokoił się, a kciuk ostrożnie zaczął muskać moją szczękę, aż w końcu zmienił kierunek i wodził po moich ustach. Pocałowałam lekko opuszek jego palca, a on oderwał go i przycisnął do mnie swoje wargi. Czy to obietnica?

Siadamy na ławce, która jest w tym miejscu specjalnie po to, by móc odpocząć, a przy tym obserwować widoki. David rozsiada się wygodnie i patrzy na mnie wyczekująco, a ja nie do końca rozumiem skąd to spojrzenie.

- Powiedziałaś, że gdy usiądziemy...

- No tak. – Przerywam mu i biorę głęboki wdech. – Początek historii już znasz – uśmiecham się lekko- po uderzeniu przez samochód, traciłam i odzyskiwałam przytomność co jakiś czas. – Na myśl o tym robi mi się niedobrze i boli mnie każdy mięsień. – Później w szpitalu było podobnie. Trafiłam na stół operacyjny i o moim życiu decydowała doba, w ciągu której mój stan się pogorszył. – Wprowadzili mnie w stan śpiączki farmakologicznej.

- Czyli z wypadku coś pamiętasz? I ze szpitala?

- Nie do końca. – Wzdycham. – Ale nikt mi nie powie, że ból, który pamiętam, jest wymyślony. – Nabieram głęboko powietrza i kontynuuję. - Zdążyłam ci wspomnieć, że nie mam dobrych relacji z moją matką i mam wrażenie, że to w dużej mierze zasługa tego wypadku.

- Dlaczego?

- Rozstała się z moim ojcem, więc zapewne była zdruzgotana, a do tego córka, która jeździ na wózku, musi mieć rehabilitację, wizyty u psychologa, a żeby tego było mało, nic nie pamięta.

- Przecież nie byłaś temu winna.

- Sama nie wiem, mogłam nie wybiegać na ulice. – Parskam sztucznym śmiechem. – Początkowo dopytywałam o ojca, którego nie ma, zapewne ją to bolało. Zaczęła częściej wyjeżdżać, a ja się za to obwiniałam.

-El... -

- Gdybym tak dużo nie mówiła, chciałby ze mną spędzać czas, a tak, żeby mnie nie słuchać zaczęła wyjeżdżać i chyba weszło jej to w krew, bo do dzisiaj tak jest.

- Czyli nic ci nie powiedziała po wypadku, nie chciała pomóc ci sobie czegoś przypomnieć?

- Opowiedziała mi kilka rzeczy o ojcu, wspomniała jakieś historie, co robiliśmy, przez co potwierdziły się niektóre wspomnienia. Kiedy pytałam o sąsiadów, dom, okolice, zbywała mnie, że to nie ma znaczenia. Może dla niej nie miało- zagryzam lekko usta- ale ja po wyjściu ze szpitala przeżyłam kolejny koszmar. Zatarła się fikcja z rzeczywistością, a mój rozum nie potrafił sobie z tym poradzić. Nawet nie wiesz, jak było mi trudno spojrzeć w oczy dziewczynie, którą znam od szóstego roku życia i powiedzieć jej, że nic nie pamiętam.

- Ona nie potrafiła ci czegoś opowiedzieć? Skoro cię znała, na pewno...

- Odwiedzała mnie w szpitalu, opowiadała o tym, jak zawsze się bawiłyśmy w agentki albo oglądałyśmy bajki do późna, nie potrafiłam tego pojąć, jak mogłam to zapomnieć. Widziałam jej żal, te oczy, które stawały się smutniejsze za każdym razem, gdy nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Ucieszyła się tak bardzo, że pamiętałam to, jak w przedszkolu zabierałam jej kredki, ale to wszystko z czego mogła się cieszyć.

- Często, gdy byłam młodsza miałam takie myśli, że może lepiej dla wszystkich byłoby, gdybym tamtego dnia...

- Nie kończ, proszę. Nie powinienem był pytać cię o coś tak osobistego.

- David masz prawo to wiedzieć, skoro mamy zbudować udany związek. – Uśmiecham się na myśl o ostatnich słowach. – Żadnych tajemnic, dobrze?

- Jasne. – Mówi krótko, patrząc w kierunku jeziora.

Kładę się wzdłuż ławki, opierając głowę na jego udach. Zamykam oczy, ale i tak wiem, że patrzy na moją twarz. Delikatnie przesuwa dłonią po moich włosach i czasami zaplątuje wokół palca losowe kosmyki.

- Ej – mówię szeptem – tak sobie myślę o tym co powiedziałeś

- Twój wujek policjant to brat twojego ojca czy matki? – Pytam po chwili.

- Ojca, matka jest jedynaczką.

- Wtedy nad jeziorem, gdzie zabrał mnie Zayn, wspomniałeś, że twoja mama jest prawnikiem.

- Tak, pamiętam i co z tego? – Gładzi palcami bliznę na moim nadgarstku.

- Może ona zna mojego ojca.

- Na pewno go zna, ale jak dobrze nie mam pojęcia skarbie.

- Yhm... - Wzdycham. – Pamiętasz, jak przyszedłeś pobity na zajęcia?

- Ciężko zapomnieć, skoro byłem wtedy przez każdego zmierzony wzrokiem, a kilka wykładowców zaczepiło mnie na rozmowę – śmieje się.

- Kto cię tak urządził? – Podnoszę się i siadam po turecku.

- Poznałaś mojego wujka. – Parska śmiechem – Wielki stróż prawa, wzór do naśladowania.

- To on? – Denerwuję się na samą myśl.

- Skąd! – Uspokaja mnie. – Jest alkoholikiem. – Mówi krótko. – Nie pije jakiś czas, a później idzie w tany i zalewa się w trupa po barach. Kiedy od ciebie pojechałem, dostałem telefon od znajomego z jednego baru, gdzie mój wujaszek postanowił zabalować tamtej nocy. Pojechałem go zabrać, a żeby tego było mało, napatoczyło się dwóch dryblasów i musiałem stanąć w jego obronie.

- Dlatego powiedziałeś, że stanąłeś w obronie kogoś słabszego. Często musisz brać udział w takich bójkach?

- Nie, on upija się tak raz na miesiąc, może czasem zdarzy się częściej. Całe szczęście, żaden z moich dotychczasowych przeciwników nie wygrał.

- Nie chcę martwić się, że ktoś kiedyś wygra.

Przyciąga mnie do siebie i sadza mnie na kolanach.

- Spokojnie Liz. – Całuje mnie. – Nie martw się.

- Skąd umiesz się bić? – Pytam zaciekawiona.

- Skąd pomysł, że umiem?

Unoszę jedną brew i wypuszczam powietrze:

- Powiedziałeś, że żaden nie wygrał i twierdzisz, że mam się nie martwić.

Chwyta mnie za przedramię i ciągnie bliżej. Siadam na nim okrakiem i patrzę na jego twarz. Odsuwa mi włosy za ucho i przysuwa do niego usta i wypuszcza ciepłe powietrze. Składa pocałunki na mojej szyi, a ja kompletnie zapominam o naszej rozmowie. Mocno ściska mój pośladek, a nasze języki splatają się, co doprowadza mnie do szału. Mam ochotę, by znów sprawił mi przyjemność tak jak wczoraj.

- Ale ty na mnie działasz, El. Mam ochotę zerwać z ciebie wszystko i doprowadzić cię do obłędu.

Kiedy słyszę jego słowa, krew w moich żyłach przyspiesza jeszcze bardziej, a ja zaczynam ocierać się o jego krocze, które z każdą kolejną sekundą staje się coraz twardsze.

- Nie rób tak maleńka, bo przestanę być dżentelmenem. – Sapie w moją szyję.

Ocieram się jeszcze bardziej.

- Chcę zobaczyć, jak zachowujesz się, gdy nim nie jesteś. – Sięgam do jego spodni i zaczynam palcem wodzić po jego erekcji.

- Kurwa. – Syczy przez zęby i podnosi się razem ze mną.

Uderza mną lekko o drzewo rosnące obok ławki i całuje w każde możliwe miejsce. Ściąga moją koszulkę i rozpina stanik. Kiedy jego język dotyka moich sutków, marzę już tylko o tym, by być z nim bliżej niż kiedykolwiek.

- Chcę więcej. – Wzdycham podniecona, a on przerywa ssanie moich piersi i spogląda na mnie oczami, w których widać płomień pożądania. Są odbiciem moich.

- Dam ci wszystko, ale nie tutaj. Nie mogę pozwolić, by ktoś zobaczył coś, co jest zarezerwowane tylko dla mnie. Wytrzymasz trzy minuty drogi? Czy chcesz, żebym cię niósł i całował przez cały czas?

- Wytrzymam. – Przełykam ciężko ślinę i staję na nogach, które zdają mi się być z waty.

Kiedy David prowadzi mnie między drzewami, obserwuję jego twarz- płonące policzki, ciężki oddech – a kiedy spojrzę na jego krocze, widzę przez materiał czarnych dresowych spodenek, że ma na mnie równie wielką ochotę, co ja na niego.

Nigdy bym nie pomyślała, że mogę tak stracić głowę dla kogokolwiek. Właśnie idę z Davidem do miejsca, którego nie znam, przez miejsce, którego nie znam tylko po to, by pokazać sobie, jak bardzo siebie nawzajem pragniemy. Oszalałam na jego punkcie. Oszalałam na punkcie poznanego miesiąc temu toksycznego chłopaka z tatuażami, który wyglądem przypomina książkowy ideał każdej nastolatki.

Zawsze wszystko miałam poukładane, jasny plan, w którym to moja matka dyktuje warunki, ale teraz? Chcę być z nim, gdziekolwiek nas poniesie wiatr, chcę być tylko z nim.

- To tutaj.

Stoimy pośrodku gęstwiny, w której oprócz naszej dwójki znajduje się niewielki drewniany domek, coś w rodzaju szopy, która znajduje się za moim domem, ale on jest minimalnie większy.

- Ty go zbudowałeś? – Zaskakuje mnie, że ktokolwiek mógł podjąć się takiej pracy w środku lasu.

- Razem z dziadkiem, kiedy miałem trzynaście lat.

Wyciąga z kieszeni kluczyki i otwiera dwie kłódki, które są na drzwiach i zamek.

- Musisz mieć tam wielki skarb, skoro tak dbasz, by nikt tam nie wszedł.

- Gdy tam wejdziesz, powinienem założyć dodatkową kłódkę. – Jednym pewnym ruchem popycha drzwi i gestem pokazuje, bym weszła do środka.

Stolik z krzesłami, mała kanapa, stara komoda i czajnik to pierwsze elementy, które rzuciły mi się w oczy. W oknie zawieszone są rolety, a na podłodze wyłożonej deskami jest duży dywan, który praktycznie zakrywa całą powierzchnię.

- Musieliście włożyć w to dużo pracy. – Komentuje, obchodząc wnętrze, a David zamyka drzwi w tym czasie, a w kieszeni ma już włączoną latarkę. – Kiedy tak zamykasz te drzwi, zaczynam się bać, że coś mi zrobisz.

- Zrobię. – Odwraca się. – Zrobię ci dobrze – przyciąga mnie i całuje – ale najpierw zorganizuje światło, muszę cię widzieć.

Ze starej komody wyciąga trzy świeczki w szkle i zapala je. Rozkłada kanapę, a ja podziwiam jego postawę w świetle świec.

- Romantycznie. – Zachodzę go od tyłu i wkładam dłoń pod jego podkoszulek.

- Nie wiem, dlaczego zakładałaś biustonosz, wystarczyło założyć koszulkę. Znów muszę go rozpinać. – Podnosi mnie.

- Skoro to taki problem to go nie zdejmuj. – Droczę się.

- Cała przyjemność po mojej stronie. – Rzuca mnie na kanapę, na której rozścielił puszysty koc.

- Jesteś tak dobrze przygotowany, zaczynam myśleć, że przyprowadzałeś tu każdą swoją dziewczynę. – Mrużę oczy.

- Nigdy nie miałem dziewczyny i nigdy nikogo tutaj nie przyprowadziłem, nawet chłopaki nie wiedzą, gdzie ten domek się znajduje. Wiedziałem o nim ja, dziadek i babcia, a teraz wiesz też ty.

Czuję się wyjątkowo z myślą, że należę do tak nielicznego grona wtajemniczonych w to miejsce. Dodatkowo zaskakuje mnie fakt, że David nie miał dziewczyny, ale to nie ma teraz większego znaczenia.

Kładzie się i sadza mnie na sobie, by znów ściągnąć moją koszulkę i rozpiąć stanik. Kiedy to zrobił, przyciąga mnie i zaczyna całować. Składa pocałunki na każdym centymetrze szyi, piersi i brzucha. Odrywam się od niego i zmuszam, by usiadł. Ściągam mu koszulkę i popycham do tyłu – teraz to ja wodzę językiem po jego torsie, schodząc coraz niżej.

- Kurwa El. – Wydusza z siebie. – Zaraz dojdę, jak tak będziesz robić.

Nie przestaję, jego słowa napędzają mnie jeszcze bardziej. Rozpinam jego rozporek i zdejmuję mu spodnie, po czym patrzę na niego badawczo, prosząc o pozwolenie na bokserki. Ściągam je i myślę już tylko o tym, by odwdzięczyć mu się za ostatnią noc, ale wtedy on ciągnie mnie za nadgarstek i zamienia się ze mną pozycjami. Zsuwa moje spodnie i droczy się ze mną, lekko muskając mnie po bieliźnie.

- David!

- O co chodzi? – Całuje mnie po udach.

- Nie baw się ze mną. – Wzdycham. – Proszę.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – zrywa ze mnie majtki i jednym znaczącym ruchem liże mnie, po czym odrywa się gwałtownie i pochyla nad moją twarzą.

- Jak tam Elizabeth? Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś miała straszną ochotę. – Przygryza lekko wargę, co jeszcze bardziej doprowadza mnie do szału.

Przyciągam jego usta do siebie i całuję, kiedy gryzę go w wargę lekko jęczy, a ja zaplatam swoje nogi na jego plecach, zmuszając go, by się na mnie położył – czuję jego męskość na mojej wilgoci, a to sprawia, że mam ochotę błagać go, by we mnie wszedł, ale powstrzymuję się.

- Czego chcesz El? – Zaczynam zastanawiać się, czy czyta mi w myślach.

- Ciebie. – Szepczę mu do ucha, przygryzając przy tym jego opuszek.

- Ale mnie już masz. – Droczy się.

- Nie drocz się ze mną, kiedy jestem napalona. Chcę cię bliżej. Bardziej. – Odpowiadam.

Ku mojemu zaskoczeniu David schodzi niżej i zaczyna mnie całować i lizać, zamiast uprawiać ze mną seks, gdyby nie fakt, że jest w tym nieziemsko dobry, pewnie przerwałabym to i zapytała dlaczego, ale w takiej sytuacji może to poczekać.

Leżę na łóżku w objęciach mojego ukochanego, ale mimo tego, jaką przyjemność mi sprawił i jak bardzo tego pragnęłam, nie daje mi spokoju fakt, że mimo mojej prośby on nie chciał się ze mną kochać. Wydawało mi się, że on też ma na mnie ochotę... Dręczy mnie myśl, że wcale go nie pociągam.

- Co się stało? – Pyta, owijając sobie kosmyk moich włosów wokół palca.

- Nic takiego, wszystko w porządku.

- Spójrz na mnie. – Łapie mnie za podbródek i zmusza, bym na niego spojrzała – O co chodzi?

- David ja – podnoszę się owinięta w koc – zastanawiam się, czy, czy ja cię pociągam? – Wyrzucam z siebie.

Patrzy na mnie jakby pytanie, które mu zadałam, było w innym języku. Wytrzeszcza oczy, po czym lewy kącik jego ust wyciąga się ku górze.

- Dlaczego myślisz, że jest inaczej?

- To ja zadałam pierwsza pytanie. – Oburzona sięgam po biustonosz i majtki, ale ten mi je wyrywa.

- Daj spokój El.

- Czyli to prawda? Boże jak mi głupio. – Wyrywam mu bieliznę i zakładam ją w pośpiechu.

Biustonosz na pewno zapięłam nie właściwie, ale nie myślę o tym teraz. Sięgam po koszulkę i spodenki. David w tym czasie siedzi na łóżku w samych bokserkach i nie robi kompletnie nic, by mnie zatrzymać, a mnie zalewa krew.

Podchodzę do drzwi i chcę je otworzyć, ale nie mam kluczy.

- Mógłbyś? – Pokazuję mu na drzwi, a on zaczyna się śmiać. – Nie rozumiem, dlaczego jest ci tak do śmiechu.

Wstaje i podchodzi do mnie powoli. Jego ciało jest napięte, mogę zauważyć każdy mięsień, ale zamiast skupić się na jego wysportowanym brzuchu, moją uwagę przyciągają jego nabrzmiałe bokserki.

- Myślisz, że doprowadziłabyś mnie do takiego stanu gdybyś mi się nie podobała? Elizabeth! Działasz na mnie, jak nikt nigdy wcześniej. Od kiedy cię zobaczyłem, marzyłem, by móc zobaczyć cię nagą. – Łapie mnie za pośladki i podnosi. – Po prostu nie chciałem od razu się z tobą kochać, bo bałem się, że źle to odbierzesz. Mówiłem ci, że dla ciebie chcę być inny, chcę, żeby wszystko było wyjątkowe, bo zasługujesz na wszystko co najlepsze.

- Przecież sama tego chciałam! – Chwytam w dłonie jego policzki.

- Bałem się, że robisz to pod wpływem impulsu.

Czuję się teraz jak skończona idiotka. Chowam twarz na jego ramieniu, by nie patrzeć w jego niebieskie oczy.

- Przepraszam. Zachowałam się, jakbym chciała tylko... - Nie kończę, bo oboje dobrze wiemy, co mam na myśli.

- Przestań! Mnie się podoba, że jesteś napalona, gdybym mógł, to zerżnąłbym cię tam w lesie.

Podnoszę wzrok i dostrzegam jego diabelski uśmieszek. Lekko parskam śmiechem i zagryzam wargę. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że spodoba mi się tak wulgarne określenie w stosunku do mnie, ale mam wrażenie, że przy nim odkryję mroczną stronę swojej osobowości.

Obejmuję go z całych sił i całuję, a on kładzie dłoń na moim karku i dociska do siebie, by pocałunek byłe jeszcze bardziej intensywny, niż kiedykolwiek.

Wracamy w spokoju, wsłuchując się w otaczającą nas zewsząd ciszę, ale po chwili nasze medytacje zakłóca dźwięk telefonu Davida.

- To dziadek. – Podnosi słuchawkę i momentalnie jego mina rzednie.

- Co się stało? – Pytam.

- Jest sama? – Zatrzymuje się i cofa, gestem pokazując mi, bym nie szła za nim.

Słyszę tylko poszczególne słowa i nie mam pojęcia, w jaki sensowny wątek mogłabym to ułożyć. Po minucie albo dwóch wymiany zdań z dziadkiem David wraca do mnie.

- Liz jest problem.

- Co się stało? – Powtarzam.

- Jakby to powiedzieć, twoi rodzice są tutaj.

- Że co? – Zamieram. – Jak oni mnie...

To śmieszne, że jestem w tym mieście od miesiąca, a non stop czuję się, jakbym była w ukrytej kamerze. Czy wszechświat może przestać umacniać moją fabułę? Proszę.

- Nie mam pojęcia skąd wiedzą, że tu jesteśmy, mówiłaś, że Victoria nikomu nie powie. - Zadzwoń do niej. – Rozkazuję mu.

- Ale ja nie mam numeru.

- Daj mi telefon.

Wykręcam numer do mojej przyjaciółki i czekam, aż odbierze. Ku mojemu zdziwieniu odbiera po jednym sygnale:

- Czego chcesz palancie? – Słyszę po drugiej stronie.

- Vicki? – Odpowiada mi milczenie. – Halo?

Zaskakuje mnie sposób, w jaki miałaby przywitać Davida i w ogóle skąd ma jego numer.

- Liz? – Pyta ostrożnie.

- Tak. – Zbiła mnie z tropu swoją reakcją. – Teraz nie wiem, o co najpierw cię zapytać.

- Mówiłam, że go nie lubię. – Odpowiada szybko.

- Ale nie sądziłam, że aż tak, żeby na powitanie się wyzywać. Skąd masz numer?

- Jack kiedyś dzwonił z mojego telefonu, zapisałam sobie. Co się stało, że dzwonisz? Myślałam, że jesteście u jego dziadka.

- Bo tak jest, ale moi rodzice tu przyjechali...

- Co?! – Reaguje zdziwiona – Jak?

- No właśnie chciałam zapytać, czy może była u ciebie moja matka? Czy coś jej wspominałaś?

- Oszalałaś? Nigdy w życiu bym jej nie powiedziała! – Oburzyła się.

- Wiem, przepraszam, ale sama nie rozumiem, jak mogła mnie namierzyć, ja... - przerywam, bo zrozumiałam, jak mogła mnie namierzyć – już chyba wiem.

- Jak? – Pyta mnie z jednej strony David, a z drugiej Vicki.

- Telefon. Namierzyła telefon. – Powtarzam.

Żegnam się ze swoją przyjaciółką i siadam na trawie. Czy ja naprawdę jestem aż tak stłamszona przez matkę? Nigdy wcześniej nie wykazywała takiej inicjatywy chęci opieki nade mną, nie sądziłam, że mogłaby mnie szpiegować.

- Co ja powinnam zrobić?

David siada obok mnie i mnie obejmuje.

- Nie musimy wcale tam iść. Możemy tu zostać albo wrócić do domu w lesie. Możemy też tam iść i pojechać dalej.

- Ale ja w końcu i tak wrócę do domu. – Mówię zrozpaczona.

- To może po prostu ucieknijmy. – Mówi wyprutym z emocji tonem, jakby wyjazd i ucieczka to było coś normalnego.

- Mamy tak wiele do stracenia.

- Co na przykład?

- Relacje, dom, rodzinę.

- Przyjaciele zawsze z nami będą, a całą resztę zbudujemy sami.

Kiedy słyszę te słowa z jego ust, momentalnie robi mi się cieplej. Jesteśmy ze sobą oficjalnie od wczoraj, a jego obietnice i słowa są dla mnie tak wiarygodne, jakbym znała go całe życie.

- Rodzinę? – Pytam go rozbawiona.

- No tak, kiedyś. – Dodaje.

Na myśl o małych Davidach biegających po naszym domu chcę mi się śmiać, ale nie prześmiewczo tylko z radości.

- Jak to jest, że ot tak umiesz poprawić mi nastrój. - Wzrusza ramionami, a ja znów zaczynam się śmiać.

- Z czego się śmiejesz? – Pyta zdziwiony.

- Ciągle wzruszasz ramionami. – Udaję ten gest, a on robi to samo i oboje się śmiejemy.

- Chodźmy, miejmy to za sobą. – Wstaje i podaje mi dłoń.

- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.

- Mogę cię o coś prosić El? – Zaczesuje mi włosy za ucho.

- Jasne.

- Pozwól mi z nimi porozmawiać, obiecuję, że to załatwię. – Patrzy mi głęboko w oczy.

Dociera do mnie, że nie potrafię mu odmówić, wielokrotnie udowodnił mi, że potrafi załatwić wiele rzeczy. Poznając go, myślałam, że to skończony palant, dupek i kobieciarz, ale teraz, gdy na niego patrzę, nie potrafię pomyśleć o nim źle. W mojej głowie zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Czy to możliwe, że tak bardzo bał się tego uczucia, że postanowił skarcić mnie swoim alter ego?

- Czemu tak na mnie patrzysz? – Pyta z zadziornym uśmieszkiem. – Podobam ci się?

- Nawet nie wiesz jak bardzo. – Całuję go w nos.

Gest całowania w nos jest tak bardzo nasz, z nikim nie będzie mi się kojarzył tak bardzo jak z nim. Na początku śmiał się, gdy tak zrobiłam, a teraz robimy to notorycznie i strasznie mi się to podoba.

Z każdym krokiem zbliżającym nas do posiadłości dziadka Davida zaczynam bać się coraz bardziej tej konfrontacji.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebyś ty rozmawiał z...

- Zaufaj mi. – Wcina mi się.

- Co chcesz im powiedzieć?

- Elizabeth – zatrzymuje się i łapie mnie za ręce – nie powiem nic, co mogłoby źle wpłynąć na cokolwiek, zobaczysz. – Patrzę na niego i staram się mu wierzyć, ale z każdym kolejnym krokiem, mojej wiary ubywa.

Przechodzimy przez dom Richarda i Kate zmierzając w kierunku podwórka, gdzie zaparkowany jest samochód. Wychodząc na zewnątrz, od razu zauważam moją matkę, która wygląda, jakby miała wybuchnąć i ojca, który sam do końca nie wie, jak się zachować. Od kiedy zaczęłam z nim rozmawiać przez telefon- o czym na pewno moja matka nie wie – staram się nie myśleć o przeszłości. Chcę spróbować choć trochę złapać z nim kontakt.

Kiedy spoglądam przez prawy bark, zauważam, że dziadek siedzi sobie na krześle ze strzelbą w ręce – na widok broni sama nie wiem, co o tym myśleć – i uśmiecha się od ucha do ucha.

- O jesteście! – Podnosi się starszy mężczyzna. – Nic się nie bój Elizabeth – spogląda na moją matkę – nie jest naładowana, chciałem ich tylko postraszyć. – Na koniec puszcza mi oko i zostawia nas samych.

- Elizabeth, idź do dziadka, a ja porozmawiam z twoimi rodzicami.

- Chyba śnisz! Elizabeth! Wracamy do domu! – Krzyczy moja matka.

Patrzę na Davida i przytakuję mu głową.

Richard jest tam, gdzie pierwszy raz wdałam się z nim w dyskusję o miłości. Siedzi uśmiechnięty i popija lemoniadę.

- Cisza, spokój. Czy to nie cudowne? – Mówi rozweselony, a jego optymizm mi się udziela mimo aury, którą przywiozła ze sobą moja matka. – Twoja mama to zadziorna kobieta, nie spodziewałem się, że z niej taka – przerywa na moment – wiedźma.

- Pewnie jako dobra córka powinnam jej bronić, ale ma pan rację. Dobrze, że David chciał to załatwić, ja pewnie bym się poddała i wróciła do domu. – Oddycham głęboko – A tak to jest cień szansy, że zostaniemy do jutra. - Uśmiecham się.

- Naprawdę? To cudownie – ucieszył się.

- Podziwiam, że mimo tego, że musiał pan siedzieć z bronią i straszyć moich rodziców nadal jest pan uśmiechnięty.

Sięgam po dzbanek i nalewam sobie napoju, kiedy dziadek odwraca się ku mnie lekko, by mi odpowiedzieć.

- Wiesz co dziecko? Moja teściowa też była wiedźmą – mówi komicznym szeptem – i krew mnie zalewała za każdym razem, gdy o coś się mnie czepiała, ale wtedy moja żona powiedziała mi coś bardzo mądrego.

- Co takiego?

- Że za moją złością idzie uśmiechnięta teściowa i smutna żona. Od tamtej pory uśmiecham się szeroko, bo zależało mi zawsze tylko na szczęściu mojej Kate. Wystarczająco dałem jej popalić przed ślubem.

- Nie ma takich chwil, w których smutek bierze górę? Przepraszam, że pytam, ale...

- Czasami łzy pchają mi się do oczu, gdy myślę o tym, że jej już nie ma. Wychodzę rano z pokoju i nikt tutaj na mnie nie czeka. Po całym dniu kładę się w sypialni, która cała nadal pachnie nią. Kiedy zamykam oczy, widzę jak się do mnie uśmiecha, ale gdy je otwieram znów jej nie ma. Wtedy słyszę tylko jej śmiech, jakby gdzieś tutaj była. Dom wypełniony jest jej miłością, wiarą i mądrością. – Mimowolnie łza spływa po moim policzku, ale Richard nie zwraca na to uwagi. - Bardzo lubię o niej mówić, wzruszam się, ale to nie oznacza, że mnie to boli. Cieszę się, że przyjechałaś i poznałaś kawałek mojej historii. – Chwyta mnie za dłoń i uśmiecha się tak, że ledwo widzę kolor jego oczu.

- To wspaniały kawał historii, dziękuję. – Zaczynam pociągać nosem, ponieważ dotarł do mnie nieprzyjemny zapach. - Czy coś się nie przypala?

- Szarlotka! – Krzykną dziadek i ruszył w popłochu do kuchni, a ja pobiegłam za nim.

Dziadek otworzył piecyk, a z niego wydostała się smuga dymu. Od razu ruszyłam w kierunku okna, by je otworzyć. Kiedy miałam odejść, by pomóc mężczyźnie usłyszałam słowo „szantaż", ale nie mogłam słuchać dalej, bo sytuacja w kuchni zdawała się być bardziej napięta niż ta na zewnątrz.

- Moje ciasto! – Rzuca na blat formę z przypalonym ciastem. – Chciałem, żebyś spróbowała. To przepis Kate.

Widząc ból na jego twarzy, podchodzę do niego i klepię go po plecach.

- Proszę się nie przejmować, upieczemy jeszcze jedno, wspólnie. Razem zrobimy to szybciej.

- Nie chcę cię zmuszać do pieczenia ciasta, chciałem zrobić wam niespodziankę, David też je uwielbiał.

- Dlatego zrobimy to jeszcze raz i nastawimy tym razem budzik. – Śmieję się do niego, a on to odwzajemnia.

Zakładam fartuch, który znalazłam na wieszaku i wyciągam potrzebne przyrządy, a dziadek w tym czasie szykuje składniki.

Zaczynam się zastanawiać, dlaczego rozmowa Davida i moich rodziców trwa tak długo, ale kiedy wyglądam przez okno, zauważam, że ich już nie ma, a David rozmawia z kimś przez telefon. Jest bardzo zaaferowany rozmową.

Co on musiał im powiedzieć, że tak łatwo odpuścili i postanowili stąd pojechać i o co chodzi z tym szantażem, o którym była mowa...

- Elizabeth. – Woła mnie starszy mężczyzna jednocześnie wytrącając mnie z moich przemyśleń. – Twoi rodzice chyba nie przepadają za Davidem, prawda?

- Wie pan, sama nie rozumiem, dlaczego tak jest. Nawet go nie znają i potrafią z góry skreślić go za jeden wybryk, nawet nie znając powodu.

- Jeden wybryk?

- Nie wiem, czy pan wie o tym pobiciu, w którym...

- Wiem, wiem – wcina mi się – David to dobry chłopak, ma wielkie serce, ale też bardzo się pogubił po śmierci Toma.

- Kim jest Tom?

- David nic nie wspominał? Tom to mój syn, a jego ojciec.

- Jego tata nie żyje? – Odkładam mikser i zastygam wpatrzona w biały plastik.

Dopiero teraz dociera do mnie, że David nigdy nie wspominał o swoim ojcu. Poza jedną sytuacją, kiedy opowiedział mi historię swoich dziadków i kiedy mówił o lodach... Przez cały czas rozmawialiśmy o wszystkim, opowiadałam mu swoją historię, ale nawet przez sekundę nie zainteresowałam się jego.

- Tak. Mimo tego, że Tom miał nietypowe metody wychowawcze, mój wnuk bardzo przeżył jego śmierć. Dzisiaj jak na niego spojrzałem, mam wrażenie, że odnalazł właściwą ścieżkę. Uśmiecha się, a to nowość. – Pstryka palcami.

Cieszę się, że ten człowiek zauważa zmianę w zachowaniu swojego wnuka, ale martwi mnie to, co powiedział o jego ojcu. O tym, że nie żyje i że miał nietypowe metody wychowawcze, co to może oznaczać? Przecież nie mogę go oto zapytać, nie powinnam...

Nagle słyszę dźwięk otwieranych drzwi, a do środka wchodzi on.

- O wilku mowa! – Krzyczy Richard. – Właśnie skończyliśmy o tobie rozmawiać.

- Są ciekawsze tematy do rozmów – podchodzi od tyłu i delikatnie masuje moje ramiona – niż jakiś tam David Nelson.

- Robimy twoje ulubione ciasto. Dziadek bardzo się postarał. – Komentuje i puszczam oczko do dziadka.

- Świetnie, czy może być coś piękniejszego niż bycie z właściwą osobą, we właściwym miejscu i czasie? – Całuje mnie w policzek, a ja mierzę go wzrokiem.

Jego policzki są czerwone, co jasno daje mi do zrozumienia, że rozmowa nie należała do najłatwiejszych.

- Możemy pogadać?

- Jasne.

- To ja was zostawię.

- Nie, nie. To my wyjdziemy. – Posyłam dziadkowi spojrzenie, które zdaje się dobrze rozumieć.

- W takim razie zostanę i wyczaruję niespodziankę.

Wychodzimy przed dom, gdzie jeszcze niedawno byli moi rodzice. David otwiera samochód i wyciąga ze schowka mój telefon i podaje mi go.

- Dlaczego mi go dajesz?

- Zastanawia mnie jedno. Skoro Victoria nic nie powiedziała i mój wujek nie pomógł im w namierzeniu ciebie, to skąd do licha ona wiedziała, gdzie cię szukać?

- Sama nie wiem. – Wzruszam ramionami.

- Obawiam się, że masz w telefonie lokalizator El to jedyne sensowne wytłumaczenie.

- O czym ty mówisz?

- Dzwoniłem do wujka i twierdzi, że im nie pomógł, nawet u niego nie byli. Victoria milczy jak grób, a o tym, że cię tu zabrałem, wiedziała tylko ona, więc musi być jakieś logiczne wytłumaczenie.

- I co chcesz, żebym zrobiła? Mam wyrzucić telefon? Po co mi go dałeś?

- Sam nie wiem, pomyślałem, że to będzie najlepsze wyjście, ale teraz myślę, że to nic nie zmieni w tej chwili.

- Na pewno jutro pierwsze co zrobię po przyjeździe do miasta, to kupię nowy, a ten mogę sprzedać. Opowiesz mi coś więcej o waszej rozmowie?

David zmieszał się momentalnie.

- Nie wiem, czy jest o czym opowiadać. – Zbył mnie.

- Co powiedziałeś, że postanowili odjechać? Nie chciałam podsłuchiwać, ale słyszałam przez okno, że mówiłeś coś o szantażu.

- Szantażu? – Jego reakcja mnie zaskakuje, zachowuje się, jakbym go na czymś nakryła.

- Otworzyłam okno, kiedy ciasto się przypalało i wtedy usłyszałam tylko to jedno słowo. Chcę wiedzieć, o czym rozmawialiście.

- Nie wystarczy skarbie, że masz spokój? – Obejmuje mnie.

- Wiem, że starasz się za wszelką cenę mnie rozproszyć, ale nie odpuszczę. Temat profesora zbyłeś i nie czekałam na wyjaśnienia, ale teraz ich żądam. – Mój stanowczy ton chyba na niego wpłynął.

- Twoja matka chciała mi dać pieniądze, żebym cię zostawił.

Czy to, że piszczy mi w uszach to normalna reakcja na to co powiedział? Słyszę, jak powtarza moje imię i chwyta mnie za dłonie – chyba mdleję. W moim żołądku zaciska się supeł, nie powiem nic, ponieważ wstyd mi za to, jakimi ludźmi są moi rodzice.

Po chwili słabości odzyskuję świadomość i patrzę na człowieka, który znów mnie zaskoczył. Znów okazał swoją wierność i szacunek do mnie, przez co jeszcze bardziej zawrócił mi w głowie.

- Ile według niej jestem warta? – Pytam zniesmaczona.

- Stawka była dobra, ale i tak nie skorzystałem. – Zażartował, ale mi wcale nie jest do śmiechu i wiem, że to zauważył. – Milion. – Odpowiada.

Oni go tak nienawidzą, że byli w stanie oddać mu milion tylko po to, by zniknął z mojego życia... Jak można być tak bezdusznym i zacofanym. Moja matka zgrywa wielką panią, bierze udział w kampaniach wspierających równość i wolność słowa, a tym czasem żyje uprzedzeniami. Robi to tylko dlatego, że dobrze to wpływa na wizerunek jej i firmy. Pamiętam te denne bankiety, do których mnie zmuszała. Poznawałam ludzi bez wartości, pustych tak samo jak ona. Mówili bez przerwy o pieniądzach, sypali regułkami z książek, których nawet nie rozumieli...

- Ja nie wiem, co powiedzieć, tak mi wstyd... - Mówię bezsilnie.

- Przecież to nie twoja wina. - Obejmuje mnie mocno i całuje w skroń. – Nigdy nie skorzystałbym z takiej propozycji. Nie ma ceny, za którą bym cię sprzedał, rozumiesz? Choćby twoja matka ofiarowała mi pałac, trzysta milionów i wszystkie kobiety świata, ja i tak odmówię. Wolę być bez pieniędzy, ale z tobą, wiesz? – Patrzę w jego błyszczące niebieskie oczy. – Bo wtedy jestem najbogatszy na świecie El.

- David... – Przerywam i próbuję znaleźć słowa, które w jakikolwiek sposób mogłyby mi pomóc, ale nie potrafię. W tym momencie mój zasób słownictwa kończy się i zaczyna na jego imieniu.

- Rozumiesz? Zakochałem się na zabój i możesz myśleć, że mi odbiło, ale mówię prawdę.

Nawet jeśli ja nie znalazłam słów, to on właśnie wyciągnął te dwa z najgłębszego zakamarka swojego serca i rzucił nimi w najlepszym, a jednocześnie trudnym momencie.

Przełyka ślinę tak mocno, że chyba wszyscy w promieniu kilku mil to słyszeli. Dotykam jego dłoni, czuję jak drżą, stąd wiem, że dla niego to nie były nic nieznaczące słowa.

- Możesz coś powiedzieć El? – Nerwowo przestępuje z nogi na nogę, a ja obejmuję go i tulę z całych sił.

Po chwili oboje wtuleni w siebie całujemy się na środku jakiejś wąskiej asfaltowej drogi, szczęśliwi, jakbyśmy wygrali właśnie na loterii, ale czy tak nie jest? Dotykam jego karku i bioder, a on wędruje swoimi gorącymi dłońmi po mojej twarzy, włosach, plecach- czuję każdy dotyk tak dokładnie jakbym była pod wpływem narkotyku.

- Ja w tobie też. – Wyszeptuję mu w trakcie naszej wymiany pocałunków, ale wiem, że to za proste. – Zakochałam się Davidzie Nelson, jestem zakochana w tobie jak diabli. – Wzdycham, a on podnosi mnie i sadza sobie na pasie.

- Jakim ja byłem idiotą tracąc czas.

Z naszych wyznań i silnego podniecenia wyrywa nas dźwięk klaksonu dobiegający ze starego samochodu, który próbuje obok nas przejechać. Szybko uciekamy na bok, ale drzwi wozu otwierają się, a ze środka wygląda na nas starszy mężczyzna.

- Pięknie się patrzy na dwójkę młodych, urokliwych i zakochanych osób. – Powiedział z uśmiechem. - Ale nie na środku drogi! – Krzyczy żartobliwym tonem. – Dawniej nie było tyle samochodów, to można było wszędzie się całować, a teraz? Teraz trzeba na poboczu! – Poucza nas w żarcie i odjeżdża, a my zaczynamy się śmiać i wracamy do do swoich czułych objęć.

- Co ty ze mną robisz El?

- To samo co ty ze mną, dlatego oboje nie potrafimy tego nazwać.

Późnym wieczorem, kiedy dziadek poszedł już do swojej sypialni, razem z Davidem siedzimy na huśtawkach za domem i obserwujemy, jak gwiazdy zaczynają pojawiać się na bezchmurnym niebie.

- Może kiedyś zamieszkamy w takim miejscu? – Wypala ku mojemu zaskoczeniu, a ja nie potrafię oderwać od niego wzroku. To absurdalne, że snujemy już tak dalekie plany, ale to jest w tym wszystkim najpiękniejsze

- Jeżeli tylko będziemy tego chcieli. – Odwracam się w jego stronę i widzę, że na mnie patrzy. - No co? - Mówię zawstydzona.

- Jak długo jeszcze będziesz rumienić się, gdy będę na ciebie patrzył?

- To zależy jak długo, zamierzasz patrzyć na mnie w ten sposób.

- Do końca życia. – Puszcza mi oko co jeszcze bardziej mnie peszy.

Po chwili ni stąd, ni zowąd nachodzi mnie natarczywa myśl o tym, że jutro muszę wrócić do domu, w którym przeżyję koszmar. Moja matka, jak wpadnie w furie, to powie znów miliony niepotrzebnych i przykrych rzeczy, a ja sama na nic jej nie odpowiem... Chciałabym, by wszystko było takie proste jak nasza relacja z Davidem teraz, po tych wszystkich zawirowaniach.

- O czym myślisz? – Czuję jego dłoń na swoim kolanie.

- Nie mam pojęcia, co myślała moja matka przyjeżdżając tutaj. Co kieruje nią, że nagle postanawia się mną przejmować i ingeruje w moje życie w dość. Z resztą to samo tyczy się Jamesa.

- Nie mam pojęcia El, ale jeżeli mam być szczery twój ojciec sprawiał wrażenie człowieka, który nie miał pojęcia, że twoja matka wyciągnie czek. Mam wrażenie, że on sam nigdy by tego nie zrobił.

- Zawsze myślałam, że to on jest tym złym. – Rzucam.

- Dlaczego?

- Zostawił nas z dnia na dzień, a po wypadku nawet mnie nie odwiedzał. Nie zapytał o stan zdrowia, samopoczucie, a to, co się wydarzyło było głównie jego winą.

- Nie chciałaś z nim tego wyjaśnić?

- Tutaj nie ma co wyjaśniać Dav, wszystko jest jasne.

- Nie byłabyś w stanie mu wybaczyć?

- Nie, nie wiem. – Zaskoczył mnie tym pytaniem. – To zbyt popieprzone i nie wiem, czy byłabym w stanie odbudować z nim relację. Za bardzo mnie skrzywdził. – Patrzę w niebo i mówię do księżyca. – Usłyszałam od niego raz takie słowa, że dla mnie nie powinno być ważniejszej osoby, niż ja sama. Tak samo dla niego, nie powinno być osoby ważniejszej niż on. Dlatego oddanie się komuś w stu procentach to największe świadectwo miłości. – Wspominam, jak wspólnie wygłupialiśmy się na łóżku przed tym, zanim miał wyjść do pracy i do moich oczu napływają łzy. – Twierdził, że jest dla mnie zawsze w stu procentach, ale chyba zapomniał przy tym wspomnieć, że procenty lubią się ulatniać. - Szturchnęłam go w bok. – Ale jeżeli chcesz wiedzieć to zrobiłam mały kroczek ku temu, by było lepiej. Porozmawiałam z nim kilka razy w ciągu ostatniego miesiąca i całkiem nieźle mi się z nim rozmawiało. Pytał o uczelnie, znajomych i o to, jak się czuję. Moja matka, gdy pyta mnie o samopoczucie, wymaga ode mnie, że zawsze odpowiem, że wszystko jest w porządku. Nie mam pojęcia, dlaczego taka jest.

- Dzisiaj twój ojciec naprawdę sprawiał wrażenie takiego, który chce twojego szczęścia. On nie chciał, byś wracała do domu, odpuścił po chwili. – Zmarszczył nos i chwycił za niego dwoma palcami. – Tak pomyślałem. Wiem, że to może głupie, ale... Sama wiesz, może powinniśmy spotkać się z twoimi rodzicami.

- Spotkać?

- Skoro nie doszło do konfrontacji dzisiaj podczas obiadu to może jutro? Mogę zaaranżować jakąś kolację, czy coś.

Ciężko zrozumieć mi jego postawę w tym momencie. Jak na osobę, która niedawno padła ofiarą przekupstwa i szantażu moich rodziców, zachowuje się, jakby nie miało to dla niego znaczenia, a to wszystko było całkiem normalne.

- Możemy dokończyć tę rozmowę jutro? – Spławiam temat.

- Pewnie. – Po chwili milczenia dodaje. – Może miałabyś ochotę na kąpiel?

- Jasne, padam z nóg.

Po półgodziny wychodzę z pachnącej wody, którą przygotował dla mnie mój ukochany. Wycieram się delikatnym jak jedwab ręcznikiem i zakładam długą czarną koszulkę i luźne spodenki, które ściskam, jak tylko mogę w pasie, by nie spadły mi z tyłka. Patrząc dłuższą chwilę w lustro, dociera do mnie, że wyglądam jak koszykarz, przez co zaczynam śmiać się do własnego odbicia.

Spinam włosy w luźny warkocz i wychodzę z łazienki owinięta szlafrokiem, który chyba należy do Davida, bo jest o kilka rozmiarów za duży.

Wchodzę do pokoju, w którym mamy spać i zaczynam powoli po nim spacerować. Ten pokój wygląda, jakby był przygotowany specjalnie dla ich wnuka. Na ścianie wiszą plakaty różnych mistrzów sztuk walki, a na półkach są jego zdjęcia, jak stoi z wędką w towarzystwie dziadka, jak dłubie w kałuży cały ubłocony albo jak niesie worek z ziemniakami, który ewidentnie jest dla niego za ciężki. Kiedy tak rozglądam się, odnajduję wśród zdjęć jedno, które dużo bardziej ściąga moją uwagę niż pozostałe. Mały David stoi pomiędzy niską kobietą i bardzo wysokim, postawnym mężczyznom. Przyglądam się bliżej i twarz jego mamy wydaje mi się tak znajoma, niemalże jestem pewna, że gdzieś już ją widziałam.

- Szukasz czegoś? – Wchodzi do pokoju w samych spodenkach, a jego ciemne włosy ociekają wodą.

- Tak się tylko rozglądam. – Wpatruję się w jego nagi tors.

Chciałabym zapytać o jego matkę. Skąd jest, gdzie się wychowywała, czy to możliwe, że kiedyś spotkałam ją na Florydzie, ale nie zrobię tego...

– Gdybym wiedziała, że nie masz więcej koszulek, zostawiłabym ci tą, którą mam na sobie. – Uderzam go w pierś palcem.

- Mam tutaj sporo ubrań, ale w przyszłości rzeczywiście zostawię cię bez. – Podchodzi do szuflady i wyciąga czarny T-shirt. – Dzięki za poddanie genialnego pomysłu.

- Grasz na gitarze? – Zauważam instrument za szafą.

- Tak, czasem gram. To gitara mojego ojca, on uczył mnie grać, jak byłem dzieckiem.

To kolejny raz, kiedy wspomina o ojcu, ale nie mam odwagi zacząć tego tematu. Na razie postanawiam zdusić go w zarodku.

- Chciałbyś mi coś zagrać? – Biorę ostrożnie instrument.

- Nie dzisiaj skarbie. – Podchodzi i łapie mnie za dłoń. – Chodź ze mną. Mam niespodziankę. Tylko musisz zamknąć oczy.

Idę z zamkniętymi oczami trzymając go mocno za rękę. Staram się być cicho i nie potykać o nic, ale cały czas na coś wpadam.

- Jak ty mnie prowadzisz. - Szepczę do niego.

- Przepraszam. – Przez jego głos przemawia śmiech.

- Śmieszy cię to?

- Może troszkę.

Czuję na skórze delikatny podmuch jesiennego wiatru, a w powietrzu unosi się zapach lawendy i trawy.

- Możesz otworzyć oczy.

David odsuwa się ode mnie, a ja szybko otwieram oczy, by zobaczyć, co przygotował.

Wstrzymałam oddech z zachwytu, ponieważ to, co ujrzałam, okazało się najwspanialszą rzeczą, jaką ktoś kiedykolwiek dla mnie zrobił. David postarał się o klimat jak w najpiękniejszym romantycznym filmie – na podłodze leżą koce, a na krawędziach balkonu płoną świecę. Podchodzi do mnie i podaje mi kieliszek, do którego nalewa wina.

- Mam coś jeszcze.

- Nie wiem, czy może być jeszcze lepiej. – Zachwycam się. – Jak to możliwe, że nie zauważyłam wcześniej, że tutaj jest tak duży balkon?

- Jak widać możliwe. Ten pokój specjalnie przed tobą zamknąłem, bo to właśnie tutaj będziemy spać za każdym razem, gdy tutaj przyjedziemy.

Odwracam się i zaglądam do środka. Wnętrze pomieszczenia rozjaśniają świece. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to długie zasłony, które wylatują na balkon lekko szarpane przez wiatr. Telewizor naprzeciw dużego białego łóżka, które po dwóch stronach ma małe szafki z lampkami. W kącie stoi niewielka toaletka, a ściany pokrywa przepiękna tapeta i kilka zdjęć z krajobrazem tego miejsca.

- Przepiękny. – Mówię sama do siebie.

- Widzę, że ci się podoba. – Odwracam się do Davida, którego ciemna postać w drzwiach balkonowych wygląda nieziemsko, a dźwięk jego ciężkiego głosu dodaje tylko uroku tej pięknej scenerii. – Chodź tutaj. – Podchodzę do niego, jak przystało na grzeczną dziewczynkę i obejmuję go za szyję.

- Jest cudownie. – Całuję go w usta.

- Spójrz. – Wskazuje palcem na przedmiot, który cały czas chował za swoim ciałem.

- Teleskop, ale cudownie. Wiesz, że nigdy nie widziałam gwiazd z tak bliska? Dziękuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro