Rozdział XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Elizabeth


Od kiedy David postanowił wtargnąć do mojego domu i zarzucić mi seks ze swoim przyjacielem minęły dwa dni, a żaden z nich nie raczył się do mnie odezwać, by cokolwiek mi wyjaśnić. Takiego zachowania nie spodziewałam się po Zaynie, szkoda, że ta relacja znaczyła dla niego tyle, co nic. W końcu miło spędziliśmy razem czas.

Kiedy opowiedziałam o tym Victorii, jedyne co mi powiedziała to, że David jest idiotą, a Jack nic więcej nie wie, jedynie tyle, że się w końcu jego przyjaciele się dogadali. Wczoraj spędziłyśmy razem cały wieczór, ale dzisiaj wychodzi z chłopakiem i jego przyjaciółmi na jakąś imprezę – nie mam pojęcia gdzie – prosiła, bym jej towarzyszyła, ale ze względu na moje zdrowie psychiczne będę się od nich trzymać z daleka.

Po tym, jak wygramoliłam się dzisiaj z łóżka i ogarnęłam podstawowe rzeczy, postanawiam iść na siłownie, ale nie w domu. Wybieram się na jedną z lepszych siłowni w tym mieście, której ulotkę znalazłam za wycieraczką samochodu.

„Jednak przyjadę jutro rano".

Czytając wiadomość od mojej matki, poniekąd czuję ulgę, że nie będę się zmagać z jej pytaniami wieczorem.

„Czemu nie poszłaś z Victorią" „Nadal zadajesz się z tym chłopakiem z komisariatu" „Jesteście parą"... Bla, bla, bla.

Budynek jest ogromny, bardzo się cieszę, że zdecydowałam, by tutaj przyjechać. Recepcjonistka wita mnie szerokim uśmiechem, po czym oprowadza mnie po siłowni i konsekwentnie tłumaczy mi zasady panujące w tym miejscu.

Po wszystkim idę do szatni i wchodzę na sale. Zakładam słuchawki i wskakuję na bieżnię.

Nagle czuję, jak ktoś mnie lekko szturcha, odwracam się i widzę twarz chłopaka, którego zdążyłam poznać na imprezie u Trish pierwszego dnia.

- Hej! Dawno cię nie widziałem. – Mówi radośnie, zaczynając marsz obok mnie.

Spowalniam bieżnie i zdejmuję słuchawki.

- Ja ciebie też, myślałam, że będziemy się widywać na uczelni.

- Niestety, nie chodzę tam, gdzie te dupki. – Żartobliwym tonem wyjaśnia mi, czemu go nie widziałam.

- To dużo wyjaśnia.

- Jak ci się podoba miasto?

- Miasto wydaje się w porządku, mimo upływu dni wcale dużo nie zobaczyłam. Gorzej z ludźmi. – Dodaję w żarcie.

- Daj spokój, nie jestem taki zły.

- To się okaże. – Droczę się.

Postanowiliśmy razem poćwiczyć i to był świetny pomysł. Kevin zna się na rzeczy, ćwiczy już dobre kilka lat i ma świetną kondycję. Poza tym jest miłym chłopakiem i ma bardzo fajne poczucie humoru. Chociaż wolę nie zapeszać takimi myślami – już się tak pomyliłam dwa razy w ciągu ostatnich dwóch tygodni, to naprawdę zły wynik.

Opowiedział mi o swojej pasji do hokeja, wyznał, jak zaczynał i że teraz jest najlepszym napastnikiem w jednej z lepszych drużyn. Dostałam nawet zaproszenie na jeden z meczy.

- To był świetny trening! Dzięki wielkie. – Mówię do Kevina, gdy stoimy na parkingu.

- Trening w tak doborowym towarzystwie to sama przyjemność. – Rozgląda się na boki, jakby denerwował się, że ktoś nas obserwuje. - Masz może ochotę na kawę? Niedaleko jest świetna kawiarnia i...

- Hmm...- Przerywam mu. - Niech pomyślę, czy powinnam się pokazywać z taką gwiazdą hokeja publicznie.

- To tylko dobrze wpłynie na twój wizerunek. Nalegam.

- Niech będzie. - Zaczynam się śmiać, a on mi wtóruje.

- Możemy przejść się na nogach, to niedaleko.

Ulica, którą idziemy, zdaje mi się znajoma, przez co nie potrafię skupić się na rozmowie.

- Ziemia! – Kev macha ręką przed moimi oczami.

- Przepraszam- potrząsam głową- zamyśliłam się.

- Coś się stało? - Mówi, marszcząc swoje idealnie równe brwi.

- Nie, nie. Po prostu... Sama nie wiem. – Wzdycham.

- Mogę o coś zapytać?

- Jasne, śmiało.

- Czy ty i David się spotykacie?

Nie ukrywam, że to pytanie mnie zaskakuje, domyślam się, że nie mają najlepszych relacji, ale wydaje mi się, że nie powinno go to interesować. No, chyba że jest mną zainteresowany, to zmienia postać rzeczy.

- Dlaczego o niego pytasz?

- Na imprezie zdawało się, że coś między wami jest i dlatego. Wybacz, jeżeli...

- Daj spokój. – Wcinam się. – W porządku, między nami nic nie ma, nawet ze sobą nie rozmawiamy. Ta impreza była miesiąc temu, już kawał czasu. - Uśmiecham się szeroko.

- Fakt, całe szczęście, że już się z nim nie zadajesz. – Mówi ku mojemu zaskoczeniu – To tutaj.

Siadamy na zewnątrz, ponieważ pogoda jest przepiękna i żal tracić taki dzień w środku zatłoczonej kawiarni. Zamawiam kawę mrożoną z dodatkowym karmelem, ale Kevin dobiera dla mnie szarlotkę, podobno jest nieziemsko dobra – tak twierdzi.

- Dobrze znasz Davida? – Pytam po chwili, ponieważ nie daje mi spokoju jego ulga, gdy powiedziałam, że z nim nie rozmawiam.

- Skąd pomysł, że dobrze go znam? – Pyta, próbując rozplątać supeł w dresowych spodenkach, który sam sobie zrobił.

- Rozmawialiście na imprezie, zapytałeś, czy mnie coś z nim łączy- patrzę na niego dociekliwym wzrokiem- a później ucieszyłeś się, że nie.

- Racja, mogłaś tak pomyśleć. - Osuwa się na fotelu i zakrywa oczy dłonią, ponieważ słońce świeci mu prosto w twarz.

Kelnerka przynosi nam zamówienie i od razu zabieram się za kosztowanie ciasta, które Kevin tak zachwalał.

- Rzeczywiście pyszne! – Mówię, zanim zdążę przełknąć, a on śmieje się ze mnie. – No co?

- Słodka jesteś.

Rumienie się i nie odpowiadam, myślę, że ta reakcja jest lepsza od słów.

- Więc? – Kevin patrzy na mnie niepewnie. – Skąd się znacie?

- Aaa... Poznałem go jak zamieszkał obok Zayna, którego z kolei poznałem na treningach. – Mówi, zajadając się sernikiem.

- W takim razie co się stało, że już się nie lubicie? – Krzyżuję ręce na piersi i podobnie jak on opadam na fotel, a on zaczyna się śmiać.

- Szybko wyciągasz wnioski, najlepiej będzie, jeżeli od razu będziesz prostować, skąd biorą się te domysły. – Unosi brwi.

- Rany! Przecież słyszałam waszą rozmowę na imprezie, a na wieść o tym, że ze sobą nie rozmawiamy, powiedziałeś „całe szczęście". - Robię palcami cudzysłów. - Czy teraz mi odpowiesz?

- Racja, nie przepadamy za sobą. – Wzrusza ramionami. – Tak w skrócie, to był z moją kuzynką w bliskiej relacji, co bardzo mnie rozzłościło, bo wiedziałem, że jest chujem, jeśli chodzi o sprawy sercowe.

Kiedy wspomina o dziewczynie, od razu na myśl przychodzi mi zdjęcie z Instagrama.

- Skrzywdził ją? – Pytam ostrożnie.

- Nie, przeciwnie. Uszczęśliwił.

- W takim razie nie rozumiem. – Marszczę brwi i wkładam do ust widelec z kawałkiem ciasta.

- Moja kuzynka zmarła trzy lata temu. – Przygryza wargę, a jego oczy smutnieją.

- Przepraszam, nawet nie wiesz, jak mi głupio.

- W porządku, wszyscy byli na to gotowi Liz. Miała raka... Kiedy dowiedzieliśmy się, że zostało jej pół roku, David postanowił się do niej zbliżyć, a zrobił to, ponieważ wiedział, że była w nim zakochana. – Wzdycha. – Byłem na niego tak wkurwiony.

- Nie wiem, co powiedzieć.

- Wiem, jak to wygląda, że jestem chamem, który nie chciał jej szczęścia, ale to nie tak. Ja ją kochałem jak nikogo innego, była dla mnie jak siostra i wierzyłem w to, że ona przeżyje, a wtedy wyjdzie na jaw, że był z nią z litości. Załamałaby się.

- Może ją kochał. – Mówię to na tyle ostrożnie, że nie wiem, czy słyszy moje słowa.

Parska śmiechem, więc jednak słyszał.

- Słyszałem, jak ten dupek mówił, że nic nie trwa wiecznie. Ona była taka szczęśliwa Liz, a dla niego to było coś w formie odkupienia win za krzywdzenie innych lasek. Po jej śmierci ostatecznie pokłóciliśmy się i przestaliśmy się do siebie odzywać.

Widzę, jak na jego twarzy maluje się złość, nawet nie patrzy na mnie, tylko wbija wzrok w drzewo stojące obok naszego stolika.

- Jak miała na imię?

- Julia. – Wyraz jego twarzy zmienia się, kiedy mówi jej imię. – Była cudowną osobą: ciepłą, dobrą, pracowitą, ale zakochaną w tym idiocie. Mam wrażenie, że miłość do niego jest destrukcyjna. Jeszcze nie słyszałem, by któraś dziewczyna była z nim szczęśliwa.

- Przecież twoja kuzynka była. – Kładę dłoń na jego zaciśniętej pięści. - Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłeś.

Kevin odwzajemnia mój uśmiech i kontynuuje jedzenie sernika, a ja swojej szarlotki. Przez chwilę tak zajadamy się w milczeniu, ale później on zaczyna rozmowę na temat swojej pasji. Opowiada mi o zasadach gry i swoich kolegach z drużyny. Twierdzi, że nie byłby tak dobry, gdyby nie genialny trener, który już lata ich szkoli.

- Zayn już nie gra? – Pytam po tym, jak wspomniał o nim.

- Został wywalony za dragi, a później już nie próbował do tego wrócić. Może amatorsko gra, ale nic mi więcej nie wiadomo.

- Nie dowiedziałeś się, kto dał mu prochy na imprezie? – Dociekam, mimo że powinnam mieć to kompletnie gdzieś.

- Nie, ale szczerze? Nawet gdybym wiedział, sam bym to załatwił, a nie mówił nic Davidowi. Napytałby sobie biedy, a mimo że go nie lubię, nie chciałbym, żeby stało się tak, jak ostatnim razem.

- Rozumiem.

- Czyli wiesz, co zrobił? - Zacisną usta w wąską linię i rozciągnął je w szyderczym uśmieszku.

- Tak, mój ojciec ponoć go bronił w tej sprawie.

- Czekaj, czekaj! Jesteś córką Jamesa? - Potakuję. - To świetny prawnik, pomógł mojej ciotce w rozwodzie. Zostawili wujka zdrajcę w samych klapkach – Śmieje się.

- Cieszę się, że jej pomógł.

- To świetny człowiek, miałem okazję nawet z nim rozmawiać, jest...

- Super, zrozumiałam – Przerywam mu, a do niego dotarło, że nie chcę rozmawiać o ojcu.

- Przepraszam, jeśli powiedziałem coś nie tak.

- Wszystko dobrze powiedziałeś, ale po prostu nie chcę o nim rozmawiać.

- Mama czym się zajmuje? – Zmienia szybko temat.

- Jest właścicielką sieci biur marketingowych „Business Design".

- To ty jesteś...

- Nie musisz kończyć. – Uśmiecham się, a on podnosi ręce w geście kapitulacji.

Wracając na parking, rozmawiamy już o wszystkim, tylko nie o Davidzie i moich rodzicach. Dowiedziałam się, że Kevin i Trish byli razem przez chwile, ale nic z tego nie wyszło, bo ona była zakochana w Zaynie. Jack nigdy nie miał dziewczyny, tylko zawsze lubił podrywać laski, co niesamowicie mi się nie podoba.

Betty to szkolna Barbie więc nic się nie pomyliłam. Biega za każdym facetem powyżej metra osiemdziesiąt z ładną buźką i fajną furą – za Kevinem też ponoć biegała. Jej koleżanki są z nią ze względu na jakieś prywatne sprawy rodziców, o czym wie każdy.

Dowiaduję się też kilku ciekawostek o Zaynie i tym okresie przed pójściem na odwyk. Zayn o mało co nie sprzedał samochodu rodziców, którzy odcięli go od gotówki. Kevin wielokrotnie zbierał go z bruku, o czym nikt nie wie... Ludzie, z którymi ćpał to niezłe ziółka, nadal grają w tej drużynie... Podobno Zayn był świetny, a tamci byli zazdrośni, więc postanowili go zniszczyć.

- Nikt tego nie widział? Że zachowuje się dziwnie, że zadaje się z nimi? – Dopytuję.

- Wiesz Liz to nie do końca tak, że nikt nie widział co się z nim dzieje, ale nikt nic nie mógł zrobić. Wiem, że mieliśmy już o nim nie mówić, ale David to dobry przyjaciel, myślę, że mimo wszystko w tej sytuacji zaangażował się najbardziej. Nawet rodzice Zayna tracili nadzieję. Nelson był w stanie rozwalić wszystkich, którzy źle potraktowali jego przyjaciela albo źle o nim mówili, byleby to do niego nie dotarło. Pilnował go jak oczka w głowie, ale kontrola z jego strony nie przyniosła dobrych rezultatów. Wilson chował się jeszcze bardziej i ćpał jeszcze więcej, a tamci mieli ubaw z całej sytuacji. Tydzień przed tym, jak miał pójść na odwyk, ponoć był czysty. To też była zasługa Davida, był przy nim dzień i noc, nie opuszczał go na krok.

- A Jack?

- Jack? Pewnie mu pomagał, ale jak go znam, nie mógł patrzeć na wrak człowieka, jakim był wtedy Wilson. – Wzrusza ramionami. - Zostawił go ponoć na chwile... i doszło do najgorszego. Później wpadł w szał, resztę już znasz. David sztuk walki uczy się od dziecka i nikt woli nie wdawać się z nim w rękoczyny. Tamta dwójka chyba o tym zapomniała.

Doszliśmy na parking i kiedy już pożegnałam się z Kevinem, wsiadłam do samochodu. Odpalam silnik i po chwili słyszę pukanie w szybę:

- Co się stało? – Pytam go.

- Dzisiaj w jednym kubie daje koncert zespół, w którym gra mój znajomy. Może masz ochotę wybrać się ze mną?

- Pod warunkiem że to nie randka. – Śmieję się.

- Słowo!

- To wyślij mi adres. Spotkamy się na miejscu.

- Mogę do ciebie przyjechać i pojedziemy wspólnie taksówką, jeżeli masz ochotę? – Dodaje nerwowo.

Szczerze mówiąc, mam dość schadzek w swoim domu – to mam mu ochotę powiedzieć.

- Nie obraź się Kev, ale spotkajmy się przed klubem. Mam dużo obowiązków, nie wiem, na którą godzinę się wyrobię. Dobrze?

- Jasne. – Odpowiada, jakby słyszał odmowę codziennie. – Wyślę adres. – Puszcza mi oczko i idzie w kierunku swojego samochodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro