II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiatr rzucał jej włosami na wszystkie stronę drażniąc przy okazji oczy, które przez to stały się nieco wilgotne. Patrząc na nią można by było wywnioskować, że jest bliska płaczu. Jednak nikt się tym nie przejmował.

-Tędy!- Noemi krzyknęła i skręciła nagle konia w prawo, wjeżdżając do lasu. Nie było to proste, gdyż galopując, a może i cwałując, trudno jest wymijać gęsto rosnące drzewa. Kilka razy prawie uderzyła twarzą w gałęzie. Na szczęście refleks nie pozwolił jej na to. Szybko oddychała, tak samo jak koń biegnący pod nią. Na karym umaszczeniu zbierał się biały pot. U jej boku jechał również mężczyzna na siwej klaczy. Dosyć niezwykłe umaszczenie, jak na ich rejony. Jeździec skupił się na ucieczce tak, jak dwóch pozostałych.

Dziewczyna obejrzała się w tył. Ku jej zdziwieniu złodzieje, którzy ich gonili zniknęli. Przejechała jeszcze kilkaset metrów. Dopiero wtedy zatrzymała się wraz z kompanami.

-Zgubiliśmy ich? Jakim cudem? Siedzieli nam przecież na ogonach.- Mężczyzna zsiadł z konia i poklepał zmęczona klacz po szyi. Napoili szybko swoje konie, siebie i przywiązali je tymczasowo do pobliskich drzew.

-Może ich coś zeżarło? Nie wiem, niedźwiedź jakiś lub coś.- Młody chłopak, liczący nie więcej niż 18 wiosen zaśmiał się na własne słowa. 

-Zaraz ciebie coś zeżre.

Noemi spojrzała na towarzyszy. Widać było, iż byli braćmi. Oraz prawdziwymi ludźmi, a przecież cały ten świat był symulacją. Ciekawe co by się stało, jakbym im powiedziała, że są wytworem komputera... pomyślała, po czym założyła włosy za ucho.

-A udław się- rzucił starszy mężczyzna i wziął łyk wody.

-Odpoczniemy kilka godzin i ruszymy w nocy. Trzeba zdobyć to złoto, inaczej nie dostaniemy się do pałacu- powiedziała Noemi i wzięła się za szukanie suchych, małych gałązek. 

-Nie możemy rano?- Leksen, młodszy brat, pomógł jej przy rozpalaniu ogniska.- Chcemy trochę odpocząć.

-Nie ma mowy. Złodzieje mogą nas tu znaleźć. Cholera wie co się z nimi stało.

-Po prostu odpuścili. W ogóle powinniśmy wrócić do miasta, a nie uganiać się za jakimś wozem. 

-Tłumaczyłam ci to już wiele razy, Leksen- westchnęła cicho. Mimo, iż bardzo go lubiła, czasami nie miała do niego siły. A to dopiero trzeci dzień jej wędrówki w świecie numer 68. Na jej korzyść, w realu czas liczony jest inaczej. Tutaj trzy dni, tam trzy godziny.- Okradniemy ich szybko, sprawnie i spadamy do zamku. Dajemy łapówkę gwardzistą, włazimy i zabijamy obecną władzę.

-A skąd wiesz, że wezmą od nas kasę i nie zawiadomią króla i królowej, że jacyś szemrani typkowie włażą do zamku?- Zerknął na nią.- Trzech typków i pani.

-Z pewnych źródeł wiem, że tamtejsi gwardziści są łatwo przekupywalni. To będzie jak bułka z masłem.

-Może twoje źródło wiedzy chce nas tylko wrzucić w kupę kłopotów?

-Przestań już gdybać- wtrącił się starszy brat, Ramdy- skup się na ognisku, nie chcę zamarznąć w ciągu następnych godzin.

-Mhm- Leksen wymamrotał i usiadł przy rozpalonym ognisku.

-Ja jej ufam. Wy także powinniście- zwrócił się do brata i mężczyzny, który się nie odzywał. Był szczupłym, ale za to wysokim trzydziestolatkiem. Z jego jasnych oczu bił mróz. Zwał się Ynkal. Gdy trzy dni temu Noemi zebrała ich grupkę, ludzi, którzy świetnie władają mieczem, bracia byli sfrustrowani, dlaczego Ynkal się nie odzywał. Dopiero po chwili zobaczyli w jego otwartej buzi ucięty język. Cóż, nie mógł im powiedzieć jak go stracił.

-No ufam, ufam. Po prostu jestem ciekawy. Wybacz, pani.- Nie spojrzał na dziewczynę. Wolał skupić się na ogrzewaniu dużych i zmarzniętych dłoni. Śniegu może i nie było, ale upału także brakowało. 

Ynkal na ich słowa podniósł kciuk w górę. 

-Zakładam, że on też ci ufa.

-Ja też.- Rozejrzała się po okolicy nasłuchując ewentualnych sygnałów nadchodzących złodziei. Lub nadjeżdżających. Zamiast tego na włosy spadła jej kropla zimnego deszczu.

-Świetnie. Jeszcze deszcz! No po prostu... ugh!- Leksen wstał, mimo że dopiero co usiadł. Noemi się cicho zaśmiała.

-Nic ci z tym nie zrobię!

-Mogłaś wybrać inny dzień na napad.

-Przykro mi, nie jestem czarodziejką.- Ale może jutro będę, pomyślała po czym podeszła do konia. Nie zdążyła nawet włożyć nogi w strzemię, gdy w jej stronę coś poleciało. Zerwał się silny wiatr i prawie oberwała dużą gałęzią leżącą jeszcze przed chwilą nieopodal. Po raz kolejny w ciągu dnia się uchyliła, zdana na swój refleks. Spojrzała na kompanów zdziwiona. Ciemne chmury pokryły całe niebo. Deszcz się wzmógł. Wiatr również. Wszystko zaczęło latać dookoła. Konie się zestresowały i zaczęły rżeć.

-Co to ma być?!- Krzyknął Leksen i poprawił pochwę z mieczem, aby ona także nie odleciała. Jego brat w przeciwieństwie do niego, zaczął działać. Złapał go sprawnie za rękaw i odciągnął szybko z drogi lecącego krzewu.

Noemi serce zabiło kilka razy szybciej. Nie mieli się przecież gdzie schować. Byli w lesie.

-Na konie i spadamy stąd!-  Ramdy sprawnie wsiadł na swojego, który prawie go zrzucił. Leksen nie był pewien tego pomysłu. Jak każdego innego, ale on jak i reszta wsiedli posłusznie. Zawrócili i skierowali się galopem jak najdalej zamieszania. Nie było łatwo. Wszędzie latały gałęzie, krzewy i prawie drzewa zostały wyrwane z korzeniami. Deszcz lał niewyobrażalnie mocno. Noemi nie mogła zobaczyć prawie nic przez ścianę kropel. Skupiła się aby wysiedzieć w siodle. Co się działo? Może awaria systemu? Ale dlaczego jej nie odłączyli w takim razie?

-Uważaj!- Noemi krzyknęła uchylając się przed porzuconą w lesie kłodą, która jak błyskawica przemknęła kilka centymetrów nad jej głową. Leksen nie miał tyle fartu i został przez nią uderzony. Zamarło jej dech w piersiach gdy zobaczyła jak chłopak traci równowagę i zaczyna spadać. Konie mogły go stratować. Ale tego nie zrobiły. Utrzymał się łapiąc za szyje swego dzielnego rumaka. Koń jakby w ogóle nie przejmując się tym galopował dalej. 

Gdy udało się im wyjechać z lasu bez większych obrażeń niż zadrapania wszystko ucichło.

-To było dziwne...- rzekł młody brunet i spojrzał za siebie. Noemi także to zrobiła. Coś było zdecydowanie nie tak, ale ona jeszcze nie wiedziała co. Las wyglądał normalnie. Jakby nic takiego się nie stało. Cudem uniknęli tragedii, zważywszy nie tylko na dziwne zjawisko pogodowe, ale i zmierzch, który już nastał.

-Bardzo. Jakaś może krótkotrwała wichura?-Wzruszyła ramionami.- Nie ważne, mamy misję do wykonania!- Noemi ruszyła konia i skierowała się na zachód. Musieli objechać las, aby nie napotkać znowu churaganu.- Musimy się pośpieszyć, inaczej nie zdążymy. Jedziemy inną drogą.

-Dobry pomysł, bo za nic tam nie wrócę!- Leksen wraz z resztą ruszyli za nią. Z całej ich małej kompanii był najbardziej gadatliwy. Mimo iż przypominał z wyglądu swego brata, takie same włosy, oczy i zarys szczęki, to był zdecydowanie bardziej energiczny. Ramdy cechował się, jak zauważyła Noemi, skrytością. Było w tym coś pociągającego.

Jechali razem aż do świtu. Myśli Noemi zajęte były dziwnym wydarzeniem w lesie.  Musi koniecznie o tym pomówić z Henrykiem, gdy wróci do rzeczywistości.

-Jest- szepnęła, prawie niesłyszalnie. Zatrzymała się na wzgórzu. Niezbyt wysokim, aczkolwiek mieli świetny widok na wóz ciągnięty przez dwa konie. Nie miał obsady, tak jak zakładała. Jedynie trzech mężczyzn, aby nie wzbudzać podejrzeń. Wyglądali na umięśnionych. Pewnie gwardziści przydzieleni do pilnowania skarbów. Noemi zmrużyła oczy i się przyjrzała. Na wozie były tylko stare worki. W nich musi być to złoto, o którym słyszała. 

-Ataaaak!- Leksen krzyknął i nim inni mogli zareagować, ruszył galopem na powóz. Noemi cicho przeklnęła, ale ruszyła za nim. Mogła mieć tylko nadzieję, że nadpobudliwy chłopak nie zepsuje całego planu. Nie minęła minuta, gdy zeskoczyli z koni i każde wyjęło swoje miecze. Dwóch mężczyzn, siedzących do tej porze na wozie, zeskoczyło z niego. Wylądowali miękko na nogach. Wyćwiczony ruch, pomyślała Noemi. Nim się obejrzała jeden ze znacznie wyższych od niej mężczyzn podszedł w jej stronę i zamachnął się zdobionym mieczem. Musiał być kimś więcej, niż tylko gwardzistą. Sparowała jego cios. Spróbowała również zrzucić go na ziemie, a przynajmniej na kolana. Bez skutku. Stał stabilnie na nogach. Mimo iż w przeszłości trochę trenowała, nie miało się to nic do wyćwiczonych rycerzy samego króla. Niestety umiejętności nie nabywają się w momencie wkraczania do świata 69... Walczyła dzielnie. Kilka razy uniknęła pchnięcia niesamowicie ostrym narzędziem. Udało się jej również sprawnie wymijać ruchy. Obrała inną taktykę. Zmęczy przeciwnika. Tak więc uskakiwała wiele razy, schylała się, podkładała mu kilka razy nogę. Jednakże sekunda zachwiania się na nogach przeważyła wszystko. Postawny mężczyzna wytrącił jej miecz z rąk i... 

Noemi spostrzegła, że w drugiej sekundzie z gardła mężczyzny wystawał zakrwawiony miecz jej znajomego. Ramdy sapnął i wyszarpał miecz z ofiary, która po chwili leżała na ziemi twarzą do dołu. Dziewczyna cofnęła się krok, aby nie poplamić butów ciemną cieczą wypływającą w szybkim tempie ze świeżego trupa. Woźnica i drugi rycerz także byli martwi. Ale wolała się nie przyglądać dokładnie, czy z ich organizmów, tak jak z tego u jej stóp, wypływa tyle samo krwi. Zamiast tego zwróciła głowę w stronę Ynkala. Przeszukał sprawnie worki i podniósł złoto do góry, ukazując je kompanom. Jak to miał w zwyczaju, pokazał kciuk w górę i schował je z powrotem do szarego worka. 

-Udało się! Udało!- Krzyknął ucieszony jak dziecko  Leksen. 

-Ledwo. Nigdy więcej nie ruszaj bez nakazu, jasne?- Zwrócił się do niego jego brat.

-Mhm- wymamrotał tylko. Nie interesowała go za wiele uwaga brata. Skupiony był na sukcesie, jaki osiągnęli.

-Teraz tylko pojechać do zamku...- Noemi ruszyła w stronę miejsca, gdzie woźnica zwykł siedzieć. Coś jednak jej to uniemożliwiło. Poczuła szarpnięcie za nogę. Nie zdążyła ochronić twarzy. Zderzyła się z ziemią. Jęknęła cicho z bólu, kątem oka widząc ruch w pobliżu. Została przewrócona na plecy. Drugi z żołnierzy miał twarz niebezpiecznie zbliżoną do niej. Uśmiechał się. Nie. Szczerzył. A jego zęby jak i szyja pokryte były krwią. Z policzka wystawało mu ostrze. Noemi krzyknęła przerażona i spróbowała go kopnąć w panice. On, jak gdyby nic, wyszarpał ostrze z własnej twarzy. Krew trysnęła na nią, brudząc jej twarz i usta. Przerażona zobaczyła, jak fragmenty mięśni wystają z dziury po sztylecie. W drugiej chwili poczuła pchnięcie ostrza w klatkę piersiową. Krzyk wydostał się z jej gardła.

*

Poderwała się do siadu. Położyła dłoń na klatce piersiowej i pomacała się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą było ostrze.

-Hej, co się stało?- Okularnik zwany Henrykiem spojrzał na nią zdziwiony. Siedział jak to on za swoim biurkiem z kilkoma ekranami. Taki trochę typowy nerd, ale w pracy. Noemi pokręciła tylko głową, po czym położyła się na miękkim łóżku.

-Zginęłam- rzekła po uspokojeniu oddechu. Nie często się jej to zdarzało. A nigdy w tak dziwnych okolicznościach jak ta.

-Jak to?- Mężczyzna odwrócił się w stronę komputera.- Nic mi tu nie pokazuję na temat twojej śmierci. Tylko przyśpieszona akcja serca.

Navad zdjęła z siebie okulary, które zawsze musiała zakładać do wkraczania do wymarzonych światów. Przeczesała lekko dłonią proste włosy.

-Ogólnie ten świat jest jakiś dziwny. Powiedz informatykom, aby się tym zajęli, okej?- Wzięła kilka głębokich wdechów po czym wstała.

-Dziwny? To znaczy jaki? Napiszę w raporcie i im prześlę.

-To znaczy, że znikąd wzięła się nagle wichura po czym i tak zniknęła. O i pewne postacie nagle zniknęły.

-Jak nagle?- Notował każde jej słowa z pomocą podświetlanej klawiatury.

-Jechałam na koniu. Byli praktycznie kilka centymetrów za mną i gdy się odwróciłam, ich nie było.

-Może po prostu gdzieś skręcili?

-Nie- pokręciła głową.- Wtedy bym zauważyła, że uciekają. Zresztą nie zrezygnowaliby tak nagle.

-Mhm, w ogóle ty powinnaś to pisać.

-Tak, ale ty masz sprawniejsze palce.- Wzięła łyk wody, która leżała nieopodal na biurku.- Zanotuj, że zabił mnie martwy gość.

-Jak to martwy?

-Nie wiem właśnie. W jednej sekundzie był martwy, a w drugiej wcisnął mi jakieś ostrze w brzuch.

Henryk pokiwał głową. Nie skomentował więcej tamtejszych wydarzeń. Ale Noemi czuła, że coś jest nie tak. Może zwykły problem w systemie? Pokręciła lekko głową. Nie jej zmartwienie. ona ma tylko zgłaszać poprawki. Jednak w trzewiach czuła, że i tak będzie jej to w dużej mierze dotyczyć.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro