Rozdział XLIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Elizabeth


Ignoruję kobietę, która patrzy na mnie z pogardą, wierząc, że jej litościwy wzrok zakryje prawdziwe intencje tego spojrzenia. Kieruję twarz w stronę Davida, któremu w dalszym ciągu mam za złe kłótnie w samochodzie, ale staram się zrozumieć jego emocje i zachowanie, które są nimi kierowane, ma naprawdę trudny okres.

Nie znam postaci, która zaczepiła mojego chłopaka, ale domyślam się, kto to może być. Widzę na jego twarzy zakłopotanie, zaciska wargę w wąską linię i patrzy na mnie zmęczonymi oczyma.

- Richard jest zmęczony, chciałby wracać do domu.

- Tata? Mogę go odwieść.

Kiedy słowa kobiety do mnie trafiają, utwierdzam się w swoich domysłach na temat tego, kim ona jest. Zdążyłam zapomnieć, że David kiedykolwiek wspominał mi o adoptowanej ciotce, ale dzisiaj, gdy zobaczyłam ją na cmentarzu, rozmawiającą z Richardem momentalnie sobie o tym przypomniałam. Nie mam pojęcia, jak ma na imię, nie mam pojęcia, dlaczego zniknęła z ich życia, ale wiem, że ma wiele za uszami. David ot, tak, by nie odpuścił relacji z nią, wiem o tym, bo gdyby miał gdzieś wszystkie relacje, nie zależałoby mu na dziadku. Poza tym widzę, jak bardzo nie chcę tej rozmowy.

-Zapomnij! – Unosi się. – Miałaś go gdzieś przez kilkanaście lat i jeszcze masz czelność wystawiać go na taką próbę? Jest starszy i na pewno jego serce nie zniesie tyle, co moje. Spierdalaj tam, skąd przyjechałaś! Mam w dupie odbudowywanie relacji, w dumie twoją udawaną troskę i pierdole twoje przeprosiny – mówi ostro, a kobieta stojąca przed nim otworzyła usta – czegoś nie zrozumiałaś? Nie jestem sam. Bardziej samotny byłem, mając was wszystkich, ciebie, ojca, matkę i Dana!

- Przykro mi, że to mówisz, dobrze wiesz, że...

- A mi jest przykro, że tu jesteś – wcina się – zaskakuje mnie, że w ogóle przyszło ci do głowy, że mógłbym chcieć z tobą rozmawiać. Nie chciałem po śmierci ojca, nie chciałem podczas pogrzebu babci i nie chcę dzisiaj. Traktujesz czas jako pokutę, a rodzinne tragedie, jako przepustkę do rozgrzeszenia. Może inni by ci odpuścili, ale dla mnie jesteś martwa.

Mimo tego, z jaką prędkością mówił, wszystko było zrozumiałe, a słowa, które opuściły jego usta, widocznie zabolały kobietę. Mam wrażenie, że momentalnie się skurczyła, jej sylwetka już nie jest dumna i wyprostowana, a twarz przybrała zupełnie inny wyraz. Żal mi jej, ale bardziej żal mi jego, bo wiem, że słowa płynęły prosto z jego myśli, stąd wiem, jak bardzo musi cierpieć...

David łapie mnie za dłoń i delikatnym, ale pewnym ruchem ciągnie mnie na salę, gdzie informuje Richarda, że możemy jechać.

Po drodze odwiedzamy szpital, a w nim David prosi nas o chwilę z przyjacielem. Opieram się o drzwi i widzę zatroskaną twarz dziadka, staram się szczerze uśmiechnąć, ale do tego momentu nie byłam świadoma, że jestem tak zmęczona.

Słyszę, jak mój ukochany pociąga nosem i szepcze coś Zayna. Z każdą kolejną sekundą tutaj dociera do mnie, jak wielką tajemnicą jest dla mnie David Nelson. Chłopak, który nienawidzi i kocha równie mocno, a jego przeszłość jest zagadką, mimo tego, jak często mi o niej opowiadał, myślę, że nie powiedział mi wszystkiego. Nadal mam wrażenie, że nikt nie jest ze mną szczery.

- Wszystko się ułoży dziecko, zobaczysz.

- Wiesz, że moi rodzice mnie okłamywali? Że moja matka była z ojcem Davida, a Dan próbował mnie zabić? – Mówię bezpośrednio, parskając śmiechem. – To wszystko to nieśmieszna komedia, a ja grając główną rolę, czuję się, jakbym wiedziała o niej najmniej.

- Pierwszy raz odgrywasz rolę, którą teraz ci przypisano, nic dziwnego, że wiesz o niej niewiele, a życie to jeden wielki komediodramat. Któregoś dnia, kiedy wszystko, co złe się skończy, usiądziesz ze mną w moim ogrodzie i porozmawiamy, jak piękne jest życie. Zaufaj mi.

Chciałabym mu wierzyć, ale teraz wszystko wydaje mi się tak zagmatwane, że na samą myśl o tym, co jeszcze mnie czeka, pęka mi głowa.

Po kilkunastu minutach David wychodzi z sali i kierujemy się do samochodu. Zauważam, że kiedy Richard został trochę w tyle, złapał się za serce, od razu zatrzymałam się i zapytałam, czy wszystko w porządku, ale on spławił mnie marnym „to tylko starość". Spojrzałam na Davida, który mierzył nas od stóp do głów i uśmiechnęłam się, by nie dokładać mu zmartwień.

Mam wrażenie, że dziadek i David mają podobnie silne charaktery. Widocznie są zmęczeni, ich oczy błagają o sen, a usta o chwile milczenia, ale mimo to mierzą się ze wszystkim dumnie. Nie żalą się i nie szukają współczucia. Gdybym ich nie znała, w życiu nie pomyślałabym, że ta dwójka w przeciągu ostatnich lat straciła najbliższe sobie osoby. Przeraża mnie myśl, że każda skorupa kiedyś pęka i co wtedy?

Starszy mężczyzna zasnął w połowie drogi, a ja słysząc jego charczenie, odwracam się w kierunku kierowcy i zaczynam chichotać. Na jego twarzy również maluje się delikatny uśmieszek, spogląda przez wsteczne lusterko na pasażera:

- Na pewno jest zmęczony, ma już swoje lata.

- To prawda, tyle przeżył w ciągu ostatnich dwóch lat. Dobrze, że ma ciebie.

- Mam wrażenie, że beze mnie byłoby im łatwiej.

- Racja- spogląda na mnie zdumiony moją odpowiedzią – to ty poznałeś mnie i przez to Dan nie żyje, a Zayn leży w szpitalu. Och, to chyba jednak beze mnie byłoby łatwiej.

-Daj spokój, wiesz, że to nie prawda. Gdybyś się tu nie pojawiła, moje życie nigdy nie obrałoby odpowiedniego kursu. Siedziałbym w starych schematach mojego ojca i łykał wszystkie kłamstwa. To ty byłaś powodem, dzięki któremu dowiedziałem się prawdy o śmierci ojca.

- Jak to?

- Pamiętasz, gdy pojawiłaś się ze mną na komisariacie, gdy zwinęli Vicki, Jacka i Trish? Mój wujek wiedział, że jesteś córką Sophie. Później, kiedy wyszedłem od ciebie, dostałem telefon, że Dan jest pijany w barze, po tym zabrałem go do naszego domu. Rano, kiedy rozmawiał z moją matką, podsłuchałem ich rozmowę i wtedy dowiedziałem się prawdy o tym, że mój ojciec się zabił.

- Co ja mam z tym wspólnego?

- Gdyby Dan nie wspomniał, że spotykam się z córką kobiety, która kiedyś była miłością mojego ojca, nie poruszyliby tematu jego śmierci. Wiem, że masz mi za złe, że nie powiedziałem ci na początku, ale naprawdę, nie chciałem, żebyś myślała, że to, co stało się między nimi, ma jakikolwiek wpływ na nas.

- Słyszałam kiedyś, że jeżeli coś przyciąga nas w stronę danego miejsca, oznacza to, że tam jest coś, co jest nam pisane, spotka nas w tym miejscu coś, czego powinniśmy doświadczyć. Dziękuję każdego dnia za to, że tu przyjechałam, że nie odpuściłam, gdy moja matka mówiła nie, bo gdybym została tam, nigdy bym cię nie poznała. Odmieniłeś moje życie pod każdym względem, dałeś mi siłę i wiarę w to, że wszystko może się ułożyć. Mimo wszystkich obaw wiem, że nie pozwoliłbyś mnie skrzywdzić, jesteś jedyną osobą, której ufam D.

Obejmuję jego dłoń, a on zjeżdża na parking centrum handlowego. Patrzy mi głęboko w oczy i przełyka ślinę, a ja uśmiecham się lekko, czekając, aż mi coś odpowie, ale jedyne co słyszę to dźwięk kłócących się obok samochodu nastolatków.

- Dlaczego się tutaj zatrzymałeś? – Odciągam od niego dłoń i spoglądam przez szybę, a on w tym czasie odpina pas.

- Chodźmy po wino, zostaniemy na noc u dziadka.

Odwracam się, ale on zdążył już wyjść z samochodu. Po chwili moje drzwi się otwierają, a ja posłusznie wychodzę.

Niewielkie centrum zamykają za pół godziny, więc nie ma tłumów. David wziął wózek i ku mojemu zdziwieniu poprosił, bym ja również wzięła jeden, a kiedy popatrzyłam na niego, wzruszył ramionami.

Przemieszczamy się pomiędzy alejkami w ciszy, którą co jakiś czas przerywa komunikat dobiegający z głośników.

- Nadal nie rozumiem, po co nam dwa wózki, przecież weszliśmy tylko po wino.

- Kiedy pierwszy raz zabrałem tu Zayna zrobiliśmy sobie wyścigi.

- Wyścigi? – Marszczę brwi.

- Dokładnie tak. Ja brałem swój wózek, a on swój i w ostatniej alejce rozpędzaliśmy się i stawaliśmy na tym szczeblu. - Pokazuje mi na dolną część wózka.

Wybucham, śmiechem:

- Chyba nie myślisz, że ja będę się z tobą ścigać!

- Dlaczego nie? Będzie fajnie. Przed nami przedostatnia alejka. – Uderza mnie w ramię, a ja jak dziecko daję się przekonać.

Sklep jest dosyć długi, a ze względu na niewielką liczbę osób na kasie jest tylko jedna kasjerka, która kompletnie nie widzi, co planujemy. Oboje wiemy, że to głupi pomysł, ale czego się nie robi dla zabawy...

- Gotowa? – Potwierdzam skinieniem. – Trzy, dwa – mówi przeciągle – jeden. Start!

Oboje ruszyliśmy z kopyta, odpychając się jedną nogą, jak na hulajnodze. Na ustalonej wcześniej wysokości, odrywamy stopę od ziemi i kładziemy ją na drążku. Wózek lekko się przechyla, ale ciężar ciała opieramy na przedniej części. Nagle ktoś wyrósł spod ziemi, a my zatrzymaliśmy się z hukiem, obijając się o siebie.

- Gówniarze! Co wy sobie myślicie, proszę stąd wyjść, to nie jest tor wyścigowy!

Na plakietce starszej kobiety zauważam słowo „kierownik", dlatego nie odzywam się za wiele.

- Chcieliśmy tylko kupić wino. – Palnął z głupim uśmieszkiem David, a ja mimowolnie zaczęłam się śmiać.

- Żeby kupić alkohol trzeba mieć skończone dwadzieścia jeden lat, wynocha stąd!

- Ale... - Zaczyna.

- Bo wezwę ochronę!

Oboje w pośpiechu wybiegamy ze sklepu. Pękamy w szwach na parkingu, mimo że powinniśmy czuć się idiotycznie, śmiejemy się, jakby to, co się wydarzyło, zasługiwało na specjalne wyróżnienie.

- Odmłodziliśmy się jednym głupim wybrykiem, czyż to nie cudowne? – Mówię głośno.

- To zdecydowanie najlepszy wyścig w moim życiu!

Podchodzi do mnie i obejmuje mnie, po czym całuje w nos i sadza na maskę samochodu, który nie należy do żadnego z nas.

- Zaraz włączy się alarm!

- Daj spokój, tylko pocałuję cię na masce nie swojego wozu.

Przyciska do mnie usta, a ja rozpływam się, jakbym nie smakowała ich nigdy wcześniej. Nie całowaliśmy się tak namiętnie od ponad miesiąca, nie czułam jego bliskości, wręcz przeciwnie. Miesiąc, który przeżyliśmy bez siebie, był trudny, ale to z czym przyszło mierzyć nam się w ostatnich dniach, przerosło nasze wyobrażenia. Pocałunki, dotyk i seks odeszły w zapomnienie, ale teraz, gdy mnie całuje i dotyka moich ud, dociera do mnie, jak bardzo za tym tęskniłam. Nasze ciała pragną się bardziej niż kiedykolwiek, języki splatają się, a błagalne jęki opuszczają nasze usta.
Tę chwilę przerywa znajomy głos kobiety, która kilka minut temu wyrzuciła nas ze sklepu. Odrywamy się od siebie i spoglądamy na biegnącą w naszym kierunku postać. David pomaga mi zejść z samochodu i razem uciekamy do jego Jeepa.

- Na moim samochodzie takie rzeczy! - Słyszymy w tle.

Oboje śmiejemy się, wsiadając do wozu. Richard obudził się, kiedy z impetem trzasnęliśmy drzwiami.

- Jedź, jedź! – Ponaglam go, widząc kierowniczkę w towarzystwie ochrony.

- Jadę! – Rzuca, po czym znów zaczyna się śmiać.

- Co się tam stało?! – Mówi z przerażeniem w głosie dziadek.

Spoglądamy na siebie z szerokim uśmiechem, tak bardzo za tym tęskniłam. Za tym, za nim, za nami... Brakowało mi tego.

- Pani w sklepie nie chciała sprzedać nam alkoholu, twierdziła, że próbujemy ją oszukać, a przecież chciałem dać dowód.

Nie wytrzymuję i cicho parskam śmiechem, a twarz starszego mężczyzny rozpromienia się, gdy widzi naszą wymianę spojrzeń.

Dojeżdżamy na miejsce. W domu jest chłodno, dlatego David od razu przynosi drzewo, by rozpalić w kominku. Pod nieobecność wnuka, Richard poinformował mnie, że jest zmęczony i pójdzie się położyć, zanim jednak odwrócił się, by iść do sypialni, wskazał na komodę stojącą tuż za mną:

- Tam jest bardzo dobre wino, wypijcie sobie. – Puścił mi oczko.

- Dziękuję. – Odpowiedziałam i rzuciłam mu się na szyję. – Cieszę się, że tu zostajemy. To miejsce działa kojąco na niego i na mnie.

- Ten dom to azyl, do którego pragnie się uciekać, kiedy grunt osuwa się spod stóp. – Rzucił okiem w stronę zdjęcia swojej zmarłej żony i uśmiechnął się, jakby tam właśnie stała. - To tutaj nic oprócz miłości nie ma znaczenia. – Jego oczy zalśniły w blasku lampy. – Dobranoc Elizabeth.

- Dobranoc dziadku.

W czasie, gdy David rozpala w kominku, udaję się do łazienki. Biorę szybki prysznic i wskakuję jedynie w tę samą sukienkę, którą miałam na sobie, ponieważ nic innego nie mam.

Schodzę na dół i już w połowie schodów zauważam blask świec. Delikatny lawendowy zapach unosi się w powietrzu, a ciepło otula moją wilgotną skórę. W salonie nikogo nie ma, słychać jedynie strzelanie drewna w komiku. Kilka świec rozstawionych w różnych miejscach i niewielki dywan położony przed paleniskiem to wszystko, co zastaję po wyjściu z łazienki.

- David? – Pytam ostrożnie.

- Jestem. – Wzdrygam się na dźwięk jego głosu, który dobiega mnie zza pleców. – Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć.

Całuje mnie w skroń, a kiedy tylko jego ciało zbliżyło się do mojego, poczułam ten niesamowity i delikatny korzenny zapach. Kiedy idzie w kierunku komody, by zabrać pozostawione tam kieliszki i wino, bacznie mu się przyglądam. Ma na sobie czarne dresy i luźną koszulkę, a z jego hebanowych włosów spływają pojedyncze krople.

- Wiesz, że mogłeś się wytrzeć? Nie obraziłabym się, gdyby nie było cię minutę dłużej. – Żartuję, sięgając po kieliszek.

- Nie chcę tracić minuty, zaraz same wyschną. – Zaczesuje włosy dłonią i podnosi kieliszek. – Nasze zdrowie Elizabeth.

- Nasze i Zayna. – Dodaję.

- Dokładnie tak. – Wskazuje mi, bym usiadła przed kominkiem. – Tutaj jest dużo cieplej. Przygotowałem coś.

Sięga za kanapę i wyciąga karki oraz siatkę z piłeczkami. Patrzę z zaciekawieniem na przedmioty, które mi podaje i dopiero gdy zauważam, co jest na papierze, dociera do mnie, co będziemy robić.

- Naprawdę? – Chichoczę. – Ale we dwoje?

- Jasne, czemu nie. – Wzrusza ramionami. – Będzie fajnie.

Zawsze myślałam, że gra w bingo jest głównie dla starszych ludzi i gra się w nią tylko w większych grupach, ale od kilkunastu minut bawię się z Davidem w najlepsze. Kiedy widzę jego minę, jeszcze bardziej chcę mi się śmiać. To niesamowite, że z tą jedną osobą wszystko staje się dużo lepsze. Mam wrażenie, że z nim zbieranie i segregowanie śmieci również sprawiłoby mi radość.

- Bingo!

- Żartujesz?! – Rzuca komicznie kartką i chwyta za kieliszek wina.

- Zawsze wygrywam!

Wystawiam mu język, a on odstawia szkło na blacie stojącego za nami stołu i rzuca się na mnie. Nasze ciała bezwładnie opadają na dywan, a ja śmieję się głośniej, niż powinnam, dlatego zakrywam usta.

- Spokojnie, nie usłyszy. – Spiera się na łokciu tuż obok mojej twarzy. Dłonią odsuwa pasmo włosów, które przykleiło się do mojego policzka. – Chciałbym, żeby ta chwila trwała wiecznie, żebyśmy już zawsze byli tacy szczęśliwi.

- Podziwiam cię skarbie – całuję go w dłoń – w ciągu ostatnich dni przeżyłeś tragedię, a mimo to potrafisz się uśmiechać. Wiem, że wszyscy oceniliby cię jako kogoś bez serca, ale znam cię i widzę, jak bardzo cierpisz. Dlaczego nie chcesz o tym porozmawiać?

Podniósł się i usiadł, wpatrując się w ogień, skubał włoski na przedramieniu:

- Zayn jutro się obudzi i wszystko wróci do normy. Śmierć Dana i zaginięcie mojej matki wcale mnie nie bolą, nie czuję żalu i strachu przed tym, że już ich nie zobaczę.

- Dlaczego w takim razie czuję, że cię coś męczy.

- Nie to mnie męczy. Jestem przerażony tym, że – zagryza wargę i przeciera oczy – po prostu, zamiast cieszyć się, że tu jesteśmy, wciąż głowię się nad tym, że mogłem cię stracić.

- Hej – kucam obok niego i dwoma palcami odwracam jego twarz tak, by na mnie spojrzał – jestem tu i nigdzie się nie wybieram. Przeszliśmy razem przez piekło, spłonął świat i zawisły czarne chmury, a ja nadal tu jestem i będę kochanie, dopóki śmierć nas nie rozłączy.

- Obiecujesz? – Szepcze drżącym głosem.

- Obiecuję.

- W samochodzie powiedziałaś mi, że dziękujesz za to, że tu przyjechałaś, a wiesz, za co ja dziękuję każdego dnia? Za to, że dane było mi cię poznać, że otworzyłaś moje oczy i pokazałaś mi dużo więcej niż ktokolwiek inny. Nauczyłaś mnie kochać, podczas gdy wszyscy wokoło myśleli, że nie jestem zdolny do uczuć. Gdyby nie ty, Zayn nigdy nie usłyszałby ode mnie, że jest moim najlepszym przyjacielem. Nigdy nie zrozumiałbym, jak bardzo krzywdzili mnie moi rodzice i Dan, a co więcej Elizabeth, gdyby nie ty, nigdy nie poczułbym prawdziwego szczęścia. Dziękuje ci za to, że jednego wieczoru mogę znów mieć szesnaście lat, a godzinę później poczuć się jak sześćdziesięciolatek, grając w bingo i do tego wszystkiego ani przez moment nie uznać tego za dziwne. Dziękuję, że nigdy mnie nie zostawiłaś, choć ja robiłem to wielokrotnie. Dziękuję, że jesteś po prostu sobą, najwspanialszą Elizabeth Mitchell, którą dane mi było szczerze pokochać.

Z każdym kolejnym słowem byłam coraz bardziej wzruszona, a teraz gdy skończył, łzy mimowolnie spływają mi po policzkach i nie potrafię nic z tym zrobić. Przyciągnął mnie do siebie i w dalszym ciągu patrząc mi prosto w oczy, ocierał krople spływające po mojej twarzy.

- Kocham cię. – Powiedziałam cicho, a on przycisnął do mnie usta.

Wbił się we mnie, a mi wcale to nie przeszkadzało, ponieważ zrobiłam dokładnie to samo. Nasz pocałunek był łapczywy, a jednocześnie delikatny. Czułam jego język oplatający mój i palce, które mierzwią moje włosy. Oboje unieśliśmy się lekko, a wtedy on chwycił za zamek mojej sukienki, spojrzał na mnie pytająco, a ja uśmiechnęłam się, dając tym samym pozwolenie. Zsunął ze mnie materiał i zaczął ustami sunąć po mojej szyi, nie czułam się tak seksownie, od kiedy ostatni raz się kochaliśmy. Uwielbiam to, że przy nim czuję się wyjątkowa, jedyna, zupełnie jakbym była najpiękniejszą kobietą na ziemi, ale tak naprawdę nie obchodzi mnie cały świat, tylko on, bo on jest moim całym światem.

- Pragnę cię, tak bardzo cię pragnę Elizabeth.

Kiedy słyszę, jak z powietrzem wypuszcza każde słowo, moje ciało po raz kolejny przechodzi dreszcz. Jednym pewnym ruchem rozpina biustonosz i zaczyna całować mnie po piersiach. Podsuwam lekko do góry jego T-shirt, a on zamaszystym gestem ściąga go. Popycham go do tyłu i zsuwam jego dresy, a on jęczy cicho. Kiedy jest nagi, chwyta mnie za ręce i pociąga do siebie, opadam na jego torsie i całuję go, a on obejmuje mnie i zamienia naszą pozycję. Dopiero teraz, gdy jego twarz jest nade mną, widzę, jak bardzo jest rozpalony, zapewne wyglądam podobnie.

Wodzi palcami po linii moich majtek i ostrożnie wsuwa je coraz głębiej, kiedy wyginam się z rozkoszy, schodzi niżej i zsuwa boją bieliznę.

Najpiękniejsza sceneria, najpiękniejszy mężczyzna i najpiękniejsza miłość, którą dane nam było przeżywać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro