Rozdział XL

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Elizabeth


Zadawanie mu pytań w niczym mi nie pomoże, jego twarz zdradza mi jedynie tyle, że dzieje się coś niedobrego. Wiem, że nie powinnam usilnie pakować mu się do samochodu, ale wiem też, że gdybym go teraz zostawiła, mogłabym równie dobrze się z nim pożegnać.

Telefon Davida znów dzwoni, a ja nie wiem, czy powinnam zwracać mu uwagę, by odebrał. Spoglądam na niego badawczo, odchrząkuję lekko, ale on wciąż nie reaguje. Widzę na ekranie wyświetlacza, że to Zayn, sięgam, by wyciszyć dzwonek, ponieważ widzę, że ten dźwięk jeszcze bardziej go rozdrażnia.

- Zostaw. – Zasłania mi ręką dostęp do telefonu.

- Spokojnie, chciałam go tylko wyciszyć. – Unoszę dłonie i opadam na fotelu.

Wzdycha ciężko i parkuje na poboczu, a ja patrzę na niego skonsternowana, wydawało mi się, że się spieszymy. Odpina pas i uderza głową o kierownice, a ja w milczeniu kładę dłoń na jego karku.

- Przepraszam El, sam nie wiem, czy powinnaś ze mną jechać. Zayn dzwonił, że coś złego dzieje się u mnie w domu i boję się odbierać kolejny telefon. Boję się tam jechać.

- Spójrz na mnie.

Ostrożnie podnosi głowę i zewnętrzną częścią dłoni ociera policzek, a dopiero później patrzy mi w oczy. Udziela mi się strach, który widzę przed sobą.

- Patrzę. – Ponagla mnie, widząc, że nie potrafię wydusić z siebie słowa.

- Kocham cię i zawsze będę, bez względu na to, co zastaniemy u ciebie w domu, bez względu na to, czy ktoś jest temu przeciwny, będę z tobą. Bać potrafię się tylko najwięksi bohaterowie, tacy jak ty. Mogę wysiąść, ale nie chcę, żebyś przechodził sam przez to, co tam na ciebie czeka. Wybór należy do ciebie.

Posępnym wzrokiem wodzi po mojej twarzy, w końcu na jego lewym policzku pojawia się niewielki dołeczek.

- Chcę, żebyś była ze mną, ale jeżeli mojemu wujkowi coś odbiło, nie powinnaś tego widzieć, nie powinnaś oglądać tego, co ja.

- Przejdziemy przez to razem, nie pierwszy raz coś lub ktoś będzie przeciwko nam. Nie pierwszy raz ktoś mnie obrazi, dam sobie radę. Jedźmy, nie traćmy czasu.

Przekręcił kluczyk i odpalił samochód, ruszyliśmy dalej, ale kiedy tylko minęliśmy ostatnie światła, dzielące nas od jego domu na twarzy znów zadomowił mu się strach. Choć teraz do końca nie wiem, czy widzę tylko przerażenie, a może to złość?

Zayn czeka na nas na swoim podjeździe, kiedy razem z Davidem parkujemy samochód na ulicy. Podbiega do nas szybko i wymienia kilka wymownych spojrzeń ze swoim przyjacielem. Z Domu Nelsonów dobiegają dziwne odgłosy awantury, słyszę głównie męski głos, to Dan.

- Co tam się kurwa dzieje?

David ruszył w stronę drzwi, a my biegliśmy tuż za nim. Na ulicy nie ma żywej duszy, w niektórych oknach zapaliły się światła, jakby krzyki z tego domu ich obudziły.

Drzwi są zamknięte, próbujemy szarpać za klamkę i włożyć klucz, który leżał pod doniczką, ale to na nic, jakby zamki zostały zmienione.

- Odsuń się El. – Powiedział mój ukochany, zanim całym sobą wbił się w drzwi, by je wyważyć. – Zostańcie tu.

Ze środka czuć woń alkoholu, spojrzałam w przerażone oczy Zayna, który mocno obejmował mnie swoim ramieniem. Mam wrażenie, że nie powinniśmy zostawiać Davida samego.

- Co ty tu robisz? Przyjechałeś poskarżyć się mamusi? – Krzyczał Dan. – Pamiętasz, że kiedyś powiedziałeś mi, że nie zastąpię ci ojca? – Wybucha śmiechem, który wręcz go dusi. Jest kompletnie pijany, wiem to. – Pokaż mamusi, jakie masz blizny na nogach! Chyba dobrze go zastąpiłem, co?

Patrzę na twarz naszego przyjaciela, który chyba teraz dowiedział się prawy o ojcu Davida. O tym, że gdy żył, bił swojego syna...

Nie słyszę, by David cokolwiek mówił, dlatego zaczynam coraz bardziej się denerwować.

- Powinniśmy tam wejść. – Powiedziałam roztrzęsionym głosem.

- Poczekajmy. – Docisnął mnie do siebie i pocałował w czoło.

Głos Avy przebił się przez pijacki bełkot jej kochanka:

- Daniel proszę, nie rób nic głupiego- zanosiła się szlochem- przecież damy sobie ze wszystkim radę. Wszystko się ułoży.

- Nie ułoży się, dopóki twój synek stąpa po tej ziemi razem z tamtą dziewczyną. Mam dość takiego życia, dość szukania powodów, by żyć!

Dlaczego on tak bardzo mnie nienawidzi, co ja takiego zrobiłam temu człowiekowi, że nie może zaakceptować naszego związku...

Zayn spogląda na mnie z politowaniem w oczach, które budzi u mnie jeszcze większy niepokój.

- Nigdy nie zastąpisz mi ojca, bo on by się nie sprzedał. Mimo tego, że był tyranem, miał żelazne zasady.

Głos Davida się łapie, drży ze strachu, a ja nie mam pojęcia przed czym. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co dzieje się w środku.

- David zerwie z Elizabeth, za kilka miesięcy kończy szkołę, wyjedzie stąd i zostawi ją, a ty znów będziesz spokojny. Błagam Dan! Odłóż ten cholerny pistolet.

Kiedy z Zaynem słyszymy ostatnie słowo, spoglądamy na siebie. Zagryzam wargę i szturcham go w ramię.

- No co?

- Może zadzwoń po pomoc, niech przyjedzie pogotowie, policja, jeżeli dojdzie do tragedii...

Zayn zakrywa mi usta i patrzy głęboko w oczy, zaciska usta w cienką linię i wzdycha bezwiednie, a jego zielone pełne blasku oczy poszarzały. Sięga do kieszeni po telefon i wykręca numer alarmowy, zaczynam się obawiać, że to nie jest najlepsza decyzja. Po dwóch minutach wraca do mnie, a kłótnia w czterech ścianach obok nadal trwa. Dan wykrzykuje niezrozumiałe rzeczy, bełkot, który przyćmiewa alkohol, jest dla nas niezrozumiały.

- Elizabeth – zwraca się do mnie Zayn – muszę ci coś powiedzieć, ja...

Jego wypowiedź przerwał wystrzał z pistoletu, oboje bez wahania wbiegamy do domu i to, co widzę, potęguje uczucie przerażenia. Dan stoi w policyjnym mundurze, na kanapie, obok której stoi Ava. David stoi jak wryty i cały się trzęsie, mimo że jego bliscy wbijają w nas wzrok, on tego nie robi.

- David. – Podchodzę i kładę mu dłoń na ramieniu. – Jestem tu, kocham cię.

Wtedy odwraca się, jego twarz wygląda, jakby był tutaj kompletnie nieobecny. Powieki opadły mu w dół, a twarz przybrała blady kolor, porównywalny do ścian mojego pokoju.

Jego wujek wybucha śmiechem po raz kolejny, spogląda na mnie i wymachuje bronią, jakby była zabawką. W suficie zauważam dziurę, zapewne po poprzednim wystrzale. Czy on chce nas wszystkich pozabijać?

Zayn podchodzi bliżej i staje obok mnie, lekko zasłaniając mnie swoim ramieniem. Patrzę na niego i widzę, że sam jest przerażony równie mocno, co ja i David.

- Wezwaliśmy pomoc, jest już w drodze. – Informuje. – Niech pan zejdzie, dam znać, że to fałszywy alarm, odpowiem za to.

Podziwiam jego bezpośredniość, ja nie mam pojęcia, co mogłabym powiedzieć w tej chwili. Ava stoi wpatrzona w swojego kochanka, wygląda, jakby modliła się, by wrócił mu zdrowy rozsądek, ale widząc ilość butelek po alkoholu, nie mam pojęcia, czy to możliwe.

- Wilson, Zayn Wilson, następca Camerona, cudowne dziecko Wilsonów i ćpun... - To ostatnie dodaje prześmiewczo. – Zakochany chłopiec, który próbuje uratować ukochaną przed nieuniknionym, zupełnie jak David.

Mówi jak oszalały, nie mam pojęcia, do czego zmierza ten człowiek, co ma na myśli.

- Daniel, proszę.

- Ava – rozkłada ręce – chodź do mnie, umrzemy razem! Czyż to nie genialne? David napisze o nas wiersz, o parze tragicznych kochanków. Nie bój się, nie powiem ojcu, jak go spotkam, że jesteś pizdą. – Szaleńczy chichot wydobywa się z jego ust.

- Daruj sobie, po prostu to skończmy Dan, zejdź z kanapy i zacznijmy tu ogarniać. Kiedy zobaczą cię w tym stanie, stracisz posadę. – Mówi David, zachowując przy tym zimną krew.

- I tak ją straciłem, wypłynęły nagrania z tego, jak uczyłem cię pokory na ulicy, kiedy wracaliśmy ze szpitala. – Otwieram szeroko oczy i spoglądam na Davida. – Wiem, że maczaliście w tym palce, a szczególnie ty – pokazuje na mnie – Elizabeth Mitchell, córka Sophie i Jamesa, dziecko szczęścia, które przeżyło wypadek, w którym niejedna osoba, by zginęła.

- Dan... - Głos matki Davida jest słaby.

Kobieta upada na ziemię, a jej syn podbiega do niej i zaczyna ją cucić. Wychylam się zza Zayna, ale on łapie mnie za nadgarstek.

- Po co tu wracaliście?! – Uniósł się krzyk.

Wycelował we mnie broń, patrzyłam na nią, jakbym patrzyła jej prosto w oczy. Byłam przerażona. Nagle pociągną za spust, a w domu uniósł się krzyk... Moje dłonie były we krwi, moje ubrania były we krwi, czerwień spowiła podłogę i ściany. Patrzyłam w oczy mężczyźnie, który postanowił uznać się za godnego wymierzenie sprawiedliwości, był przerażony. Krzyczałam, rozglądając się po wszystkich, ale miałam wrażenie, że nikt nie słyszy. To był ułamek sekundy, padł następny strzał. Ciało Dana runęło z kanapy, a krew lała się strumieniem po podłodze. Świeca, która płonęła na stole, runęła, trącona przez jego ciało. Ogień był wszędzie, rozprzestrzenił się jak ból, który czułam teraz w każdej części ciała...

Sygnały pogotowia w tle, a my nadal tu w płomieniach patrzymy sobie w oczy.

„Mogą zawisnąć czarne chmury nad miastem, niech zacznie płonąć cały świat..."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro