Rozdział XXX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Elizabeth



Od dwudziestu minut rozmawiam z Davidem, który w nocy wraca z Waszyngtonu. Bardzo się za nim stęskniłam. Kiedy nie ma go w pobliżu, nie potrafię znaleźć dla siebie miejsca. Przez ostatnie dni byłam bardziej samotna niż kiedykolwiek. Moja matka wyjechała od razu po świętach, więc całe szczęście nie widziałam się z nią od momentu, gdy nakryłam ją i ojca w biurze. Victoria wymieniła ze mną kilka wiadomości, ale nie spotykałyśmy się, ponieważ z rodzicami Jacka wyjechali za miasto. Mój ojciec w przeciwieństwie do mojej matki dzwonił do mnie kilka razy, ale nie odbierałam, bo nie miałam ochoty na tę rozmowę. Spławiałam go krótkimi wiadomościami, że niby wszystko w porządku.

Nie daje mi spokoju to, co zobaczyłam i nie mam pojęcia, jak spojrzę w oczy swojej matce. Wraca dzisiaj wieczorem, dlatego zaczęłam układać w głowie scenariusze przebiegu naszej rozmowy i żaden nie jest dobry...

- Ktoś dzwoni na dzwonek, widzimy się w nocy. – Rozłączam się, zanim David skończy mówić i zbiegam po schodach.

Zerkam na ekran i widzę znajomą twarz, która wywołuje u mnie ogromne zaskoczenie. Otwieram drzwi i spoglądam na twarz chłopaka, którego znam z Miami.

Uśmiech Giorgio powiększa się z każdym jego krokiem. Śmiało, można powiedzieć, że idący w moim kierunku chłopak nic się nie zmienia. Jest tylko trochę przystojniejszy niż kilka lat temu. Jego ciemne kręcone włosy są tak samo słodkie, a jasna karnacja idealnie komponuje się z jego czarnymi oczami.

- Co ty tu robisz? – Ściskam go na powitanie.

- Przyleciałem w odwiedziny.

Obejmuje mnie równie mocno, dzięki czemu czuję, że nie unikał siłowni. Zapraszam go do środka i przygotowuję herbatę. W tym czasie opowiada mi o tym, że pisał z moją matką, ponieważ chciał mi zrobić niespodziankę.

Jestem mu wdzięczna za to, że nie porusza tematu bukietu, który wysłał kilka miesięcy temu. Bukietu i przede wszystkim liścisku...

- Przygotuję dla ciebie pokój gościnny. Rano poznasz mojego chłopaka. – Dodaję.

Jego reakcja nie powala, nigdy nie był dobrym aktorem.

- Dzisiaj się nie widzicie? Nie będzie zły, że tu nocuję?

- Nie ma go, wyjechał na trzy dni i wraca w nocy. Na pewno nie będzie miał nic przeciwko – kłamię – polubicie się. – Uśmiecham się i sama nie dowierzam w to, co mówię.

- Jasne. – Bierze głęboki oddech. – Skoro dzisiaj go nie ma, może gdzieś się wybierzemy?

- Pewnie.

Prowadzę go do pokoju gościnnego i kiedy mam już zostawić go samego, by mógł się przebrać, na łóżku zauważam opakowanie po prezerwatywie, która musi tu leżeć już dłuższy czas. Chyba naprawdę nasza sprzątaczka musi dostać reprymendę.

- G!- Podlatuję do niego i łapię za ramiona. – Pokażę Ci mój pokój. – Ciągnę go za rękę.

- Może najpierw się odświeżę. – Wyrywa mi się.

Kiedy odwraca się w stronę łóżka, by wziąć ręcznik, rzucam się w tamtą stronę. Siadam na opakowaniu i uśmiecham się do gościa.

- Zachowujesz się dziwnie.

- Dawno cię nie widziałam, mam ci tyle do opowiedzenia.

- Na pewno. Pozwolisz, że pójdę pod prysznic i będziemy kontynuować.

Oddycham z ulgą, kiedy drzwi łazienki się zamykają. Podnoszę się i chowam papierek do kieszeni moich spodni.

Pędzę na dół po swój telefon, by szybko poinformować Davida o moim gościu, ale kiedy mam wysłać wiadomość zaczynam odczuwać niepokój. Obawiam się jego reakcji, ale nie mogę tego zataić...

„David, muszę Ci coś powiedzieć".

Piszę wiadomość, uprzednio mażąc ją kilkukrotnie.

Dzwonię do mojej przyjaciółki, żeby pochwalić się jej, kto postanowił nas odwiedzić, ale oczywiście nie odbiera. Odkładam agresywnie telefon i spoglądam na stojącego przede mną Giorgio. Nie byłabym tak zdziwiona jego obecnością, gdyby nie fakt, że stoi bez koszulki.

- Wołałem cię. Pomyślałem, że pojedziemy na basen. Dawniej lubiliśmy to robić. - Masuje się po karku.

Jego tors potwierdza moje przypuszczenia odnośnie siłowni, a ja łapię się na tym, że analizuję go zbyt długo.

- Jasne. – Rzucam.

- Coś się stało? – Dobiega mnie jego głos, gdy jestem w połowie schodów.

- Nie dlaczego?

- Rzuciłaś telefonem, ktoś cię zdenerwował.

- To nic takiego, nie przejmuj się.

Pakuję do torby strój i resztę rzeczy, a podczas tego przypominam sobie, że nasze pierwsze wspólne spotkanie odbyło się na basenie. Victoria zaczęła się wtedy topić, bo próbowała udowodnić mu, że potrafi stanąć na rękach pod wodą. Nie powinnam była się wtedy śmiać, ale kiedy otworzyła oczy i zobaczyła ratownika zapomniała, że dwie minuty wcześniej omal się nie utopiła.

Giorgio bardzo często zabierał mnie na basen, ponieważ uwielbiał pływać. Od zawsze pałał zamiłowaniem do wody, dlatego pierwsze co zrobił po przyjeździe do Miami, to zapisał się do amatorskiego klubu surfingu i szkolnej grupy pływackiej.

- Długo mam na ciebie czekać?

Wchodzi do mojego pokoju i spogląda na wielki obraz nad łóżkiem. Przygląda mu się uważnie.

- Wszystko fajnie, tylko po co te łzy? – Komentuje.

- Bez łez chyba nie byłoby tak artystyczne. – Śmieję się.

- A może tak prawdziwe? – Siada na krawędzi łóżka.

- Co masz na myśli?

- Wiesz, o co mi chodzi. Oboje dobrze wiemy, jak wiele emocji w sobie tłumisz. Nie mam nic złego na myśli, po prostu mi się to nasunęło.

- W porządku. – Mówię obojętnie.

- Victoria nie chce jechać z nami?

- Jest ze swoim chłopakiem, nie da rady.

Podróż z tym człowiekiem jest jak wehikuł czasu. Ciągle wspomina jakieś komiczne sytuacje. Sama nie wiem, czy powinnam się przejmować, czy cieszyć z tego, że mnie odwiedził.

David w dalszym ciągu mi nie odpisał i zastanawiam się, czy nie napisać do Zayna, ale po dłuższych przemyśleniach rezygnuję z tego pomysłu.

Obserwuję swojego towarzysza i zastanawiam się, czy aby na pewno nie urodził się w morzu. Jego umiejętności znacznie się poprawiły, zupełnie jakby nie wychodził z wody przez ostatni rok.

Podpływa do mnie i zarzuca włosami, a po jego twarzy spływają pojedyncze krople. Wygląda świetnie.

- Będziesz tylko patrzeć, czy masz zamiar się ze mną zmierzyć? – Chlapie mnie.

- Myślę, że nie mam z tobą szans. Chyba zdążyłam zapomnieć, że jesteś świetnym pływakiem.

- Wiedziałabyś, gdybyś odbierała telefony.

Czekałam na ten moment. Wiedziałam, że w końcu zacznie ten temat, ponieważ po kłótni z Davidem unikałam kontaktu z Giorgio. Jego wiadomość dołączona do bukietu była dla mnie czerwoną lampką i przestraszyłam się, że nasza znajomość będzie miała wpływ na relację moją i Davida. Wiem, że to głupie, ale odtrąciłam go dla własnego komfortu.

- Ja tylko...

- Ty tylko masz chłopaka, który ci tego zabronił.

- To nie tak.

Śmieje się i wskakuje na krawędź obok mnie:

- Jasne. Widziałem tego chłopaka. Nie wygląda, jak ktoś, kto miałby szacunek do twojej prywatności.

- Słucham? – Oburzam się.

- Rozmawiałem z twoją matką i wiem, kim on jest. Dziwi mnie, że dałaś się nabrać na jego głupie gierki.

Wstaję i spoglądam na chłopaka, który staje tuż przede mną.

- Co to ma niby znaczyć? Dlaczego w ogóle rozmawiasz o mnie z moją matką? Uważasz, że możesz go ocenić po tym, co powiedziała ci kobieta, która go nie zna? – Wybucham ironicznym śmiechem. – Powinieneś to sobie przemyśleć.

- Chłopak, który dawno siedziałby, gdyby nie jego wujek i twój ojciec jest dla ciebie dobry? – Mruży oczy. – Raczej w to wątpię.

- Może ty byłbyś lepszy? Zdradzając i okłamując mnie na każdym kroku! – Uderzam w niego palcem. – Spójrz na siebie, kim ty jesteś. Dzwonisz do mojej matki i mnie obgadujesz. Zachowujesz się, jakbyś miał prawo wtrącić się do mojego życia.

- Byłem młody, a on na pewno robi to teraz. Gdzie niby jest? W tym czasie pewnie zabawia się z innymi laskami, równie naiwnymi co ty. – Zakrywa usta dłonią, kiedy ostatnie słowo opuszcza jego usta. – Elizabeth, ja przepraszam. Wcale tak

- Nie myślisz? – Uprzedzam go. – Wiem, że tak nie myślisz, bo to słowa mojej matki. Powtarzasz to, co ona, zawsze miałeś do tego tendencje. Do braku własnego zdania, właśnie to sprawia, że David jest lepszy. Nikt nim nie dyryguje, ma swoje zdanie i robi to, co chce, a nie to, co mu każą.

- Racja, ale wolę być sobą niż takim cholernym dupkiem jak on. Wykorzysta cię, zabawi się, a kiedy mu się znudzisz, mrugnie i znikniesz z jego życia.

- Mylisz się.

- To nie jest bajka. To nie film romantyczny ani powieść młodzieżowa. To życie.

- Pozwól, że napiszemy swoją historię bez twojej pomocy. – Odwracam się i idę w kierunku szatni.

- Będzie miała smutny finał.

Zatrzymuje się i spoglądam przez ramię:

- Dla ciebie.

Mimo naszej wymiany zdań czekam na niego w samochodzie. Powinnam odjechać i mieć gdzieś, jak dostanie się do domu, ale wiem, że nie zna tego miasta. Chciałabym zdrapać z jego twarzy ten szyderczy uśmiech, którym obdarzył mnie podczas tej rozmowy, a jednocześnie jego słowa sprawiły mi ból. Każdy postrzega Davida jako potwora, Matthew miał rację, każdy dał sobie pozwolenie na osądy i nawet nie chce go poznać. Chciałabym zrozumieć w tym wszystkim mojego ukochanego, dlaczego nigdy się nie bronił, nie mówił ludziom, jaka jest prawda, tylko pozwolił się zniszczyć w ich oczach.

Drzwi od strony pasażera otwierają się, a ja od razu odpalam silnik. W milczeniu pokonujemy całą trasę, jedynie przez krótką chwilę, gdy zamawia jedzenie, jego głos zagłusza ciszę. Dobrze, że zna mnie na tyle dobrze, że wie jaką pizzę lubię.

Wychodzę z garażu dopiero po kilku minutach, ponieważ chciałam zostać, by zadzwonić do Davida. Nie odebrał, dlatego wykręcam numer jego przyjaciela.

- Halo. – Odbiera po kilku sekundach.

- Cześć. Czy mógłbyś dać mi Davida?

- Nie ma go obok. Poszedł do toalety, jesteśmy już na lotnisku. – Jego głos brzmi, jakby był bardzo zmęczony. – Zepsuł mu się telefon i dlatego się z tobą nie kontaktował.

- Jeszcze przed południem z nim rozmawiałam.

- Tuż po tym poszedł do toalety i utopił swój telefon w sedesie. – Parska śmiechem. – Pewnie, gdyby zareagował od razu, nic by się nie stało, ale dopiero po godzinie zorientował się, że nie ma telefonu.

- Mógł mnie poinformować.

- Wiem, ale jechaliśmy w pośpiechu na lotnisko. Nie pomyślał.

- W porządku. Uważajcie na siebie.

- Coś się stało?

- Nie, znaczy tak – mieszam się – ale to nie istotne, porozmawiam z nim na miejscu. Powiedz mu, że już wiem o telefonie i że drzwi będą otwarte. – Uśmiecham się na myśl, jak komicznie musi to brzmieć.

- Liz?

- Tak?

- On bardzo cię kocha. Nigdy nie przypuszczałem, że ktoś może być zdolny do takiej miłości.

- Dlaczego mi to mówisz? – Zagryzam wargę w uśmiechu.

- Uważam, że w końcu ktoś powinien ci to powiedzieć. Większość pewnie będzie twierdzić, że jest okropny, ale tak nie jest.

- Dzięki Zayn, uważaj na siebie.

- Do zobaczenia.

Kiedy z nim rozmawiam, zawsze wydaje mi się, że czyta mi w myślach. Wie, co powiedzieć w danym momencie, wie, czego potrzebuję, by poprawił mi się humor i jestem mu za to dozgonnie wdzięczna. Cieszę się, że pojawił się w moim życiu, jest jak anioł stróż naszego związku.

Po godzinnym siedzeniu w pokoju spotykam się z naszym gościem przy stole. Oboje zajadamy się pizzą w milczeniu i sporadycznie wymieniamy spojrzenia. Za oknem już ciemno, a mojej matki nadal nie ma.

Po jakimś czasie w domu rozlega się dźwięk walizki ciągniętej po podłodze i moim oczom ukazuje się kobieta, której ciężko mi spojrzeć w oczy.

- Jaka miła niespodzianka. – Trąca w kierunku chłopaka, a ten idzie ku niej się przywitać.

Ładna mi niespodzianka, skoro oboje to zaplanowali...

- Świetnie pani wygląda.

Moja matka zachowuje się, jakby nic się nie stało, jakbym wcale nie nakryła ją na seksie z byłym mężem.

Siada naprzeciwko mnie i bierze kawałek pizzy.

- Jestem głodna jak wilk. Całe szczęście, że zamówiliście jedzenie. Co dzisiaj robiliście?

Odwzajemniam jej spojrzenie i uśmiecham się lekko:

- Byliśmy na basenie.

- I to wszystko?

Grymas na jej twarzy daje mi jasno do zrozumienia, po co ściągnęła tu mojego byłego chłopaka.

- A czego się spodziewałaś?! – Unoszę się.

- Daj spokój Liz. – Uspokaja mnie chłopak siedzący obok mnie.

- Nie wtrącaj się. – Syczę. – Po to go tutaj ściągnęłaś, żeby odsunąć mnie od Davida? Myślisz, że ci się to uda?!

Podnoszę się i uderzam dłońmi o blat stołu.

- O czym ty mówisz? Myślisz, że cały świat kręci się wokół was? Rozmawiałam z Giorgio i wspomniał, że chętnie by cię zobaczył.

- Ach tak? I podczas tej samej rozmowy wspomniałaś, jaki David jest zły?

- O czym ty mówisz?

- Nie róbcie ze mnie idiotki. Dobrze wiem, co knuliście. Jak tylko dowiedziałaś się, że David wyjechał do Waszyngtonu, od razu go tu ściągnęłaś!

- Do Waszyngtonu? – Matka spogląda na mnie z szeroko otwartymi oczami. – A po co tam pojechał?

- Mówiłam, że jedzie z przyjacielem.

- Nie mówiłaś, że tam! – Unosi się.

- A co cię to interesuje? Mógł pojechać nawet na koniec świata, a ty i tak nie zmienisz o nim zdania. Wiecznie będziesz miała go za dupka, bo porównujesz go bez przerwy do jego ojca! – Wyrzucam to z siebie.

- O czym ty mówisz?

- Słyszałam waszą rozmowę. Dobrze wiem, czego się boisz, że skrzywdzi mnie tak samo jak on ciebie, ale wiesz co? Wcale tak się nie stanie, bo on mnie kocha prawdziwie.

- Nic nie wiesz Elizabeth.

- Zawsze to powtarzasz i najgorsze jest to, że masz rację. Nie wiedziałam, że znałaś jego ojca, nie miałam pojęcia, że nadal spotykasz się z ojcem. – Mrużę oczy, jakbym miała ją prześwietlić na wylot.

- Nie bądź dzieckiem, jesteś dorosła. – Opiera się o blat. – Mamy gościa, zachowuj się.

- Rozmawiasz z nim o moich prywatnych sprawach. Mówisz, co ci się żywnie podoba, a to ja mam się zachowywać? Myślałam, że jesteśmy na dobrej drodze do tego, by się dogadać, ale ty jak zwykle tylko grałaś! Wcale nie akceptujesz Davida, a relacje ze mną chciałaś poprawić tylko po to, by wyeliminować go z mojego życia.

- Nie histeryzuj, wcale tak nie jest.

- Może pójdę do pokoju.

- Zostań. Będziesz miał o czym rozmawiać z moją matką, bo ja muszę się przewietrzyć!

Trącam stojącą obok mnie szklankę i z hukiem rozbija się o podłogę. Patrzę na Giorgio, który stoi jak wryty, mijam go obojętnie i wychodzę na zewnątrz.

Idę po opustoszałym chodniku, oświetlonym światłami lamp. Wokół mnie panuje ciemność, jedynie światła w poszczególnych domach dają oznaki, że istnieją też inni ludzie.

Zawsze w takich chwilach ubolewam, że nie ma obok mnie Davida. Chciałabym móc teraz objąć kogoś, komu naprawdę na mnie zależy albo zadzwonić do Zayna, który też okazuje mi wiele wsparcia, ale nie mogę. Muszę czekać do późnej godziny, żeby zobaczyć twarz mojego ukochanego.

Moja matka i Giorgio pewnie teraz debatują na mój temat, ale mam to gdzieś. Myślą, że ich gadanie cokolwiek zmieni względem moich uczuć, ale się mylą. Nic nie jest w stanie tego zmienić. Zakochałam się w chłopaku, który ma wielkie serce, ale nikt nie chce w to uwierzyć.

Chcę poznać prawdziwy powód jego bójek, dlaczego to robił, skoro nigdy nie mógł narzekać na pieniądze. Co takiego się stało, że uważa, że robił dobrze?

Im dłużej idę i zagłębiam się w ciemną ulicę, czuję się coraz bardziej niepewnie, dlatego decyduję się wrócić. Kiedy odwracam się do tyłu, dostrzegam ciemną postać, która patrzy na mnie z drugiej strony ulicy. Serce podchodzi mi do gardła, dlatego wyciągam telefon. Wybieram numer mojej przyjaciółki i dzwonię, ale odrzuca połączenie. Mam na uwadze, że nie mam nikogo innego, dlatego wybieram numer alarmowy, w razie potrzeby kliknę zieloną słuchawkę.

Nagle zaczyna się do mnie zbliżać, a ja w panice skręcam do jednego z domów.

- Nie nabierzesz mnie, wiem, gdzie mieszkasz Elizabeth. – Znam ten głos. – Poza tym, w tym domu nikogo nie ma.

Odwracam się, a Steve jest tuż za mną. Od razu przypominam sobie, co o nim słyszałam i to, co powiedział mi na siłowni.

- Nie chcę problemów Steve. – Mówię spokojnie.

Zapominam o wszystkim dookoła, rozglądam się, czy być może nie ma nikogo w pobliżu.

- A kto powiedział, że ja chcę. – Podchodzi jeszcze bliżej i zdejmuje z głowy kaptur.

W świetle lamp zauważam, że musiał komuś się narazić, ponieważ jego twarz wygląda, jak pole bitwy.

- Wiesz, kto mi to zrobił? – Uśmiecha się złowieszczo, a przez mój kręgosłup przelatuje dreszcz.

- Skąd mam wiedzieć. – Mój głos zacina się ze strachu.

Nie mam przy sobie nic, by się bronić. Gdzie ja miałam głowę, wychodząc sama, przecież David mnie ostrzegał przed tym kretynem.

- W tajemnicy ci powiem, że to twój chłopak mnie tak załatwił. Razem ze swoimi koleżkami. – Zastygam w bezruchu. – Powiedział, że mam zostawić cię w spokoju, ale wiesz co? Mam gdzieś jego prośby, skoro nasza umowa mu nie odpowiadała.

- Nie wiem, o czym mówisz.

- Był u mnie kilka dni temu. Rozmawialiśmy, jak przystało na dżentelmenów, ale coś mu odbiło i wczoraj znów mnie odwiedził.

- Davida nie ma.

Dotyka mojego przedramienia, a ja, zamiast uciekać, stoję w miejscu. Chcę uciec, ale się boję.

- Wspomniałem, że on był? – Zaczyna śmiać się przeraźliwie. – Wybacz kłamstwo, on nie zjawił się osobiście, nasłał na mnie swoich ludzi.

Kiedy odchyla głowę do tyłu, wyrywam się i zaczynam biec do najbliższego domu. Serce bije mi jak oszalałe, a moje kończyny płoną. Uciekam ile sił w nogach, ale to na nic, bo on wciąż jest za mną.

- Pomocy! – Wyrywam z siebie stłumiony krzyk.

Jego kroki są coraz bardziej wyraźne, dlaczego tutaj nikogo nie ma. Odwracam się i nie mija sekunda, kiedy rzuca się w moją stronę, a jego ciało obezwładnia moje.

- Puść mnie. Proszę.

Szarpie moje ubrania i uderza mnie mocno w twarz. Próbuję się wyrwać, ale obrywam jeszcze mocniej. Twarz boli mnie piekielnie, a przed oczami robi mi się ciemno. Nie mogę się ruszyć. Trzyma mocno moje dłonie i całuje mnie, a ja wypluwam jego ślinę.

- Głupia suka. – Uderza mnie ponownie, a jego kolano ląduje między moimi udami.

Nie mogę się ruszyć, czuję, jakbym umierała. Moje ciało paraliżuje ból. Przyciska dłonie do mojej szyi. Duszę się, a on słysząc to, puszcza mnie. Łapię się za miejsce, które uciskał przed momentem i próbuję się lekko odwrócić, ale on zaczyna rozpinać mi spodnie. Płaczę, a w tym płaczu wyrywają się pojedyncze okrzyki wołania o pomoc, za co znów obrywam. Zakrywam twarz dłońmi, gdy okłada mnie pięściami.

- Ty nie będziesz prosiła, o to bym przestał, będziesz milczeć, kiedy będę cię pieprzył.

Odsuwam dłoń z oczu i widzę, że stoi nade mną. To ostatnie co pamiętam, ponieważ po tym jego kopnięcie zamyka mi oczy na dobre.

Sygnał pogotowia. Niebieski i czerwony, niebieski i czerwony. Krzyk mojej matki, ona tu jest.

- Elizabeth!

Ból zakrywa mi usta i każe spać.

Niebieski i czerwony.

Zapach brudnych i spoconych ubrań. Zapach alkoholu.

Kręcę się.

Nie mogę krzyczeć, choć strasznie boli.

Znów jadę. Niebieski i czerwony. Ten zapach wypala mi nozdrza.

Co się stało? Czy ja cofnęłam się w czasie? Nie możliwe, wtedy tak nie czułam tego okropnego zapachu. Wtedy nie było mojej matki, nie było nikogo.

Widzę twarze zakryte maskami i ciemność.

Trąbienie i ciągły ból.

- Szybciej! – Krzyk kogoś obcego. – Widzi mnie pani.

Nie widzę, widzę jego twarz. Wielkie źrenice, ogromne i złe oczy pożerają mnie. Próbuję się ruszyć, ale nie mogę.

Ktoś świeci mi w oczy. W tym świetle jest jego twarz.

Jego ślina, ciało odurzające alkoholem i pot. Muszę się umyć, nienawidzę siebie, nie wytrzymam tak długo.

David, gdzie jesteś? Ratuj mnie, proszę. Uratuj mnie, bo chcę umrzeć.

Ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro