1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiele razy zastanawiałam się jak to jest czuć. Jak to jest żyć normalnie? Bez gry w kotka i myszkę z całym światem. Bez fałszywych uśmiechów, przyjaźni, słów aprobaty czy smutku. Odkąd pamiętam nie było nic. Moje wnętrze duchowe nie istniało tak samo jak moja umiejętność czucia. Czy to smutku, radości, obrzydzenia, miłości, bólu... Nie istniało nic oprócz świadomości istnienia. Od maleńkości byłam świadoma swojego wybrakowania. Przerażenie w oczach mamy, obojętność ze strony rówieśników, moja nijakość. Jeżeli nic nie czujesz, musisz się nauczyć chociaż udawać że jednak coś w tobie jest. Godzinami siedziałam przy słowniku ucząc się czym jest każda z poszczególnych emocji. Bo jak udawać coś czego nie znasz? Napędzała mnie tylko chęć przeżycia. Wewnętrzny instynkt krzyczał "żyj i walcz o życie". Każdego dnia słyszałam że jestem podobna do tego "potwora", który nim dla mnie nie był. Zwykły człowiek, tak samo jak słowo "mama" określało dla mnie tylko człowieka, wyżywiciela. Byłam z dnia na dzień, sama i to mi odpowiadało, z niczym innym nie byłam obeznana i tylko to było mi potrzebne. Aż pewnego dnia, chyba w gimnazjum spotkałam jego. Nazywał się Dashan. Nie chciałam go. Nie planowałam go znać. Musiałam, by żyć musiałam udawać że jest kimś dla mnie. Wtedy musiałam zacząć udawać. Przez wiele dni do mnie zagadywał, oczekiwał spotkań i otwartości. Nie wiem jakim cudem, ale poznał moją naturę. Dlatego dałam u to wszystko, ale sztuczne, czego musiał być świadomy. Chyba uznał mnie za przyjaciółkę, bo nijak nie mogłam się go po jakimś czasie pozbyć. Zaczęto nas nazywać papuszkami. Przychodził do mnie do domu, ja z kolei byłam zmuszona przychodzić do niego. Spędzanie tak wiele czasu z kimś było niepotrzebne. Udawanie przy nim stało się łatwe i normalne. Wchodzę do szkoły - lekkie uniesienie kącików warg i nieśmiałe złapanie pasków od torby. Widzę znajomych na korytarzu - delikatne zmrużenie oczu, uśmiech bez pokazywania zębów i delikatne pomachanie w ich stronę. Napotkanie Dashana - cichy śmiech i delikatne objęcie na przywitanie. To i wiele innych stało się moją codziennością. Jedyne co się nie zmieniło to moje wycofanie. Nie chciałam do nich należeć. Nie odpowiadało mi mieć ludzi wokół siebie, to było nie wygodne, nie miałam z tego rzadnych korzyści. Uważałam że to bezsensowne. Moje myślenie było podręcznikowe, opierało się tylko na tym co przeczytałam. Czytałam tylko to co było pożyteczne. Bo liczyło się i miało jakiekolwiek znaczenie tylko to co było pożyteczne. Takim sposobem mijały mi miesiące, a moją głowę zaczęło zaprzątać coraz więcej myśli.

Taki stan rzeczy trwał do 15.03.2009r. Zbliżał się koniec roku szkolnego, tym samym ja kończyłam pierwszą liceum. Już wiele miesięcy przed tym zastanawiałam się jak to jest kogoś zabić. Chciałam zobaczyć emocje takie gdy ktoś umiera. Chciałam usłyszeć ból w czyimś krzyku. Chciałam przetestować swoje zobojętnienie. Planowałam ten moment tak by był idealny. Bym zapamiętała go na zawsze. Planowałam też co będzie potem, jak zapewnię sobie alibi. Uczyłam się określonych wyrazów twarzy i gestów. Wszystko po to by było idealnie. Zbrodnia idealna.

Był wtedy już wieczór, żółtawe światło dawały jedynie latarnie. Wiedziałam, że będzie sam w domu. Byłam ubrana w kurtkę jakiegoś mężczyzny którą ukradłam chwilę wcześniej z ławki gdy oddalił się na chwilę by jak zauważyłam kupić coś w sklepie na przeciwko. W kieszeni czułam scyzoryk, trzymałam go przez rękawiczkę. Założona czapka z daszkiem na głowę wystarczająco zakrywała moją twarz, by nikt się nie domyślił mojej tożsamości. Mocno zapukałam w drzwi kryjąc twarz jak najbardziej w wysokim kołnierzu kurtki, pachniała piżmem i papierosami. Usłyszałam szybkie kroki, i dźwięk otwieranego zamka. Otworzył zamaszyście drzwi i zdziwiony na mnie popatrzył.

- Dobry wieczór. O co chodzi? - zapytał nieświadomy tego co się zaraz stanie. Nie odzywałam się, zrobiłam krok do przodu, pokazując ręką by się zbliżył, co uczynił niepewnie. Zbliżyłam się na taką odległość by móc szybko zamknąć drzwi, a zarazem szybko i pewnie dźgnąć go dokładnie poniżej ostatniego żebra po prawej stronie, ostrze gładko zatopiło się w jego ciele. Jego szara koszulka z logiem ulubionego zespołu zaczęła przesiąkać czerwoną cieczą. Do mojego nosa dotarł mocny zapach krwi. Zatoczył się opierając się o ścianę i spojrzał na mnie z czymś niezidentyfikowanym w oczach, na jego czole pojawił się pot a twarz zbladła. I nagle poczułam coś. Jak potem zrozumiałam była to satysfakcja. Musiałam to zignorować. Szybko i pewnie pchnęłam jeszcze trzy razy nożem, dwa razy między żebra i raz w brzuch. Osunął się po kremowej ścianie nieprzytomny jeśli nie martwy na podłogę, a wokół niego stworzył się spora kałuża gordowej substancji. Patrzyłam na ten niepowtarzalny widok dłuższą chwilę, by zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Po chwili ocknęłam się z otępienia - od wtedy liczyły się tylko minuty. Czym prędzej pobiegłam do kuchni i włączyłam gaz w piekarniku przy okazji wsadzając do włączonej mikrofali plastikową zapalniczkę. Zdjęłam z siebie kurtkę, rzucając ją na podłogę i wybiegłam tylnym wyjściem, gdzie tuje chroniły mnie przed wzrokiem innych. Biegłam ile tchu w piersiach do metalowej bramki, która prowadziła na polną drogę, którą doszłabym do domu niezauważona.Poczułam podmuch gorącego powietrza na plecach, odwróciłam się tylko na chwilę a moim oczom ukazał się płonący budynek. Pomknęłam przed siebie, a wpadając do domu udałam się już spokojniejszym krokiem do kotłowni, gdzie ściągając z siebie ubrania wrzuciłam je wszystkie do pieca, patrząc jak pochłaniają je języki ognia. Godzinę później, już umyta i z przećwiczoną mimiką zrozpaczonej nastolatki udałam się pod jego dom.  W okolicy zebrał się już niezły tłum ludzi. Przepchałam się przez nich wymuszając sztuczne łzy. Będąc w końcu na samym przodzie upadłam na kolana i udając że wstrząsają mną spazmy płaczu. Ktoś zarzucił mi sweter na ramiona a kilka innych osób zapewne mi współczując zakryło mi widok na płonący dom. Szarpałam się z jakimś mężczyzną chcąc pokazać jak bardzo zrozpaczona jestem i chcę pobiec uratować przyjaciela. Krzyczałam tak długo dopóki pracujący policjanci nie zainteresowali się zamieszaniem na drodze wśród gapiów.

Kolejne dni mijały mi na udawaniu zrozpaczonej po śmierci bliskiej mi osoby i stawieniu się dwa razy na przesłuchanie. Szybko jednak gliny szybko straciły mną zainteresowanie, gdy odnaleziono na kurtce DNA mężczyzny który był jej właścicielem. Niedługo potem w wiadomościach pojawiła się informacja o okrutnym morderstwie nastolatka przez 35 letniego Edgara J. skazanego na 25 lat więzienia. Przez kolejne miesiące przychodziłam codziennie na cmentarz. Patrzeć na tablicę z napisem Dashan May. Ludzie z boku myśleli że jestem pogrążoną w żałobie dziewczyną, kiedy ja patrzyłam z dumą na swoje dzieło. Dwie rzeczy: duma i satysfakcja. Nic mniej i nic więcej jak to. Moja mama, nie mogąc znieść mojego wzroku, tak pustego, sądząc że to z powodu załamania, wyjechała do pracy kilkaset kilometrów dalej. Ja sama trafiłam pod dach mojej ciotki i jej męża, która prawdopodobnie starała się okazywać mi jak najwięcej troski w związku tragedią jaką przeżyłam. Po kilku kolejnych miesiącach moje emocje się względnie unormowały. 

Pod koniec drugiej klasy liceum, siedziałam przy stole z moją rodziną. Prowadziliśmy luźną pogawędkę na temat zbliżających się wakacji gdy nagle ciotka wypaliła z pytaniem.

- Na jakie planujesz iść studia? Z tego co twoja matka mówiła, twoje oceny znacznie się poprawiły od ostatniego roku. Masz już jakiś plan? - zapytała najwyraźniej szczerze zainteresowana, spoglądając na mnie brązowymi oczami wokół których zaczęły tworzyć się już zmarszczki. Oparłam łokcie na końcu stołu i uśmiechnęłam się łagodnie.

- Tak ciociu, chcę zostać koronerem. - odparłam pewnie a zaskoczona kobieta niespokojnie poprawiła się na krześle. Wuj także wydawał się wybity z równowagi. Oboje patrzyli na mnie jak mi się wydawało w mieszanką zmartwienia i powątpiewania.

- Jesteś pewna, że to jest dobry zawód dla... kobiety? - zapytał z ironią wujek. Prawdopodobnie nie oczekując takiej odpowiedzi jakiej udzieliłam, a jaką planowałam już wiele miesięcy wiedząc, że da mi to większy immunitet i możliwości.

- Chcę pomóc w złapaniu drani, którzy zabijają niewinne osoby wujku. Podjęłam już decyzję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro